CZYLI WSPÓŁCZESNA
FEMINISTYCZNA MIZOANDRIA
"Kobieta to przyszłość" - takie hasła często można spotkać na feministycznych manifestacjach lub tzw.: "kongresach kobiet", gdzie pewne panie (niekiedy również zwane "ciotkami") próbują udowodnić światu (a głównie sobie samym) iż przyszłość należy do kobiet i że wiek XXI będzie właśnie wiekiem kobiet. A co z mężczyznami należałoby się w tej chwili zapytać? Co z nimi będzie? Będą trzymani w rezerwatach niczym północnoamerykańscy Indianie, lub zredukowani jedynie do 10 % ludzkiej populacji Ziemi? A w ogóle co to za pomysły aby jakikolwiek okres czasu uważać za przynależny danej płci, przecież to czysty seksizm, a co gorsza ten miernik stosują feministki, które (przynajmniej oficjalnie) powinny opowiadać się za równouprawnieniem. Dziś wiele feministek wciąż wierzy, iż mityczny matriarchat panował na Ziemi nim nie zdławił go ten podły, szowinistyczny patriarchat, który zakuł kobietę w kajdany niewoli małżeńskiej i zmusił ją do zostania poddanką swego męża i pana. Wielokrotnie już na ten temat pisałem, ale przypomnę tu raz jeszcze że nie było nigdy czegoś takiego jak mityczny matriarchat, który miał poprzedzać tzw.: dzisiejszy patriarchat, po prostu w dziejach Ludzkości nigdy nie istniało coś takiego. Nie jest prawdą też iż z chwilą nastania owego patriarchatu, pozycja kobiety została zmarginalizowana a ona sama zniewolona. Tak naprawdę wielu mężczyzn samych decydowało się uznać prymat kobiet i poświęcić walce o ich uznanie i piękno, a patriarchat (który tak naprawdę istniał od początków ludzkiej egzystencji, ginącej w mrokach najdawniejszych dziejów Ludzkości), dominował, ale jednocześnie był przeplatany istnieniem kultur matriarchalnych, które występowały z nim samym, w różnych odstępach czasowych i w najróżniejszych kulturach.
Matriarchat jako taki nie istniał nigdy przed patriarchatem, ale kultury matriarchalne istniały w wielu miejscach na równi z kulturami patriarchalnymi (często się przenikając, niekiedy ustępując a niekiedy dominując w danej społeczności). I tak było w zasadzie od starożytności, ale prawdziwym okresem dominacji kobiet w społeczeństwie (a raczej w społeczeństwach) był okres, który dziś jest odcięty od czci i wiary i uznany za powszechne ciemnogród i zacofanie (szczególnie feministki przodują w takich właśnie określeniach, ale w ich przypadku nie można mówić ani o zdrowym rozsądku, ani również o jakiejkolwiek zgodności faktów, w tym również faktów historycznych). O jakim okresie mówię? Oczywiście, o owym tak powszechnie dziś wyszydzanym średniowieczu, który to był prawdziwym okresem triumfu matriarchatu. Ktoś jednak zapyta - jak to? w czasach, gdzie palono na stosach czarownice, gdzie kobieta była całkowicie podległa Kościołowi i władzy swego męża, gdzie panowała powszechna ciemnota, zabobon i fanatyzm - jak można twierdzić że był to najlepszy czas dla kobiet, a nawet że był to czas triumfu realnego matriarchatu europejskiej kultury zachodniej (chrześcijańskiej). Przecież to niedorzeczne (przynajmniej biorąc pod uwagę feministyczny punkt widzenia) - prawda? Epoka ciemnoty, brudu i zabobonu, fanatyzmu religijnego i płonących stosów, dziś tak powszechnie pogardzana i wyszydzana na wszelkie możliwe sposoby (zobaczcie ile odniesień w debacie publicznej z udziałem nie tylko feministek, ale również osób, które zdawałoby się są w miarę inteligentne - wciąż powiela te bzdury?). Postaram się je omówić, rozkładając je jednocześnie po kolei na czynniki pierwsze.
Zacznijmy więc od początku - Średniowiecze - to epoka ciemnoty? Doprawdy? Przecież wszystkie największe obecnie istniejące uniwersytety, powstały właśnie w średniowieczu, nie w renesansie, baroku czy wieku XVIII, tylko właśnie w owym pogardzanym średniowieczu. Uniwersytet w Oksfordzie założony został w 1167 r., w Cambridge w 1229 r., w Paryżu ok. 1150 r., w Bolonii w 1088 r., w Palencii w 1208 r., w Salamance w 1243 r., w Sewilli w 1254 r., w Montpellier w 1289 r., w Vercelli w 1228 r., w Orleanie w 1309 r., w Awinionie w 1303 r., w Leridzie w 1300 r., w Huesce w 1359 r., w Padwie w 1222 r., w Ferrarze w 1391 r., w Pizie w 1343 r., w Perugii w 1308 r., w Sienie w 1357 r., w Rzymie w 1303 r., w Treviso w 1318 r., w Pradze w 1348 r., w Krakowie w 1364 r., w Wiedniu w 1365 r., w Kolonii w 1388 r., w Erfurcie w 1379 r., w Wurzburgu w 1402 r., w Heidelbergu w 1385 r., w Ingolstadt w 1472 r., w Tybindze w 1476 r. - mam wymieniać dalej? Chyba wystarczy prawda? No ale przecież feministki nam wmawiają że to była epoka ciemnoty i zabobonu? Jesli by stosować to określenie do średniowiecza, to jak nazwać inne okresy dziejów (z antykiem włącznie), w których powstała (nie licząc wieku XIX i XX) nawet 1/4 tego, co wyżej wymieniłem, a i tak owa lista jest wybitnie niepełna. Weźmy chociażby taki antyk, uważany dziś za kolebkę ludzkiej cywilizacji filozofii, prawa i nauki - przecież ze swoją Akademią, Liceum (mieszczącymi się w Atenach), Muzeum i Biblioteką (w Aleksandrii), reszta to były zwykłe szkoły publiczne, bez większych tradycji. Można więc powiedzieć że to antyk a nie średniowiecze był epoką ciemnoty, nie mówiąc już o okresie następnym - czyli renesansie (który jak wielu twierdzi był "powrotem do antyku", czyli do... ciemnoty, tylko że po stokroć bardziej niż jego protoplasta).
Drugi zarzut to średniowiecze widziane jako epoka brudu? Pusty śmiech mnie ogarnia gdy czytam takie rzeczy, bowiem ten kto to pisze, albo nie ma zielonego pojęcia o tej epoce, albo pisze to na konkretne (ideologiczne) zamówienie (zresztą jedno wcale nie wyklucza drugiego). Antyk wyrobił w kulturze miłość do zażywania kąpieli i dbania o czystość ciała, ale te tradycje wcale nie zaginęły w średniowieczu, wręcz przeciwnie, rozwijały się dalej (i to zarówno w Europie Zachodniej, jak i Środkowej czy Wschodniej). Kąpiel była dla człowieka żyjącego w średniowieczu czymś naturalnym, i to zarówno dla wielkiego pana na zamku, jak i prostego chłopa. Dbanie o czystość nie było bowiem w owym "wieku ciemnoty" jeszcze postrzegane jako niegodne chrześcijanina i niemiłe Bogu - takie "mądrości" pojawiły się dopiero z nadejściem renesansu. W średniowiecznej Europie w każdym mieście (nawet najmniejszym) była łaźnia publiczna, a ci, którzy nie myli się uważając to za formę pokuty, byli uważani co najmniej za lekko szurniętych. Trzeci zarzut to średniowiecze jako epoka powszechnego zabobonu - nie było większej epoki zabobonu i fanatyzmu religijnego w dziejach Ludzkości, niż ta z epok, która nastąpiła po średniowieczu, czyli właśnie renesans. To właśnie wtedy, wraz z reformacją religijną i tzw.: humanizmem, pojawiać się zaczęły tendencje wybitnie moralnie destrukcyjne. Kiedy palono kobiety na stosach jako czarownice? W średniowieczu? W średniowieczu nie spłonęła nawet jedna kobieta oskarżona o czary (co nie znaczy że takich procesów wówczas nie było - były, ale kobiety takie były wyganiane z danej społeczności, a nie mordowane). Po raz pierwszy zaczęto mordować "czarownice" wraz z nastaniem reformacji religijnej Lutra i Jana Kalwina, to właśnie na nich ciąży najpotężniejszy grzech tego typu, gdyż to właśnie oni zapoczątkowali publiczne palenie czarownic, czyli coś co było zupełnie nieznane w owym "ciemnym" średniowieczu (a przecież renesans, barok i oświecenie nazywa się powszechnie "epoką rozumu" - ha, historia lubi płatać figle prawda, szczególnie tym, którzy jej nie znają).
W średniowieczu nie dochodziło również do masowych wojen religijnych. Oczywiście wyjątkiem były tutaj krucjaty, podejmowane w celu odbicia z rąk muzułmanów Grobu Świętego w Jerozolimie, ale kampanie te były kampaniami obronnymi, a nie ofensywnymi, chodziło bowiem nie tyle o odzyskanie (wcześniej ukradzionych chrześcijanom ziem), ile o powstrzymanie naporu Islamu na Europę, podejmując działania prewencyjne. Do masakr religijnych także dochodziło sporadycznie, a jeśli już, były one poprzedzone wielką obawą utraty danych terenów i triumfu najróżniejszych schizm. Ogólnie jednak w średniowieczu konflikty (głównie religijne, ale nie tylko) załatwiano nie na polu bitwy, tylko w... kancelariach prawniczych biskupów i kanoników i starano się raczej wypracować jakąś nić porozumienia, niż brutalnie niszczyć i mordować. Kolejne epoki były pod tym względem o niebo gorsze. Renesans był bowiem istną epoką rozbuchanego fanatyzmu religijnego, gdzie spory nie toczono już na soborach, zjazdach i w kancelariach prawniczych, tylko po prostu w polu, a celem nie było przekonanie innych do własnej opinii i własnego zdania, tylko po prostu... wyrżnięcie wszystkich innych do pnia. Wyrżnąć, wybić, wymordować - to były trzy najważniejsze zasady, przyświecające wiernym (tak panom jak i chłopom) w epoce renesansu i wielkich wojen religijnych, które wówczas nastały. A epoki następne były jeszcze gorsze pod tym względem, gdzie ludzie już całkowicie (szczególnie monarchowie i wielcy magnaci) zaprzestali zarówno dbania o higienę osobistą, jak i tolerancję religijną i jakiekolwiek pod tym względem zasady ("Cuius regio eius religio" - "Czyj kraj, tego religia"). Swoistym wyjątkiem (można wręcz rzecz iż dla ówczesnych fanatyków religijnych i to z każdej możliwej strony, wręcz prawdziwą "czarną owcą") była pod tym względem Rzeczpospolita polsko-litewska, gdzie każdy mógł wyznawać taką religię, jaką chciał, aby tylko nie znieważał Boga, nie łamał prawa i nie obrażał Króla Jegomości - poza tym wszystko na co zezwalało sumienie i słowo).
Ale i nasz kraj zaczął się z czasem degenerować pod wpływem prądów, płynących z Europy Zachodniej - w XVIII wieku coraz rzadziej można było spotkać dawną tolerancję religijną, a katolicyzm całkowicie zatriumfował w Rzeczpospolitej (zresztą był to okres całkowitego upadku państwa, tak militarnego i politycznego, jak i gospodarczego i moralnego, ludzie zaczęli uważać że to, co przychodzi z Zachodu jest lepsze i doskonalsze, więc na początku wzorem Francuzów i Włochów... przestano się myć - ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski, panujący w latach 1764-1795 nigdy się nie kąpał, a jedynie zmieniał ubranie na czyste i mył ręce przed posiłkiem). Wiek XVIII wraz z upadkiem państwowości, przyniósł również niechęć do kąpieli i dbania o higienę ciała, który (z przerwami) trwał do XIX wieku, gdzie ponownie Polacy musieli się pogodzić z mydłem, wodą i szczotką, wzorem swych przodków z epoki "Dawnej Mocy Rzeczypospolitej". Ale w XVIII wieku kopiowano u nas wszystko, co przychodziło z Zachodu, a głównie z Francji, uważanej już wówczas za wzór kultury i smaku. Co prawda nie dochodziło do sytuacji takiej, jak na dworze królewskim w Wersalu, gdzie dworzanie Króla Słońce - Ludwika XIV, z braku toalet w pałacu, wypróżniali się do kominków lub po prostu... na korytarzach (a służba chodziła i sprzątała te odchody). Potem takie miejsca należało odpowiednio wyperfumować, bowiem odór musiał być niemiłosierny. A nie było tam toalet bo?... uznano że coś tak przyziemnego jak wypróżnianie się jest niemiłe Bogu i władcy arcychrześcijańskiego królestwa, za jakie uchodziła Francja. W porównaniu z Europą Zachodnią, począwszy od renesansu (choć ten okres jeszcze był w miarę czysty, gorzej zaczęło się dziać od baroku), Rzeczpospolita polsko-litewska, Turcja Osmańska czy Rosja carska były prawdziwie czystymi miejscami, gdzie nie tylko istniały publiczne łaźnie i toalety, ale w pałacach często był nawet... prysznic (jak choćby na Wawelu), a car Piotr I pluskał się w wannie w otoczeniu swych dworzan (i ku zgorszeniu francuskich i angielskich posłów). W średniowieczu nie było zamku, w którym nie byłoby co najmniej prowizorycznego wychodka (a kąpiele odprawiano nieraz w komnatach, za pomocą balii i polewając się wodą).
Średniowiecze nie było więc żadną epoką "ciemnoty i zabobonu", ale wręcz przeciwnie - stało się wykładnią dzisiejszej europejskiej kultury, gdyż bez okresu średniowiecza kultura europejska utraciłaby swoje główne spoiwo, swój główny trzon kreacyjny - bo to właśnie w średniowieczu wykrystalizowały się poszczególne państwa, zaczęły też kształtować się narody (dziś tzw: "współczesna nauka" każe nam wierzyć że patriotyzm i przywiązanie do ojczyzny oraz narodowości wykształciły się dopiero w XIX wieku, na fali rewolucji i powstań. Totalna bzdura i mydlenie oczu tym, którzy nie potrafią rozróżniać historycznych faktów i zdarzeń. Przywiązanie do poszczególnej grupy narodowościowej i utożsamianie się z daną społecznością (np. Flamandami czy Szkotami) istniało od niepamiętnych czasów, praktycznie od początku, gdy Ludzkość zaczęła być prawdziwym panem swego losu. Czy Ateńczycy mordujący swych greckich współbraci na Lesbos nie czuli się Ateńczykami, nie spajała ich wspólna narodowość grodu Dziewiczej Pallady? Czy Rzymianie po klęsce pod Kannami nie uświadamiali sobie grozy sytuacji swojej nacji i swego kraju? Czy Hetyci nie czuli przywiązania do własnej zbiorowości walcząc z Egipcjanami pod Kadesz? I czy wreszcie sami Egipcjanie nie uświadamiali sobie swej odrębności w konfrontacji z ludami azjatyckimi, nubijskimi czy choćby nawet libijskimi z którymi przyszło im się zmierzyć? Oczywiście że tak, świadomość narodowa istniała od zawsze, jedynie nacjonalizmy (czyli hasła często szowinistyczne i ksenofobiczne) zaczęły się pojawiać oficjalnie w literaturze dopiero od XIX wieku (co nie znaczy też że szowinizmu i ksenofobii wcześniej nie było).
I teraz wreszcie przechodzimy do najważniejszego momentu, o którym wcześniej wspomniałem, a mianowicie średniowieczu jako epoce dominacji kobiet i zaistnieniu swoistego matriarchatu. Tutaj zapewne wiele feministek uzna iż brak mi na to argumentów w świecie tak zdominowanym przez mężczyzn (gdy na uniwersytetach też studiowali sami mężczyźni). Otóż owych argumentów dostarcza mi... sama epoka z jej etosami rycerskimi i miłością dworską, bo to one właśnie poczęły kształtować średniowieczny matriarchat (opiszę to dokładniej w innym temacie, który już rozpocząłem). Nie było epoki tak bardzo oddanej kobiecie, jak właśnie średniowiecze. Przecież to właśnie wówczas rycerze deklarowali się sługami swych wybranek serca, które uważali wręcz za swe boginie i których honoru pilnowali bez względu na oglądanie się o własne zdrowie czy życie. Kobiety miały wówczas swoich własnych "niewolników serca", poddanych, którzy padali do stóp swych wybranek, błagając o uznanie i możliwość dalszej służby u jej boku. Etosy rycerskie pełne są pieśni, opierających kobiety ponad zwykłą miarę, wręcz uznających je za boginie (choć oczywiście ze względu na to iż wszystko to odbywał się w obrębie kultury chrześcijańskiej, miast bogini mówiono "Pani mego serca"). Rycerz, którego umiłowała jakaś dama, stawał się jej sługą do końca życia (gdyż rycerz wolałby raczej się zabić, niż splamić dane raz słowo i swój własny honor), pięknie jest to pokazane w "Krzyżakach" Henryka Sienkiewicza, gdy Zbyszka, idącego na szafot, obejmuje Danusia, zakłada mu na głowę zawój i wypowiada słowa: "Nie do kata on należy, ale do mnie, mój ci on, mój!", po czym zgromadzony lud zaczyna wołać: "To stare prawo, oddać go jej". Kobieta ze swym rycerzem mogła tak naprawdę zrobić wszystko, bo on był "sługą Jej Serca". Dziś nie pamięta się o tych czasach i o panującej wówczas niezwykłej czci, jaką otaczano kobiety.
Wszystko to pogrążył w błocie renesans, degradując kobietę do roli dziewki. Wraz z renesansem kobiety (w imię humanitaryzmu), stały się ponownie podporządkowane mężom, którzy już nie byli szlachetnymi rycerzami, walczącymi o honor służenia jej, ale bezwzględnymi tyranami, często wymuszającymi posłuszeństwo biciem. A potem było już tylko gorzej, kobieta stała się całkowitą poddanką swego męża, który był również jej panem (choć oczywiście i w tym przypadku były wyjątki, jak choćby pozycja kobiet w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdzie stanowisko żony i matki było przemożne, mawiano "dobra żona, męża korona". Zresztą żona była przede wszystkim przyjacielem swego męża i często właśnie tak ją nazywano - Janusz Radziwiłł pisał do króla Władysława IV z prośbą o rękę panny Potockiej i jednocześnie prosił króla aby mu nie odmawiał, bowiem jak twierdził: "Nie o urząd, nie o wakancję idzie, a o wiecznego przyjaciela". Jerzy Ossoliński - ten który zorganizował owe sławne poselstwo do Rzymu roku 1633 - także prosił o rękę panny Izabelli Daniłowicz, motywując prośbę poszukiwaniem: "przyjaciela jako najdroższego skarbu i największego po łasce Boga błogosławieństwu". Hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski, aby dogodzić swej umiłowanej młodej żonie - Zofii Opalińskiej, w noc poślubną zażył miksturę zwiększającą "męskość" i potem powtarzał to jeszcze kilka razy aż w końcu... wyzionął ducha zaledwie w dwa miesiące po ślubie w wieku 55 lat. Jego organizm nie sprostał planom ciągłej erekcji i odmówił posłuszeństwa, co spowodowało w końcu zgon, tak oto młoda Zofia Opalińska została wdową i... dziedziczką ogromnej fortuny magnackiej. Hetman Koniecpolski był jednym z najświetniejszych wodzów Rzeczypospolitej, jego brak dało się odczuć już podczas Powstania Chmielnickiego czy wojny z Rosją i Szwecją).
Z pierwszymi hasłami zrównującymi (polityczną) pozycję kobiety z mężczyznami, wystąpiły dopiero w drugiej połowie XIX wieku sufrażystki, które jednak wybitnie różniły się od dzisiejszych feministek i to tak bardzo że wręcz można by powiedzieć iż są to odmienności typu ogień i woda. Czy można się więc dziwić że kobiety na Zachodzie podjęły wreszcie walkę o swoje prawa? A dziś feministki starają się nas przekonać że renesans to "epoka rozumu" i "powrót do antyku" - kpina, czy działanie na szkodę kobiet? Przejdźmy zatem do owych feministycznych "ciotek" i spójrzmy co one nam radzą w kwestii stosunków damsko-męskich i w ogóle w kwestiach społeczno-politycznych?
PS: Nie napisałem jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy, mianowicie któż wie iż rodzące się w Cesarstwie Rzymskim Chrześcijaństwo, było nie tylko religią bardzo pro-kobiecą, ale wręcz było... zdominowane przez kobiety a często przez nie prowadzone. Nie mogło być inaczej, bowiem Chrześcijaństwo od swych początków jest wybitnie kobiecą religią, a którą kobiety mogą się utożsamiać znacznie szybciej i lepiej od mężczyzn. Fryderyk Nietzsche, który twierdził iż: "Chrześcijaństwo pozbawiło nas całego dorobku antyku", był jednocześnie wielkim piewcą Islamu, jako religii typowo męskiej, wolnej od tych wszystkich "babskich bzdur o miłosierdziu" jakie są w Chrześcijaństwie. Islam był dość prosty i łatwy do zaakceptowania dla mężczyzny - najpierw wyciąć w pień swych wrogów, przejąć ich dobytek i kobiety (i to wszystko z poparciem, a wręcz z nakazem Allaha), a (po śmierci niekończąca się uczta w Raju, w otoczeniu przepięknych hurys-niewolnic, gotowych spełnić każde życzenie swego pana. Czyż nie jest to religia łatwa i łatwiej akceptowalna dla wielu mężczyzn? Oczywiście że tak, aby dostać się do Raju wystarczy zginąć jako męczennik, jednocześnie pozbawiając życia niewiernych i już, można? Można!
A w Chrześcijaństwie są jakieś tam "bzdury o miłosierdziu", po co to komu? Lepiej wszystkich niewiernych wyrżnąć, szybko, łatwo i jeszcze jaka nagroda czeka nas po śmierci. Czy ktokolwiek jeszcze może się dziś dziwić, dlaczego to głównie mężczyźni pełnią w Chrześcijaństwie (a szczególnie w Kościele Katolickim) najważniejsze funkcje? Mnie to nie dziwi, a to z tego powodu iż aby ewangelizować mężczyzn należy im pokazać pewien wzór do naśladowania, muszą nabrać szacunku. A ponieważ (szczególnie młodzi mężczyźni, w których bucha rozszalały testosteron) znacznie łatwiej zaakceptują nad sobą Boga Ojca i reprezentującego go papieża lub kapłana, jako symbole siły (w tym siły fizycznej) w które pragną wierzyć - stąd papieżami byli zawsze tylko mężczyźni (no może prócz pewnej Joanny, która też... żyła w średniowieczu). Ale ile było takich kobiet, które wybierały i obalały papieży, osadzały na tronie Św. Piotra swych synów i kochanków, tego nikt zapewne nie pamięta, a przecież owe damy... też żyły w średniowieczu.
MÓJ DOBRY ZNAJOMY - JEDNOCZEŚNIE POLICJANT, DO DZIŚ SIĘ CHWALI ŻE ROZMAWIAŁ Z NATALIĄ OREIRO, GDY TA SWEGO CZASU BYŁA W POLSCE.
HA-HA-HA
GERMAN DEATH CAMPS
NEVER POLISH
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz