Stron

niedziela, 2 kwietnia 2017

WOJNA Z SOWIETAMI 1945 - (1946?) - Cz. III

OPERACJA "SZYBKI SUKCES"

JAK MIAŁA PRZEBIEGAĆ I

DLACZEGO DO NIEJ NIE DOSZŁO?


"WSZYSTKIE ROZKAZY Z GRUPY ARMIJNEJ  DOCIERAJĄ ZA POŚREDNICTWEM GOŃCA DO SZTABU TYŁOWEGO I ZWYKLE SĄ SPÓŹNIONE O PÓŁ DNIA LUB O CAŁY DZIEŃ (...) ŹLE JEST Z PALIWEM DLA CZOŁGÓW, RAZ PO RAZ Z POWODU BRAKU BENZYNY PIERWSZEGO GATUNKU CZOŁGI STAJĄ"

LEW ZACHAROWICZ MECHLIS
SZEF GŁÓWNEGO ZARZĄDU POLITYCZNEGO ARMII CZERWONEJ
W MELDUNKU DO WOROSZYŁOWA z 20 WRZEŚNIA 1939 r.






Armia Czerwona posiadała w 1941 r. 20 tys. czołgów - więcej niż wszystkie państwa świata razem wzięte, w roku 1939 stany te musiały być mniejsze o jakieś 2000 - 3000, mimo to stan techniczny tych czołgów pozostawiał wiele do życzenia. I nie chodziło tylko (jak w powyższym meldunku) o braki w dostawie odpowiedniego paliwa, ale również (a może przede wszystkim) w ich stanie technicznym. To były jeżdżące puszki, które psuły się już po pokonaniu kilkunastu kilometrów. Podobnie było z samolotami (choć oczywiście nie ze wszystkimi ich rodzajami). Sowieci mieli dość dobrą artylerię (to była chyba jedyna, prócz przewagi liczebnej ich prawdziwa siła), i tylko pod tym względem byli realnie groźni. Oczywiście liczebność poszczególnych armii też robiła wrażenie, ale prócz tych dwóch elementów, nie sposób odnaleźć tam jakiejkolwiek formy przewagi. Jeśli zaś chodzi o Wojsko Polskie, to dysponowało ono przede wszystkim (choć znacznie mniej liczebne w porównaniu z Sowietami), samolotami bombowymi PZL37 "Łoś" - w 1938 r. były to najnowocześniejsze samoloty w Europie, oraz równie dobrymi "Karasiami" i "Żubrami". Oraz kilkoma modelami myśliwców (nowe prototypy miały wejść do służby na początku lat 40-tych). Najlepsze polskie czołgi 7TP, były znacznie lepiej uzbrojone i odporne na ogień artyleryjski, niż chociażby najlepsze w 1939 r. niemieckie czołgi - Panzerkampf IV (dodatkowo polskie czołgi wyposażone były w obrotowe działa armatnie, czego nie było ani w czołgach niemieckich ani sowieckich). Uzbrojenie piechoty także wychodziło na korzyść żołnierzy Wojska Polskiego (ciekawą bronią była niezwykle skuteczny karabin przeciwpancerny wz.35 "Urugwaj", który wystrzelony, przebijał pancerz każdego czołgu, wybuchał wewnątrz pojazdu, zabijając załogę i w większości nie szkodząc samej maszynie).



ALTERNATYWNA POLSKO-SOWIECKA

KAMPANIA WOJENNA

WRZESIEŃ 1939 r.  


 1 WRZEŚNIA

 FRONT PÓŁNOCNY





1 września 1939 r. o godzinie 4:00 czasu polskiego, Armia Czerwona przekroczyła wschodnią granicę Rzeczypospolitej. Pierwsze strzały, do wkraczających oddziałów sowieckiej 5 Dywizji Strzeleckiej, oddał pułk Korpusu Ochrony Pogranicza - Głębokie, którym dowodził major Franciszek Benrot. Pułk miał jedynie powstrzymać pierwsze natarcie, po czym wycofać się na tyły atakującej Wielkopolskiej Brygady Kawalerii, wspartej 28 Dywizją Piechoty, ale tak się nie stało. 1 września od godz. 4:00 trwała bitwa pułku KOP-u Głębokie z sowiecką 5 Dywizją Strzelecką o przygraniczne miasteczko Dzisna. Ok. godz. 5:30 w ten rejon przybył najpierw 15 Pułk Piechoty "Wilków" a następnie 72 Pułk Piechoty, co spowodowało że por. Witold Połoński postanowił przedsięwziąć śmiałą akcję ataku na sowieckie linie zaopatrzenia za rzeką Dzisną (na terytorium sowieckim). Część sowieckich czołgów została unieruchomiona już po przekroczeniu granicy (choć większość z nich nie została trafiona ogniem polskiej artylerii, której tam jeszcze nie było, a stanęła w wyniku usterek). Planu tego nie udało się jednak przeprowadzić aż do godz. 7:00 gdy pod Dzisnę przybyły oddziały 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Wykonano wówczas szybki rajd na zaskoczone siły sowieckie, omal nie biorąc do niewoli całego sowieckiego sztabu 5 Dywizji, który w pośpiechu musiał ratować się ucieczką. Zaskoczeni atakiem sowieccy sołdaci, nie byli w stanie przeszkodzić w szybkim wysadzeniu w powietrze zbiorników z paliwem dla czołgów. W chwili odwrotu poległ jednak porucznik Połoński. Akcja zwana zagonem dzisneńskim, spowodowała że 5 Dywizja została praktycznie sparaliżowana, tracąc nie tylko paliwo, lecz także większość czołgów (szczególnie, gdy ok. 9:00 przybyły pod Dzisnę wszystkie pułki 28 Dywizji Piechoty i Wielkopolskiej Brygady Kawalerii). O godz. 14:00 cały rejon przygraniczny został już w większości oczyszczony z sowieckich niedobitków, a 5 Dywizja wycofywała się pospiesznie, aby uniknąć okrążenia. Na niewiele się to zdało, w chwili odwrotu bowiem żołnierze sowieccy porzucali swe czołgi i uciekali pieszo, wzbudzając jeszcze większą panikę w oddziałach tyłowych. O godz. 17:00 większość polskich pułków była już po drugiej stronie granicy na terytorium sowieckim, ścigając 5 Dywizję, która kurczyła się w zastraszającym tempie.

Na południu od tej linii frontu, w rejonie Dokszyc, granicę po godz. 4:00, przekroczył sowiecki 4 Korpus Strzelecki, który tam napotkał pułki 19 Dywizji Piechoty. Walka o Dokszyce trwała cały dzień, i nie zakończyła się aż do zmierzchu (pomimo sowieckiej przewagi liczebnej). Sowiecki próbowali obejść Dokszyce z dwóch stron, co się im nie powiodło i to pomimo tego, że drogę wskazywał pułkom sowieckim niejaki Szulman, miejscowy Żyd, student wileńskiego Uniwersytetu króla Stefana Batorego, komunista (zdarzenie autentyczne). Jeszcze bardziej na południe, granicę przekroczyła sowiecka 24 Brygada Kawalerii, do której pierwszy ogień oddał pułk Korpusu Ochrony Pogranicza - Wilejka, a zaraz potem rozpoczęła się bitwa kawaleryjska z pułkami Wileńskiej Brygady Kawalerii nad rzeką Wilią, która trwała kilka godzin i zakończyła się klęską sowieckiej jazdy (szczególnie w tej bitwie wyróżnił się 4 Pułk Ułanów Zaniemeńskich), jednak odniesione zwycięstwo nie zostało wykorzystane, bowiem granicę przekraczały już oddziały 22 i 25 Brygady Pancernej, co zmusiło polskie pułki kawaleryjskie do cofnięcia się o kilka kilometrów. Sowieci nie przejechali jednak daleko, gdy dotarli do Budysławia, zostali zatrzymani celnym ogniem artylerii (oczywiście część czołgów znów sama z siebie odmówiła posłuszeństwa). Pod koniec dnia, front zatrzymał się w rejonie Budysławia, kilkanaście kilometrów od granicy, a w ten teren już zmierzała 16 Dywizja Piechoty z Armii Lidy, aby wzmocnić front, wyprzeć Sowietów i przenieść teatr działań wojennych na tereny nieprzyjaciela. Tak więc owego pierwszego dnia wojny, postępy 3 Armii sowieckiej były bardziej niż mizerne, do tego 5 Dywizja prawie że została odcięta i musiała wycofywać się w popłochu. Polacy już tego dnia przekroczyli sowiecką granicę na północy, ścigając 5 Dywizję i zamierzając po jej odcięciu i rozbiciu, wyjść na tyły atakujących pod Dokszycami sowieckich dywizji. 




Na południe od rzeki Wilejki, atak 16 Korpusu Strzeleckiego przyjęła 1 Dywizja Piechoty Legionów Marszałka Józefa Piłsudskiego, wsparty jednostkami Korpusu Ochrony Pogranicza. Sowiecki korpus piechoty maszerował na Mołodeczno. W tym rejonie jednak obrona była stosunkowo silna, a siły sowieckie (pomimo swej przewagi liczebnej), zbyt słabe, w porównaniu z wytrawnymi żołnierzami, noszącymi nazwę sławnych "Legunów", którzy to 6 sierpnia 1914 r. wymaszerowali z krakowskich Oleandrów na początku I Wojny Światowej, do walki z Rosją carską. 16 Korpus prawdopodobnie przerwałby polską obronę, gdyby otrzymał wsparcie, którego jednak nie otrzymał z powodu poważnych braków zaopatrzeniowych i sprzętowych (6 Brygada Pancerna nie była w stanie pierwszego dnia wojny przekroczyć granicy, z powodu awarii 1/3 swych czołgów). Co spowodowało że sowiecki korpus nawet nie dotarł na przedpola Mołodeczna i z końcem dnia został zmuszony do odwrotu. Doszło nawet do niecodziennej sytuacji, mianowicie podporucznik Juszkiewicz z 1 Pułku Piechoty Legionów (w rzeczywistości zamordowany przez Sowietów w Katyniu), i towarzyszący mu trzej żołnierze - wjechał samochodem bojowym w środek zdezorientowanej pułku 16 Korpusu... porwał jednego z sowieckich majorów, po czym z piskiem opon bezpiecznie wrócił na pozycje swego pułku - otrzymał za to Krzyż Walecznych - należy tutaj od razu dodać, że było to realne wydarzenie z Września 1939 r. ale w przypadku Niemców, gdy polski samochód wojskowy wjechał w niemiecką kolumnę, uprowadził niemieckiego oficera i bezpiecznie odjechał na swoje pozycje).

Sowiecki 3 Korpus Kawalerii stanął na przygranicznym Rakowie, gdzie zmierzyć się musiał z Suwalską Brygadą Kawalerii. Bitwa pod Rakowem z 1 Września 1939 r. była powtórzeniem Komarowa 1920 r. gdy 1500 polskich kawalerzystów rozbiło 6000 sowieckiej Armii Konnej. 3 Korpus Konny także nie otrzymał wsparcia tego dnia, co spowodowało że nim nadeszła noc, praktycznie przestał istnieć (w trakcie bitwy przybył również do Rakowa także 9 Pułk Strzelców Konnych, zawiadomiony wcześniej o toczącej się bitwie). Sowieci uciekali przez granice, siejąc postrach w czekających na wkroczenie dywizjach strzeleckich (64 i 164). Dywizje te nie udzieliły wsparcia, ponieważ miały wkroczyć dopiero dnia następnego, natomiast łączność radiowa pomiędzy poszczególnymi dywizjami sowieckimi praktycznie nie istniała i rozkazy przenosili gońcy, co wydłużało ich wykonanie o ok. jeden dzień (o czym pisał w swym meldunku z 20 września szef Głównego Zarządu Politycznego Armii Czerwonej - Lew Mechlis). Tymczasem 6 Korpus Konny z 2 Dzierżyńskiej Grupy Konno-Zmechanizowanej, starł się pod Nalibokami z Podlaską Brygadą Kawalerii, i znów rozdzielenie sił wypadło na niekorzyść Sowietów (oni mogli przełamać front tylko siłą liczebną swych dywizji, inaczej - a szczególnie w starciu kawaleryjskim - nie mieli żadnych szans). Pod Nalibokami klęska sowiecka była znacznie mniejsza, niż pod Rakowem, ale i tak musiano wycofać się do granicy niczego nie uzyskując. Kolejna klęska tego dnia spotkała nieszczęsny sowiecki 15 Korpus Pancerny pod Stołupcami, gdzie starł się on z dwiema polskimi dywizjami - 4 i 15. Mniejsza liczebnie ilość polskich czołgów 7TP, po kolei niszczyła częściowo samo unieruchomione, a częściowo wciąż atakujące czołgi sowieckie. Klęska 6 Korpusu Konnego i 15 Korpusu Pancernego, oznaczała w praktyce likwidację 2 Dzierżyńskiej Grupy Konno-Zmechanizowanej, i choć jednostek tych ostatecznie nie rozbito, straty, jakie im zadano w praktyce unieruchamiały tę grupę na kilka następnych dni, które zamierzała już wykorzystać Armia Baranowicze, spychając sowietów ku granicy i przekraczając ją celem wyjścia na tyły 11 Armii sowieckiej. 




Natomiast sowiecka 4 Armia nacierała siłą 8 Dywizji Strzeleckiej na rejon Nieświeży, a 143 Dywizji Strzeleckiej na Kleck, broniony w pierwszych godzinach przez pułk Korpusu Ochrony Pogranicza - Baranowicze. Siły te wpadły tam w pułapkę, bowiem prócz 14 i 20 Dywizji Piechoty z Armii Baranowicze, od tyłu na jednostki sowieckie uderzyła, wychodząca z błot poleskich 9 Dywizja Piechoty (Pomorska Brygada Kawalerii tego dnia stała jeszcze w odwodzie, zupełnie nie atakowana). Nie udało jej się jednak całkowicie okrążyć 143 Dywizji, bowiem pospieszyła jej na odsiecz 122 Dywizja Strzelecka i tym sposobem rozpętała się kolejna duża bitwa graniczna, która nie miała swego finału 1 września 1939 r. Losy tej bitwy miały się jednak rozstrzygnąć w dniu następnym, gdy ruszyła do boju Pomorska Brygada Kawalerii. Przypieczętuje to los większej części 4 Armii i zmusi ją do pospiesznego wycofania się i prowadzenia walki na własnym terenie.   

Tego, pierwszego dnia jednak, było już widać że Sowieci nie tylko nie zakończą tej wojny szybkim zwycięstwem, ale także mogą ją haniebnie przegrać. Tym bardziej że w sztabie Naczelnego Wodza już opracowywano (prace trwały od końca sierpnia 1939 r.) odezwę do ludności białoruskiej i ukraińskiej, która miała brzmieć następująco: "Mieszkańcy byłej sowieckiej republiki Białorusi/Ukrainy - Kraj Wasz od ponad dwudziestu już lat nie zna swobody, uciskany przez wrogą przemoc bolszewicką, przemoc, która nie pytając ludności, narzucała jej obce wzory postępowania, krępujące wolę, często łamiąc życie. Ten stan ciągłej niewoli raz na zawsze musi być zniesiony i raz na zawsze na tej ziemi jakby przez Boga zapomnianej musi zapanować swoboda i prawo wolnego, niczym nieskrępowanego wypowiedzenia się o dążeniach i potrzebach. Wojsko Polskie, które wkracza na Wasze ziemie, niesie Wam wszystkim wolność i swobodę. Otrzymacie możliwość rozwiązania spraw wewnętrznych i wyznaniowych tak, jak sami sobie życzyć będziecie bez jakiegokolwiek gwałtu lub nacisku ze strony Polski. Dlatego to, pomimo że na Waszej ziemi grzmią jeszcze działa i krew się leje, wprowadzony zostaje zarząd cywilny, do którego będzie się powoływać ludzi miejscowych, synów tej ziemi. Ich zadaniem będzie: 1) Ułatwienie ludności wypowiedzenia się co do swego losu i potrzeb przez swobodnie wybranych przedstawicieli. Wybory te odbędą się na podstawie równego, tajnego, powszechnego, bezpośredniego, bez różnicy płci głosowania. 2) Danie potrzebującym pomocy w żywności, poparcie pracy wytwórczej, zapewnienie ładu i spokoju. 3) Otoczenie opieką wszystkich nie czyniąc różnicy z powodu wyznania lub narodowości. 4) po ustabilizowaniu rządu, zostanie powołana spośród ludzi miejscowych Komisja, mająca za zadanie przygotowanie reformy agrarnej i podziału ziemi pomiędzy chłopów. W sprawach, które was bezpośrednio bolą i obchodzą, zwracajcie się otwarcie i szczerze do lokalnych przewodniczących gminnych, którzy zostaną powołani po wkroczeniu Wojska Polskiego i wyzwoleniu Waszej ziemi z krwawych rąk bolszewików". Odezwa ma zostać odczytana, z chwilą wyparcia Sowietów z ziem polskich i przeniesienia wojny na tereny Ukrainy i Białorusi. Ale jak na razie nie wyprzedzajmy faktów.

 




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz