CZYLI JAK ŻYLI GRECY
W IMPERIUM RZYMSKIM
I CZY ASYMILOWALI SIĘ
Z RZYMIANAMI?
"JEŚLI TY, PANIE, NA TEN ŚWIAT PRZYCHODZĄC STAWIAŁ WARUNKI, ŻE MUSISZ BYĆ ZAWSZE SZCZĘŚLIWY, ZAWSZE MIEĆ, CO TYLKO ZECHCESZ, I JEŚLI Z BOGÓW KTOŚ CI TO OBIECAŁ, SŁUSZNIE SIĘ GNIEWASZ, BO CIĘ OSZUKANO"
ARYSTOFANES Z BIZANCJUM
"BĄDŹ NIEWOLNIKIEM JAK CZŁOWIEK WOLNY, A NIEWOLNIKIEM NIE BĘDZIESZ"
MENANDER
PS: Co do tzw.: ustawy Oppiusza, o której pisałem w poprzedniej części tego tematu, nastąpiła mała pomyłka z mojej strony (drobne niedopatrzenie). Napisałem bowiem że ustawa ta miała wejść w życie właśnie w 195 r. p.n.e., otóż nie (i ów błąd pozwoliłem sobie już naprawić), ona weszła w życie, ale dwadzieścia lat wcześniej, dokładnie w roku 215 p.n.e. gdy Rzym toczył morderczą walkę z Hannibalem w samej Italii. Wówczas to kobietom zabroniono nosić przy sobie więcej niż pół uncji złota, oraz nosić kolorowe suknie czy jeździć po mieście zaprzężonym wozem. Zaś w owym 195 r. p.n.e. sprawa ta ponownie wróciła pod obrady senatu, bowiem domagali się tego dwaj trybunowie ludowi (Marek Fundaniusz i Lucjusz Waleriusz), co spowodowało dość duże wrzenie w Rzymie, którego sporą częścią były właśnie kobiety, które demonstracyjnie wyszły z domów, aby zaprotestować przeciwko ustawie sprzed dwudziestu lat. Obsadzały one ulice i fora, prosząc senatorów o wsparcie dla zniesienia tej ustawy. I dopięły swego, ale dopiero, gdy tłumnie zablokowały willę Brutusów (którzy opowiadali się za utrzymaniem ustawy Oppiusza). W międzyczasie doszło również do pojedynku na argumenty, jakie stoczyli w senacie Marek Porcjusz Katon (zwolennik ustawy) i trybun Lucjusz Waleriusz (jej przeciwnik). Pozwolę sobie zaprezentować najciekawsze opinie, jakie miały tam paść:
Katon: "Gdyby każdy z nas trzymał się zasady przestrzegania prawa i władzy męża w stosunku do swej żony, to byśmy mniej mieli kłopotu z ogółem kobiet (...) mamy przyjmować ustawy, jak niegdyś pod naciskiem zbuntowanego plebsu, tak teraz pod naciskiem kobiet? (...) Co to za obyczaj wychodzenia z domu, i zaczepiania cudzych mężów (...) Wolą przodków naszych było, by kobiety nie przedsiębrały niczego, nawet w prywatnych sprawach, bez pośrednictwa opiekuna (...) A my - za pozwoleniem bogów - cierpimy już nawet to, że zabierają się do rządów i mieszają do spraw na Forum (...) Nałóżcie uzdę niepowściągliwej naturze i nieposkromionemu stworzeniu i spodziewajcie się, że one same miarkować będą swą samowolę, jeśli wy tego nie zrobicie (...) Czegóż one nie będą próbowały osiągnąć, jeśli tę rzecz teraz wywojują? Policzcie wszystkie prawa odnoszące się do kobiet, którymi nasi przodkowie skrępowali ich swawolę i przez które uzależnili je od mężów. I choć to wszystko trzyma je na uwięzi, mimo to ledwie potraficie je utrzymać w ryzach? Jeżeli pozwolicie im zagarniać jedno po drugim i wydzierać mężom, a w końcu zrównać się z nimi (...) Od razu, jak tylko zaczną korzystać z równości, wezmą górę nad nami (...) Ku naszemu zagrożeniu, wierzcie mi, dopuszczono do najazdu posągów z Syrakuz na to nasze miasto. Za dużo już słyszę takich, co wychwalają ozdoby Koryntu i Aten i śmieją się ze zdobiących domy figurek bogów rzymskich (...) Ja więc uważam, że ustawy Oppiusza nie powinno się unieważniać w żadnym wypadku (...) A poza tym uważam że Kartaginę należy zniszczyć".
Waleriusz: "(...) tak poważny człowiek, jak konsul Marek Porcjusz (...) Zużył on więcej słów na karcenie kobiet niż na przeciwstawianie się naszemu wnioskowi (...) To, że kobiety na ulicach prosiły was, abyście ustawę, przeprowadzoną przeciw nim w twardych czasach wojny, odwołali teraz, kiedy rzeczpospolita kwitnie w spokoju i szczęściu, nazwał schadzkami, wichrzeniami, a czasem i buntami. Wiem, że i te określenia, i inne, to wielkie słowa, które się wynajduje dla wyolbrzymienia rzeczy, a wszyscy wiemy, że Marek Katon to mówca nie tylko poważny, ale niekiedy także straszny, choć z natury jest łagodny. Bo cóż takiego uczyniły w końcu te kobiety, że wyszły tłumnie na ulice w sprawie, która ich właśnie dotyczy? Czy nigdy dotychczas nie pokazały się na mieście? (...) I proszę, ileż razy one to robiły, i to zawsze ku pożytkowi publicznemu. Na samym początku, za panowania Romulusa, kiedy Kapitol został zajęty przez Sabinów i bitwa między wojskami toczyła się na środku Forum: czyż nie uśmierzyło tej walki między obu liniami bojowymi wmieszanie się w nią kobiet? A po wypędzeniu królów, kiedy wojska Wolsków pod wodzą Koriolana Marcjusza stanęły obozem przy piątym kamieniu: czyż nie kobiety zawróciły w marszu te wojska, które by zgniotły to miasto? A proszę, kiedy miasto zajęli Gallowie: czyż nie kobiety (...) zniosły do dyspozycji publicznej to złoto, którym się okupiło miasto? A w ostatniej wojnie - żeby nie sięgać tylko do dawnych przykładów - czyż nie tak było, że i wtedy, kiedy w skarbcu brakowało pieniędzy, skarbiec ten wspomogły pieniądze wdowie? (...) cóż takiego zrobiły? (...) Wybredne - na bogów - mamy uszy, jeżeli oburzamy się na prośby zanoszone do nas przez zacne kobiety (...) My mężczyźni będziemy używać purpury, chodząc w togach bramowanych na stanowiskach urzędniczych i kapłańskich, dzieci nasze będą nosiły togi bramowane purpurą (...) a tylko kobietom zabronimy używania purpury? (...) Naturalnie! Mniej będziecie mieć władzy nad córkami, żonami, a niektórzy również nad siostrami! Nigdy za życia swoich mężczyzn nie wyzbędą się kobiety poddaństwa (...) I wy winniście je trzymać w swej mocy i opiece, ale nie w niewoli. Winniście dążyć raczej do tego, by zasługiwać na miano ojców czy mężów, a nie panów (...) Ta słaba płeć musi znosić, cokolwiek wy uznacie za wskazane. Im większa wasza władza, z tym większym umiarkowaniem winniście z tej władzy korzystać".
Tymczasem wracając do spraw Hellady i Hellenów pod rzymskim władztwem, wszyscy Grecy oczekiwali, kiedy wreszcie Flamininus wypełni swoją obietnicę z igrzysk istmijskich i wycofa rzymskie wojska z Grecji. Na to jednak się jak na razie nie zapowiadało, tym bardziej że w samym senacie uważano, iż sama zapowiedż "uwolnienia Hellady", powinna usatysfakcjonować Greków. Rozumowano bowiem w taki sposób: Grecy są, podobnie jak my - Rzymianie - wrogami monarchii i tyranii, skoro tak, uwalniając ich od tych nieszczęść, uczyniliśmy ich prawdziwie wolnymi ludźmi. Tymczasem Grecy pragnęli nie tylko wolności od monarchii (a niektórzy wręcz uważali że Helladą, czy raczej całym greckim światem, jaki powstał po podbojach Aleksandra Wielkiego, powinien władać jeden król-zbawca, który zjednoczy wszystkie dotychczasowe państwa hellenistyczne i stworzy prawdziwą grecką oikumene - świat zamieszkały przez Greków), ale również powrotu do wolności politycznych poszczególnych polis, państw i związków, jakie posiadała Grecja przed rokiem 338 p.n.e. Macedonia została wreszcie pokonana, ale okazało się że Rzymianie jakoś nie spieszą się z opuszczeniem greckiej ziemi, co powodowało zniechęcenie a nawet pewną wrogość do Rzymian. Nie mając innej drogi nacisku, greckie miasta i związki słały swe prośby i żale do rzymskiego senatu, który zasypany nimi, wreszcie ogłosił że nie będzie już przyjmował wysłanników, wchodzących w skład związków helleńskich, ograniczając się jedynie do próśb poszczególnych polis.
Tymczasem sytuacja polityczna na Wschodzie wyglądała następująco: Rzymianie zajęli Grecję lądową (bez Peloponezu) i narzucili pokój królowi Macedonii - Filipowi V, który utrzymał swoją władzę. Macedonia co prawda utraciła wszelkie wpływy w Grecji i część terytorium (uniezależnienie się Orestów, o którym pisałem w poprzedniej części), ale mimo wszystko nadal stanowiła dość dużą siłę, tym bardziej że armia macedońska okazała się twardym i nieustępliwym przeciwnikiem, a królowi Filipowi (aby zakończyć tę wojnę swoim zwycięstwem), przeszkodziła w pewnym stopniu jego zapalczywość (pod Kynoskefalaj rzucił do boju rozproszone oddziały wprost z marszu). Miał duże szanse na zwycięstwo, jednak nie potrafił z nich skorzystać (inna sprawa, że nawet gdyby wygrał tę bitwę i rozgromił armię Flamininusa, wojna prawdopodobnie nie zakończyłaby się, gdyż należy pamiętać że Rzym miał dość duże możliwości uzupełniania strat, poprzez wystawianie kolejnych armii - np. po bitwie pod Kannami z 216 r. p.n.e., w której zginęło aż 40 000 Rzymian - nie licząc drugiej takiej liczby rzymskich sprzymierzeńców - i która byłaby totalną katastrofą dla każdego innego państwa, Rzym się podźwignął i wystawił kolejne armie, aż wreszcie pobił Hannibala na jego własnej ziemi). Na wschód od Macedonii pokaźną siłą (Rzymianie sądzili że jest ich tam ze 150 000 żołnierzy), dysponował hellenistyczny władca z dynastii Seleucydów syryjskich - Antioch III Wielki. W tym przypadku więc Filip V mógł być dla Rzymu użyteczny, bowiem znana była jego nienawiść do Antiocha (znacznie większa niż do Rzymian).
GRECJA ok. 200 r. p.n.e.
W Azji Mniejszej najpotężniejszym zaś państwem (zagrożonym teraz przez Antiocha III), była monarchia Pergamonu, państwa którego siłę wykuł jego wielki władca - Attalos I (zmarły w 197 r. p.n.e.). Był to szczególnie umiłowany władca i to nie tylko przez samych Pergamończyków, a także przez innych Hellenów (szczególnie Ateńczyków). Podczas jego pobytu w Atenach w 200 r. p.n.e. na powitanie władcy, nie tylko wyległo całe miasto, ale przygotowano odświętną inscenizację, w której uczestniczyli ubrani na biało kapłani i kapłanki Aten, a Zgromadzenie Ludowe uchwaliło przyznanie Attalosowi najwspanialszych zaszczytów (i nie była to zwykła kurtuazja, nie wszystkich bowiem władców traktowano w taki sposób). Szczęśliwy to był władca, szczęśliwego kraju, który przecież powstał notabene dość niedawno. Oficjalnie założycielem królestwa, stał się eunuch o imieniu - Filatejros. Był on Grekiem, któremu król Tracji - Lizymach (jeden z wodzów Aleksandra Wielkiego), powierzył pieczę nad swym skarbcem (283 r. p.n.e.), który umieścił właśnie w prowincjonalnym wówczas Pergamonie. Jednak Filatejros nie zamierzał dochować wierności Lizymachowi i w kilka miesięcy później (282 r. p.n.e.) przywłaszczył sobie całe złoto ze skarbca, umacniając się w Pergamonie i ogłaszając władcą (choć nie królem) tego miasta. Był to pierwszy władca Pergamonu i założyciel dynastii Attalidów (co ciekawe, sam był eunuchem). Po jego śmierci w 263 r. p.n.e. władzę nad miastem objął jego bratanek - Eumenes I. Attalos I, który przejął tron w 241 r. p.n.e., także był bratankiem Eumenesa.
Król ten, cieszył się ogromną popularnością w greckim świecie, choć przecież jego królestwo nie należało ani do największych, ani do najsilniejszych z państw hellenistycznych. Ale był władcą bardzo przystępnym i czułym na cierpienia ludu. Poza tym dochodziły jeszcze i inne kwestie. Król ten wzbudził wielką sensację w owym czasie i jeszcze większą popularność wśród zwykłych Greków, gdy na żonę wybrał sobie nie jakąś księżniczkę, pochodzącą z którejś z panujących dynastii hellenistycznych, tylko ze zwykłą dziewczyną, którą poznał w mieście Kyzikos i w której zakochał się do szaleństwa. Zwała się ona Apollonis i również przeszła do historii jako umiłowana królowa, opiekunka najuboższych i dobra dusza, która wraz z królem uczyniła Pergamon niezwykle majętnym (po śmierci została wręcz uznana za boginię i wznoszono jej nawet świątynie). Polibiusz pisał o Apollonis: "Kobieta ta z wielu względów zasłużyła na pamięć i szacunek. Pochodząc z prostej rodziny została królową i zachowała tę wysoką godność aż do śmierci i nie za pomocą sztuczek stosowanych przez hetery, a tylko dzięki własnej cnocie i szlachetności, tak w swym życiu prywatnym jak i publicznym", zaś na jej nagrobku w Świętym Mieście we Frygii (nieopodal świątyni bogini Kybele - Wielkiej Macierzy), w świątyni, którą jej wystawił syn - Eumenes II, można było przeczytać m.in.: "Spędziła życie pięknie i godnie (...) wychowała szczęśliwe dzieci. Pięknym postępowaniem dała niemałe świadectwo pobożności wobec bogów, a szlachetności własnej dowiodła najlepiej ku swej chwale zgodnym współżyciem z synami".
Kraj Attalosa I był nie tylko bogaty, ale również prawdziwie szczęśliwy, a przykład szedł właśnie z góry, z rodziny królewskiej, w której (co zdarzało się doprawdy niezwykle rzadko w królewskich rodach), synowie Attalosa i Apollonis zawsze odnosili się do siebie z szacunkiem, godnością i braterską miłością. Prawdopodobnie dzięki wychowaniu samej Apollonis, która zaszczepiła w (czterech) własnych synach, poczucie wzajemnego wsparcie i pomocy, tak aby brat zawsze mógł liczyć na pomoc brata - i to się sprawdzało, nawet wtedy, gdy jeden z nich objął królewski tron po śmierci ojca w 197 r. p.n.e. (Eumenes II). Zastanawiano się, czemu bogowie właśnie ten mały kraj, jakim był Pergamon obdarzył takim szczęściem, bezpieczeństwem i majętnością. Eumenes II, wstępując na tron, był niczym dzisiejsi szejkowie arabscy, człowiekiem dysponującym ogromną fortuną, sławą swego ojca, matki i kraju. Pergamon w tym właśnie czasie, należał do najbogatszych, najpiękniejszych i najczystszych miast ówczesnego świata. Miasto posiadało rozbudowaną sieć kanalizacyjną i przestronne ulice, akropol, dwie agory, wspaniały Ołtarz dynastii Attalidów (wzniesiony na pamiątkę zwycięstwa Attalosa I w bitwie z Galatami (Celtami) nad rzeką Kaikos (240 r. p.n.e.). Po tej właśnie bitwie Attalos został ogłoszony "Zbawcą Hellenów" (częścią składową Ołtarza, był zapewne powstały ok. 220 r. p.n.e. sławny posąg: "Umierający Gal", którego rzymska kopia przetrwała do dziś). Pergamon był więc prawdziwym "Miastem Niebios" (choć takie miasto też realnie istniało w starożytności, założone przez pewnego szalonego władcę hellenistycznego, który ogłosił się "Słońcem" a mieszkańców miasta zwał "Niebianami", ale działo się to znacznie wcześniej, niż opisywane wydarzenia, więc temat ten pozwolę sobie pominąć).
Innym takim wolnym państewkiem greckim, było Rodos (wyspa Heliosa), zwana również krainą róż i słońca. Przed rokiem 408 p.n.e. jedynymi polis na wyspie, były niezależne od siebie Lindos, Kamejros i Ialysos, które w tymże roku postanowiły się zjednoczyć, tworząc jedno, wielkie, wspólne miasto o nazwie takiej samej jak wyspa - Rodos. Tak powstała nowa polis, która kontrolowała wody południowego basenu Morza Egejskiego (Rodyjczycy byli prawdziwym postrachem piratów). W czasach, o których piszę, Rodos nie była już tak majętna i sławna jak jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej, ale mimo wszystko wspominając boga słońca, Grecy wciąż pamiętali o kolosalnym pomniku Heliosa, jaki wystawili Rodyjczycy przy wejściu do swego portu w 293 r. p.n.e. Posąg ten (choć nie zachował się do naszych czasów nawet w formie szczątkowej), zapewne nie wyglądał tak, jak się go niekiedy pokazuje na obrazach, gdzie pod rozstawionymi nogami boga, przepływały statki, wpływające i wypływające z portu Rodos (Kolos Rodyjski był jednym z cudów starożytnego świata), nie pozwalałaby na to jego konstrukcja i budulec, z którego miał zostać wykonany (metalowe nogi posągu, wcześniej czy później musiałyby się ugiąć pod ciężarem posągu i ten runąłby do wody zapewne w jakiś czas po zbudowaniu). Prawdopodobnie Kolos Rodyjski ustawiony był w pozycji stojącej, pionowo przy samym wejściu do portu. Jedną ręką osłaniał twarz od słońca, a drugą podtrzymywał szatę (która sama stanowiła podpórkę dla posągu zapewniając mu stabilność). Kolos Rodyjski runął na ziemię, podczas silnego trzęsienia ziemi na Rodos w 227 r. p.n.e. (czyli na ponad 30 lat od opisywanych wydarzeń). Od tamtego czasu leżał na ziemi i był atrakcją turystyczną przez kolejne ponad 870 lat, gdy Arabowie, którzy zdobyili wyspę w 649 r. postanowili usunąć posąg "obrażający Allaha". Rozłupano go więc na małe kawałeczki, sprzedano i wywieziono (na ponad 900 wielbłądach). Wszelki ślad po tym starożytnym cudzie wówczas bezpowrotnie zaginął.
Był jeszcze potężne orientalne królestwa hellenistyczne syryjskich Seleucydów i egipskich Ptolemeuszy (o których nie ma sensu opisywać się w jakiś szczególny sposób), oraz zjednoczone państwo spartańskie króla Nabisa, którego działalność powodowała duże obawy w Rzymie i z powodu którego Falmininus musiał jeszcze pozostać w Grecji.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz