Stron

czwartek, 28 listopada 2024

POLSKA NA WOJNIE! - Cz. V

CZYLI JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?





Kolejna część wybranych przeze mnie fragmentów z książki Zbigniewa Parafianowicza: "Polska na wojnie. Nieznane fakty, kulisy rozmów. Wielkość i małość polskiej polityki".



AMERYKANIE
Cz. II




Zbigniew Parafianowicz: A kwestia lex TVN

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Dzwonili. Chcieli w tej sprawie umówić spotkanie Dudy z byłym szefem CIA z czasów Donalda Trumpa - Mikiem Pompeo. Zaproponowałem Sullivanowi aby zadzwonił dzień po upływie terminu na podpisanie lub zawetowanie ustawy, czyli po 16 stycznia (prezydent Andrzej Duda ustawę zawetował 26 grudnia 2021 r.).

Dyplomata B: Gdy próbowali wywierać presję, Kumoch powiedział ambasadorowi USA Markowi Brzezinskiemu, że - cytuję: "Skoro Amerykanie uważają Polaków za nacjonalistów, to niech zaczną ich w końcu traktować jak nacjonalistów". Dodał, że Polska nie włącza się w ich sprawy wewnętrzne. Nie komentuje ultrakonserwatywnego prawa antyaborcyjnego w Teksasie i wolelibyśmy, aby Amerykanie nie komentowali naszych rozwiązań. Żebyśmy rozmawiali o bezpieczeństwie. Nie o lex TVN.

Minister X: Amerykanie są poważni. Ustaliliśmy z nimi, że nie ma kwestii ideologicznych. My ich nie określamy mianem antycywilizacji, a oni nie wnikają w nasze sprawy. Dalej nas nie lubią moim zdaniem. Biden wierzy w co innego niż Duda. Ale jesteśmy sojusznikami. Bijemy się właśnie o zwycięstwo nad Putinem, a nie o sprawy wiary. 




Zbigniew Parafianowicz: A dlaczego wybrano akurat Rzeszów jako hub do przekazywania uzbrojenia?

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Amerykanie poprosili nas o wskazanie miejsca, w którym mógłby powstać taki hub. W grze na pewno był też Lublin. Prezydent powiedział, że to musi być miasto, w którym są Amerykanie. Sprawa była oczywista: hubem będzie miejsce, gdzie jest amerykańska 82 Dywizja Powietrznodesantowa. Rosjanie wiedzą, że do Amerykanów się nie strzela. Dyskusja była w zasadzie zamknięta. 

Minister Y: Na początku Amerykanie sami się szwędali po lotniskach na wschodzie Polski i sprawdzali, które się nadaje. W końcu ktoś przytomny pomyślał, że może byłoby lepiej, gdybyśmy oddelegowali tam też któregoś z naszych wojskowych. Amerykanie chcieli, aby baza była eksterytorialna i nie połączona z lotniskiem cywilnym. My chcieliśmy - to zabrzmi brutalnie - aby była obok tej bazy tarcza ludzka. Czyli lotnisko cywilne. I by nie była to baza eksterytorialna, w której nie obowiązuje polskie prawo. Nie chcieliśmy powtórki z tajnych więzień CIA na Mazurach. Nie mogło być tak, że nie wiemy, co się w takim miejscu dzieje, i że Amerykanie rozpoczną z naszego terytorium III wojnę światową bez naszej wiedzy.

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Kluczowe było podzielenie się ryzykiem. Nie chcieliśmy wchodzić w buty z przeszłości i wystawiać się dla pochwały i kilku miłych słów. Musiało być jasne, że bezpieczeństwo Polski jest na pierwszym planie. Dlatego wybrano Rzeszów. Nie chcieliśmy aby pod Lublinem spadały rosyjskie pociski. Choć początkowo właśnie Lublin był w grze. 

Dyplomata B: W pierwszych dniach wojny polski prezydent na zamkniętym spotkaniu przywódców państw NATO powiedział, że Polska gotowa jest zorganizować bazę logistyczną na potrzeby wojny. Później powtórzył to na spotkaniu bukareszteńskiej dziewiątki (powołany z inicjatywy Polski i Rumunii w 2014 r. format współpracy państw Europy Środkowo-Wschodniej w zakresie bezpieczeństwa). Podchwycił to Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, który wprowadził pojęcie Polski jako hubu do międzynarodowego obiegu. 



WOJNA O MIGI





Minister Y: Amerykanie wręcz napuścili na nas Żełenskiego. On dzwonił do Dudy i miał do niego pretensje, że nie chce przekazać migów. Pytał: "Andrzej, dlaczego mi to robisz?". Przekonywał że sytuacja jest krytyczna i on musi mieć te maszyny jak najszybciej. 

Minister X: Gdy po wybuchu wojny stało się jasne, że Zełenski zostaje w Kijowie, a Ukraina się nie poddaje, pojawiło się pytanie o broń. Każdy kolejny dzień oporu dawał bardziej precyzyjne informacje na temat tego, co ma docierać do Ukraińców. O ile na początku sami nie wiedzieli, czego chcą, o tyle z każdym tygodniem byli lepiej przygotowani. Pierwszego lub drugiego dnia wojny dostawałem za pośrednictwem WhatsAppa informacje od zastępcy szefa biura Zełenskiego, że potrzebne są im paliwo i zestawy przeciwlotnicze. Później wszedł temat ciężkiego uzbrojenia. Również samolotów.

Minister Z: Planowaliśmy dostarczyć Ukraińcom migi-29. Chcieliśmy jedynie znaleźć sposób na ich bezpieczne przekazanie. Tak, aby nie narażać Polski. To był marzec. Wczesny etap wojny. Jeszcze bez wiedzy, jak słaba jest Rosja. Musieliśmy działać ostrożnie. Nie okazywać lęku, ale być ostrożnym.

Minister X: Stanowisko Amerykanów w sprawie migów było niejednoznaczne. Co innego mówił Departament Stanu, a co innego Pentagon.

Minister Z: Pojawił się pomysł, aby maszyny przekazać przez Ramstein. Pomysł świetny, wymyślił go Kaczyński. Oświadczenie, że jesteśmy gotowi przekazać migi przez Ramstein, opublikowaliśmy 8 marca.

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Oświadczenie powstało w czasie obiadu. Pisali je Kumoch i Dworczyk. Powstało w sumie sześć kolejnych wersji. Problemem byli niektórzy politycy starego PiS. Sam Kaczyński był na tak, ale oni są zawsze zachowawczy. Powtarzają: "Trzeba to racjonalizować", oni zawsze racjonalizują. Chyba że prezes coś powie. Wtedy traktują to jak świętość. Pamiętam taką sytuację -  prezes mówi: "A możemy tutaj dać takie coś, napisać że..." I wszyscy się z tym zgadzają i wszyscy przytakują, że takie genialne. Prezes powiedziałby: "A może tutaj wpiszemy że damy modele migów z miesięcznika Ligi Obrony Kraju "Młody Modelarz" i frakcja dziadów by przytaknęła. Powiedzieliby, że to genialny pomysł. Racjonalizacja w wykonaniu starego PiS musi potrwać co najmniej tydzień, jak nie dwa. Musi nabrać w ten sposób mocy. Najczęściej kończy się to niczym. 

Minister Y: Za migami byli na pewno Morawiecki, Błaszczak, Kumoch i Dworczyk. Oni jednoznacznie poparli migi. Wojsko jak zawsze: było za, a nawet przeciw. Chociaż w sprawie migów i czołgów byli jednak bardziej za. 

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: W tym oświadczeniu do państw NATO, a przede wszystkim do Amerykanów, była mowa o tym, że my bardzo chętnie oddamy te migi. W każdej chwili. Nasi piloci lecą nimi do Ramstein. Wysiadają i wracają do Polski samolotem rejsowym albo casą i załatwione. Nie obchodzi nas, kto tam do tych migów wejdzie, kto siądzie za sterami i dokąd poleci. Nie nasza sprawa. Nie wiemy, czy to Ukraińcy wsiądą w te migi, czy obywatele Paragwaju. Nic nie wiemy. Ale Amerykanie zaczęli nas dojeżdżać. Pytali, w co gramy. My też pytaliśmy, w co oni grają. Skoro nasz pomysł im się nie podoba, to jak mamy rozumieć ich stanowisko. Czy baza w Ramstein jest w innej kategorii NATO niż Rzeszów czy Lublin? Czy Niemcy mają większą ochronę niż Polska? Nie odpowiedzieli na to pytanie. 

Minister X: Blinken (Anthony Blinken -  sekretarz stanu USA w czasach Joe Bidena), 9 marca wydał oświadczenie, w którym coś tam ogólnie pisał, że powstały pewne trudności. Zapewniał, że każde państwo ma prawo decydować o tym, w jaki sposób pomaga. Trochę zrzucał na nas winę. Ale pole do ciśnięcia nas było niewielkie. Uważam, że nasza deklaracja była sukcesem. Ona zmieniła postrzeganie Polski. Amerykanie zrozumieli, że nie mogą wszystkiego. Nie mogą zdecydować, jak przekażemy samoloty. 

Minister Z: Blinken powiedział, że polska propozycja pokazuje stopień skomplikowania problemu. Takich słów użył. Mówił też, że to decyzja rządu i oni nie będą się mieszać. A z drugiej strony Zełenski naciskał i mówił, że migi to decyzja techniczna i tylko logistyka jest problemem.

Minister X: Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA z kolei oficjalnie skrytykował naszą decyzję (no tak, Amerykanie tacy potężni a boją się Rosji i rosyjski rakiet nuklearnych? Skoro tacy potężni, to niech idą przodem - zapraszamy, my już się pchaliśmy na pierwszego w 1939 i skończyliśmy jako zniszczony, wyludniony kraj w sowieckiej niewoli, gdy zarówno Amerykanie jak i Brytyjczycy perfidnie nas zdradzili i oddali w łapy Stalinowi. Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, chociaż w tamtej sytuacji geopolitycznej nie mieliśmy innego wyjścia i to jest jedyne nasze wytłumaczenie). Mówił, że nie widzi sensu, byśmy przekazywali migi do Ramstein. Gdy Zełenski zaczął ostro komentować, że nie ma czasu na takie dyskusje, Amerykanie zaczęli na nas przerzucać winę i odpowiedzialność za opóźnienia, choć nie mieliśmy nawet pewności, że oni chcą te migi przekazać. Wyraźnie było widać, że problem jest po ich stronie. Każdy mówił co innego. My mieliśmy spóźniony komunikat. Amerykanie - nie.

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Oczywiście po cichu i tak szykowaliśmy się do przekazania tych maszyn. Powstał pewien plan. Spytano Ukraińców, od czego pochodzi nazwa Ukraina. Milczeli. Padła odpowiedź, że od słowa "ukraść". Kumoch spytał, czy na Ukrainie już nikt nie wie, jak się tworzy nielegalne schematy. I może Achmetow by pomógł.

Zbigniew Parafianowicz: Naprawdę? Powiedział im to?

Człowiek z bliskiego otoczenia prezydenta: Tak było. Kumoch jechał po bandzie. Ale jemu było wolno. Dla każdego, kto choć trochę zna ukraińską politykę, jest jasne, że złodziejstwo i uwłaszczanie się na państwie to tam norma od trzech dekad. Nie powstrzymała tego nawet wojna. Przyznaję, wypowiedź niezbyt dyplomatyczna i na granicy akceptowalności czarnego humoru. Ale między nimi była chemia. Lubili Kumocha, jego ostrość, twardość, brutalność, poza tym on płynnie mówi po rosyjsku i ukraińsku. Potem oświadczono, że migi będą stały w pasie przy granicy ukraińskiej. I zostawimy je tam, dla ułatwienia rozłożone na części.




Minister Y: Później się okazało, że te części zniknęły... Amerykanie pytali, czy się dało je poskładać. Odpowiedziałem, że chyba się dało. Sullivan dopytywał, jak i gdzie je poskładali. Odpowiedziałem: "W lesie". Jak się później okazało, nawet za bardzo nie nakłamałem. W lasach te samoloty były ukrywane. Startują z autostrad. Oni dostosowali swoje autostrady do standardu drogowych pasów startowych z zatokami dla myśliwców. Są takie drogi w okolicach Kijowa i pod Odessą. Pewnie znacznie więcej jest takich miejsc. 

Minister Z: Nasi wojskowi mówili, że tych samolotów nie da się złożyć po rozebraniu na części. Okazało się jednak, że Ukraińcy to potrafią. Dla nich nie ma granic. Są kreatywni. 

Minister Y: W zasadzie od początku wojny Ukraińcy trzymali samoloty zaledwie dobę w jednym punkcie. Aby nie stracić maszyn, przerzucali je codziennie w inne miejsca. 

Minister Z: Podobny numer do migów zrobiliśmy z ukraińskimi samolotami transportowymi, które znalazły się na terenie Polski tuż po wybuchu wojny. Ukraińcy skądś wracali. Wieźli broń antonowami. Wylądowali na Okęciu. Teoretycznie powinniśmy trzymać te maszyny w Polsce. Tak mówi prawo wojny. No i tak siedzimy, gadamy, co z tym zrobić, i w końcu mówię: "Słuchajcie, przecież Putin oficjalnie wojny Ukrainie nie wypowiedział. Prowadzi operację specjalną. Trzeba te samoloty przemalować w barwy cywilne i odesłać na Ukrainę". Daliśmy ciuchy cywilne Ukraińcom. Nawet już nie malowaliśmy tych maszyn. Poleciały.




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz