Stron

poniedziałek, 29 lutego 2016

TAXI

ZABAWNY, AMATORSKI,

KRÓTKOMETRAŻOWY FILMIK 

Z UDZIAŁEM TOMASZA KOTA 

W ROLI GŁÓWNEJ


"NIE PRZEJECHALIŚMY NA CZERWONYM?"

"NIE, CO PAN. JA NA TO NIE ZWRACAM UWAGI, TYLU ŚWIRÓW JEŹDZI TERAZ PO ULICACH. JA PROSZĘ PANA PRZEDE WSZYSTKIM SKUPIAM SIĘ NA JEŹDZIE"




 "KUR...A CHOWAJ TO, CHOWAJ TO CZŁOWIEKU, CIEBIE NIE BĘDĄ PRZESZUKIWAĆ"
  




"WSZYSTKO POSZŁO NA PRAWO JAZDY SZWAGRA. ON TERAZ OD ROKU SIEDZI W ANGLII, A MY ZE SZWAGREM JESTEŚMY PODOBNI JAK DWIE KROPLE WÓDKI"





"JA TO PROSZĘ PANA CHCIAŁBYM BYĆ TAKSÓWKARZEM W DELHI (...) JAK ONI TAM SIĘ ŚCIGAJĄ, KURZ, PISK I RWANIE OPON Z GŁOWY, A NA KOŃCU WSZYSCY I TAK ŚPIEWAJĄ I TAŃCZĄ"









 

niedziela, 28 lutego 2016

POLSKA i NIEMCY - ZAWSZE BYLIŚMY SOBIE RÓWNI - Cz. V

CZARNY ORZEŁ NA ZACHODZIE

BIAŁY ORZEŁ NA WSCHODZIE


 HISTORIA LECHITÓW
(PRZED ROKIEM 966)


DYNASTIA LESZKÓW-POPIELIDÓW
760 - 840

 



Tak więc 6 października 780 r. zorganizowano wyścigi konne, które miały wyłonić przyszłego władcę Lechitów. Przystępujący do tej konkurencji (o władzę), śmiałkowie, rozpoczynali gonitwę od krakowskiego grodu, a metą był drewniany słup, wbity w rzekę Prądnicę. Wybrano też spośród najstarszych mieszkańców, swoiste jury, które miało rozsądzać spory i wskazać zwycięzcę wyścigu. Do Krakowa wówczas zjechało wielu młodzieńców na swych koniach, a każdy z nich liczył, że to właśnie on zostanie kolejnym władcą ogromnego imperium. Wśród nich był niejaki Leszek, pochodzący z możnego rodu, o dość wesołym usposobieniu (które skrywało jego prawdziwy charakter). Ów młodzian, w noc przed konkursem, rozsypał na całej trasie wyścigu żelazne ćwieki. Jednocześnie podkuł swojego wierzchowca (co wówczas rzadko było praktykowane) i tak "przygotowany" stanął w konkury o rękę księżniczki i władzę nad państwem.

Oczywiście wygrał cały turniej, gdyż niepodkute kopyta koni jego konkurentów, były boleśnie ranione przez rozrzucone podstępem ćwieki. Zadowolony Leszek (który wydał nawet bankiet z okazji swego zwycięstwa), miał objąć rządy jako Lech VIII, nigdy to się jednak nie stało, gdyż nie spodziewał się on, że tak samo łatwo i szybko jak zdobył ową władzę, tak samo szybko ją utraci. Jego panowanie trwało zaledwie ... cztery godziny (od 9 rano do 13 po południu) i nie został zaliczony w poczet władców, a raczej przeszedł do historii jako Lech Oszust. Natomiast władzę utracił (jak to zwykle bywa), przez przypadek. Bowiem zaraz po zwycięskiej dla Leszka gonitwie, dwóch młodych wieśniaków, postanowiło urządzić sobie bieg pieszy (koni nie posiadali), spod Krakowa do rzeki Prądnicy. 

Bieg ukończył tylko jeden z nich, drugi bowiem boleśnie skaleczył się w stopę. Zwycięzca wyścigu domagał się teraz od przegranego uznania, gdyż sam też boleśnie zranił się w stopę, a mimo to dobiegł do mety - tamten jednak nie chciał tego uczynić, twierdząc że gdyby się nie skaleczył, bieg ukończył by pierwszy. I tak od sprzeczki, poprzez bójkę, sprawa stanęła przed sądem, który szybko doszedł do prawdy (badając chociażby końskie kopyta). Okazało się że jedynie koń Leszka, dzięki podkutym kopytom, uniknął skaleczeń, przeto cała sprawa wyszła na światło dzienne. Leszek został uwięziony, ale jego niewola nie trwała długo, jeszcze tego samego dnia został rozdarty na strzępy, przez konie, przywiązane do jego rąk i nóg. 

Kolejnym władcą obrano więc zwycięzcę pieszej gonitwy, który pomimo zranionej stopy, dobiegł do mety. Zwał się Lestek i był chłopem - po wstąpieniu na tron objął władzę jako Lech VIII Szczęśliwy- będzie on panował w latach 780 - 800 i stanie się założycielem sławetnej dynastii Popielidów. Jego panowanie, było kontynuacją rządów Lecha VI, z tą wszakże różnicą, że zapisał się on jeszcze w oczach swych poddanych, jako mądry, mężny, dostępny, sprawiedliwy, powściągliwy, oszczędny i szczodry władca. Odniósł też sporo zwycięstw, najeżdżając ziemie Awarów (Chanat Awarski ostatecznie przestał istnieć, po wspólnej wyprawie Franków Karola Wielkiego i Słowian/Lechitów Leszka VIII w 796 r. Podzielono tam również kraj awarski na dwie części - Frankowie zajęli zachodnią część do rzeki Dunaj ze słowiańskim Ostrzyhomiem, natomiast Leszek VIII cały ogromny wschód od Dunaju po ziemie Bułgarów, wraz ze stolicą/obozem Awarów - Ringiem), Saksonów (trzykrotnie najechał), oraz podporządkował sobie znów zbuntowanych Morawian i Czechów.


PIERWOTNA ARYJSKA HALOGRUPA R1A 
(I JEJ NAJLICZNIEJSZE WYSTĘPOWANIE)



Imperium Wielkiej Lechii, za panowania Leszka VIII, poszerzyło swe włości o ziemie dzisiejszych Węgier i Rumunii. Lech utrzymywał też przyjazne stosunki z Karolem Wielkim (podczas jego panowania, nie dochodziło do wzajemnych ataków na Franków i Słowian na swoje ziemie). Leszek też, wielokrotnie odznaczał się w bitwach i sam wspomagał wojowników swym zapałem i męstwem. W czasach Lecha VIII, wszystkie słowiańskie tereny (prócz drobnych buntów w kraju Czechów i Morawian), były wierne Lechitom - szczególnie zaś cały ogromny Wschód, z którego wkrótce narodzi się Ruś. Rządy tego władcy, należały do jednych z najwspanialszych w całej historii Wielkiej Lechii. Kraj był bogaty i ludny, było mnóstwo złota, srebra, diamentów, bursztynu i wszelakich kosztowności, było też wielu ... niewolników z podbitych ludów. Za czasów Leszka VIII i Karola Wielkiego, Wschód i Zachód Europy, ponownie tworzyły jedną całość (podzieloną na dwie wielkie części), jak w czasach Imperium Rzymskiego. Od Bretanii na Zachodzie po Don i Jezioro Ładogę na Wschodzie, powstało wielkie imperium słowiańsko-frankońskie, które dodatkowo utrzymywało ze sobą przyjazne stosunki (granicą była rzeka Łaba i Dunaj).

Leszek był też władcą sprawiedliwym i często brał w opiekę chłopów czy zwykłych kmieci, którzy sądzili się z możnymi panami. Zapewniwszy swemu imperium bogactwo i dostatek, sam żył bardzo skromnie, często widywany był w zwykłych, chłopskich portkach i chłopskiej koszuli (nawet podczas oficjalnych biesiad, często długo nie dawał się przekonać, by ubrać godniejszy władcy strój). Tym zaś, którzy zwracali mu uwagę na niestosowność jego ubioru, do sprawowanej władzy, sam przypominał że wywodzi się od prostych kmieci. Był umiłowany przez wszystkich swych poddanych, nawet możnych, których jego "ekstrawagancje" wprawiały w konsternację. W 800 r. gdy Lech VIII umierał, żegnało go całe Gniezno, a żal po śmierci jeszcze długo trwał w lechickim narodzie. W tym samym roku w grudniu Karol Wielki koronował się na pierwszego po 324 latach, cesarza Zachodu (cesarzami Wschodu, byli władcy Bizancjum, którzy długo nie chcieli uznać tytułu Karola Wielkiego). Tak oto nastąpiła nowa era w Europie. 

Leszek VIII pozostawił po sobie (z kilku żon), trzech synów i dwie córki. Władzę po ojcu, objął jego najstarszy syn - Leszek, który przeszedł do historii jako Lech IX Waleczny (zwany również "Jurnym", gdyż pozostawił po sobie wiele dzieci z oficjalnych małżonek, nałożnic i branek). Panowanie Lecha IX, przypada na lata 800 - 824 r. Przydomek "Waleczny", nie wziął się znikąd, gdyż Leszek IX toczył znacznie więcej wojen od swego ojca i jeszcze bardzie rozszerzył władztwo Imperium Lechitów. Za jego też rządów, nastąpiło zerwanie przymierza z Imperium Karola Wielkiego i w 805 r. jego syn - Karol Młodszy, wyprawił się zbrojnie na tereny Słowian i udało mu się spustoszyć ziemie Serbów i Czechów (w bitwie tej, pod miastem Cheb, śmierć miał ponieść młodszy brat Leszka IX, który dowodził wówczas Lechitami). Była to wszakże jedyna porażka, jakiej miał doznać Lech IX, wszystkie jego następne kampanie, będą już zwycięskie. 

Na początku wyprawił się bowiem w stronę ludów bałtyjskich, których ziemie sobie podporządkował (po raz pierwszy od czasów starożytnych, Lechici podporządkowali sobie Bałtów). "Za karę", za atak z 805 r., wyprawił się zbrojnie do ziemi słowiańskich Chorutan, obecnie podbitych przez Franków, zdobywając Mautern i Lorch (twierdze założone przez Karola Wielkiego, mające stanowić barierę przed atakami Słowian), i zmuszając (na krótko) wojska frankijskie do wycofania się z tej ziemi. Atakował również, zdobytą już przez Karola Wielkiego Saksonię, a także udzielał pomocy Słowianom Południowym (zamieszkałym na południe od Dunaju), w ich walkach z Bizancjum, oraz najeżdżał Bułgarów (w obronie słowiańskich Wołochów). Z każdej ze swych wypraw, przywoził ogromne bogactwa i tłumy jeńców (głównie kobiet), które potem zamieniał na swoje nałożnice, tworząc pierwszy zdaje się i jedyny prawdziwy słowiański harem. Miał tylko jedną oficjalną żonę (która dała mu syna i następcę tronu - Popiela, zwanego również Pompiliuszem), poza tym miał wielu synów z nałożnic i branek, byli to: Bolesław, Barwin i Bogdal - zrodzeni z jednej, Kazimierz, Władysław - z drugiej, Jaxa, Ziemowit - z trzeciej, Rana - z czwartej, Przybysława, Cieszymira - z piątej, Przemysła, Ziemowita i Ziemzomysła - z szóstej, Wisława - z siódmej, Sobiesława - z ósmej, Wyzimira - z dziewiątej, Spitygniewa - z dziesiątej, Spicymierza - z jedenastej i Zbigniewa - z dwunastej. Do tego oczywiście dochodziły branki, z których miał tylko córki, a które to nie zostały zapamiętane, gdyż imion dziewczynek wówczas nie zapisywano.




Gdy zbliżał się czas rozrachunku z ziemskim życiem, książę Lech IX, każdemu ze swych synów przyznał oddzielną "prowincję", czyli ziemię plemienną, na której jako wojewodowie/władcy mieli panować. Władzę nad całością, powierzył zaś w ręce swego pierworodnego, który przejdzie do historii pod nazwą Popiela I Gnuśnego. 





CDN.
  

sobota, 27 lutego 2016

POLSKA i NIEMCY - ZAWSZE BYLIŚMY SOBIE RÓWNI - Cz. IV

CZARNY ORZEŁ NA ZACHODZIE

BIAŁY ORZEŁ NA WSCHODZIE


HISTORIA LECHITÓW
(PRZED ROKIEM 966)


DYNASTIA LESZKÓW-POPIELIDÓW
760 - 840

 


Rządy 12 wojewodów trwały przez dwadzieścia lat. Tym razem nie popełniano błędów, z czasów pierwszego bezkrólewia, gdzie każdy z 12 możnych, miał taki sam głos w radzie. Tym razem jednemu z nich, powierzono władzę zwierzchnią nad resztą, lecz to na niewiele się zdało, gdyż każdy z wojewodów, pragnął zapewnić sobie tron książęcy i każdy z nich knuł w celu jego zdobycia. Bardzo osłabiało to cały kraj i prowokowało inne państwa i ludy do najazdów łupieżczych. Tak też się stało ok. 760 r. gdy na Lechię (czyli tereny zamieszkane przez plemiona, z których kiedyś powstanie Polska), ruszyła wielka wyprawa wojenna spokrewnionych ze Słowianami (lecz bezpośrednio z nimi nie związanych), Awarów, z terenów dzisiejszych Węgier. Sprzymierzyli się oni ze słowiańskimi Morawianami, i wspólnie ruszyli na ziemie Lechii. 

W tym samym czasie, do Gniezna zwołano wielki wiec, na którym miano zadecydować nad wyborem wodza, który mógłby atak odeprzeć. Niestety, wojewodowie nie potrafili dojść w tej sprawie do zgody, gdyż każdy z nich widział właśnie siebie, jako wodza a następnie księcia Lechitów. Narady więc trwały, lud zgromadzony w gnieźnieńskim grodzie, oczekiwał konkretnych decyzji, a tymczasem zagony awarsko-morawskie zbliżały się do kraju Wiślan. Wciąż jednak nie było zgody wśród możnych i co najważniejsze - nie było wodza, który mógłby stanąć na czele wojska. Wreszcie zdecydowano się powierzyć władzę nad wojskiem jednemu z wojewodów, który wyruszył z wojskiem do ziemi Wiślan, by tam stoczyć bitwę z najeźdźcami. Pomimo pozorów współpracy, zgody jednak pomiędzy wojewodami nie było i gdy tylko wojsko lechickie, zjawiło się pod grodem Kraka, zostało otoczone i pobite przez połączone siły Awarów i Morawian. Ci, którym udało się wyjść cało z bitwy, uszli na północ, do Gniezna, a Awarowie przystąpili do oblężenia Krakowa, jednocześnie szerząc spustoszenie po okolicznych terenach aż pod Sandomierz. 

Gdy wojewodowie (którzy brali udział w bitwie pod Krakowem), przybyli do Gniezna, wśród ludu wybuchła panika, gdyż uważano że Awarowie postępują za uciekającym wojskiem. Wówczas to jeden człowiek nie okazał oznak strachu i zebrawszy wokół siebie grupę kmieci, sformował z nich niewielkie pospolite ruszenie. Owym człowiekiem, był zwykły złotnik z miasta Przemyśla, o imieniu Przemysław (Przemko), który wraz z innymi, przybył na wiec do Gniezna. Przemko zdawał sobie sprawę, że ta garstka kmieci, którą zgromadził, nie będzie w stanie powstrzymać regularnego wojska nieprzyjaciela, dlatego też uciekł się do podstępu. Przybywszy na czele pospolitego ruszenia pod Łysą Górę, kazał na okolicznych wzgórzach, poustawiać w wielkiej ilości błyszczydła od szyszaków i zbroi, jaką nosili wojowie. Gdy wzeszło poranne słońce i jego blask zaczął padać na okoliczne wzgórza, oczom nieprzyjaciół ukazał się widok wojska ustawionego w szyku i gotowego do ataku (Awarowie patrzyli pod słońce, więc wydawało im się że na wzgórzach czekają niezliczone oddziały zbrojnych). 

Nie wzbudziło to jednak wśród Awarów lęku i ruszali w stronę, ustawionych na wzgórzach szyszaków, które w tymże czasie były zabierane i ukrywane, tak więc, gdy przybyli na pozycje, które wydawały im się zajęte przez owe wojsko, nikogo tutaj nie spotykali. Uderzali więc w innym kierunku i znów sytuacja się powtarzała. Wreszcie doszli do wniosku, że na ich widok całe lechickie wojsko po prostu uciekło, postanowili więc wrócić pod oblegany Kraków. Wówczas to Przemko zwrócił się do swoich żołnierzy z płomienną mową, która dodała im pewności i podbudowała morale. Nocą, gdy Awarowie zupełnie nie spodziewali się ataku i rozluźnili swoje załogi pod obozem, Przemko, na czele kmieci i innych, zebranych naprędce ochotników, uderzył na Awarów. W nocnej bitwie z zaskoczenia, zdobył obóz i położywszy trupem wielu awarsko-morawskich wojowników, zmusił ich do panicznej ucieczki. Nie podjął jednak pogoni, pozwalając rozbitym oddziałom nieprzyjaciół, wrócić do ojczyzn. Sam zaś, z łupami i jeńcami, skierował się do Gniezna, gdzie zgotowano mu triumfalny wjazd i wymuszono na wojewodach ... obranie Przemysława kolejnym władcą Wielkiej Lechii.


IMPERIUM WIELKIEJ LECHII POD RZĄDAMI LECHA VI
(BEZ ZIEM POŁOŻONYCH NA POŁUDNIE OD DUNAJU)





Ci uczynili to (pod wpływem ludu), choć niechętnie, gdyż oto okazało się, że zwykły złotnik zdobył władzę, którą każdy z owych możnych przewidywał dla siebie. Wraz z objęciem władzy książęcej, Przemysław zmienił imię, zwąc się odtąd - Leszkiem. Tak oto nastąpiło dwudziestoletnie panowanie Lecha VI Przemysława (zwanego również "Spryciarzem", od fortelu, jakim oszukał Awarów). Panowanie księcia Leszka VI, doprowadziło do ponownego odrodzenia się wpływów Wielkiej Lechii w regionie (utraconym w latach rządów 12 wojewodów). Swoje panowanie rozpoczął on od ponownego podporządkowania Lechitom zbuntowanych Morawian, którzy bardzo szybko ulegli sile jego wojska. Potem mianował nowych wojewodów w poszczególnych plemionach, a tych którzy próbowali się buntować, karał, najeżdżając ich ziemie i wymuszając podległość. Bardzo szybko ponownie podporządkował Lechitom olbrzymi obszar, od rzeki Łaby na Zachodzie, po Dniepr na Wschodzie i od Dunaju na Południu po Bałtyk na Północy. Panował więc nad ogromnym imperium, które co prawda nie było scentralizowane, ale istniało na zasadzie swoistej federacji plemion słowiańskich, pod lechickim przewodem. 

Wyprawił się też kilkakrotnie przeciwko Saksonom, które to plemię traciło już swe słowiańskie korzenie, zasiedlane z północy przez skandynawskich Jutów, a z zachodu przez Franków. Podporządkował sobie zbuntowane słowiańskie plemiona wschodnie - Drewlan i Siewierzan, którym przewodził wojewoda Wszewold (podczas rządów 12 wojewodów, Wszewold uznał się za niepodzielnego władcę całego Wschodu, czyli późniejszej Rusi), a po rozbiciu jego sił i podporządkowaniu kraju, cześć Lechitów (Polan) przesiedlił na Wschód, by tam pilnowali jedności federacji Wielkiej Lechii. To również Lech VI, jako pierwszy z władców Wielkiej Lechii, nakazała umieszczać swój herb we wszystkich miastach i grodach swego imperium, a herbem Leszka, była góra na czerwonym tle, mająca pawi ogon, nad którą umieszczony był biały orzeł. Gdy książę umierał w 780 r. jego państwo przewyższało swym zasięgiem i siłą militarną imperium Karola Wielkiego na Zachodzie (który wówczas panował w państwie Franków).

Lech VI pozostawił po sobie czworo dzieci - jednego syna i trzy córki. Syn jego - również Leszek, był kaleką (był niemową, miał garba i nie mógł się swobodnie poruszać), został jednak po śmierci ojca wybrany kolejnym władcą i panował jako Lech VII. Był młody i bardzo wątły, często też zapadał na zdrowiu, dlatego realną władzę objęła w jego imieniu - matka, poślubiona Lechowi VI w 756 r. - Łukna z rodu Toporów z Panigrodu. Łuknę wspierał w rządach jej brat - Stunen. Ich rządy trwały jednak tylko kilka miesięcy, gdyż wojewodowie oraz pomniejsi kmiecie, nie chcieli mieć za władcę niemowy i kaleki, dlatego też zdawano sobie sprawę, że należy wybrać kolejnego władcę i ożenić go z jedną z córek zmarłego Lecha VI. Dnia 6 października 780 r. urządzono więc pod Krakowem, zawody w konnej gonitwie, a ich zwycięzca miał otrzymać tytuł księcia, władzę nad imperium Wielkiej Lechii oraz rękę jednej z córek Leszka VI (i prawdopodobnie Łukny, gdyż ona dała dwoje dzieci - owego kalekiego syna i jedną z trzech córek). 





CDN.
  

piątek, 26 lutego 2016

POLSKA i NIEMCY - ZAWSZE BYLIŚMY SOBIE RÓWNI - Cz. III

CZARNY ORZEŁ NA ZACHODZIE

BIAŁY ORZEŁ NA WSCHODZIE





Właściwie to nie wiem czy określenie "Polska i Niemcy - zawsze byliśmy sobie równi", jest adekwatne? Użyłem go trochę na wyrost, aby uświadomić Polakom i Niemcom, że nasze kraje od zawsze były sobie równe, pod względem tak siły militarnej, jak potęgi gospodarczej (raz jedno, raz drugie państwo górowało w tej swoistej konkurencji). Jednak tu znów pojawia się pewien problem, który jest niezwykle ważny dla całej tej koncepcji. Problem ten, stanowi fakt że: Niemcy są ... zarówno jako państwo, jak i jako naród dużo młodsze od Polski. Niemcy, to taki szczeniak, w porównaniu z historią Polski (i to liczoną tylko od 966 r. gdzie oficjalnie zjednoczono ziemie polskie, przyjmując nową, chrześcijańską religię). Niemiec nie ma w historii najdawniejszej, wystarczy popatrzeć na mapy w wczesnego średniowiecza, gdzie Niemcy (jako kraj), nie istnieją. Istnieje już jednak Polska, która wówczas jeszcze figuruje, jako jedno z potężniejszych ludów słowiańskiej Wielkiej Lechii. 

Ale nawet po 966 Niemiec dalej nie ma. Ja w swej cezurze epoki średniowiecza, przyjąłem początkowo rozgraniczenie epok między wczesnym a pełnym średniowieczem, na rok 955. W roku tym bowiem  cesarz rzymski (narodu niemieckiego - ten ostatni skrót, jest nieformalnym dodatkiem z czasów późniejszych, gdyż w opisywanym przeze mnie okresie nie istniał, dlatego też wziąłem go w nawias) - Otton I, pokonał w bitwie na ... Lechowym Polu, (powrócę jeszcze do tego miejsca i tej nazwy), nad rzeką ... Lech, w Bawarii - węgierskich najeźdźców, pod wodzą Bulcsu. Potem jednak dokonałem zmiany, gdyż początkowo zakładałem, że ta zwycięska bitwa, była początkiem narodzin państwa niemieckiego - okazało się że byłem w błędzie, gdyż państwa niemieckiego nie było aż do ... XIX wieku. Tak, aż do 1871 r. na mapach Europy nie występuje NIGDY i nigdzie państwo niemieckie. Jak to wytłumaczyć? Wygląda na to, że Niemcy są młodszym od Polski krajem od co najmniej 900 lat. A realnie sytuacja ta wygląda jeszcze gorzej (dla Niemców, jako narodu). Naród polski/lechicki/słowiański/slavianski/scytyjski/aryjski/haryjski, istnieje e Europie od co najmniej 4 000 lat. Naród niemiecki (który wyodrębnił się z halogrupy germańskiej, która to halogrupa, powstała też w wyniku pewnej korelacji słowiano-celtyckiej), istnieje od zaledwie ... 1 500 lat.
  


SPÓJRZMY BOWIEM NA MAPĘ Z ROKU 700 I ZADAJMY SOBIE PYTANIE: GDZIE DO CHOLERY SĄ TAM NIEMCY? 





Plemiona słowiańsko/lechickie, też są tam wymienione w sposób niezwykle ułomny, ale Polska (czy raczej Polanie/Lechici), już istnieje. Gdzie są zatem Niemcy? W Bawarii? Moi drodzy, skąd się wzięła nazwa Bawaria? Skąd się wzięła nazwa rzeki Lech i Lechowych Pól, nad którymi cesarz Otton I, miał odnieść swoje błyskotliwe zwycięstwo nad węgierskimi zagonami? Bawarowie to ... też Słowianie, a konkretnie słowiański lud Bojowarów, który zasiedlił te tereny na długo przed V wiekiem. Natomiast sama nazwa "Bavaria", jast nazwą nadaną przez autorów łacińskich, którzy tym terminem określali ziemie zasiedlone przez Bojowarów. Zauważcie, skąd w sercu niemieckich ziem (jak pragnie to widzieć wielu historyków), wzięła się słowiańska nazwa jednej z głównych rzek kraju (na granicy ze Szwabią), rzeki Lech? Lech, od Lechii, od Lechitów? Któż więc zasiedlał te ziemie, nim pojawili się Germanie/Niemcy? Byli to Słowianie, jedno z plemion Wielkiej Lechii, czyli konglomeratu plemion słowiańskich, które w 966 r. zjednoczyły się (m.in.:) w Polskę. 

A może Saksończycy, może to z nich narodził się późniejszy naród niemiecki? Znów pudło, Saksończycy-Saksonowie-Siekierowie to również Słowianie. Nazwa ludu posługującego się ... siekierami, która z czasem została zniemczona. Słowianie dominowali przez wiele stuleci, począwszy od rzeki Ren nad całą Europą, a reszta ludów wznosiła błagalne modły: "Od gniewu Słowian uchowaj nas Panie". Słowianie/Lechici kontrolowali nie tylko ogromne terytoria Europy, ale także jej morza. Morze Bałtyckie, Północne, Adriatyk, Morze Czarne, oraz Morze Śródziemne - był terenami dominacji słowiańskich korsarzy, przed którymi uciekali nawet sławni Wikingowie (którzy zresztą wzorowali kształt swych drakkarów, na słowiańskich okrętach, które mogły pomieścić na swych pokładach do 44 osób i dwa konie). Zauważmy, Wikingowie (Waregowie), napadali na ziemie na Zachodzie i Wschodzie Europy, niszcząc je i grabiąc, nigdy jednak ... nie pojawili się oni nad południowym Bałtykiem - dlaczego? Przecież tak sławni władcy wikingów, jak Holger Danske, czy Ragnar Lodbrok, łupili i niszczyli ziemie, oraz armie wielkich władców angielskich i frankońskich, dlaczego nie najeżdżali ziem Wielkiej Lechii?




Czyżby się ich bali? A może, a może razem z nimi dokonują tych wszystkich łupieżczych najazdów na zachodnie i wschodnie tereny Europy? Zapewne dochodziło do wspólnych wypraw, ale należy też pamiętać, że Wikingowie obawiali się ataków Lechitów, co dowodzi iż budowali ogromne, masywne grody obronne, na terenach Skandynawii, a części z nich otwarcie płacą daniny, by nie napadali ich ziem (jak to czynili Waregowie wobec lechickiego władcy - Wyzimira). Jeden z duńskich kronikarzy, Saxo, tak pisał w XII wieku o Słowianach znad Bałtyku: "W owych czasach rozzuchwalili się piraci: od granic Słowian, aż po rzekę Eiderę wszystkie wsie na wschodzie (Saxo pisząc "na wschodzie" miał na myśli kontynentalne tereny dzisiejszej Szwecji i jej wysp), opuszczone przez mieszkańców, leżały odłogiem. Zelandia, wyczerpana i wyniszczona od południa i wschodu, pozostawała w odrętwieniu. Na Fionii rozboje nie pozostawiły nikogo, oprócz garstki mieszkańców. Falstria, zwarta na tyle swym obszarem, co odwagą i męstwem mieszkańców, wyrównywała niedostatek małości (...) Lollandia zaś, chociaż od Falstrii okazalsza, starała się uzyskać spokój za okup w pieniądzach. Reszta pustką zaległa."

Wygląda więc na to, że Słowianie/Lechici potrafili wprawiać w przerażenie, nawet sławnych Wikingów, którzy zniżali się do tego, że płacili naszym przodkom za spokój i pokój. Zresztą zachowały się także imiona wielkich lechickich korsarzy, którzy swym pojawieniem się, powodowali wybuchy paniki i powszechnego przerażenia. Byli to: Racibor, Unibor, Dunimysł, Rokiela, Niedamir, Misław i Wyszak. Oczywiście żyli oni zapewne w różnych okresach historycznych, lecz nie znamy niestety ani lat ich życia, ani też ich historii (co nie znaczy że takie źródła nie istniały, należy jedynie zrozumieć, że Ariowie/Słowianie/Lechici przed przyjęciem chrześcijaństwa, posługiwali się swym własnym pismem - runicznym - podobnie zresztą jak i własnym kalendarzem słonecznym - które to zostało zniszczone zaraz po chrystianizacji, przy pomocy biskupów i innych dostojników Kościoła). 

Słowianie/Lechici założyli też szereg dzisiejszych miast w Europie (w Niemczech praktycznie każde miasto ma swój słowiański rodowód), z których przynajmniej cześć, zachowała swe pierwotne - słowiańskie brzmienie, np.: francuskie miasto Brest, czy włoskie Brescia wzięło się od Brześcia, Drezno, Lipsk, Kolonia/Kolin, Lubeka (są to pierwotne nazwy słowiańskie tych miast). Ale są też miasta dziś wyrażenie już zniemczone, które jednak posiadają pierwotne słowiańskie korzenie. Należą do nich: "Berlin - Bralin, Hamburg - Bogbór, Monachium - Mnichów, Magdeburg - Dziewiń, Wolfsburg - Wilków, Regensburg - Rzeźno, Erfurt - Jarobrud, Cottbus - Chociebuż, Fuerth - Bród, Chemnitz - Kamienica Saska i wiele innych. Wszystkie te wymienione (i te, których nie wymieniałem, gdyż nie ma sensu czytać litanii dawnych lechickich miast, dziś już całkowicie, lub prawie całkowicie zniemczonych), miasta, zostały założone przez potężnych Słowian, które to (jak pisał w swej Kronice Godzisław Baszko): "podlegają Lechitom". A Lechici/Lechowie,/Laszki - to ... Polacy. Jeszcze dziś w Rosji czy na Ukrainie, nazywa się Polaków - Lachami. 




Nie o tym jednak pragnę dziś pisać. Moim celem jest dokończenie wydarzeń, jakie zaszły w samej Wielkiej Lechii, po samobójczej śmierci księżniczki Wandy (740 r.), ostatniej przedstawicieli dynastii Kraków (założonej w roku 694, przez ojca Wandy - Kraka I). 



HISTORIA LECHITÓW
(PRZED ROKIEM 966)


RZĄDY MOŻNYCH - (BEZKRÓLEWIE)
740 - 760




Gdy już odnaleziono ciało biednej Wandy, która nie chcąc wychodzić za mąż, wolała poświęcić swe życie, i dokonano uroczystości pogrzebowych władczyni (sypiąc jej wielki kopiec, który stanął nieopodal kopca Kraka - jej ojca), powstał problem następstwa tronu. Ponad czterdziestoletnie rządy przedstawicieli tej dynastii, spośród których największą sławą i dobrą pamięcią, cieszył się Krak I, właśnie się skończyły. Co prawda wciąż żyła, jedna z trzech córek Kraka - Libusza, która władała "Krajem Bogów" - czyli Bohemian (dzisiejszych Czechów), jako małżonka tamtejszego wojewody (władcy) - Przemysława (który to właśnie dzięki niej został władcą, co świadczy o tym, jak dominującą pozycję mieli Lechici w ramach słowiańskiej Wielkiej Lechii), ale kolejne rządy kobiety, nie były w smak wojewodom lokalnych dzielnic/plemion Wielkiej Lechii. Co prawda Libusza była z usposobienia podobna do swej zmarłej siostry Wandy - tak jak i ona doskonale jeździła konno i strzelała z łuku niczym najprawdziwsza amazonka, ale jednak ... nie była mężczyzną, a większość wojewodów pragnęła męskiego władcy. Nie było jednak zdecydowanego kandydata, a każdy z wojewodów, sam pragnął stać się kolejnym władcą Lechitów. 

Tymczasem Libusza też musiała stawić czoła rodzinnym problemom. Po śmierci męża, kolejnym wojewodą/władcą Czech, został jej trzeci syn (dwaj starsi zmarli jeszcze w wieku chłopięcym), o imieniu Nimisław. Jego rządy nie należały do udanych, a dodatkowo Nimisław okazał się gnuśnym okrutnikiem. Libusza doczekała jego śmierci i nastania rządów kolejnego - czwartego jej syna - Mnata. Z tym było jeszcze więcej problemów niż z poprzednim, gdyż Mnat w ogóle nie zajmował się sprawami kraju, poświęcając czas na rozrywki stołu, łoża i ... mając upodobanie do spraw niewieścich (jakkolwiek by to tłumaczyć). Libusza zmarła właśnie za rządów Mnata - tak skończyły się wszelkie dywagacje, na temat objęcia tronu Lechii, przez Libuszę i jej potomków. Postanowiono więc ponownie wprowadzić władzę 12 wojewodów największych plemion Wielkiej Lechii (ponownie, gdyż wcześniej miało to miejsce przed panowaniem Kraka w latach 659 - 694, trwały rządy 12 wojewodów, a wcześniej przez siedem lat 652 - 659 zupełne bezkrólewie, po śmierci księcia Lechii - Wisława III, panującego w latach 613 - 652. Jeszcze powrócę do tego tematu i opiszę ów okres, przed panowaniem Kraka I).



W czasach panowania w Wielkiej Lechii - 12 wojewodów, istniało już bardzo silne celtycko-frankońsko-germańskie królestwo Franków (mała uwaga - określenie "Germanie" ... też nie oznacza Niemców, jest to po prostu nazwa, powstała z połączenia dwóch słowiańskich słów: Ger (góra) i Man (Mąż), innymi słowy oznacza ona Męża z Gór. Tą właśnie nazwą Rzymianie określali ludy, mieszkające "za górami", a to oznacza że słowo Germanin, nie oznacza wcale Niemca, lecz ... Słowianina. Powiem więcej, Niemcy, jako jeden z niewielu ludów europejskich, nie ma swojej stałej nazwy, a to oznacza że w różnych językach, różnie są określani: Germany, Deutschland, Allemagne, Tedesco, Tyskland. Świadczy to również o niehistoryczności takiego narodu jak Niemcy a najlepiej ujęli to Francuzi, określając Niemców - Allemagne. Co bowiem oznacza to słowo? Po germańsku "Ale" - to wszyscy i wywodzi się ono od słowiańskiego "Cały" (bez "C"). "Man" zaś, to zniekształcone słowiańskie słowo - Mąż. Zatem Allemagne to "Wszyscy Ludzie" czyli? No właśnie, czyli co? Czyli mieszańcy Słowian, Celtów, Galów i Germanów).

Dodatkowo trwała nieprzerwana akcja migracyjna z północy, na ziemie słowiańskich Sasów (poza tym wpływy frankońskie też były tam silne), co powodowało stopniowe (lecz bardzo silne), germanizowanie tych terenów (a to oznacza zastępowanie języka słowiańsko-lechickiego, który był podobny do dzisiejszego polskiego, językiem skandynawsko-frankońskim, z którego narodzi się potem język niemiecki). 12 wojewodów Wielkiej Lechii przez pierwszych kilkanaście lat, rządziło w zgodzie i spokoju. W 751 r. pełnię władzy przejmuje w państwie Franków, niejaki Pepin zwany Krótkim (syn zwycięzcy Arabów spod Poitiers w 732 r. - Karola Martela/Młota), obalając ostatniego przedstawiciela dynastii Merowingów - Childeryka III. W 754 r. samowolne ogłoszenie się królem, oficjalnie usankcjonował papież Stefan II, koronując Pepina w katedrze Saint-Denis w Paryżu. To właśnie Pepin odnowił ideę szczególnego bożego posłannictwa, które jakoby miało spoczywać na Frankach, których to miał rzekomo wybrać sam Bóg, by głosili słowo boże wśród niewiernych. Odtąd też co jakiś czas podejmowali Frankowie "ewangelizacyjne" (które były najzwyklejszymi wyprawami rabunkowymi), najazdy na plemiona Wielkiej Lechii, z czym już 12 wojewodów poradzić sobie nie potrafiło. Postanowiono więc ponownie powrócić do książęcego jedynowładztwa. 






CDN.
  

DLACZEGO PRZEŻYŁEM ...? Cz. II

... ORAZ JAK WYGLĄDA LUDZKA DUSZA





Na temat duszy i momentu wychodzenia przez nią z ciał, napisano już bardzo wiele książek, artykułów, wygłoszono szereg rozmów i prelekcji, gdzie informowano przede wszystkim o samym aspekcie umierania i opuszczania ciała przez duszę. O samej duszy pisano już mniej, z reguły koncentrując się na tym iż jest ona "niezwykle plastyczna i pozbawiona ludzkich zmysłów", ale mogąca słyszeć ludzkie myśli i obserwować ludzkie zachowania. O tym że "przypomina dym papierosowy, lub mgłę", że może znajdować się w kilku miejscach jednocześnie i obserwować co się tam dzieje. Ogólne założenia są takie - dusza to energia, energia to elektrony i protony, które ... istnieją poza czasem i nie podlegają jego kontroli. Energii zniszczyć nie sposób, można co najwyżej ją "przebudować", ale wciąż nie znajdujemy jasnej informacji - jaki naprawdę kształt ma dusza? Jak wygląda i czym jest?

W poprzednim moich postach, pisałem już, że po śmierci człowieka, gdy trafia on do tego Innego Świata, gdzie spotyka swojego Przewodnika, zmarłych członków rodziny, przyjaciół i innych znajomych (których zmarły pragnie ujrzeć - co jest niezwykle ważne), wszędzie tam dusze zmarłych ludzi, wyglądają tak samo, jak ich niedawno zmarły zapamiętał, gdy żył. Emanują dodatkowo poszczególnymi barwami (chociaż podczas samego powitania wydaje się że te barwy są bardzo stłumione, aby nie rozpraszały zmarłego, który ponownie spotyka swoich bliskich). Czyli po śmierci ludzka dusza (i nie tylko ludzka), przyjmuje taki kształt, jaki pragnie w niej ujrzeć osoba, która dopiero co zmarła, lub ta, która tam przebywa i w swej pamięci ma właśnie taki obraz zmarłej, bliskiej osoby. Oczywiście dusze mogą przyjmować dowolny kształt i często tak robią (np. dla zabawy - o czym też już pisałem w temacie "Umieramy i co dalej"), jednak dla tej jednej, określonej duszy, bliskiej osoby - zawsze będzie ona posiadała wygląd taki, jaki ta pragnie w niej ujrzeć. 


JAK NAPRAWDĘ WYGLĄDA CZŁOWIEK




Ale ... jak naprawdę wygląda ludzka dusza, jak naprawdę wygląda człowiek? Bardzo ciekawe spostrzeżenia, ma w tym temacie psycholog Krzysztof Tarasiewicz, któremu (w jednej z jego wizji), ukazała się ludzka dusza w jej naturalnym kształcie, czyli takim jaki ma realnie z chwilą "narodzin duszy" (które również opisałem w temacie: "Umieramy i co dalej"). Krzysztof Tarasiewicz opowiadał, że dusza ma kształt ... kuli, a owa kula - "przyszła do niego", po to by "się pokazać", a raczej (tak jak on to tłumaczył) po to by "ukazać mu swój majestat i dumę", czyli innymi słowy - by się pochwalić jak naprawdę wygląda. Tarasiewicz miał wówczas wrażenie, że obserwuje zarówno coś niezwykle pięknego, jak i ... władczego, które jest zdolne uczynić wszystko, co tylko sobie zażyczy, które jest całkowicie wolne i całkowicie bezpieczne, któremu nic nie zagraża, gdyż wszystko co mogłoby temu służyć, jest samoistnie tworzone przez ową kulę/duszę ludzką. Czegóż może ona się obawiać, skoro wszelkie dzieła, są wytworami jej działań? 

Krzysztof Tarasiewicz następnie opisał wygląd owej kuli, która posiadała niewidoczną powłokę zewnętrzną (niewidoczną dla niego). W samym centrum kuli, było źródło światła - "bardzo jasne, ale mleczne" - jak stwierdził Tarasiewicz. Z owego centrum, czyli źródła światła, wychodziły promienie, które na swych końcach posiadały tysiące malutkich niteczek, które kończyły się na samej (niewidzialnej) kulistej powłoce. Tarasiewicz następnie opowiada, że na połączeniach styków niteczek z powłoka, od czasu do czasu były: "takie krótsze, dłuższe jakby blaszki srebrne". Kula dodatkowo obracała się (wraz z owymi promieniami i niteczkami), w jedną stronę, zaś powłoka wokół kuli - w drugą. Wygląd ogólny całej kuli był (według Tarasiewicza), niezwykle piękny. Gdy tak przyglądał się jej przez pewien czas w swej wizji, nagle otrzymał niespodziewaną wiadomość "znikąd" - "TO JEST CZŁOWIEK". Dalszy komentarz wydaje się zbędny.







 

czwartek, 25 lutego 2016

DLACZEGO PRZEŻYŁEM ...? Cz. I

... ORAZ JAK WYGLĄDA LUDZKA DUSZA





"BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY NIE WIDZIELI A UWIERZYLI" 


EWANGELIA wg. Św. JANA (19-31)





Tytuł tego posta jest pewnego rodzaju małą prowokacją z mojej strony, gdyż już na wstępie pragnę wyjaśnić, iż nie mam zamiaru nikogo do niczego przekonywać. Każdy z Nas ma swój własny światopogląd, na sprawy wiary lub niewiary i jeśli pragnie się go trzymać - to dla mnie nie ma tematu. Uważam że jakiekolwiek próby przekonania drugiej osoby, do tego co ty piszesz, lub co ty przeżyłeś - są trochę takimi powieściami legendarnymi, nie można ich zweryfikować, trzeba je jedynie przyjąć lub odrzucić. Jeśli zaś je przyjmiemy - to tylko na zasadzie wiary, gdyż my sami nie doświadczyliśmy tych przeżyć, o których pisze dana osoba - musimy więc w nie uwierzyć, lub je odrzucić. Jeśli uwierzymy - stanie się to pewnego rodzaju kanonem (religijnym, naukowym bądź społecznym). Ale z drugiej strony, gdyby nikt w nic nie wierzył, nie ukształtowałyby się społeczeństwa, każdy robiłby tylko to, co jemu wygodne, a to w konsekwencji oznacza przyzwolenie na gwałt, rabunek i morderstwo, gdyż w sytuacji rozkładu jednostki społecznej, powstaje prawo silniejszego. Kto jest silniejszy od innych (lub kto zmobilizuje większą grupę) - ten rządzi. Wiara nie jest więc tak do końca zła, ważne tylko by wierząc w coś, nie tracić zdrowego rozsądku




Chciałbym teraz opowiedzieć o pewnym wydarzeniu, które mnie spotkało kilka lat temu (dokładnie w 2007 roku). Mianowicie, przejeżdżając przez skrzyżowanie, w pewnym momencie zauważyłem że z drogi podporządkowanej, jedzie we mnie samochód. Nie zdążyłem już wykonać żadnego manewru gdy poczułem silne uderzenie w lewy bok. Potem okazało się że kierująca tym pojazdem niewiasta, nie zauważyła znaku i uznała że to ona ma pierwszeństwo. W każdym razie porządnie grzmotnęła w mój samochód (jak również i częściowo we mnie). Poczułem bardzo silny ból w lewym boku i pamiętam że nie mogłem się ruszyć. Jakiś czas leżałem w aucie, póki nie zgromadził się tłum ludzi, próbujących mnie z niego wyciągnąć. Pamiętam jak niektórzy z nich mówili że to już koniec, że ja umieram, że to tylko kwestia czasu. A ja nie straciłem nawet przytomności, wszystko słyszałem, lecz w pewnym momencie słuchając ich ... zacząłem im wierzyć. Bok bardzo mnie bolał, zastanawiałem się już kiedy wreszcie umrę, kiedy pojawi się ów świetlisty tunel, prowadzący do innego, lepszego życia - ale nie było nic. Nie straciłem nawet przytomności, więc pewnie dlatego. Przytomny pozostałem do czasu przyjazdu karetki pogotowia.

Zastanawiam się dzisiaj dlaczego wówczas przeżyłem, gdyż uderzenie którego doświadczyłem, było centralnie nakierowane na mnie. Jedyną uciążliwością spowodowaną wypadkiem, była ponowna nauka chodzenia (przez prawie pół roku). Najpierw na specjalnym "balkoniku", potem o laskach, w końcu już samodzielnie zacząłem stawiać pierwsze kroki, aż do dzisiaj, gdy chód czy biegi (nawet na dłuższym dystansie), znów nie stanowią dla mnie żadnego wyzwania. Jedyną pamiątką, jaka do dziś mi pozostała po wypadku, jest małe wgłębienie kości, biegnące od biodra do pośladków. Ale nie to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Najważniejszym w tym wszystkim jest pytanie - dlaczego akurat mnie to spotkało? I tutaj muszę się cofnąć o kolejne 13 miesięcy, do śmiertelnego wypadku, jakiego na moich oczach doznał mój ojciec, zgnieciony przez dwa autobusy. Po jego śmierci długo nie mogłem do siebie dojść (pamiętam że znałem wówczas rodzeństwo Świadków Jehowy, które próbowało - na swój sposób - mnie pocieszać po tym wypadku). Zastanawiałem się i pytałem Boga - "dlaczego to nie ja wtedy zginąłem"? i naprawdę pragnąłem wówczas zamienić się z moim ojcem miejscami. Przez cały miesiąc trwał stan mojej kompletnej depresji i zniechęcenia. Wówczas nie rozumiałem dlaczego to nie mnie spotkała tamta śmierć.

A potem te myśli uleciały. Uleciały, gdy ... myśli w mojej głowie zaczynały się porządkować. Na początku przypomniał mi się (jeden i ten sam przez kilka miesięcy), sen, jaki miałem w wieku ok. 4 lat. Tamte, dramatyczne wydarzenia, ukazane we śnie niczym w horrorze - zaczęły się również nagle porządkować. Zrozumiałem że sen nie był jakimś wybiórczym koszmarem, spowodowanym nocnym opowiadaniem bajek, telewizji czy własnych mrocznych myśli - był prawdziwą relacją z poprzedniego życia, gdy jako młody chłopak uciekłem z domu przed atakującymi wieś żołnierzami (byłem synem chłopa). Ci jednak mnie dopadli i zabili (we śnie 4-latka zostali przedstawieni jako czarownice). Wiem, że wówczas to ja opuściłem swoich rodziców, uciekłem i zginąłem w młodym wieku - teraz (w tym życiu), relacje się odwróciły - zginął mój ojciec a ja przeżyłem.

Ów sen, nie był ostatnim, który zaczął rozjaśniać mój umysł po śmierci taty. Wkrótce (chyba już po pogrzebie), przypomniałem sobie bardzo podobny sen, jaki miałem będąc dzieckiem (nie wiem ile wtedy miałem lat - może 5, 6, 7). Przyśniła mi się wówczas biała postać, która powiedziała: "Gdy skończysz 25 rok życia, zginie twój ojciec". Sześć dni po moich 25 urodzinach - tak się właśnie stało.

Potem inne rzeczy zaczęły się porządkować i tak ze stanu depresji, żalu i obaw - przeszedłem w stan spokoju i radości. Radości, gdyż wiem że śmierć nic nie znaczy, jest tylko końcem jednego rozdziału w grubej Księdze Życia. My po śmierci nadal pamiętamy wszystko z naszego życia, lecz jednocześnie oblewa nas (niczym kojący balsam), uczucie całkowitej błogości, ciepła, szczęścia i wszechogarniającej Miłości. Można więc z całą pewnością stwierdzić (o czym pisałem też wielokrotnie) - śmierć nie istnieje, jest tylko pewnym dodatkiem, które pozwala nam wreszcie zakończyć jakiś rozdział życia, by móc przejść do drugiego. Wcześniej jednak odczuwany ową bliskość z której powstaliśmy - bliskość Boga.

I tutaj dochodzę do jeszcze jednej tajemnicy, o której ludzie albo nie wiedzą, labo boją się ją zaakceptować. My jesteśmy częścią Boga, jesteśmy więc kreacjonistami - potrafimy siłą naszych myśli, kształtować naszą rzeczywistość. Ale jest jedna podstawowa zasada - nie ma wartościowania. Jeśli więc słyszę ludzi, którzy modląc się codziennie, proszą Boga by oddalił od nich wszelkie choroby, nieszczęścia, wszystkie te niemiłe i smutne zmory dnia codziennego - przerażam się. Chciałbym wówczas wykrzyknąć - "Ludzie, nie wiecie co czynicie wypowiadając takie durne słowa czy myśli". Zauważyłem bowiem że nasz Umysł nie wartościuje naszych życzeń - nie dzieli je od razu na dobre i złe, na korzystne dla nas i niekorzystne, na lepsze czy gorsze - on je po prostu spełnia takimi jakie są. Więc, jeśli ktokolwiek jest tak nierozważny, by pragnąc uchronić się od nieszczęść wciąż o nich mówi lub (co gorsza) myśli - nie powinien mieć do nikogo pretensji że to właśnie (czego pragnie), będzie go nawiedzać.

Umysł nie wartościuje, myślę że podobnie jak Bóg. A dzieje się tak z jednego powodu - My mamy Wolną Wolę i możliwość wyboru dróg naszego życia. Jeśli wybierzemy niewłaściwie to ... w zasadzie nic się nie stanie, nawet jeśli umrzemy z głodu, lub będziemy widzieć konanie innych w taki sposób. Po naszej śmierci (i dłuższej chwili na uspokojenie oraz "dojście do siebie"), będziemy się wszyscy szczerze zaśmiewać z tych wydarzeń wraz z Naszą Grupą Duchową czy Naszymi Przewodnikami. Musimy bowiem pamiętać że dobro i zło istnieją tu, w tym Wszechświecie, po to - by można było wciąż doświadczać, dlatego nie ma wartościowania, gdyż to co za życia uważamy za złe dla nas lub mogące sprawić nam ból i krzywdę - po śmierci przybierze inny wymiar. Ważne jak potrafimy się zachować w starciu z tymi czynnikami ile dobra wniesiemy do tego naszego (pełnego wykluczających się przeciwieństw - w tym dobra i zła), życia.


Jeśli więc pragniemy uchronić się od nieszczęść - myślmy pozytywnie. Bóg dał nam wybór i choć nie każdy wie, jak ma z niego korzystać, to jednak powinien uświadomić sobie, że z punktu widzenia "bezcielesności" (czyli np. Nas samych, po śmierci fizycznego ciała), pojęcia "dobra" i "zła" (choć wciąż jeszcze istnieją), zacierają swe granice. Sądzę też, że z punktu widzenia naszych Przewodników Duchowych, lub Założycieli/Starszych (o których kiedyś już pisałem), te kwestia się zupełnie wzajemnie zacierają. Jedyne co pozostaje to ... nasze doświadczenie i wybór jakiego dokonaliśmy. Jeśli jest on podyktowany czym innym niż bezgraniczną Miłością bliźniego, nasz droga do Domu musi jeszcze trochę potrwać. Tak niestety nasz Stwórca (którego wszyscy jesteśmy częścią), to wszystko sobie wykoncypował - gra i zabawa zwana Wszechświatem, na której panuje "piekło" i która jest jedyną drogą powrotu do "Nieba" na stałe.



PS: W KOLEJNEJ CZĘŚCI OPISZĘ JAK NAPRAWDĘ WYGLĄDA LUDZKA DUSZA



CDN.

środa, 24 lutego 2016

CZY NIEMCY (W PRZYSZŁOŚCI) ZAATAKUJĄ POLSKĘ?

O PRZYSZŁEJ WOJNIE 

POLSKO-NIEMIECKIEJ 




Obecne czasy są niezwykle dynamiczne i płynne. Wydarzenia, które poznajemy rano, najczęściej wieczorem są już bezwartościowe lub przykrywane kolejnymi informacjami. Zbliżamy się do wielkiego przełomu, którym niestety będzie ... III Wojna Światowa. Poprzedzać nią mogą ataki terrorystyczne, bunty i rewolucje, oraz epidemie o jakich nie mamy nawet pojęcia (już teraz na Ukrainie grasuje bardzo niebezpieczny wirus zika i świńskiej grypy, a to dopiero początek). Zauważyłem, że obecnie większość jasnowidzów (oraz ludzi, którzy oficjalnie za takich się nie uważają, lecz posiadają dar przepowiadania przyszłych wydarzeń), potwierdza jeden zdecydowany przekaz - III Wojna Światowa, doprowadzi do ... niemieckiego ataku na Polskę.

Aby zrozumieć owe przekazy, należy uświadomić sobie, w jakiej pozycji była III Rzeczpospolita Polska po 1989 r. Upadek komuny i "transformacja ustrojowa" (czyli przekształcenie PRL-u w PRL-bis, państwo z komunistyczną nomenklaturą u władzy, do której dokooptowano "rozsądnych i konstruktywnych" opozycjonistów z dawnej "Solidarności", oraz w którym przeprowadzono zamianę gospodarki, która pozwoliła ludziom dawnej władzy i służb specjalnych - zbić ogromne fortuny, m.in.: na wyprzedaży polskiego majątku narodowego zagranicznym koncernom, za przysłowiową "złotówkę"), były jedynie jednym z elementów utrzymania się u władzy, dotychczasowej, komunistycznej  nomenklatury, która widząc upadek systemu komunistycznego, postanowiła zmienić się teraz w kapitalistów.

Plan Balcerowicza, polegający na "schładzaniu gospodarki" (gdzie rozbudzony polski żywioł inwestycyjny, tylko czekał na możliwość zdecydowanej ekspansji, najpierw na polskim rynku, a potem do ekspansji w Europie, o czym dobitnie świadczą słowa, wypowiedziane przez Jeffreya Sachsa (głównego autora Planu Balcerowicza), goszczącego w Polsce pod koniec 1988 r. który miał publicznie przyznać: "Gdyby Polakom pozwolić samodzielnie sterować gospodarką, to w krótkim czasie stali by się dla nas (Europejczyków z Zachodu), poważną konkurencją, taką jaką po II Wojnie Światowej stała się Japonia". Potem dodał też że osobiście uważa, że Polacy jednak, dzięki swej przedsiębiorczości i chęci pracy - bardzo szybko prześcignęli by Japończyków, jako głównych konkurentów Zachodu. Dlatego też należało wprowadzić plan, który w krótkim czasie spowoduje upadek tych śmiałych prób (rozbudzonego wolnością gospodarczą entuzjazmu Polaków) i doprowadzi nie tylko do "schłodzenia gospodarki" (i nastrojów), lecz także do ... przejęcie przez zachodnie koncerny, polskich firm, stoczni, kopalni i innych zakładów, które mogłyby w przyszłości konkurować z firmami zachodnimi.

Kiedyś (jeszcze na studiach), pisałem artykuły, na temat konfliktu niemiecko-francuskiego, spowodowanego chęcią zdominowania polskiego rynku, przez jedno z tych państw. Zwycięsko (w połowie lat 90-tych), wyszli z tej konkurencji Niemcy (Francuzi odpuścili, po prostu "oddali" Polskę pod gospodarczy a co za tym idzie polityczny nadzór Berlina). Tak więc od połowy lat 90-tych, przez dwadzieścia lat, znajdowaliśmy się pod realną gospodarczą okupacją Niemiec, które to stosowały u nas praktyki, rodem z kraju kolonialnego. Np. wyszukiwano na uczelniach, tych studentów, co do których miano nadzieję "urobienia ich" na odpowiednią modłę i ofiarowywano im staże, praktyki, wypłacano pieniądze (np. za odpowiednio dobrane artykuły, choć oczywiście nie tylko), przyznawano oficjalne nagrody i inne granty. Wszystko po to, by ... wytworzyć sobie w skolonizowanym kraju, odpowiednią elitę, która będzie myślała w taki sposób, w jaki życzyć sobie będą ich mocodawcy znad Szprewy. 

I to się przez bardzo długi okres udawało. Pewną krótkotrwałą zmianą tego stanu rzeczy, były rządy Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005 - 2007. Nieśmiałe (i niestety nieudolne), próby odbudowania pozycji Polski w Unii Europejskiej, jako silnego kraju, o zdrowej gospodarce, nie było możliwe, nie tylko dlatego, że zachodnie media wciąż straszyły: "Polską antysemicką, homofobiczną i ksenofobiczną", lecz również dlatego, że praktycznie cały ówczesny front medialnego przekazu, był albo w rękach ludzi z dawnej pokomunistycznej nomenklatury (TVN, Polsat), wspartych przez szereg dziennikarzy, gotowych walczyć czynnie z "pisowskim zawłaszczaniem państwa", albo też w rękach kapitału zagranicznego (w przeważającej ilości niemieckiego), ulokowanego głównie na zachodzie kraju. Taki stan rzeczy nie wróżył dobrze rządowi, który mimo wielu wpadek i nieudolności, dążył jednak w sposób zdecydowany, do ograniczenia niemieckich i rosyjskich wpływów nad Wisłą.

Wiele też określeń i wypowiedzi Lecha i Jarosława Kaczyńskich, było publicznie wyśmiewane, wykpiwane i określane mianem zaściankowości i ciemnogrodu - itd. itp. Każde, nawet odpowiadające rzeczywistości zdanie, było od razu wyciągane z kontekstu i albo atakowane w całości, albo też wyśmiewane w formie wyjętych z całości zdań. A przecież wypowiedzi Kaczyńskich były trafne (można by było powiedzieć, że niezwykle trafne, choć ja osobiście nie należę do zwolenników Jarosława Kaczyńskiego), jak choćby to stwierdzenie (napisane w kilka lat po utracie władzy), przez Jarosława Kaczyńskiego: "Od Polski Merkel chce przede wszystkim może miękkiego, ale jednak podporządkowania (...) Merkel reprezentuje to pokolenie polityków niemieckich, które chce odbudować mocarstwowość Niemiec. Elementem tego jest strategiczna oś z Moskwą, a w tym nie może przeszkadzać Polska, czyli nasz kraj musi być w jakiś sposób podporządkowany". 

Bez wątpienia polityka Niemiec, a szczególnie Angeli Merkel w ostatnich latach, prowadziła do wytworzenia swoistej Eur-Azji, czyli wciągnięcia Rosji do Europy (Niemcy liczyli na możliwość inwestycji na wielkim rynku rosyjskim), na zasadach partnerskich. Zachód i Wschód, znów miały się połączyć, bez względu na wszystko. Tym "wszystkim" były kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które nie pałały taką miłością w stronę Rosji, jak przywódcy Zachodu i Unia Europejska. Dlatego też należało podporządkować sobie ową Mitteleuropę, co uczyniono poprzez podporządkowanie sobie Polski, największego kraju tego regionu. W 2007 r. (przy wybitnym, choć ukrytym wsparciu kapitału i niemieckich polityków, również na forum unijnym - kiedyś jeszcze do tego wrócę), władzę w Polsce przejęła Platforma Obywatelska, partia wyraźnie proniemiecka. Podporządkowanie Polski, było konieczne do przeprowadzenia procesu integracji Zachodu i Wschodu, czyli wdrożenia (m.in.) duginowskiej koncepcji eurazjatycyzmu. 

Polska przestała stwarzać problemy, dawała się łatwo omiatać uśmiechami i zapewnieniami o współpracy, najlepszych w historii stosunkach pomiędzy naszymi dwoma krajami i o niezwykłej pozycji Polski w Europie. To, że Polska była wówczas jedynie marionetką niemieckich władz (ze szczególnym uwzględnieniem Angeli Merkel), dało się zauważyć dobitnie, dopiero do zwycięskich przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach w październiku 2015 r. Takiej furii i takiego ataku na Polskę (głównie niemieckich mediów, będących na usługach niemieckich władz, oraz niemieckich polityków, którzy piastowali również najróżniejsze kluczowe funkcje w strukturach Unii Europejskiej), nie było nawet w latach 2005 - 2007. A dlaczego? A dlatego, że budowana z takim mozołem, przez te wszystkie lata, konstrukcja polskiej podległości niemieckiemu centrum, nagle zaczęła się rozsypywać. 

W niemieckich mediach nie było dnia, od przedstawienie nowego (demokratycznie wybranego rządu), w jak najgorszych barwach, a straszono głównie wyświechtanymi hasłami: polskiego nacjonalizmu, ksenofobii, homofobii, islamofobii, antysemityzmu etc. etc. Od czasu do czasu pojawiały się jednak dość konkretne zarzuty, typu: nacjonalizacji mediów w Polsce (w ogromnej większości aż 90 procent - który szanujący się kraj w Europie, pozwoliłby zagranicznemu kapitałowi na takie zdominowanie swojego rynku medialnego? Tylko kraj kolonialny, a takim niestety po 1989 r. była postkomunistyczna Polska), oraz niechęci do przyjmowania zaproszonych przez Merkel imigrantów. 




Obawiam się też, że kontrola niemieckich służb specjalnych w naszym kraju była znacznie szersza, niż nam się to wydaje. Być może (taką teorię wysuwa psycholog i terapeuta, mający jednocześnie dar jasnowidzenia - Krzysztof Tarasiewicz), to właśnie Niemcy stały za śmiercią prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 innych osób pod Smoleńskiem - 10 kwietnia 2010 r. Być może zarówno Niemcy jak i Rosjanie współpracowali w tej kwestii (aby pozbyć się "polskiego kłopotu" i doprowadzić do realizacji planu eurazjatycyzmu "od Władywostoku po Atlantyk"). Sądzę też (i potwierdza te moje przypuszczenia, szereg najróżniejszych jasnowidzów), że wcześniej czy później dojdzie do niemieckiego ataku militarnego na Polskę (większość przekazów, w tym jeden, który już wcześniej prezentowałem na tym blogu - mówi że stanie się to w podczas trwania III Wojny Światowej). A jak on ma przebiegać?


Niejaki Marian Węcławek, zwany również "śpiącym prorokiem z Leszna", opowiadał, że podczas swych wizji, ukazał mu się dokładny plan owego ataku. Najpierw dojdzie do wybuchu III Wojny Światowej i jak twierdził Węcławek: 


"Na krótko przed trzecią wojną światową, w Rzymie wybuchnie rewolucja, która rozpocznie się w Watykanie, gdyż od roku 1991 i w latach następnych religia rzymskokatolicka zacznie podupadać. Wielu zakonników w Watykanie zostanie zamordowanych, a papież będzie uciekał z Rzymu. Przyszły Watykan to Częstochowa. Gdybym się mylił, to będzie to Madryt. Częstochowa ma jednak przewagę. Doczekamy też tego, że papieżem będzie Murzyn 
(...) 
 Trzecia wojna światowa rozpocznie się w najmniej spodziewanym momencie, kiedy wszyscy będą mówić o pokoju i pojednaniu, lecz będą to tylko nieszczere oświadczenia dyplomatów. Najpierw Chiny w imię wyższości żółtej rasy ruszą na Rosję, aby wydrzeć jej zauralskie terytoria. Do Chińczyków dołączą Turcy i wejdą do Europy, opanowując część kontynentu. Wnet jednak najeźdźcy wycofają się. Niemcy, widząc słabość Rosji, ruszą na Wschód, będą chcieli zająć Polskę i dojdą do Wałbrzycha. Nie będą jednak niszczyć słowiańskich terenów, licząc na ich włączenie do swego państwa. W czasie wojny zostanie użyta broń jądrowa. Jest mi wiadomo tylko o dwóch bombach. Jedna wybuchnie w rejonie Mont Blanc przeciwko agresorowi, który dojdzie aż do Hiszpanii. Rosjanie wracać będą w takim chaosie i rozprężeniu, że nie będą wiedzieć, kto jest ich wrogiem, a kto przyjacielem"


Tutaj na moment pragnę się zatrzymać. Wizja o III Wojnie Światowej i uciekających w popłochu wojskach rosyjskich (które początkowo zajmą spore tereny w Europie), powtarzają się w wielu wizjach jasnowidzów, których wymieniałem we wcześniejszych postach. Podobnie rzecz się ma z niemieckim atakiem na Polskę i próbą opanowania naszego kraju (psycholog Krzysztof Tarasiewicz - nie lubi gdy określa się go jasnowidzem, twierdzi wręcz że, po początkowych sukcesach - być może Niemcy dojdą i zajmą Poznań (inna jasnowidząca, twierdziła wręcz że widzi płonący Poznań) - Natomiast pewnym jest że Niemcy tę wojnę przegrają, Tarasiewicz mówi wręcz, że: "Weszli, a spieprzali szybciej niż weszli").




Według Węcławka zaś, na Polskę nie spadnie żadna bomba jądrowa (co np. stanie się w Niemczech i Rosji), ale przez długi czas będzie istniało takie zagrożenie, co m.in. spowoduje ewakuację mieszkańców Dolnego Śląska. Szczecin ma zostać zniszczony połowicznie, podobnie jak Wrocław, i Poznań, najbardziej zaś mają ucierpieć Kłodzko, Złoty Stok, Kalisz i Wałbrzych. Potem ... nastąpi potop, o którym także pisałem w odniesieniu m.in. do przepowiedni księdza Klimuszko. Węcławek mówi: "Wskutek topnienia lodów na biegunach i podniesienia się poziomu wód w oceanach, zalane zostaną niektóre rejony świata. W Polsce zalane zostaną: Gdynia, Gdańsk i inne porty morskie (...) Rządy w Polsce nie ustabilizują się do trzeciej wojny światowej. Będą częste zmiany, ale nie spodziewajmy się radykalnej poprawy rządzenia.

Po zakończeniu III Wojny Światowej wiele się zmieni między ludźmi, zniknie na pewien czas wzajemna wrogość pomiędzy narodami, a Polska ... stanie się nowym europejskim mocarstwem ("najpotężniejszym państwem w Europie"). Nasze wschodnie granice, będą sięgały za Kijów, Odessę i Czerkasy, natomiast granica zachodnia utrzyma się na linii Odry i Nysy Łużyckiej, choć teraz to Niemcy staną się krajem zależnym od Warszawy, zostaną też rozbite na szereg mniejszych państewek. Polska (jako jedno z powojennych mocarstw), będzie ustalać powojenny podział świata na strefy wpływów. Powstanie też szereg mniejszych po-rosyjskich państewek (Rosja, jako państwo przestanie istnieć), które ... będą się ubiegały o włączenie ich w skład polskiego imperium. 




Dalej Węcławek mówi, że kto z Polaków nie wróci na czas (przed wybuchem III Wojny), do Polski, ten na obczyźnie zginie. Najwięcej Polaków ma zginąć w Niemczech (i to zarówno od wybuchów broni jądrowej, jak i od mordów, popełnianych przez samych Niemców). W Ameryce wybuchnie epidemia wielkiego głodu, i Polacy stamtąd będą pośpiesznie uciekali do kraju. Stany Zjednoczone zapewne przegrają wojnę z Chinami o dominację na świecie, ale uda im się zachować własną niepodległość (choć staną się bardzo biednym i wyludnionym krajem). 

Zmieni się też przyszłe godło Polski. Po lewej stronie ma być litewska Pogoń, po prawej ukraiński Tryzub, na środku zaś w koronie ogromny biały orzeł z rozpostartymi skrzydłami. 




Podobne przepowiednie znajdowałem nie tylko wśród ogromnej liczby jasnowidzów, ale też i wśród ... amerykańskich analityków geopolitycznych, którzy przecież nie mieli zdolności jasnowidzących. Co przyniesie przyszłość? Nie wiadomo, ale radziłbym już dzisiaj przygotowywać się na przyszłą III Wojnę Światową (m.in. ucząc się strzelać na strzelnicach i gromadząc zapasy), gdyż aby dotrwać do nowego "Złotego Wieku Polski", należy przetrwać czas wojennej pożogi (zresztą, Polska ma być najmniej doświadczonym krajem ze wszystkich, które wezmą udział w tym światowym konflikcie).



A OTO FRAGMENT PRZEPOWIEDNI 
KRZYSZTOFA TARASIEWICZA 
O NIEMIECKIM ATAKU NA POLSKĘ






A TUTAJ DOKOŃCZENIE 
O NIEMIECKIM ATAKU NA POLSKĘ
"TERAZ NIE WOLNO WAM SIĘ COFNĄĆ ANI O KROK" - CZY JEST TO PRZEKAZ SKIEROWANY DO POLAKÓW, WIELE NA TO WSKAZUJE, BIORĄC POD UWAGĘ WIZJE KRZYSZTOFA TARASIEWICZA





A CHCIELIŚMY TYLKO NORMALNIE ŻYĆ ...!

KU CHWALE I 

NIEŚMIERTELNEJ PAMIĘCI 

ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH







"POLACY MAJĄ W SOBIE INSTYNKT WOLNOŚCI (...) W POLSCE NIE MOŻNA RZĄDZIĆ TERROREM. TO NIE PÓJDZIE (...) INSTYNKTU WOLNOŚCI NIE MOŻNA ZABIJAĆ I ZABIĆ SIĘ GO NIE DA. I TO JEST WARTOŚĆ, KTÓRA MA DUŻĄ CENĘ"

 MARSZAŁEK POLSKI JÓZEF PIŁSUDSKI


Bez wątpienia, Polacy jak mało który naród w Europie, posiadają w sobie niesamowity gen (tak to chyba należy nazwać) - gen wolności, który powoduje że nie tylko nie godzą się z kłamstwem, niesprawiedliwością, przemocą, lecz przede wszystkim potrafią się temu sprzeciwić w sposób czynny. Walka w obronie wolności, honoru a także bezpieczeństwa słabszych, którzy sami obronić się nie potrafią, jest bez wątpienia jednym z najpiękniejszych polskich wkładów w cywilizację i kulturę europejską. Ostatnimi czasy pewien  Polak udowodnił to w Szwecji, gdy (nie zdając sobie sprawy z prowokacji), myślał że jeden z mężczyzn próbuje zaatakować dziewczynę (ten cały eksperyment, miał za zadanie pokazać czy ludzie są skłonni stanąć w obronie słabszej osoby - w tym przypadku kobiety, zaatakowanej przez jakiegoś natręta). Oto co wyszło z owego eksperymentu, zauważcie że jedynie Polak stanął zdecydowanie w obronie "napadniętej" kobiety (reszta co prawda starała się odgrodzić dziewczynę od napastnika, ale na niewiele się to zdawało):


POLAK POJAWIA SIĘ 2:50 



A teraz już przechodzę bezpośrednio do tematu. Mianowicie już za kilka dni - 1 marca, ponownie będziemy obchodzić Dzień Żołnierzy Wyklętych (Niezłomnych), postanowiłem więc ów temat rozpocząć dzisiaj, gdyż nie mam pewności czy 1 marca akurat będę mógł cokolwiek na Ich temat napisać. Postanowiłem jednak nie rozpisywać się, a jedynie symbolicznie oddać cześć tym wszystkim ludziom, którzy poświęcili swoje młode życie, zdrowie, marzenia, na ołtarzu Niepodległości Ojczyzny, wówczas zajętej przez kolejnego już, tym razem wschodniego agresora. O tym jak wiele poświęcili i jak bardzo komuniści dążyli do ich całkowitego wymazania z historii, świadczy fakt, że dopiero od niedawna wraca pamięć o tych ludziach i nieludzkich czasach, pełnych obłudy, kłamstwa i wszechobecnego strachu przed katami z NKWD, Urzędu Bezpieczeństwa czy Informacji Wojskowej (najstraszniejszych - sowieckich i polskich formacji zniewolenia naszego kraju). 


"NIC JUŻ NIE BĘDZIE DOBRZE, WSZYSTKO STRACILIŚMY - MŁODOŚĆ, MARZENIA ... OJCZYZNĘ"
"TRZEBA MIEĆ NADZIEJĘ"
"TY MASZ NADZIEJĘ? BO JA NIE!"



A Skąd się właściwie wzięli "Żołnierze Wyklęci"? Zadając takie pytanie, należałoby od razu zapytać skąd w ogóle wzięła się Polska Walcząca z lat II wojny światowej? Skąd u tych ludzi taka chęć poświęcenia w imię wolności, sprawiedliwości i niepodległości, skąd się to w nich wzięło?

Odpowiedź jest prosta, większość z nich (szczególnie kadra dowódcza), wywodziła się z legionowego zapału straceńców, którzy "rzucili na stos swój życia los", którzy mieli już dość opluwania tego co w sercach było dla nich święte - historii Polski, Jej godności i honoru. Im się udało, choć sami wzorowali się na swych dziadkach i ojcach z powstania styczniowego 1863 r, którzy to niestety mieli mniej szczęścia. W ich ślady poszła młodzież, wychowana na ich kulcie i szacunku do wywalczonej niepodległości roku 1918. Gdy więc najpierw Niemcy a potem Sowieci - "przyszli aby podpalić ich domy", ci młodzi ludzie chwycili za broń.


"SYNKOWIE MOI, POSZEDŁEM W BÓJ, JAKO WASZ DZIADEK, A OJCIEC MÓJ, JAK OJCA OJCIEC I OJCA DZIAD, CO Z LEGIONAMI PRZEMIERZYŁ ŚWIAT, SZUKAJĄC DROGI PRZEZ KREW I BLIZNY DO NASZEJ WOLNEJ OJCZYZNY"

JERZY ŻUŁAWSKI
"DO MOICH SYNÓW"


 "O ILEŻ MĄK ILEŻ CIERPIENIA, O ILEŻ KRWI, WYLANYCH ŁEZ
POMIMO TO NIE MA ZWĄTPIENIA, DODAWAŁ SIŁ WĘDRÓWKI KRES
(...)
MÓWILI ŻEŚMY STUMANIENI, NIE WIERZĄC W TO ŻE CHCIEĆ TO MÓC
LECZ TRWALIŚMY  OSAMOTNIENI, A Z NAMI BYŁ NASZ DZIELNY WÓDZ"

NAJDUMNIEJSZA ZE WSZYSTKICH POLSKICH PIEŚNI, JAK NAZWAŁ "PIERWSZĄ BRYGADĘ" MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI



Już utworzoną we wrześniu 1939 r. pierwszą konspiracyjną organizacją - Służbą Zwycięstwu Polski, kierował Michał Karaszewicz-Tokarzewski, dawniej oficer Legionów Polskich i działacz Polskiej Organizacji Wojskowej, stworzonej przez Józefa Piłsudskiego. Organizacja była zdominowana przez byłych piłsudczyków (co potem nie spodobało się gen. Władysławowi Sikorskiemu, który rozwiązał SZP, a na jej miejsce powołał Związek Walki Zbrojnej, na którego czele ... też stali byli piłsudczycy - praktycznie wszyscy wyżsi oficerowie przeszli swój szlak bojowy w Legionach Piłsudskiego - Kazimierz Sosnkowski, Stefan Rowecki-Grot, Leopold Okulicki "Niedźwiadek" (wyjątkiem był tylko Tadeusz Bór-Komorowski).


PAMIĘCI gen. STEFANA GROTA-ROWECKIEGO
DOWÓDCY ARMII KRAJOWEJ - ZAMORDOWANEGO PRZEZ NIEMCÓW W OBOZIE SACHSENHAUSEN W NOCY z 1 na 2 SIERPNIA 1944 r.




Były też i inne, mniejsze niż Służba Zwycięstwu Polski/Armia Krajowa, polskie organizacje zbrojne II wojny światowej, które również zakładali piłsudczycy, jak choćby Kazimierz Pluta-Czachowski - współzałożyciel Organizacji Orła Białego, Jan Mazurkiewicz "Radosław"- Tajna Organizacja Wojskowa, Edward Pfeiffer - Grupa Wojsk Polskich "Edward" i Wilhelm Orlik-Ruckemann - Komenda Obrońców Polski. Inne organizacje (choć w mniejszym stopniu), także były współtworzone przez dawnych piłsudczyków, jak choćby - Związek Odbudowy Rzeczypospolitej, Polska Niepodległa oraz Chłopska Organizacja Wolności "Racławice".

To na nich (między innymi), wzorowali się "Żołnierze Wyklęci", którzy podjęli walkę po zakończeniu II wojny światowej z nowym już, "czerwonym" wówczas okupantem, dążącym do totalnego odwrócenia i przerobienia społeczeństwa na sobie posłuszne zbiorowisko niewolników. Próba zaaplikowania Polakom propagandowej papki, stwarzającej wrażenie że to właśnie komuniści uosabiają patriotyczne wartości narodu, natomiast ich przeciwnicy (tj. szerokie rzesze społeczeństwa uznające legalny rząd polski na uchodźstwie w Londynie, oraz przywódcy Polskiego Państwa Podziemnego, bestialsko mordowani, skazywani na śmierć w pokazowych procesach politycznych), to zdrajcy, chodzący na smyczy zachodniego kapitału. Pojawiały się też plakaty i określenia w prasie typu: "Armia Krajowa - zapluty karzeł reakcji", "klika reakcyjna", "wściekli pokrzykiwacze z brudną piana na pysku", "wielokrotni bankruci-recydywiści" itd.


"NIM HITLER RUNIE - ŚMIERĆ KOMUNIE!"



W zamian oferowano nam (a raczej brutalnie narzucano), jedyną możliwą drogę przyjaźni i współpracy z Związkiem Sowieckim, "jako ostoi wolności i szczęścia dla wszystkich miłujących pokój ludzi na całym świecie". Nic dziwnego że wychowani w patriotycznym otoczeniu, podtrzymanym przez szkołę i wojsko, młodzi oficerowie i żołnierze nie zdawali broni, gotowi walczyć z nowym wschodnim nieszczęściem, jaki spadł po zakończeniu II wojny światowej, na ten umęczony naród. Nazywano ich więc "Wyklętymi", gdyż propaganda komunistyczna uważała ich za najgorszych szkodników. I choć wszyscy ci żołnierze jedyne czego pragnęli to powrotu do swych domów i rodzin, jednocześnie zdawali sobie sprawę, że oznaczałoby to życie w potwornej iluzji, którą stwarzał komunistyczny świat (zresztą nawet ci, którzy ujawnili się i złożyli broń, również byli aresztowali i męczeni w katowniach Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej). To było niemożliwe dla owych "poczciwych umysłów, dla których honor i wierność Ojczyźnie, była najwyższym prawem.





 I ZA TO WŁAŚNIE BYLI ŚCIGANI I MORDOWANI W KOMUNISTYCZNYCH KATOWNIACH


CZEŚĆ ICH PAMIĘCI




 "O BOŻE SKRUSZ TEN MIECZ CO SIECZE KRAJ
DO WOLNEJ POLSKI NAM POWRÓCIĆ DAJ
BY STAŁ SIĘ TWIERDZĄ NOWEJ SIŁY 
NASZ DOM - NASZ KRAJ"