Stron

czwartek, 19 grudnia 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. IX

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 
1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ 
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)



DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY 
Cz. V




 W kampanii 1939 roku Wojsko Polskie musiało obsadzić front od Augustowa po Jasło, a bronić się od Mławy po Cieszyn. Skrajna północna flanka była chroniona przez Republikę Litewską, a skrajna flanka południowa - tak skrajna, że można o niej mówić "wschodnia" - przez Węgry. Gdyby jednak Niemcy nie zneutralizowali wrogich Polsce sąsiadów, należałoby obsadzić front ciągnący się od Brasławia nieopodal Dźwiny aż po Kuty, leżące nad Czeremoszem. Walki natomiast toczyłyby się od Wileńszczyzny aż po Borysław. Oznaczałoby to, że polskie pozycje obronne byłyby obsadzone dwakroć słabiej. Tymczasem przeciwnik byłby przynajmniej tak samo silny. Główne niemieckie uderzenie na Warszawę ruszyłoby najprawdopodobniej z Pomorza Zachodniego. Był to bowiem kierunek wydajniejszy niż śląski: szybciej wychodziło się na stolicę Rzeczypospolitej, odcinając jednocześnie wojska stojące wzdłuż granicy ze Śląskiem. W dodatku uderzenie takie spowodowałoby ściąganie w jego kierunku oddziałów ze skrzydeł polskiego frontu. W uderzeniu takim Niemcy mogliby rzeczywiście zrealizować zasadę schwerpunktu i skomasować wszystkie dywizje szybkie. Można się spodziewać, że niemieckie uderzenie nie zostałoby zatrzymane nawet na 48 godzin. Polskie dywizje zostałyby zniszczone na swoich pozycjach obronnych, a podchodzące odwody - zniszczone jeszcze w czasie marszu dofrontowego. Po dwóch dniach nikt nie stałby Niemcom na drodze do Warszawy, która została by osiągnięta trzeciego lub czwartego dnia wojny.

Być może zresztą Warszawa byłaby już wówczas zdobyta szybkim atakiem z Prus Wschodnich. Stąd bowiem wiodła najkrótsza droga z terytorium Rzeszy do stolicy Rzeczypospolitej. Polska obsada tego odcinka frontu byłaby mniejsza niż w rzeczywistości, atak niemiecki zaś miałby większy potencjał. Mógłby bowiem korzystać nie tylko z zasobów Prus Wschodnich, ale także Litwę kowieńskiej. Państwo to na pewno skorzystałoby z możliwości zajęcia Wilna, być może też - chcąc upokorzyć Polskę - wysłałoby korpusik ekspedycyjny, pomagając Niemcom w zajęciu Warszawy. Już więc po kilku dniach wojny stolica Polski byłaby albo zdobyta, albo oblężona tak od zachodu - przez armię pomorską, jak i wschodu przez armię prusko-żmudzką. I to byłby finis Poloniae... Nie byłoby szans na kontynuowanie oporu, możliwości ewakuacji Wojska Polskiego "na Węgry". Polsko-węgierska granica powstała bowiem dopiero w marcu 1939 roku, na skutek rozpadu Czecho-Słowacji. Oddziały Wojska Polskiego nie miałyby też szans na dotarcie do Rumunii - była ona zbyt daleko na wschód. Poza tym przedmoście rumuńskie byłoby dawno zajęte przez armię niemiecką atakującą z czechosłowackiego Zakarpacia: dywizje Wehrmachtu - i zaopatrzenie dla nich - zostałyby tam dowiezione szlakami kolejowymi, które wciąż przecież pozostawałyby w rękach Czechów lub Słowaków.

W momencie, w którym padałaby Warszawa, a prezydent Rzeczypospolitej trafiałby do niemieckiej niewoli, armia czesko-słowacka wkraczałaby już do Lwowa i na Podole. Nagłówki praskich gazet głosiłyby Czechom: "Prastare ziemie Wiślan, oderwane w średniowieczu od dynastii Przemyślidów, wracają do macierzy!" Dla Emila Hachy - prezydenta sprzymierzonej z III Rzeszą Czecho-Słowacji - zajęcie Małopolski Wschodniej byłoby niezmiernie istotne. Oto połączyłaby się "Północna Ruś" ze stolicą we Lwowie z "Rusią Zakarpacką" ze stolicą w Chuście. Znacznie poprawiłoby to pozycję przetargową Pragi - zarówno wobec Berlina, jak i Budapesztu. Być może powstałaby nawet czecho-Słowacko-Ruś - spełnienie panslawistycznych marzeń rodaków Jaroslava Haška (nowe państwo mogłoby przyjąć również uroczą nazwę "Zapadoslavia", szczególnie jeśli powierzono by mu administrację nad całą "Galicją"). Na szczęście dla Rzeczypospolitej Niemcy - zamiast zaatakować Polskę - woleli osłabić swoich potencjalnych sojuszników (generał Franz Halder w kwietniu 1939 r. na odprawie niemieckiej generalicji -  wyjaśniając cele i powody wojny z Polską - twierdził otwarcie, że likwidacja Czechosłowacji jest niezwykle korzystna dla Niemiec, gdyż likwiduje nie tylko samo to państwo, ale również całą Małą Ententę - francuski twór, który byłby niebezpieczny, jako możliwość powstania trzeciego frontu przeciwko Rzeszy).




21 marca 1939 roku Joachim von Ribbentrop przedstawił ambasadorowi Lipskiemu swoje żądania w sposób niemal ultymatywny, jedynie po to, aby w pięć dni później usłyszeć kategoryczną odmowę. W Warszawie zdawano sobie sprawę, że Polska nie jest w stanie wygrać samodzielnie wojny z Niemcami (armia niemiecka w tamtym czasie była prawdziwą machiną do zabijania, a przytoczony wyżej Franz Halder  na owej odprawie z niemiecką generalicją chwalił się że armia niemiecka jest "najnowocześniejszą armią naszych czasów" i niestety miał dużo racji. Oczywiście w wielu kwestiach przesadzał, w wielu się mylił, a w niektórych wręcz fantazjował, jednak plan wojny z Polską i porównanie potencjałów bojowych było w jego przekazie niestety - raz jeszcze to podkreślę - prawidłowe. Co prawda przesadzał że Wojsko Polskie jest wojskiem z wojny 1870-1871 mając na myśli głównie liczne brygady kawalerii które wchodziły w skład Wojska Polskiego. Do pewnego stopnia popadał wręcz w megalomanię, mówiąc iż żołnierz polski jest najgłupszym żołnierzem w Europie - poza rumuńskim - i chociaż początkowo można by uznać te słowa za buńczuczne bajdurzenie nacjonalistycznego oficerka, to po głębszym namyśle można dojść do przekonania, że on miał tutaj co innego na myśli, a mianowicie to, że sposób decyzyjny w Wojsku Polskim był wciąż anachroniczny (zresztą tak, jak w całej ówczesnej Europie), natomiast Wehrmacht był już armią zupełnie inną, całkowicie nowoczesną nawet na polu podejmowania decyzji, gdzie podoficerowie, a nawet żołnierze na szczeblu pułków czy kompanii byli w stanie podjąć decyzję co czynić dalej w wypadku utraty dowództwa; w większości armii natomiast dowództwo było całkowicie hierarchiczne, a najgorzej było w Armii Rumuńskiej - dlatego Halder stwierdził że Rumuni są najgłupsi w Europie - gdyż tam panowały wręcz feudalne stosunki w wojsku, a zwykli żołnierze byli traktowani jak parobki przez oficerów. Poza tym Halder twierdził że Polska jest w stanie wystawić nawet 70 Dywizji i że jest to naród niezwykle bitny i odważny, ale dodawał od razu, że nie sądzi, abyśmy byli w stanie realnie wystawić i wyposażyć taką liczbę wojska {we wrześniu 1939 r. wystawiliśmy 40 dywizji}. Oczywiście mieliśmy przeszkolonych ludzi, mieliśmy rezerwistów i rzeczywiście byliśmy w stanie teoretycznie wystawić do 70 dywizji, problem tylko polegał na tym, że nie było jak tych dywizji uzupełnić kadrą oficerską jak również wyposażyć w sprzęt bojowy. I skurczybyk Halder o tym wiedział i tutaj też się nie mylił. Pomylił się co prawda w jakości naszych samolotów bombowych, ale to tylko dlatego że nie uwzględniał "Łosi" (PZL.37 Łoś) które realnie weszły do służby już w roku 1939, natomiast on opisywał sytuację do roku 1938 i twierdził że polskie samoloty mają zbyt mały udźwig bomb, aby mogły realnie zagrażać niemieckim miastom. Natomiast ataki na niemieckie miasta, takie jak Wrocław, Szczecin czy nawet Berlin, były możliwe do przeprowadzenia przez nasze lotnictwo, a nie zostało to wykonane we wrześniu 1939 r. tylko dlatego, że marszałek Edward Rydz-Śmigły zabronił takich akcji. Halder też twierdził że należy jak najszybciej rozbić Polskę. Rozbić, to znaczy nie pozwolić Polakom na wycofanie się w jakiekolwiek bezpieczne miejsce, aby zebrali siły i umocnili się. Mówił również że nie wchodzi w grę także samo pokonanie Wojska Polskiego, gdyż mogłoby ono wciąż stanowić realne niebezpieczeństwo dla Niemiec, dlatego konieczne jest wyłącznie rozbicie Polski i jej Armii - totalne, w jak najkrótszym czasie, tak, aby państwa zachodnie nie były w stanie interweniować w naszej obronie - przewidywał że wojna potrwa do trzech tygodni, ale twierdził że możliwe jest zniszczenie Polski w 14 dni. Co ciekawe Halder twierdził również otwarcie - w nieco fantazyjny w tym momencie już sposób - że nawet jeżeli Francja i Wielka Brytania ruszą w obronie Polski, to i tak nic się nie stanie, ponieważ Wehrmacht jest tak potężny, że nie ma siły, aby ktokolwiek mógł go pokonać i nawet gdyby po stronie Wojska Polskiego wystąpiła Armia Czerwona niewiele to zmieni i mówił do generałów "Panowie, niczym się nie przejmujcie, naszym zadaniem jest całkowite zniszczenie Polski bez względu na wojnę na Zachodzie. To jest nasze priorytetowe zadanie i cel główny, jaki postawił przed nami fuhrer". Oczywiście nie było to do końca prawdą. Gdyby bowiem Francuzi i Brytyjczycy ruszyli pełną siłą na Zachodzie, Niemcy musieliby ulec i choć Halder buńczucznie twierdził, że nie wycofa z frontu wschodniego nawet jednej dywizji, co najwyżej lotnictwo aby totalnie zniszczyć Paryż i Londyn, to jednak były to w tym momencie już zwykłe przechwałki. Bez kozery jednak dodam że świadomość wielkiej wojny powietrznej i zniszczenia Londynu w 1939 czy w 1940 r naprawdę paraliżowała Winstona Churchilla, a w roku 1939 zarówno lotnictwo brytyjskie jak i francuskie znacznie ustępowało niemieckiemu)

Wiedziano jednak że do walki stanie też Francja. Dla Paryża - niezależnie od tego, kto w nim rządził i jakie miał sympatie - opuszczenie Rzeczypospolitej byłoby niezgodne z francuską racją stanu. Nie tylko doprowadziłoby do sytuacji bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa Republiki, ale oznaczałoby degrengoladę polityczną, utratę statusu mocarstwa i izolację polityczną: skoro bowiem Francja nie pomaga Polsce - swojemu najbliższemu sojusznikowi, nie jest godnym zaufania partnerem. Wszyscy zatem alianci i sympatycy Paryża na Bałkanach i nad Bałtykiem zmieniliby swoje układy sojusznicze. Sojusz polsko-francuski został wzmocniony deklaracją premiera Wielkiej Brytanii z 31 marca 1939 roku. Nevil Chamberlain ogłosił, że rząd Jego Królewskiej Mości udzieli Polsce poparcia, jeśli jej niepodległości będzie zagrożona (wyjazd ministra spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Józefa Becka 3 kwietnia w tej sprawie na rozmowy do Londynu spowodował, że Hitler jeszcze tego samego dnia podpisał "Fall Weiss" {"Biały Plan"} plan wojny z Polską. Oczywiście plan ten był dopracowywany do sierpnia 1939 r. choć jego najważniejsze zręby gotowe były już w lipcu). Wkrótce - 6 kwietnia - jednostronna deklaracja została przekształcona w obustronne zobowiązania (Halder twierdził jednak że nie ma szans aby Brytyjczycy mogli w jakikolwiek sposób przyjść Polsce z pomocą i mogą tylko patrzeć, jak Wehrmacht niszczy nasz kraj). Miało to wymiar nie tyle symboliczny - Polska przestawała być wasalem Wielkiej Brytanii, stając się jej partnerem - ale przede wszystkim wymiar praktyczny, bo oba państwa zaczął wiązać faktyczny sojusz. 13 kwietnia do porozumienia dołączyła także Francja. Niemcy uznali takie posunięcie za niezgodne z polsko-niemiecką deklaracją o niestosowaniu przemocy: 28 kwietnia Adolf Hitler ogłosił przed Reichstagiem, że podejmując takie decyzje, rząd Rzeczypospolitej własnoręcznie anulował układ z 1934 roku, więc także Niemcy nie będą go przestrzegać. Nakazał także Wehrmachtowi - jeszcze 3 kwietnia - przygotowania do agresji na Polskę.




Szef Oberkommando der Wehrmacht Wilhelm Keitel wydał wówczas polecenie, zgodnie z którym przygotowania do operacji przeciwko Polsce należało prowadzić tak, aby mogła ona rozpocząć się "w każdej chwili, poczynając od 1 września". Nie oznaczało to bynajmniej wojny - przestrzegano, żeby w stosunkach z Polską unikać zatargów (Hitler w latach 1934-1938 wymuszał wręcz na Niemcach utrzymywanie dobrych stosunków z Polską. Było to do pewnego stopnia niekonsekwentne, a jednocześnie Hitler miał wiele takich dziwnych planów, które na poziomie taktycznym mówiły co innego i na poziomie strategicznym co innego. Na poziomie taktycznym sojusz z Polską dla Niemiec był możliwy do pewnego stopnia - tym stopniem był rodzaj podporządkowania Rzeczypospolitej polityce Berlina. Natomiast na poziomie strategicznym istnienie Polski było całkowicie nie do zaakceptowania dla Niemiec hitlerowskich. Swoją drogą zdarzały się też takie pomysły niemieckich generałów już po zakończeniu wojny w roku 1945, że Hitler popełnił błąd atakując Polskę. Twierdzili bowiem że powinien zostawić Polskę jako podporządkowany Berlinowi bufor, przed atakiem ze strony Związku Sowieckiego. Problem polegał tylko na tym, że Polska nie zamierzała stać się niemieckim wasalem, podobnie zresztą jak i sowieckim, czy choćby francuskim. Dlatego też Hitler zmienił swoje plany które początkowo skierowane były na Zachód. Ale jakikolwiek sojusz polsko-niemiecki w tamtym czasie wymierzone chociażby tylko w sam związek sowiecki był nie do pomyślenia, gdyż na dłuższą metę była to polityka dla nas zabójcza. I to zarówno w przypadku niemieckiego zwycięstwa nad Związkiem Sowieckim, jak i w przypadku niemieckiej klęski. W pierwszym wypadku istnieje Polski stałoby się niepotrzebne Berlinowi po zdobyciu Moskwy i dojściu do Uralu. W drugim przypadku zaś albo stalibyśmy się sowiecką republiką, albo też - nawet jeśli ów czarny scenariusz nie doszedłby do skutku, w co wątpię - to bylibyśmy dzisiaj księstwem warszawskim z granicami w zasadzie niewiele różniącymi się od tamtych). Jednocześnie wyznaczono termin 1 maja, do którego to dnia należało mu przedstawić "plany poszczególnych rodzajów sił zbrojnych i uwagi dotyczące tabeli czynności". Oznaczało to w praktyce, że w sprzyjających okolicznościach atak na Polskę możliwy był do przeprowadzenia już po 1 maja 1939 roku.

"Sprzyjające okoliczności" pojawiły się dopiero w sierpniu 1939, a atak wyznaczono na 26 tego miesiąca. Po czym odwołano go, gdy okoliczności stały się mniej sprzyjające (25 sierpnia podpisano w Londynie polsko-niemiecki traktat o wzajemnej pomocy). Czy możliwa była jeszcze wcześniejsza agresja Niemiec na Polskę?...




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz