Stron

poniedziałek, 6 lutego 2017

NIEWOLNICE - Cz.XXIII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI 

NIEWOLNICAMI


HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. II

 



Przez następne dwa tygodnie Anees przysyłał mi codziennie liściki, które przechowywałam jak najcenniejszy skarb. Gdy przyszedł czas wyjazdu do domu na wakacje, wracałam uzbrojona w te listy z postanowieniem, że powiem matce, iż chcę za niego wyjść. Anees i ja lecieliśmy tym samym samolotem, lecz nie śmieliśmy usiąść obok siebie ani się do siebie odezwać. Gdy znalazłam się w domu, nie byłam już taka zdecydowana. Nie mogłam zdobyć się na odwagę, by stanąć twarzą w twarz z moją matką. Zamiast tego napisałam więc do niej kartkę, że spotkałam mężczyznę, który chce się ze mną ożenić, i zostawiłam ją pod jej poduszką. Potem zaczęłam modlić się do Allaha (w czasie nauki w klasztorze nie próbowano wpływać na zmianę naszej wiary). Klęczałam właśnie na macie przeznaczonej do modlitwy i zwierzałam się Allahowi prosząc Go, żeby zmiękczył serce mojej matki, gdy nagle ona przerwała moje modlitwy. Jak burza wpadła do mojego pokoju i wściekle wymachując moją kartką zażądała, bym opowiedziała jej wszystkie te "skandaliczne" szczegóły. Odpowiedziałam, że nic nie było między nami prócz listów. Zażądała, abym je pokazała. Gdy je czytała, siedziałam przed nią z pochyloną głową, czerwona ze wstydu. Matka poinformowała mnie z wyniosłą miną, że matka Aneesa już się o mnie oświadczyła, lecz ona odmówiła, ponieważ jestem za młoda. Rzeczywistą przyczyną było jednak to, że, według niej, Anees nie był dla mnie ani dla niej wystarczająco dobry. Jego rodzina nie była zbyt zamożna ani znana, a on był jednym z wielu kierowników w swojej firmie i zarabiał nędzne osiemset rupii na miesiąc. W opinii matki był on więc zwykłym leniuchem. 

Po kilku miesiącach matka oznajmiła mi groźnym tonem, że ponownie rozmawiała z Aneesem i jego matką, i jeszcze raz im powtórzyła, że nie ma mowy o małżeństwie. Czułam się zagubiona, odarta ze złudzeń i pozbawiona wszelkiej nadziei. Jedyna szansa uzyskania wolności tak szybko została zniweczona. Podczas miesięcznych wakacji trzymana byłam w domu niczym więzień, nie pozwalano mi nigdzie wychodzić ani podchodzić do telefonu. Matka prawie się do mnie nie odzywała, a kiedy już to robiła, doznawałam uczucia, że w jej oczach uchodzę za nieczystą. Po wakacjach matka odwiozła mnie do szkoły i pouczyła zakonnice, żeby staranniej mnie pilnowały i sprawdzały moją pocztę. Bardzo przygnębiona, próbowałam skupić się na przygotowaniu do egzaminów końcowych, lecz żyłam jedynie przemycanymi potajemnie liścikami od Aneesa. Bałam się panicznie, że stracę mężczyznę, którego miłość zaślepiła na tyle, że wydawałam mu się piękna, byłam przekonana i obawiałam się, że taka pomyłka może nigdy więcej się nie zdarzyć. Żaden inny mężczyzna nie będzie w stanie mnie pokochać. Stałam się romantyczna i zaczęłam szukać śladów miłości Aneesa w zapachu sosen oraz odgłosie kropli deszczu spadających na blaszany dach w chłodną noc.
Wyobrażałam sobie, jak spaceruję z nim wąskimi, krętymi górskimi ścieżkami. W Murree było jak w Szwajcarii, o ileż bardziej wolałabym spędzać tu miesiąc miodowy niż, zamknięta na pensji, uczyć się do egzaminów!

Anees tymczasem nie poddawał się. Jego matka kilkakrotnie rozmawiała przy różnych okazjach z moją matką, potem także on sam zaczął ją odwiedzać. Matka za każdym razem kazała im wyczekiwać godzinami, a kiedy w końcu ich przyjmowała, traktowała ich wyniośle. Oni jednak znosili to cierpliwie i z godnością. Udało mi się zdać końcowe egzaminy i wróciłam do domu wyposażona we wszystko, co było potrzebne do zawarcia stosownego małżeństwa. Anees miał teraz dwadzieścia osiem lat, a ja siedemnaście. Prawdopodobnie wcale się nie znaliśmy, ale wierzyliśmy głęboko, że jesteśmy w sobie bardzo zakochani. Miałam innych konkurentów, spośród których matka była skłonna kilku nawet zaakceptować, lecz ja stawałam się coraz bardziej uparta i po raz pierwszy w sposób widoczny się buntowałam. Anees był pierwszym mężczyzną, który się we mnie zakochał, i czułam, że tylko on da mi szczęście i umożliwi szybką ucieczkę z domu. Powiedziałam mojej matce, że jeśli nie będę mogła wyjść za Aneesa, to nie wyjdę za mąż w ogóle. Ten stan napięcia trwał jakiś czas. Matka znajdowała się jednak w trudnej sytuacji. Konserwatywna rodzina mojego ojca martwiła się, że zostanę starą panną. W wieku siedemnastu lat powinnam już być zaręczona, a w tym wieku nie mieć narzeczonego, to dla pakistańskiej kobiety największy wstyd. Rodzinę mojego ojca jeszcze bardziej raziła moja ciemna karnacja niż rodzinę mojej matki. Patanowie mają bardzo jasny odcień skóry, ciemne dziecko jest wśród nich dość rzadkie i ogromnie się wyróżnia, i chociaż moja cera "wyjaśniała", wciąż nie byłam według ich standardów ładna. Uważali jednak, że biorąc pod uwagę pozycję mojego ojca jako dyrektora linii lotniczych, ktoś na pewno ożeniłby się ze mną, a jeżeli już taki się znalazł, należało mnie wydać za mąż jak najszybciej, póki ojciec jeszcze pełnił tę funkcję.
Moją matkę wciąż prześladowało widmo grożącego skandalu z mojego powodu. Któregoś dnia porządkując toaletkę matki podsłuchałam jej rozmowę z najlepszą przyjaciółką.
- Samino - mówiła przyjaciółka - ona nie jest twoją najładniejszą córką. Nie będzie jej łatwo znaleźć drugiego chłopca, który będzie ją tak kochał jak Anees. Radzę ci, zgódź się na to małżeństwo. Masz jeszcze trzy córki, one zapewnią ci lepszą pozycję.
Nie usłyszałam, co na to odpowiedziała moja matka. Miłość Aneesa i jego wylewne komplementy spowodowały, że w głowie świtała mi nieśmiała myśl, że może jednak jestem ładna. Kiedy usłyszałam tę rozmowę, poczułam się jak rażona piorunem. Był to werdykt, okrutny, lecz z pewnością prawdziwy. Gdy spojrzałam w lustro toaletki mojej matki, nie zobaczyłam już śladu wyłaniającego się łabędzia, tylko zwyczaje kaczątko. Matka zgodziła się na moje małżeństwo z Aneesem i gdy podjęła już tę decyzję, natychmiast przeistoczyła się w szczęśliwą matkę przyszłej panny młodej. Przyjęcie zaręczynowe córki Durranich miało stać się wielkim wydarzeniem towarzyskim. Do krewnych i przyjaciół wysłano kosze ze słodyczami, a matka sprowadziła specjalnie na tę okazję z Libanu dekoratora wnętrz.




Wtedy w moje życie wkroczyła polityka. Wcześniej, w 1971 roku, gdy w Pakistanie wrzało i byliśmy na skraju wojny z Indiami, Bhutto zwrócił się do mojego ojca z pewną propozycją. W tym czasie Pakistan był podzielony, rozdzielały go tysiące mil terytorium Indii. Pakistan Wschodni próbował się oderwać i utworzyć niezależne państwo Bangladesz. Jako zarządzający wówczas Narodowym Bankiem Pakistanu, mój ojciec był w tej sytuacji postacią kluczową. Bhutto, przywódca Partii Ludowej, był zdecydowany walczyć o zwierzchnictwo Zachodniego Pakistanu nad Pakistanem Wschodnim i poprosił mojego ojca, by w tajemnicy wycofał z terytorium wschodniego aktywa państwowe. Mój ojciec, choć rozumiał sytuację, nie zgodził się na wykonanie takiej nieetycznej operacji, ściągając w ten sposób na siebie niechęć przywódcy. Gdy sytuacja się uspokoiła i Bhutto został prezydentem, jedną z pierwszych jego decyzji było zwolnienie mojego ojca ze stanowiska prezesa Narodowego Banku. Kazał go aresztować i wtrącić do brudnej i pełnej karaluchów celi oskarżając go o to, że był na służbie amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Po trwającym pół roku procesie mojego ojca oczyszczono z zarzutów i zwolniono z więzienia. Bhutto próbował naprawić swój błąd, ale ojciec czuł się taki rozgoryczony i upokorzony, że zdecydował się opuścić kraj i przyjąć stanowisko wiceprezesa First National City Bank w Stanach Zjednoczonych.

Moi rodzice przygotowywali się do przeprowadzki do Nowego Jorku, gdzie mieli zamieszkać w apartamencie hotelu "Waldorf Astoria", ale nie wiedzieli, co mają zrobić ze mną. Matka doszła do wniosku, że najlepiej będzie jak najszybciej i bez zbytniego rozgłosu wydać mnie za mąż. Nagle stanęłam wobec rzeczywistości. Na trzy dni przed ślubem przyszło otrzeźwienie. Uświadomiłam sobie, że chociaż nasze kontakty były ograniczone, Anees już mnie nudził. Nie kochałam go wystarczająco i zdecydowanie nie chciałam za niego wyjść. Nagle zobaczyłam dla siebie inne wyjście. Gdybym pojechała z rodzicami do Stanów, miałabym więcej wolności i możliwości znalezienia czegoś dla siebie, czegoś, czego szukałam, chociaż czy to wiadomo, czego oczekuje w życiu siedemnastolatka? Zamknęłam się w swoim pokoju i tam podjęłam decyzję. Potem zadzwoniłam do Aneesa i zwierzyłam mu się:
- Chyba cię nie kocham. Byłam zakochana w myśli o miłości. Chciałam uciec od mojej rodziny. Zaniepokoił się, lecz próbował mnie przekonać, że mój nastrój jest spowodowany strachem przed zbliżającym się ślubem.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszał mnie. - Jesteś po prostu zdenerwowana.
W podobny sposób uspokajał mnie ojciec. Gdy przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać, powiedział łagodnie:
- Córki muszą kiedyś opuścić dom i pójść między obcych. Małżeństwo - dodał - to połączenie smutku i szczęścia.

Rozumiał, że cierpiałam na myśl o konieczności opuszczenia go i że miotały mną zmienne uczucia, ale uważał, że myśl o mojej przyszłości jest najważniejsza. Zrozumiałam, że jest za późno. Nikt mi nie wierzy, że nie chcę wyjść za mąż. Wszyscy myślą, że to tylko zdenerwowanie. Trzy dni później byłam bardzo przestraszoną panną młodą. Minęło dwa i pół roku. Moje małżeństwo z Aneesem było spokojne, nie mieliśmy wzlotów ani upadków. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku, ale nie miałam pojęcia, co to było. Chociaż rodzina mojego męża chwaliła mnie i bardzo lubiła, to jednak ciągle we mnie tkwiły urazy odniesione w dzieciństwie, które utrudniały mi serdeczne z nią kontakty. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Prześladowała mnie myśl o niebycie i miałam poczucie wyjątkowo niskiej własnej wartości. Jeśli matka mnie nie akceptowała i nie kochała, to opinia Aneesa oraz jego skromnej rodziny nie miała dla mnie większego znaczenia. Urodziłam Aneesowi córkę. Bardzo kochałam Tanyę, lecz nie potrafiłam pokochać Aneesa. Gdybym go kochała, to Mustafa Khar nie zrobiłby prawdopodobnie na mnie takiego wrażenia. Mężczyźni z plemienia Kharrali wyróżniają się wzrostem oraz charakterystycznymi rysami twarzy, a ich energia i wytrzymałość są legendarne. Pewien badacz napisał o nich: "W małżeństwie są rozrzutni, dla podróżnych gościnni, naturę mają złodziejską i brak im zamiłowania do uprawy roli". Pewne perskie powiedzenie głosi natomiast, że są "buntowniczy i powinno się ich powybijać".

Kharowie korzenie swoje wywodzą z regionu Neli Bar, w pobliżu Kamalii. Gdy ich przodkowie odmówili płacenia brytyjskim władcom daniny, znaleźli się z nimi w stanie wojny i po kilku przegranych potyczkach zdecydowali się przenieść na zachód. Pozabijali wtedy swoje kobiety i dzieci, żeby nie opóźniały im podróży, spakowali posiadane zasoby złota i wyemigrowali do Pendżabu, gdzie osiedlili się wzdłuż rzeki Indus. Istnieją różne wersje przyczyn, dla których współcześnie jedna z gałęzi rodu skróciła swoje nazwisko do "Khar". Niektórzy uważają, że nazwisko to zawdzięczają rozsierdzonej ofierze swojej grabieży, która nazwała ich "Khar", co w języku perskim oznacza przekleństwo. Jednak bardziej prawdopodobne wydaje się to, że używać pełnego nazwiska zabrania im religia ze względu na szacunek dla ich mistycznego przywódcy - Pira Christiana Sharifa, który pochodził z rodu Kharrali. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, pewne jest, że Kharowie uważają się za lepszych od tych, którzy pozostali przy starym nazwisku. Malik Ghulam, dziadek Mustafy, pojmując kolejno za żony córki wodzów plemiennych, stał się w efekcie największym posiadaczem ziemskim w jednej z dzielnic Pendżabu - Muzaffargarh.




W systemie feudalnym wraz z bogactwem rosną uznanie i wpływy, toteż w 1940 roku ojciec Mustafy, Mohammad Yar Khar, otrzymał od Brytyjczyków tytuł Khan Sahib. Mohammad Yar Khar w wieku sześćdziesięciu czterech lat ożenił się po raz trzeci, z szesnastoletnią dziewczyną z Multanu, która została matką Mustafy. Mówiono powszechnie, że Khan Sahib spłodził szesnaścioro dzieci, z tego matka Mustafy urodziła mu siedmiu synów i jedną córkę. Tych siedmiu synów mieszkało w swojej wiosce Kot Addu, z dala od świata, nie krępowani ani przez starzejącego się ojca, ani uległą mu matkę. Mustafę, podobnie jak jego braci, wychowywały dwie nianie, które do szóstego roku życia karmiły go piersią. W ciągu tych lat kobiety te musiały przestrzegać odpowiedniej diety i, by je ustrzec przed ciążą, pozwalano im widywać swoich mężów tylko w obecności nadzorcy. Kharowie diecie w okresie dzieciństwa przypisują swoją siłę. Mustafa Khar i jego bracia jako młodzi feudałowie nie musieli zaprzątać sobie głowy żadnymi prawnymi ani towarzyskimi zakazami. System feudalny stanowi pozostałość z okresu, gdy całą południową częścią Azji Środkowej rządzili Brytyjczycy. Nadając ziemie i udzielając władzy absolutnej pewnym "lojalnym" osobnikom, "biali panowie" mogli stosunkowo niewielkim wysiłkiem kontrolować pospólstwo. Z czasem ci nieliczni uprzywilejowani, stosując feudalne praktyki, takie jak pańszczyzna oraz samowolnie nakładane podatki, pomnażali jeszcze swoje majątki. Feudalizm pozwalał im na grabież, gwałt, a nawet mordowanie.

Bogaci stawali się jeszcze bogatsi, podczas gdy biedni pogrążali się w coraz to większej rozpaczy. Na terenach, gdzie potem miał powstać Pakistan, niektóre feudalne rody wykorzystywały, jako narzędzie kontroli nad swymi poddanymi - islam. Patriarchowie rodów czczeni byli jako święci, którzy rozmawiali z Allahem. Na początku wielu z nich było pobożnych i uczciwych. Stopniowo jednak władza feudalna przechodziła na najstarszych synów, którzy nie byli już ani pobożni, ani nie odznaczali się prawością, a mimo to niepiśmienni mieszkańcy tych terenów czcili ich i uważali za "wysłanników Allaha". Feudałowie mieli prawo sądzić czyny swych poddanych posługując się własną i taką, jaka im była wygodna, interpretacją Koranu. Feudalny pan był władcą absolutnym, który miał prawo robić wszystko, co mu się podobało. Czternastego sierpnia 1947 roku zakończyło się brytyjskie panowanie i rozpoczął się, trwający przynajmniej pół wieku, zamęt. Tereny Wspólnoty Brytyjskiej podzielone zostały według panującej na nich religii. Tam gdzie wyznawano hinduizm, powstały Indie. Muzułmański Pakistan natomiast, jak żaden inny kraj na świecie, został podzielony na dwie części, które rozdziela rozległy obszar Indii. W Indiach system feudalny upadł i zapanowała demokracja, lecz w Pakistanie, choć wiele tu się mówiło o zasadach demokracji, u władzy pozostali feudałowie. To oni decydowali o tym, kto zasiadał w Zgromadzeniu Narodowym oraz kto zamieszkiwał w domu premiera.

Starszyzny rodu Khar nie interesowała polityka. Treścią życia Mustafy i jego braci było shikar - polowanie. Całymi dniami przebywali oni poza domem tropiąc zwierzynę głównie na koniach, niekiedy pieszo. Gdy coś upolowali, nie mogli się doczekać, żeby spróbować, jak smakuje. Lubili sami przygotowywać jedzenie i przekładali nad wszystko mięso nie dopieczone, z wciąż widoczną w nim krwią. Shikar nauczyło Mustafę odwagi, wytrwałości i cierpliwości. Dzięki niemu poznał zasady strategii i taktyki. Nauczył się także wabić zwierzynę, przynęcać ją i wpędzać w zasadzkę. Gdy Mustafa miał zaledwie siedemnaście lat, decyzją swego ojca ożeniony został ze swoją niepiśmienną i wiele lat od siebie starszą kuzynką - Wazir. Ta natychmiast po ślubie zaszła w ciążę. Mustafa opuścił wtedy swoją wieś i rodzinę i udał się najpierw do Multan, a następnie do Lahore. W tym wielkim mieście zafascynował go widok nowocześnie ostrzyżonych kobiet siedzących z dumną miną za kierownicą lśniącego automobilu. Brakowało mu jednak niezbędnej ogłady towarzyskiej, by móc się zbliżyć do takich lodowatych dziewic, tak odmiennych od kobiet z prowincji, zadowalał się pożądaniem ich z oddali ... na razie. W górskim kurorcie Murree Mustafa poznał kobiety sprzedające swoje wdzięki za pieniądze. Sprawdził towar i odkrył, że odpowiada mu tego rodzaju seks. Kobiety te ze swej strony zafascynowane były tym bogatym, młodym feudałem, który ronił łzy z powodu narzuconego mu małżeństwa.




Tymczasem Wazir czekała w domu i cierpiała w milczeniu. Jej upokorzenie stało się jeszcze większe, gdy starsi rodu rozwiązali jej małżeństwo z Mustafą i oddali ją jeszcze młodszemu od niej szwagrowi. Oszczędzono jej jednak w ten sposób niesławnego powrotu do domu rodziców w roli rozwódki, co w systemie feudalnym jest niezmiernie poniżające. Wazir urodziła pierwszego syna Mustafy, Abdura Rehmana. W tym czasie Mustafa zaprzyjaźnił się w Murree z człowiekiem o imieniu Shafi i jego atrakcyjną i mającą nawet pewne wykształcenie dziewczyną - Firdaus. Gdy Firdaus odkryła, że jest w ciąży, Shafi uciekł i Mustafa został jej pocieszycielem. Dla Mustafy upadła Firdaus była ofiarą społeczeństwa, ożenił się z nią pod wpływem impulsu. Po pewnym czasie Firdaus urodziła mu syna, który otrzymał imię Mustafa, a za rok drugiego syna, którego nazwano Billoo. Dla Mustafy, który zdał sobie sprawę, że współczucie wziął za miłość, odpowiedzialność nagle stała się zbyt wielka. W czasie gdy Firdaus po urodzeniu Billoo powracała w szpitalu do zdrowia, Mustafa przesłał jej dokumenty rozwodowe i wrócił pokonany do swojej wioski, gdzie - jak to zwykle bywało w systemie feudalnym - uzyskał przebaczenie starszyzny rodu. Mężczyźni z rodu Khar byli zadowoleni z odizolowania swoich terenów i, dopóki nic nie zagrażało ich odwiecznej władzy, nie widzieli powodu, by rozszerzać zasięg swojego pola działania.

Tymczasem gubernatorem Pendżabu został Mushtaq Ahmed Gurmani. Klan Gurmanich zamieszkiwał sąsiednie tereny i w momencie, gdy nagle stał się taki ważny, zaczął dawać znać o swojej obecności. Miejscowi urzędnicy zaczęli nękać Kharów, między innymi odcinając im dostęp do drogocennej wody, a co gorsze zapewne, chłopi zaczęli darzyć większą atencją nowych przywódców politycznych niż swoich tradycyjnych panów. Policja przymykała oko na zaczepki Gurmanich w stosunku do Kharów. W 1962 roku Kharowie uświadomili sobie, że ich feudalny świat nie może dłużej funkcjonować bez pomocy polityki. Tylko ona mogła im zapewnić oparcie, siłę i bezpieczeństwo. Mustafa miał dwadzieścia cztery lata, gdy zaczął starać się o miejsce w Zgromadzeniu Narodowym. Był nowicjuszem, lecz nowicjuszem pełnym energii. Podróżował po całym regionie od jednego rodu do drugiego, wyjaśniając cierpliwie, jakim niebezpieczeństwem grozi rozpad tradycyjnej władzy na tym terenie. Z zadowoleniem odkrył, że inny feudalny klan Leagharisów był równie zaniepokojony ekspansją polityczną Gurmanich, udało mu się wraz z nim utworzyć silną koalicję, dzięki której odniósł zwycięstwo w wyborach. Mustafa był pierwszym Kharem, który wszedł do Zgromadzenia Narodowego.

Zachwycony zwycięstwem, ojciec Mustafy podarował synowi znaczną sumę pieniędzy, które ten wydał na zakup kilku lśniących, nowych amerykańskich samochodów. Zdarzało się, że jadąc jedną ze swych nowych zabawek do Parlamentu Mustafa kazał swoim kierowcom podążać za sobą w pozostałych pojazdach, tworząc w ten sposób efektowną kawalkadę. W Zgromadzeniu Narodowym Mustafa, świadom swojego statusu prowincjonalnego neofity, nie zabierał głosu. Przysłuchiwał się tylko wszystkiemu uważnie i uczył się. Przypadek zrządził, że obok niego siedział Ghulam Mustafa Khan Jatoi, dystyngowany starszy mężczyzna, pochodzący z jednego z największych i najbogatszych feudalnych rodów w Sindh, prowincji leżącej w południowej części Pakistanu Zachodniego. Mustafa Jatoi był dla Mustafy cennym, nowym przyjacielem, przyjaźń ta miała trwać dwadzieścia sześć lat, a polityczne losy obu mężczyzn pozostawały ze sobą przez cały ten czas blisko związane. Jatoi przedstawił Mustafę niezwykle prężnemu ministrowi spraw zagranicznych, Zulfikarowi Ali Bhutto, i tak rozpoczęła się znajomość tych dwóch mężczyzn, którzy czasami uwielbiali się nawzajem, kiedy indziej zaś pałali do siebie nienawiścią. Podobnie jak inni młodzi ludzie w tym okresie, Mustafa był zafascynowany tym ogromnie pracowitym lewicowym politykiem, opowiadającym się za sprawiedliwością społeczną. Bhutto natomiast był pod wrażeniem charyzmy Mustafy - prawdziwego syna tej ziemi, człowieka, który czuł puls tego narodu.

Po podpisaniu w 1966 roku Porozumienia w Taszkiencie, które zakończyło drugą wojnę indyjsko-pakistańską, Bhutto, uważając, że prezydent Ayub Khan wygrał wojnę na polu bitwy, lecz przegrał ją przy stole negocjacyjnym, zrezygnował ze stanowiska ministra spraw zagranicznych. Po tym posunięciu natychmiast stał się politycznym pariasem i gdy wsiadał do pociągu, by wrócić do swojego domu w Karaczi, nikt - z wyjątkiem Mustafy Khara - nie przyszedł go pożegnać. Zrobił to dlatego, by rzucić pośrednio wyzwanie władzy oraz stronnikom nababa z Kalabgh, feudalnego gubernatora Pendżabu o zapędach tyrana, i zademonstrować w ten sposób swoją antyrządową postawę. Z gardła przyszłego Lwa Pendżabu wyrwał się pierwszy ryk. Bhutto, który był zręcznym i przebiegłym politykiem, od razu dostrzegł w Mustafie kogoś innego niż tylko głupiego dwudziestoczteroletniego młodzieńca, który przybył do Parlamentu w paradzie amerykańskich automobili. Pochwalił Mustafę za wykazaną odwagę, na co Mustafa odpowiedział swoim ulubionym, zagadkowym powiedzeniem: "Czas pokaże".






 CDN.
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz