Mali chłopcy zawsze chcą być żołnierzami,Indianami,
policjantami, strażakami albo prezydentami - rosną, starzeją się, bywają żołnierzami, Indianami, strażakami, policjantami, prezydentami. Miewają już swoje komże, psy i okręty - a jednak tak naprawdę chcą jedynie być kimś innym i zadręczają się tym do śmierci.
Nieszczęśliwy kto nie jest takim małym chłopcem, dorosłym małym chłopcem, który gdzieś w zakamarku duszy hołubi wielkie marzenie, tęsknotę za czymś innym, odległym, lepszym...
ŻYCZĘ WSZYSTKIM, BY TEN NADCHODZĄCY ROK, BYŁ SPOKOJNIEJSZY OD POPRZEDNIEGO I BY MIAST SMUTKÓW I ZMARTWIEŃ, PRZYNIÓSŁ RADOŚĆ, NADZIEJĘ ORAZ ... DUŻE POKŁADY DOBREGO HUMORU.
ZATEM SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, SAMYCH POZYTYWNYCH MYŚLI I DUŻEJ DAWKI HUMORU - GDYŻ JAK MAWIAŁ PETRONIUSZ:
Urodziła się w 69 r. p.n.e. (albo coś koło tego roku, jednak wszystko wskazuje, że raczej był to albo 70, albo też 69 r. p.n.e. - ani wcześniej, ani później), czyli w zaledwie dwa lata, po stłumieniu największego w dziejach Italii i Imperium Rzymskiego - Powstania Spartakusa. Narodziła się w domu rzymskiego ekwity Publiusza Volumniusa Eutrapelusa. Ekwici, to była jedna z dwóch głównych klas społecznych starożytnego Rzymu (można by ją nazwać klasą rycersko-szlachecka i nowobogacką). Starszą i cieszącą się większym poważaniem od klasy społecznej ekwitów - była nobilitas, czyli arystokracji senatorskiej, złożonej z wielkich rodów patrycjuszowskich i plebejskich (co ciekawe funkcja Trybuna Ludowego, była zagwarantowana jedynie dla plebejuszy - a ponieważ aby zostać wybranym na to stanowisko, należało posiadać duży majątek - by opłacić wyborców - wiadomym jest że jedynie najbogatsze rody plebejskie, dostąpiły tego zaszczytu. A było o co się bić, urząd Trybuna Ludu był specyficzny w całym prawodawstwie rzymskim i zupełnie niezależny, nawet od konsulatu. Trybuni Ludowi dodatkowo jako jedyni urzędnicy, byli nietykalni, innymi słowy mieli prawo do osobistej ochrony - tego nie posiadali nawet konsulowie, czyli tacy dzisiejsi prezydenci państwa - była to ogromna władza).
Likoris, bo właśnie takie imię otrzymała, była jednak
niewolnicą. Wychowywała się więc w domu swego pana i od najmłodszych lat
uwielbiała śpiew i taniec. Śpiewała pięknie, tańczyła jeszcze lepiej,
dlatego też gdy skończyła 12-lat, jej właściciel (skuszony przyszłym
zarobkiem), posłał ją do szkoły mimów (teatr mimiczny, był jedynym
miejscem gdzie mogły grywać starożytne aktorki, był bowiem połączony z
tańcem i częstokroć publicznym striptizem na scenie. W sztukach
ambitniejszych, odnoszących się do komedii czy tragedii antycznych
twórców - aktorami mogli być jedynie mężczyźni). W szkole tej, ze
względu na swój wdzięk i urodę, otrzymała przezwisko - "Kytheris", od
nazwy greckiej wyspy - Cytery (dziś Kithira), na której narodziła się
bogini Wenus. Gdy skończyła 14 rok życia, rozpoczęła swe pierwsze,
publiczne występy na scenie.
Jej zadanie polegało na rozbawieniu widza i dostarczeniu mu prostej i szybkie rozrywki, dlatego też na scenie teatru nie tylko tańczyła i śpiewała, ale też stroiła śmieszne miny, mówiła dowcipne gagi, odtwarzała śmieszne historyjki, częstokroć o podłoży seksualnym, po prostu wykonywała to, co wcześniej wyczytał jej lektor. Musiała opisać swym ciałem słowa, które on wypowiadał, takie jak te na przykład: "Chodź ze mną do łaźni, a dam ci zaznać przyjemności cyników". Dziewczyna musiała więc (odtwarzając ową scenę), rozebrać się do naga (często grała w jednej, luźnej tunice, którą łatwo było zrzucić) i ku radości gapiów, udać ową "przyjemność cyników". Pieniądze, które na tym zarobiła, w całości oddawała swemu panu, czyli Volumniusowi Eutrapelusowi, ale dochody z przedstawień teatralnych, były jedynie częścią środków, którymi ona pomnażała majątek swego właściciela. Po skończonym przedstawiu bowiem, częstokroć musiała jeszcze oddawać się za pieniądze tym, którzy zapłacili za noc z jej towarzystwem. Niekiedy te wymagania nie ograniczały się jedynie do zwykłego stosunku seksualnego, lecz także do swoistej "randki", która nawet trwała kilkanaście godzin.
Ale jej właściciel był zadowolony, szczególnie po występie, który odbył się, gdy miała jeszcze czternaście lat (55 r. p.n.e.), na festiwalu ku czci bogini Flory. Wszystkie uczestniczące w niej dziewczęta, prócz tańców i striptizu, musiały następnie oddać się publicznie każdemu, kto tego zapragnął (oczywiście za pieniądze). Festiwal ów przyniósł Volumniusowi ogromne profity, do tego stopnia, że po zakończonym festiwalu, pragnąc się odwdzięczyć Likoris za jej poświęcenie ... wyzwolił ją. W wieku czternastu lat, dziewczyna była wolna, jednak prócz owej wolności, nie posiadała nic innego. Pozostała więc w domu swego pana, już nie jako niewolnica, a wolna kobieta (choć nadal całkowicie zależna do swego pana, który teraz stał się jej protektorem). Przyjęła też nowe imię - Volumnia, na cześć swego patrona. Nie zmieniła jednak swej profesji i nadal występowała na deskach teatru mimicznego, teraz jednak otrzymując połowę wypłacanej jej gaży. Miała wielu kochanków, którzy ją utrzymywali, jednak ona zawsze cześć tych pieniędzy oddawała Volumniusowi.
Tak też trwał ów swoisty patronat, aż do chwili gdy nie skończyła 21-ego roku życia. Wówczas to Cezar, w pogoni za Pompejuszem, opuścił Rzym i Italię i skierował się do Grecji. Władzę w Rzymie powierzył zaś w ręce Marka Antoniusza. Bardzo szybko młoda i piękna aktorka, wpadła mu w oko. "Wpadła w oko" to zdecydowanie za małe słowo, po prostu Antoniusz zakochał się w niej na zabój (drugi raz w ten właśnie sposób pokocha dopiero Kleopatrę). Początkowo "zamawiał" ją sobie na każdą noc (by ubiec ewentualnych konkurentów), z czasem jednak zapragnął by zamieszkała w jego willi, jako ... nieoficjalna małżonka. Dziewczyna oczywiście przyjęła zaproszenie (zresztą trudno jej było odmówić, w sytuacji gdy Antoniusz podarował jej ... sporą posiadłość ziemską w Kampanii). Żyli ze sobą jak mąż z żoną, a dodatkowo Antoniusz zabierał ją na wszystkie oficjalne spotkania do domów szlachetnie urodzonych nobilów, gdzie tamci (aby go nie urazić, gdyż prócz problemów alkoholowych, miał też wybuchowy charakter i szybko wpadał w złość), musieli traktować ją jak jedną z możnych rzymskich matron.
Pragnął też oficjalnie ją poślubić, ale wielu przyjaciół i stronników Cezara, odradzało mu ten krok. Polityk, który chciał w Rzymie coś znaczyć i dostąpić nowych godności i władzy, musiał cieszyć się opinią szlachetnego męża stanu i oddanego patrioty. Mógł oczywiście posiadać całe tabuny kochanek (a nawet powinien je posiadać, gdyż świadczyło to też na jego korzyść - i podkreślało jego męskość oraz witalność), ale jego żona i rodzina, musiały być bez zarzutu. Musiały opierać się na rzymskiej cnocie i poważaniu, bowiem Rzymianie, choćby nawet publicznie śmiali się z przywar swych przywódców (np. właśnie podczas wystąpień teatru mimicznego), to wymagali od nich przede wszystkim albo arystokratycznego pochodzenia rodu, albo też (w przypadku homo novus), męstwa i ponadprzeciętnej inteligencji. Dlatego też żaden krzykacz polityczny nie zdobyłby poparcia plebsu, jeśli nie uzyskałby wsparcia możnych rodów (taki właśnie był rzymski system sprawowania władzy, którego wymagali od swych przywódców sami Rzymianie). Antoniusz Wiedział, że jeśli poślubiłby prostytutkę (którą miało wielu mężczyzn przed nim) i uczynił z niej swą małżonkę, straciłby poważanie ludu i znacznie osłabiłby wpływy jakie w społeczeństwie rzymskim zdobył Cezar. Musiał więc zrezygnować z ożenku.
Zresztą wkrótce Antoniusz musiał też definitywnie zakończyć ten nieformalny związek. W 47 r. p.n.e. Cezar oficjalnie nakazał mu by oddalił dziewczynę. Tak właśnie się stało, po prawie półtora roku wspólnego życia (posiadali nawet wspólną lektykę, a Antoniusz nigdy nie wybierał się w podróż, bez towarzystwa Likoris). Zresztą do Antoniusza też zaczęły docierać plotki, o tym jak jest przezywany przez lud, co tylko potęgowało jego gniew. A lud zwał go mianowicie "Chłopcem Kyteris" - czyli Kyteriusem. Zerwali więc, ale Likoris i tak na tym zyskała. Prócz bowiem biżuterii i sukien, jakie jej kupował, stała się właścicielką dużego majątku ziemskiego i sporej liczby własnych niewolników. Wkrótce potem weszła znów w dość korzystny związek (choć nie tak bardzo, jak poprzedni), trwający także dwa lata (do 44 r. p.n.e.), z Markiem Juniuszem Brutusem, tym który przeszedł do historii jako jeden z zabójców Cezara, choć ten zawsze traktował go jak swego syna (Brutus wychowywał się w domu Cezara i w dziecięcych latach, często bawił się z jego córką - Julią).
Po ucieczce Brutusa i Kasjusza na Wschód (do Grecji), Likoris została na kilka miesięcy kochanką Marka Tulliusza Cycerona i pozostała nią do jego śmierci 7 grudnia 43 r. p.n.e. W ty m czasie zdobyła ona już spory majątek, ale wciąż poszukiwała jakiegoś protektora, który pomógłby jej utrzymać to, co już zdobyła. A nie było to łatwe, bowiem po październiku 42 r. p.n.e. dwóch, z jej dotychczasowych "sponsorów", już nie żyło (Cyceron i Brutus), a trzeci - Antoniusz przebywał w Egipcie, w objęciach nowej kochanki, królowej Kleopatry. Postanowiła więc wrócić do kariery teatralno-wokalnej, gdzie ponownie zaczęła święcić triumfy (jej wokalna interpretacja klasycznych wierszy Wergiliusza, poruszała wszystkich, nawet jej wrogów). Eutrapelus - właściciel lokalnego teatru, wciąż poszukiwał dla niej sponsorów z bliskiego centrum władzy, nowej elity politycznej (cezarian). Trwało to latami, a Likoris wciąż nie miała stałego "patrona". Dodatkowym minusem było to, że stawała się coraz starsza i coraz trudniej było jej zdobyć wymarzonego protektora.
W końcu w wieku prawie 40 lat, udało jej się nawiązać romans, z Gajuszem Korneliuszem Gallusem, nowo mianowanym pierwszym prefektem, nowej rzymskiej prowincji - Egiptu. Gallus naprawdę się w niej zakochał, lecz ona traktowała go jedynie jako źródło swego utrzymania. Potem w swych utworach (Korneliusz Gallus był dodatkowo sławnym poetą), żalił się na jej oziębłość w stosunku do jego osoby i na to że pragnęła jedynie jego pieniędzy bliskości władzy. Wyjechała z nim do Egiptu i przez cztery lata była jego kochanką oraz utrzymanką, a on pragnął by została jego żoną. Wreszcie, gdy w 26 r. p.n.e. Gallus został oskarżony o nadużycia i odwołany z funkcji prefekta (potem w Rzymie popełni samobójstwo z rozpaczy), Likoris znalazła pocieszenie w ramionach jednego z oficerów, stacjonujących w Egipcie. Nie był on bogaty ani majętny, nie był też wpływowy, ale ... to właśnie jego pokochała. Po powrocie do Rzymu wyszła za niego za mąż i odtąd zamieszkali razem w podarowanym jej przez Antoniusza majątku ziemskim w Kampanii. Ponoć tam żyli szczęśliwie i nawet doczekali się dzieci
TAK OTO KOŃCZY SIĘ HISTORIA PROSTYTUTKI, KTÓRA OD NIEWOLNICY AWANSOWAŁA NA NAŁOŻNICĘ NAJPOTĘŻNIEJSZYCH LUDZI W REPUBLICE RZYMSKIEJ, BY OSTATECZNIE ODNALEŹĆ SZCZĘŚCIE U BOKU ZWYKŁEGO ŻOŁNIERZA
Zapraszam dziś na dość nietypowy spacer. Będzie to bowiem spacer
po ... starożytnym Rzymie czasów cesarza Trajana. Coś na wzór
multimedialnej opowieści, tyle tylko że zamiast filmiku, będzie
opis ... mój prywatny opis centrum ówczesnego świata, jakim wówczas niewątpliwie
był Rzym. Miasto, założone przez braci Romulusa i Remusa,
drewniana osadka, którą początkowo "zasiedlało" kilku pasterzy owiec i
świń. Maleńka wioska bez kobiet (nie na darmo wyposzczeni "pierwotni
Rzymianie", porwali sobie kobiety z plemienia Sabinów), gród bandytów
(morderców, gwałcicieli i wszelakich rzezimieszków, którym Romulus
darował winy, jeśli zdecydują się osiedlić w jego osadzie. Jak na ironię, z owych
ludzi wyrosły potem najstarsze i najszlachetniejsze rzymskie rody), urósł do rangi prawdziwej stolicy świata. Na przełomie I i II wieku
naszej ery, miasto to zasiedlało ponad 1 200 000 mieszkańców (wolno
licząc), a przypuszcza się że rzeczywista liczba, mogła dochodzić nawet
do 1 700 000.
PRZEBUDOWAĆ I UNOWOCZEŚNIĆ RZYM
próbował już na 150 lat przed TRAJANEM -
GAJUSZ JULIUSZ CEZAR
Antyczny Rzym był więc ewenementem, gdyż nigdy w znanej nam historii
ludzkości, aż do XX wieku, żadne miasto świata nie przekraczało 1 000
000 mieszkańców (z reguły, najludniejsze miasta osiągały liczbę od 500
do 700 000 mieszkańców. Zresztą tamten świat, na dobrą sprawę, niewiele różnił się od
dzisiejszego (no może brakowało w nim jedynie dobrodziejstw dzisiejszej
techniki).
Naszą podróż pragnę rozpocząć w 115 roku naszej ery. Postaram się
pokazać nie tylko samo miasto, ale wedrę się także do prywatnych domów,
zarówno do willi bogatych nobilów i ekwitów, jak również do czynszowych
kamienic uboższych Rzymian. Zajrzymy do pomieszczeń niewolników,
zobaczymy jak żyli. Sprawdzimy jak Rzymianie spędzali wolny czas, jak
zabijali nudę i jak urozmaicali sobie życie.
ZAPRASZAM WIĘC DO COFNIĘCIA SIĘ W CZASIE I ROZPOCZĘCIA SPACERU PO NAJWIĘKSZYM MIEŚCIE ZNANEJ NAM STAROŻYTNOŚCI
Rok 115 wybrałem jako szczególną datę. W tym bowiem czasie rzymskie
legiony, w swym zwycięskim marszu, wkraczają do stolicy Imperium
Partyjskiego - Ktezyfontu. Rzymski władca, który jednocześnie jest tylko
"pierwszym wśród równych" ("Primus inter Pares"), spośród
obywateli, zasiada na tronie "króla królów", spadkobiercy dawnej
perskiej monarchii Achemenidów, którzy w kilku kampaniach próbowali
podbić antyczną Helladę, a których klęski pod Salaminą, Platejami i nad
Eurymedonem, dały początek "złotemu wiekowi" Hellady. Teraz to ów władca zasiadł na złotym tronie królów persko-partyjskich,
zdobył stolicę i zajął całą Mezopotamię, Asyrię i Armenię, wyganiając
"króla królów" daleko na wschód jego państwa. Gdyby nie bunt ludności
żydowskiej, który wybuchł w roku następnym (116), oraz choroba i
późniejsza śmierć cesarza Trajana, państwo partyjskie definitywnie
przestałoby istnieć. Nie o wojnie i nie o samym cesarzu Trajanie jednak będę
tu pisał.
Wyobraźmy sobie że jesteśmy mieszkańcami Rzymu, jest rok 115
naszej ery, a my ... zaczynamy nasz spacer po mieście właśnie od Forum
cezara Trajana. Forum Trajana, uroczyście otwarte zaledwie trzy lata wcześniej
(dokładnie 1 stycznia 112 r.), było prawdziwą "perłą miasta",
przyćmiewającą nawet Forum Romanum. Zacznijmy więc od tego właśnie
miejsca nasz spacer. Mimo iż Forum Trajana zostało wprost "wciśnięte" pomiędzy Forum
Cezara i Forum Augusta, to jednak odznaczało się ono niezwykłym wprost
przepychem i architektonicznym pięknem.
Jesteśmy zatem obywatelami Rzymu i stoimy u wejścia Forum od strony
południowej (idąc bezpośrednio z Forum Romanum, mijamy po lewej stronie
Forum Julijskie, czyli Forum Cezara, po prawej zaś stronie mijamy
Transitorium (Forum Nerwy). Skręcamy w lewo i mamy przed sobą Forum
Augusta, ale kierujemy się dalej cały czas prosto w kierunku zachodnim
i wreszcie docieramy na miejsce (jeśli się wrócimy i przejdziemy przez
Forum Cezara, dotrzemy do jednej z głównych ulic miasta via Lata, która
zaprowadziłaby nas, gdybyśmy nią cały czas podążali - do Portyku
Argonautów - zaś na lewo od niego mieścił się Partenon, a jeszcze dalej na "Campus Martinus" - [Polu Marsowym] teatr i portyk
Pompejusza, gdzie zasztyletowano Cezara - ale po kolei, nie wyprzedzajmy faktów).
Zatem, stoimy w portyku u wejścia na Forum Trajana, i co widzimy? Od
razu rzuca nam się w oczy szeroki plac, wykładany kamiennymi płytami o
długości i szerokości ponad 100 metrów. Przekraczając portyk i idąc w
kierunku Forum, mijamy po obu stronach placu podwójną kolumnadę,
tworzącą półkole. Na samym środku Forum mieścił się ogromny konny posąg
cesarza Trajana, wykonany ze złoconego brązu. Wśród podwójnego rzędu
kolumn po lewej i prawej stronie, znajdują się mniejsze posągi innych
sławnych mężów doby Republiki i Pryncypatu, którzy zapisali się złotymi
zgłoskami w dziejach państwa i miasta. Był m.in. posąg Publiusza
Korneliusza Scypiona, pogromcy sławnego Hannibala, oraz posąg
Cyncynatusa (Rzymianina z V wieku p.n.e., który poświęcił się pracy na
roli, lecz gdy nieprzyjaciel zagroził miastu, stanął ponownie na czele
armii i pokonał wroga, po czym powrócił do swej pracy, rezygnując z
zaszczytów i honorów. Był przykładem rzymskiej moralności - cnoty "virtus", chwały "gloria", wierności "fides", surowości "severitas", prawości "probitas", rozwagi "diligentia", godności "gravitas" i poważania "dignitas"). A dalej także posągi Pompejusza, Cezara i Cycerona.
Idąc teraz wzdłuż szeregu owych kolumn i stojących wokół nich posągów,
dochodzimy do niewielkiego podwyższenia, złożonego z trzech schodów,
wiodących do bazyliki Ulpijskiej (od rodowego nazwiska cesarza Trajana -
Marcus Ulpius Traianus). Bazylika Ulpijska, to był olbrzymi hall, o
długości 159 metrów i szerokości 55 m. Wejście do owego "hallu", możliwe
było jedynie od strony wschodniej. Bazylika, otoczona rzędem 96 kolumn o
długości 130 m., podzielonych na 5 naw, była wyłożona na całej swej
długości marmurowymi "kaflami". W portyku Bazyliki, ustawiono kolejny
rząd posągów, tym razem symbolizujących bogów i bohaterów
mitologicznych. Ściany zaś pokryte były malowidłami przedstawiającymi
bogów i boginie podczas "codziennych zajęć". Bazylika wzniesiona została
z łupów wojennych, wziętych po pokonaniu Daków króla Decebala, o czym
przypominał co jakiś czas, napis, umieszczony pod kolejnym z malowideł -
"e manubiis" ("z łupów").
Bazylika nie pełniła jednak żadnych religijnych funkcji. W
starożytności rzymskie bazyliki to były budynki administracyjno-sądowe,
oraz handlowe (takie dzisiejsze supermarkety), tak też było z Bazyliką Ulpijską. Mieścił się w niej sąd.
W środku zawsze było dużo ludzi - oskarżeni w przeróżnych procesach,
sędziowie, oskarżyciele, adwokaci. W głównej hali panował zawsze
nieopisany gwar, niekiedy też dochodziło do bijatyk, gdy oskarżyciel
musiał np. użyć siły by doprowadzić przed oblicze sądu oskarżonego
(wysyłając po niego straż porządkową). Na czele każdego sądu w Rzymie i
Imperium, stał pretor. Na wyższej kondygnacji, czyli na balkonie
wewnętrznym, bardzo często gromadził się tłum ciekawskich, którzy
przychodzili obejrzeć sobie oskarżonych. Oni również powodowali wiele
hałasu. Rozprawy sądowe nie toczyły się jednak na owej głównej hali,
tylko w mniejszym bocznym pomieszczeniu - tam w ciszy i spokoju zapadały
wyroki. Im niższy był status społeczny oskarżonego, tym surowszą karę
otrzymywał. Nawet jednak najbiedniejsi obywatele rzymscy, zwani "humiliores",
nie mogli być (zgodnie z prawem), poddani torturom, w celu przyznania
się do popełnionej winy. Tortury stosowano jedynie w przypadku
niewolników. Oczywiście każdy obywatel Imperium, gdziekolwiek mieszkał,
jeśli uznał że wyrok sądu jest dla niego niekorzystny, miał prawo
odwołać się do sądu w samym Rzymie, np. właśnie do Bazyliki Ulpijskiej. Ostatnią
instancją pozostawał jednak zawsze cesarz.
Bazylika Ulpijska była miejscem gwarnym nie tylko jako budynek sądu.
Drugim powodem gwarowości i tłoczności tego miejsca był fakt, że jedynie
przez Bazylikę, a właściwie przez jej główny hall, przechodziła droga
wiodąca na ... drugą część Forum Trajana. Ta druga strona Forum,
oddzielona budynkiem Bazyliki Ulpijskiej, w niczym nie ustępowała
bogactwem i pięknem architektonicznego wyrazu, pierwszej, głównej
części, do której wchodziło się od strony południowej. Ta druga część
Forum była nawet jeszcze ciekawsza.
Wychodząc z Bazyliki (wejściem od północnej strony, które prowadziło
do zamkniętego dziedzińca), od razu rzucają nam się w oczy, równolegle
ułożone do Bazyliki, budynki dwóch prostokątnych bibliotek. Biblioteki
te, oddzielał od siebie wąski czworobok, o wymiarach 24 na 16 m. W jego centrum
znajdowało się prawdziwe cacko, które zachowało się w sposób prawie
nietknięty do naszych czasów. Była to Kolumna Trajana. Ale najpierw słów
kilka o samych bibliotekach. Dlaczego aż dwie biblioteki obok siebie?
Odpowiedź jest prosta, choć aż dziw że tak to ze sobą połączono. Po
prostu jedna biblioteka grupowała księgozbiory autorów greckojęzycznych,
druga zaś tych piszących w ojczystym języku - czyli po łacinie. W tej
drugiej mieściło się też cesarskie archiwum.
Przekraczając próg biblioteki, od razu widzimy równo poustawiane obok siebie rzędy "plutei",
czyli szafek, na których ułożone były w porządku alfabetycznym
manuskrypty dzieł autorów greckich lub łacińskich. Na szczytach owych
szaf, stały popiersia najsławniejszych antycznych autorów świata
grecko-rzymskiego - historyków, tragików, poetów i wielu innych
sławnych autorów. Wychodząc z bibliotek, natychmiast napotykamy
majestatyczny wygląd ogromnej kolumny, która jest do naszych czasów
przykładem oryginalności i bogactwa antycznych mistrzów. Biblioteki te
były wyjątkowe jeszcze z jednego powodu. Mianowicie na ich dachach,
mieściło się coś na kształt czytelni, tyle tylko że pod gołym niebem.
Stały tam specjalne ławy, na których można było wypocząć przy lekturze.
Stąd była wspaniała panorama na majestatyczną Kolumnę Trajana, stojącą
naprzeciw bibliotek.
Podstawą Kolumny Trajana jest kamienny sześcian, o wysokości 5 m. 50
cm. Od strony południowej wybita została w Kolumnie brama z brązu, która
prowadziła do schodów wykonanych z białego marmuru (niezwykle drogiego w
tamtych czasach), ułożone w formie "ślimaka". Schodów było w sumie 185.
Nad bramą znajdował się napis dedykacyjny ku czci cesarza Trajana i
jego zwycięskich żołnierzy (Kolumnę Trajana wzniesiono jako dar wotywny
dla bogów i ku wiecznej chwale niezwyciężonego miasta znad Tybru, po
pokonaniu przez Trajana króla Daków Decebala i włączeniu Dacji w granice
Imperium. Był to bardzo cenny nabytek, zważywszy że wkrótce odkryto tam
znaczne pokłady złota. Starożytna Dacja prawie dokładnie pokrywa się z
granicami dzisiejszej Rumunii).
Kolumnę wieńczy monumentalny kapitel w stylu doryckim, nad którym w
czasach o których piszę, znajdował się ogromny orzeł z rozpostartymi
skrzydłami - symbol zwycięskich rzymskich legionów (orzeł szybko został
zastąpiony - po śmierci cesarza w sierpniu 117 r. - posągiem samego
Trajana. W czasie plądrowania i palenia Rzymu w 455 r. przez
germańskich Wandalów, posąg został strącony z monumentu i przez długi
czas tak zostało. Dopiero w 1588 r. papież Sykstus V, nakazał umieścić
na pustym wierzchołku posąg św. Piotra. Tak jest do dnia dzisiejszego).
Wysokość całej Kolumny to 38 metrów. Jej wygląd jest imponujący i
zapiera dech nawet dzisiaj, a co dopiero w starożytności. 23 płaszczyzny
spirali oplatające Kolumnę, na 17 olbrzymich marmurowych "bębnach",
musiało powodować oszałamiające wrażenie nie tylko dla przyjezdnych z
"prowincji", ale również i dla samych Rzymian.
Na Kolumnie Trajana, zostały wykute najważniejsze sceny z wojen
dackich. Już sam fakt że w owym "diabelnie drogim", paryjskim marmurze -
wykuto 2 500 postaci, jest imponujący, łagodnie mówiąc. Dodatkowo
wkomponowano w całą budowlę, skrzętnie ukryte 43 okna, służące do
oświetlania wewnętrznych, spiralnych schodów. Kolumna była tak
imponująca i tak strzelista, że widać ją było już z obu najbliższych
wzgórz - Kwirynalskiego i Kapitolińskiego. Odsłonięcie Kolumny miało
miejsce (z niezwykłą pompą), dnia 13 maja 113 roku. Czyli na dwa lata
przed opisywanym przeze mnie okresem. Autorem kolumny (i całego Forum
Trajana), był najwybitniejszy rzymski architekt owych czasów -
Apollodoros z Damaszku. Po śmierci cesarza, jego następca i wychowanek
Hadrian, umieścił prochy zmarłego właśnie w owej sławnej i imponującej
Kolumnie Trajana.
Po zakończeniu II Wojny Piramidowej, nastąpił gwałtowny rozwój miast, migracji i wynalazczości, poszczególnych ludzkich plemion. Oczywiście (jak w przypadku Mezopotamii, Egiptu, Lewantu, Syrii i Anatolii), następowało to dzięki pomocy i wsparciu "bogów", którzy odtąd stali się "gołąbkami pokoju", nastawionymi jedynie na spokojne zarządzanie ustalonymi wcześniej (na owym zjeździe "bogów" na górze Harsag, o którym to pisałem w poprzednim temacie), terenami. Rejon Mezopotamii (prócz miasta Eridu), dostał się we władanie członkom rodu Enlidów.Do już istniejących głównych miast, zarządzanych bezpośrednio przez "bogów" (Erech, Badtibira, Zabalam, Adab, Nippur, Kisz, Agad i Eridu), doszło również wiele mniejszych osad. Były to z reguły osady, nie przekraczające kilkuset mieszkańców, takie jak: Czoga, Guran, Tamerkhan, Dareh, Dżarmo, Tepe czy Burqas. Zresztą w owych powojennych czasach, Mezopotamia należała do jednego z najsłabiej zasiedlonych terenów, będących pod władzą Nibiruan (zacznie się to dopiero zmieniać po 6 500 r. p.n.e., wraz z napływem kolejnych fal migrantów, z innych regionów).
PIERWSZE POWOJENNE (NEOLITYCZNE)
OŚRODKI MIEJSKIE LEWANTU I SYRII
Na terenach dawnej "Świętej Ziemi bogów" - kraju Dil.Mun, osadnictwo miejskie było znacznie większe, choć tereny te zostały w o wiele większym stopniu zniszczone w czasie wojny, niźli Mezopotamia. Najpotężniejszym i największym miastem dzisiejszego Lewantu(i siedzibą Nannara), było miasto Jerycho, które liczyło sobie wówczas ponad 3 000 mieszkańców. Prócz niego, równie wielkim i potęznym miastem, był Nahal Oren, który również liczył ok. 1 500/2 000 mieszkańców. Równie liczne było miasto Ghazal, natomiast ośrodki w Bascie i Beisamoun - nie przekraczały 2 000 mieszkańców. Prócz nich istniały oczywiście mniejsze miasta, typu wiejskiego, takie jak: Gosz, Khiam, Beidha, Munhatta, Ramad i Labwe - wszystkie one nie przekraczały 1 000 ludzi. Największym miastem Syrii natomiast, była Hureyra (ok. 2 000 mieszkańców). Pozostałe miasta na tym obszarze - Mureypet i Ugarit, nie należały już do okazałych. Prawdziwa rewolucja neolityczna na terenach Lewantu i Syrii (w tym awans portowego miasteczka Ugarit, w ogromny port morski Lewantu i Syro-Palestyny), rozpocznie się też dopiero ok. 6 500 r. p.n.e.
PIERWSZE POWOJENNE (NEOLITYCZNE)
OŚRODKI MIEJSKIE ANATOLII
Tereny Anatolii i Cypru, przed tzw.: "rewolucją neolityczną" (która na tych terenach zacznie się ok. 6 000 r. p.n.e.), były szczególnie słabo zasiedlone. Jedyne miasta na tych terenach, przed wspomnianym okresem, to Suberde, Hacilar, Asikli Huyuk i Carr Hassan (na Cyprze zaś Chirokitia). Ośrodki te nie przekraczały oczywiście 1 000 mieszkańców (z reguły liczyły ich zaś od kilkudziesięciu, do kilkuset). Pierwsza typowo ludzka cywilizacja, rozwinie się na terenach północnej Mezopotamii (oczywiście przy dużym wsparciu i opiece "bogów"), dopiero ok. 6 500 r. p.n.e. Będzie to cywilizacja Hassuna - poprzedniczka wielkiej cywilizacji sumeryjskiej.
OTO
HISTORIA MŁODEJ KOBIETY, KTÓRA POPRZEZ ODKRYCIE TAJEMNICY SWYCH
POPRZEDNICH WCIELEŃ - NIE TYLKO POZBYŁA SIĘ WSZYSTKICH SWOICH
DOTYCHCZASOWYCH LĘKÓW I FOBII, KTÓRE TRAPIŁY JĄ OD DZIECIŃSTWA
(I
POWODOWAŁY, ŻE BYŁA SZARĄ, ZAKOMPLEKSIONĄ I ZAMKNIĘTĄ W SOBIE
DZIEWCZYNĄ), ALE CO WAŻNIEJSZE, STAŁA SIĘ RADOSNĄ, PEWNĄ SIEBIE OSOBĄ,
KTÓRA SAMA ... GENERUJE WŁASNĄ RZECZYWISTOŚĆ.
FAZA I
LECZENIE METODAMI TRADYCYJNYMI
(BEZ STOSOWANIA HIPNOZY)
Pierwsze wizyty Anny, w gabinecie lekarza psychiatry (hipnoterapeuty), trwały osiemnaście miesięcy i odbywały się w sposób tradycyjny, to znaczy z zastosowaniem klasycznych środków psychiatrii biologicznej (bez użycia hipnozy). Rozmowy o rodzicach i rodzeństwie przeszły dość gładko, z tym tylko że Anna nie mogła sobie początkowo przypomnieć żadnych wydarzeń ze swojego dzieciństwa, które mogłyby spowodować pojawienie się stanów lękowych i depresyjnych, młodej kobiety. Większą nerwowość zaczęła odczuwać, przy pytaniach o jej same stany lękowe (bardzo przerażała ją śmierć). Doktor sądził początkowo, że wystarczy tutaj zaaplikować odpowiednio dobrane leki przeciwlękowe, by wszystko wróciło do normy, ale (już podczas pierwszej wizyty Anny w jego gabinecie), uznał że to jednak nie pomoże. Tym bardziej, że Anna bardzo bała się połykać wszelkich medykamentów (z obawy o ... uduszenie się nimi). Już podczas pierwszej wizyty Anny, ów lekarz powiedział że pomocnym środkiem terapeutycznym, w jej przypadku, może okazać się terapia hipnozą, na którą Anna w żadnym wypadku nie chciała się zgodzić. Kontynuowano więc leczenie metodami tradycyjnymi.
Podczas kolejnych jej wizyt (odwiedzała gabinet lekarski mniej więcej raz, dwa razy w tygodniu), zaczęła sobie przypominać pewne (zapomniane wcześniej), fragmenty jej dzieciństwa. I tak opowiedziała o ogromnym lęku, jaki odczuła w wieku pięciu lat, gdy jej brat wrzucił ją z trampoliny do basenu. Tu było już pewne zaczepienie, więc doktor chciał pociągnąć ten wątek, licząc że doprowadzi on go do rozwiązanie jej problemu strachu przed wodą i śmierci. Anna jednak stwierdziła, że na długo przed tym wydarzeniem, też odczuwała paraliżujący strach przed wodą i utonięciem. Należało więc szukać dalej. Dziewczyna jednak nie pamiętała nic z czasów swego wczesnego dzieciństwa, więc opowiadała kolejne sekwencje swojej młodości, które akurat miała w głowie. Kolejnym elementem pojawienia się u niej stanów lękowo-depresyjnych, była ciężka depresja jej matki, na którą zapadła gdy Anna miała jedenaście lat. Stan matki był na tyle poważny, że musiano ją leczyć elektrowstrząsami. Spowodowało to przejściową utratę pamięci u matki, która jednak nie trwała długo i po pewnym czasie kobieta pokonała depresję, wracając do normalnego funkcjonowania. Tu też nie było punktu zaczepienia.
Pewnym szczegółem, był również alkoholizm jej ojca i awantury, jakie matka robiła mu gdy pijany wracał z pracy. To jednak bezpośrednio nie odbiło się na psychice Anny. Była ona głęboko wierzącą katoliczką, mającą ściśle ułożony światopogląd religijny. Modliła się do Jezusa, wierząc że jeśli będzie dobrą i pobożną osobą, czeka ją po śmierci Niebo. Na pytanie hipnoterapeuty czy wierzy w reinkarnację dusz, odpowiedziała że to Bóg Ojciec i Syn Boży decydują, gdzie dana dusza pójdzie po śmierci - do Nieba, Czyśćca czy Piekła. Reinkarnacja była dla niej jakimś "hinduistycznym wymysłem", zresztą o hinduizmie też niewiele wiedziała, gdyż nie interesowała ją tamta religia. Lata szkolne i studenckie niewiele wniosły, gdyż nie było najmniejszego punktu zaczepienia, który mógłby świadczyć, o pojawieniu się wówczas jakiejś przyczyny wyjaśniającej jej zachowanie. Następnie Anna skończyła dwuletni kurs laboratoryjny i podjęła pracę w klinice uniwersyteckiej wydziału medycznego w Miami na Florydzie. Pracę tam rozpoczęła w wieku 21 lat.
Tam spotkała swego chłopaka, silnego, dominującego mężczyznę, który bardzo jej imponował swym zachowaniem i aspiracjami. Był lekarzem w szpitalu w którym pracowała. Związek z nim jednak mocno ją ranił, gdyż mężczyzna ów (nazwijmy go Stuart), często był wobec niej nieszczery, oraz zdarzało mu się nią publicznie pomiatać. Mimo to kochała go i gdy rozpoczęła terapię w gabinecie psychiatrycznym, jej związek ze Stuartem trwał już sześć lat. Poważniejszą przyczyną, jaka mogła doprowadzić do powstania przynajmniej części jej stanów lękowych, była operacja usunięcia guza na strunie głosowej, którą to Anna przeszła dosłownie kilka miesięcy przed wizytą w gabinecie lekarza-hipnoterapeuty. Po tej operacji była bardzo przerażona i trochę potrwało, nim personel medyczny zdołał ją uspokoić. Po tym wydarzeniu, Anna udała się do gabinetu poznanego w szpitalu lekarza pediatry, któremu opowiedziała o swych stanach lękowo-depresyjnych. On polecił jej, by skontaktowała się z lekarzem psychiatrą, specjalizującym się w niekonwencjonalnym leczeniu takich objawów - był to właśnie ów doktor, do którego potem (dwa miesiące później), zgłosiła się Anna (nazwijmy go Brian). Nakłonił ją do tego jeszcze inny lekarz (szef chirurgów), w szpitalu w którym pracowała - stało się to gdy jechał on samochodem i na ulicy zauważył Annę, wychylił się wówczas przez okno i nakazał jej skontaktować się z doktorem Brianem (potem przyznał że to był swoisty impuls, gdyż nigdy wcześniej tak się nie zachowywał).
Podczas kolejnych jej wizyt w gabinecie doktora Briana, udało im się co prawda wyjaśnić niektóre jej wzorce zachowania (na przykład te, dotyczące jej trudnego związku ze Stuartem), jednak wciąż nie następowała poprawa jej stanu zdrowia psychicznego (a terapia trwała już półtora roku). Wręcz przeciwnie, stan Anny zaczął się pogarszać (miała koszmarne sny, podczas których tonęła w morskich odmętach, będąc w samochodzie, pod którym zawalił się most). Doktor Brian nie wiedział jak ma jej pomóc (nie mógł bowiem odnaleźć w jej życiorysie żadnego punktu zaczepienia, który wskazałby na początek pojawienia się tych stanów). Ale pomocną dłoń, przyniósł wówczas ... los. Mianowicie, Anna wyjechała razem ze Stuartem do muzeum sztuki w Chicago, gdzie zwiedzili wystawę zabytków z czasów starożytnego Egiptu. Anna nigdy nie studiowała egiptologii, jednak zawsze odczuwała dość dużą bliskość z tamtym okresem, mocno ją on pociągał. I tak, gdy przewodnik zaczął omawiać pewne przedmioty, pochodzące z tamtych czasów, oprowadzanej przez siebie grupie, Anna nagle zaczęła go poprawiać. I okazało się że miała rację. Zdumiało ją to bardzo, gdyż nigdy wcześniej nie czytała o tym w żadnej z książek, ani nie słuchała żadnych tego typu audycji telewizyjnych. Sądziła jednak, że w dzieciństwie, musiała coś o tym usłyszeć i po prostu to zapamiętała.
Gdy opowiedziała o swej przygodzie w muzeum sztuki doktorowi Brianowi, ten ponownie zaproponował jej terapię hipnotyczną, na którą wreszcie wyraziła zgodę. Tak oto zaczęła się druga faza jej terapii, która pomoże odkryć skrywane tajemnice z jej głębokiego dzieciństwa, jednak ponownie nie przyniesie żadnych efektów. Dopiero trzecia faza, która nastąpi trochę niespodziewanie (jako konsekwencja drugiej), odkryje przez nią samą, doktorem Brianem i innymi, którzy mogą poznać jej niesamowitą historię - prawdziwą przyczynę pojawienia się jej stanów lękowych.
"GDYBYŚCIE WIEDZIELI O WSZYSTKIM CO PRZED WAMI ZROBILIBYŚCIE WIELKIE OCZY"
Jakie były początki hrabiego de Saint-Germain i skąd właściwie się wziął? Nie wiadomo nic o czasach przed rokiem 1710 (a wszystko co wiadomo
pochodzi z jego własnych opowieści spisanych w formie urywek przez Madame du
Hausset, hrabinę de Georgy i Jeana-Phillippe'a Rameau, oraz z
późniejszych opisów. Zresztą rok 1710 jest zarówno pierwszym, jak i
przez długi czas ostatnim rokiem, w którym widziano hrabiego de
Saint-Germain (wówczas jeszcze znanego pod nazwiskiem markiza Balletti).
Po raz drugi pojawia się on dopiero w 1724 r. w Paryżu, a po raz trzeci na dworze władcy perskiego
Nadir Szaha, który zaledwie rok wcześniej obalił ostatniego władcę z
dynastii Safawidów - czteroletniego Abbasa III i sam koronował się na
władcę Persji (był założycielem dynastii Afszarydów), w 1737 r. W Persji Saint-Germain przebywał
przez pięć lat, zdobywając gruntowną wiedzę na temat powstawania i
obróbki diamentów, którą potem wykorzystywał. Nadir Szach pragnął by
Saint-Germain na stałe pozostał na jego dworze (ofiarował mu nawet
prywatny harem), ten jednak odmówił i w 1742 r. powrócił do Francji.
W 1743 r. był widziany na dworze wersalskim Ludwika XV, gdzie już wówczas
zasłynął z ogromnego majątku i wiedzy alchemicznej. Jednak w tym samym
jeszcze roku opuścił Francję i wyjechał do Anglii. Tam również wzbudzał
sensację, gdziekolwiek się tylko pojawiał (przede wszystkim swym gestem,
gdy rozdawał zgromadzonym wokół niego angielskim arystokratom
swoje diamenty), a także swą wiedzą, umiejętnościami i ... kontrowersyjnymi opowieściami. Stwierdził na
przykład że był już w Anglii, lecz na pytanie obecnych kiedy tu był
ostatnim razem stwierdził tylko: "Dość dawno temu".
W Anglii Saint-Germain opowiadał niezwykle dziwne, jak na współczesnych mu ludzi, historie. Mówił na przykład o tym że był we wnętrzu Wielkiej Piramidy w Gizie, że podróżował w przestrzeni kosmicznej, że widział wokół siebie różne kuliste światy, opowiadał dziwne relacje z przeszłości (nawet tej dość odległej, mówił na przykład że mieszkał ... na Atlantydzie, gdzie 13 000 lat temu, piastował urząd kapłana "Fioletowego Płomienia" ("Jedno Prawo"?). Że ponad 50 000 lat temu, żył w pewnym przedziwnym kraju w Afryce, który istniał na terenach Sahary. Opowiadał o starożytnym Rzymie i o narodzinach Jezusa Chrystusa. Takie informacje zapewne większość ludzi miała za niegroźne bajania, jednak nie wszystkim się one podobały, gdyż już w 1745 r. został on uwięziony w edynburskim lochu, lecz wkrótce go wypuszczono, dzięki wstawiennictwu wpływowych ludzi, których on bawił i obdarowywał swymi klejnotami.
W Anglii zaprzyjaźnił się z wieloma ludźmi nauki i sztuki, wkrótce jednak po uwolnieniu z więzienia wyjechał do Wiednia. Tam, na dworze cesarskim, zrobił olśniewającą karierę, otoczony wianuszkiem chętnych wysłuchania jego niezwykłych opowieści, oraz umiejętności tak alchemicznych, jak i oratorskich, lingwistycznych i muzycznych. Jednak w 1746 r. nagle ... zniknął. Jego pokój pozostał pusty, a po nim nie było żadnego śladu (takie nagłe "zniknięcia" zdarzały mu się dość często). Odnalazł się w Indiach w roku następnym, gdzie kontynuował i pogłębiał swą wiedzę wyniesioną z Persji, na temat przetapiania i obróbki kamieni szlachetnych. Potem znów zniknął na dłuższy czas i objawił się ponownie w Indiach w roku 1755.
Należy tutaj opowiedzieć również o niezwykłej wiedzy hrabiego, na temat ziołolecznictwa i naturalnych metod uzdrawiania ciała. W 1724 r. Saint-Germain przekazał młodej wówczas (25-letniej Madame de Geoffrin, pewien eliksir własnej roboty, który spowodował że ... przestała się starzeń (ponoć jeszcze w wieku 50 lat, wyglądała jak 25-letnia kobieta). Madame de Geoffrin słynęła w całej Francji z niezwykłej urody (w wieku 65 lat, wyglądała na ... 40), a żyła też dość długo (78 lat).
MADAME de GEOFFRIN
w wieku 40 lat
Kolejnym etapem podróży Saint-Germain'a była Japonia, do której zawitał w 1756 r. przebywając przez jakiś czas, na dworze szoguna Tokugawy Ieshige w Edo, gdzie dzięki swym miksturom, wyleczył władcę z przewlekłej choroby, na którą ten cierpiał od dawna. W 1757 r. ponownie zjawił się w Wersalu, u króla Ludwika XV. Pomagał mu pomnażać jego majątek, poprzez wytwarzanie i ulepszanie (np. pozbycie się skazy z kryształu), diamentów. Wytwarzał też czyste złoto, zmieniając w nie metale nieszlachetne (np. cynk, ołów, miedź, mosiądz, nikiel). Za swe zasługi, król obdarzył hrabiego dodatkowym zamkiem ("dodatkowym", biorąc po uwagę te, które już posiadał). Był to zamek Chambord. Przyjaźnił się też z markizą de Pompadour, która zwierzała mu się ze wszystkich (nawet tych intymnych), tajemnic.
W staro-sumeryjskim poemacie: "Mity Kur", jest zapisane, że armie Enlidów podzieliły się i Ninurta z głównymi siłami, ruszył w kierunku Synaju, natomiast Inanna (i jej kochanek Ninszubur - który dowodził tą armią), skierowała się na tereny Mezopotamii, czyli dawnego Edenu. Wojska Enkidów były tu nieliczne i rozproszone - dowodził nimi Anubis, który jednak dążył do jak najszybszego wycofania się w kierunku Synaju, by tam połączyć siły ze swym dziadkiem Mardukiem. Do jedynej większej bitwy na tym terenie, doszło pod Ur, gdzie wojska Anubisa zostały pokonane (choć nie rozbite), a on sam, na czele swych oddziałów, wycofał się na Synaj. Tymczasem Inanna i Ninszubur bez walki zajmowali kolejne miasta, takie jak: Erech, Badtibira, Zabalam, Adab, Nippur, Kisz i Agad. Po zdobyciu całej Mezopotamii, wojska Inanny skierowały się również na Synaj, gdzie miało dojść do decydującej bitwy.
PIERWSZA BITWA O GÓRĘ HARSAG
To właśnie o tej bitwie głównie opowiada ów sumeryjski poemat: "Mity Kur". Jest to poemat na cześć Ninurty, którego przedstawia jako niezwyciężonego wodza i wyzwoliciela "z niewoli Smoka". Bitwa była zacięta i trwała długo (zapewne kilka miesięcy), a jej wynik do samego końca nie był pewny. Zresztą zarówno jedna jak i druga strona, odnosiła spore sukcesy, jednym z nich na przykład (jak podają "Mity Kur"), było pokonanie oddziałów dowodzonych (lub może wystawionych), przez "boginię" Ereszkigal, siostrę Inanny. A sama Ereszkigal, miała zostać wzięta w niewolę. Był to duży sukces Enkidów, którzy walczyli z niezwykłą wprost determinacją. Do sił Marduka dołączył wówczas również jego ojciec - Enki, który dotąd trzymał się z dala od tego bratobójczego konfliktu. Jednak to właśnie jego odwaga i determinacja (jak jest to zapisane w Mitach), doprowadziła do zwycięstwa armii Enkidów (Marduka) w tej bitwie.
Według sumeryjskiego poematu, wojska Enkiego atakowały z każdej strony, z lądu, morza i powietrza (choć na temat walk powietrznych, nie ma tam zbyt wiele informacji, być może były jedynie dodatkiem do głównego - lądowego, pola walki). Atakowano zarówno w dzień jak i w nocy. Enki jednak nie dowodził głównymi siłami Enkidów, lecz flotą wojenną i oddziałami morskimi.
One to jednak zaważyły na losach Pierwszej Bitwy o Górę Harsag. Armia
Ninurty została poważnie osłabiona i musiała się wycofać na tereny
dzisiejszej Palestyny i Syrii. Tam przygotowywano się do ponownego
uderzenia.
DRUGA BITWA O GÓRĘ HARSAG
Taki stan względnej równowagi (z jasnym podziałem kontrolowanych przez oba rody terenów), utrzymywał się przez dość długi czas (nie wiadomo jednak ile trwał ów "zbrojny pokój", gdyż ani channelingi, ani też "Mity Kur" o tym nie mówią). Wreszcie Ninurta postanowił (po wcześniejszym wzmocnieniu swej armii i połączeniu sił z Inanną), ponownie ruszyć na Harsag, wiedząc że jest to jedyna droga opanowania Egiptu (który był niewątpliwe głównym celem Enlidów, gdyż cała ta wojna wybuchła właśnie o kontrolę nad egipskimi Piramidami, które dotąd sprawował ród Enkiego, natomiast Enlil i Ninurta uważali że to oni powinni władać tym krajem i mieć kontrolę nad Piramidami). Bitwa ta trwała znacznie krócej od poprzedniej, choć zaczęła się dla Enlidów dość niekorzystnie, gdyż dowodzący oddziałami przednimi Ninurty - Szarur, został rozbity i musiał uciekać. Następnie z głównymi siłami uderzył sam Ninurta, któremu udało się wreszcie przerwać pas umocnień Enkidów i ostatecznie zdobyć górę Harsag.
UPADEK ABZU
Główny atak Enlidów szedł oczywiście w kierunku Egiptu, jednak były również i boczne kierunki, jednym z nich była Mezopotamia i dawne tereny Edenu (które zostały opanowane przez Inannę), drugim zaś kierunkiem ataku, była południowa Afryka i stara baza Enkiego w Abzu (gdzie przed wiekami stworzył on pierwszego prymitywnego humanoida - Lu-Lu). Atakiem na Abzu kierował młodszy syn Enlila - Nergal. Szlag pochodu jego wojsk był znaczony śmiercią i zniszczeniem: "Oni spalili ziemię i sprawili, że rzeki spłynęły krwią niewinnych mieszkańców - mężczyzn, kobiet i dzieci", jak opisuje to wydarzenie (w jednym ze swych przekazów) Sitchin. Abzu zostało całkowicie zniszczone, a tereny te zostały oddane we władanie zwycięskiemu Nergalowi. Ci, którym udało się uniknąć rzezi, uciekli w góry, gdzie jednak też nie było bezpiecznie, gdyż rażeni byli z powietrza (prawdopodobnie przez gwiazdoloty Nergala) i z ziemi. Przywódcą ocalałych miał zostać niejaki Azag, który przez pewien czas prowadził z oddziałami Nergala wojnę partyzancką, a potem, skierował się na północ, w stronę Egiptu, by połączyć siły z Enkim i Mardukiem, którzy przygotowywali się do obrony w Wielkiej Piramidzie, zamienioną w prawdziwą twierdzę.
BITWA O EKUR
(OBRONA I UPADEK WIELKIEJ PIRAMIDY)
Bitwa o Ekur (czyli o Wielką Piramidę w dzisiejszej Gizie), była największą z bitew całej tej wojny i zgrupowała wszystkich "bogów" i "boginie" walczących stron. Za Azagiem, na Ekur ruszył także i Nergal, podobnie Inanna ze swym kochankiem Ninszuburem, połączyła się z głównymi siłami Ninurty i Enlila. Obroną piramidy-twierdzy, dowodził sam Enki, wraz z synem Mardukiem, prawnukiem Anubisem i innymi "bogami" z rodu Enkidów. Ninurta postanowił wziąć twierdzę podstępem i nakazał swemu bratankowi (bliźniaczemu bratu Inanny) - Utu, by odciął dopływ wody do piramidy - tak też się stało i wkrótce oblężeni znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. Mimo to walczyli dalej, próbując odzyskać kontrolę nad dostępem do rzeki (Nil). Podczas tych walk dochodziło niekiedy do bezpośrednich starć "bogów". Jednym z nich była walka Horusa (który chciał odzyskać kontrolę nad dostępem do Nilu), a samym Ninurtą, podczas którego Horus został bardzo poważnie ranny w oko i dostał się do niewoli.
Jednak Ninurta nie traktował go jak więźnia, wręcz przeciwnie, poprosił na przykład swą ciotkę - Ninhursag (jako szefową służby medycznej Nibiruan), by uratowała oko Horusa. Ta oczywiście się zgodziła, jednak nie poprzestała na tym. Była ponoć bardzo rozgniewana na braci (Enlila i Enkiego), za to że doprowadzili do tej bratobójczej rzezi. To właśnie dzięki jej osobistej mediacji zakończyła się owa II Wojna Piramidowa (ok. 7 370 r. p.n.e.). Najpierw przekonała do pokoju Enlila i Ninurtę, następnie (według Sitchina), stanęła pod murem Wielkiej Piramidy i krzyczała w stronę Enkiego, błagając go by się poddał i zakończył przelew bratniej krwi. Enki w końcu zgodził się skapitulować. Nie wszyscy jednak pragnęli pokoju. Marduk na przykład nie zamierzał się poddawać i z garstką swych zwolenników, postanowił dalej bronić Wielkiej Piramidy. Przeciwko niemu ruszyły wojska Inanny i jej młodszego brata - Adada, którzy to zmusili Marduka do zamknięcia się w jednej z hermetycznych komór Piramidy. Tam też oczekiwali jego kapitulacji, lub ... śmierci (z głodu lub braku powietrza).
Ponieważ Inanna bez wątpienia dążyła do tego drugiego rozwiązania (czego dowodem miało być zastawienie wrót komory wielkim ... głazem), Enki musiał interweniować. Zapowiedział że nie po to Enkidzi złożyli broń, by teraz ich zabijano. Inanna jednak miała w sobie wiele złości i pamiętała zarówno swe dawne uwięzienie przez Anubisa, jak i śmierć Dumuziego. Chciała się zemścić. Wreszcie jednak Ninurta nakazał jej uwolnić Marduka. Gdy otworzono hermetyczne wrota komory, znaleziono na wpół martwego Marduka, którego jednak odratowano. Mimo to zostanie on wraz z jego synem - Nabu, wygnany do "Kraju rogatych bestii" (prawdopodobnie był to ziemie w okolicach Kaukazu).
"BOGINI" NINHURSAG
KONFERENCJA POKOJOWA NA GÓRZE HARSAG
POJEDNANIE RODÓW
Ninhursag dążyła do zwołania wielkiej konferencji pokojowej, na której zostaną rozwiązane wszelkie spory i konflikty pomiędzy dwoma odłamami jednego rodu. Enki musiał przyjąć warunki Enlila, które były gwarantem zachowania pokoju pomiędzy bratnimi rodami. Warunki te jednak nie były zbyt srogie dla pokonanych, co udowodnił sam Enlil, ofiarowując swemu bratu miasto Eridu, leżące na terenach dawnego Edenu. Wobec tego stanowczo zaprotestował Ninurta, nie godząc się początkowo na oddanie miasta w ręce swego stryja, zmienił jednak zdanie, po rozmowie z Ninhursag. Cały Kanaan czyli tereny Palestyny i Syrii, zostały na powrót zwrócone Enlilowi, Ninurcie i innym "bogom" z dynastii Enlidów. Wszystkie miasta Mezopotamii także przeszły we władanie rodu Enlila. Egipt został jednak oddany w ręce syna Enkiego - Ningiszzida (znanego również jako Thot czy Quetzalcoatl). Enlidzi z trudem, ale zaakceptowali jego kandydaturę, jedynie Inanna sprzeciwiła się oddaniu Egiptu w ręce Enkidów, domagając się tamtejszego tronu dla siebie, Enlil jednak odrzucił jej protest.
Piramidy jednak pozostawały pod bezpośrednią kontrolą Enlila, zresztą wówczas już Wielka Piramida, przestała stanowić jakiekolwiek zagrożenie (prawdopodobnie chodzi tutaj o umieszczenie w jej wnętrzu Kryształów Mocy i przekształceniu jej w potężną broń o ogromnej sile), gdyż na polecenie Ninhursag została rozmontowana i stała się "wybebeszoną" skorupą, którą jest po dziś dzień. Ziemią Kanaan miał władać syn Enlila (a ojciec Inanny), Nannar, zaś jego syn Utu został władcą ziem wokół dawnej bazy Nibiruan na górze Moriach, gdzie potem powstanie Jerozolima.
Po zakończeniu obrad konferencji pokojowej wzmocniła się
pozycja rodu Enlidów, jednak Enkidzi też otrzymali kilka kluczowych
pozycji (Abzu zostało zwrócone Enkiemu).Enlil zamieszkał w pałacu,
wzniesionym na górze Mashu w Egipcie, by móc kontrolować Wielką
Piramidę. Nastały czasy pokoju, które przetrwają niecałe 4 000 lat (do
ok. 3 400 r. p.n.e.), gdy Marduk powróci z wygnania i dążąc do
odzyskania władzy i wpływów, zacznie budować ogromną twierdzę-okręt,
która w Biblii nazwana została ... Wieżą Babel. Ale na razie nie
wyprzedzajmy jeszcze faktów.
Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA CHCIAŁBYM ZŁOŻYĆ NAJSERDECZNIEJSZE ŻYCZENIA - ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, RADOŚCI I ... SAMYCH POZYTYWNYCH MYŚLI W NADCHODZĄCYM NOWYM ROKU, ABYŚMY ZNÓW "STALI SIĘ DZIEĆMI" - JAK MAWIAŁ JEZUS ("BĄDŹCIE JAK DZIECI"), Z ICH BEZGRANICZNĄ RADOŚCIĄ, SZCZĘŚCIEM I ZABAWĄ.
STAŃMY SIĘ NA POWRÓT DZIEĆMI, BYŚMY MOGLI ZROZUMIEĆ, ŻE DZIECIĘCA WOLNOŚĆ, RADOŚĆ I SWAWOLA JEST W NAS SAMYCH I TO OD NAS ZALEŻY CZY BĘDZIE TO ROK SZCZĘŚLIWY, CZY TEŻ ...
POZA TYM PRAGNĘ ABY W TYM NOWYM 2016 r. POLACY ODRODZILI W SOBIE MĄDROŚĆ STAŃCZYKA, ORAZ DUMĘ I SIŁĘ PIŁSUDSKIEGO.
ABY WRESZCIE NARODZIŁA SIĘ POLSKA Z WIZJI WERNYHORY
Poniżej przedstawiam sylwetkę niezwykłego człowieka ("niezwykłego" - pod
wieloma względami, a głownie ze względu na swą ... długowieczność). Jego długowieczność
do dziś jest niewyjaśnionym fenomenem historii (uznaje się go za
czarownika lub tajemnego maga). Po raz pierwszy pojawił się on w epoce
Henryka VIII (król Anglii 1509 - 1547) i Franciszka I (król Francji 1515
- 1547), choć nie wiadomo jakie wówczas nosił nazwisko (a nazwiska
zmieniał często, prawie ... 80 razy). Skąd więc wiadomo że żył w tej
epoce? Z jego własnych opowieści w latach późniejszych. Były one tak dokładne i
prezentowały tak wyszukane detale (m.in.: życia dworskiego i
obyczajowości tamtych czasów, a także wyglądu i charakteru
poszczególnych osób - iż trudno było zrozumieć skąd ów mężczyzna posiada
taką wiedzę. Człowiek ten zmarł w 1784 r. A jak się nazywał? (to
znaczy, pod którym ze swych nazwisk przeszedł do historii). Nie znamy
jego imienia, pewnym jest że po raz pierwszy został opisany w 1710 r.
Wówczas to (jako markiz Balletti), widziany był podczas karnawału w
Wenecji. Widziały go tam i opisały potem w swych wspomnieniach dwie
osoby - kompozytor Jean-Phillippe Rameau i młodziutka hrabianka de
Georgy. Oboje opisali go jako człowieka w średnim wieku (ok. 40 lat).
A
teraz małą ciekawostka - był rok 1710, gdy markiz Balletti został po
raz pierwszy opisany już wówczas jako ok. 40-letni mężczyzna. A zmarł w
1784 r. Ile musiał mieć lat w chwili śmierci? Co najmniej 110 lat. A
teraz przyjrzyjcie się proszę temu obrazowi, przedstawiającemu markiza
Balletti (choć wówczas występował już pod innym nazwiskiem, pod którym
przeszedł do historii):
A czy wiadomo w którym roku został namalowany ów obraz? W ... 1783, na rok
przed śmiercią markiza. 1783 r. a jak wygląda jego twarz, czy przypomina
ona twarz ponad 110-letniego starca? (lekko licząc). Czy z tego obrazu
nie spogląda na nas mężczyzna ok. 40, może 45-letni? Zresztą w 1760 r.
hrabina de Georgy (wówczas już ponad siedemdziesięcioletnia staruszka),
ponownie spotkała markiza na francuskim dworze w Wersalu, który jak
oznajmiła ... nie zmienił się od ich ostatniego spotkania w Wenecji (w
1710 r.) i nadal wygląda na ok. 45 lat. To właśnie jej relacja jest
niezwykle ważna i rzucająca światło na tego (owianego nimbem
tajemniczości) człowieka. 50 lat upłynęło pomiędzy pierwszym a drugim
spotkaniem hrabiny de Georgy z, no właśnie, z kim? Bowiem w 1760 r. dawny
markiz Balletti już się tak nie nazywał. Teraz zwał się (i to właśnie
pod tym nazwiskiem przeszedł do historii):
HRABIA de SAINT-GERMAIN
Przytoczę tutaj jego niezwykłą historię, która zdumiewa po dziś dzień -
jak choćby fakt, iż dopiero na początku lat 80-tych XVIII wieku, hrabia
de Saint-Germain stwierdził publicznie (na jednym z bali które wyprawiał
w swym zamku), z żalem w głosie że: "Zaczynam się starzeć". Zmarł zaś
nagle dnia 27 lutego 1784 r. straciwszy przytomność (w objęciach dwóch
swoich pokojówek), której już nie odzyskał. Był niezwykle, wprost
bajecznie bogaty. Posiadał kilkanaście dużych zamków (nie licząc
kilkudziesięciu mniejszych posiadłości), a swymi majętnościami wprawiał w
zdumienie i zazdrość władców ówczesnej Europy i Świata. Nic dziwnego,
skoro na prywatnym pokazie w Wersalu dla króla Ludwika XV, na jego
oczach mnożył diamenty (dzięki wiedzy alchemicznej i obróbce kamieni
szlachetnych, którą posiadł w latach wcześniejszych, podczas swej
podróży do Indii i Persji).
Miał nieskazitelne maniery, był przystojny
(z tego co wiemy z opisów m.in.: hrabiny de Georgy). Doskonale grał na
skrzypcach i fortepianie, oraz był poliglotą (znał kilkanaście
europejskich języków - m.in.: język polski, oraz klasyczną grekę,
łacinę, język arabski, chiński, hinduski i wiele lokalnych narzeczy, z
krajów które przez swe długie życie odwiedzał). Ubierał się z niezwykłą
wprost gracją i prostotą, choć ciężko było o prosty ubiór, gdy same jego
sprzączki do butów kosztowały 200 tys. ówczesnych franków (kwota
wprost bajońska), a do tego należy doliczyć brylanty, które używał
jako ... guziki od mankietów, koszuli i płaszcza - których wartość była
jeszcze większa.
Hrabia de Saint-Germain jest niezwykle zagadkową i dziwną postacią
historyczną. Wiadomo że przyjaźnił się z Madame de Pompadour (faworytą
króla Francji Ludwika XV). Potem był powiernikiem i przyjacielem
królowej Marii Antoniny (którą ponoć ostrzegał przed
wybuchem ... Rewolucji Francuskiej, na długo zanim się zaczęła). Królowa
nie uwierzyła mu i traktowała te ostrzeżenia jako kolejną z jego
niesamowitych opowieści. Trudno zresztą było brać jego słowa na
poważnie, gdy opowiadał o swej przyjaźni z królową ... Katarzyną
Aragońską, pierwszą żoną Henryka VIII i o tym jak jej miejsce zajęła
Anna Boleyn.
Opowiadał to wszystko z taką dokładnością szczegółów i
faktów, iż zebranych arystokratów wprawiał w zdumienie, przechodzące
wręcz w osłupienie - skąd on może znać te wszystkie szczegóły. Mówił np.
o tym że uczestniczył w podróży Henryka VIII i Anny Boleyn do Calais i
Boulogne (spędzili tam razem miesiąc - od 11 października do 12 listopada
1532 r.), podczas której w niedzielę 27 października, Anna Boleyn wraz ze
swą siostrą Marią Boleyn (wówczas już Carey), hrabiną Derby, lady
Fitzwater, lady Rochford (Jane Boleyn - wcześniej Parker, żoną jej brata
Jerzego), lady Lisle i lady Wallop - wykonały taniec w maskach i w
stylizowanych na antyczne sukniach z satyny - przed Henrykiem VIII i
Franciszkiem I, królem Francji. Opowiadał o szczegółach tej
uroczystości, tak jakby był tam obecny (co zresztą sam przyznał).
Takie opowieści co prawda zabawiały króla i arystokratów nudzących się w
Wersalu, ale zapewne ogromna większość z nich nie brała ich na
poważnie. Zresztą jego opowieści nie ograniczały się tylko do czasów
Tudorów. Dla Polaków ciekawe powinny być jego rozważania na
temat ... samotności królowej Anny Jagiellonki, którą odtrącał "mąż wciąż
toczący wojny z Wielkim Wschodem" (mowa jest tu zapewne o królu Stefanie
Batorym, który uciekał jak najdalej od podstarzałej i niezbyt urodziwej
Anny Jagiellonki, angażując się w nowe wojny z Rosją Iwana IV
Groźnego w latach 1579-1582). Ale nie tylko. W prawdziwe zdumienie wpędzał obecnych, gdy
opowiadał o tym jak naprawdę wyglądała ... Kleopatra królowa Egiptu, oraz
co naprawdę myślał o Żydach i Jezusie - Poncjusz Piłat (wbrew temu co
zostało zapisane w Biblii).
Hrabia de Saint-Germain bardzo często
zjawiał się w tych krajach i na tych dworach, na których ktoś uległ
ciężkiej chorobie, lub był bardzo nieszczęśliwy - jednak jego kontakty
(w ogromnej większości), ograniczały się jedynie do samych monarchów,
ludzi z ich otoczenia, lub arystokracji i szlachty, bardzo rzadko
widziany był w towarzystwie mieszczan czy chłopów, choć i takie kontakty
się zdarzały. Saint-Germain był nie tylko wielkim bogaczem, poliglotą i
człowiekiem nauki - miał również wielkie serce i wielokrotnie to
udowadniał. Chłopom i mieszczanom rozdawał swe dukaty, a
arystokratom ofiarowywał diamenty, jeśli tylko im się podobały (a mało
komu się "nie podobały").
O ile opowieści o Henryku VIII, Annie Boleyn czy Annie Jagiellonce, były
(w miarę traktowane pobłażliwe przez obecnych), o tyle opowiadania o
Kleopatrze czy Poncjuszu Piłacie (wszystkie jego opowieści zawierały
mnóstwo informacji z uwzględnieniem najdrobniejszych detali - dziś byłby
skarbnicą wiedzy dla historyków, lecz wówczas nikt jego słów nie
spisywał), wprawiały króla i arystokratów w lekką konfuzję. Skąd on to
wszystko wie, naczytał się o tym? Ale gdzie? (wówczas nie było jeszcze
książek tak wszystko dokumentujących). Gdy pytano go skąd ma te
informacje, odpowiadał że widział to na własne oczy, a gdy pytano go ile
właściwie ma lat - odpowiadał ze śmiechem że ... nie pamięta, a potem
dodawał: "Starszy jestem chyba nawet od Matuzalema" (biblijny Matuzalem
był najstarszym człowiekiem wymienionym w Starym Testamencie - miał żyć
969 lat).
Hrabia de Saint-Germain żył (prawdopodobnie), prawie ... 2000 lat.
Niemożliwe? Dla jemu "współczesnych" (to znaczy arystokratów z XVIII
wieku), też było to nie do przyjęcia - niemożliwe, lecz trudno było
zrozumieć skąd on wie tak wiele. Żadne książki o tym wówczas nie pisały
(a podawał np. w co byli ubrani królowie i książęta podczas ważnych
przyjęć i uroczystości). Prawdopodobnie wymyślał to sobie - tak też
większość myślało. Lecz co począć z jego ostrzeżeniami dotyczącymi
przyszłości (np. właśnie Rewolucji Francuskiej), to również przez współczesnych było
traktowane jako co najmniej niesmaczna opowieść. My dziś wiemy że ta
opowieść była aż nadto realna . Saint-Germain proponował też królowej Marii Antoninie wyjazd z Francji nim
dojdzie do katastrofy, a innych arystokratów przestrzegał przed mającym
nadejść "gniewem ludu", z powodu ich samowoli, zdzierstw i
niesprawiedliwości. Mówił że to co nadchodzi, zniszczy stary świat i
spowoduje iż krew będzie płynąć strumieniami, a ulice pełne będą zwłok
zamordowanych arystokratów - "To będzie koniec waszego świata" -
dodawał. Skąd jednak hrabia Saint-Germain się wziął i jakie były (znane,
czyli spisane), koleje jego życia?