W CZASIE WOJNY PRAWDA
STAJE SIĘ TAK CENNA,
ŻE POWINNA BYĆ CHRONIONA
PRZEZ STRAŻNIKÓW KŁAMSTW
WINSTON CHURCHILL
Kłamstwo i Prawda - czym są? Któż to wie, tym bardziej że czasy, w których przyszło nam żyć, nie uwzględniają takich "średniowiecznych" różnic, dziś liczy się przede wszystkim "narracja". Walka więc toczy się o to, czyja "narracja" okaże się lepsza, skuteczniejsza, taka, która dotrze do większego ogółu ludności, przebije się do mediów i stanie się "narracją powszechnie obowiązującą". Bo przecież oczywistą oczywistością (że tak strawestuję klasyka), jest, że nie istnieje coś takiego jak Prawda i Kłamstwo - lewica od dekad wtłacza nam (społeczeństwu), do głowy tę wiedzę, nie ma Prawdy, nie ma Boga, jest tylko narracja i ciągła, niekończąca się walka o najróżniejsze erzace (tematy zastępcze), o których zamierzam napisać w tym temacie. Zauważmy też, że jeśli Prawda nie istnieje, to nie istnieje też Moralność, powstaje więc chaos, powstaje tumiwisizm, egoizm i nihilizm (one istnieją zawsze w człowieku, ale w tym przypadku zdobywają przewagę). Nie ma Dobra i nie ma Zła, jest tylko odpowiednio przygotowana narracja. Ale skoro nie ma Dobra, nie ma Prawdy i nie ma Moralności, to pozostaje tylko jedno - "róbta co chceta", a ponieważ stan chaosu jest stanem nienaturalnym, więc w tym przypadku musi pojawić się ktoś, kto całe to zdziczałe towarzycho weźmie ostro za przysłowiową mordę. Skoro odebraliśmy ludziom wszystko co mogliśmy im odebrać, czym więc (w naszych i nie tylko naszych oczach) różnią się oni od zwierząt? Tym że potrafią mówić - dobre sobie, to nawet lepiej, ludzi bowiem też można odpowiednio wytresować, aby byli dobrymi i miłymi "zwierzaczkami".
I tutaj wykorzystywana jest inna "narracja" o której także napiszę, a która jest dziś usilnie promowana - nazywa się ona teorią ewolucji, czyli innymi słowy z glizdy może powstać słoń, a z małpy człowiek. Skoro tak, to czym dzisiejsi ludzie różnią się od swych pradawnych ziomków? Przecież to też zwierzęta, tylko lepiej ubrane, mieszkające nie w jaskiniach czy na drzewach ale w domach, mimo to są to wciąż te same zwierzęta, które potrzebują swoich przewodników - swoich władców, którym będą mogli służyć. Ludzi należy kontrolować, bo jak nie to gotowi rzucić się sobie do gardeł, niczym ich małpi przodkowie. Narracja dziś rządzi więc światem, a wyjście poza pewne, nakreślone (przez kogo?) kanony, jest ... zbrodnią, za której popełnienie należy ukarać nieposłuszne zwierzę. Są bowiem w naszym świecie ludzie, którym zamarzyło się sprawować totalną kontrolę nad tym całym ludzkim "zwierzyńcem", lecz aby tego dokonać muszą wprowadzić pewne kryteria - kłamstwa (pomieszane z prawdą), które stają się określonymi narracjami, system kontroli społeczeństw, który ma stać się wyznacznikiem ich "obywatelskości" i "demokracji". W tym temacie postaram się omówić największe kłamstwa współczesnego świata, oraz konsekwencje jakie za sobą niosą, a także pokazać kim są ludzie, którzy "kręcą tym całym interesem" (nie mówię że bezpośrednio - nie, nie, to jest system naczyń połączonych, a strukturą ich władzy jest struktura piramidy - od góry do dołu). Przejdźmy więc do konkretów:
KŁAMSTWO nr. I
"WALKA O RÓWNOŚĆ"
Jedno z najbardziej perfidnych i niekończących się kłamstw z jakim się spotkałem, a jednocześnie bardzo "medialnych", łapiących za serce, wywołujących żywe emocje. Kocham Sokratesa - wiecie moi drodzy, uwielbiam tego antycznego greckiego filozofa właśnie dlatego, że potrafił tak długo zadawać pytania, które potencjalnie słuszne argumenty, sprowadzane zostawały na koniec do absurdu. Takim właśnie absurdem współczesnego świata, jest przekonanie że istnieje (lub że można wprowadzić) równość czy równouprawnienie wszystkich ludzi na Ziemi. A ja się w takim razie zapytam, używając jedynie swego rozumu - czy widział ktoś, ktokolwiek i kiedykolwiek na tym świecie równość. Jeśli tak, to gdzie i kiedy to było, bo ja się przyznać muszę że nigdy nie słyszałem ani nigdy nie widziałem czegoś takiego jak równość. Już Napoleon Bonaparte stwierdził że równość nie istnieje, choć przecież obłudnie na sztandarach Rewolucji Francuskiej wypisywano durne hasła: "Liberté, Égalité, Fraternité", a potem tysiące ludzi szło na szafot - no tak, prawdziwe równouprawnienie wprowadzono tylko w sposobie uśmiercania, ale chyba nie o to chodziło autorom tych komicznych haseł.
Równość nie istnieje nigdzie, dosłownie NIGDZIE i nigdy nie zaistnieje. Jeśli więc słyszycie od kogoś że walczy o równość, równouprawnienie czy inne tego typu "narracje", wiedzcie od razu że albo macie do czynienia z pożytecznym idiotą, który niczym małpa robi wszytko, bo "tak czuje" i chce żeby "wszyscy ludzie się kochali i wszyscy mieli po równo", albo też z człowiekiem wyrachowanym, który wiedząc że to wszystko wielka bujda na resorach, wykorzystuje to dla własnych celów. Proszę zauważcie, nigdy w dziejach ludzkości nie istniała równość, więc skąd takie przekonanie że w ogóle może kiedykolwiek zaistnieć? Owszem, bywały takie plany, wprowadzenia powszechnej równości - gdzie, kiedy? A chociażby właśnie podczas Rewolucji Francuskiej, Rewolucji Bolszewickiej, w Związku Sowieckim, w hitlerowskich Niemczech - było super prawda, udało się, wprowadzono równość. Równość cmentarną, równość wszystkich w pozbawianiu ich życia. Ale chyba nie o oto chodziło autorom tych szczytnych haseł (choć może to i ja się mylę, bo jeśli spojrzymy na takie indywidua jak np. Robespierre, Saint-Just - "Anioł o zimnym spojrzeniu", Lenin, Trocki, Stalin, Hitler, Mao-Zedong, Pol-Pot, Che Guevara czy Castro to mam w tej materii spore wątpliwości).
Skąd więc w ogóle w człowieku wzięło się pragnienie owej równości, oraz dążenie do równouprawnienia wszystkich ludzi na Ziemi? Według mnie (choć jest to tylko moja tzw.: "narracja" może ktoś ma w tej sprawie inne zdanie), bierze się to z podświadomej pamięci Jedności wszystkich ze wszystkimi. Pamięć podświadomości jest jednak wybitnie wykoślawiona, a to co można by nazwać równością - jest tak naprawdę tożsame z ludzką duchowością, co oczywiście dla wielu środowisk (wyznających wiarę w równość)m, jest nie do zaakceptowania. Bo przecież nie da się nigdzie odnaleźć przykładów równości na tym świecie. Począwszy od ludzkiej (nie tylko ludzkiej, ale na niej się skupmy, aby się zbytnio nie oddalać od tematu) biologii, poprzez umysłowość, cechy charakteru, osobowość - jesteśmy tak różni, że lepszych przykładów nie trzeba aby obalić ową (głównie lewicowa, czy też wręcz lewacką) narrację.
Kiedyś sądzono na przykład że to kobiety odpowiadają za płeć przyszłego dziecka (co spowodowało choćby że piękna Anna Boleyn musiała pożegnać się z życiem). Dziś już wiemy, że to mężczyzna decyduje o płci dziecka, bowiem kobieta ma do zaoferowania tylko jedne i te same chromosomy XX, podczas gdy mężczyzna, posiadający chromosomy XY, wprowadza również chromosom Y (odpowiedzialny za płodzenie synów), który może się "zainstalować" w kiełkującym w brzuchu matki dziecięciu w ok. piątym tygodniu jego życia. Jeśli chromosom Y jest w jakiś sposób wadliwy (również z winy ojca a nie matki), dziecko co prawda wykształci się jako mężczyzna, ale ... tak naprawdę pozostanie kobietą (wszyscy bowiem jesteśmy kobietami gdzieś tak właśnie do piątego tygodnia życia, nim nie "aktywuje" się chromosom Y. Często w ogóle nie jest on wprowadzany do płodu, co powoduje że rodzą się dziewczynki). Będzie więc fizycznie mężczyzną, ale będzie odczuwał np. pociąg do mężczyzn, będzie lubił się przebierać w damskie fatałaszki, malować itd. itp. To wszystko dzieje się w genach, i niestety odpowiedzialnym jest za to ojciec, a nie matka (męski płody są też znacznie słabsze - gdyż chromosom X, napotykając przeciwstawny chromosom Y, często uznaje go za "ciało obce" i ... próbuje z nim walczyć - i znacznie częściej umierają).
Tak więc geny determinują to, jak wyglądamy fizycznie, dlatego też kobiety poszukują odpowiednich ojców dla swych dzieci i albo oblegają ludzi majętnych, albo polityków, wielkich mężów stanu, lub ludzi nieprzeciętnie inteligentnych, dzięki temu zwiększając szanse urodzenia podobnego ojcu "geniusza". Znów bowiem "Natura" przeznaczyła mężczyznę do roli dawcy genów i to właśnie od niego zależy to, jaki będzie potencjalny potomek (ciekawie to wygląda np. u mrówek, gdzie jedynie z jaj zapłodnionych przez samców, kopulujących z królową, rodzą się późniejsze samice - robotnice czy też inne królowa, natomiast z jaj niezapłodnionych spermą samców - zawsze rodzą się kolejne samce. Tak więc w tych społeczeństwach (odwrotnie do naszego), to kobiety są płcią dominującą, jako że wszystkie one posiadają zarówno matkę jak i ojca, podczas gdy samce rodzą się bez ojców, a jednocześnie z połową genów, są więc upośledzeni genetycznie, w porównaniu ze swymi siostrami).
Podsumowując więc - równości nie ma, nie było i nigdy nie będzie, a kto wciąż o to walczy - jest albo totalnym głupcem, albo wyrafinowanym kłamcą, głoszącym odpowiednią "narrację" w celu polepszenia swojego statusu społeczno-ekonomicznego.
KŁAMSTWO nr. II
"BOGA NIE MA"
To równie perfidne i równie głupie kłamstwo, próbujące przyrównywać ludzi do zwierząt - "Boga nie ma, więc róbta co chceta, bo jakby był, czyż nie uratowałby więźniów w Auschwitz, czyż nie dopomógłby chorym i cierpiącym, czyż nie uratowałby dzieci umierających z głodu? Widzicie nie ma Boga". Bardzo podobały mi się ostatnio dwie wypowiedzi. Jedna dość już stara, bowiem z roku 2014, została on wygłoszona przez obecnego metropolitę krakowskiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który właśnie w 2014 r. prowadził dialog z ateistą w ramach "Dialogu w katedrze", odbywającego się w archikatedrze łódzkiej. Padały tam określenia typu: "wiara to największe kłamstwo jakie kiedykolwiek wymyślił człowiek", oraz że "człowiek jest bestią" (no właśnie, skoro jest bestia, to należy go poskramiać, zamykać do klatki i znakować jak zwierzę - czyż to już się nie dzieje na naszych oczach?). Ale tak naprawdę zastanówmy się, czy istnieje jakiekolwiek życie poza Bogiem? To pytanie może dla niektórych wydawać się dziwne, ale zaświadczam Wam że jest ono banalnie proste i nie ma w nim nic dziwnego czy niezrozumiałego - Czy istnieje życie poza Bogiem?, a jeśli tak, to gdzie?
Nim sam odniosę się do tego tematu (choć już wielokrotnie uczyniłem to w innych moich postach na tym blogu), zaprezentuję może to, co powiedział wówczas arcybiskup Jędraszewski, a mianowicie: "Tylko w Bogu można odnaleźć siebie. To co daje religia, ateizm odbiera. Ateizm odbiera prawdę, poczucie sensu istnienia, odbiera prawdę dlaczego warto cierpieć, poświęcać się pomimo tylu trudności i żyć. Jeśli żyjemy tak, jakby Bóg istniał i opowiadamy się za dobrem, to nawet jeśli Go nie ma, nic nie tracimy. Natomiast jeśli żyjemy tak, jakby Boga nie było, a On jest, mamy wiele do stracenia. Przed nami ogromna stawka do wygrania - życie wieczne, i to właśnie rozum podpowiada nam rozwiązanie". Arcybiskup dodał również, na pytanie, które ja zamieściłem na samym początku, o to dlaczego Bóg nie pomaga biednym, cierpiącym, chorym i prześladowanym w sposób niezwykle prosty i wymowny: "Czy Bóg ma spełniać wszystkie zachcianki i oczekiwania człowieka?". No właśnie, po co w ogóle żyjemy? Czy po to aby "Bóg robił nam dobrze?" Po cholerę takie życie, co ono wnosi do naszego samorozwoju, co nam daje? Mamy być chronionymi małpkami zamkniętymi w klatce i doglądanymi czy przypadkiem sobie czegoś nawzajem nie wyrządziły?
Człowiek posiada Wolną Wolę, ma możliwość kształtowania zastanej rzeczywistości - czegóż jeszcze moglibyśmy wymagać, chcemy żeby Bóg prowadził nas zawsze za rączkę, dbał o nas jak się dba o małe pieski? Nie ma życia bez Boga, NIE MA ŻYCIA BEZ BOGA!!! I zawsze, w każdym momencie naszego życia możemy się z Nim połączyć, nigdy nie jesteśmy sami i nigdy sami nie będziemy (choć ludzie często tworzą sobie swój własny, alternatywny świat, w którym nie ma Boga za to jest mnóstwo "elementów zastępczych", które są iluzją). Ludzie czasami odnoszą sukces (dzięki swej pracy, poświęceniu, czasami szczęściu, które nie jest jednak żadnym przypadkiem), i uważają się za kogoś, ko pozjadał już wszystkie rozumy i nikogo nie potrzebuje, a już najmniej potrzebuje Boga. Jakże to jest ulotne i iluzoryczne myślenie - wystarczy bowiem ... jakaś tragedia i koniec. Koniec naszej popularności, sławy, zaszczytów. Zresztą wystarczy chociażby sama sława, która w prostej drodze (człowieka który chce wyeliminować Boga ze swego życia), prowadzi na manowce, a w konsekwencji ku upadkowi i śmierci. Sława bowiem nie trwa wiecznie, jeśli ktoś jest np. celebrytą, obraca się w świecie fleszy, show-biznesu, wielkich pieniędzy i sławnych ludzi, to pragnie ten stan utrzymać po wieczność. A tak nie jest (pisałem już o tym że nie ma czegoś takiego jak stabilizacja, wszystko bowiem podlega ciągłym zmianom). Wreszcie przychodzi załamanie, zresztą każdy z nas jest człowiekiem, co z tego że podziwianym i uwielbianym przez fanów, gdy kończymy nasz pełen przygód dzień, najczęściej wracamy do pustego domu - jesteśmy ... sami. No właśnie - sami?
Ostatnio oglądałem wypowiedź pani Agnieszki Frykowskiej, czyli słynnej "Frytki" z Big-Brothera, która zniknęła na pięć lat z celebryckiego życia. Co robią w tym czasie, gdzie była? Ona mówi że przeżywała traumę, popadła bowiem w alkoholizm, narkotyki, wreszcie zaczęła mieć przerażające omamy, krzyczała w niebogłosy, widziała pojawiające się wokół niej demony - nie obyło się bez egzorcyzmów. Dziś jest mężatką, matką i osobą zupełnie odmienioną - przede wszystkim duchowo. Odnalazła swoją drogę, odnalazła Boga, który przyniósł jej (jak sama to określa) spokój oraz ... ogromnego powera, siłę i moc, jakiej nie czuła nigdy wcześniej - oczywiście siłę duchową, ale jest ona najpotężniejszą i najdoskonalszą ze wszystkich. Wiara bowiem daje człowiekowi niezwykłą moc, siłę twórczą (o której też już co jakiś czas wspominam). Człowiek, który zdaje sobie sprawę ze swej potęgi, która jest potęgą Boga - jest nie do pokonania, nie jest w stanie go zniszczyć nikt, ani nic co innego. Przykładem niech będę ja sam. Wiara, a raczej pewność tej naszej bliskości, nierozerwalnej więzi między człowiekiem żyjącym na Ziemi a Bogiem, stwórcą wszechrzeczy, daje niesamowitą siłę. Nie będę się powtarzał, pisząc że pozwala też zmieniać rzeczywistość wokół siebie, w tym również w kwestiach finansowych. Ja bowiem nie pamiętam sytuacji (no chyba że ze wczesnego dzieciństwa, gdy nam się nie przelewało), abym miał problemy z zarabianiem pieniędzy.. Nie posiadam kredytów - kolejnej formy powszechnego zniewolenia naszych czasów - a raczej to, co posiadali nasi przodkowie (jeszcze nawet w czasach komuny), czyli pokaźny, odłożony "na czarną godzinę" kapitał.
Nie chcę pisać o sobie - byłoby to uważam nazbyt nudne - ale pragnę tylko uświadomić, że ja doprawdy nie przypominam sobie sytuacji, abym musiał te pieniądze zarabiać w pocie czoła, w trudzie i znoju, nawet to, co odziedziczyłem po zmarłym tacie, nie było niczym doprawdy szczególnym. Pragnę więc uświadomić wszystkich, czytających tę moją pisaninę, że z Bogiem jesteśmy niczym olbrzymy w krainie liliputów, i nie groźna nam jest żadna przeszkoda, żadne kłopoty, żadna tragedia, gdyż wszystko jest płynne, a my jesteśmy z Bogiem, najlepszą i najdoskonalszą mapą drogową i gps-em naszego życia.
Aha i na koniec jeszcze jedno - drugą z wypowiedzi które przytoczyłem na początku, była ta, udzielona przez podróżnika, pisarza, publicystę zamieszkałego na stałe w USA (ale często odwiedzającego Polskę) - Wojciecha Cejrowskiego (notabene w czasach komunizmu, Cejrowski był jednym z więzionych i prześladowanych opozycjonistów, bity i poniżany, raz nawet wyrwano mu wszystkie palce ze stawów i przekręcono w drugą stronę), w programie Agnieszki Gozdyry - "Skandaliści". Powiedział on tam krótko: "Życie nie musi być miłe, nie musi być piękne, ale ma prowadzić do zbawienia duszy (...) Pan Bóg nie jest od robienia takich miłych prezentów że całe życie będzie piękne, czasami daje takie doświadczenie żeby zbawić człowieka (...) nieszczęście po to aby przepalić coś w człowieku (...) Ja na twarzy mam szczęście". Niech te słowa będą podsumowaniem pierwszej części tego tematu.
NAJLEPSZY MOMENT CAŁEGO WYWIADU
11:30
GOZDYRA: W TYM MOMENCIE JESTEŚMY NA PLUSIE, CZYLI WIĘCEJ WZIĘLIŚMY (Z UNII EUROPEJSKIEJ) NIŻ WPŁACILIŚMY
CEJROWSKI: NIE.
GOZDYRA: NO TAK.
CEJROWSKI: NIE.
GOZDYRA: NO WOJTEK - TAK, NO!
CEJROWSKI: NO NIE, NO NIE "KOTKU" NIE!
CDN.
Lukas. Przestań mieszać boga Katolickiego z Stwórcą wszystkiego. Specjalnie piszę z małej litery boga, bo to bożek jest. Fałszywy bóg!
OdpowiedzUsuńCzytam różne też rzeczy i jest wzmianka, że Ci którzy się bawili w genetykę i nas stworzyli również ogłosili się bogami.
Nie mieszaj proszę cię kościoła i tej zakłamanej religii opartej na kłamstwie żydowskich, które wychowane jest na tych fałszywych bogach z prawdziwym Twórcą.
Wprowadzasz czytelników w błąd już na starcie tego wpisu. Weź pod uwagę, że jest dużo istot czy to z 4 wymiaru fizycznych, czy też astralnych, którzy aż zacierają ręce, by żywić się nami. Stąd też wpajane są nam te kłamstwa.
Zapewne masz rację, ale ja na to patrzę trochę z innej strony. Mianowicie (i sądzę że tak podchodzi do tego tematu większość ludzi, którzy deklarują się jako katolicy, czy nawet chrześcijanie), mam tutaj na myśli sam akt wiary w Boga, w tę twórczą Moc Kreacji.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o wiarę chrześcijańską/katolicką, to nie tylko ona satnowi pożywkę dla sił o których piszesz, natomiast jest to siła, pod którą (według mnie), ponownie należy się zjednoczyć w obecnej sytuacji.
Ta religia, ta wiara ulegnie zmianie - wierz mi Soyokaze że nie będzie już ona tak obłudna i materialistyczna jak jest to obecnie, ale do tego trzeba pobudzenia wiernych. To są tematy dość wielowątkowe, bowiem jak tu mamy się zwrócić w stronę prawdziwej Duchowości, skoro czeka nas jeszcze tyle wyzwań, które musimy jakoś przetrzymać. Bez wiary (i to na razie wiary takiej, jaka ona jest), wiele osób nie będzie mogło sobie z tym poradzić. Człowiek bowiem jest taką istotą, że w sytuacji jakiegoś załamania z reguły ma dwa wyjścia - albo ucieczka w alkohol, narkotyki i wszelkiego typu używki, albo też w stronę Boga i religii.
Wydaje mi się - mimo wszystko - że lepiej będzie, jeśli ludzie wybiorą tę "drugą opcję". Wydaje mi się to lepszym rozwiązaniem, niż powolne staczanie się człowieka w przepaść bez dna, a w konsekwencji ... samobójstwo.