CZYLI Z KIM ODTWORZYĆ
MIĘDZYMORZE?
I
UKRAINA
Nim przejdę do rozważań geopolitycznych, związanych z tym krajem i jego miejscem w strukturze odnowionej Rzeczpospolitej dla Rzeczpospolitan czyli Międzymorza, kilka bardzo nieprzyjemnych analiz na temat Ukrainy
Z BANDERĄ TO ONI DO EUROPY NIE WEJDĄ!!!
(NIE MÓWIĄC JUŻ O MIĘDZYMORZU)
Jak w ostatnim wywiadzie dla tygodnika "Do Rzeczy" stwierdził prezes Prawa i Sprawiedliwości - Jarosław Kaczyński i ja podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. Ukraina nie wejdzie do Europy (Unii Europejskiej) z Banderą, Szuchewyczem, Melnykiem, Konowalcem, OUN i UPA na sztandarach - to muszą sobie zarówno ukraińskie władze, jak i ukraiński naród uświadomić z całą powagą - nie ma najmniejszych szans na to, abyście z tymi zbrodniczymi indywiduami weszli do Unii, nie mówiąc już o odbudowie Międzymorza. Ukraina ma wybór, może nie jest on zbyt przyjemny, może budzi wrażenie wtrącania się Warszawy w wewnętrzne sprawy tego państwa, ale został wreszcie jasno zadeklarowany - "Nie wejdziecie do żadnego sojuszu z banderowcami na sztandarach". Jestem gorącym zwolennikiem ukraińskiej niepodległości i istnienia państwa ukraińskiego, co wielokrotnie udowodniłem na tym forum. Ale nie ma u mnie zgody na gloryfikowanie bandytów, więc Ukraina ma w zasadzie dwa wyjścia - albo będzie ponownie rosyjska, albo wejdzie do Unii (a w przyszłości do odnowionego Międzymorza), na warunkach obopólnej zgody i wyplenienia bandyterki ze swoich dziejów.
Zdaję sobie sprawę że może to być bolesne dla Ukraińców, gdyż wasze tradycje niepodległościowe, niezwiązane z OUN-UPA, wypadają jakoś tak mizernie i nie trafiają do większości ukraińskiego społeczeństwa, ale nie macie już wyjścia kochani Ukraińcy, skończył się czas umizgów, sprawa jest jasna - albo ponownie stracicie niepodległość na rzecz Moskwy (jak to już wielokrotnie miało miejsce w historii), albo uznacie naszą wrażliwość i nasze racje, wyrzekając się bandytów, którzy na naszych - polskich wówczas Kresach Wschodnich, podczas okupacji niemieckiej w czasie II Wojny Światowej, dopuścili się nieprawdopodobnych wręcz zbrodni na polskich mieszkańcach. Wielu Polaków ma do was bardzo pozytywne usposobienie, jesteście (podobnie jak i my) Słowianami, traktujemy Was wiec jak naszych braci, tym bardziej że wspólna wielowiekowa historia (lepsza czy gorsza, ale oparta na wolności, nie moskiewskim zamordyzmie), także do czegoś zobowiązuje. Pragniemy Was widzieć w odnowionej Nowej Jagiellonii, czyli sojuszu Międzymorza - ale wybór należy do Was, czy chcecie istnieć jako niepodległy naród, czy też ponownie zostać podzielonym (i pamiętajcie że we Lwowie wciąż bije serce Polski, i jeśli Moskwa znów opanuje wasz kraj, trudno przewidzieć czy Polska nie powinna w takim wypadku sięgnąć po Lwów).
UKRAIŃSKI FILMIK Z 2007 PROMUJĄCY BANDYTÓW Z OUN-UPA
Jeśli zaś zwyciężą antagonizmy i nieodpowiedzialność z Waszej strony - no cóż, należałoby znów zaintonować starą piosenkę, którą śpiewały polskie oddziały walczące z UPO-wcami na Wołyniu i w tzw.: Galicji Wschodniej, a jej refren brzmiał następująco: "Tu pagórek, tam dolina, w dupie będzie Ukraina". Jesteśmy Waszymi przyjaciółmi i chcemy znów, abyście realnie stali się naszymi braćmi, ale nie ma szans abyśmy zgodzili się na stawianie pomników bandytom, którzy przelali tyle niewinnej polskiej krwi. Tu nie tylko bowiem chodzi o kwestie sprawiedliwości i praworządności, ale również moralności. I mam nadzieję że pójdziecie po rozum do głowy, bo przykry byłby Wasz los w przeciwnym razie.
UKRAINA W RAMACH MIĘDZYMORZA
Sprawa z Ukrainą jest o tyle niewiadoma, że jej przyszłość, zarówno w ramach Unii (a nikt Ukraińców tam nie chce i jedynie Polska była przez długie lata i wciąż jest adwokatem Ukrainy w Unii), jak i odtworzonego Międzymorza - zależy od jej stanowiska na temat Bandery i OUN-UPA. To jest w tym momencie kluczowe zagadnienie naszych obopólnych stosunków, gdyż nie można budować żadnej trwałej wspólnoty na kłamstwie, podboju czy nienawiści. Jak bowiem brzmiały słowa, zawartej ponad 600 lat temu Unii w Horodle (1413 r.): "Nie dostąpi łaski zbawienia, kogo nie wspiera tajemnicza siła miłości - z miłości bowiem łączą się narody". Tak, aby dany organizm był silny i trwały, należy uznać ten właśnie fakt, że podstawowym lepiszczem (prócz wzajemnego zysku i wzrostu politycznego znaczenia), jest właśnie obopólny szacunek, poszanowanie tradycji i zwyczajów danego narodu, oraz właśnie... miłość, która dla wielu może być traktowana jako przejaw sentymentalizmu, zupełnie zbyteczny w polityce. Takie myślenie to błąd! Weźmy bowiem przykład z naszych przodków, którzy w tamtych czasach, ciągłych wojen i zagrożenia życia, wiedzieli że prawdziwym lepiszczem narodów jest wzajemna miłość, bowiem tylko na niej można budować trwałe fundamenty zarówno życia prywatnego (rodzinnego), jak i obywatelskiego i państwowego. Niech to będzie kolejnym powodem refleksji dla tych, którzy pragną niszczyć nasze polsko-ukraińskie zbliżenie, wykorzystując tutaj jakiej nacjonalistyczne mrzonki.
To że Ukraina ma prawo do niepodległości i że to prawo potwierdziła obroną Donbasu (a należy pamiętać że tam walczą głównie ochotnicy, bowiem skorumpowane władze i wojsko ukraińskie - mają to tak naprawdę gdzieś. Pamiętam wypowiedź pewnego ukraińskiego generała sprzed kilku lat - jeszcze przed rosyjską inwazją na Krym i Donbas w 2014 r., który zapytany co by uczynił, gdyby jakiś kraj wypowiedział Ukrainie wojnę, odparł: "najpierw rozstrzelałbym nasze władze, za doprowadzenie naszych sił zbrojnych do całkowitego upadku, a następnie zawarłbym pokój"). Dziś, ci młodzi, dzielni ludzie walczący w Donbasie - udowadniają swymi czynami że pragną utrzymać ukraińską niepodległość i że jest ona dla nich czymś więcej, niż tylko chwilowym kaprysem oligarchów. Fakt że w Donbasie nie walczy też regularna armia rosyjska, tylko lokalni (oczywiście wspierani przez Moskwę) separatyści, to jednak determinacja Ukraińców budzi podziw. Ukraina jest dla Polski (zresztą zawsze była), bardzo ważnym partnerem i sąsiadem. Rzeczpospolita była potęgą, właśnie dlatego że posiadała ogromne tereny daleko na wschód od Kijowa. Nie licząc bowiem wcześniejszych kampanii, mających na celu opanowanie wschodnich terenów przygranicznych, toczonych od wczesnego średniowiecza, rok 1349 jest tutaj szczególną datą, bowiem to właśnie wówczas Polacy, pod królem Kazimierzem III Wielkim, na stałe opanowali całą Ruś Halicką (z takimi miastami jak Halicz, Sambor i Lwów).
W 1385 r. zawarto pierwszą Unię polsko-litewską w Krewie, połączoną z wyborem litewskiego księcia na polski tron królewski, co spowodowało przesunięcie akcentów ówczesnej geopolityki środkowoeuropejskiej, daleko, daleko na Wschód, prawie aż pod samą Moskwę. Kolejne unie wzmacniające sojusz obu państw (wileńsko-radomska z 1401 r., wspomniana już horodelska z 1413 r., grodzieńska z 1432 r., krakowsko-wileńska z 1499 r., piotrkowsko-mielnicka z 1501 r. i wreszcie lubelska z 1569 r. która już oficjalnie łączyła Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie w jedno państwo - Rzeczpospolitą Obojga Narodów (z zaznaczeniem odrębności prawno-wojskowej i skarbowej obu państw, złączonych nie tylko wspólnym monarchą, ale także wspólnotą interesów), poszerzyły sferę wpływów Polski daleko poza jej granice. To dzięki tym sojuszom i uniom, udało się opanować Krym w latach 1462-1475, północne wybrzeże Morza Czarnego 1394-1633, podporządkować sobie Mołdawię 1387-1699, Wołoszczyznę 1395-1396 i 1600-1602, Szwecję 1598-1599, oraz Moskwę 1605-1606 i 1610-1612, oraz 1676-1682. Bez tych unii, Polska byłaby niewielkim państewkiem w środku Europy, trochę większym od Czech i Austrii. A terytorium państwa polsko-litewskiego (Litwa, już od końca XVII wieku zaczęła się całkowicie polonizować, przede wszystkim w kręgach dworskich i szlacheckich), było ogromne, same wschodnie województwa, zajmowały tyle terytorium, co cała Anglia i prawie cała Francja oraz Hiszpania (np. województwo kijowskie).
Nic więc dziwnego, że gdy w XVIII wieku Rzeczpospolita znacznie osłabła, a kraj był niszczony od wewnątrz przez sprzedajnych magnatów i szlachtę, to mimo to, choć pojawiały się plany rozbiorów Polski, żaden z ościennych krajów nie odważył się ich zrealizować aż do lat 70-tych XVIII wieku. Caryca Rosji - Katarzyna II oficjalnie pisała do swych ambasadorów w Warszawie: "Nie można zaanektować ich państwa, bo trzeba byłoby się
dzielić z Prusami, Austrią, Turcją i Bóg wie jeszcze z kim. Po
drugie nie można tego zrobić od ręki, gdyż są to znakomici żołnierze, a
cały naród, gdy otwarcie zagrożony, przypomina wściekłego wilka w
nagonce. Zbyt dużo by to kosztowało. Należy więc zdemoralizować ich do szpiku kości (...) Rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność (…)
Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby
był jako chory ropiejący i gnijący w łożu (…), wszczepić zarazę, wywołać
wieczną anarchię i niezgodę (…), skłócić tak, aby się podzielili i
szarpali, ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do
tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Przyjdzie czas gdy sami sprzedadzą swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę". I tak waśnie postępowano, korumpowano elity, kupowano głosy sejmowe, oraz potęgowano słabość państwa i wewnętrzną anarchię przy pomocy elementów ustrojowych Rzeczpospolitej, które choć we wcześniejszych wiekach sprawdzały się dobrze, to w XVIII stały na przeszkodzie jakichkolwiek reform, służących naprawie kraju.
Swoją droga, czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego za czasów ostatniego króla - Stanisława Augusta Poniatowskiego (notabene kochanka i marionetki carycy Katarzyny II), nie został zerwany ani jeden sejm? Ja przeprowadziłem już takie podsumowanie w jednym z wcześniejszych postów, gdzie wyliczyłem wszystkie sejmy, jakie zostały zerwane od 1652 r. do 1762 r. Zauważcie, ostatni sejm zerwano (za pomocą procedury liberum veto), w 1762 r. a Rzeczpospolita istniała do 1795 r. i o ile za rządów Augusta III (1733-1763) zerwane zostały wszystkie sejmy (prócz jednego), o tyle za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764-1795) ani jeden, dlaczego? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta, w czasach Augusta III, mocarstwa sąsiednie (głównie Rosja i Prusy), dążyły do przeszkodzenia w próbach zreformowania wewnętrznego ustroju Rzeczpospolitej, zdając sobie sprawę że jeśli by to się udało, kraj by się znacznie wzmocnił i mógłby (jak wcześniej w dziejach), toczyć wojny na kilku frontach jednocześnie a i tak wojska nieprzyjaciół nie zbliżyłyby się nie tylko do centrum kraju, ale nawet w jego znaczne przygraniczne tereny. Natomiast od roku 1768 (oficjalnie potwierdzone w 1775 r.) Rzeczypospolita stała się realną rosyjską satelitą, a na sejmach już nie tyle dążono do przeszkadzania we wdrażaniu reform, mogących naprawić kraj, ile takich, które były po myśli Rosji (czyli carycy Katarzyny), tak więc liberum veto już nie było potrzebne, a nawet więcej, stawało się przeszkodą podporządkowywaniu kraju Rosji. Dlatego też tereny obrad sejmowych, były otaczane przez wojska rosyjskie, co powodowało że posłowie głosowali tak, jak chciała tego imperatorowa.
Gdy jednak w wyniku wojen rosyjsko-szwedzkiej i rosyjsko-tureckiej, Rosja nieco osłabła, udało się powołać sejm, który przeszedł do historii jako Sejm Wielki (zwany również Czteroletnim), który obradował w latach 1788-1792. W tym czasie wprowadzono szereg reform, które całkowicie porządkowały ustrój wewnętrzny Rzeczypospolitej i uniezależniały go od Rosji. Ich kwintesencją, była ogłoszona 3 maja 1791 r. pierwsza w Europie i druga po amerykańskiej na świecie - Konstytucja, w której Rzeczpospolita stawała się jednorodnym państwem polskim (bez podziału na Koronę i Litwę). Reformowano w tej konstytucji ustrój, wprowadzając monarchię dziedziczną, reformowano wojsko, powołując stałe siły zbrojne, reformowano prawa o miastach i rolę chłopstwa, w zasadzie Konstytucja dotyczyła każdego aspektu życia społeczno-politycznego, wprowadzając tak przez dziesięciolecia oczekiwaną naprawę skostniałego i już coraz bardziej butwiejącego aparatu państwowego. Rzeczpospolita własnymi siłami potrafiła się zjednoczyć i wyplenić negatywne tendencje, które wiodły ją ku zgubie. Niestety, Rosja nie mogła do tego dopuścić i na prośbę zdrajców - konfederatów targowickich (którzy chcieli utrzymania dawnej "Złotej Wolności" szlacheckiej) i w maju 1792 r. rozkazała swej armii wkroczyć na terytorium Polski.
Notabene nie wypowiedziała Rzeczpospolitej wojny (gdyż tym samym uznałaby Jej niepodległość i niezawisłość), tylko wydała proklamację, że zamierza przywrócić porządek (wymieniła też szereg zmyślonych pretekstów, takich jak obraza jej majestatu przez posłów Sejmu Czteroletniego czy prześladowanie prawosławnych). Pomimo zwycięstw pod Zieleńcami (czerwiec 1792 r.) gdzie książę Poniatowski rozbił generała Markowa i pod Dubienką (lipiec 1792 r.), gdzie Tadeusz Kościuszko pokonał armię rosyjską Kutuzowa i Tormasowa, król Stanisław August Poniatowski, stracił zapał i postanowił...poddać się. Wojna, która mogła zakończyć się zwycięstwem, okazała się przegraną w wyniku dywersji władcy. Przypieczętowało to los kraju i w 1793 r. miał miejsce drugi już (pierwszy odbył się w 1772 r.) rozbiór ziem Rzeczypospolitej miedzy Rosję i Prusy. Potem było jeszcze Powstanie Kościuszkowskie (1794 r.) i próba zrzucenia jarzma rosyjskiego, które jednak nie powiodło się w wyniku wspólnej kontrakcji Rosji i Prus. Klęska Insurekcji, oznaczała jednocześnie upadek całego kraju i trzeci, ostatni rozbiór ziem Rzeczypospolitej - 1795 r. pomiędzy Rosję, Prusy i Austrię. Państwo polskie - owa Rzeczpospolita przestało oficjalnie istnieć, ale... nie przestali istnieć Rzeczpospolitanie, którzy w kolejnych latach podjęli się zadania odzyskania niepodległości i odbudowy państwa.
Najpierw z Napoleonem i u Jego boku (od 1797 r.) walczono we Włoszech przeciwko Austriakom, potem przeciwko Prusakom (1806-1807) oraz Rosji (1807, 1812-1814). W wyniku tych walk i poświęcenia, odbudowano kadłubowe państwo polskie, pod nazwą Księstwa Warszawskiego, istniejące w latach 1807-1815. Wojna z Rosją z 1812 r. rozbudziła wielkie nadzieje odbudowy dawnej Rzeczpospolitej, nic dziwnego że do Armii Polskiej (drugiej największej napoleońskiej siły zbrojnej po Armii Francuskiej), zaciągali się wciąż nowi ochotnicy. Owe nadzieje zostały pięknie pokazane przez poetów, jak choćby przez Adama Mickiewicza w "Panu Tadeuszu", gdzie padają takie słowa: "Skarżyli się, że król im marszu nie dozwala; tak radzi by co prędzej doścignąć Moskala", a także w słowach: "Bitwa! gdzie? w której stronie? - pytają młodzieńce, Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce, Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami: "Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami". Polacy byli też jedynymi cudzoziemcami, którzy pozostali wierni Cesarzowi nawet po jego upadku w 1814 i potem w 1815 r. Kolejne lata i dziesięciolecia to czasy niewoli i powstań, ale Rzeczpospolitanie pomimo upokorzeń i prób rusyfikacji (czy germanizacji), pozostali jednością kulturową, a pamięć o wspólnym dziedzictwie trwała w rodzinach osiadłych od Dniepru po Wartę.
Kolejne powstania (przeciwko Rosji - Listopadowe 1830-1831, Styczniowe 1863-1864, przeciwko Prusom - Wielkopolskie 1846 i 1848, oraz przeciw Austrii - Galicyjskie 1846), pomimo klęsk i wielkich ofiar, umacniały tę jedność. W drugiej połowie XIX wieku zaczęły jednak budzić się lokalne nacjonalizmy, które w konsekwencji prowadziły do powstania państw narodowych (o ile to było możliwe na tak bardzo różnonarodowych terenach na wschód od Bugu). I Wojna Światowa, klęska Państw Centralnych w 1918 r. oraz Rewolucja w Rosji w 1917 r., spowodowała wysyp wielu państw i państewek (w tym państwa polskiego i ukraińskiego). Wiele z nich istniało zaledwie kilka miesięcy, lub rok, dwa lata). 1 listopada 1918 r. próbą zbrojnego opanowania Lwowa, wybuchła wojna polsko-ukraińska. W tym czasie istniały dwa państwa ukraińskie Zachodnioukraińska Republika Ludowa (z którą wojowaliśmy o Lwów i Galicję Wschodnią), oraz Ukraińska Republika Ludowa ze stolicą w Kijowie, która walczyła zarówno z armią rosyjską gen. Denikina, jak i z bolszewikami (a dodatkowo Denikin i bolszewicy walczyli ze sobą). Wojnę tę Ukraińcy przegrali (zarówno o Lwów jak i o całą Galicję Wschodnią, którą opanowało Wojsko Polskie do lipca 1919 r. likwidując całe państwo Zachodnioukraińską Republikę Ludową). Przegrali ją również Ukraińcy na Wschodzie i tereny te raz zajmowali Rosjanie Denikina, a raz bolszewicy Lenina. I wówczas powstał śmiały plan naczelnika państwa i naczelnego wodza - Józefa Piłsudskiego - sojuszu z Ukraińcami i wyzwolenia Ukrainy przez Wojsko Polskie (ale Ukrainy rozumianej za rzeką Zbrucz), o którym to opowiem w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz