Stron

środa, 28 września 2016

"BUSHIDO" 1910 - Z DZIEJÓW STOSUNKÓW POLSKO-JAPOŃSKICH - Cz. II

JAK TO POLACY WOJNĘ 

JAPOŃCZYKOM WYPOWIADALI




W niedzielę 7 grudnia 1941 r. o godz. 7:55 rano japońskie samoloty, startujące z sześciu lotniskowców ("Akagi", "Kaga", "Soryu", "Hiryu", "Shokaku" i "Zikaku"), bombardują amerykańska Flotę Pacyfiku, w bazie marynarki w Pearl Harbor. Oto jak potem wspominał ów atak dowodzący pierwszą japońską eskadrą bombowców - komandor Fuchida: "Pode mną leżała cała amerykańska Flota Pacyfiku w szyku, który by mi się nie marzył w moich najbardziej optymistycznych snach. Widziałem kiedyś wszystkie niemieckie okręty zgromadzone w kilońskim porcie. Widziałem także francuskie pancerniki w Breście. I w końcu często oglądałem nasze własne okręty na przeglądach przed cesarzem, ale nigdy nie widziałem w najgłębszym pokoju tyle okrętów zakotwiczonych w odległości od 500 do 1000 jardów jeden od drugiego. Flota wojenna musi zawsze czuwać, bo nie można wykluczyć niespodziewanego ataku. Ale ten obraz tu w dole był trudny do pojęcia". Zaczyna się prawdziwa "rzeź" amerykańskiej floty - pięć pancerników zostaje zatopionych, ciężko uszkodzone są zaś trzy krążowniki, trzy niszczyciele, jeden warsztatowiec i jeden transportowiec. Giną 2403 osoby a 1178 zostaje rannych. W Pearl Harbor nie było zaś głównego celu japońskiego ataku - amerykańskich lotniskowców, gdyż wcześniej zostały stamtąd wyprowadzone (Amerykanie spodziewali się japońskiego ataku, a wręcz starali się Japończyków do niego zmusić, aby mieć powód by wejść do II Wojny Światowej, Pearl Harbor dla administracji prezydenta Roosevelta był więc jedynie przynętą).





Nazajutrz po japońskim ataku, wszystkie państwa alianckie, zjednoczone w wojnie z hitlerowskimi Niemcami i Włochami Mussoliniego - wypowiadają wojnę Cesarstwu Japonii. Wszystkie, prócz ... Polski. Największe państwa koalicji zachodniej (atlantyckiej) - Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, nie potrafią pojąć jak to możliwe. Polska, która zawsze pierwsza wyrywała się do walki, teraz pozostaje bierna, więcej stwarza niebezpieczny precedens, który mógłby zostać wykorzystany przez wrogów w celu rozbicia jedności koalicji. Okazuje się bowiem że blok atlantycki (antyhitlerowski), nie jest monolitem, że można go rozbić, chociażby w kwestii zdefiniowania kto jest wrogiem a kto przyjacielem, dla poszczególnych jego członków. W tej sprawie szczególnie mocno na polski rząd na uchodźstwie w Londynie, naciskają Brytyjczycy. W końcu rząd polski ulega i 11 grudnia Rzeczpospolita Polska oficjalnie wypowiada wojnę Cesarstwu Japonii (notabene była to jedyna deklaracja wojenna w historii Polski od 1918 r.). No nareszcie, myślą sobie politycy w Waszyngtonie i Londynie, zniknął niebezpieczny precedens który mógłybu zostać wykorzystany do rozbicia koalicji sprzymierzonych. Niestety, okazuje się że wypowiedzenie wojny Japonii przez Polskę wcale nie rozwiązuje sprawy, bowiem ... Japończycy nie przyjmują tej deklaracji.


SAMURAJOWIE 



Japoński premier, admirał Hideki Tojo stwierdza bez ogródek że on (w imieniu rządu "Cesarstwa Wielkiej Japonii" - jak brzmiała wówczas oficjalnie nazwa tego państwa), nie przyjmuje w ogóle tej polskiej deklaracji, gdyż zdaje sobie sprawę że Polacy zostali do tego kroku zmuszeni przez Brytyjczyków. Następnie dodaje że Naród Polski, sam walczący o swą wolność (z dwoma agresorami), budzi w Japończykach podziw za swą nieugiętość i męstwo. Japonia nie widzi więc jakiegokolwiek powodu by pozostawać z Polską w stanie wojny. To był szok dla Amerykanów, Brytyjczyków, Francuzów a także innych członków zachodniej koalicji alianckiej. Nie potrafili bowiem zrozumieć jak można ... nie przyjąć deklaracji wypowiedzenia wojny, a tak właśnie się stało - Japończycy nie tylko nie chcieli walczyć z Polakami, ale nawet nie uważali że (przynajmniej formalnie), są z nami w stanie wojny. Rzecz wprost nie do pomyślenia. Postanowiono więc zmienić tę niefortunną (głównie dla państw anglojęzycznych) sytuację, powstał plan przeniesienia polskiego krążownika ORP "Dragon" z Atlantyku na Pacyfik, do ubezpieczenia tam działań amerykańskich wojsk. Nic jednak z tego nie wyszło, gdyż załoga "Dragona" ... odmówiła "pójścia na Japończyków". Oczywiście nie oficjalnie, ale zaczęły się pomruki i niezadowolenie wśród polskich marynarzy, zaczęły się też podnosić głosy że deklaracja wojny z Japonią, powinna być ostatnim krokiem Polski w tej sprawie, podtrzymujemy jedność bloku atlantyckiego i wszystko, dalej już ani nie możemy, ani też nie chcemy się posunąć. 

Zresztą państwo które wspólnie z Niemcami napadło na nasz kraj - Związek Sowiecki, jest uznawany przez Amerykanów i Brytyjczyków za sojusznika. My w tej wojnie walczymy przeciwko dwóm wrogom - Niemcom i Sowietom, bo już nawet nie przeciwko Włochom, a co dopiero mówić o Japończykach, z którymi wiążą nas bardzo bliskie stosunki. Japończycy uważali bowiem Polaków za "naród samurajów" (jak określił Naród Polski - Inazo Nitobe, japoński pisarz, który w 1910 r. zadedykował swoją książkę "Bushido" właśnie Polsce, której notabene nie było wówczas na mapach). Notabene, tylko wśród dwóch narodów świata pojawili się żołnierze-ochotnicy-kamikadze (nie licząc oczywiście muzułmańskich szuszfoli spod znaku "Allaha", którzy wysadzają się w miejscach publicznych, bo im wmówiono że po śmierci będą mogli chędożyć kilkadziesiąt dziewic w Raju, który już, już na nich czeka). Tymi krajami była właśnie Japonia i Polska. W 1939 r. bowiem Dowództwo Obrony Wybrzeża musiało zmagać się w ogromną ilością podań obywateli o możliwość uczestnictwa w samobójczych atakach na niemieckie okręty wojenne na Bałtyku w charterze ... żywych torped. Ludzie ci byli bowiem tak zdeterminowani, że chcieli poświęcić własne życie w obronie zagrożonej Niepodległości państwa, które z takimi trudami odrodziło się ponownie dwadzieścia lat wcześniej. Dowództwo jednak nie zdecydowało się na przyjęcie tych ludzi do służy i skierowanie ich na akcje samobójcze, co niestety dla wielu z nich już po rozpoczęciu niemieckiej okupacji, było związane z wyrokiem śmierci (po długich torturach), gdyż Niemcy na Pomorzu szczególnie intensywnie poszukiwali właśnie tych, którzy w lipcu i sierpniu 1939 r. zapragnęli poświęcić swoje życie w obronie Polski. Podobnie postępowali Japończycy w walce z Amerykanami na Pacyfiku.


POLSKA HUSARIA



Wzajemna współpraca polsko-japońska trwała nadal (nawet po owej komicznej deklaracji wojny), a wywiady Armii Krajowej i Kempetai wymieniały się informacjami wywiadowczymi (zresztą to właśnie Polacy stworzyli nowoczesny wywiad japoński), a współpraca ta była tak bliska, że w 1936 r. szef Referatu "Wschód" Oddziału II Sztagu Głównego Wojska Polskiego - kapitan Jerzy Niezbrzycki, na odprawie służbowej informował swoich podwładnych że współpraca z Japończykami: "musi być nacechowana zawsze 100-procentową lojalnością". Japończycy też swoiście ... pokochali Polskę (i to dosłownie). Wielką popularnością w latach 20-tych i 30-tych w Japonii cieszyła się polska muzyka (szczególnie Chopin), oraz język polski (jedną z japońskich pieśni z czasów I i II Wojny Światowej, była pieśń o Polsce). Podobnie, gdy po 17 września 1939 r. do Rumunii ewakuowali się polscy żołnierze i politycy, Japończycy jako jedynie oferowali im swą pomoc (głównie chodziło o oficerów). Gdy Polacy tworzyli ruch oporu przeciwko Hitlerowi i nazistom w Niemczech oraz przeciwko Niemcom we ... Francji (wkrótce o tym napiszę, ale ciekawe są tu również słowa jednego z najlepszych agentów w historii - majora Michała Rybikowskiego, który w końcu 1939 r. przedostawszy się do Francji, stwierdził w swych raportach: "Nigdzie nie wyczuwało się chęci walki lub stawienia oporu"), postanowiono również rozpocząć zakładanie siatki wywiadowczej w Szwecji i w krajach bałtyckich. I to właśnie tamtejszy polski wywiad był współfinansowany z ambasady Japonii w Sztokholmie.

W okresie międzywojennym stosunki polsko-japońskie były wręcz wyśmienite, a Japończyków zaczęli Polacy traktować podobnie jak Węgrów - czyli jako swoich "genetycznych przyjaciół". Ale może nie powinno nas to dziwić, gdy stwierdzimy że język japoński i język węgierski ... właściwie niewiele się od siebie różnią. Stwierdził to polski prof. Benon Szałek (poliglota znający 20 języków), który odkrył niesamowite podobieństwa pomiędzy językami: japońskim i węgierskim. I tak oto np. "rozpalać ogień" - to po japońsku: "hi suru", a po węgiersku: "hev surol", "czas" po japońsku to: "koro", a po węgiersku: "kor" i dalej można by wymieniać: "wszyscy" - japoński: "mina", węgierski: "mind", "inicjować" - japoński: "okosu", węgierski: "okoz", "pobliże" japoński: "hotori" węgierski: "hatar" itd. Wygląda więc na to, że przodkowie Węgrów przybyli do Europy z azjatyckich stepów, gdzie musieli się stykać z przodkami dzisiejszych Japończyków, zamieszkującymi tereny Syberii. Stąd zapewne wzięły się zapożyczenia językowe (ale co ciekawe, język japoński jest praktycznie tożsamy również z językami: tamilskim i baskijskim - też ciekawa zagwozdka, choć prof. Szałek twierdzi że zapożyczenia językowe tak różnych od siebie ludów, najprawdopodobniej wzięły się stąd, że niegdyś, co najmniej 20 tys. lat temu owe narody żyły pod władzą jednego, wielkiego imperium azjatyckiego, które wymuszało jedność - w tym również językową. Ciekawe prawda, jakie to imperium mogło istnieć na terenach azjatyckich?). 





 
CDN.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz