Stron

sobota, 23 listopada 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. VIII

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 
1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ 
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)


DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY? 
Cz. IV





 Nikt, kto trwał w sojuszu z Niemcami, nie wychodził na tym dobrze (ja w ogóle zastanawiam się jaki sens mają te wszystkie dywagacje Zychowicza i jemu podobnych - a można takie odnaleźć również na YouTubie - które zadają "filozoficzne" pytanie: "A co by było gdyby w 1939 r. Polska sprzymierzyła się z Niemcami?". Przyznam się szczerze że coraz częściej doprowadzają mnie one do pasji, gdyż geopolityczne pojęcie tych ludzi jest tak mierne że szkoda gadać, szkoda strzępić języka. Nawet bowiem człowiek z niedorozwojem umysłowym zdawałby sobie sprawę z podstawowego faktu, iż na linii zgniotu, czyli na linii która najbardziej interesowała Niemcy hitlerowskie linii Moskwa - Warszawa -  Berlin - Paryż żaden kraj nie był w stanie przetrwać, choćby nie wiem jak dobrze wysługiwał się Niemcom, jego istnienie było skazane na zagładę. Hitler nie miał bowiem najmniejszego zamiaru zostawiać nawet kadłubowego państwa polskiego na tym terenie i choć oczywiście na początku bylibyśmy mu w jakiś tam sposób potrzebni - ale to też zależałoby od tego, jak bardzo bylibyśmy posłuszni i wykonywalibyśmy polecenia płynące z Berlina - jednak i tak wcześniej czy później nasz los był przesądzony. Ostatnio widziałem na jednej z niemieckich stron związanych z AFD ciekawą mapę, która pokazywała rozmieszczenie ludności polskiej i niemieckiej w roku 1939, a niżej taką, która powstałaby już po niemieckim zwycięstwie w II Wojnie Światowej. Tam kolor czerwony - czyli obszar zasiedlony przez Polaków - ograniczony był jedynie do niewielkiego terenu wokół Krakowa, cała reszta ziem polskich była niebieska, czyli niemiecka. I taka jest rzeczywistość, a nie jakieś pierdy Zychowicza i jego popleczników. Rzygać się chce jak się to czyta czy ogląda). Co więcej, państwo niemieckie w każdej formie - a szczególnie narodowosocjalistyczne - było państwem irracjonalnym. Pod każdym względem.

W 1914 roku rozpoczęło wojnę z Rosją od uderzenia na Francję (i to przez terytorium neutralnej Belgii) (w ogóle wojna z Rosją w koncepcji Bismarcka zawsze oznaczała niemiecką klęskę, bez względu na wynik wojny na froncie. Jeśli bowiem Niemcy taką wojnę militarnie by przegrały, utraciłyby znaczne tereny na wschodzie i realnie przestałyby być liczącym się graczem europejskim i światowym; natomiast gdyby taką wojnę wygrały, to również spowodowałoby to problemy, które mogły zakończyć się katastrofalnie dla Niemiec. A mianowicie Bismarck mówił wprost że tym problemem byliby po prostu Słowianie, którzy nagle w ogromnej liczbie znaleźliby się w granicach Rzeszy. Szczególnie zaś - i podkreślał to bardzo stanowczo - problem taki stanowiliby Polacy, którzy już wcześniej - jako poddani niemieckiego cesarza, sprawiali wiele kłopotów w niemieckiej polityce wewnętrznej. Teraz zaś pojawienie się tak wielkiej liczby Polaków byłoby dla Niemiec katastrofalne. Pewnym wyjściem z tej pułapki była naumannowska koncepcja mitteleuropy z roku 1915, choć tak naprawdę nie była ona pierwszą, bo już wcześniej powstawały podobne projekty. Jednak jej wyjątkowość polegała na tym, że Naumann całkowicie odrzucał jakąkolwiek przymusową formę germanizacji ludności słowiańskiej - głównie zaś Polaków. Pisał bowiem otwarcie że Polak który mieszka w Rzeszy, który nauczył się języka niemieckiego i pracuje wśród Niemców nie przestaje być Polakiem. Ma zupełnie inne problemy, cele i plany niż jego niemiecki współpracownik czy szef i tak będzie i tego się nie zmieni i nie warto nawet próbować tego zmieniać. Dlatego uważał politykę germanizacyjną Polaków za całkowicie błędną i skazaną na porażkę. On postanowił bowiem w inny sposób podporządkować sobie narody Europy Wschodniej, wychodząc z założenia że w zmieniającym się świecie istnienie państw małych (a za takowe uważał nie tylko Serbię, Belgię czy Rumunię, ale również Niemcy i Austro-Węgry) dobiegło kresu, że czas małych księstewek średniowiecznych już minął i teraz będą liczyły się tylko ogromne kolosy - taki jak choćby Rosja. Dlatego też projekt mitteleuropy miał być projektem "Wielkich Niemiec", bo nie chodziło tam o to, że byłby to jakiś konglomerat różnych narodów które by sobie tam jakoś gospodarowały w jednym związku, a po prostu Niemcy do kwadratu, a raczej do sześcianu. Oczywiście powstałyby lokalne królestwa czy księstwa takie jak Litwa, "państwo Niemców bałtyckich" czyli Łotwa i Estonia, Białoruś, Ukraina i oczywiście Polska, ale byłyby to twory całkowicie podporządkowane Niemcom we wszystkich aspektach gospodarczych, politycznych i militarnych. Oczywiście kulturowo mogły rozwijać własną tradycję, język i tak dalej i tym podobnie, ale kultura mitteleuropy byłaby zbudowana na kulturze niemieckiej - i on o tym pisał otwarcie. Gospodarka, a także wojskowość tych państw byłaby albo w rękach niemieckich bezpośrednio, albo też całkowicie kontrolowana przez Berlin za pomocą np obserwatorów czy doradców, gdyż wojska poszczególnych państw miały służyć tylko i wyłącznie na potrzeby mitteleuropy {swoją drogą, czy projekt scentralizowanej Unii Europejskiej z armią europejską nie przypomina tej właśnie koncepcji Naumanna z 1915 r.? Według mnie to jest praktycznie 1:1}. Twierdził też, że np. Polska nie może posiadać żadnego portu morskiego, aby nie była w stanie prowadzić samodzielnej polityki gospodarczej, gdyż polityka Polski - jak również innych satelit niemieckich - miała być podporządkowana tylko i wyłącznie... mitteleuropie).




W latach 20-tych i 30-tych - w chwili gdy elektronika stawała się najważniejszą z nauk - ograniczono ruch niemieckich radioamatorów. W tym samym czasie doprowadzono do emigracji olbrzymią liczbę naukowców. Gdy trwała walka o nowy kształt Europy, Niemcy masowo zarażali do siebie swych sąsiadów: gwałcąc, mordując, rabując, paląc. W czasie II Wojny Światowej Niemcy napadły zbrojnie na niemal wszystkich swoich sojuszników (jest taka anegdotka, której co prawda już dokładnie nie pamiętam, ale chodziło o to, że w roku 1944 Joachim von Ribbentrop - minister spraw zagranicznych Rzeszy, chcąc zrobić prezent führerowi, postanowił przekazać mu pięknie wydany zbiór wszystkich umów, zawartych przez III Rzeszę od początku wojny i okazało się, że nie mógł znaleźć żadnej takowej, której Niemcy do tej pory by nie złamali 🤭). Zaczęło się od Włoch w 1943 roku, w kolejnym roku przyszła kolej na Słowację i Węgry. Finlandię zaatakowano w 1944 roku pomimo znacznego oddalenia, a Rumunia nie miała nawet wspólnej morskiej granicy - jak Finowie - ale i tak stała się obiektem niemieckiej agresji. Jedynym wyjątkiem była Chorwacja, bo jej wierność zagwarantowano sobie innymi metodami - skłóceniem Chorwatów z Serbami (notabene rozpad Jugosławii i późniejsza wojna w tym kraju w roku 1991, był ściśle inspirowany przez zachodnio-niemiecki wywiad, gdyż w interesie jednoczących się Niemiec nie było aby na terenie tzw. mitteleuropy -  którą oni uważali za swój obszar wpływów - powstało coś na kształt projektowanego już wówczas (w roku 1989) przez państwa takie jak Polska, Węgry, Czechosłowacja czy Jugosławia -  kiełkującego Międzymorza w postaci projektu Inicjatywy Środkowoeuropejskiej). Stosunki pomiędzy tymi bliskimi niegdyś narodami do dziś pozostają największym chyba "dziedzictwem kulturowym" Niemców na Bałkanach. Sojusz pomiędzy Warszawą a Berlinem może wydawać się racjonalny - ale wszelkie analogie wskazują na to, że prędzej czy później jakiś Niemiec pokazałby swoje prawdziwe oblicze i okradł Muzeum Narodowe, rozstrzelał marszałka sejmu, wymordował polską inteligencję, zabił polskich Żydów, spalił Warszawę...



ZABAWNE ODNIESIENIE DO ZNISZCZENIA WARSZAWY PRZEDSTAWIONE W TEATRZE TELEWIZJI pt.: "19 POŁUDNIK"

3:33 - "Jesteśmy sojusznikami, przyjaciółmi na śmierć i życie? Jeżeli więc przyjaciel, sąsiad zrobi drugiemu coś brzydkiego... To co powinien zrobić? Przeprosić i naprawić winę albo szkodę... Klaus, mój przyjacielu z NATO, który wyrządziłeś mi krzywdę, no co ty jeszcze czekasz? Kiedy zamierzasz odbudować nam Warszawę?... Twoi koledzy swego czasu zburzyli nam Warszawę"

"Moi koledzy?"

"A co, moi?"

"To nie tak"

"A jak, sama się rozpadła?" 🤭

"Ja z tym nie mam nic wspólnego, ja się urodziłem w 1945 roku"

"To bardzo dobrze, czyli jesteś w pełni sił i masz bardzo dobry powód żeby ją odbudować..."




Czy Polska mogła zaakceptować sojusz z Niemcami? Technicznie nic nie stało na przeszkodzie. Moralnie nie byłoby to działanie hańbiące. Doświadczenie -  częściowo obecne w świadomości Polaków lat 30-tych - przemawiało raczej przeciwko takim związkom, ale być może Niemcy zachowywaliby się racjonalnie. Najważniejsza jednak była polska racja stanu. Polską racją stanu było utrzymanie suwerenności. To był jedyny cel istnienia Rzeczypospolitej od 1918 roku. Niemcy zaś proponowali, aby Rzeczpospolita z tej suwerenności zrezygnowała, wniwecz obracając poprzednie 20 lat pracy. Współczesnym odpowiednikiem niemieckich propozycji z 1939 roku byłoby zaproszenie Polski do Związku Białorusi i Rosji. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie... (Notabene na jednym z kanałów na YouTube Rosjanin który zamieszkał w Polsce jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, publikuje ciekawe filmiki, nazywa się Viacheslav Zarutskii - w jednym z ostatnich swoich internetowych felietonów stwierdził, że Rosjanie nie są w stanie zrozumieć dlaczego Polacy nie uczą się już języka rosyjskiego. Bo przecież rozumieją ten język i w ogóle powinni się go uczyć, bo jak inaczej nasze dzieci dogadają się z dziećmi polskimi? Odpowiedź jest bardzo prosta - uczcie się języka polskiego Moskale, języka przyszłości 👍. Polacy nigdy nie używali przecież cyrylicy, a Rosjanie naprawdę wierzą w to, że było inaczej? Odkąd Mieszko I w roku 966 przyjął chrzest z Rzymu a nie z Konstantynopola, związaliśmy się na trwałe ze światem Zachodu i jakkolwiek żałośnie by on dzisiaj nie wyglądał, to jednak tak było. Natomiast indolencja niektórych polityków zachodnich również rozbraja. Pamiętam taką ciekawostkę jak na początku lat 90-tych jakiś polityk z Francji przyjechał do Polski i był pod ogromnym wrażeniem że Polacy w ciągu kilku dosłownie lat przeszli z cyrylicy na alfabet łaciński. Był zdziwiony że to się nam udało tak szybko 😂. Głupiutki Francuzik 🤭).






Decyzja Warszawy, żeby nie wchodzić w sojusz z III Rzeszą, była decyzją jedną możliwą. Ryzyko, które ten wybór niósł ze sobą, nie było większe od tego, które pojawiało się przy każdej walce o suwerenność. Można porównać je do tego, jakie pojawiło się gdy - wraz z wygaśnięciem klauzuli najwyższego uprzywilejowania w początkach 1925 roku - Niemcy postanowili wymusić na Polakach ustępstwa poprzez wstrzymanie importu surowców z Rzeczpospolitej i zwiększenie cła eksportowego. Warszawa podjęła rzuconą rękawicę i - chociaż wojna celna przyniosła większe straty Polsce - to jednak suwerenność została obroniona. W 1939 roku stawka była niemal taka sama jak 14 lat wcześniej, choć sytuacja obu państw nieco inna. Niemcy były na pewno potężniejsze militarnie niż w roku 1925. Polska okrzepła z kolei gospodarczo, a jej sytuacja militarna poprawiła się o tyle, że przestała być zależna w tak dużym stopniu od dostaw sojuszniczych jak w latach 20-tych. Odmienna była również sytuacja polityczna. O ile czynnik sowiecki miał niemal taką samą wagę w roku 1925, co w 1939, to zmieniło się położenie samych Niemiec. W pierwszej połowie lat 20-tych izolowano je politycznie, a ich adwokatem była Wielka Brytania. Wynikało to przede wszystkim z zasady równowagi sił i niechęci Londynu wobec Francji i jej sojuszników - a więc Polski. W 1939 roku izolacja Niemiec należała do przeszłości, ale Brytyjczycy występowali przeciwko Rzeszy. Rzeczywistych sojuszników III Rzesza nie miała zbyt wielu. Sympatyzujące z Berlinem Rzym i Tokio, sympatią darzyły również Warszawę, a problemy łatwiej było rozwiązać wbrew Niemcom niż wraz z nimi. Czecho-Słowacja, będąca jedynym oficjalnym aliantem Niemców, w marcu 1939 roku - podczas wydarzeń zwanych czasem idami marcowymi - została uznana za niegodną zaufania i rozmieniona na drobne. Czechy i Morawy stały się państwem niemal zupełnie pozbawionym armii, Słowacja miała armię nieliczną i słabo dowodzoną (w armii czechosłowackiej nie powierzano funkcji dowódczych Słowakom), a Zakarpacie zostało zajęte przez Węgrów. Oczywiście związanie Czech i Słowacji z III Rzeszą miało dla Niemców skutki pozytywne: znacznie zwiększyło potencjał gospodarczy oraz powiększyło głębię operacyjną śląskiego place d'armes. Jednak berlińscy politycy popełnili wiele błędów, mogli bowiem doprowadzić do rzeczywistego okrążenia Rzeczypospolitej, a nie tylko połowicznego oskrzydlenia.

Niemiecka decyzja popierająca rozpad Czecho-Słowacji była - z punktu widzenia Warszawy - bardzo dla nas korzystna. Rząd w Pradze był wobec Polski nastawiony bardzo agresywnie i atakował Rzeczpospolitą za każdym razem, gdy miał ku temu okazję. To znaczy: za każdym razem, gdy Rzeczpospolita była osłabiona. Praga wysyłała swoje jednostki wojskowe za linię graniczną w roku 1919, 1920 i 1945. Duetowi Masaryk-Beneš, a po 1945 Beneš-Masaryk junior - w ataku na Polskę ani razu nie przeszkodził fakt, że oba państwa należały do tej samej konstelacji politycznej. Skoro Czesi nie wahali się uderzać na Polskę, gdy odbierali dyrektywy płynące z - zaprzyjaźnionych faktycznie lub formalnie z Warszawą - Paryża i Moskwy, to wątpliwe jest, żeby zawahali się uderzyć, gdyby dyrektywy odbierali z Berlina. Najprawdopodobniej kilkanaście doskonale wyposażonych dywizji czechosłowackich uderzyłoby wraz z Wehrmachtem na Rzeczpospolitą - i to uderzyłoby bardzo chętnie. Mogłoby jednak nie dojść do bezpośredniej agresji Czechów na Polskę (tak samo jak w 1942 i 1943 roku, gdy Adolf Hitler - pomimo próśb prezydenta Emila Hachy - uznał sprzymierzone z III Rzeszą wojska czeskie za niegodne wzięcia udziału w walkach przeciwko bolszewikom na froncie wschodnim). Jednak nawet wówczas mógłby skorzystać z linii komunikacyjnych biegnących wzdłuż Czecho-Słowacji i skierować swoje wojska do głębokiego oskrzydlenia Rzeczypospolitej od południa - ze Słowacji lub Rusi Zakarpackiej (stamtąd mogli też zneutralizować linie komunikacyjne biegnące przez Rumunię). Niemcy stopniowo tracili te szanse - tak zgodnie ze staraniami Warszawy, jak i nieco obok nich. Wyzwolenie Śląska Cieszyńskiego w 1938 roku spowodowało przerwanie północnej linii kolejowej biegnącej ze wschodu na zachód. Miesiąc później Niemcy oddali Węgrom - podczas arbitrażu wiedeńskiego - południową linię kolejową biegnącą ze wschodu na zachód Czecho-Słowacji. Wreszcie w marcu 1939 roku Madziarzy inkorporowali Zakarpacie, uzyskując w ten sposób wspólną z Polską granicę. 




Trudno zgodzić się z lansowaną powszechnie tezą, że "głębokiego oskrzydlenia od południa w żadnej mierze nie mogło zrekompensować zajęcie Ukrainy Zakarpackiej przez Węgrów". "Głębokiego oskrzydlenia" po prostu nie było, zapobiegło mu skuteczne działanie polityczne i militarne Warszawy. O "głębokim oskrzydleniu" nie decyduje przebieg granic, ale dostępność linii komunikacyjnych: te zaś - dzięki wyzwoleniu Zaolzia - kończyły się w 1939 roku w tym samym miejscu, co w roku 1938 (a nawet kilkanaście kilometrów dalej na zachód). Polska wykorzystała też doskonale błędy niemieckiej polityki nadbałtyckiej. Najpierw - korzystając z zamieszania wywołanego anszlusem - udało się Rzeczypospolitej unormować stosunki z Litwą kowieńską. Państwo to przez większą część lat 20-tych i 30-tych było najbardziej agresywnym polskim sąsiadem, chętnym do ataku na Polskę jeszcze bardziej niż Czesi czy Rosjanie. Nawet po nawiązaniu w 1938 roku stosunków dyplomatycznych pomiędzy Kownem a Warszawą nienawiść północnych sąsiadów do Polski była tak wielka, że potrzeba by wielkich starań, żeby zniechęcić Litwę kowieńską do agresji na Polskę. A jednak Niemcy dokonali niemożliwego! 23 marca 1939 roku niemieckie siły zbrojne zajęły okręg Kłajpedy, "przywróciły do macierzy" kilkadziesiąt tysięcy Prusaków i skutecznie zmieniły antypolskie resentymenty w Kownie na resentymenty antyniemieckie. 9 maja 1939 roku do Warszawy przybył generał Stasys Raštikis - wódz naczelny litewskich sił zbrojnych - i zaoferował Polsce życzliwą neutralność w nadchodzącym konflikcie polsko-niemieckim. Jak mogłaby wyglądać wojna pomiędzy Polską a Niemcami, gdyby Berlin zimą 1939 roku podjął inne decyzje polityczne? Gdyby nie dokonał agresji ani na czecho-Słowację, ani na Litwę kowieńską? Gdyby nie zalarmował Rzeczypospolitej - i jej sojuszników - z tak dużym wyprzedzeniem? (Oczywistym jest że zwycięstwo nad Niemcami w roku 1939 czy 1940 mogło zostać odniesione jedynie wspólnym wysiłkiem wszystkich członków sojuszu, czyli Polski, Francji i Wielkiej Brytanii, gdyż Hitler uczynił z Wehrmachtu prawdziwą maszynkę do zabijania, której realnie (ani w roku 1939 ani w 1940 w krótkich kampaniach nie była w stanie sprostać żadna ówczesna armia europejska. Jedynie morze gwarantowało tymczasowe bezpieczeństwo, co pokazała paniczna ewakuacja Brytyjczyków spod Dunkierki. Ale wspólna akcja zbrojna, taka, która trwałaby kilka, kilkanaście miesięcy, doprowadziłaby Wehrmacht na skraj upadku, gdyż realnie zacząłby tracić w walkach sprzęt i amunicję, których zastępowalność byłaby mniejsza niż potrzeby wojenne. Tak naprawdę Wehrmacht zaczął powoli odczuwać problemy z tym związane niestety dopiero w drugiej połowie 1940 r. w chwili rozpoczęcia bitwy o Anglię. Dlatego wcześniej spokojnie łamał czy to Polskę czy Francję, bo państwa te działały samodzielnie przeciwko militarnemu potworowi, którego stworzył Hitler na potrzeby podboju Europy i Świata).




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz