I CÓŻ BRAKUJE NAM DZIŚ FELKA ... ?!
We wszystkich mych tematach dotyczących okresu komunizmu, Związku Sowieckiego itd. próżno szukać jakichkolwiek "jasnych stron" tamtych czasów. Dlatego też właśnie teraz postanowiłem zrobić mały, malutki wyjątek - napiszę coś pozytywnego (choć doprawdy, czynię to mocno wbrew sobie), o naszym Felku vel Felusiu, jednym z największych potworów chodzących po tym łez padole - czyli o...
Feliksie Edmundowiczu Dzierżyńskim!
Są jednak powody by Felusia
pochwalić (pozwolę sobie na razie tych powodów nie ujawniać), choć samo
pozytywne wspomnienie o tym krwawym potworze, mordercy i bestii w
ludzkiej skórze - przychodzi mi nader trudno. Cóż, powinienem jednak
oddać sprawiedliwość i tam gdzie trzeba pochwalić nawet diabła.
ILUSTRACJA MUZYCZNA NADAJĄCA ODPOWIEDNIĄ "ATMOSFERĘ"
(PS: Gdy byłem mały, to tę i podobne piosenki {m.in.: tę z RIO BRAVO"} śpiewał mi mój zmarły staruszek, gdy zabierał mnie ze sobą w trasy)
"HANKO! - O TOBIE MARZĘ WŚRÓD BEZSENNYCH NOCY"
Ów ksiądz zapamiętał taką oto sytuację: Polski dziennikarz, który zaraz po ucieczce bolszewików (po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej), objeżdżał tereny walk, robiąc reportaż wśród lokalnych chłopów po krótkiej sowieckiej okupacji tych terenów, dotarł również do probostwa wyszkowskiego, gdyż któryś z chłopów powiedział mu że tam właśnie przebywał Dzierżyński. Zapytał więc proboszcza wyszkowskiej parafii o opinię na temat tego człowieka, spodziewając się że przedstawi go w jak najgorszym świetle. Proboszcz zaś powiedział:
"To
nie jest zły człowiek proszę pana. Tak, przyszedł, zajął mi plebanię,
ja oczywiście od razu wiedziałem kto to jest, gdyż się przedstawił. Gdy
jednak bolszewicy pokradli ze wsi wszystkie kury i świnie, poszedłem do
niego i powiedziałem - "Panie Feliksie, niech pan zrobi porządek, bo mi
tu sołdaty kury pokradły". A on się tylko uśmiechnął, coś warknął przez
okno i ... więcej się kur znalazło niż zginęło. Rano, poczęstowałem go
śniadaniem, zjadł i powiedziałem mu: "Panie Feliksie, cieszę się że choć
pan bolszewikom służy ale jest pan porządny człowiek", a on się
tylko uśmiechnął i poszedł. Na drugi dzień po polskiej ofensywie,
pożegnał się ze mną i odjechał"
Gdy na przełomie 1920 i 1921 r. w Rydze spotkało się dwóch dawnych kolegów ze szkolnej ławy, reprezentujących teraz dwa różne państwa: Leon Wasilewski (bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego) i właśnie Feliks Dzierżyński, ten drugi podszedł do Wasilewskiego i zapytał go co o nim mówią w Warszawie. Na to Wasilewski odpowiedział: "No cóż Felek, mówią że jesteś krwawym zbrodniarzem. Dlaczego zabiliście aż tylu ludzi?", na to pytanie Feliks Dzierżyński machnął ręką i odpowiedział: "Daj już z tym spokój, ja nie zabijam ludzi - ja zabijam ... ruskich".
No właśnie i w tym kryje się pewien ukryty (według mnie), kod do Felka Dzierżyńskiego, którego działania (oczywiście do pewnego stopnia), można by porównać z czymś na wzór wallenrodyzmu. Wiem dobrze że jest to dość odważne stwierdzenie (a być może nawet śmieszne), lecz należy i ten aspekt jego działalności brać pod uwagę. Oczywiście mickiewiczowski Konrad Wallenrod (Litwin, który wstąpił do Zakonu Krzyżackiego by zniszczyć go od środka), znacznie różni się od Felka Dzierżyńskiego, lecz ... są też punkty wspólne. Bowiem owe stwierdzenie, wypowiedziane do Wasilewskiego: "Ja nie zabijam ludzi tylko ruskich", jest tragicznie wręcz prawdziwe, bowiem nie było w historii Rosji siły bardziej niszczycielskiej niż stworzona przez Polaka Feliksa Dzierżyńskiego - CZEKA ("Czieriezwyczajka").
To co ta bandycka organizacja (zwana policją polityczną), wyprawiała w Rosji, przechodzi najśmielsze wyobrażenie (a zestaw tortur był niezwykle "imponujący" np. polewanie rąk wrzątkiem i zdzieranie z nich skóry na żywca, czyli tzw.: "białe rękawiczki", miażdżenie czaszki, przez stopniowe zaciskanie na niej pasa, wkładanie ludzi do pieca i ich powolne spalanie, od stóp do głów, zamykanie nagich ludzi w beczkach nabitych od wewnątrz gwoździami i turlanie ich po ziemi, wystawianie nago na mrozie i polewanie zimną wodą, aż ciało nie zamieniło się w słup lodu, przykładanie do nagiego torsu rozgrzanej klatki ze szczurem, co powodowało że zwierzę torowało sobie jedyną drogę ucieczki, wgryzając się w ciało nieszczęśnika, do tego pozorowane egzekucje, gdzie strzelano ślepakami, obiecane spotkania z małżonkiem i nakaz wykąpania się przed wizytą, a gdy już więzień oczekiwał spotkania zabierano go z powrotem do celi, do tego szereg innych tortur, gwałtów - kobiety m.in.: gwałcono kijem od szczotki i wiele innych).
Nieżyjący już profesor Paweł Wieczorkiewicz, twierdził oficjalnie że Feliks Dzierżyński był właśnie takim Konradem Wallenrodem, gdyż te wszystkie zbrodnie popełniał przede wszystkim na Rosjanach. A trzeba sobie powiedzieć, że to co zrobili bolszewicy z polityczną, naukową i gospodarczą elitą Rosji - wołało o pomstę do nieba. Mordowano przede wszystkim inteligencję i ludzi, którzy mogliby podźwignąć kraj z upadku lat I Wojny Światowej i Wojny Domowej. Doprowadzono do takiej sytuacji, że Związek Sowiecki, pomimo swej wielkości i ogromnych mas żołnierskich, stał się militarnym pariasem w Europie (mam tutaj na myśli kadrę dowódczą). Przegrane wojny z Finlandią 1939/1940 (bo nikt mi nie powie, że maleńka Finlandia tę wojnę przegrała, nawet jeśli w konsekwencji została zmuszona do oddania Przesmyku Karelskiego. gdyż straty sowieckie w tej wojnie były kolosalne), czy niespotykana w dziejach klęska Armii Czerwonej w pierwszych miesiącach niemieckiego ataku na Związek Sowiecki w 1941 r. To wszystko było efektem działań Czeki z pierwszych lat rewolucji i Wojny Domowej.
Dzierżyński i jego siepacze pustoszyli Rosję na taką skalę, jakiej świat nie znał od czasów co najmniej najazdów mongolskich w XIII wieku. A mimo to, była w Rosji w tych krwawych dniach, grupa, którą Felek Dzierżyński chronił. Jaka to była grupa? Odpowiem na przykładzie relacji Wandy Bogusławskiej-Dramińskiej, która tak oto opisała przypadek, który spotkał w Rosji na początku Wojny Domowej, jej wuja Henryka Bogusławskiego, aresztowanego przez bolszewików i trzymanego w jednym z kijowskich więzień:
"Kiedy Dzierżyński przeprowadzał dziesiątkowanie więźniów wujek akurat musiał wystąpić jako ten dziesiąty, być może rysy twarzy były za mało rosyjskie, w każdym razie Dzierżyński zapytał: odkuda ty? - A ja z Polszy matematyk. No jak matematyk to idź tam, tu na lewo, tu na prawo, tam długi korytarz, później drzwi i wyjdź i idź. I wyjście okazało się na wolność"
Oczywiście to nie wykonywany zawód ani też specjalizacja, pozwoliła Henrykowi Bogusławskiemu ocalić życie. Powodem dla którego Dzierżyński wskazał mu drogę ku wolności, było ... jego pochodzenie. Zresztą nie był to ani pierwszy, ani też jedyny taki przypadek. Bardzo podobną relację przedstawił ksiądz Piotr Pupin ze wsi Rubieżewicze (obecnie Białoruś), który w latach pięćdziesiątych, przyjechał do Białegostoku na pogrzeb swej matki. Wówczas podszedł do niego pewien starszy ksiądz i spytał go czy jest on z ZSRS. Gdy ksiądz Pupin potwierdził, tamten powiedział: "A ja się codzień modlę za
Dzierżyńskiego, bo on mi życie uratował. Gdy siedziałem w Piotrogrodzie w
więzieniu razem z grupą 40 księży i czekaliśmy na śmierć, bo wtedy
masowo rozstrzeliwano - pewnego wieczoru przyszedł Dzierżyński i
powiedział: Wychoditie czornyje kruki. I uwolnił nas".
Ale te jednostkowe przypadki były niczym, w porównaniu z tym co uczynił Dzierżyński by zapobiec zamachom bombowym w Polsce i próbom sowieckiej ... destabilizacji naszego kraju. Odwołał również skrupulatnie przygotowywany i już dopięty na ostatni guzik - sowiecki zamach na Marszałka Józefa Piłsudskiego, który miał doprowadzić do wybuchu w Polsce wojny domowej, zakończonej interwencją Armii Czerwonej.
O TYM JEDNAK W NASTĘPNYM TEMACIE!
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz