"NIE LĘKAJCIE SIĘ, JA JESTEM"
ISTNIEJEMY!
CZYLI PRYWATNE REFLEKSJE PO
ŚWIĘCIE ZMARŁYCH
Jakiś czas temu postanowiłem zrezygnować z dalszej kontynuacji tego wątku, ponieważ ... w zasadzie o czym tu jeszcze pisać? Wydaje mi się że dość szczegółowo przedstawiłem doświadczenia ludzi, biorących udział w sesjach hipnoterapeutycznych, oraz wymieniłem poszczególne "etapy" naszej drogi w tzw.: "Zaświaty". Teraz jednak, po święcie zmarłych, naszło mnie takie nieodparte uczucie, że jednak nie wszystko przedstawiłem. Nim jednak przejdę do konkretów i zaprezentuję relacje ludzi, którzy przeżyli swoją własną śmierć, przedstawię "Dekalog" śmierci (to jest umowne sformułowanie, jako że śmierć nie istnieje, jest tylko pewną zmianą naszego miejsca pobytu. Tak jak długi sen z którego się właśnie wybudziliśmy - przy czym życie jest owym snem, "śmierć" to przebudzenie, a "Zaświaty" to nasza REALNOŚĆ, miejsce gdzie funkcjonujemy, nim na stałe wrócimy do DOMU), następnie opiszę "Operatorów", którzy zajmują się przesyłaniem dusz przez ów "Tunel" (o którym pisałem w pierwszych postach z tej serii), przez który dusze zmarłych przechodzą na "Tamtą Stronę", a także (m.in.:), napiszę co czują i co widzą w chwili śmierci nasze zwierzęta.
Nim jednak to wszystko zaprezentuję, najpierw kilka "banałów" z mojej strony. Po pierwsze (o czym też pisałem już wielokrotnie), my Ludzie (a raczej - my Istoty "Żyjące"), jesteśmy niesamowitymi stworzeniami. Nie tylko zostaliśmy "stworzeni" na obraz i podobieństwo Boga/Bogów (darujmy sobie tutaj wyjaśnianie i szczegóły owego "fenomenu", zresztą pisze o nim w innym temacie, także tutaj nie będę do tego powracał), nie tylko jesteśmy "Dziećmi Bożymi" (jak naucza religia chrześcijańska), ale ... no właśnie, co ale? Ale to my sami jesteśmy częścią "Wszechwiecznego Oceanu Energii Miłości", "Nieskończonej Krynicy Wszelkiego Jestestwa", "Tego który nie miał ni Początku ni Końca", "Stwórcy Wszechrzeczy", którego my tutaj na Ziemi przywykliśmy nazywać - BOGIEM. Jesteśmy Jego częścią a On jest Nami, gdyż w przeciwnym razie, ta niewielka kropelka Doskonałości, jaką jest Nasza Energia Życia (czyli to, czym jesteśmy naprawdę), czyni Nas niesamowitymi wręcz istotami. Ja sam (opierając się tylko i wyłącznie na swoich prywatnych doświadczeniach), muszę powiedzieć że my Ludzie często zapominamy o Sile i Potędze, która w Nas drzemie. A jest ona niesamowita i niezwykła, gdyż jesteśmy stworzeniami, które siłą swej woli mogą kształtować własną rzeczywistość.
Jak już w poprzednich tematach pisałem, siłą własnego umysłu, jesteśmy w stanie kształtować rzeczywistość która Nas otacza - zły dzień, możemy uczynić niesamowicie przyjemnym i korzystnym (również w kwestii finansowej), jeśli tylko pozbędziemy się z głów wszelakich "śmieci", a skupimy na tym co chcemy osiągnąć. Jak już powiedziałem, ja opieram się w tym przypadku tylko na własnych doświadczeniach i muszę powiedzieć że każde pieniądze które wydam lub zainwestuję, znów do mnie wracają w dwójnasób. Wiem że chwalenie się kasą to zwykły obciach, ok. to w takim razie z innej "beczki". Nasze ciało i nasze zdrowie - wiem że znów wydam się monotematyczny (czy nawet śmieszny), jeśli powiem że siłą umysłu potrafię tak zregenerować komórki swego ciała, by uczynić je "naturalnymi" (lub takimi jakie chcę aby były). Oczywiście nie znaczy to że wszystko mi się "udaje" i że nie popełniam tu żadnych błędów (bo popełniam, nawet dość sporo, jako że często brak mi po prostu ... cierpliwości. Często zastanawiam się co jeszcze mógłbym osiągnąć, gdybym tylko był bardziej cierpliwy i skumulował w swym umyśle jeszcze bardziej konkretne, krótkie "życzenia").
Każdy z nas jest taką chodzącą bożą "bateryjką", każdy z nas potrafi "czynić cuda", nie każdy jednak wie, że może je czynić, jeśli tylko zechce. Chciałbym też abyście mnie dobrze zrozumieli, ja nie stawiam człowieka na równi z Bogiem, by miał on świadomość swej kolosalnej buty - ja tylko tłumaczę, że to czym jesteśmy, to co potrafimy czynić, zawdzięczamy właśnie owej "Wszechwiecznej Energii Miłości", gdyż On jest Nami a My jesteśmy Nim - bez początku i bez końca - ISTNIEJEMY!
WIEM ŻE TO JESZCZE ZA WCZEŚNIE
ALE "LULAJŻE JEZUNIU" (a już szczególnie w wykonaniu ELENI)
JEST JEDNĄ Z DWÓCH MOICH ULUBIONYCH KOLĘD
PS: CHCIAŁBYM ABYŚCIE ZROZUMIELI ŻE WSZYSTKO JEST MOŻLIWE I NIE MA ŻADNYCH BARIER (ŻADNYCH!!!). JEDYNE OGRANICZENIA, JAKIE MOŻEMY SPOTKAĆ NA SWEJ DRODZE, TO ... NASZE MATERIALISTYCZNE PRZEKONANIA, A TAKŻE ROZUM I LOGIKA - JEŚLI CHCECIE COŚ "OSIĄGNĄĆ" MUSICIE WYŁĄCZYĆ ROZUM I LOGIKĘ, MUSICIE PRZESTAĆ MYŚLEĆ GŁOWĄ A ZACZĄĆ "MYŚLEĆ SERCEM I DUSZĄ" - CAŁYM SWOIM JESTESTWEM
A TERAZ PRZECHODZĘ JUŻ BEZPOŚREDNIO
DO TEMATU!
CDN.
Jeżeli umiera nam ktoś bliski i w godzinach jego śmierci słychać głuchy huk niewiadomego pochodzenia, co to może oznaczać?
OdpowiedzUsuńTo samo stało się w chwili śmierci mojego ojca - gdy zmarł zgnieciony przez dwa wozy, w domu, w jego pokoju nagle szkiełko wiszący na ścianie zegara, pękło, a sam zegar spadł na podłogę.
OdpowiedzUsuńCo to może być? Wydaje mi się że odpowiedź jest dość prosta - przerażenie! Przerażenie człowieka, który nagle uświadamia sobie, że nie żyje - gdyż widzi swoje ciało i tych wszystkich ludzi wokół swej osoby, a jednocześnie ... jest mu tak dobrze, czuje się wspaniale, czuje się wolny, otacza go "przyjemne ciepło" - jak wyznał Charles Aznavour, francuski kompozytor, aktor i piosenkarz, który 31 sierpnia 1956 r. wraz z grupką przyjaciół, miał wypadek samochodowy, po którym stwierdzono jego zgon, a on tymczasem jak twierdził, widział wszystko dokładnie obok. Było mu dobrze, miło i przyjemnie, nie odczuwał też żadnego bólu, a jedynie "przyjemne ciepło". Choć w pewnym momencie właśnie zaczął ogarniać go strach. Był on spowodowany właśnie ty, że on czuł się dobrze, a wszyscy wokół twierdzili: "Ten już nie żyje, pomóżcie tym następnym". Narzucono więc na niego czarną płachtę. W szpitalu jednak rozpoczęto masaż serca i przywrócono go do życia. Charles Aznavour żyje po dziś dzień.
Pęknięte zegary, spadające ze stołu talerze i obrazki ze ścian, są (z całą pewnością, gdyż przypadek Aznavoura, choć nie doszło tam do żadnych "duchowych oddziaływań", nie jest odosobniony), próbą upominania się zmarłych o prawo do ... życia wśród żywych. Oni bowiem czują się świetnie, jest im dobrze, stoją przy nas i mówią do nas, a my ... nie reagujemy, jesteśmy smutni i nie odpowiadamy im. To potęguje w nich rozpacz, która może manifestować się w gniew, który właśnie uosabia się w taki sposób, jak pęknięte zegary i spadające obrazy.
Jeszcze jeden ciekawy przypadek, który pragnę poruszyć, mianowicie chodzi mi bowiem o kwestię - strachu po śmierci. On istnieje (my nie pozbywamy się od razu po śmierci wszystkich życiowych naleciałości, tak więc zaraz po śmierci mędrzec nadal jest mędrcem a głupiec głupcem), tylko bierze się on z nieco innych pobudek, niźli np. strach przed piekłem i diabłami. Pewien mężczyzna, który również brał udział w wypadku samochodowym, po którym opuścił swe ciało i widział nie tylko siebie, lecz także kłębiących się dokoła innych ludzi - wspominał że zaraz po opuszczeniu ciała, poczuł się niezwykle lekki i ... wolny. Uwolniony od wszelkich fizycznych doświadczeń, od bólu i strachu. To co go dotąd bolało - nagle przeminęło, wszystko było cudowne i przyjemne. Nagle pojawiły się jakieś Światło (które jednak nie raziło go w oczy, ono go przyciągało), a w nim świetliste postacie, które wyciągnęły ku niemu swe dłonie. Gdy już zaczął i on wyciągać rękę w ich kierunku, nagle chwyciła go od tyłu jakaś ... ciemna ręka. Wyrywała go na siłę od tych świetlistych postaci. Światło zaczęło zanikać, a wokół niego było coraz ciemniej. Powróciło też odczucie bólu o raz strachu. Czuł się źle, bardzo źle, czuł się niczym "sardynka w puszce". Potem już nic nie pamiętał, tylko ponowne swoje przebudzenie na łożu operacyjnym - "Musieliście mi to zrobić" - spytał się lekarzy, którzy przywrócili go do życia.
Mam nadzieję że wyczerpująco odpowiedziałem na Twoje pytanie?
Tak, wychodzi na to że dusze uwidaczniają tak swoje emocje, w sposób fizyczny.
OdpowiedzUsuń