CZYLI ŚMIEJMY SIĘ, BAWMY SIĘ
Od razu muszę się przyznać, że niewiele interesują mnie wybory prezydenckie we Francji. Może się to wydawać dziwne (tym bardziej że moja Pani też pochodzi z kraju Moliera), ale tak właśnie jest, bowiem doprawdy nie przepadam za wyborem między dżumą i cholerą. No oczywiście może gdybym był Francuzem, patrzyłbym na te kwestie trochę inaczej, ale na dobrą sprawę - nie zastanawialiście się kiedyś czy wybory w upadłym państwie, który już teraz zaczyna być kolonią innych mocarstw - ma jakiekolwiek znaczenie? Przecież tam się nic nie zmieni, bez względu na to który z kandydatów obejmie urząd prezydencki, nie nastąpi dla Francuzów jakaś zdecydowana poprawa na lepsze. Uważam wręcz, że Francuzi (którzy jeszcze kilka lat temu płakali nad faktem iż to właśnie język angielski jest dziś językiem międzynarodowym, a język francuski schodzi do poziomu jakiegoś lokalnego narzecza), powinni się przygotowywać do roli współczesnych białych murzynów Europy. Ja bowiem nie widzę dziś dla Francji żadnego ratunku i uważam że ten kraj po prostu już musi spotkać los, jaki bez wątpienia jest mu pisany. Żaden z obecnych kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury wyborów, nie zmieni tego stanu rzeczy, choćby nie wiem co uczynił (a moje przekonanie podziela moja Pani, skoro nie wzięła udziału w wyborach, mimo że wciąż posiada obywatelstwo francuskie), Pozwolę sobie jednak dokonać krótkiej prezentacji kandydatów i ich programów (oraz mocodawców), a następnie przejdę do spokojniejszego tematu, związanego z humorem. Nie traćmy więc czasu.
EMMANUEL MACRON
Typowy "plastikowy człowiek" bez twarzy" (a może raczej o wielu twarzach?), bez poglądów, bez idei - taki typowy Ken. Jest typowym odwzorowaniem dzisiejszej Francji, całkowicie kontrolowanej przez lokalny establishment finansowy, mający oczywiście powiązania z establishmentem międzynarodowym. Jeśli zostanie wybrany (a tak zapewne się stanie), będzie drugim najmłodszym prezydentem Francji, od 1848 r. i zwycięstwie Ludwika Napoleona Bonaparte (bratanka Cesarza Napoleona Wielkiego), który objął prezydenturę w wieku lat 40 (tyle samo obecnie lat ma Emmanuel Macron). Jeśli miałbym go podsumować jednym zdaniem, powiedziałbym - produkt wielkiego kapitału, zwykła polityczna bladź. W jego biografii przewija się kilka wątków, które (biorąc pod uwagę dzisiejsze czasy), nie powinny nas dziwić. Mianowicie Macron uczył się w liceum jezuickim, oraz asystował Paulowi Ricoeur'owi, socjalistycznemu filozofowi, który pragnął połączyć zasady chrześcijańskie z socjalizmem (podobnie jak to dziś czyni "biała Franca" z Watykanu, która odwołuje się do zasad komunistycznych oraz twierdzi że nauka Jezusa Chrystusa ma wiele wspólnego z dzisiejszymi migrantami z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, którzy w setkach tysięcy płyną do Europy, aby otrzymać łatwe pieniądze, mieszkania, samochody oraz oczywiście białe kobiety, jako swoje seksualne niewolnice).
Następnie Macron swoją karierę polityczną zaczynał w partii socjalistycznej u boku totalnie skompromitowanego Francoisa Hollande'a (pamiętacie jego sławne: "Wy macie wartości, my mamy fundusze strukturalne" - swoją drogą tak sobie myślę, w V wieku naszej ery Rzym (Cesarstwo Zachodnio-rzymskie) miał wielkie bogactwo - nagromadzone przez wieki - ale nie miał wartości. Co więc mu dało to, że miał pieniądze? skoro plemiona tzw.: "barbarzyńców" wchodziły sobie w jego granice jak w masło, a Rzym został dwukrotnie złupiony - zupełnie analogicznie, jak dziś ma to miejsce z Europą Zachodnią. Także panie Hollande, już wkrótce tymi funduszami będziesz pan sobie mógł - jeśli wciąż będziesz je pan oczywiście posiadał - co najwyżej wytapetować łazienkę). Jednocześnie miał związki z wielkim banksterskim kapitałem (zatrudniony został w 2008 r. w Rothschild & Cie Banque). Potem jego kariera rozwijała się równie dynamicznie: 2012-2014 zastępca sekretarza generalnego Pałacu Elizejskiego, 2014-2016 minister gospodarki, przemysłu i cyfryzacji u boku socjalisty - Manuela Vallsa. W 2016 r. na fali wzrastającej niechęci Francuzów co do osoby i prezydentury Hollande'a, wystąpił z partii socjalistycznej, zakładając ruch polityczny pod nazwą "En Marche" ("W ruchu"). Zaczął też głosić hasła dystansujące się od wszystkich dotychczasowych partii i układów politycznych, promując się na "nowego człowieka" który nie jest "ani lewicowy, ani prawicowy". Od razu otrzymał ogromne wsparcie mediów głównego (francuskiego) ścieku, pompujących jego sondaże ponad miarę (zupełnie tak samo jak to miało miejsce w latach 2015-2016 z naszym Ryśkiem Petru). Efekt jest taki, że dziś, w przeciągu zaledwie roku, jest głównym kandydatem w wyborach prezydenckich i ma ogromne szanse na zwycięstwo.
Jaki z tego wniosek? Posłużę się tutaj moim ulubionym klasykiem - Ryśkiem Petru, którego wręcz uwielbiam, bowiem zawsze potrafi poprawić mi humor: "Jeśli nie wiadomo o co chodzi... to wiadomo że o coś chodzi". Czyli innymi słowy, jeśli dotychczasowe partie, będące ekspozyturą międzynarodowej finansjery tracą swą popularność w społeczeństwie, należy wyciągnąć z nich jakąś młodą marionetkę która założy nowy ruch polityczny, odcinając się jednocześnie od dotychczasowych stronnictw i deklarując swoją bezideowość ("ani lewicowy, ani prawicowy"), jednocześnie pompując mu poparcie, niczym balon i pokazując w mediach jako jedynego "rozsądnego" kandydata. I to ludzi przyciąga, bowiem młodość i poglądy dość nijakie. Ludzie z reguły pragną, a już w szczególności kobiety - żeby było dobrze i miło i jeszcze żeby wszyscy się kochali - wystarczy więc sprzedać im taką bajeczkę, podlewając to jeszcze pewnymi "gospodarczymi" obietnicami poprawy położenia wszystkich grup społecznych i mamy gotowego kandydata, właśnie takiego, jakiego wymarzyli sobie jego mocodawcy. A przecież wystarczy dokładniej przyjrzeć się tym obietnicom, aby wyrobić sobie zdanie o owym "plastusiu". Co on bowiem proponuje bezrobotnym? Przyznanie dodatku do płacy minimalnej dla zatrudnionych na niepełny etat, równy 100 euro, i to jest jego jedyna propozycja skierowana do tego elektoratu (jest więc wyrazicielem opinii środowiska które go wylansowało, jeszcze bowiem kilka lat temu publicznie kpił z ludzi najuboższych, nazywając ich "analfabetami" i "nierobami").
Poza tym wszystkie jego obietnice polityczne, idą w sukurs wielkiemu kapitałowi, który zresztą go wspiera (wystarczy przytoczyć kilka nazw: BNP Paribas, AXA, Iliad SA., Meetic i wiele innych, nie licząc grona finansistów i przedstawicieli wielkiego biznesu, będących w jego otoczeniu). Wszystkie jego propozycje gospodarcze idą więc w sukurs wprowadzenia kolejnych ulg dla zamożnych. Ciekawe też są jego poglądy na politykę międzynarodową i kwestię imigracji (oczywiście "ciekawe" są pod tym względem, że nie różnią się niczym od ogólnie przyjętych w całym establishmencie). Jest więc on zwolennikiem pogłębiania integracji europejskiej i zamiany Europy w jeden wielki socjalistyczny (czy raczej komunistyczny, ale - co bardzo ważne - z dominującą i tym wszystkim odgórnie sterującą elitą wielkiego kapitału), kołchoz. Ścisłej współpracy Francji z Niemcami w ramach tego projektu, stworzenia Europy "dwóch prędkości" (która zresztą już istnieje), Jest też (a jakże) gorącym zwolennikiem niekontrolowanego wpuszczania do Europy (i Francji) setek tysięcy muzułmańskich nachodźców (jakiś czas temu stwierdził nawet że: "Francuzi muszą się przyzwyczaić do terroryzmu i nie można w tym obszarze nic zmienić"), oraz ich przymusową relokacją w innych państwach Europy (jak choćby w krajach Europy Środkowej). Jest też zwolennikiem stworzenia armii europejskiej jako przeciwwagi dla NATO i wpływów Stanów Zjednoczonych w Europie i na świecie. Ha-ha-ha - tyle mogę dodać jako podsumowanie tej kandydatury.
MARINE LE PEN
Według mnie nie ma ona szansy aby zwyciężyć w tych wyborach prezydenckich, aczkolwiek prowadzony przez nią Front Narodowy ma duże szanse zwyciężyć w czerwcowych wyborach parlamentarnych (choć nawet w sytuacji gdyby zwyciężył, to raczej rządzić nie będzie, bowiem różnice głosów będą niewielkie i zapewne utworzy się koalicja "wszyscy przeciw Le Pen", tak jak to ma miejsce od lat). Nie jestem zwolennikiem Frontu Narodowego (choć oczywiście wiele ich postulatów, szczególnie odnośnie muzułmańskich imigrantów bardzo mi się podoba), bowiem jak powszechnie wiadomo (a może... nie wiadomo?) była to partia stworzona na polecenie prezydenta Francji - Georgesa Pompidou w 1972 r. jako przykrywka dla tajnych operacji francuskich służb specjalnych. Do tego celu oddelegowano oficera kontrwywiadu (który w latach 50-tych osobiście brał udział w torturowaniu Algierczyków podczas ich wojny o niepodległość) Jean-Marie Le Pena (zresztą w tej partii długie lata wprost roiło się od agentów i byłych oficerów kontrwywiadu, a także zwykłych najemników, jak choćby współzałożyciel Frontu Narodowego - Francois Duprat, mający bardzo dziwne powiązania). Po śmierci Pompidou w 1974 r. kolejni prezydenci wspierali (z reguły nieoficjalnie) Front Narodowy, upatrując w nim doskonałej bazy, kumulującej środowiska prawicowe (w 1984 r. socjalistyczny prezydent Francois Mitterand nakazał nawet finansowanie Frontu Narodowego z państwowych pieniędzy), a jednocześnie nie pozwalając mu na przejęcie władzy w kraju (mobilizacja wszystkich partii przeciw narodowcom przed każdymi wyborami, w myśl hasła: "wszyscy przeciw Le Pen").
W 2011 r. rządy nad partią przejęła córka Jean-Marie Le Pena, Marine, która skierowała partię na tory (gospodarczo) bardziej socjaldemokratyczne. Znacznie wzrósł też elektorat partii, odkąd to Marine Le Pen dzierży jej stery. Zapowiada ona obniżenie wieku emerytalnego (z 62 do 60), wzrostu płacy minimalnej, obniżki podatków dla gospodarstw domowych oraz wsparcie finansowe z budżetu państwa, najsłabiej zarabiających Francuzów. Marine zamierza też wprowadzić ograniczenia (coś na wzór ceł, bo one w warunkach Unii Europejskiej zaistnieć nie mogą) na produkty sprowadzane do Francji z innych państw, oraz (co jest jednym z kluczowych postulatów gospodarczych) wyjście ze strefy Euro i powrót do franka. Co się tyczy jej programu politycznego, to zapowiada ona zamknięcie granic przed muzułmanami (i ograniczenie imigracji z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu do zaledwie 10 tys. rocznie, co na warunki francuskie jest liczbą znikomą, tym bardziej że do tej pory przyjmowano wszystkich bez większych ograniczeń). To co najbardziej mnie niepokoi jednak to jej bezgraniczne zaufanie do Rosji (nawet nie tyle do Putina, choć on ją finansuje) ale właśnie do Rosji. Czy jednak można się temu dziwić? Francuzi przecież nigdy nie doznali żadnych poważniejszych klęsk czy zniewag od Rosji (wyłączając krótkotrwałą epokę napoleońską) i wielokrotnie podczas wojen byli sojusznikami. Wydaje mi się jednak że takie podejście do kwestii rosyjskiej to nie jest naiwność (cechująca Francuzów już od co najmniej kilku dziesięcioleci) - to głupota. Nie trzeba bowiem wtykać palców do gniazdka, aby się przekonać że to nie jest bezpieczne.
PODSUMOWUJĄC
Całe to tałatajstwo, uważam że dzisiejsza Francja jest już krajem upadłym (również gospodarczo, choć tego może jeszcze na razie nie widać). Mało tego, stała się kolonią obcych mocarstw jak choćby Rosji, która już oficjalnie (podobnie jak to było w XVIII wieku w Rzeczpospolitej, gdy posłowie obcych dworów, głównie rosyjskiego i pruskiego, przekupywali posłów na sejmy, aby nie wspierali odbudowy silnej armii i gospodarki, bowiem to nie leszowało w interesie tych państw) finansuje kampanię wyborcza Marine Le Pen , czyli innymi słowy tworzy sobie swój własny bufor, swoją kolonię w Europie (swoją drogą Rosja także wkrótce stanie się kolonią Chin, ale to temat na inny zupełnie inny post). Wkrótce przyjdzie załamanie, najpierw gospodarcze, a potem polityczne i społeczne. Gdy krew zacznie się lać po francuskich ulicach, zacznie się okres katharsis dla tego kraju i jego durnej, prowadzonej od dziesięcioleci pacyfistycznej polityki. Francja dziś jest już oskubanym z piór kogutem, któremu dodatkowo wyrwano język i który nie potrafi już nawet piać. Czeka więc, aż gospodarz przyjdzie do niego z siekierą i przeznaczy go na rosół.
PS: Dziś uważam że jedyną poważną cywilizacyjną ideą, pod jaką powinni się zgromadzić Europejczycy, jest Cywilizacja Krzyża. Sądzę że nie ma wyjścia, i nie można już nawet na ten temat dywagować, bowiem wkrótce kolejne państwa skończą tak samo jak ów francuski kurak - w rosole, zjedzone i strawione przez nachodźców. Dziś zaś (pomimo wszystkich swych społecznych dziwactw) głównym przywódcą Cywilizacji Krzyża jest właśnie Ameryka Donalda Trumpa, którą należy wspierać.
Musi nastąpić prawdziwe odrodzenie wiary i duchowości - jeśli ono nie nastąpi, zaleją nas muslimy, wyobrażające sobie Raj, jako miejsce gdzie można do woli gwałcić dziewice mając przy tym hiper-witalność i móc pić ukradkiem wino, gdy Allah nie widzi, najlepiej po ciemku, bo wtedy rzeczywiście nic nie widać. Swoją drogą muzułmanie nawet Allaha mają za idiotę)
A NA KONIEC, TAK JAK OBIECAŁEM, TROCHĘ HUMORU:
"UCHO PREZESA"
PRZYZNAM SIĘ SZCZERZE ŻE JEST TO NAJZABAWNIEJSZY ODCINEK Z CAŁEJ SERII
A OTO POSTACIE KOLEJNO POJAWIAJĄCE SIĘ W GABINECIE PREZESA:
GRZEGORZ SCHETYNA
MÓJ ULUBIENIEC:
RYSZARD PETRU
WŁADYSŁAW KOSINIAK-KAMYSZ
PAWEŁ KUKIZ
JOANNA SCHMIDT
i PIOTR LIROY-MARZEC
ENGLISH TRANSLATION
I JESZCZE WYBITNA INTELIGENCJA KANADYJSKICH KOBIET, KTÓRE PODPISYWAŁY SIĘ POD PETYCJĄ W SPRAWIE... ZNIESIENIA PRAW WYBORCZYCH DLA KOBIET
SWOJĄ DROGĄ CHYBA JEST DUŻO PRAWDY W SŁOWACH, KTÓRE NIEGDYŚ WYPOWIEDZIAŁ CESARZ NAPOLEON WIELKI - "PAŃSTWA UPADAJĄ GDY RZĄDZĄ NIMI KOBIETY", PATRZĄC NA TE GŁUPIUTKIE DZIEWCZYNY, DO TEGO STUDENTKI, KTÓRE PRZY TYM WYGŁASZAJĄ HASŁA O OBRONIE PRAW KOBIET - TO DO PRAWDY JESTEM PRZERAŻONY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz