Stron

środa, 25 września 2024

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. XIII

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO 

MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA
Cz. XIII





 Lato 1650 r. to nie tylko czas narodzin królewskiej córki, ale przede wszystkim intensywne działania, zmierzające do zawiązania antytureckiej koalicji złożonej z Rzeczpospolitej, Kozaków Chmielnickiego, Siedmiogrodu Rakoczego, księstwa Multańskiego (Wołoskiego), Cesarstwa, Wenecji a także Chanatu Krymskiego. Pracował nad tym intensywnie kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński, ale zmarło mu się 9 sierpnia, co realnie pogrzebało wszelkie anty-tureckie plany. Ossoliński był osobistym wrogiem kniazia Jaremy Wiśniowieckiego, a poza tym był bardzo nielubiany szczególnie przez zwykłą szlachtę, jako że bardzo rzadko liczył się z jej zdaniem i potrafił tak manipulować opinią "panów braci", że ostatecznie i tak zawsze stawiał na swoim. Jedyny bodajże w tym okresie człowiek który realnie żałował Ossolińskiego, to był kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł, który pisał o nim: "Wielki mąż w radzie, w darze wymowy i znajomości spraw nieporównany, jak i w biegłości w językach, przyjaźnią połączony z obcymi książętami, godny był dłuższego życia". Ossoliński zmarł w wieku lat 54, czego przyczyną miała być apopleksja (mówiono że spowodowana odmową króla Jana Kazimierza nadania starostwa trembowelskiego teściowi jego córki -  hetmanowi polnemu koronnemu Marcinowi Kazanowskiemu). Pochowany został w ufundowanym przez siebie klasztorze dominikanów w Klimontowie, a w samym pogrzebie wzięła udział tylko najbliższa rodzina i kilku przyjaciół. Mówiło się też, iż tego właśnie dnia król zasiadł do uczty wesoły i taka też panowała ogólna radość na dworze (choć oczywiście nie była ona powszechnie okazywana), a po kraju zaczęły krążyć chociażby tego typu wierszyki: "Śmierć twoja wielki mężu nie w smak wszystkim była - bo cię za późno zgładziła". Wraz ze śmiercią kanclerza Ossolińskiego wszelkie plany wojny przeciwko Imperium Osmańskiemu ostatecznie dobiegły kresu.

A tymczasem na Ukrainie Chmielnicki próbował pokazać coraz otwarciej swoją podmiotowość i niezależność od króla i Rzeczypospolitej. Na początku lipca poprosił zdążającego do Moskwy Greka - Joana Tafralija, aby ten zapewnił cara Aleksego że wciąż gotów jest mu służyć, a pogłoski o jego odstępstwie są nieprawdziwe. Gdy zaś 30 lipca doszło do jego spotkania z osmańskim posłem Osmanem agą (podczas którego Turek zapewniał w imieniu sułtana, iż ten gotów jest wesprzeć Chmielnickiego nawet i 100 000 wojska - nie licząc ordy tatarskiej -  jeśli tylko Chmielnicki dalej będzie kontynuował wojnę z Polską), ten był niezwykle podekscytowany i zadowolony z tego spotkania. Już 31 lipca (czyli dnia następnego), podczas spotkania z posłami wojewody krakowskiego - Władysława Dominika Ostrogskiego-Zasławskiego i starosty kałuskiego - Jana Zamoyskiego, stwierdził otwarcie: "Mnie ani król, ani Rzeczpospolita do żadnych rzeczy zmusić nie może, bom ja wolny sobie i komu zechcę, będę służył. Mam cara tureckiego (...) posiłkiem pewnym, cara moskiewskiego także, ordy wszystkie poprzysiężone. Nie tylko Koronę Polską, ale i Państwo Rzymskie komu zechcę, w ręce dam i panom wszystkim majętności nie puszczę, póki mi Czaplińskiego nie wydadzą" (notabene to właśnie od sporu z Danielem Czaplińskim zaczął się cały ten kozacki bunt na Ukrainie, gdy podstarości czehryński najechał chutor Chmielnickiego, porwał mu żonę - którą następnie poślubił, a także okaleczył syna). Chmielnicki zresztą pił na umór (o czym pisałem już w poprzednich częściach tej serii). Gdy 3 sierpnia 1650 r. kompletnie pijany, wybrał się na przejażdżkę w towarzystwie "Horoszenki" (Piotra Doroszenko) i napotkał na swej drodze kilku szlachciców, kazał ich wszystkich potopić. Nazajutrz gdy wytrzeźwiał, ponoć tego żałował, a w liście do króla pisał, że to tylko dzięki jego osobie szybko postępuje przywracanie szlacheckich majątków -  zarówno szlachty "laskiej" jak i ruskiej - na Ukrainie.




Śmierć kanclerza Ossolińskiego była również powodem pewnej zmiany, jaka musiała zaistnieć na dworze chanów krymskich w Bakczysaraju. Chan Islam III Girej zapewne marzył o zrzuceniu osmańskiej zależności Krymu (narzuconej jeszcze w 1475 r.), ale oczywiście musiał mieć ku temu sporą koalicję międzynarodową, gdyż inaczej nie odważyłby się wystąpić przeciwko sułtanowi. Jednak wraz ze śmiercią Ossolińskiego miraże te upadły całkowicie i jedynym wyjściem było kontynuowanie planów wielkiej wojny z Moskwą, które to propozycje - przez swoich posłów - składał Islam Girej zarówno Rzeczpospolitej, jak i Szwecji (w sierpniu 1650 r do Sztokholmu w tym właśnie celu udało się poseł Mustafa bej, który na audiencji u królowej Krystyny przedstawił list od chana i dostojników krymskich, deklarując że już teraz na Moskwę ruszyło 100 000 ordy pod wodzą kałgi sułtana, a wkrótce dołączy do nich również sam chan. Proponował więc wspólną wyprawę przeciwko Moskalom, deklarując że na Krymie wiedzą o "nieprzyjaznej postawie Moskwy wobec Szwecji". Jednak wiadomość o wysłaniu 100 000 Tatarów na Moskwę nie była prawdziwa, a miała jedynie skusić Szwedów do wspólnej z chanem inwazji na Rosję). Jednak ani królowa Krystyna (córka Gustawa II Adolfa Wazy), ani wpływowy kanclerz Królestwa, hrabia Axel Oxenstierna (prywatnie zaś osobisty przyjaciel poległego w bitwie pod Lützen w listopadzie 1632 r. Gustawa II Adolfa) nie zamierzali jednak wciągnąć Szwecji w ten konflikt. Nie mogąc więc doprowadzić swych planów wojennych do pełnej realizacji, chan zajął się sprawami wewnętrznymi swego państwa. Zaczął więc stawiać liczne warownie na granicach Chanatu, szczególnie jego oczkiem w głowie była twierdza w Perekopie, która strzegła drogi na Krym. Kazał też tam wznieść wał perekopski (według ustaleń Zygmunta Abrahamowicza, liczył on od 8-23 km.). Rozbudował pięknie Bakczysaraj, Perekop i Gozlew, wznosząc tam nowe medresy, kramy kupieckie, meczety, domy dla ubogich i dla podróżnych. W ogóle pod jego rządami w połowie XVII wieku Chanat Krymski rozwijał się wyśmienicie (było to spowodowane licznymi wyprawami łupieskimi zarówno na Rzeczpospolitą jak i na Moskwę i pozyskaniem tą drogą licznych łupów oraz niewolników). W ogóle Chanat Krymski w tym okresie jaśniał blaskiem w porównaniu ze swymi sąsiadami, popadającą w kryzys Rzeczypospolitą, Moskwą - którą trapiły liczne wewnętrzne bunty i powstania (o czym wspomniałem w poprzedniej części), a także Imperium Osmańskim, które również popadało w kryzys i zmagało się z buntami ludności przeciwko coraz bardziej żądnej władzy i ziemi elicie dworu osmańskiego (ostatni w tym okresie bunt wybuchł w okolicach Karahisaru w 1648 r., a przewodził mu Kathardżi-Oglu, do którego to przyłączył się szyicki prorok - Abdulnebi. Sułtan Mehmed IV stłumił ten bunt w bitwie pod Üsküdarem jeszcze w tym samym 1648 r.).

2 sierpnia przybył do Czehrynia poseł chana Sefer Gazi aga, przywożąc Chmielnickiemu list, w którym Islam Girej nakazywał mu przygotować się do wojny z Moskwą (deklarował również, że w przypadku gdy Polacy zaatakują Ukrainę, Orda natychmiast ruszy Kozakom z odsieczą). Chmielnickiemu nie w smak były te plany, ale nie odważył się otwarcie zaprotestować i nakazał przygotowania (choć jednocześnie nie informował przeciwko komu są one skierowane). Miał też drobny problem z pułkownikiem niżyńskim - Prokopem Szumiejką, który przeszkadzał szlachcie w dotarciu i odzyskaniu ich majątków. Wezwał go do Perejasławia, zbeształ, mówiąc że nie jest rolą Kozaków decydować co poszczególni panowie robią we własnych majątkach, a jedynie stać na straży kozackich wolności, odebrał mu stopień pułkownika i oddał go setnikowi bużyńskiemu - Łukianowi Suchyni. W tym też mniej więcej czasie na Zaporoże przybył chorąży nowogrodzki - Mikołaj Kisiel, który zażądał wycofania Kozaków z dóbr prywatnych na Bracławszczyźnie (spytał się jednocześnie Chmielnickiego czy pragnie on wojny czy pokoju). Jednocześnie poinformowano Chmielnickiego o koncentracji wojsk polskich na Podolu. Polecił więc Chmielnicki aby nie czyniono przeszkód szlachcie w dotarciu do ich majątków (oczywiście nie czynił tego, bo się przestraszył, a jedynie aby zyskać na czasie, gdyż nie był jeszcze przygotowany do nowego konfliktu z Rzecząpospolitą). Jednocześnie posłał też do Konstantynopola swoich ludzi (pod przewodnictwem pułkownika kijowskiego - Antona Zdanowicza), aby wybadać czy sułtan rzeczywiście wyślę pomoc, na wypadek nowej wojny z Polską, jednocześnie deklarując oddanie się pod opiekę sułtana. Po wizycie Mikołaja Kisiela Chmielnicki ponownie spił się na umór i krzyczał (przeplatając ze sobą słowa polskie i ruskie) tak, iż słychać go było "w całym Czehryniu" (jak zanotował nieznany z imienia pisarz polskiego poselstwa) że: "Poczekajcie Lachy! Poczekaj, panie hetmanie! Już teper ne budę Potocki, ale budę Koniec-Polski! Oj Lachy, Lachy,! Chytrością i nieprawdą ze mną idziecie" (notabene hetmana Potockiego wziął do niewoli Chmielnicki pod Korsuniem w 1648 r., natomiast Koniecpolski zmarł w 1646 r. i był ostatnim z wielkich hetmanów Złotego Wieku Rzeczypospolitej, od czasów zaś hetmana Czarnieckiego rozpoczyna się okres hetmanów Srebrnego Wieku. {Ciekawostka - hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski zmarł w wieku zaledwie 54 lat, a wszystko za sprawą tego, że niedawno wziął ślub z młodą dziewczyną której chciał dogodzić w łożu, dlatego też brał różne preparaty wspomagające męskość, a one ostatecznie doprowadziły go do śmierci, gdyż dostał zawału serca. Na jego pogrzebie poseł sułtana tureckiego wyrzekł te oto słowa: "Polacy, wy jeszcze nie zdajecie sobie sprawy kogo straciliście, ale już wkrótce się o tym przekonacie". Bez wątpienia gdyby Koniecpolski dożył wybuchu powstania Chmielnickiego, to skończyłoby się ono pod Korsuniem klęską i śmiercią lub niewolą Chmielnickiego).




Więc Mikołaj Kisiel ponownie przybył do Czehrynia, Chmielnicki miał mu zakomunikować: "Stoję teraz jedną nogą w Polsce, jedną w Turcji. Nie chcę zdradzić króla, mego pana, ale jeśli będę zaczepiany przez Polaków, a ich obóz będzie bliżej niż koło Lwowa, jeśli nie wydacie mi Czaplińskiego i nie oddacie zagrabionych cerkwi, wówczas pokłonię się Turczynowi. Z czym więc przyjechałeś, panie starosto? Jeśli uczynicie, czego pragnę, będę służył królowi; jeśli nie - zwrócę się winną stronę". Nic nie uradzono, ale 10 sierpnia 1650 r. w Orlikowie pod Czehryniem (ponownie - bo czynił to już kilkukrotnie wcześniej - o czym pisałem) spotkał się Chmielnicki z wojewodą kijowskim - Adamem Kisielem. Niby był zmartwiony, pytał się co ma czynić, gdyż nie chce zrywać z Koroną i z królem, ale realnie nie zapadły tam też żadne ostateczne decyzje. Kisiel pisał z Orlikowa do króla 12 sierpnia żeby nie prowokować Chmielnickiego i nie ułatwiać mu opowiedzenia się po stronie sułtana. Wojsko trzymać najdalej w Glinianach pod Lwowem, oraz posłać posła na Krym, aby wytłumaczył chanowi że Rzeczpospolita nie ma zamiaru atakować Kozaków. Podważenie sojuszu kozacko-tatarskiego miało być teraz głównym celem Rzeczypospolitej, czym w pewien sposób pomagał również sam Chmielnicki. Otóż denerwował go stopień zależności, do jakiego został zmuszony w ugodzie zborowskiej (1649), stając się realnie podwykonawcą woli chana krymskiego. Ta zależność bardzo mu ciążyła, a jednocześnie wiedział że bez wsparcia Tatarów sami Kozacy nie będą mogli oprzeć się długo potędzę Rzeczpospolitej. A co gdyby sam ogłosił się księciem ruskim, albo kozackim? Co gdyby wszedł do rodzin panujących? Wówczas jego pozycja byłaby zupełnie inna niż obecnie i właśnie taka myśl zakołatała w jego głowie. Zapragnął bowiem wydać swego 18-letniego syna Timofieja (zwanego Tymoszką), za Rozandę, córkę hospodara mołdawskiego - Bazylego Lupula. Tylko że najpierw trzeba było go do tego zmusić, dlatego też Chmielnicki oskarżył Lupula o przechwytywanie jego listów do sułtana, (czym ten miał działać na korzyść Rzeczpospolitej i króla polskiego). Co ciekawe w tej wyprawie liczył Chmielnicki na wsparcie Tatarów, gdyż Lupul jeszcze w 1649 r. napadł na część ordyńców powracających z łupami i odebrał im je, a także uwolnił jeńców. Taka wojna, mająca przysłużyć się nowej dynastii Chmielnickich, byłaby znacznie lepsza niż wyprawa na Moskwę czy Turcję.

Jeszcze w sierpniu 1650 r. pod Humaniem zgromadził ataman ok. 70 000 armię (z czego Tatarów było jakieś 30 000) i kilkadziesiąt dział. 1 września to wojsko stanęło pod jampolem nad Dniestrem (będącym granicą pomiędzy Rzeczpospolitą a Mołdawią). Pierwsi przez rzekę rzucili się Tatarzy, po nich postępowali Kozacy, nie napotkawszy nigdzie oporu, wpadli prawdziwe morderczy szał. Zapłonęły wioski i miasteczka, doszło do gwałtów i mordów, a najeźdźcy doszli za Prut aż do Jass (stolicy Mołdawii), które to miasto spalili, biorąc tam licznych jeńców. Sam Lupul zbiegł wraz z rodziną do lasu, a następnie do położonego w górach klasztoru. Wyprawa ta głównie polegała na niszczeniu i mordach (Tatarzy praktycznie nie brali nawet jasyru, wyjąwszy młode, ładne dziewczyny które następnie można było z zyskiem sprzedać). Bazyli Lupul skontaktował się ze stojącym po drugiej stronie granicy (w rejonie Kołomyi i Śniatynia) hetmanem wielkim koronnym Mikołajem Potockim (tym który będąc kompletnie pijany, poniósł klęskę w bitwie pod Korsuniem i dostał się do niewoli, ale po ugodzie zborowskiej Chmielnicki uwolnił go, tak jak i resztę polskich jeńców) z prośbą o pomoc. Ten jednak nie zamierzał wdawać się w tą awanturę, tym bardziej że od Chmielnickiego odgradzały go dwa kozackie pułki, które ten ustawił na wypadek interwencji Polaków od strony Rusi Czerwonej. W tych warunkach Lupul musiał zgodzić się na narzucony mu przez Chmielnickiego traktat, na mocy którego w zamian za opuszczenie jego kraju przez Tatarów musiał im zapłacić 120 000 talarów, Kozakom co prawda tylko 10 000, ale Chmielnicki zyskał znacznie ważniejsze postanowienie małżeństwa Timofieja z Rozandą, zawarcie wiecznego sojuszu kozacko-mołdawskiego i wyrzeczenia się Lupula wszelkich związków z Polską. Dodatkowo Chmielnicki otrzymał konia z rzędem, szablę bogato oprawioną złotem i wysadzaną drogimi kamieniami, oraz sobole. Jako gwaranta do trzymania owych warunków, Chmielnicki pozostawił w Mołdawii pułkownika bracławskiego Daniłę Neczaja z jego oddziałem (który poniekąd przydał się Lupulowi gdy wkrótce potem znów powrócili Tatarzy, wówczas Neczaj "wyprowadził" ich z Mołdawii tak, aby już nie uczynili więcej szkód). W drodze powrotnej z Mołdawii, Chmielnicki wysłał dwa listy. Pierwszy do księcia Jerzego Rakoczego z Siedmiogrodu, zapewniający o chęci wsparcia Siedmiogrodzian przeciwko ich wrogom; drugi zaś do hetmana Potockiego, w którym deklarował wierność Rzeczpospolitej i tłumaczył się że wyprawę na Mołdawię przedsięwziął w celu skłonienia Lupula do wojny z Turcją, co - jak twierdził - było "Świątobliwym zamysłem Jego Królewskiej Mości".




Już jednak w październiku w swym liście do króla pisał Chmielnicki że jego interwencja w Mołdawii związana była z ochroną Lupula przed jego wrogami. Zupełnie już w tym momencie widać było, że Chmielnicki nie dba nawet o pozory prawdomówności, stawiając coraz bardziej wszystko na jedną kartę. Coraz bardziej dostrzegała to szlachta z okolic Kijowa i Czehrynia, której co prawda oficjalnie Chmielnicki pomagał w odzyskaniu ich majętności, ale (tak jak wyżej opisany przeze mnie przykład) zdarzało się że również mordował ich z zimną krwią. W tych warunkach w październiku 1650 r. szlachta kijowska i czernichowska podjęła zobowiązanie, iż gotowa jest ponownie walczyć z Chmielnickim w nowej wojnie na śmierć i życie, natomiast ci spośród współbraci z tych okolic, którzy się od tego zadania odłączą, mają zostać objęci anatemą, a ich majątki skonfiskowane i oddane królowi jako królewszczyzny. Jeszcze z końcem października hospodar Lupul wysłał list do hetmana Potockiego w którym informował go dokładnie o przebiegu kampanii kozackiej i o poczynionych układach, które zostały nań wymuszone. Jego celem było bowiem zerwanie sojuszu z Chmielnickim, a już na pewno nie chciał wydawać swej córki za mąż za Timofieja. Dlatego też dokładnie informował Potockiego nie tylko o sile Kozaków, ale również o ich planach, które pozyskał. Twierdził więc że w nadchodzącej wojnie z Polską Kozaków wspierać mają nie tylko Tatarzy, ale również Siedmiogrodzianie Rakoczego, którzy wspólnie mają ruszyć na Kraków. W tych warunkach już 7 listopada zwołano sejmiki wojewódzkie, a król na 5 grudnia 1650 r. zwołał nadzwyczajny Sejm dwuniedzielny (uznał bowiem że nie ma sensu czekać na zwołanie zwyczajnego Sejmu sześcioniedzielnego). W czasie otwarcia Sejmu król wygłosił mowę w której stwierdził że nad Rzeczpospolitą gromadzą się kolejne wrogie siły, wojsko domaga się żołdu, skarb jest prawie pusty, a powiaty nie chcą niczego przekazać z własnych zasobów, należy więc uchwalić nowe podatki tej nadzwyczajnej dla Ojczyzny chwili. Było wiele głosów i wiele opinii, m.in. wojewoda kijowski Adam Kisiel postulował ugodę z Chmielnickim "aby zachować Unię". Twierdził też że należy zwrócić te parę cerkwi których oni się domagają i obłaskawić Chmielnickiego jakimiś upominkami. Wielu poczytało tę propozycję za uwłaczającą i haniebną, a wówczas Kisiel stwierdził że w takim razie ma jeszcze inną propozycję, która nie będzie hańbiąca dla Rzeczpospolitej - stworzyć takie wojsko, żeby ani Moskwa, ani Turek, ani Chmielnicki nie był w stanie nam niczego narzucić. Tylko że na to potrzeba pieniędzy.

Wyprawiono więc ponownie poselstwo do Chmielnickiego (zresztą tam było poselstwo od chana, od sułtana, niedawno wyjechał ponownie poseł od cara Aleksego, ponoć w Czehryniu w tym czasie "posłów było jak psów" i tylko zmieniali się jeden z drugim). Przybyło ono jednak bez podarków (co spotkało się ze złośliwymi uwagami Chmielnickiego, że skoro hetman polny Kalinowski stał się teraz chudopachołkiem i nie stać go nawet na podarki, to może należy go wspomóc finansowo). Chmielnicki zakomunikował wówczas posłom, że jeśli na zwołanym przez króla Sejmie nie wydadzą mu Czaplińskiego, to: "go w Warszawie i Gdańsku szukać będę. A już nie ja jego, a on mój. (...) Mam Tatary, Wołochy, Multany, Węgry...", dalej groził (tylko już po rusku), że jeżeli nie dostanie Czaplińskiego to "skończy wszystkich Lachów". Liście do króla zaś miał jeszcze bardziej ciekawe żądania, domagając się zatwierdzenia pokoju polsko-kozackiego przez arcybiskupów: gnieźnieńskiego i lwowskiego oraz biskupa krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego i hetmana polnego litewskiego, a także wojewodę bracławskiego i podkanclerzego koronnego (🤭). Żądał też zniesienia unii religijnej i możliwości działania prawosławia na wszystkich ziemiach Rzeczpospolitej, tak jak katolicyzmu (z tym że katolicy nie mieliby wstępu do województw kijowskiego, bracławskiego i czernichowskiego). Donoszono również zebranym na Sejmie posłom i szlachcie o brataniu się tu i ówdzie Kozaków z Tatarami (ponoć w jakiejś gospodzie wspólnie urządzili imprezę, na której przysięgali sobie wierność po grób, obcałowując się w sposób haniebny - jako że Tatarzy to przecież byli poganie, to znaczy nie wyznający wiary w Chrystusa, dlatego takie deklaracje były uważane za hańbiące i jawnie grzeszne). Mimo tych wszystkich niepokojących sygnałów na Sejmie przez pierwsze prawie dwa tygodnie zajmowano się w większości duperelami. Dopiero 17 grudnia ostatecznie uchwalono podatki na 51 000 armię (36 000 wojsk w Koronie i 15 000 na Litwie). Wiśniowiecki postulował zwiększenie wojska do 60 000 ale propozycja ta została odrzucona. Król spotkał się również z posłem weneckim - Girolamą Cavazzą na wypadek gdyby po stronie Chmielnickiego opowiedział się sułtan (Wenecja, która walczyła wówczas z Osmanami na Krecie, miała być w tej wojnie sojusznikiem). Cóż, wszystko wskazywało na to, że na wiosnę roku następnego (1651) wybuchnie kolejna krwawa wojna. I tak też się stało.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz