Stron

sobota, 31 października 2015

NAJLEPSI AKTORZY I ICH NIEZWYKLE AUTENTYCZNE ROLE - Cz. XII

PIERWSZA TRÓJKA

 
W tym temacie pragnę zaprezentować postaci aktorów, których gra sceniczna i filmowa, uczyniła z odgrywanych przez nich ról - autentyczne postaci. Innymi słowy, chodzi mi o najlepszych w aktorskim fachu specjalistów, którzy poprzez odgrywane przez siebie role, formują (w sposób niezwykle silny i co ciekawe ... autentyczny), nasze wyobrażenia o odgrywanych przez nich postaciach. W tej części pragnę zaprezentować pierwszą trójkę, najlepszych (według mojej - i nie tylko mojej - skromnej osoby), aktorów i odgrywanych przez
nich ról.

 

2.

NATALIE DORMER - Cz. XI

 




12 maja 1536 r. rozpoczął się w Westminster Hall, proces czterech mężczyzn oskarżonych o spółkowanie z królową. Byli to sir Henryk Norris (który od 1526 r. czyli od czasu gdy Henryk zaczął "na poważnie" interesować się Anną Boleyn, piastował urząd Skarbnika Królewskiej Szkatuły), sir William Brereton (jest to też ciekawa zagadka, czemu właśnie on został oskarżony o utrzymywanie stosunków seksualnych z Anną, bowiem mimo iż należał do jej dworu, nigdy nie był wobec niej zbyt "wylewny". Zapewne był ukrytym stronnikiem Katarzyny Aragońskiej i lady Marii), sir Franciszek Weston - w chwili aresztowania miał 25 lat i był ponoć niezwykle przystojny (został aresztowany zapewne ze względu na niefortunną rozmowę z królową na temat sir Norrisa, Anna bowiem przyznała się do tej rozmowy z Westonem, a ponieważ był młody i przystojny - stanowił łatwy cel), Marek Smeaton - oskarżono go o wielokrotne cielesne stosunki z królową (do których po ciężkich torturach się przyznał), a ponieważ był ulubionym muzykiem Anny - również "poleciał". Ostatnim oskarżonym (choć nie sądzonym na tym procesie 12 maja), był jej brat Jerzy Boleyn (proces Jerzego miał być oddzielny). Zarzut kazirodztwa był najpoważniejszy (choć nie ma najmniejszych dowodów by kiedykolwiek Anna sypiała ze swym bratem, mimo że oczywiście miała z nim doskonały kontakt i wspaniale się rozumieli - być może to właśnie zadecydowało o wysunięciu zarzutu kazirodztwa). Wszyscy oni zostali oskarżeni o zdradę i skazani na karę śmierci.

Proces królowej Anny i jej brata Jerzego odbył się dnia 15 maja. Anna została wówczas oskarżona o wielokrotne cudzołóstwo z wieloma mężczyznami i skazana została na śmierć przez spalenie na stosie lub ścięcie (o rodzaju śmierci miał zadecydować król). Anna podczas owego procesu wciąż przekonywała nieprzychylnych jej sędziów (w liczbie 26, w tym przewodniczącym tego gremium był jej wuj Tomasz Howard książę Norfolk i jego syn Henryk. Ojciec Anny został zwolniony z konieczności sądzenia własnych dzieci), o swej niewinności, o miłości jaką wciąż darzy króla i odwoływała się do sumień owych sędziów. Anna wyrok śmierci przyjęła godnie, powiedziała że już od dawna była na nią gotowa. Dodała jednak iż przykro jej że niewinni ludzie będą ginąć wraz z nią. Jerzy Boleyn także skazany został na śmierć przez ścięcie głowy toporem. Jednak dnia następnego zaświtało jeszcze Annie światełko nadziei (na zachowanie życia, bowiem o pozostaniu królową nie było już mowy).

Nim jednak 16 maja Anna uzyskała cień nadziei na ocalenie swego życia, słów kilka należy powiedzieć o tym, co działo się wówczas z Jane Seymour, która w Beddington - majątku sir Nicolasa Carewe'a, przygotowywała się do małżeństwa z królem i swej nowej roli jako następczyni Anny Boleyn. Pomiędzy 3 a 14 maja (czyli dniami jakie Jane spędziła w Beddington), król obdarował ją wspaniałymi sukniami i klejnotami, zaś 14 maja na rozkaz króla, Jane opuściła majątek Carewe'a i przeniosła się do Chelsea (dawnego majątku sir Tomasza Morusa), gdzie otrzymała swą własną służbę i kolejne królewskie podarunki. Dnia następnego 15 maja rano, Jane Seymour otrzymała królewską wiadomość o skazaniu na śmierć Anny Boleyn. I tu ciekawostka, król musiał napisać jej tę wiadomość jeszcze dnia poprzedniego, skąd więc już wówczas wiedział że Anna zostanie skazana na śmierć, skoro zagwarantował jej prawo do uczciwego procesu, a sąd przed którym stanęła królowa już w godzinach popołudniowych - miał zdecydować o jej skazaniu bądź...uniewinnieniu. Skoro jednak Henryk napisał taką wiadomość jeszcze przed procesem, to ów proces był zwykłą farsą, zaś wyrok śmierci Anny Boleyn był już gotowy od zapewne kilku dni.




Dlaczego więc król dawał Annie puste nadzieje na ocalenie życia? A takie obietnice zapewne zostały złożone dnia 16 maja 1536 r. To właśnie wówczas do Tower po raz pierwszy od uwięzienia królowej, przybył jej stronnik - arcybiskup Canterbury Tomasz Cranmer. Zjawił się tam z dwóch powodów. Po pierwsze by wysłuchać spowiedzi królowej, a po drugie by zanieść jej królewską obietnicę. Choć oczywiście nie wiadomo dziś co rzeczywiście Cranmer powiedział Annie tego dnia w Tower, to wiadomo co stało się po opuszczeniu przez niego celi królowej. Anna była rozpromieniona, zwróciła się do swych służek że Najjaśniejszy Pan jej nie skaże i będzie mogła zachować życie, a jedynie odesłana zostanie do klasztoru. Annie bardzo pasowałaby taka sytuacja. Nie wiadomo też czy Henryk nie obiecał jej czegoś jeszcze (np. że oszczędzi także jej brata lub wszystkich skazanych w jej sprawie). Czego zaś chciał król w zamian? Prawdopodobnie deklaracji Anny że jej małżeństwo z królem było od początku do końca nieważne, że nigdy nie była jego prawdziwą żoną, a ich córka jest nieślubnym dzieckiem - czyli bękartem. Anna zapewne przystała na to (inaczej nie mogłaby się radować z możliwości ocalenia życia). Była więc gotowa poświęcić dziesięć lat swego życia (w tym trzy jako królowa Anglii), a nawet prawo swej córki do korony - byleby tylko ocalić siebie i być może innych skazanych. Okazało się jednak że król nie zamierza dotrzymać swej obietnicy, dnia następnego doszło do pierwszych egzekucji - wszystkich pięciu mężczyzn.

Tego dnia miało miejsce pięć egzekucji mężczyzn oskarżonych o "cielesne obcowanie" z królową Anną. Pierwszy na szafot wstąpił jej brat Jerzy. Wygłosił on do zgromadzonych ludzi krótkie przemówienie. Jerzy Boleyn powiedział by ludzie ufali Bogu, zaś unikali żądzy sławy, władzy czy bogactwa. Stwierdził: "Strzeżcie się i nie pokładajcie ufności w próżności tego świata, a tym bardziej w dworskich pochlebstwach (...) Powiadam wam, czytałem Ewangelię lecz nie żyłem zgodnie z nimi (...) Jeżeli uraziłem kogokolwiek kogo tu nie ma, czy to w myślach czy to w czynach, jeżeli o tym usłyszycie, proszę was z dna serca módlcie się za mnie o Bożą łaskę." Po owym oświadczeniu, brat królowej uklęknął i położył głowę na bloku. Zginął dopiero po trzecim uderzeniu topora, czyli cierpiał nim umarł.

 Następnym w kolejności był sir Henryk Norris, który publicznie stwierdził w swych ostatnich słowach że nie wierzy w winę królowej, choć pokłada wiarę w królu i błaga jego wybaczenia - czymkolwiek przeciw niemu zawinił. Kolejnym był sir Franciszek Weston, młodzian pochodzący z dobrej, szlacheckiej i majętnej rodziny. Stwierdził on że przykro mu odchodzić w tak młodym wieku (25 lat), choć sam przyznał że mimo swych młodych lat zdążył wiele nagrzeszyć (zapewne miał na myśli swe rozliczne romanse, a biorąc pod uwagę fakt iż był bardzo przystojny - jeśli zawierzyć źródłom - to trudno się dziwić że rozliczne damy na dworze i w otoczeniu samej królowej chętnie mu ulegały). Następnym skazańcem idącym na śmierć był sir William Brereton, który w swej ostatniej mowie stwierdził iż nigdy nie popełnił tak haniebnego czynu za który został skazany.

Ostatnim, który tego dnia "dał głowę katu", był Marek Smeaton (zginął jako ostatni bowiem nie był pochodzenia szlacheckiego). Jego ostatnie słowa brzmiały: "Panowie, proszę was módlcie się za mnie gdyż zasłużyłem na śmierć". Smeaton jako jedyny przyznał się do "utrzymywania wielokrotnych stosunków seksualnych z królową" (choć też jako jedyny z całej piątki mężczyzn był torturowany. Innych nie torturowano gdyż pochodzili ze szlachetnych rodów, bądź piastowali ważne publiczne funkcje. Była to praktyka stosowana od starożytności - w starożytnym Rzymie, w czasach Republiki i pierwszych dziesięcioleciach cesarstwa poddawanymi torturom mogli zostać jedynie niewolnicy i wyzwoleńcy, potem zaś, w następnych wiekach również chłopi i plebs.

Anna była niezadowolona gdy dowiedziała się że Smeaton nie "oczyścił" jej i nie zaprzeczył zarzutom jej stawianym przed swą śmiercią. Obawiała się również o zbawienie jego duszy, jako że zmarł z kłamstwem w sercu. Już wkrótce Anna Boleyn miała także "położyć swą głowę" naprzeciw katowskiego miecza który ściął jej "cienką szyję" (to słowa samej Anny która stwierdziła że kat nie będzie miał kłopotu ze ścięciem jej głowy, bowiem ma cienką szyję, po czym wybuchnęła gromkim śmiechem by zaraz potem rozpłakać się).

Anna Boleyn była gotowa na śmierć już od 17 maja (o ile nie wcześniej). Całą noc z 17 na 18 maja 1536 r. spędziła na modlitwie, wraz ze swym jałmużnikiem Janem Skippem. Nad ranem - 18 maja, ponownie do królowej przybył arcybiskup Canterbury Tomasz Cranmer, by wysłuchać jej spowiedzi. Anna kolejny raz stwierdziła iż jest niewinną i nigdy nie "zgrzeszyłam ciałem przeciwko królowi". Jest to ciekawe oświadczenie, bowiem może ono oznaczać że Anna "zgrzeszyła" w jakiś inny sposób, np. myślą. Otaczała się bowiem wieloma mężczyznami, w różnym wieku i posturze, na pewno któryś podobał jej się bardziej, z wieloma zaś z nich królowa lubiła flirtować, choć oczywiście wiedziała że pewnej granicy nie wolno jej przekroczyć. Te słowa królowej Anny, wypowiedziane podczas jej ostatniej spowiedzi muszą dawać do myślenia - cóż miała na myśli że nie zgrzeszyła ciałem? Ciekawa zagadka nieprawdaż?




Cranmer przybył ok. godziny 6, bowiem egzekucja królowej wyznaczona została na 9 rano. Wkrótce jednak się okazało że ów termin nie może zostać dotrzymany. Powodem było spóźnianie się kata, którego na prośbę Anny, król sprowadził z Francji. Był on bowiem mistrzem w swym fachu, a Annie zależało na tym by nie cierpieć długo, tylko zginąć od jednego ciosu. Egzekucja została więc przełożona na godzinę 13. Ten jednak termin okazał się równie trudny do dotrzymania jak poprzedni, co spowodowało pewną irytację Anny, która będąc już gotową na śmierć, nie chciała tego odwlekać w nieskończoność.

Wreszcie ok. godziny 13, konstabl William Kingston - poinformował królową że jej egzekucja nastąpi dnia następnego 19 maja, o godzinie 9 rano. Resztę dnia Anna spędziła na rozmowie ze swymi służkami i były to dość ciepłe a nawet radosne rozmowy. Anna wielokrotnie żartowała i śmiała się - mówiła o sobie iż zostanie "bezgłową królową" i że tak będą o niej mówić następne pokolenia. W ogóle spędziła swą ostatnią noc dość radośnie na żartach rozmowach a potem na modlitwie. Następny dzień 19 maja, miał przynieść zakończenie jej krótkiego - 35-letniego życia (choć niektórzy historycy sugerują że w chwili śmierci miała zaledwie 29 lat). A król już wówczas przygotowywał się do małżeństwa z nową dziewczyną 28-letnią Jane Seymour, która miała zostać jego trzecią już żoną i nową królową Anglii.

19 maja 1536 r. o godzinie 9 rano, Anna Boleyn opuściła swe komnaty na zamku Tower, by przejść w swą ostatnią podróż na dziedziniec, na którym czekał przygotowany na nią szafot. Ubrana była w gronostajowy płaszcz nałożony na purpurową suknię. Włosy jej zostały schowane pod białym henninem (było to nakrycie głowy noszone przez kobiety od połowy XV wieku). Jak opisują tę chwilę jej przejścia z celi na dziedziniec - źródła? Ponoć Anna wyglądała niezwykle pięknie i dostojnie, nie było po niej widać nawet odrobiny smutku czy żalu. Królowa wyglądała majestatycznie i ... dość wesoło, była bowiem uśmiechnięta, tak jakby od dawna czekała na tę chwilę która za moment miała zakończyć jej krótki żywot.




Anna weszła na szafot, po czym zwróciła się do zgromadzonych niżej ludzi, którzy przyszli pożegnać pierwszą królową Anglii, która została skazana na śmierć. Jej ostatnie słowa skierowane do owych poddanych brzmiały:
 
"Dobrzy chrześcijanie. Przybyłam tu dziś by umrzeć zgodnie z prawej, jako że zgodnie z prawem zostałam na śmierć skazana i dlatego też nie mam do nikogo o to żalu. Nie przybyłam tu by nikogo oskarżać, ni mówić o rzeczach o które zostałam oskarżona i skazana, lecz by prosić Boga by chronił króla i pozwolił mu długo nad wami panować, bowiem nie ma na świecie innego łagodniejszego ni bardziej miłosiernego władcy. Król był dla mnie zawsze bardzo dobry, łagodny i miłosierny, dlatego też z pokorą przyjmuję jego wyrok i błagam was byście modlili się za waszego króla - najlepszego władcę jakiego widział świat. Ktokolwiek z was zechce mnie osądzać, niech osądza życzliwie. I tak też się żegnam ze światem i z wami wszystkimi i błagam o wasze modlitwy za mnie. O Panie zmiłuj się nade mną, Bogu oddaję moją duszę".

Po zakończeniu swej przemowy Anna zaczęła przygotowywać się do śmierci - by ułatwić pracę katu, pomagały jej w tym jej służki. I wtedy, ponoć po raz pierwszy tego dnia, twarz Anny jakby się zmieniła, od rana bowiem Anna była pogodzona ze swym losem, nie zamartwiała się że dziś zginie, była radosna i uśmiechnięta. Wyglądała tak jakby chciała już to jak najszybciej zakończyć, by się uwolnić, by wreszcie połączyć się ze swym bratem w raju - tak twierdziła. Jednak gdy jej służki pomagały przygotować ją do ostatniego momentu jej życia - twarz Anny się zmieniła. Posmutniała, a nawet jak twierdzą niektórzy jej oczy napełniły się łzami. Być może zastanawiała się dlaczego? Dlaczego ją to spotkało, gdyby choć jeszcze rzeczywiście popełniła owe czyny za które idzie na śmierć, wówczas nie mogłaby mieć do nikogo pretensji i żalu - ale tak, za co ona tu dziś umiera? Za to że pokochała króla, że poświęciła dla niego dziesięć lat swego życia, że urodziła mu córkę i przynajmniej dwukrotnie martwych synów? Za to król ją karze? Jeśli nie był z niej zadowolony, jeśli stanęła na drodze królewskiego szczęścia z Jane Seymour - król mógł ją oddalić, odesłać do klasztoru, lub do jakiegoś zamku, jak Katarzynę. Dlaczego zaś skazał ją na karę śmierci? - takie zapewne skojarzenia przychodziły na myśl Annie w tych ostatnich minutach jej życia. Na pewno też myślała o przyszłości Elżbiety, cóż się z nią teraz stanie gdy została oficjalnie ogłoszona bękartem? 

Choć na pewno Anna doceniała i to że król przystał na jej ostatnią prośbę - sprowadzając kata prosto z Francji, który jednym cięciem (tak by nie cierpiała), miał odciąć jej głowę. Angielscy kaci znani byli bowiem ze swej "nieporadności" w tym "rzemiośle" i skazaniec niejednokrotnie męczył się nim ostatecznie wyzionął ducha. Innym ukłonem króla w stronę Anny był rodzaj jej śmierci. Król postanowił że zostanie ścięta a nie spalona na stosie (co było karą dla kobiet w tamtych czasach) i to nie toporem lecz mieczem (to wymagało co prawda dużej wprawy u kata, lecz szybkie cięcie powodowało natychmiastową śmierć, skazaniec nie musiał się więc męczyć, taki kat jednak drogo kosztował). Dzięki temu Anna nie musiała cierpieć - a śmierć nadeszła szybko, za to też Anna była wdzięczna królowi (lecz już bowiem nie małżonkowi, gdyż jej małżeństwo uznane zostało za nieważne, nie mogła więc zwracać się do króla i o królu takimi określeniami jak dawniej to czyniła - teraz był dla niej tylko Jego Wysokością lub Najjaśniejszym Panem).

Anna uklęknęła i czekała na uderzenie kata, zaś ten jakby nigdy nic wcale się nie kwapił do zadania ostatniego i jedynego ciosu. Anna zaczęła się modlić wciąż powtarzając jedno: "Jezu przyjmij moją duszę", jednocześnie co chwila zerkała na kata, jakby zniecierpliwiona jego zwłoką. Owo zniecierpliwienie dało o sobie znać, Anna zaczęła poprawiać sobie suknię i zaciągać ją na nogi, co jakiś czas zerkała w stronę francuskiego kata. Wreszcie ten, widząc jej niecierpliwość odrzekł: "Nie obawiaj się Pani, nie uczynię niczego póki nie będziesz gotowa". Były to jednak tylko pozory, kat bowiem chciał by królowa się uspokoiła i nie myślała o tym co nieuniknione. Sam ukrył miecz i czekał.

Zapewne owa presja wyczekiwania ujęła się też i innym, bowiem wraz z Anną uklęknęli, najpierw Lord Major Londynu, a za nim cała reszta zebranych, prócz jedynie dwóch osób. Pierwszym z nich był Henryk Fitzroy, 17-letni chłopak, który słysząc opowieść ojca (kilka dni wcześniej Henryk Fitzroy zastał w jednej z komnat zapłakanego króla Henryka, swego ojca. Na pytanie cóż się stało, król odrzekł: "Miałeś wielkie szczęście ty i Maria że uniknąłeś nienawiści tej dziewki" - mówił wtedy o Annie Boleyn), rzeczywiście uwierzył że Anna chciała go zabić (wcześniej bowiem pozbawiła go praw do tronu, na mocy Aktu o Sukcesji z 1534 r.), dlatego też nie zamierzał oddawać jej tej ostatniej przysługi. Drugim z mężczyzn który nie uklęknął był Karol Brandon książę Suffolk, przyjaciel króla. Co nim kierowało? Nigdy nie przepadał za Anną Boleyn, był też stronnikiem królowej Katarzyny Aragońskiej i Annę postrzegał zapewne w kategoriach utrzymanki, oszustki i "dziewki".

Wreszcie francuski kat krzyknął do chłopca który stał obok, by podał mu miecz, w tym też momencie Anna odwróciła głowę w stronę owego młodzieńca, a kat wykorzystał chwilę by wydobyć miecz i ... po chwili było po wszystkim. Królowa Anna Boleyn zginęła natychmiast od jednego cięcia miecza. Jej głowę służki owinęły w biały materiał, a ciało rozebrały i przygotowały do pochówku, choć dziwny to był pochówek, Anna Boleyn nie miała nawet trumny.




Po egzekucji królowej Anny Boleyn, jej ciało przeniesiono do pobliskiej kaplicy św. Piotra w Okowach. Tam jej ciało zostało złożone do grobu. A jak wyglądał ów grób i w czym Annę pochowano, skoro nie miała nawet trumny? Ciało Anny spoczęło w dużej skrzyni na strzały (skrzynia ta służyła do przechowywania strzał których król używał podczas polowań). Anna nie miała więc godnego pochówku, a pochowano ją jak ladacznicę, za którą król ją uważał. Ciekawe też dlaczego wybrano właśnie skrzynię na strzały? Czy zaważyła wyższa konieczność, bowiem gdzieś jej ciało należało złożyć (co ciekawe nim jeszcze rozpoczął się proces na którym Anna została oficjalnie uznana winną zdrady króla, przygotowywano się do egzekucji bardzo starannie i szczegółowo, lecz zapomniano o jednym "maleńkim" drobiazgu - co zrobić i gdzie złożyć ciało zabitej królowej? O tym zupełnie nie pomyślano, aż dziw bierze jak można było przeoczyć taki "drobiazg"). Mogły więc zaważyć względy praktyczne - wybrano skrzynię na strzały bowiem nie było nic innego pod ręką.

Istnieje jednak też i inne wytłumaczenie (choć ja raczej obstaję za tym pierwszym). Złożono ciało Anny do skrzyni na strzały jako pewnego rodzaju nawiązanie do jej i króla wspólnej pasji jaką było właśnie polowanie. Gdy Henryk zauroczył się Anną i gdy starał się o anulowanie swego małżeństwa z królową Katarzyną Aragońską, gdy z miłości do Anny powstrzymywał się od stosunków seksualnych z innymi kobietami i czekał tylko na nią, w tym właśnie okresie para dwojga zakochanych w sobie ludzi spędzała czas głównie na polowaniach. O ile wiadomo że król uwielbiał polować, o tyle nie jest pewne czy lubiła to także Anna, jednak zapewne z czasem ich wspólne eskapady zaczęły jej się podobać. Król obdarowywał ją wspaniałymi podarkami, sukniami, klejnotami, pierścieniami czy nawet koszulami nocnymi (w 1531 r. król zamówił dla Anny komplet czarnych bawełnianych koszul nocnych), lecz nie były to jedyne prezenty jakie otrzymała (nie mówiąc oczywiście o ziemi, pałacach, tytułach i własnym skarbie). W 1530 r. król kupił Annie jej własny zestaw strzał, łuk i rękawice, co mogłoby w jakiś sposób tłumaczyć że Annie z czasem polowania się spodobały.

Jednak czy rzeczywiście monarcha który miał już dość "dziewki", która go upokorzyła "obcując cieleśnie" z innymi i którą skazał na śmierć nie oglądając się na jej listy, prośby i tłumaczenia, czy taki władca mógł rzeczywiście oddać Annie "ostatnią przysługę", chowając ją w skrzyni na strzały na pamiątkę ich wspólnych szczęśliwych chwil - ja osobiście szczerze w to wątpię.

Anna Boleyn była kobietą która trochę przeszacowała swe własne szanse, sądziła bowiem że miłość i wierność jaką okazywał jej Henryk, w czasie gdy obiecywała dać mu męskiego potomka, jeśli tylko ją poślubi - że to wszystko będzie trwało w nieskończoność. Nie wiadomo czy upór Anny (że odda się królowi dopiero po ślubie), był dla niej korzystny? Lecz gdyby nie postawiła sprawy jasno, czarno na białym - Henryk po kilku latach znudziłby się nią, a wówczas wziąłby sobie inną, ona zaś niewiele by na tym zyskała. Błąd Anny polegał na jej głębokiej wierze w ciągłość i niewzruszoność uczuć króla do niej (trzeba tu jednak powiedzieć że królewskie uczucie dla Anny "skończyło się" dopiero wówczas gdy została oficjalnie oskarżona o zdradę - czyli z końcem kwietnia 1536 r.). Król do tego czasu, mimo iż ta wciąż go rozczarowywała i upokarzała (czuł się bowiem upokorzony w oczach europejskich władców, szczególnie zaś cesarza Karola V i króla Francji Franciszka I - z którymi uwielbiał rywalizować), nie przestawał jej kochać i szanować.

Europejscy monarchowie mogli się zatem teraz z niego naśmiewać - oto bowiem wziął sobie za żonę zwykłą dwórkę, wywyższył ją ponad inne kobiety w kraju, ponad samą królową Katarzynę, którą porzucił - a ta? Czym się odpłaciła? Nie potrafiła nawet urodzić królowi syna, a przy tym wciąż była zazdrosna o jego nowe kochanki. Henryk nie tylko czuł się rozczarowany Anną, ona zaczęła go również drażnić, miała bowiem dość energiczny charakter i przebojowy temperament, a on lubił kobiety całkowicie posłuszne i podporządkowane jego woli. Choć oczywiście Anna nigdy nie sprzeciwiła się jego poleceniom, to jednak jej ciągła zazdrość, a jednocześnie utrata kolejnych synów - powodowały że Henryk zaczął się zastanawiać czy dobrze postąpił wywyższając Annę. Anna Boleyn nie spełniła królewskiego marzenia i musiała za to zapłacić najwyższą cenę, teraz zaś przyszła kolej na nowe, trzecie już panowanie - i związane z tym nowe nadzieje.

Na nazajutrz po egzekucji Anny - 20 maja 1536 r. król i lady Jane Seymour oficjalnie się zaręczyli w pałacu Hampton Court. Eustachy Chapuys pisał w tych dniach do cesarza że gdyby królowi Jane Seymour w przyszłości się "znudziła", lub nie spełniła pokładanych w niej nadziei - bardzo szybko znaleźliby się tacy którzy stwierdziliby iż związek króla z Jane był od początku niezgodny z wszelkim prawem, zarówno ludzkim jak i boskim. Jane wiedziała dlaczego król ją wywyższa, wiedziała też na przykładzie Anny, jakie będą konsekwencje sprawienia królowi zawodu - to już po prostu nie wchodziło w grę. Po pierwsze dlatego że król był coraz starszy (w 1536 r. miał 45 lat), a przy tym coraz bardziej doskwierała mu impotencja. Po roku 1536 szybko też przybywał na wadze, co wiązało się z problemami zdrowotnymi - dlatego kolejne niepowodzenie (bez znaczenia czy to urodzenie dziewczynki, czy też następnego martwego syna), po prostu nie wchodziło już w grę. I 

Jane Seymour dobrze o tym wiedziała, starała się też postępować zupełnie inaczej niż Anna. Choć król "mógł" już coraz rzadziej, nigdy nie czyniła mu zarzutów o kolejne nałożnice - stwierdziła wręcz iż: "Najjaśniejszy Pan ma prawo czynić tak jak mu się podoba". I zapewne domyślała się że zajęła miejsce Anny tylko z jednego powodu - by urodzić królowi następcę tronu. Jednak w przypadku Jane, Henryk dość często ją upokarzał (czyli postępował z nią inaczej, niż wcześniej z Anną). Po raz pierwszy dał popis swego niezadowolenia z Jane, już ... 19 maja 1536 r. (czyli w dzień egzekucji Anny Boleyn). Powodem królewskiego gniewu (i irytacji), była prośba Jane Seymour, by król przywrócił księżniczce Marii należne jej prawo do tronu. Henryk wówczas wpadł w gniew i krzyknął w jej stronę: "Czy ty jesteś głupia? Powinnaś dbać o szczęście i przyszłość naszych dzieci a nie żadnych innych", po takiej reakcji, Jane natychmiast się wycofała i już więcej nie wracała do tej sprawie. 

Jane postępowała bowiem zupełnie inaczej niż Anna Boleyn nie tylko w kwestii stosunku do dzieci króla z wcześniejszych małżeństw, lecz również w kształcie swego dworu. Pomna tego, co stało się z Anną i zdając sobie sprawę że ją także może spotkać coś podobnego - jeśli nie zadowoli króla (dając mu syna), nie zamierzała dawać podstaw ewentualnym przyszłym oskarżycielom, dlatego też jej dwór niezwykle przypominał dwór Katarzyny Aragońskiej. Był bowiem bardzo sztywny, oficjalny, a przede wszystkim złożonym tylko z samych kobiet. Jane wiedziała że to właśnie zbyt "frywolny" stosunek Anny do mężczyzn z jej dworu spowodował jej upadek. I choć Anna nie była winną, już samo utrzymywanie mężczyzn na jej dworze było głęboko podejrzane. Jane nie zamierzała popełnić tego samego błędu, zresztą nie była ona tak energiczna i żywa jak Anna. Jane była spokojną i pogodną dziewczyną, niczym zbytnio się nie wyróżniającą. To mogło zagwarantować jej bezpieczeństwo, nawet wówczas gdyby nie zdołała wypełnić swego obowiązku. Henryk mógł wówczas co najwyżej odesłać ją do klasztoru lub nawet oddać jej któryś z pałaców by mogła tam sobie dalej żyć, lecz nie miałby pretekstu by pozbawiać ją życia.

Choć nie znaczy to oczywiście, że w początkowym okresie małżeństwa (kilka pierwszych miesięcy), Jane nie próbowała namówić króla do pewnych swych zamierzeń, jak na przykład jej prośby by przebaczył zbuntowanym poddanym, którzy wzięli udział w Pielgrzymce Łaski. Jane bowiem była ukrytą katoliczką i starała się przekonać króla by porzucił myśli o reformacji i ponownie "zbliżył" się do Rzymu (oczywiście czyniła to bardzo subtelnie, zdając sobie sprawę że król nie zrezygnuje z tytułu głowy Kościoła Anglii po tylu latach wyrzeczeń i upokorzeń ze strony papieża i cesarza). Znamiennym jest, że gdy Jane starała się uprosić króla by okazał powstańcom swą łaskę ten, najwidoczniej zdenerwowany (Henryk bowiem nie lubił gdy jego żony wtrącały się do spraw polityki i religii), najpierw kazał jej wstać (czyli prawdopodobnie leżeli wówczas w łożu lub siedzieli przy stole), a następnie zapytał ją, czy wie co stało się z Anną? Gdy potwierdziła, odrzekł: "Nie prowokuj mnie więcej bo i ty tak skończysz". Po tej rozmowie Jane nigdy już nie ośmieliła się powiedzieć niczego na temat religii lub polityki, najprawdopodobniej te słowa przestraszyły ją nie na żarty.



Jest to jednak opowieść na zupełnie inną okazję i nie ma ona już żadnego związku z postacią ani samej Anny Boleyn, ani też kobiety, która w niezwykły wręcz sposób odtworzyła i ponownie przypomniała nam jej historię:


NATALIE DORMER

JESZCZE NA KONIEC KILKA LISTÓW HENRYKA DO ANNY, Z CZASÓW GDY WALCZYLI O WŁASNE SZCZĘŚCIE:

1533

"Moje najmilejsze Kochanie, nie będę ci opowiadał jak wielką odczuwam samotność, ponieważ twa rozłąka ze mną jest obecnie tak długa, bowiem nie byłem do tego ostatnio przyzwyczajony, do zniesienia dwóch tygodni bez Ciebie. Moja życzliwość dla ciebie i gorliwość miłości jest coraz silniejsza i choćby na mej drodze do ciebie stanął cały świat i tak byłaby to niewielka przeszkoda w mym dążeniu ku tobie. Całuję twe wspaniałe dłonie i ufam że wkrótce będę mógł całować również twe piękne piersi. Pisane ręką tego, który pozostaje sługą swej Pani"

1527

"Najdroższa!
Obecnie mam bardzo niewiele wolnego czasu, lecz pamiętając o swej obietnicy pokrótce przedstawię ci jak stoją nasze sprawy. Nabycie pałacu dla Ciebie jest na dobrej drodze, jak zapewnia mój lord kardynał, nie mógł bowiem dotąd znaleźć niczego odpowiedniego, z przyczyn o których mi nie wiadomo. Co się tyczy innych naszych spraw, zapewniam cię iż nie mogę uczynić więcej, ni bardziej pilnie, niż obecnie to czynię, tak że wierzę iż rozwiązanie sprawy zostanie wkrótce przewidziane zgodnie z naszym życzeniem. Dlatego też dotąd trzymam coś u siebie, specjalnie dla ciebie, ufając iż nie potrwa to długo gdy ci to oficjalnie wręczę. Twój ojciec, najmilejsza bardzo mi w tym pomaga, teraz zaś z powodu braku czasu muszę już kończyć mój list, napisany ręką tego który pragnie móc już cię dotknąć"


1528

"Uzasadniając swój wniosek który ci przedstawiłem w mym ostatnim liście, z przyjemnością pragnę stwierdzić że legat, w którym pokładamy takie nadzieje, przybył do Paryża w niedzielę lub poniedziałek, także ufam iż w najbliższy poniedziałek powróci on do Calais, i wierzę że już wkrótce radować się będziemy tym, czego oboje tak bardzo pragniemy, dla Bożej radości i naszej wygody. Choć rzadko obecnie do ciebie pisuję, to musisz wiedzieć że spowodowane jest to brakiem mego czasu, choć wiem również jak dawno nie trzymałem Cię w ramionach i nie całowałem Twych ust. List ten piszę zaraz po zabiciu jelenia o jedenastej godzinie. Z Bożą pomocą jutro zabiję drugiego, w intencji naszego szybkiego spotkania"





DZIĘKUJĘ!



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz