Stron

czwartek, 16 czerwca 2016

NIEWOLNICE - Cz.VII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI 

NIEWOLNICAMI



HISTORIA PIERWSZA

LAUREN

AMERYKAŃSKA NIEWOLNICA SZEJKA BRUNEI

Cz. VII





Umówiliśmy się z Anthonym, że próbę odbędziemy następnego dnia o czwartej po południu. Tej nocy leżałam z otwartymi oczami, a koło mnie w najlepsze spała Destiny. W ogóle nie cierpiała na bezsenność, zakładała na oczy opaskę w gepardzie cętki i zasypiała w trzy sekundy po położeniu się do łóżka. Zazdrościłam jej. Jak do następnego wieczoru zdołam się nauczyć piosenki w nieznanym języku? Powinnam wybrać jakiś erotyczny kawałek retro jak Serena. Opuściła mnie początkowa pewność siebie i leżałam teraz bezsennie ze ściśniętym żołądkiem. Nastawiłam budzik na wczesną godzinę, zeszłam na dół i przed ściszonymi głośnikami raz po raz odsłuchiwałam piosenkę, potykałam się o obce słowa, a tymczasem moje współlokatorki smacznie spały na górze. Byłam tym zajęta praktycznie przez cały dzień, póki nie udałam się na spotkanie z Anthonym. Weszłam do pustego pałacu głównym wejściem. Światło dzienne wlewało się przez wysokie okna i gasło w wodzie fontanny. Sztuczne kwiaty, które w nocnym oświetleniu wyglądały jak prawdziwe, demaskowały się łączeniami i plastikową rosą na płatkach.  

Zobaczyłam salę balową z żyrandolem wielkości małego auta. Ktoś z obsługi woskował maszyną podłogę. Wyłożone dywanami korytarze doprowadziły mnie do sali imprezowej. Lśniła czystością i była pusta, czekała, by znów się zapełnić kobietami. Przy akompaniamencie Antony'ego śpiewałam do mikrofonu, uśmiechając się do fotela, na którym miał usiąść Robin. Spłaszczałam melodię i wciąż plątałam słowa, widziałam powątpiewającą minę keyboardzisty. 
- Czy znasz jakąś inną piosenkę?
- Dam sobie radę z tą. 
Zaśpiewałam jeszcze raz i znowu źle. 
- No dobrze, może nie potrafię. 
- Za późno. - Anthony spojrzał na zegarek. - Pójdzie ci świetnie. Musisz czymś nadrobić, gdy zapomnisz słów.
- Super. Spodobam mu się. 

Na początku przyjęcia do naszego stołu dosiadła się kobieta, której tu jeszcze nie widziałam. Miała na imię Leanne. Aktorka oper mydlanych, obywatelka Hongkongu, pół Angielka, pół Chinka, kobieta wamp. Przymglone oczy, długie falujące włosy, akcent brytyjski dodany do ochrypłego głosu palacza - wyobraźcie sobie aliaż Janis Joplin i księżnej Di. Ubrana w prostą w kroju, długą do ziemi suknię od Armaniego. W Brunei była nie po raz pierwszy. Owiana tajemnicą brunejskiej przeszłości jak Serena, w odróżnieniu od niej otwarcie mówiła o swojej miłości do księcia Jefriego. Aż tyle się od niej dowiedziałam niemal w pięć sekund od poznania jej. Leniwie rozparta na fotelu, z dłońmi na oparciach, czekała wytworna i uległa.

- Zrezygnowałam z roli filmowej, żeby tu przyjechać, ale on o tym nie wie. Nie znoszę oddalenia. Gdy wyjeżdżałam stąd ostatnio, przysięgałam sobie, że nie wrócę, niestety zbyt cierpiałam.
Wyczuwałam w niej naturalność i sztuczność. Intuicja podpowiadała mi, że Leanne kocha naprawdę, z drugiej strony potrafiłam bezbłędnie rozpoznawać aktorstwo. My aktorki lubimy pisać dla siebie dramatyczne teksty. Zorientowałam się, że Leanne i Serena są zaprzyjaźnione, musiały być w zmowie, połączone jadem niechęci do Fiony. A ja? Czy byłam ich przeciwieństwem? Byłam dobra? Nie. Co jest przeciwieństwem podłości? Słabość? Podszedł do mnie Eddie. 
- Zaśpiewasz po niej?
Włożyłam na siebie mój najlepszy klasyczny zestaw i pomalowałam powieki grubymi pociągnięciami eyelinera. Imaginowałam sobie, że wyglądam jak nieco pulchniejsza Audrey Hepburn w Zabawnej buzi. To była moja szansa, żeby nareszcie zabłysnąć. Gdybym nawet miała nawalić, to przynajmniej nie będę pseudojazzowym obciachem popisującym się przebrzmiałym przebojem Peggy Lee. Kiedy Anthony zaczął intro, poczułam pustkę w głowie.

Zapomniałam o wszystkich jego wskazówkach. Byłam pewna, że oto na jawie rozpoczyna się koszmar senny, w którym widzisz siebie na scenie i nie wiesz, po co się tam znalazłaś. A jednak nie spanikowałam; wierzyłam w siebie. Nie brakowało mi obycia ze sceną. Wiedziałam, że gdy zagraża wielka fala i ma cię za moment pochłonąć, musisz machać ramionami najszybciej, jak potrafisz. Więc miałam się uśmiechać i dobrze się sprzedać. Kasih dengerlah hariku berkata Aku cinta kepada dirimu sayang ... Książę przesłał mi nieprzenikniony uśmiech, palcem wybijając takt o kolano. Siedząca obok niego Fiona uśmiechała się aprobująco. Jaki miałaby w tym interes? Nie sprawiała wrażenia smoka pożerającego młode dziewczęta, jak ją postrzegały Serena i Leanne. Skończyłam śpiewać i na sali rozległy się oklaski. Wiwatowały też moje tajskie przyjaciółki. Na twarzy Sereny pojawił się uśmiech typowy dla zdobywczyni drugiego miejsca w konkursie na Miss Ameryki w momencie rozstawania się z myślą o koronie. 




Wracając na swoje miejsce, przechodziłam koło księcia i gdy składałam mu ukłon, złapał mnie za rękę. Zatrzymałam się, spojrzałam mu w twarz, wciąż zgięta w pasie i z lekko pochyloną głową. Ujął moją dłoń i przytrzymał - miał suche ręce, miękkie i wypielęgnowane paznokcie. 
- Śpiewałaś pięknie - powiedział i puścił moją rękę. 
- Tak, uroczo - dodała Fiona.
Byłam z Nowego Jorku. Pracowałam w środowisku gwiazd filmowych. Zdarzało się, że adorowali mnie bliscy sławy aktorzy i od czasu do czasu przepity gwiazdor rocka nad ranem. To dotknięcie i skąpa pochwała nie powinny zrobić na mnie żadnego wrażenia. Widocznie jednak przeszłam w ciągu tygodnia pranie mózgu, ponieważ jedno midasowe dotknięcie księcia sprawiło, że błyszczałam przez całą noc. Gdy przygasły światła i zaczęła się dyskoteka, ruszyłam do toalety uszminkować usta. Nagle rzucił mi się w oczy obraz, koło którego przechodziłam obojętnie poprzednich nocy. Przedstawiał orientalne odaliski o alabastrowej skórze w otoczeniu ciemnoskórych niewolnic, odpoczywające w leniwych pozach w łaźni w haremie. 

Harem. Dlaczego to słowo nie przyszło mi wcześniej do głowy? Nie byłyśmy ani gośćmi, ani prostytutkami. Byłyśmy dziewczętami z haremu. Kiedy tu przyjechałyśmy, Ari zabrała nam paszporty i przekazała ochronie. Powiedziała, że chodzi o przedłużenie wiz czy coś w tym rodzaju. To drażniło mnie jak trudny do usunięcia włos, który dostał się do ust. Czy bystre skądinąd dziewczyny powinny się na to godzić? Wybierać się do południowoazjatyckiego kraju w odpowiedzi na wątpliwą ofertę i oddawać na dzień dobry paszporty? 

Pukanie do drzwi stawało się coraz bardziej natarczywe. Szeroko otworzyłam oczy.  Destiny również usiadła na łóżku, patrzyłyśmy na siebie i żadna nie ruszyła się, żeby otworzyć. Sprawa paszportów jak błyskawica przemknęła mi przez głowę, gdy z walącym w piersi sercem i pulsującą krwią w skroniach uchylałam drzwi. Za nimi stał strażnik w mundurze. W marynarce a la Nehru i czapce sprzedawcy wody z sokiem. Gdy otworzyłam drzwi szeroko, spojrzał z przerażeniem na moją koszulkę nocną. 
- Niegotowa? 
- Na co? 
- Proszę się ubrać. W ciągu pięciu minut. 
Skoro nie mówił, o co chodzi, pozostawało tylko jedno sensowne pytanie.
- Jak mam się ubrać? 
- W sukienkę. Nie wkładać na nogi szpilek. Nie robić makijażu. Za pięć minut wyjeżdżamy.

Pomyślałam, żeby pobiec do pokoju Ari, ale przypomniało mi się, że wcześnie rano wylatywała do Stanów załatwiać jakieś sprawy biznesowe i przywieźć nowe dziewczęta. W nocy zapewniła mnie, że bez obaw możemy zostać tu same, a ona wróci przed naszym wyjazdem, żeby wszystkiego dopilnować. Zerknęłam na Destiny, która wzruszyła ramionami równie zdezorientowana jak ja i wyraźnie zadowolona, że padło na mnie, nie na nią. Dziesięć minut później, w czarnej letniej sukience w różyczki, zapinanej z przodu na guziki, w sandałkach na nogach, wychodziłam z ochroniarzem głównym wejściem, by po raz drugi wsiąść do mercedesa z zaciemnionymi szybami. Pachniał nowością i rozgrzaną skórą. 
- Gdzie jedziemy?
Ochroniarz udał, że nie słyszy pytania, wziął do ręki telefon komórkowy i odbył rozmowę po malajsku. Ci ochroniarze byli nieprzemakalni i do tego wydawało się, że jest ich wszędzie pełno, zwłaszcza tajniaków. Co myśleli o wożeniu kobiet księcia dzień w dzień? Wtulona w oparcie siedzenia czułam się dziwnie spokojna. Wyglądałam przez okno i obserwowałam krajobraz przesuwający się niczym dekoracja sceniczna na szynach. Byłam na obrotowej scenie w nieruchomym kabriolecie, powietrze z wentylatorów rozwiewało mi włosy, a ekran za mną pokazywał wijącą się przez dżunglę drogę. 

Sceneria na ekranie się zmieniła i znaleźliśmy się w mieście, mknąc szerokimi alejami. W Brunei niezmiennie oddzielała mnie od świata albo ściana, albo szyba samochodu. Auto zatrzymało się przed tylnym wejściem wysokiego biurowca, sztampowej konstrukcji ze stali i szkła. Kierowca przekazał mnie w ręce kolejnego ochroniarza, który bez słowa poprowadził mnie do windy, a potem korytarzami do jakiegoś pokoju. Podał mi szklankę wody i zostawił wewnątrz, zamykając drzwi na klucz. 



CDN. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz