Stron

niedziela, 27 maja 2018

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. IX

CZYLI JAK TO WŁADZA

DODAJE SEKSAPILU


NAPOLEON BONAPARTE
KRÓLOWA LUIZA
"MOJE SZLACHECTWO ZRODZIŁO SIĘ POD MARENGO"
CZ. VIII 





"STRASZNIE MUSZĄ JĄ DRĘCZYĆ WYRZUTY SUMIENIA Z POWODU CIERPIEŃ, KTÓRE ŚCIĄGNĘŁA NA SWÓJ KRAJ"

NAPOLEON O KRÓLOWEJ LUIZIE PRUSKIEJ


 Wiedeń - stolica cesarstwa austriackiego, był w tych ostatnich miesiącach roku 1806, bodajże najważniejszym miejscem, gdzie kłębiły się interesy najważniejszych stron tego konfliktu. Po strasznej grudniowej klęsce roku poprzedniego pod Austerlitz, zarówno cesarz Franciszek I jak i koła polityczno-wojskowe cesarstwa, wolały utrzymać stan neutralności i nie wchodzić do wojny przeciwko napoleońskiej Francji. Co prawda osobisty wysłannik króla Fryderyka Wilhelma III - pułkownik Gotzen nalegał na jak najszybsze wejście Austrii do wojny z Francuzami, twierdząc iż dzięki temu Wiedeń zapewni sobie nie tylko łatwe zwycięstwo (uderzając od tyłu na siły francuskie, walczące przeciwko armii rosyjskiej i pruskim niedobitkom gen. Lestoca), ale również dominującą pozycję w Rzeszy po zwycięskiej wojnie. Twierdził również że jeśli Wiedeń nie włączy się do teraz, gdy jest tak dogodny czas, do tego konfliktu, będzie to miało dramatyczne konsekwencje dla dalszej pozycji cesarstwa w Europie. Wtórował mu w tym rosyjski poseł - Andriej Razumowski, argumentując konieczność wejścia Austrii do wojny tymi słowy: "Bonaparte zamierza wyrwać Polskę z potęgi władców, którzy ją teraz posiadają i stworzyć zależny od niego kraj, będący w nieustannym konflikcie tak z Rosją jak i z Austrią". Ich apele jednak pozostawały bez odzewu, tym bardziej że armia austriacka nie była jeszcze gotowa do nowej konfrontacji z armią napoleońską i potrzebowała czasu na odbudowanie własnych sił. Zresztą pamiętano Prusakom nieukrywaną radość, jaka zapanowała na berlińskim dworze po sromotnej klęsce Austrii pod Austerlitz. Dlaczego więc teraz, gdy rozgromione Prusy (w ciągu miesiąca zarówno cała pruska armia, jak i pruskie państwo realnie przestało istnieć, była to klęska rzadko spotykana w historii na taką skalę), błagały ich o interwencję, mieli to uczynić - w imię czego?

Jednak polityka hrabiego Johanna Stadiona - austriackiego ministra spraw zagranicznych, polegała na potakiwaniu wszystkim, przy jednoczesnym nie wchodzeniu w żadne polityczne zobowiązania - innymi słowy chodziło o to, aby niczego nie obiecując, jednocześnie nikogo do siebie nie zrażać (choć należy tu dodać, że hrabia Stadion był skory ostatecznie wystąpić po stronie prusko-rosyjskiej, ale hamował go w tych zamierzeniach sam cesarz Franciszek I, który jak przystało na Habsburga kierującego się dobrem dynastii i krajów koronnych, wolał przeczekać ten okres w spokoju). Powstał jednak problem, który mógł brutalnie zakłócić austriackie plany o neutralności, co z premedytacją wykorzystywała Rosja, pragnąc czym prędzej zmusić Wiedeń do opowiedzenia się po stronie prusko-rosyjskiej. Chodziło mianowicie o problem portu Cattaro na Morzu Adriatyckim. Port ten, zgodnie z pokojem preszburskim (zawartym pomiędzy Austrią a Francją 26 grudnia 1805 r.), miał zostać oddany Francji, tylko że do tego nie doszło. Mało tego, austriacki dowódca portu gen. Ghizilizieri przekazał go (z początkiem 1806 r.) operującej na Morzu Adriatyckim flocie rosyjskiej (jednocześnie deklarując w listach, iż postąpił tak na rozkaz płynący z Wiednia). Powstał problem, bo to małe dalmatyńskie miasto mogło stać się casus belli nowej wojny z Francją, nic więc dziwnego że dwór wiedeński asekuracyjnie uwięził gen. Ghizilieri, jednocześnie dając do zrozumienia że nie ma z jego decyzją żadnego związku, oraz wysłał posła do Petersburga, prosząc o jak najszybsze zwrócenie tego portu. Rosjanie (którym zależało na wciągnięciu Austrii do wojny) oczywiście zwlekali z decyzją, a gdy już ona zapadła (koniec maja 1806 r. - Razumowski obiecał szybkie oddanie Cattaro), do końca roku 1806 port ten wciąż pozostawał w rosyjskich rękach (ponoć wiceadmirał Seniawin odmówił przekazania Cattaro Austriakom), a francuski ambasador La Rochefoucault naciskał na jak najszybsze wypełnienie traktatu preszburskiego przez austriacką stronę.

Wkrótce powstał inny problem (choć tamten wciąż nie został rozwiązany). W listopadzie 1806 r. po raz pierwszy Francuzi złożyli dworowi wiedeńskiemu nietypową (i można tak rzec niemoralną - ale moralność i polityka to dwie, często wykluczające się kwestie) propozycję. Mianowicie zaproponowano Austrii oddanie należącego do Prus Śląska (utraconego przez Habsburgów po wojnie z Fryderykiem II Wielkim w 1742 r.), w zamian za zrzeczenie się zasiedlonej w dużej mierze przez Polaków Galicji, która miała stać się częścią odbudowywanej przez Cesarza Napoleona Polski. Propozycja ta była dla Austrii niezwykle niebezpieczna, bo choć oddawałaby im ich dawny Śląsk, to jednak postawiłaby Wiedeń w sytuacji całkowitego uzależnienia od Paryża (wybuchłby wówczas spór prusko-austriacki w kolejnej odsłonie, tym samym skutecznie torpedując antyfrancuską politykę mocarstw - był to w swej prostocie i "nikczemności" wprost genialny plan Paryża). Hrabia Stadion był przerażony tą propozycją i uważał jej urzeczywistnienie za początek końca monarchii Habsburgów. Nie wiadomo też było jak na to zareaguje Rosja, z którą toczyła również "cichy" spór o dominację na Bałkanach (stąd wojna rosyjsko-turecka i zajęcie Mołdawii i Wołoszczyzny przez Rosjan, działały w Wiedniu niczym zimny, pobudzający prysznic). Stanowisko Austrii pozostawało więc niezmienne - utrzymać neutralność za wszelką cenę. A że nie było to łatwe, świadczyły działania agentów (i jednocześnie posłów) czterech mocarstw - Francji (La Rochefoucault w drugiej połowie 1806 r. zastąpiony przez Andreossy'ego), Rosji (Razumowski i specjalny agent cara Pozzo di Borgo), Prus (Finckenstein i gen. Gotzen) oraz Anglii (sir Robert Adair). Należało więc czekać na rozwój wypadków na teatrze wojny francusko-prusko-rosyjskiej.




A tam wojskami rosyjskimi dowodził feldmarszałek Kamieński. Ten starzec przejawiał już spore oznaki demencji a także nawet...szaleństwa. Wydawał on bowiem rozkazy, które często wzajemnie sobie przeczyły, poza tym cierpiał na przeróżne dolegliwości i głównie o nich rozmyślał podczas toczących się działań wojennych (jednocześnie zasypując cara Aleksandra I prośbami o dymisję), miał też spore problemy z pamięcią i nie potrafiąc zapanować nad chaosem organizacyjnym, sam, swymi działaniami przyczyniał się jeszcze do jego pogłębienia. Jednak w pierwszej bitwie, do jakiej doszło w taj wojnie pomiędzy wojskami francuskimi a rosyjskimi pod Pułtuskiem (26 grudnia 1806 r.), dowodził gen. Benningsen. Ten zruszczony niemiecki hrabia, brał udział w spisku pałacowym z 23 marca 1801 r. w wyniku którego brutalnie zamordowany został ojciec cara Aleksandra I - Paweł I. Oczywiście nie był to też młodzik, ale nie miał jeszcze tak zaawansowanej demencji, jaką przejawiał feldmarszałek Kamieński. Hrabia Levin August Teofil Benningsen, nim przeniósł się do Rosji, jakiś czas spędził w Danii, gdzie, zaprzyjaźnił się (w sposób "szczególny") z królową tego kraju - Karoliną Matyldą, która będąc żoną szalonego króla duńskiego - Chrystiana VII, nawiązała potajemny erotyczny związek z ministrem swego męża, matematykiem i lekarzem - Johannem Friedrichem Struensee. Za to została osadzona w twierdzy Zelle, gdzie straż przy jej celi pełnił właśnie młody Benningsen, który wyjątkowo mocno pocieszał zrozpaczoną królową. Szybko więc został wydalony z Danii i wówczas (1773 r.) osiadł w Rosji i tam zrobił wojskową karierę.


 KAROLINA MATYLDA i JOHANN STRUENSEE



Po zamordowaniu cara Pawła I, został (tymczasowo) odwołany na Litwę, jako jej generalny gubernator i tam zakochał się po uszy w pięknej polskiej szlachciance - pannie Marii Buttowt-Andrzejkowiczównie i wkrótce ją poślubił. Szybko jednak okazało się że pani Maria wpadła również w oko carowi Aleksandrowi, który był częstym gościem na balach, urządzanych w majątku Zakret pod Wilnem. Ale to mu nie wystarczało, pragnął bowiem częściej widzieć swoją kochankę, więc zaproponował Benningsenowi iż kupi od niego ów dworek, a ponieważ nie wypadało odmawiać carowi, generał wyraził zgodę. Tym bardziej że car twierdził, iż małżonkowie będą wciąż mogli mieszkać w tym majątku (nie dodał tylko, że jako właściciel będzie mógł często przejeżdżać do Zakretu bez podania oficjalnej przyczyny, aby spotkać się z panią Marią). I tak też było, car nie żałując sobie "nawilżał" łono pięknej szlachcianki kiedy tylko chciał, zaś Benningsen za to otrzymywał kolejne awanse, łącznie z tym największym, gdy został (1 stycznia 1807 r.) mianowany głównodowodzącym armii rosyjskiej po marszałku Kamieńskim. Tak więc feldmarszałek Benningsen zbierał trupy swoich żołnierzy po krwawych pobojowiskach, zaś car Aleksander spędzał ten czas w ramionach jego małżonki - tak więc panowie podzielili się tutaj "obowiązkami" i wypełniali "przyjemne z pożytecznym".

A tymczasem dochodziło do kolejnych bitew. Pod Pułtuskiem i Gołyminem (26 grudnia 1806 r.) obie strony poniosły ogromne straty i obie uważały się za zwycięzców (pod Pułtuskiem Rosjanie zniszczyli by armię marszałka Lannesa, gdyby nie przyszedł mu z odsieczą marszałek Davot, który zmusił do odwrotu Benningsena, podobnie było pod Gołyminem). Zarówno Benningsen jak i książę Andriej Golicyn (który walczył pod Gołyminem), skutecznie wyprowadzili swe wojska z okrążenia (za Gołymin książę Golicyn otrzymał nawet gratulacje ze strony Napoleona, gdy spotkali się w Tylży w lipcu 1807 r.), wycofali swe siły w kierunku Białegostoku, Napoleon zaś 28 grudnia także rozlokował swoje siły na leże zimowe wzdłuż Wisły i wrócił do Warszawy. Zresztą nie było innego wyjścia, sroga zima, zamiecie śnieżne, głód i... mobilizacja 80-tysięcznej obserwacyjnej w Czechach, zmusiły Cesarza do zawieszenia kampanii na pewien czas. Armia bowiem już zaczęła "sarkać", że "za ciężko, za daleko" itp. Brakowało chleba oraz trunków na wzmocnienie - baron Pierre Percy (główny chirurg armii napoleońskiej) pisał w tych dniach: "Żołnierz (...) nie ma nawet uncji chleba, ani kropli koniaku (...) Znajdowaliśmy takich, co wyzionęli ducha w przydrożnym rowie; szklaneczka wina lub koniaku ocaliłaby im życie". Było bardzo wiele samobójstw (do Bożego Narodzenia 1806 r. ok. 100 żołnierzy francuskich odebrało sobie życie). Napoleon wiedział o tym, wiedział o problemach aprowizacyjnych i o bardzo trudnej kampanii terenowej i często starał się obracać to wszystko w dość okrutny żart (jak podczas rozmów ze swym lekarzem Jeanem-Nocolasem Corvisartem, gdy pytał go: "Dużo ludzi pan dziś uśmiercił?"), albo wchodził w rozmowy z żołnierzami, typu: "Sire, wojsko już nie ma siły, jest za ciężko", "Dajcie mi jeszcze cztery dni, tylko cztery dni", "Dobrze, cztery dni, to niedużo, ale jeśli nic się nie zmieni to potem sobie pójdziemy" - takie to były rozmowy Cesarza z jego wiarusami.




1 stycznia 1807 r. Napoleon w drodze do Warszawy spotkał na drodze ową sławną panią Marię Walewską, której to powóz zajechał drogę berlinie Cesarza. Pozwolę sobie jednak pominąć tutaj całą tę sytuację, jak również późniejsze zauroczenie Napoleona tą kobietą, gdyż na to przyjdzie czas gdy przejdę już bezpośrednio do omawiania wszystkich kobiet w życiu Cesarza. Była to jedna z niewielu radosnych chwil podczas tej wojny, gdyż widok lezących w śniegu, zamarzniętych ciał swych żołnierzy, musiał być dość przykry. Na razie był spokój, Rosjanie się cofnęli, dzięki czemu zyskano kilka dni oddechu, ale już 7 stycznia marszałek Ney, wbrew rozkazom Napoleona, postanowił uderzyć na Królewiec - nie miał zresztą innego wyjścia, wojsko jego już od tygodni było bez nowych zaopatrzeń, a w Królewcu były wielkie magazyny, które zdobyte, mogły wykarmić znaczną cześć armii. Myśli Napoleona krążyły w tych styczniowych dniach, wokół postaci pani Walewskiej, gdyż wojna przybierała zły obrót, a do tego niekończące się listy Józefiny, z prośbą o przyjazd, na co on nie wyrażał zgody, argumentując iż jest zajęty sprawami wojny itd. Gdy jednak dotarła do niego wiadomość, że młoda, 19-letnia Eleonore Denuelle de La Plaigne, urodziła w Paryżu 13 grudnia 1806 r. chłopca. Nie było to jednak zwykłe dziecko, gdyż Eleonore była kochanką Napoleona. "Mój syn?" - zdawał się zapewne myśleć w tych dniach Cesarz - "Mam syna?!". Te narodziny był niezwykle ważne, szczególnie dla Józefiny, o czym zarówno ona, jak i On dobrze zdawali sobie sprawę. Dotąd bowiem Józefina wmawiała Napoleonowi, że brak potomstwa jest związany z Jego niepłodnością. Zwykła mawiać: "Chcesz syna? Adoptujmy jakiegoś, a ja będę udawała że jestem jego prawdziwą matką" - teraz to wszystko się rozpadło, niczym mydlana bańka, On ma syna, nie jest więc bezpłodny. Ona teraz zaś ma duży problem, gdyż jej przyszłość jako cesarzowej i Jego żony właśnie stanęła pod dużym znakiem zapytania - to ona bowiem już nie może mieć więcej dzieci, nie On. 

Ale te myśli przyćmiewa uroda Marii Walewskiej (o czym w kolejnych częściach), dlatego zabrania przyjazdu do Warszawy swej wyrażającej żal i tęsknotę za jego osobą, żonie. Ta kobieta, do której jeszcze kilka lat temu pisywał niezwykle pikantne, erotyczne listy, teraz jest dla niego coraz bardziej starzejącą się i rozpłakaną matroną, nic dziwnego że szuka pocieszenia w ramionach młodszych panien (jednocześnie okłamując Józefinę w listach że kobiety podczas tej wojny nie robią na nim wrażenia). Żale i prośby Józefiny, zapewne były również związane z Eleonore i jej synem, o którym musiała się dowiedzieć wcześniej niż Napoleon. Wiedziała również że to diametralnie zmienia sytuację (i jej pozycję), bowiem teraz Cesarz nabrał pewności iż może płodzić synów. Czy można więc się jej dziwić, że po tych wydarzeniach (jak również spływających do niej informacjach o romansie z Marią Walewską), chciała być jak najbliżej swego męża? Tymczasem trwała wojna, i choć Neyowi nie udało się dotrzeć do Królewca (drogę zastąpił mu pruski korpus gen. Lestoca), i otrzymał rozkaz powrotu na pozycje wyjściowe, udało się (dzięki opieszałości w wykonaniu owego rozkazu) dowiedzieć że Benningsen właśnie przeszedł do ofensywy.        




 ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER WILL APPLY TO POLAND



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz