Stron

wtorek, 29 marca 2016

BAJKI MOJEGO DZIECIŃSTWA

ZEBRAŁO MI SIĘ NA WSPOMINKI


Ostatnio oglądałem jakąś bajkę. Tak, oglądałem bajkę, chociaż nie wiem nawet jaki miała tytuł, ani o co w niej dokładnie chodziło, gdyż była tak głupkowata, że uznałem za konieczne przełączyć kanał (chociaż lubię oglądać bajki - moja Pani uważa wręcz że przez to staję się dziecinny, chociaż ja uważam, że bajki - jeśli są oczywiście dobrze zrobione i mają prócz rozrywki, również jakiś mądry przekaz - są znacznie ciekawsze, niźli dzisiejsze programy publicystyczne. Zresztą oglądając bajki - lub dobre seriale komediowe, jak np. "Świat Według Kiepskich" - relaksuję się i odpoczywam). Doszedłem też do wniosku, że większość dzisiejszych bajek dla dzieci, jest ... beznadziejnie głupia i nie wnosi do ich rozwoju niczego wartościowego. Pełno jest w nich przemocy (bez jakiegokolwiek uzasadnienia, np. potrzebą walki o wartości, takie jak honor, rodzina, dom, ojczyzna itp.), teksty wręcz odrzucają i brak jest jakiegokolwiek głębszego przesłania. 

Owszem, bajki mają przede wszystkim bawić, to oczywiste, ale dobrze by było, gdyby również poprzez zabawę uczyły. Ja na przykład, oglądając w dzieciństwie bajki, często utożsamiałem się z głównymi bohaterami i pragnąłem im dorównać, być jak oni (pamiętam że będąc dzieckiem, mówiłem że w przyszłości zostanę ... Supermanem i będę walczył ze złem). Ale dzisiejsze bajkowe postacie - wręcz odrzucają. Są bowiem stworzone w taki sposób, jakby ... rysował je mazakiem, jakiś pijany Chińczyk pod Białymstokiem - dokładnie odnoszę takie wrażenie, gdyż postacie są karykaturalne (obawiam się że jest to robione specjalnie, szczególnie gdy można zauważyć świadomą modę na potwory, propagowaną przez media - lalki potwory, gry o potworach i kreskówki o potworach). 

Nie pamiętam tytułu bajki, którą ostatnio zdarzyło mi się obejrzeć, ale te kreaturalne postacie (jakichś tam dziecięcych bohaterów), wręcz odrzucają. Ja się nie dziwię, że młodzi ludzie (a już szczególnie dzieci) są pozbawieni empatii, wrażliwości i poczucia codziennej walki o sprawiedliwość (a nie tylko bezmyślnej krwawej "nawalanki" na kompie). Ja, oglądając tę bajkę (jeszcze raz zaznaczam - nie pamiętam jej tytułu, chociaż to w zasadzie bez znaczenia, bowiem praktycznie wszystkie telewizyjne kanały dla dzieci - "MiniMini", "JimJam", "TeleToon", "NickJr." i inne, serwują jeden, karykaturalny przekaz - bezmyślnej napierdzielanki i karykaturalnych (odpychających) postaci głównych bohaterów. Dlatego tak chętnie wracam pamięcią do moich własnych bajek z dzieciństwa (gdzie również nie brakowało walki, nawet krwawej, ale zawsze była ona motywowana potrzebą obrony czegoś więcej, niż tylko dobrego nastroju).


Pierwszą bajką, którą lubiłem oglądać, będąc dzieckiem, to był "Generał Daimos" - japońskie anime z lat 70-tych, które w Polsce można było obejrzeć na początku lat 90-tych, na kanale "Polonia1":




Pamiętam że czekałem na każdy kolejny odcinek, z wielką ochotą i kibicowałem Kazui, który kierował potężnym robotem bojowym - Daimosem, walczącym z atakującymi i mordującymi Ziemian - Baamisjanami


Drugą z moich ulubionych bajek, była Księga Dżungli. Również japońskie anime z 1989 r.




Przygody dzielnego chłopca - Mowgliego, wychowanego w dżungli przez stado wilków, którego przyjacielem był również niedźwiedź brunatny, o imieniu Baloo i czarna pantera - Bagheera. Bajka oczywiście została stworzona na motywach powieści Rudyarda Kiplinga "Księga dżungli" z 1893 r. 

Ale pozwalała ona również twórczo spędzać wolny czas, bowiem pamiętam jak dziś, że gdy tylko do naszego domu przyjeżdżało kuzynostwo - to z reguły bawiliśmy się albo właśnie w "Księgę dżungli", albo w jakieś inne, podobne zabawy (pamiętam też że nigdy się nie nudziliśmy i zawsze jakoś twórczo spędzaliśmy czas, najpierw obmyślając daną zabawę, potem przygotowując do niej "rekwizyty", a następnie - jeśli tylko starczyło jeszcze czasu, gdyż z reguły go nie starczało - zaczynaliśmy się bawić). Jeśli idzie o "Księgę dżungli" to potrafiliśmy (ja, moja młodsza siostra, moja już nieżyjąca kuzynka i kuzyn), zastawić cały pokój (z reguły mój, gdyż był największy), roślinami i kwiatami, zbieranymi z całego domu, które miały służyć jako drzewa, wyznaczaliśmy określone koryto rzeki lub jeziora, a całą resztę tworzyliśmy z klocków lego lub jakichś innych, które były pod ręką. Za głównych bohaterów, służyły nam małe zabawki zwierzątek, które posiadałem, oraz ludzików (ewentualnie używaliśmy również ludzików lego). W każdym razie, ja nie pamiętam sytuacji, abyśmy tym się długo bawili się, gdyż same przygotowania i budowa, trwały z kilka godzin i nie starczało już z reguły czasu na samą zabawę - ale frajda i tak była. 

Tak sobie też pomyślę, że czasami przyjemnie powrócić w pamięci do tych beztroskich dziecięcych lat, gdy jedynym zmartwieniem była szkoła i zdobywanie dobrych stopni, poza tym duża wolność. Moja kuzynka - Anna, niestety nie doczekała dorosłości. Biedna dziewczyna zmarła na anoreksję w wieku 20 lat, prawie trzynaście lat temu. Choć była ode mnie młodsza o dwa lata (ja byłem najstarszy z tej naszej całej "ekipy"), często ze sobą konkurowaliśmy o to, kto ma większy autorytet i kto wymyśli lepszą zabawę. Pamiętam też, że moja siostrzyczka - młodsza ode mnie o trzy lata (która teraz ma już swojego ładnego bobaska), często brała też stronę Ani, co mnie bardzo denerwowało. Dziś, gdy ją wspominam (a szczególnie wyraźnie "odczułem" to po jej śmierci), sądzę że była ona dla mnie kimś, w rodzaju Bratniej Duszy (pomimo tego że wzajemnie często konkurowaliśmy ze sobą). Nie wiem też dlaczego w tak głupi sposób pozbawiła się życia? Najprawdopodobniej jednak to właśnie było jej pisane (już w ostatnich tygodniach życia, gdy leżała w szpitalu z podłączoną kroplówką, powiedziała do swoich rodziców: "Chcę już odejść, chcę aby to się wreszcie skończyło". No i się skończyło - smutne.


A wracając do kolejnych bajek z dzieciństwa - trzecią z moich ulubionych, był "Kapitan Hawk"




Była to bajka o młodym, japońskim piłkarzu, który poprzez swój upór i konsekwencję, zdobywa największe piłkarskie medale i wygrywa ze swoją drużyną na Ligę Mistrzów. Ta bajka również mnie mobilizowała do zwyciężonego wysiłku (głownie oczywiście) sportowego.


 Jako ostatni z tych japońskich bajek, była anime pod włoskim tytułem.: "Gigi la Trottola" (czyli "Gigi Bączek")




Ta bajka również uczyła samozaparcia i konsekwencji w raz obranym kierunku. Młody, nieduży chłopak - Gigi, postanawia sobie zagrać w drużynie koszykarzy i ... dopina celu.  


To były wszystkie japońskie bajki, jakie lubiłem oglądać w telewizji na początku lat 90-tych. Poza tym jestem gorącym wielbicielem starych bajek Disneya o Kaczorze Donaldzie, Psie Pluto i innych w tej tematyce, które pozwalały pobudzać dziecięcą wyobraźnię, a jednocześnie bawiąc uczyły konsekwencji i uporu w działaniu, a przede wszystkim ... jasno definiowały kto jest dobry, a kto zły i wyrabiały w młodym człowieku  konieczność myślenia (oraz pobudzały jego fantazję)



"FANTAZJA"
Przebój "FASOLEK" z lat 80-tych





"KULFON CO Z CIEBIE WYROŚNIE?"





A także:

 MAJKA JEŻOWSKA
"NA RAZ NA DWA"

(Gdzie również jest przekrój innych moich ulubionych bajek, których nie wymieniłem)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz