Stron

wtorek, 2 sierpnia 2016

WIELKA HISTORIA II RZECZYPOSPOLITEJ i POLSKI W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ - Cz. I

OD NIEPODLEGŁOŚCI DO ZNIEWOLENIA

(1914 - 1945)


Chciałbym teraz zaprezentować dość skrupulatną historię odzyskania przez Polskę wolności i stworzenia silnego, niepodległego państwa (jak mawiali piłsudczycy już po zakończeniu II Wojny: "Myśmy myśleli, że ta Polska która powstała, że ona już teraz będzie zawsze - ale to nie tak, o Niepodległość trzeba się bić każdego dnia na nowo"), oraz niesamowitego polskiego wkładu w największy konflikt militarny naszych dziejów - II Wojny Światowej. Nosiłem się z tym pomysłem już od jakiegoś czasu, bowiem chciałbym by już nigdy nie próbowano podważyć polskiego wysiłku militarnego i obarczać odpowiedzialnością nie tylko za zagładę w czasie wojny narodu żydowskiego. Materiały które tu przedstawię są dość obfite, zaprezentuję tutaj dokumenty i oświadczenia agencji informacyjnych, oraz swoją własną opinię na temat danych wydarzeń, z tzw.: "alternatywnym scenariuszem", zakończenia poszczególnych działań, bitew czy większych operacji militarno-politycznych. Piszę to także jako że w jakiejś części w mych żyłach płynie niemiecka krew, a ja sam utrzymuję kontakty z tzw.: "niemiecką linią mojej rodziny". 



"OD WŁOCHÓW DZIELĄ NAS ALPY
OD FRANCUZÓW - RZEKI
OD ANGLIKÓW - MORZE
OD POLAKÓW TYLKO NIENAWIŚĆ"

NIEMIECKIE PRZYSŁOWIE Z XVI wieku





WSTĘP


Nim przejdę do opisywania wydarzeń związanych z odradzającą się po prawie 150-letniej niewoli (licząc od pierwszego rozbioru w 1772 r.), Polski, słów kilka (w formie kontekstu), należy powiedzieć o stosunkach polsko-niemieckich mniej więcej od wybuchu I wojny światowej (nie będę tu opisywał niemieckiej polityki germanizacyjnej, ni stosunku państwa pruskiego do "polskich wrogów", bowiem zabrałoby to zbyt wiele czasu. Należy jedynie stwierdzić że przez cały okres istnienia Cesarstwa Niemieckiego (1871-1914), tak mniej więcej do czasu wybuchu I wojny światowej, w niemieckiej polityce dominował pogląd, który określił jeszcze w 1861 r.  Otto von Bismarck (premier Prus 1862-1890 i pierwszy kanclerz Rzeszy Niemieckiej w latach 1871-1890), a brzmiał on tak: "Bijcie Polaków, aż im chęć do życia przejdzie. Współczuję im co prawda, ale jeżeli mamy trwać, to nie pozostaje nam nic innego jak tylko ich wytępić. Także wilk nie ponosi winy za to, jakim go Pan Bóg stworzył, ale właśnie dlatego kładziemy go trupem, jeżeli tylko możemy".

Wcześniej jeszcze, podczas obrad parlamentu frankfurckiego (1848-1849), który na drodze wrzenia rewolucyjnego (tzw.: "Wiosny Ludów"), próbował doprowadzić do zjednoczenia poszczególnych niemieckich państewek w jeden demokratyczny organizm państwowy, to właśnie podczas obrad owego parlamentu, w lipcu 1848 r. niemiecki poeta Wilhelm Jordan stwierdził po raz pierwszy że występowanie Niemców na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości jest: "sentymentalną głupotą". Jak dalej twierdził: "Przyszedł już chyba czas, aby ocknąć się z tego idealistycznego marzycielstwa, w którym zachwycaliśmy się sprawami wszystkich narodowości, pozostając sami w okowach haniebnego zniewolenia. Czas zbudzić się do życia w zdrowym narodowym egoizmie". Jego słowa były przeciwwagą dla dość dużego poparcia zwykłych Niemców dla idei odzyskania przez Polskę niepodległości. Jeszcze w 1832 r. (tuż po stłumieniu przez Rosję Powstania Styczniowego), na zamku Hambach w Palatynacie, prócz setek czarno-czerwono-złotych flag demokratycznych Niemiec, powiewało także bardzo wiele biało-czerwonych, a jeden z organizatorów polsko-niemieckiego spotkania w Hambach - adwokat Johann Wirth oświadczył zgromadzonym tłumom: "Tylko Niemcy są w stanie przyczynić się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Nasz naród jest pod względem prawnym, jak i moralnym zobligowany do odpokutowania za ciężki grzech zniszczenia Polski (Prusy były jednym z głównych państw zaborczych i to głównie na życzenie Prus a nie Rosji - doszło do rozbiorów Rzeczpospolitej). Nasz naród musi wreszcie przyjąć do wiadomości, że przywrócenie niepodległości Polski jest jego najpilniejszym, podstawowym zadaniem i leży w jego własnym interesie". Następnie odśpiewano pieśń "Noch ist Polen nicht verloren" ("Jeszcze Polska nie zginęła"). Szybko jednak w niemieckim społeczeństwie przeważyły głosy podobne do tych wyrażonych przez Jordana czy Bismarcka, niż Wirtha.

Choć mimo to społeczeństwo niemieckie ceniło np.: piękno polskich kobiet. Mit Polki, kobiety-strażniczki domowego ogniska, surowej i wytrwałej, a jednocześnie pięknej, powabnej i uległej, był bardzo popularny w kajzerowskiej Rzeszy. Podobnie z uznaniem wypowiadano się na temat polskiej kultury. Na niemieckich uniwersytetach np. w Berlinie czy Monachium, polonistyka była jednym z ciekawszych kierunków studiów (to samo zresztą było w carskiej Rosji, gdzie na uniwersytetach w Moskwie, Petersburgu czy Kijowie, polonistyka była wręcz oblegana przez studentów i to zarówno Rosjan jak i Polaków. Był to bardzo popularny kierunek w ówczesnej Rosji, co ciekawe, w tym samym czasie w Królestwie Kongresowym surowo zabraniano nauczania języka polskiego na uniwersytetach i w szkołach, po polsku można było jedynie uczyć lekcji religii. To właśnie pod wpływem owych zakazów, młody Józef Piłsudski, wówczas uczeń wileńskiego gimnazjum, przysiągł sobie: "Gdy kiedyś zdobędę Moskwę, każę napisać na murach Kremla - zabrania się mówienia po rosyjsku").




W 1901 r. wydano w Niemczech pierwsze tłumaczenie "Krzyżaków" ("Die Kreuzritter"), Henryka Sienkiewicza. Następnie "Quo vadis" i wszystkie części "Trylogii". Był to jednocześnie okres natężenia germanizacji w polskich szkołach w Wielkopolsce, na Śląsku i na Pomorzu, przykład chociażby buntu "dzieci wrześnieńskich" z 1901 r. jest tego wymownym przykładem. Zresztą podobnie było po drugiej stronie "kordonu granicznego", narzuconego nam najpierw w 1795 r. a następnie potwierdzonym na kongresie wiedeńskim w 1815 r. który rozdzierał naród na trzy części. W 1905 r. po przegranej przez Rosję wojnie z Japonią, wybuchło ponownie wrzenie rewolucyjne. Szczególnie ciekawie te wydarzenia przebiegały w szkołach "Kongresówki", czy raczej należałoby powiedzieć w "Priwislińskim Kraju" (jak wówczas Rosjanie nazywali Polskę). 19 lutego 1905 r. odbył się wiec w warszawskim Muzeum Handlu i Przemysłu, który chciał wymusić na władzach Warszawy, a następnie całej "Kongresówki", nauczanie w polskich szkołach przedmiotów w języku polskim. Rodzice byli bardziej odważni, bowiem w owym czasie "gorączka rewolucyjna" ogarnęła całą Rosję, a w Petersburgu doszło do krwawej rozprawy (22 stycznia 1905 r.) z demonstrantami żądającymi poprawy warunków najniżej sytuowanych obywateli (czy raczej poddanych) Imperium Rosyjskiego.

Niejaki Andrzej Niemojowski na owym warszawskim wiecu zażądał: "Naród polski chce polskiej szkoły z polską duszą, z polską mową, w rękach polskiego społeczeństwa. Ta wola narodu jest najwyższym prawem". Na sali obecni byli wysocy carscy urzędnicy i była to zapewne pierwsza tak odważna przemowa od bardzo długiego czasu. Rosyjski kurator Wasilij Aleksandrowicz Stiepanow stwierdził wówczas że to skandal że rodzice podburzają dzieci do buntu, powiedział też że powinni być cierpliwi i ufać w dobrą wolę "Jego Viliczestva" ("Najjaśniejszego Pana"), cara Mikołaja II. Jego wypowiedź była spokojna i miała na celu załagodzenie wzburzonych nastrojów, lecz popełnił on jedną gafę, w trakcie przemówienia użył zwrotu "Priwislenije", co jedynie jeszcze bardziej podgrzało nastroje, ludzie zaczęli krzyczeć: "Nie ma Priwislińskiego Kraju - jest Polska, Polska rozumiesz to?". Kurator się wycofał a głos zabrał mecenas Adolf Pepłowski który stwierdził: "Dzieci pałają nienawiścią do rosyjskiej szkoły. Ja, jako ojciec, przyznaję im słuszność. Waszej szkoły nie chcemy, tylko polskiej". Rodzice zebrali ponad 30 000 podpisów pod petycją o pełną polonizację nauczania w Królestwie Kongresowym. Wysłano ją do Petersburga lecz premier Siergiej Juliewicz Witte, początkowo zbył ją ogólnikami a następnie odrzucił w całości. Wkrótce rewolucja została krwawo stłumiona i nikt już nie wychylał się z postulatami o polonizacji szkoły.




Wybuch I wojny światowej w sierpniu 1914 r. spowodował że społeczeństwo Niemiec, dość przychylnie zaczęło odnosić się do Polaków. Taki stosunek wynikał w dużej mierze z uczestniczenia Legionów Józefa Piłsudskiego we wspólnej walce ze wspólnym wrogiem - carską Rosją. Choć jak pisał Roman Starzyński, uczestnik tamtych wydarzeń: "Dostaliśmy karabiny i po 120 ładunków. Karabiny były bez pasów i trzeba je było ze sznurka zaimprowizować (...) Nie wszyscy mieli mundury, niektórzy maszerowali w bucikach spacerowych. Ale humor był, bo mieliśmy nareszcie broń. Słup z dwugłowym orłem. To granica. Każdy czuje się w obowiązku słup ów kopnąć, walnąć kolbą i ... runął by już nigdy więcej nie powstać. Polska jest teraz wszędzie tam, gdzie stanął nogą żołnierz polski. Braliśmy 12 sierpnia przed świtem w posiadanie tę ziemię umęczonego narodu w przekonaniu, że Polska niepodległa już jest i nigdy swej niepodległości stracić nie może". Entuzjazm legunów był ogromny, choć szybko starł się ze smutną rzeczywistością. Jak pisał Michał Sokolnicki o wkroczeniu legionistów do Kielc: "(...) z terenów przez które przechodziliśmy, uciekali ludzie do swoich, do rosyjskiego wojska. Wielkie dwory są bezwzględnie wrogie, po wsiach panuje strach zabobonny i ślepe przywiązanie do istniejącego dotąd panowania i bata (...) Pustka na ulicy, okna i drzwi domów zabite deskami, ani jednego człowieka, ani bydlęcia czy kury".




Jan Dąbrowski pisał zaś: "(...) w Warszawie panuje orientacja rosyjska - aż boleśnie (...) Są ludzie, którzy wierzą, że Rosja da nam po wojnie autonomię. Rosja zwycięska. Rosja która miesiąc temu nie pozwalała radzić po polsku o zamiataniu ulic". I jeszcze opinia Romana Starzyńskiego: "(...) nikt nie wita, nikt nie pozdrawia. Nikt nie wyniesie szklanki wody, nikt nie poda kromki chleba. To już nie Krakowskie, nie polska Galicja, to Rosja, zaludniona szczepem mówiącym po polsku, ale czującym po rosyjsku (...) Traktowano nas jak okupantów. Portrety carskie starannie pochowano, abyśmy ich nie zniszczyli, starano się zachować język rosyjski w aktach, zachować 100 procent lojalności wobec rządu rosyjskiego (...) Nawet Henryk Sienkiewicz, którego nasi kawalerzyści odwiedzili w Oblęgorku, przyjął ich wprawdzie serdecznie i gościnnie, ale czynnie zaangażować się nie chciał i pojechał przez Kielce do Krakowa, skąd udał się do Szwajcarii, aby już nigdy do kraju nie wrócić". Efektem takiego przyjęcia Legionów na ziemi polskiej przez polskie społeczeństwo, było zniechęcenie Legunów do Polaków w Kongresówce , uwidaczniające się w ostatniej zwrotce "Pierwszej Brygady" (potem usuniętej): "Nie chcemy już od was niczego, ni waszych słów, ni waszych łez. Skończył się czas kołatania do waszych serc - je...ł was pies". 





CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz