Stron

sobota, 7 maja 2016

WZLOTY I UPADKI RZYMU - Cz. II

CZYLI ILE RAZY RZYM ZDOBYWANO I

ILE RAZY PONOWNIE GO ... ZAKŁADANO


I UPADEK RZYMU 

387 r. p.n.e.


KAMILLUS




WEJE I KAMILLUS
(CZYLI NIM DOSZŁO DO KATASTROFY)
 396 r. p.n.e.





"Stojąca na podwyższeniu przeznaczonym dla dostojników religijnych westalka Pinaria omal się nie zachłysnęła. Zwróciwszy się do towarzyszki spytała szeptem:
- Foslio, widziałaś kiedyś coś podobnego
- A skądże! Nikt tego jeszcze nie widział. Cztery białe konie!
Pinaria pokręciła głową w zdziwieniu.
- Zupełnie jak kwadryga Jowisza na szczycie świątyni kapitolińskiej!
- Żaden wódz dotąd tego nie zrobił - rzuciła z przekonaniem Foslia. 
Siedemnastoletnia Pinaria była najmłodszą z sześciu kapłanek Westy. Jej sąsiadka była od niej starsza tylko o pięć lat, ale odznaczała się pilnością w nauce, która szła w parze ze skłonnością do popisywania się wiedzą. Szczególnie dobrze opanowała historię obrzędowości religijnej, a triumfalny wjazd dowódcy kampanii, jak zresztą wszystkie ceremonie publiczne, należał do tej właśnie kategorii.

- Romulus zawsze wkraczał do miasta pieszo. Tarkwiniusz Stary pierwszy wjechał kwadrygą. Nikt jednak się jeszcze nie ośmielił naśladować Jowisza i zaprząc rydwan w cztery białe konie!
- Myślisz, że to bezbożne? - spytała Pinaria.
- Nie mnie o tym rozsądzać - odrzekła Foslia tonem, który mówił coś wręcz przeciwnego.
- Przyznasz jednak że wygląda to wspaniale.
- Pewnie. No i wódz jest taki przystojny ... nawet z twarzą pomalowaną na czerwono!
Dwie młode westalki popatrzyły po sobie i wybuchnęły śmiechem. Virgo Maxima nie pochwalała takich wypowiedzi, ale zdarzały się one wszystkim kapłankom. Pinaria miała nawet wrażenie, że poza sprawami religii mężczyźni byli jedynym tematem rozmów, a stosunkowo często pojawiała się w nich osoba Kamillusa. Wódz miał wprawdzie już pięćdziesiąt lat, ale posturę mocniejszą od niejednego trzydziestolatka, tors szeroki, muskularne nogi i wspaniałą grzywę siwych włosów. 

- Myślisz że on wie, jak pięknie ta siwizna pasuje do białej maści koni? - zastanawiała się Foslia.
- Człowiek, który podbił Weje, na pewno nie ma czasu na takie próżne myśli - oburzyła się Pinaria.
- Coś ty? Nie ma próżniejszych mężczyzn od wodzów armii, a już zwłaszcza w dniu triumfu. Ale popatrz, co jest na następnym wozie! Toż to statua Junony Reginy!
Ze wszystkich łupów wydartych mieszkańcom Wejów ten był najcenniejszy: ogromny posąg boskiej patronki miasta, królowej-matki bogów, Junony, której poświęcona była najwspanialsza świątynia.

Ludzie, choć już zachrypnięci od wiwatowania, na widok posągu Junony zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej. Wieziono go na dużym wozie ciągniętym przez jeńców, wśród których byli też jej kapłani, odarci z szat i skuci łańcuchami. Rzeźba była drewniana, ale nie widać było łączeń - powierzchnię wygładzili najlepsi etruscy snycerze, pokryli jaskrawą farbą i złoceniami. Junona wyobrażona była na tronie, z berłem w jednym ręku i pucharem w drugiej, i z pawiem u stóp.    
- Wspaniała! - orzekła Foslia. - Nie ma na świecie drugiej takiej Junony. Nawet ta, którą sam wielki Wulka stworzył dla świątyni kapitolińskiej, nie może się z nią równać.  

Jakiś chłopiec, podjudzony przez kolegów, wyprysnął spomiędzy gapiów, podbiegł do jednego z wejańskich kapłanów i zwinnym ruchem zdarł mu przepaskę biodrową, po czym natychmiast, triumfalnie nią wymachując, wycofał się w bezpieczne miejsce. Wejanin, mężczyzna w średnim wieku, który był już wyraźnie osłabiony marszem i wysiłkiem, spąsowiał ze wstydu i bezsilnie zapłakał; nie mógł się zakryć, ręce miał bowiem przykute do liny od wozu. Pinaria głośno wciągnęła powietrze, Foslia uniosła brwi, żadna jednak nie odwróciła wzroku. 
- Ten nagi kapłan nie musi się tak rumienić. Niewolnikowi nie potrzeba odzienia, żeby kopać rowy albo nosić kamienie - rzekła Foslia. 
- Jak myślisz, czy Grecy tak samo traktowali pokonanych Trojan? - spytała Pinaria.

Westalki dużo ostatnio dyskutowały o losie Wejów, snując porównania do upadku Troi, którego historię Rzymianie poznali od helleńskich kolonistów z południa. Oba miasta były oblegane przez dziesięć lat. Jedno i drugie zostało zdobyte podstępem.
- Pewnie, że tak - odrzekła Foslia. - Trojanki, w tym królowa Hekabe i jej córki, zostały niewolnicami Achajów, to samo spotkało tych nielicznych mężczyzn, którzy przeżyli szturm. 
Logika wywodu Foslii była jak zawsze nie do podważenia i Pinaria chętnie ją akceptowała, jednakże widok sponiewieranego kapłana nie dawał jej spokoju. Z zamyślenia wyrwał ją nagły wybuch śmiechu i aplauz gapiów. Za wozem ze statuą dreptało stadko gęsi. Były to święte gęsi Junony Reginy, odebrane Wejom razem z ich panią. Rozpieszczone ptaszyska jakby zdawały sobie sprawę ze swej uprzywilejowanej pozycji, maszerowały z dumnie zadartymi głowami nie zwracając uwagi na tłum i wrzawę".

 

Weje były miastem etruskim. Pierwszy raz Rzymianie mieli nieprzyjemność spotkać się z Wejanami jeszcze w 509 r. p.n.e. gdy Lucjusz Juniusz Brutus obalił z tronu ostatniego króla - Tarkwiniusza Priskusa i wypędził go z miasta, ogłaszając koniec monarchii rzymskiej (potwierdzony zebraniem  mieszkańców na zgromadzeniu ludowym, zwanym komicjami centurialnymi), władzę odtąd mieli piastować dwaj obieralni na rok przez lud - konsulowie, pierwszymi z nich zostali wybrani (na tychże komicjach), Brutus i Kollatyn (Lucjusz Tarkwiniusz Kollatyn). To właśnie żonę Kollatyna - Lukrecję miał zgwałcić syn króla Tarkwiniusza i następca tronu - Sekstus Tarkwiniusz, która z rozpaczy i hańby popełniła samobójstwo. Waśnie wówczas to Brutus miał przysiąc na jej krew, że nie dopuści, by ród Tarkwiniuszów dłużej panował. Tarkwiniusza Priskusa nie było wówczas w Rzymie, oblegał bowiem leżące nieopodal latyńskie miasto - Ardeę, gdy tylko się dowiedział o rewolcie, czym prędzej wrócił do miasta, ale zastał bramy zamknięte. Opuściła go też część żołnierzy i z tymi którzy mu pozostali, postanowił rozbić obóz w pewnej odległości od miasta (z Rzymu wypędzono też wśród drwin jego żonę, królową Tulię, która dołączyła następnie do małżonka).

Do wygnania Tarkwiniusza z Rzymu, doszło w kilka miesięcy wcześniej przed pierwszym konfliktem Rzymian z Wejanami, czyli jeszcze w roku 510 p.n.e. Przez ten czas jednak (pomiędzy wygnaniem króla a proklamowaniem Republiki w 509 r. p.n.e.), Tarkwiniusz wciąż miał nadzieję na odzyskanie tronu. Zresztą miał w Rzymie wielu ukrytych zwolenników i postanowił ich teraz wykorzystać do odzyskania władzy. Działał jednak podstępem, więc na początku wysłał do miasta swych posłów, którzy zażądali wydania całego majątku, który dotąd należał do króla. Zwołano radę najmożniejszych obywateli (którą wkrótce zaczęto nazywać senatem), i powstał co do tego spór (na którym właśnie zależało Tarkiwniuszowi). Jedni twierdzili że co prawda wygnano króla, ale należy mu zwrócić jego prywatną własność, inni twierdzili że nie można tego czynić, gdyż Tarkiwniusz wykorzysta te dobra i środki przeciwko im samym, przeciwko miastu. 

Podczas gdy trwały rozmowy i spory w radzie (które przeciągały się miesiącami, a w tym czasie wprowadzono już Republikę i władzę konsulów), delegaci Tarkiwniusza w tym samym czasie zaczęli odszukiwać dawnych zwolenników króla i przekonywać do poparcia monarchy młodzież z dobrych rzymskich domów, obiecując im nagrodę, w przypadku poparcia monarchii. Tak też w samym Rzymie, wśród antykrólewskich spiskowców (a nawet bezpośrednio w ich rodzinach), narodził się kolejny spisek, tym razem pro-królewski. Do spisku tego należeli też dwaj synowie Brutusa (który był spokrewniony z Tarkiwniuszami i jako taki, mógł liczyć na udział w rządach, a przynajmniej na to liczyli jego synowie) - Tytus i Tyberiusz Brutusowie. Spisek jednak wyszedł na jaw (rozmowę młodych mężczyzn, podsłuchał niewolnik Brutusa, który doniósł mu o całej sprawie). 

Szybko sporządzono listę członków tego spisku i postawiono ich przed sądem konsularnym. Na początku jednak sądzono Tytusa i Tyberiusza, a raczej sądzić ich miał (jako konsul) ich własny ojciec. Najpierw publicznie odczytał listę spiskowców, po czym zwrócił się do synów:
- Tytusie i Tyberiuszu, brońcie się!
Ci jednak milczeli. Brutus powtórzył swe słowa jeszcze dwukrotnie, po czym nie uzyskawszy odpowiedzi, kazał ... oddać ich katu (zgodnie z prawem za zdradę czekała śmierć). Po tym wszystkim, posłom Tarkiwniusza ostatecznie odmówiono wydania jego majętności i odesłano ich z niczym.Majątek króla przeszedł na własność państwa, a jego ziemie poświęcono bogu Marsowi - opiekunowi Rzymu, które odtąd nazwano Polem Marsowym. Jednocześnie wygnano z Rzymu wszystkich sympatyków Tarkiwniusza (i jego dalszych i bliższych krewnych), w tym (co ciekawe), nawet konsula Kollatyna (który również nosił nazwisko Tarkiniusz). Gdy plan zdobycia władzy, poprzez spisek i wewnętrzną rebelię się Tarkiwniuszowi nie powiódł (notabene tak samo jak dziś tego samego pragnie Nowoczesna, KOD, SLD, Platforma i inne oderwane od koryta partyjki - które nawołują do tego, by Polacy demonstrowali przeciwko rządowi a za ... Unią Europejską. Pewnie mają na myli ową niedawną rezolucję Komisji Europejskiej, wzywającą kraje do przyjmowania migrantów, lub płacenia kasy, którą potem Merkel odda jako daninę Turcji, by ta ... wpuściła tu jeszcze więcej swoich muzułmańskich ziomków - to tak na marginesie), postanowił on wezwać na pomoc sąsiadów Rzymu (w tym także Wejan).  



PS: Dalsza część opowieści o westalce Pinarii w kolejnej części 
(nie ja jestem autorem tego opowiadania, lecz Steven Saylor).



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz