"Jedną z naczelnych zasad naszej doktryny operacyjnej stał się pogląd,
że broń jądrowo –rakietowa jest obecnie głównym środkiem rozwiązywania
zadań (...) W przyszłej wojnie światowej walka toczyć się będzie w sensie
politycznym o istnienie lub nieistnienie jednego ze światowych systemów
społecznych"
Główna zasada "Doktryny Obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej"
A tak naprawdę doktryna wojenna całego Układu Warszawskiego, supertajny dokument, przeznaczony jedynie dla wąskiej grupy kilkunastu generałów. Generałów ludowego Wojska Polskiego, które było uzależnione od "sowieckich doradców", w sposób znacznie większy, niźli armia Królestwa Polskiego, z lat 1815-1830 od Wielkiego Księcia Konstantego Pawłowicza (brata carów: Aleksandra I i Mikołaja I). Zaś cały Układ Warszawski składał się z kilkunastu sowieckich marszałków i generałów, którzy byli całkowitymi "dysponentami", podległych im jednostek wojskowych "bratnich krajów" - czyli Węgier, Czechosłowacji, Bułgarii, Niemiec Wschodnich i oczywiście Polski.
W 1979 r. we wszystkich krajach Układu Warszawskiego, został wprowadzony specjalny statut, który stanowił, że w wypadku konfliktu zbrojnego, armie wszystkich państw Układu, przechodzą w ręce dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu - czyli...wiceministra obrony narodowej ZSRS.
Tak to opisuje Dariusz Jabłoński, twórca filmu "Gry wojenne:
"Polskim frontem
działań byłaby Dania i Hanower. Generałowie polscy dostaliby koperty z
Moskwy i musieliby wykonywać rozkazy, niezależnie od swoich chęci i
poglądów. Połowa polskiej armii poszłaby w pierwszym rzucie na świetnie
uzbrojone Niemcy Zachodnie i Danię - pamiętajmy, że były tam m.in. pasy
min jądrowych - straty byłyby kolosalne. Druga połowa zginęłaby na
terenie kraju w odwetowych nuklearnych atakach amerykańskich, próbując
osłonić drugi rzut Armii Czerwonej przechodzący przez Polskę. A razem z
nimi miliony Polaków-cywili (...) Celem
ataku byłby ten drugi rzut wojsk radzieckich poruszający się na terenie
Polski. Układ Warszawski zakładał, a Amerykanie zdawali sobie z tego
sprawę, że przez Polskę ruszy na zachód masa wojsk i sprzętu - milion
pojazdów i dwa miliony ludzi. Nawet, jeśli nie byliby dobrze wyszkoleni,
to ich masa byłaby przerażająca. Szliby przez Polskę 26 wytyczonymi
trasami. Amerykanie wiedzieli, że muszą ich zatrzymać. Najlepiej w
miejscu powstawania zatorów - czyli na przeprawach mostowych. Cel
osiągnięto by, bombardując miasta położone nad Wisłą i Odrą (...) Warszawa,
Kraków, Gdańsk, Wrocław (...) Wszystkie główne polskie miasta poszłyby z dymem, a właściwie wyparowałyby".
Co to oznacza? Ano "jedynie" to, że polskie dowództwo wojskowe akceptowało fakt, fizycznej zagłady Polski, jej obywateli, miast, całego dorobku kulturalnego i materialnego, na co skazywali nasz kraj sowieccy decydenci. A sowieci czynili, tak bez skrępowania, zdając sobie doskonale sprawę, że najbardziej poszkodowani, alianckimi atakami odwetowymi, staną się przede wszystkim Polacy (przewidywano że straty w dywizjach pierwszego rzutu strategicznego Układu Warszawskiego - czyli głównie w Wojsku Polskim, będą sięgać do 50 proc.). Zniszczona byłaby więc nie tylko polska armia,ale cały kraj, cała Polska, zmieniłaby się w jeden wielki ponuklearny śmietnik.
Polskie dowództwo, nie tylko o tym wiedziało, lecz było to oficjalnie zapisane w "Doktrynie Obronnej PRL":
"Doktryna operacyjna
polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie
strategicznej socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy
priorytet działaniom zaczepnym. Operacyjne zadania Polski w ramach Sił
Zbrojnych Układu Warszawskiego przewidują, że po wybuchu konfliktu
zbrojnego Wojska Polskie mają rozwinąć operację zaczepną na
północnonadmorskim kierunku operacyjnym, na głębokości 500
do 800 km, w pasie 200 do 250 km, w tempie 60 do 80 kilometrów na dobę (...) Trzeba
przewidywać, że przeciwnik będzie dążył do wykonania strategicznych
barier jądrowych. Za przypuszczalne obiekty uderzeń jądrowych należy,
wydaje się, uznać: Śląski Okręg Przemysłowy,
Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań, Szczecin, Wrocław, Kraków.
Uderzenia na komunikację najbardziej prawdopodobne w rejonie granicy
polsko-radzieckiej. Dokładna prognoza skali uderzeń jest trudna. Jeżeli
jednak przyjąć dla pierwszych dni wojny przybliżoną liczbę
50 do 60 uderzeń jądrowych o ogólnej mocy 25 do 30 megaton, to straty
spowodowane tymi uderzeniami miałyby wynieść milion dwieście, do 2
milionów ludzi, a bardzo rozległy obszar kraju uległby skażeniu
promieniotwórczemu"
Mając świadomość tych faktów, ja się dziś zapytuję - to kto tutaj był zdrajcą? Płk. Ryszard Kukliński, który poświęcił nie tylko własne, lecz także życie własnej rodziny - p oto, by uratować kraj od piekła w które wpędzała nas ta cała zgraja pseudopolskich oficerków. Kto jest zdrajcą - Kukliński, czy wykonawca sowiecki agent, jawnie działający w Wojsku Polskim - Jaruzelski, którego należy (i to jest kwestia priorytetowa), pośmiertnie pozbawić stopnia generała i zdegradować do szeregowca. Natomiast płk. Kuklińskiego, za jego heroizm i poświęcenie dla Ojczyzny - również pośmiertnie awansować do stopnia generała brygady.
Dopóki nie dokona się w Polsce zmiana mentalności z "prokomuszej" na "Niepodległościową", dopóty będziemy mieli w kraju przyzwolenie na łajdactwo, które swym ostrzem godzić będzie przede wszystkim w porządnych, uczciwych ludzi. Musimy zrozumieć że język, gesty i znaczenia mają swoją ogromną symbolikę. Co mamy powiedzieć naszym dzieciom, gdy zapytają, dlaczego nadal stoją w Polsce pomniki sowieckich okupantów, zbrodniarzy, gwałcicieli i morderców. Dlaczego jednocześnie nie mielibyśmy wówczas postawić pomnika "bohaterskim" żołnierzom Wehrmachtu, którzy w 1941 r., wyzwalali nasz kraj od "czerwonej zarazy". Nie ma przyzwolenia na podwójne standardy - łajdactwo nazywajmy łajdactwem, kurewstwo - kurewstwem a ludzka odwaga i bohaterstwo, niech na powrót będzie dla nas najwyższą z ludzkich cnót.
CZEŚĆ PAMIĘCI Płk. RYSZARDA KUKLIŃSKIEGO
Człowieka, który poświęcił życie własne i przyszłość swojej rodziny by nas ratować przed atomowym piekłem
Gdziekolwiek jesteś panie pułkowniku, z głębi mojego serca pragnę powiedzieć tylko jedno słowo, zwykłe:
DZIĘKUJĘ
PS: Dokumenty, które przekazał Amerykanom płk. Kukliński, były tak niezwykle ważne, że w ciągu wszystkich lat trwania "Zimnej Wojny", począwszy od 1945 r., żaden inny szpieg aliancki nie przekazał im nic wartościowszego. Kukliński był najcenniejszym "Aliantem" w Polskim (komunistycznym) Wojsku i można bez ogródek stwierdzić, że to właśnie on doprowadził do upadku Związku Sowieckiego i całego ZSRS. Przede wszystkim zaś, ratował Polskę, lecz my dziś nawet nie zdajemy sobie sprawy ze skali informacji, jakie przekazał on Amerykanom, osłabiając sowietów T-O-T-A-L-N-I-E , gdyż przekazane przez niego, tajne dokumenty, informowały Amerykanów o miejscach schronienia całego sowieckiego dowództwa, a to oznaczało, że Związek Sowiecki (już na samym początku wojny), poniósłby całkowitą klęskę, bez potrzeby prowadzenia dalszych działań zbrojnych metodami konwencjonalnymi. Po prostu, uderzenie atomowe w schrony sowieckiego dowództwa wojskowego, wyeliminowałoby sowietów z wojny już w pierwszych jej minutach.
Byłoby po wojnie a
A POLSKA... ... ...BYŁABY BEZPIECZNA
"Jack Strong" doprowadzał do furii i utraty zmysłów sowieckich gienierałów, co zostało pokazane w filmie Pasikowskiego: "Jack Strong", gdy marszałek Kulikow mdleje, po otrzymaniu wiadomości o zdobyciu przez Amerykanów wiedzy, na temat jego zamierzeń wojennych i planów agresji na Europę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz