Stron

środa, 31 lipca 2024

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. VII

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA
Cz. VII





 Gdy więc 12 stycznia 1650 r. zakończyły się obrady Sejmu warszawskiego, a szlachta rozjechała się do domów - po przyjęciu (większości) wynegocjowanych pod Zborowem warunków pokojowych - tumult na Ukrainie nie zmniejszył się, a wręcz przeciwnie wszystko tam ponownie kipiało do nowego powstania przeciwko "polskim panom". Ogromne niezadowolenie chłopstwa ukraińskiego i czerni kozackiej (szczególnie zaś tych, którzy nie zostali ujęci w rejestrze) powodował - zapowiadany wcześniej - powrót szlachty i magnaterii do ich zniszczonych i rozgrabionych majątków. Na bracławszczyźnie doszło z tego powodu do buntu chłopskiego (których wsparł ze swymi Kozakami pułkownik bracławski Daniło Neczaj). Król Jan Kazimierz nakazał listownie Chmielnickiemu aby bunt ów uśmierzył, co ten ponoć uczynił, ale niezbyt chętnie, ani też niezbyt szybko. Na Zaporożu zaś pojawił się samozwańczy ataman kozacki o imieniu Hudali, który podważał władzę Chmielnickiego i nawoływał do dalszej "wojny z Lachami". W tych warunkach w marcu 1650 r. do Kijowa przybył tamtejszy wojewoda Adam Kisiel, który pragnął też poinformować Chmielnickiego o decyzjach Sejmu warszawskiego. Decyzje te oczywiście były już dawno znane Chmielnickiemu i jego otoczeniu i może dlatego Kisiel spotkał się tam z niezwykle chłodnym powitaniem (ponoć zastał Chmielnickiego w cerkwi, a ten ani nie powitał go, ani nawet nie wstał aby oddać mu pokłon). Kozakom warunki pokoju zborowskiego już dawno przestały się podobać, a ponieważ król dodatkowo nie spełnił warunków usunięcia unitów z województwa kijowskiego i szlachta miała wrócić na swoje dawne posiadłości, powodowało to ogromne niezadowolenie kozactwa. Chmielnicki nakazał też Kisielowi odesłać niemiecką dragonię, która przybyła do Kijowa aby go chronić, a gdy ten odmówił powstał tumult, który o mały włos zakończyłby się tragicznie i dopiero osobista interwencja Chmielnickiego zapobiegła rozlewowi krwi (i wielce prawdopodobnej śmierci Kisiela). Oficjalną wizytę na Zamku kijowskim Chmielnicki złożył Kisielowi dopiero czwartego dnia od jego przybycia do Kijowa i wówczas też powstrzymał czerń przed uwięzieniem, a być może również zabiciem wojewody (gdy wcześniej rozeszła się wieść, że Kisiel został pozbawiony swego stanowiska). Następnego dnia Chmielnicki dowiedział się o ujęciu i przewiezieniu do Czehrynia Hudaliego, który otwarcie rzucił mu wyzwanie co do władzy nad Kozakami. Poczuwszy się teraz mocniejszym, zażądał od Kisiela aby wojsko koronne i magnaci nie wkraczali na ziemię ukrainą, aby szlachta zaprzestała pobierania podatku podymnego i aby z chłopami postępowała odtąd  "jak najskromniej".

W listach słanych do króla, Adam Kisiel pisał iż starszyzna kozacka jest jak najbardziej za utrzymaniem pokoju i dochowaniem wierności Rzeczpospolitej, a jedynie chłopstwo i czerń się buntuje; że niewielka część nie objętych rejestrem pragnie wrócić na dawne majątki w charakterze chłopów, ogromna zaś większość jest temu przeciwna; Kisiel pisał również że Chmielnicki kontaktuje się często z Siedmiogrodem, Mołdawią, Wołoszczyzną a nawet z Moskwą. Rzeczywiście Chmielnicki panicznie bał się osamotnienia, zdając sobie sprawę że bez tatarskiego sojusznika Kozacy - nawet wsparci przez liczne chłopstwo ukraińskie -  nie będą w stanie sprostać wojskom koronnym i litewskim. Klęska w bitwie pod Łojowem i niemożność zdobycia Zbaraża nawet przy wsparciu Tatarów, bardzo silnie oddziaływała na jego mentalność. Dlatego też słał poselstwa do chana, do Siedmiogrodu, do Mołdawii, do Moskwy i do Konstantynopola, wszędzie deklarując sojusz i wiernopoddańczy stosunek, w zamian za wsparcie w dalszej walce z Polakami. Poza tym w obozie Chmielnickiego znajdowało się wiele zacnych szlacheckich rodów ruskich, jak: Hulaniccy, Iskrzyccy, Wyhowscy czy Kochanowscy (ich dołączenie do Chmielnickiego często nie było kwestią wyboru, a raczej ocalenia życia, gdyż w czasie powstania szlachta miała tylko dwa wyjścia - ucieczka na zachód, albo dołączenie do Zaporożców Chmielnickiego i wiele rodów wybrało tę drugą opcję). Często byli oni potem zwolennikami dalszej wojny z Rzeczpospolitą, jako że utracili nadzieję iż mogą powrócić do grona braci szlacheckiej. Niepotrzebnie, gdyż we wszystkich uniwersałach i petycjach szlachta otwarcie domagała się aby ci: "którzy byli przy wojsku Jego Królewskiej Mości zaporoskim (...) ma okrywać amnestyja". Sam Adam Kisiel (Rusin z pochodzenia) był przez długi czas na Ukrainie uważany za "swego", szczególnie gdy na Sejmie 1641 r. wygłosił sławną mowę, zwracając się w niej do posłów polskich: "przodkowie nasi, Ruscy Sarmaci (...) nie do kraju, ale z krajem, nie do religii, ale z religią, nie do tytułów i honorów, ale z tytułami i honorami - tak przybyliśmy do tej wspólnej ojczyzny naszej". Teraz jednak Kisiel był kimś obcym, był jednym z Lachów, a przez to był na równi znienawidzony (pewnego razu jeszcze w Kijowie, gdy Chmielnicki mocno sobie popił, nakazał wszystkich którzy przybyli z Kisielem i jego samego - powiesić. Życie ocalił im Wyhowski wstrzymując do następnego dnia egzekucję, a gdy Chmielnicki nazajutrz wytrzeźwiał spytał się czy Kisiel żyje, a gdy odpowiedziano mu że jest "pod wartą", kazał warcie odstąpić, mówiąc: "Ja wczoraj z gniewu upiłem się i oszalałem").




W połowie stycznia 1650 r. z Moskwy wyruszyło też poselstwo (złożone ze 120 osób) do Warszawy, na którego czele stał namiestnik Niżnego Nowogrodu - Grigorij Puszkin, oraz jego brat Stiepan - namiestnik ałatarski. Zjawili się oni pod Warszawą w połowie marca, a pod murami stolicy powitał ich podczaszy litewski Kazimierz Tyszkiewicz i chorąży nadworny koronny Wojciech Wessel. 18 marca na audiencji przyjął ich król Jan Kazimierz, a dwa dni później rozpoczęły się pertraktacje, mające na celu przedłużenie pokoju polanowskiego z 1634 r. Strona moskiewska wyciągnęła jednak całą listę zarzutów, począwszy od złego tytułowania cara Aleksego (w Rzeczpospolitej bowiem nie uznawano carskiego tytułu władców Moskwy, chociaż w czasie pokoju polanowskiego oficjalnie zgodzono się stosować tę tytulaturę), poprzez pretensje do przeróżnych magnatów i wielmożów polskich, których ukarania (i to śmiercią) domagano się natychmiast, co wywołało oburzenie na Zamku Królewskim. Atmosferę tę rozluźniła nieco uczta, jaką wyprawił król dla przybyłych posłów (na której to notabene spili się oni tak bardzo, że na drugi dzień nie byli zdolni do kontynuowania rozmów). Domagano się również ukarania śmiercią księcia Jeremiego Wiśniowieckiego poprzez wbicie go na pal. Wyciągnięto też jakieś książki z roku 1643, 1648 i 1649 w których autorzy mieli obrażać cara Aleksego i jego ojca Michała i domagano się również ich ukarania (oczywiście śmiercią). Wreszcie stwierdzono że hetman kozacki, gdy "podbił ziemię królewską", upadł na twarz przed carem Aleksym prosząc go o opiekę, gdyż Kozacy "są jednej wiary z nami, a przez was są prześladowani". Twierdzili również że car na to nie przystał, pragnąc zachować pokój z Rzeczpospolitą, ale jeśli Polacy pragną rzeczywiście utrzymać pokój, powinni wynagrodzić im to poświęcenie, poprzez oddanie tych wszystkich miast, które w 1634 r. w Polanowie car Michał musiał oddać Polsce i Litwie. Wiadomość o poselstwie moskiewskim bardzo szybko rozeszła się po Warszawie, szczególnie zaś ludzie opowiadali sobie o niezmiernej bucie moskiewskich posłów, a gdy marszałek koronny Jerzy Lubomirski nakazał (zapewne za zgodą króla) zamknąć posłów w areszcie domowym ("aby otrzeźwieli"), spotkało się to powszechną aprobatą Warszawiaków. Taki krok mógł jednak doprowadzić do zerwania pokoju polanowskiego i nowej wojny z Moskwą, czego - nie mając ustabilizowanej sytuacji na Ukrainie - nikt w Rzeczpospolitej nie pragnął. Areszt domowy trwał zaledwie pół dnia (25 marca), a Ossoliński osobiście przybył do posłów przepraszając ich za to i zapraszając na nową ucztę. Niewiele to jednak dało, gdyż moskiewscy posłowie wciąż domagali się wcześniej wymienionych warunków, dzięki którym zachowano by pokój. Nie pomagały kolejne uczty i wreszcie sami Polacy zaczęli rozmyślać nad zwołaniem Sejmu i wystawieniem armii na nową wojnę z Moskwą, jednak najpierw wysłano do Moskwy własne poselstwo, które miało uzyskać zgodę cara na "amnestionowanie" owych "zbrodniarzy", którzy w swych książkach stosowali niewłaściwą tytulaturę. Na czas ich powrotu posłowie moskiewscy mieli pozostać w Warszawie i więcej nie wracać do tego tematu. Jednocześnie król Jan Kazimierz wysłał posłów na Krym, do Bakczysaraju z propozycją dla chana wspólnej wojny z Moskwą, a propozycja ta została tam bardzo radośnie przyjęta.

Tymczasem sam monarcha od 30 maja 1649 r. był żonaty z Ludwiką Marią Gonzagą, francuską księżniczką o włoskich korzeniach, jednocześnie żoną jego zmarłego (w maju 1648 r.) brata Władysława IV. Warto słów parę powiedzieć i o tej postaci, która wydaje mi się jest nieco zapomniana w naszej historii, a szczególnie przykrywa ją blask Marysieńki, żony Jana III Sobieskiego (również francuskiego pochodzenia), która notabene w tym czasie jako dziecko była obecna na dworze królowej Ludwik Marii. Gonzagówna urodziła się 18 sierpnia 1611 r. jako córka Karola Gonzagi i Katarzyny de Guise. Miała pięcioro rodzeństwa (trzech braci i dwie siostry). Jej ojciec (po swej babce Małgorzacie Paleolog) był potomkiem ostatnich cesarzy bizantyjskich i żył fantazją odrodzenia Cesarstwa Bizantyjskiego. Jego ojciec - Ludwik Gonzaga był młodszym synem księcia Mantui Fryderyka i czuł się Włochem ale przeniósł się do Francji gdzie odziedziczył rodzinne dobra po swojej babce Annie d'Alençon. Dopiero Karol Gonzaga był pierwszym z tego rodu, który mówił o sobie iż jest Francuzem. Katarzyna de Guise była zaś bardzo odważną kobietą, nie bała się ani fechtunku ani jazdy konnej i gotowa była nawet uczestniczyć w bitwach, a jej uroda zwracała uwagę każdego, kto tylko miał z nią do czynienia (niestety nie wiedziano że ta kobieta, pod sukniami które nosiła, zakładała również kłujące ciało łańcuchy i często też się biczowała, a jej plecy pokrywały ślady owych praktyk). Rodzicami chrzestnymi przyszłej królowej Polski Ludwiki Marii, byli król Francji Ludwik XIII i Maria Medycejska (których w zastępstwie reprezentowali Henryk Lotaryński i Katarzyna de Longueville). Już od dziecka młoda Maria (bo wówczas takie imię nosiła) marzyła o koronie królewskiej. W 1618 r. zmarła jej matka - Katarzyna de Guise (przeziębiła się na balu wydanym w Luwrze) i od tej pory dziećmi (w tym Marią) zaczęła opiekować się siostra ich ojca - Katarzyna de Longueville (jej ojciec zaś wkrótce potem zainteresował się spadkiem mantuańskim, pragnąc objąć tron książęcy w tym właśnie kraju. Udało mu się to po interwencji w północnych Włoszech Ludwika XIII, który w marcu 1629 r. zmusił Hiszpanów do wycofania się stamtąd i dzięki temu Gonzaga - zwany również księciem de Nevers - odziedziczył tron mantuański, a jako taki został uznany w lipcu 1631 r.). W tym czasie (1628 r.) do młodej Marii w konkury zaczął pretendować młodszy brat króla Francji - Gaston, książę Orleanu. Ten przedstawiciel rodziny Burbonów mógł się podobać, był od Marii starszy o 3 lata, przystojny, inteligentny, dowcipny i dobrze wykształcony (niestety miał też i złe cechy charakteru, bywał lekkomyślny, tchórzliwy i bardzo często zdradzał tych, z którymi wcześniej knuł spiski przeciw swemu bratu). Gaston (aby przypodobać się Marii) śpiewał pod jej balkonem w Hôtel d'Alençon (należącym do jej ciotki księżny de Longueville) miłosne sonety i zapewne spodobał się młodej dziewczynie. Jednak matka Gastona - Maria Medycejska (a za nią dwór francuski) kategorycznie zabronili mu poślubienia Marii (nie wgłębiajmy się teraz w powody tej decyzji, gdyż nie mają one w tym momencie większego znaczenia). Ostatecznie (4 marca 1628 r.) po ostrej rozmowie z bratem Ludwikiem XIII, Gaston obiecał mu więcej nie myśleć o małżeństwie z Marią. Jednak złamał dane bratu i matce słowo i postanowił potajemnie poślubić ukochaną gdzieś na prowincji. Przygotowania do tego były już w zasadzie ukończone, ale na ich trop wpadła Medyceuszka, która w marcu 1629 r. wysłała księżnej de Longueville i młodej Marii zaproszenie do Luwru (w asyście oddziału wojskowego) po czym obie damy zamknęła w twierdzy Vincennes (chociaż miały tam swój apartament i traktowano je z należytymi honorami, to jednak pozostawały więźniarkami królowej matki).


LUDWIKA MARIA W MŁODOŚCI



Nie trwało to jednak długo, gdyż kilka tygodni później zostały uwolnione (gdy Gaston ponownie obiecał matce zrezygnować z małżeństwa z Marią). W grudniu 1629 r zmarła księżna de Longueville i Maria została sama (jej ojciec był zajęty walką o tron Mantui, tak więc pisał do niej jedynie listy, w których domagał się podporządkowania królowej matce, jako że swym postępowaniem Maria psuje mu stosunki z dworem francuskim w jego walce o tron Mantui - a w tej rozgrywce Francuzi byli Karolowi niezwykle potrzebni). Gaston tym razem dotrzymał słowa, nie pisał, nie odwiedzał jej, a ona straciła już nadzieję na zostanie księżną Orleańską i być może przyszłą królową Francji. Dowiedziała się też, iż w Nancy Gaston poznał księżniczkę Małgorzatę Lotaryńską i teraz do niej poszedł w konkury. Młoda dziewczyna cierpiała z tego powodu, przepłakała wiele nocy, aż wreszcie, pewnego dnia u drzwi Hôtel d'Alençon stanął książę Gaston. Przywiózł jej książkę, bogato zdobioną diamentami i został tam przez kilka dni. Gdy dowiedziała się o tym królowa Maria Medycejska, ponownie wysłała "zaproszenie" dla Marii, aby towarzyszyła jej w pewnej podróży. Następnie wywiozła Marię do klasztoru w Avenay (gdzie już wcześniej przebywały jej dwie młodsze siostry) i w tymże klasztorze zamknęła młodą dziewczynę (1630 r.). Maria przebywała tam przez pełne trzy lata i nawet upadek królowej matki (w lipcu 1631 r. gdy Ludwik XIII uwięził Marię Medycejską i kazał jej na stałe opuścić Francję) nie zmieniły jej położenia. W roku 1632 dowiedziała się że jej ukochany Gaston w Lotaryngii poślubił (ponoć z wielkiej miłości) siostrę tamtejszego księcia, ale dwór królewski także nie uznał tego mariażu (Gaston więc po kilku latach porzucił swoją małżonkę, mając z nią już kilka córek). W roku 1633 Maria opuściła mury klasztoru w Avenay i przeniosła się do posiadłości ojca w Nevers, gdzie żyła życiem prowincjonalnej, niezbyt zamożnej szlachty francuskiej. W tym zaś czasie Karol Gonzaga, zupełnie przestał interesować się córkami. Tracąc synów (w 1632 r. zmarł jego trzeci i ostatni syn) popadł w totalną ascezę i przygnębienie, nie mogąc pozostawić tronu Mantui swemu męskiemu potomkowi. Maria kilkakrotnie pisała listy do ojca z pytaniem czy mogłaby go odwiedzić w Mantui, ale z reguły odpowiadał że ma zostać tam, gdzie jest. Wreszcie zgodził się aby przyjechała, lecz jej wizyta ostatecznie znów została odłożona. W Nevers jednak Maria (pomimo niezbyt dużych dochodów), kazała tytułować się księżniczką i nawet utrzymywała skromny dwór, jaki przysługiwał córce władcy Mantui i na każdym kroku podkreślała iż jest córką panującego w Italii władcy, domagając się jednocześnie nie tylko szacunku, ale również czołobitności od okolicznej szlachty.

Mijały lata i w roku 1636 (gdy król Rzeczpospolitej Władysław IV zaczął realnie poszukiwać kandydatki na żonę) kardynał Richelieu polecił posłowi francuskiemu w Warszawie monsieur d'Avaux zaproponować dwa małżeństwa: królewny Anny Konstancji (siostry Władysława IV) która miała poślubić Gastona Orleańskiego i samego króla Władysława z jedną z trzech francuskich księżniczek: Marią Gonzagą, jej siostrą Anną lub księżniczką Condé (z tym że Maria była najbardziej wysuwana). Król Władysław polecił posłowi Rzeczpospolitej Zawadzkiemu (zmierzającemu do Anglii) obejrzeć po drodze wszystkie trzy panie i zdać mu relację. Ostatecznie jednak rada Senatu odrzuciła projekt małżeństwa z Francuzką, a Władysław IV poślubił arcyksiężniczkę Cecylię Renatę Habsburżankę, tak więc znów korona królewska przeszła Marii koło nosa. Jednak we wrześniu 1637 r. sytuacja Marii znacznie się zmieniła wraz ze śmiercią jej ojca. Tron mantuański przejął teraz (noszący to samo imię) Karol II Gonzaga - liczący wówczas 6 lat i pochodzący z bocznej linii tego rodu. Regentką została jego matka Maria Gonzaga, która jednak była bardzo pro-habsburska, czym niwelowała dotychczasowe francuskie sukcesy w Mantui. W tej sytuacji kardynał Richelieu nie mógł pozwolić na to, aby francuskie posiadłości tego rodu również przeszły w ręce Karola II i jego matki. Tak więc Ludwik XIII przekazał Księstwa Nevers i Rethel najstarszej córce zmarłego Karola I Gonzagi - Marii, ale musiała ona wziąć na utrzymanie swoją młodszą siostrę Annę (najmłodsza Benedykta zmarła jeszcze w tym samym 1637 r.). Maria stała się więc teraz zamożną księżną (wraz z księstwem otrzymała również pałac Nevers w Paryżu) i wraz z siostrą wiodła dosyć beztroskie życie, latem wyjeżdżając często do uzdrowisk (głównie Forges w Normandii). Miała 27 lat, uważana była za piękną (choć niektórzy twierdzili że jest tylko "ładna") a teraz również majętną. Jej dwór liczył 100 osób. Miała ładne czarne włosy, bardzo ładne zęby, przyjemne oblicze i według słynącej z plotek na francuskim dworze madame de Monteville: "miała prawdziwą postać królowej". Była też przystępna do ludzi i miła dla innych (nawet niechętny jej Rochefoucauld musiał przyznać iż była: "Jedną z najmilszych osób na świecie"). W tym czasie była też bardzo nieśmiała (co jawnie kontrastowało z jej wizerunkiem jaki wytworzyła będąc już w Polsce, a mianowicie z niespożytą energią i odwagą) i czasem zamknięta w sobie. Teraz też miała wielu adoratorów (szczególnie jeden markiz de Gevres był w niej tak bardzo zakochany, iż deklarował że jest dla niej gotów uczynić wszystko i jeśli ona go porzuci, popełni samobójstwo. Tak też się stało, odrzuciła jego zaloty i młody człowiek wkrótce potem zastrzelił się).


LUDWIKA MARIA DE NEVERS



W tym też czasie (w maju 1638 r.) podczas swej podróży do Hiszpanii został we Francji zatrzymany i aresztowany królewicz Jan Kazimierz Waza, młodszy brat króla Władysława IV (i przyszły król Rzeczpospolitej, o którym opowiadam również w tej serii). Na polecenie kardynała Richelieu został uwięziony w twierdzy Vincennes (tej samej, w której niegdyś Maria Medycejska zamknęła Marię Gonzagę). Oczywiście był tam traktowany z należytymi honorami i oficjalnie był "gościem dworu francuskiego", aczkolwiek nie mógł stamtąd wyjechać (Richelieu obawiał się bowiem jakiegoś sojuszu hiszpańsko-polskiego, tym bardziej że polityka Zygmunta III - ojca Jana Kazimierza i Władysława IV - była bardzo pro-habsburska, a obecny mariaż króla Władysława również nastrajał ku temu podejrzliwość). Ostatecznie w lutym 1640 r. został zwolniony z twierdzy, a Richelieu nawet zaproponował mu mariaż z jedną z francuskich księżniczek. 8 marca Jan Kazimierz spotkał się na audiencji z Ludwikiem XIII, dnia następnego z leżącą w łóżku, chorą jego małżonką Anną Austriaczką, kolejnego dnia spotkał dwuletniego delfina, przyszłego Króla Słońce - Ludwika XIV. Z Gastonem się nie spotkał, gdyż ten odmówił traktowania Jana Kazimierza jako równego sobie (w ogóle Jan Kazimierz czuł się tam bardzo upokorzony, jako że był bratem króla pochodzącego z wyboru, a nie z przysługującego władcom prawa dziedziczenia, był więc traktowany jako "suweren drugiego rzędu"). Spotkał się jednak z jedyną (pozostałą przy życiu) córką Gastona - 13-letnią Anną Marią Ludwiką Orleańską (która początkowo zamierzała powitać go siedząc w fotelu, jego zaś posadzić na krześle, ale ostatecznie powitała go na stojąco). Nawet wizyta u kardynała Richelieu była dla Jana Kazimierza zniewagą, gdyż nawet on uważał siebie za wyżej postawionego od brata elekcyjnego króla Polski. I wówczas też przyszło do Jana Kazimierza zaproszenie do pałacu Nevers, gdzie miał spotkać się po raz pierwszy ze swoją przyszłą żoną - Marią Gonzagą (czyli ludwiką Marią).



JAN KAZIMIERZ WAZA W MŁODOŚCI 




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz