Stron

czwartek, 6 października 2016

ORDO IURIS I WSZELKIEGO TYPU PROLAJFERZY - ROBICIE ZŁĄ, WROGĄ ROBOTĘ

ORGANIZACJE PRO-LIFE SZKODZĄ,

BARDZO SZKODZĄ







Zawsze sceptycznie podchodziłem do wszelkiego typu deklarowanych katolików, a już szczególnie takich, którzy przejawiali wręcz dewotyczne ciągotki. Choć oficjalnie nie wystąpiłem z Kościoła Katolickiego, to jednak nie uważam się już za katolika w pełnym tego słowa znaczeniu, a mimo to odczuwałem pewien sentyment do tej religii i ludzi, którzy przez wieki wspierali polskość w XIX wieku, w sytuacji całkowitej germanizacji i rusyfikacji ziem polskich. To prawda, polski Kościół Katolicki, był tym miejscem, gdzie przez dekady zniewolenia biło serce polskości. To tam śpiewano polskie pieśni i kolędy, tam świadomość wspólnoty (opartej nie tylko na języku), ale również na kulturze i swoistej pamięci genetycznej - była najsilniejsza. Polski Kościół Katolicki aktywnie włączył się też w pomoc i ochronę Żydom w czasie II Wojny Światowej (wydawano fałszywe metryki chrztu dla żydowskich dzieci, przyjmowano do sierocińców lub ochronek prowadzonych przez Kościół). Dzięki pomocy i (wielokrotnie) poświęceniu wielu polskich kapłanów, uratowano setki a może i tysiące żydowskich dzieci, kobiet i mężczyzn. To wszystko prawda, ale jest też i druga prawda. Prawda, która dla mnie osobiście jest równie ważna. 

Tą prawdę stanowią apele kościelnych hierarchów do wiernych, przestrzegające ich przed wkraczającymi do Kongresówki Legunami Józefa Piłsudskiego. Ta prawda stanowi o zamkniętych drzwiach kościołów, gdy Legioniści chcieli się pomodlić, o zatrzaskiwanych drzwiach i oknach budynków, gdy ludność odwracała się od tych chłopaków, którzy całe swoje życie złożyli na ołtarzu Ojczyzny, na ołtarzu Niepodległości. Ale przecież to nie jedyne przewiny Kościoła Katolickiego wobec Polski. Weźmy np. takiego papieża Grzegorza XVI, pełniącego swój pontyfikat w latach 1831-1846 (wyjątkowego dewote, który uważał że koleje czy mosty wiszące, to wynalazek  szatana), ten oto papież 9 czerwca 1832 r. w encyklice "Cum primum", potępił Powstanie Listopadowe, jakie wybuchło w Królestwie Kongresowym w listopadzie 1830 r. i trwało do października 1831 r. Papież wręcz żądał w owej encyklice, podporządkowania się polskich katolików władzy rosyjskiego (prawosławnego) cara, a powstańców nazywał "ślepymi instrumentami", które na "kłamstwie i oszustwie" doprowadziły do wywołania "nieszczęsnych wydarzeń ubiegłego roku". Radował się również że car stłumił to powstanie, za co poseł rosyjskie w Rzymie - książę Gagarin, przekazał mu gorące podziękowania ze strony swego monarchy (notabene Grzegorz XVI nie pisał tak tylko o polskim powstaniu, ale o wszystkich zrywach narodowowyzwoleńczych w Europie i na świecie.




Podobnie było podczas kolejnego wielkiego zrywu Polaków (oraz Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, bo to wszystko byli mieszkańcy jednego kraju, który co prawda nie istniał już wówczas na mapach Europy, ale istniał w sercach i umysłach tych ludzi, których należałoby nazwać jednym wspólnym określeniem - Rzeczpospolitanie), w latach 1863-1864 czyli Powstania Styczniowego, które to również zostało potępione przez papieża Piusa IX (lata jego pontyfikatu to 1846-1878). Zaś jego sekretarz stanu - kardynał Antonelli: "już od lat wiedział o przygotowaniach do powstania w Polsce Kongresowej" i wiedzę tę "natychmiast przekazał posłowi rosyjskiemu", w celu oczywiście jak najszybszego zgniecenia powstania w Polsce, które zarówno papież jak i jego kardynał przyjęli z radością. A w dwa lata po stłumieniu Powstania Styczniowego, Pius IX (podczas Tajnego Konsystorza w kwietniu 1866 r.), stwierdził: "Teraz jak i wcześniej wyrażamy zdecydowaną dezaprobatę wobec rebelii. W szczególności napominamy duchowieństwo, by z odrazą odrzuciło od siebie bezbożne zasady rewolucyjne. Wzywamy je do poddania się zwierzchności i okazywania jej posłuszeństwa we wszystkim, co nie jest sprzeczne z prawami Boga i jego świętego Kościoła". 

Ale i na tym nie koniec moi drodzy. Wspominałem już o wyjętych od czci i wiary Legionistach Piłsudskiego, którzy w sierpniu 1914 r. ponownie po pięćdziesięciu latach od zakończenia Powstania Listopadowego, starali się zbudzić Polaków z tego długiego niewolniczego snu. Przez hierarchię katolicką (ale również co ciekawe, przez zwykłych księży, którzy jeszcze pięćdziesiąt lat temu, sami stali w awangardzie Powstania, a to właśnie w kościołach najsilniej dała się słyszeć pieśń: "Boże coś Polskę". Wielu księży osobiście brało też udział w walkach powstańczych, jak choćby ksiądz Karol Mikoszewski, który już po klęsce uznał papiestwo za: "najbardziej reakcyjną potęgę Europy", będącą: "ucieleśnioną negacją wolności i sprawiedliwości"), byli oni uznawani za wichrzycieli, którym nie godna jest żadna pomoc ze strony społeczności katolickiej. 

Kolejny cios z Watykanu przyszedł w 1938 r. gdy papież Pius XI (pontyfikat w latach 1922-1939), biskupem gdańskim mianował antypolsko nastawionego miłośnika Hitlera (i współpracownika gestapo) - Carla Marię Splettego, który oficjalnie wznosił modły za Fuhrera, oraz kazał usuwać z kościołów Gdańska wszystkie polskie napisy, zakazał spowiedzi w języku polskim, a ostatecznie usunął wszystkich polskich księży z miasta. Następca Piusa XI - Pius XII (pontyfikat 1939-1958), za pośrednictwem swego nuncjusza w Polsce - kardynała Cortesiego, starał się wymusić na Warszawie ugięcie się wobec niemieckich żądań w sprawie Gdańska i Pomorza, a po rozpoczęciu niemieckiej agresji na Polskę - 1 września 1939 r. kardynał Maglione, odrzucił w imieniu papieża oficjalne potępienie Niemiec w tej kwestii (nawet w złagodzonej formie, którą zaproponował ambasador brytyjski w Watykanie - czyli w formie "ubolewania"), zaś papieskie pismo "Osservatore Romano", stwierdziło coś takiego: "Dwa cywilizowane narody rozpoczynają wojnę..." Czyli tak jakby Polska też zaczynała w jakiś sposób tę wojną, a nie była stroną napadniętą. A gdy Niemcy podzielili się Polską ze Związkiem Sowieckim, prasa papieska w Watykanie stwierdziła że jest to: "sprawiedliwy podział niezbędnej przestrzeni życiowej", "prawo narodu niemieckiego do wolności" i takie tam, nie warte zacytowania wypociny. A ile było niechęci i złości (szczególnie) włoskiego i niemieckiego kleru, gdy papieżem został: "Ten pieprzony Polak", jak część wysokich hierarchów w Watykanie nazywała Karola Wojtyłę, czyli Jana Pawła II (sprawował pontyfikat w latach 1978-2005). 




Dziś, gdy słucham ultrakatolickich konserwatystów, to zaraz stają mi przed oczyma te wszystkie zniewagi, jakich dopuścił się kler papieski (watykański) na ziemiach polskich, jak poniżał Polskę i jak Ją permanentnie wykorzystywał do swych celów. Nie było bowiem w historii takiej podłości, nie było takiego bandziora, z którym Watykan nie wszedłby w konszachty, jeśli tylko uznał że może mu to się opłacić finansowo. Ci wszyscy ludzie, tysiące księży i zakonnic, które oddały życie w różnych miejscach tego globu (jak choćby w czasie Wojny Domowej w Hiszpanii w latach 1936-1939). byli traktowani zawsze instrumentalnie, no co najwyżej po latach można było tego czy innego duchownego - ogłosić świętym czy błogosławionym, co również przekładało się na pozycję Kościoła Katolickiego i jego duchowe finansowe posłannictwo. Czy papieża bolało, że siostry zakonne były np. palone żywcem przez komunistycznych i anarchistycznych bojówkarzy z tzw.: Brygad Międzynarodowych" (tworzonych i sponsorowanych przez Stalina),  nie mówiąc już oczywiście o setkach przypadków gwałtów, gdy tylko wchodzono do jakiegoś klasztoru, dokonywano tam orgii, połączonej najczęściej z późniejszą rzezią mniszek i mnichów. Kogo to bolało? Papieża? Owszem, przecież kolejni męczennicy są potrzebni, cały "interes" musi się bowiem dalej toczyć.

Przyznam się szczerze że nie jestem osobą o radykalnych poglądach prawicowo-konserwatywnych. Owszem, zdecydowanie sprzeciwiam się komunistom, krypto-komunistom, neonazistom genderowcom i wszelkiej maści innym lewakom, którym marzy się wprowadzenie w życie zasad "Nowego, Wspaniałego Świata", w którym człowiek ma funkcjonować w ramach odgórnie narzuconych przez "wybranych" i "nieomylnych" autorytetów (przywódców, wodzów itd.) - zasad. W którym człowiek, jego indywidualizm, jego uczucia, myśli, emocje - nie ma najmniejszego znaczenia, bowiem liczy się siła zbiorowości, która to ma myśleć tak, jak chcą tego "architekci Nowego Wspaniałego Świata". To już się dzieje na Zachodzie, gdzie jakakolwiek konstruktywna krytyka narzuconych odgórnie społeczeństwu postaw, spotyka się od razu z epitetami w stylu "faszysta", "nazista", "homofob", "islamofob" etc. etc. etc. Lub wykreśleniem z kręgu owych "wybranych i nieomylnych" (wśród których są politycy, dziennikarze, wykładowcy uniwersyteccy ...), co chociażby spotkało w kilka lat temu autora "Zapomnianego Holokaustu" Richarda C. Lukasa, który został spostponowany przez własne środowisko akademickie, gdy ośmielił się stwierdzić że wiele innych narodów w Europie i na Świecie (w tym konkretnym przypadku - Polacy), cierpiało podobnie, a może znacznie bardziej od Żydów, ale jakoś nikt nie kręci o tym filmów, nie mówi się o cierpieniach Polaków mordowanych na Wołyniu z rąk ukraińskich nacjonalistów bandytów, nie pisze się o cierpieniach Ormian, niszczonych przez Turków, oraz o wielu innych zbrodniach, jakich popełnił człowiek na drugim człowieku od zarania naszych dziejów. Temat w mediach, kinie i telewizji jest tylko jeden - Holokaust Żydów, koniec kropka.




To był oczywiście przykład, takich przykładów odgórnej manipulacji narodami i społeczeństwami (a w powszechnym mniemaniu wielu lewackich ideologów "Nowego, Wspaniałego Świata" - "bezrozumnymi masami" którymi musi dopiero pokierować jakaś awangarda, jakaś elita, aby "zrobić im dobrze", bo sami oczywiście są za głupi by to osiągnąć). Dlatego też jestem zdecydowanym i konsekwentnym wrogiem komunizmu i jego wszelkich późniejszych przepoczwarzeń - nazizmu, feminizmu, polityki multi-kulti, poprawności politycznej etc. Ale w głębi swego serca jestem socjalistą (mimo że wyklucza to chociażby fakt iż sam jestem pracodawcą). Pamiętam że od młodości bardziej ciągnęło mnie w kierunku ruchów lewicowych - potem oprzytomniałem, ale sentyment do ZDROWEGO socjalizmu (za który uważam dbanie o godność drugiego człowieka, a w dzisiejszych czasach owa godność najlepiej się uwidacznia w formie finansowej), pozostał we mnie po dziś dzień. Ale nie tylko lewacy pragną stworzyć "Nowy, Wspaniały Świat" (oczywiście na krwi i gruzach dzisiejszego świata, społeczeństwa i zwykłych ludzi), również dążą do tego wszelkiego typu prawicowi ekstremiści, tacy jak np. fanatycy religijni. 

Ci ludzie, wywodzący się z ogólnie rozumianej "prawicy", na zdrowy rozum powinni popierać rząd, który po tylu latach stara się na reszcie przywrócić godność Polsce i jej obywatelom, tak by się mogło wydawać - prawda? Niestety, wszelkiego typu "prawicowi" Korwini, Brauny, Giertychy, Młodzież Wszechpolska, Narodowcy - równie mocno krytykuje ten rząd, jak i ogólnie rozumiane lewactwo z resortowymi dziećmi PRL-u, tęczówkami i całym tym kodziarstwem finansowanym przez Sorosa. I nie znaczy tutaj wcale, że ja jestem bezkrytycznym zwolennikiem tego rządu, że uważam iż nie można czy nie należy go krytykować za błędy, jakie popełniają jego przedstawiciele. Wręcz przeciwnie - rząd, każdy rząd, musi czuć nad sobą silną rękę społeczeństwa, kontrola jego poczynań MUSI być stała i permanentna, bo władza (każda władza, bez względu na deklarowane wcześniej szczytne cele), deprawuje, a władza totalna deprawuje totalnie (wystarczy tylko prześledzić sobie losy afrykańskich bojowników o wolność, ludzi szlachetnych i walczących o wolność swych ojczyzn, którzy po zdobyciu władzy, stawali się krwawymi dyktatorami, mordującymi setki tysięcy własnych obywateli). Ludzi którzy są na władzę odporni i którzy realnie myślą o dobru Ojczyzny i jej obywateli, a nie o własnej kiesie - można by w dziejach każdego narodu policzyć na palcach jednej ręki. 

Tak więc każdy rząd, bez względu na zapatrywania polityczne - musi czuć na karku oddech społeczeństwa, ale krytyka także musi być konstruktywna, czyli taka, która wskaże błędy i rozliczy z ich naprawienia, a nie taka która wali na oślep bo się opcja polityczna nie podoba. Dlatego też ja zawsze z ogromnym sceptycyzmem słuchałem tego co mówi np. pan Grzegorz Braun (o "Korwinie Krulu" już nie będę się nawet wypowiadał). Nie podoba mi się ta gadka-szmatka odwołująca się do przestraszenia Polaków wizją konfliktu z Rosją. Nikt nie chce takiej wojny (ja już wielokrotnie pisałem na tym blogu, że Polska, aby stać się wielka, potrzebuje jeszcze co najmniej trzydziestu-czterdziestu lat spokoju, całkowitego spokoju, a to akurat jest mniej więcej tyle, ile potrzeba Rosji by zaczęła się powoli rozpadać), ale społeczeństwo, naród MUSI być do niej przygotowany. Dlatego też popieram tworzenie brygad Wojsk Obrony Terytorialnej, co staje się faktem właśnie dzięki temu rządowi i temu ministrowi Obrony Narodowej - Antoniemu Macierewiczowi. Aby bowiem nie doszło do ataku na dany kraj, to agresor musi wiedzieć, że ewentualny atak może spowodować więcej strat niż zysków i może być niezwykle kosztowny. Poza tym bardzo razi mnie pro-posyjskość narodowców i ich popleczników. 

Wróćmy jednak do tematu katolików i tych wszystkich organizacji "Ordo Iuris" czy innych prolajferów, którym marzy się wywrócenie do góry nogami społecznego kompromisu w sprawie aborcji, wypracowanego jeszcze w 1993 r. i wprowadzenie całkowitego zakazu przerywania ciąży. Ja nie jestem zwolennikiem mordowania dzieci w łonie matki (chyba żaden zdrowo myślący człowiek nie jest - poza fanatycznymi grupkami lewaków), ale na Boga, nie można zmusić kobiety, aby na siłę rodził dziecko, które albo zaraz porzuci, albo zabije po urodzeniu. Kto się takim dzieckiem zajmie? Organizacje katolickie? Owszem, Caritas wiele robi aby wspomóc biedne i chore dzieci, ale na dobrą sprawę, to też są instytucje biurokratyczne, a tam gdzie biurokracja i urzędnicy, tam już człowiek się praktycznie nie liczy). Wkurza mnie też, że ci wszyscy prolajferzy właśnie teraz, gdy atak międzynarodowego lewactwa i (również uosabianego przez polityków Komisji Europejskiej, Komisji Weneckiej i Parlamentu Europejskiego), finansowanego w dużej mierze przez z kasy George'a Sorosa, jest tak silny i konsekwentny od wielu miesięcy. Według mnie, owi prawicowi prolajferzy to albo totalne głupki (którym się wydaje że mogą teraz po zmianie władzy już wszystko), albo też sorosowe (choć oczywiście nie tylko) śpiochy, które chcą podrzucić PiS-owi "zatrute kukułcze jajo", aby dzięki temu spróbować odwrócić trend społecznego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. 

Kończąc, chciałbym tutaj wspomnieć również o prywatnym wydarzeniu, które mnie poważnie zaskoczyło, a o którym dowiedziałem się kilka tygodni temu. Mianowicie w sierpniu tego roku zmarła moja mama. Już po pogrzebie dowiedziałem się od siostry, że mama w latach 80-tych i 90-tych dokonała aż trzech aborcji, to było już po naszych narodzinach (mój rocznik 81, a siostra jest ode mnie trzy lata młodsza). Przyznać się jednak muszę, że już od dłuższego czasu podejrzewałem że mama najprawdopodobniej dokonała kiedyś aborcji (choć nigdy o tym nie wspominała), ale nie sadziłem że aż trzech. Dlaczego tak się stało? Z tego co powiedziała mi siostra, której mama wyjawiła tą tajemnicę, nasi rodzice nie chcieli mieć więcej niż dwójkę dzieci (poza tym był czas że nam się nie przelewało), nie zabezpieczali się też przed niechcianą ciążą, bo wiadomo, kiedyś mało kto o tym myślał. W każdym razie piszę o tym, ponieważ nie można ściśle ustalić życia człowieka pod linijkę odtąd-dotąd. Życie przynosi dziwne, niekiedy przerażające a często zaskakujące sytuacje, nie każdy jest gotowy też aby temu sprostać. I nikt - ani lewactwo, ani konserwatywne organizacje katolickie, nie mają prawa tego zmieniać by tworzyć swój wyimaginowany "Nowy, Wspaniały Świat". 


Dlatego też raz jeszcze powtórzę:


"ORDO IURIS" I WSZELKIEGO TYPU PROLAJFERZY
SZKODZICIE POLSCE, SZKODZĄC TEMU RZĄDOWI, BARDZO SZKODZICIE"




 

PS: Bardzo dobrze się stało, że Sejm odrzucił projekt stowarzyszenia "Ordo Iuris" wprowadzający całkowity zakaz aborcji, szkoda tylko że "smród" ciągnący się za tym projektem pozostał  


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz