CZYLI CZTERY HISTORIE
WSPÓŁCZESNYCH KOBIET
KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI
NIEWOLNICAMI
CZTERY KOBIETY - CZTERY HISTORIE
W pierwszej pragnę zaprezentować historię amerykańskiej tancerki i aktorki - Lauren, która w 1991 r. pragnąc zarobić większe pieniądze zdecydowała się na pracę w charakterze striptizerki a następnie dziewczyny do towarzystwa. Wreszcie otrzymuje atrakcyjną propozycję wyjazdu do Singapuru, jako ekskluzywna call girls. Zamiast do Singapuru, trafia jednak do haremu szejka Brunei i zostaje jedną z jego kilkudziesięciu żon. Odtąd codziennie musi rywalizować o względy swego męża i pana z innymi kobietami, nie wolno jej podnosić głowy w jego towarzystwie, ani też odzywać się niepytanej. Lauren początkowo jest faworytą szejka (młodszego brata sułtana Brunei), i opływa w niewyobrażalne bogactwo (wspaniałe suknie, drogie klejnoty, kosztowności, złote dywany etc.), potem zostaje ukarana coraz rzadszymi spotkaniami z księciem, aż wreszcie po osiemnastu miesiącach spędzonych w haremie, szejk uwalnia ją i może wreszcie powrócić do USA. Na odchodne otrzymuje od szejka taki majątek, że w Stanach staje się prawdziwą milionerką.
Drugą historią, jest opowieść o Brytyjce o imieniu Sarah, która została
porwana i sprzedana do domu publicznego w Amsterdamie, jako prostytutka
(niewolnica seksualna). Trzecia część, opowiada historię dziewczyny z Pakistanu o imieniu Tehmina, która staje się szustą żoną i prawdziwą niewolnicą swego męża Mustafy Khara. Natomiast czwarta, ostatnia część, opowiada historię Jordanki o imieniu Souad, która również przeszła przez prawdziwe piekło. Wszystkie te cztery historie kobiet, z różnych krajów a nawet cywilizacji, łączy jedno. Wszystkie one stały się niewolnicami swych mężów lub innych mężczyzn, którzy stali się panami ich życia i śmierci. Jedyną pozytywną historią z tej całej serii, jest tylko opowieść spisana przez Lauren, która trafiła do haremu szejka Brunei. Tylko ona otrzymała z tego wszystkiego korzyść - uzyskała wielki majątek, ofiarowany jej w podzięce przez brata sułtana Brunei.
WSZYSTKIE HISTORIE, SĄ TO HISTORIE AUTOBIOGRAFICZNE, DLATEGO TEŻ BĘDĘ JE OPISYWAŁ W TAKI SPOSÓB, W JAKI OPISAŁY JE SAME BOHATERKI
HISTORIA PIERWSZA
LAUREN
AMERYKAŃSKA NIEWOLNICA SZEJKA BRUNEI
Cz. I
PS: PONIEWAŻ NIE MA SENSU PRZEPISYWAĆ CAŁOŚCI OWYCH KSIĄŻEK, SPISANYCH PRZEZ KAŻDĄ Z KOBIET, DLATEGO TEŻ ZAPREZENTUJĘ JEDYNIE WYBRANE PRZEZE MNIE, NAJCIEKAWSZE FRAGMENTY
Urodziłam się w połowie sierpnia 1973 roku w Highland Park, w stanie Illinois. Moi rodzice nie byli jeszcze zamożni, ale marzyli o rodzinie. Jadali skromnie, nosili stare buty i czekali. W małym mieszkanku z jedną sypialnią gnieździliśmy się przez dwa lata, ale przez ten czas firma maklerska ojca rozwinęła się i rodzice mogli kupić dom w sąsiednim mieście z prestiżowym kodem pocztowym i dobrą szkołą publiczną. Wychowywałam się w miejscowości, w której aparat ortodontyczny nosiło się obowiązkowo, a operacja plastyczna nosa była tradycyjnym podarunkiem z okazji cudownej szesnastej rocznicy urodzin. W tamtych wczesnych latach ja i ojciec byliśmy zafascynowani sobą niemal jak kochankowie. Cenił sobie najbardziej dobrą prezencję i osiągnięcia, więc starałam się udowodnić, że jestem ponad wiek rozgarnięta intelektualnie, dobrze wysportowana, umuzykalniona - robiłam wszystko, żeby mnie podziwiał. Kiedy coś mi nie wychodziło, oszukiwałam lub blefowałam. Ojciec miał bzika na punkcie swojej nieletniej kumpelki, a dla mnie był królem świata.
Pewna jestem, iż moje wspomnienia nie całkiem odpowiadają prawdzie, ale pamiętam, że to ojciec reagował na mój płacz, gdy budziły mnie koszmary nocne, on wycierał mnie ręcznikiem z potu i głaskał po głowie, póki znowu nie zasnęłam. On z zapałem trenował moją szkolną drużynę soccerową i softballową. On zabrał mnie do Lincoln Center na "Jezioro łabędzie" i odkrył przede mną cudowny świat dziewcząt wirujących po scenie z lekkością śnieżynek. Pochłaniałam wzrokiem baletnice, które w świetle reflektorów jaśniały błękitnawą bielą, i marzyłam, żeby być tam gdzie one. Gdy skończyłam dwanaście lat, moja miłość do ojca skończyła się złamanym sercem jak większość romansów. Lata uczęszczania do szkoły średniej i następne to okres nieustającej walki między nami, ze sporadycznymi aktami przemocy, gdyż nie mógł znieść, że wymykam mu się spod kontroli. On kompulsywnie żarł i zamieniał się w ziejącą wściekłością górę tłuszczu, ja z kolei głodziłam się i tym samym kurczyłam jako obiekt jego napaści. Dzięki kilkuletniej terapii przebaczył sobie, ale terapię przerwał, zanim nauczył się nie obwiniać wszystkich innych za własne niepowodzenia.
O tym, że w ogóle istnieje południowoazjatycki sułtanat Brunei, dowiedziałam się zupełnie niedawno. A informacja o rodzaju pracy była, delikatnie mówiąc, zdawkowa, ale ja snułam fantazje, że przeżyję tam niezwykłą przygodę, że czeka na mnie kupa pieniędzy, a pracodawcą będzie książę z bajki. Dla mnie to była okazja wyrwania się z nowojorskiej cyganerii i przestylizowania się na produkt eksportowy, być może kochankę zaklętego księcia lub bohaterkę powieści szpiegowskiej. Myśląc bardziej realistycznie, podejrzewałam, że podpisałam kontrakt, który czynił ze mnie międzynarodową quasi-prostytutkę. Mnie na gorsze rzeczy stać. Uprzedziłam rodziców, że tego dnia opuszczę miasto. Powiedziałam im, że dostałam ważną rolę w filmie kręconym w Singapurze i muszę natychmiast wyjeżdżać. Licząc się z tym, że po jakimś czasie zapytają o premierę, miałam przygotowaną wymówkę: moją rolę wycięto. Oczyszczałam sumienie z tych kłamstw, wyobrażając sobie, że marzenia o sławie się urzeczywistnią i przestaną być zmyśleniami. No dobrze, raczej nie zagram w filmie kręconym w Singapurze, ale moje rychłe gwiazdorstwo jest nieuchronne, a wtedy drobne krętactwa nie będą miały znaczenia.
Rodzice wierzyli, że zrobię karierę aktorską, i ze stoickim spokojem przyjęli nowinę o moim wyjeździe. Jeszcze zanim wsiadłam tamtego dnia na pokład samolotu, zaczęli się psychicznie przystosowywać do mojej nieobecności. Pogodzili się z tym, że mają marnotrawną córkę, która będzie stale poza domem na kolejnej egzotycznej eskapadzie, na jaką mało kto z ich otoczenia by się decydował. Podróż do Brunei trwała trzy doby z postojami na nocleg w Los Angeles i Singapurze. Długie godziny w samolocie to była okazja do refleksji nad sobą. Obecnie moje życie toczy się w spowolnionym tempie, falującym jak przybywanie i ubywanie księżyca, a upływający czas obchodzi się ze mną delikatnie - zauważam leciutkie pogłębienie fałd marionetki, słabszy tonus mięśniowy w pozycjach jogi, osłabienie, być może, jakiejś przyjaźni, narodziny nowej. Podejmuję niekończące się próby zerwania ze złymi nawykami i przyswojenia sobie nowych, zdrowszych. Nie udaje mi się ani jedno, ani drugie, co nie ma większego znaczenia.
Z tańca w Peeplandzie i Baby Doli wyciągałam tyle, by starczyło na wegetariańskie obiady z patelni, drinki w nocnym barze Max Fish i czynsz we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu w Lower Last Side. W szampanie się nie kąpałam.
- Ciężko pracujesz, zarabiasz gówniane pieniądze i zrujnujesz kolana - powiedziała Taylor.
- Skończyłaś osiemnaście lat? Moje osiemnaste urodziny były tuż, tuż.
- To dobrze, ponieważ Diane to sprawdza. Nawet nie myśl o tym, że wręczysz jej podróbkę dokumentu jak podchmielonemu ochroniarzowi w klubie. Taylor dała mi wizytówkę, błysnął złoty nadruk Crown Club z małą koroną nad literą „o", pod nim widniał numer telefonu. Taylor wyjęła jeszcze pióro i dopisała własny numer.
- Diane prowadzi elitarną agencję towarzyską. Najlepszą w Nowym Jorku. Teraz sprzedajesz się za tanio. Zacznij pracować u niej jak ja, a twoje życie zmieni się w mgnieniu oka.
Ekskluzywna agencja towarzyska. Zapachniało wielkim światem. Wyobraziłam sobie Diane jako elegancką kobietę w kremowym spodniumie i czółenkach na rozsądnym obcasie oraz z brylantowymi kolczykami w uszach. Przenikliwą i chłodną na zewnątrz, ale w głębi pełną macierzyńskiego ciepła jak Candice Bergen w "Mayflower Madam". To z pewnością osoba, którą będę mogła podziwiać i która mi pomoże. Przestanę być tak morderczo zalatana i znajdę czas na zadbanie o karierę aktorską. Taylor, nowa przyjaciółka, objęła mnie ramieniem. Nie odczuwałyśmy chłodu, gdy przytulone do siebie patrzyłyśmy w bezchmurny bezkres nieba. Słońce już wzeszło, ekipa pakowała sprzęt i ładowała go do vanów. Ci, co byli w domu, wylegli na ganek, czekając na odwiezienie do miasta. Przyjemnie było pofantazjować na temat analogii do "Mayflower Madame", ale wiedziałam, że raczej nie zadzwonię do Diane. Agencja towarzyska to byłby jeden krok za daleko. Wsunęłam jednak wizytówkę do kieszeni, tak na wszelki wypadek.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz