Stron

sobota, 25 sierpnia 2018

MIĘDZYMORZE - NOWY RZYM

OD ZDOBYCIA SUWERENNOŚCI

EKONOMICZNEJ I POLITYCZNEJ, 

PO PRZEJĘCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI

ZA LOSY EUROPY (I CZĘŚCI AZJI)

PRZEZ  ŚRODKOWOEUROPEJSKIE

PAŃSTWA MIĘDZYMORZA




Zacznę od prostej konstatacji - mianowicie co jakiś czas (obecnie tych głosów jest już coraz mniej, a przynajmniej może nie są tak widoczne) pojawia się ciekawe stwierdzenie odnośnie naszego (polskiego) położenia geopolitycznego, które brzmi: "Jaka szkoda że nie jesteśmy taką Portugalią czy Irlandią, państwami leżącymi w bezpiecznych regionach Europy, które nie muszą obawiać się ciągłej agresji. Nas Bóg (czy los) umiejscowił bowiem w tak tragicznym z punktu widzenia geopolityki miejscu, pomiędzy Wschodem a Zachodem, między dziką, barbarzyńską Rosją a zamordystycznymi, teutońskimi Niemcami". Wygląda wiec na to że los (lub Bóg) niezwykle nam nie sprzyja, umieszczając nas pomiędzy tak "zabójczym" tandemem? Ile razy słuchałem tych bredni, że byłoby dobrze, gdybyśmy mieli inne położenie, takie jak bezpieczne kraje Europy Zachodniej i zawsze wtedy sobie myślałem że ci, którzy to piszą, nie rozumieją pewnej niezwykle prostej zasady, którą można by spuentować w krótkich słowach: "Kij ma zawsze dwa końce". To zdanie mówi wszystko i zapewne człowiek inteligentny od razu zrozumie jaki jest jego sens. Ja powiem inaczej: Bogu dziękujmy za takie właśnie (geopolityczne) położenie, gdyż dzięki temu jesteśmy... nową Italią, nowym współczesnym Rzymem, i tylko człowiek zupełnie pozbawiony świadomości politycznej może tego nie dostrzec. 

Możliwości Europy Środkowo-Wschodniej są NIESAMOWITE, lecz niestety wciąż niedoceniane, ale tylko przez tych, którzy sami mogliby być zainteresowani w jej upodmiotowieniu. Należy sobie uświadomić, że jesteśmy centrum Europy, centrum pomiędzy handlem i przepływem towarów Wschodu i Zachodu, u nas (w naszej części Europy) łączą się kultury jednego i drugiego świata, mamy wszystkie geopolityczne możliwości i uwarunkowania by stać się imperium - Nowym Rzymem, tylko musimy sobie uświadomić że to jest nie tylko możliwe, ale że tak właśnie jest - koniec kropka. Dlaczego są te wszystkie biadolenia publicystów i historyków nad naszym "tragicznym" położeniem pomiędzy Niemcami a Rosją? Otóż dlatego, że ciągle przez to mieliśmy same problemy, albo byliśmy najeżdżani, wysiedlani, brutalnie eksploatowani no i oczywiście mordowani na potęgę. Stąd te wszystkie żale, te utyskiwania na zły los, jakoby on (lub Bóg) miał być nam szczególnie nieprzyjazny. Ale wszyscy ci, którzy piszą te swoiste żale, nie pamiętają o jednej, niezwykle ważnej, wręcz fundamentalnej rzeczy, a mianowicie takiej, że krajem brutalnie eksploatowanym i wyniszczanym staliśmy się dopiero jakieś... 300 lat temu. Owszem, w świadomości ludzkiej, jak również w historii polityki czy geopolityki, ten okres jest niebagatelnie długi, powiem wystarczy, aby zakodować sobie w umyśle pewne wzorce zachowań i poglądów. 

Dziś żyjemy w XXI wieku, w czasie niezwykłego wręcz postępu technologicznego i cywilizacyjnego (z tym bym polemizował, ale niech będzie). Jednym kliknięciem naszego laptopa, komputera czy chociażby smartfona możemy znaleźć informacje o krajach i narodach, które jeszcze dekadę temu były dla nas odległe, nieznane. A mimo to, wciąż zachowujemy się jak najprymitywniejsze dzikusy, zamieszkujący w szałasach z trzciny i traw i obawiający się że: "Niebo spadnie nam na głowy". To, że sąsiednie kraje (ich obywatele) niewiele o sobie wzajemnie wiedzą, to jeszcze pół biedy, ale są przypadki niezwykle skrajnej głupoty, które traktuje się niezwykle poważnie (a potem dziwimy się jest tak źle, chociaż miało być dobrze). Jednym z kluczowych elementów tej głupoty, jest myślenie o państwach i społeczeństwach Europy Środkowej i Wschodniej, jak o takich na wpół dzikich Zulusach, żyjących w ziemiankach i polujących na... łabędzie? (jakiś czas temu w Wielkiej Brytanii prasa pisała że Polacy polują na łabędzie, bo one są ich przysmakiem wigilijnym 😲). W najlepszym przypadku, jako o ludziach biednych, gdzie nie ma nawet infrastruktury drogowej (w Szwecji pytają się czy w Polsce mamy drogi 😨), a wszyscy poruszają się na furmankach lub może... konno? Ale takie właśnie poglądy o Polakach, Rumunach, Węgrach czy innych narodach Europy Środkowej i Wschodniej, nie wzięły się znikąd. One są właśnie wynikiem owego 300 letniego okresu upadku tej części Europy, czego definitywnym symbolem był właśnie upadek wielokulturowej Rzeczpospolitej Obojga Narodów w 1795 r. - państwa o rozbudowanej demokracji, tolerancji i rządach prawa - państwa, o którym marzyłby Arystoteles.
  





Ten 300 letni okres upadku i niemocy Europy Środkowej, nie stanowi jednak całości historii Europy. Należy bowiem pamiętać że przed 1700 rokiem, Europa wyglądała nieco inaczej niż dziś się powszechnie przyjmuje. Od bowiem XIV-go wieku to nie Zachód, a właśnie Środek i Wschód Europy był regionem najdynamiczniej się rozwijającym a przez to najbogatszym i... stojącym cywilizacyjnie najwyżej. Etapy te można by przedstawić na zasadzie takiej sinusoidy, one się zmieniały (nic bowiem nie jest i nie będzie nigdy trwałe na tym "łez padole"). Dziś bardzo ważnym jest, aby Europejczycy uświadomili sobie, że obecnie stoimy na progu kolejnej wielkiej, kolosalnej zmiany. Następuje (powolne, ale ten proces zawsze postępuje wolno, często przez dekady), geopolityczne przebiegunowanie i jest to rzecz (już) powszechnie wiadomo wśród tych, którzy jeszcze próbują ten proces w jakiś sposób zatrzymać, zawrócić rzekę kijem. Oczywiście użyją wszystkich możliwych środków aby temu zapobiec (łącznie z interwencją militarną, jeśli zajdzie taka potrzeba), ale proces ten jest już nie do zatrzymania, można jedynie jeszcze go próbować wyhamowywać, ale są to działania na dobrą sprawę pozorne. Należy też pamiętać, że społeczeństwa budzą się z pewnego letargu (i to widoczne już jest praktycznie na całym świecie). Dlatego też część wojny cywilizacyjnej, a raczej wojny geopolitycznej, jest walka informacyjna. Ten kot kontroluje przepływ informacji - ten rządzi, rozdaje karty, może wyznaczać pola, na których będą (zmuszeni) operować inni gracze. I temu służą wszelkiego typu ustawy cenzury prewencyjnej, jak choćby projekt ACTA, ACTA 2.0 czy niemiecka ustawa cenzorska z 1 stycznia 2018 r. zamykająca realnie usta wszystkim "hejterom", którzy niezbyt optymistycznie wyrażają się o obecnej polityce Angeli Merkel (nie mówiąc oczywiście już o realnej cenzurze na Facebooku, Google, czy nawet na Twitterze). 

To są bardzo poważne kwestie, które służą tylko jednemu celowi - dezinformacji, poprzez zalanie przekazu taką ilością informacyjnego błota, że normalny człowiek nie jest w stanie realnie (bez pewnego wysiłku z jego strony, polegającego na drążeniu tematu, a większość ludzi tego po prostu nie robi, bo zwyczajnie nie ma na to czasu po pracy), się w tym wszystkim odnaleźć. Ja sam (choć staram się weryfikować przekaz informacyjny), zauważyłem że w niektórych sprawach tez ulegam "emocjonalnalnej" propagandzie medialnej, a co dopiero mają powiedzieć ludzie, którzy polityką, a już w szczególności geopolityką nie interesują się wcale? Przecież oni "łykają" każdy przekaz jak... tabletki nasenne (mające realnie ich uśpić). Pamiętam kilka miesięcy temu, w listopadzie 2017 r. rozmawiałem z pewną panią. Rozmowa dotyczyła głównie kwestii zawodowych, ale w pewnym momencie przeszła na kierunek polityczny. Powiedziała do mnie takie słowa" "Słyszał pan, ponoć w Warszawie znów demonstrowali faszyści i narodowcy?". Ja złapałem się za głowę (oczywiście symbolicznie) i myślałem o co jej chodzi - jacy faszyści? O czym ona mówi. No i wreszcie wyszło, że chodziło jej o Marsz Niepodległości, który media powiązane z ośrodkami władzy na Zachodzie (użyjmy takiego miłego eufemizmu), nazwały tak, jak określił je pewien marksistowski dziwak z Brukseli, szef frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim (który nosi nazwę marksisty i trockisty - Altiero Spinelliego - twórcy koncepcji marskistowskiego, totalitarnego państwa europejskiego) - Guy Verhofstadt. Wtedy sobie pomyślałem - Jezu, jak łatwo nami manipulować, jak łatwo wciskać nam (poprzez przekaz medialny lub wszelakie komunikatory), pewne kalki myślowe, którymi potem się posługujemy i na bazi których funkcjonujemy oraz wyrabiamy sobie zdanie o otaczającym nas świecie.

Marsz Niepodległości, który był relacjonowany na żywo przez wielu dziennikarzy (również z Europy Zachodniej), i w którym uczestniczyli ludzie w różnym wieku (zarówno starsze osoby oraz małe dzieci wraz z rodzicami), płci czy nawet koloru skóry (wielu turystów przyłączało się do tego marszu, podobnie jak mieszkający w Polsce obcokrajowcy), został nazwany przez jednego marksistę - "marszem 60 tys. neonazistów i zwolenników białej rasy" (już nawet nie chodzi o to, że uczestników Marszu było ze cztery lub nawet pięć razy więcej). Jak to czytam, to nie wierzę własnym słowom, ale to prawda - to nie tylko oddaje poziom dezinformacji już ogólnie przyjętej i obowiązującej w mediach tzw.: "Zachodu", ale również realny poziom myślenia i świadomości neomarksistów, którzy naprawdę uważają że wzrost nastrojów patriotycznych jest niezwykle niebezpieczny nie tylko dla ich dalszej władzy, ale także dla przyszłości tworu jakim jest zjednoczona pod władzą jednego, neomarksistowskiego i liberalnie zniekształconego totalitaryzmu - Europa. Altiero Spinelli nie po to stracił czterdzieści lat życia, na promowanie marksizmu, aby teraz, cały ten projekt upadł z hukiem. Zresztą, nie chodzi tylko o sam marksizm (choć jest on kluczową ideologią współcześnie mającą spajać Europę), ale również o całkowitą dominację wielkiego biznesu (korporacjonizm - który pięknie wkomponował się w nową, neomarksistowską ideologię), i niszczenie nie tylko niepokornych państw, ale również wszelkich przejawów patriotyzmu (zwanego nacjonalizmem), obrony rodziny jako podstawowej komórki społecznej (nazywanego nietolerancją), czy po prostu zwykłego, normalnego, zdrowego rozsądku (nazywanego ksenofobią i faszyzmem). Oto mamy całą wykładnię współczesnej Europy, która nazywa siebie postępową i tolerancyjną, a w rzeczywistości jest zamordystyczna, nieuznająca żadnych kompromisów oraz wroga jakiejkolwiek inności poglądów (nie jest jednak prawdą że lewica neomarksistowska, bo istnieje również lewica niemarksistowska - nienawidzi religii i walczy z nią. To bzdura, neomarksiści nie tylko akceptują religię, ale wręcz starają się ją wkomponować we własną ideologię. Nie walczą oni z religią jako taką, a jedynie z... Chrześcijaństwem, stanowiącym dziś jedyną realną tamę - pomimo wszelkich instytucjonalnych i doktrynalnych wstrząsów jakie obecnie przeżywa - mogącą realnie położyć kres ich totalniackim, oderwanym od rzeczywistości i antyhumanitarnym fantasmagoriom).




Dziś (między innymi z tych powodów, choć oczywiście liczą się przede wszystkim interesy ekonomiczne), to właśnie Polska i inne kraje Europy Środkowej są pod niezwykła presją tzw.: "Zachodu i oczywiście międzynarodowej finansjery. Dlatego my, Polacy, lub racze powiem my, Rzeczpospolitanie - musimy być bardzo wyczuleni na wszelkie ataki na naszych sąsiadów czy współbraci przykrego losu, jaki stał się częścią Europy Środkowo-Wschodniej od 300 lat. Dziś bowiem nie tylko my jesteśmy atakowani przez Komisję Europejską, Wenecką, Amnesty International czy... Greenpeace (i wszelkie inne tego typu marksistowskie jaczejki), atakowane są również Węgry, ale przede wszystkim dziś atakowana jest Rumunia, gdzie powstaje właśnie projekt (nieudanej dotąd w Polsce i na Węgrzech) kolorowej rewolucji. Pamiętajmy że rządzący obecnie Rumunią rząd - centrolewicowy (niemarksistowski, stąd właśnie bezczelnie atakowany przez tych totalitarystów), ma większe poparcie społeczne niż Prawo i Sprawiedliwość w Polsce, gdyż rzeczywiście realizuje program narodowej suwerenności Rumunii, połączony z podniesieniem stopy życiowej rumuńskiego społeczeństwa (PiS obecnie narodową suwerenność zostawił sobie na potem, odłożył do kolejnych wyborów). 

Obecnie realizuje się tam próba przewrotu rządowego (podobnego do tego, jaki miał miejsce w grudniu 2016 r. w Polsce), mającego na celu obalenie rządu premier Viorici Dancili (a w zasadzie Liviu Dragnei, który realnie rządzi krajem z tylnego siedzenia, trochę podobnie jak Jarosław Kaczyński w Polsce). Postawił sobie za punkt honoru uczynienie z Rumunii w pełni suwerennego (przed wszystkim pod względem surowcowym a co za tym idzie gospodarczym i politycznym). W kraju tym, podobnie jak w Polsce (i innych postkomunistycznych państwach Europy Środkowo-Wschodniej), bardzo silną pozycją ma kasta sędziowska, stanowiąca swoiste "państwo w państwie". Dragnei rozbija ten układ, powoli acz skutecznie. Ale prawdziwa furia Zachodu bierze się stąd, że rząd rumuński chce zmusić międzynarodowe koncerny, wydobywające gaz w Rumunii, do pozostawiania 40 % dochodów w kraju, czyli do podzielenia się z obywatelami miliardowymi zyskami, wyprowadzanymi dotąd z kraju. To nie może się podobać, każda próba usamodzielnienia się kraju, który z definicji ma pozostać kolonialnym rezerwuarem sił i środków musi budzić sprzeciw. I tak właśnie się dzieje, następuje próba obalenia rządu poprzez "kolorową rewolucję" (100 tysięczna antyrządowa manifestacja w Bukareszcie jest tego widomym przykładem). Obóz rumuńskiej targowicy ma jeszcze oparcie w prezydencie - Klausie Iohannisie, który wetuje wszelkie realne próby reform. Wybory prezydenckie w Rumunii będą miały miejsce w 2019 r. i wszystko wskazuje na to że zwycięży w nich kandydat wspierany przez socjaldemokratów Dragnei, dlatego tez międzynarodowa finansjera postanowiła działać, tutaj bowiem tak bardzo liczy się czas. 

A i u nas, w Polsce nie brakuje głupców, którzy próbują przedstawiać sytuację w Rumunii tak, jak sytuację w Polsce prezentuje się w mediach Europy Zachodniej. TVP pokazała ostatnio reportaż o protestach w Rumunii, opatrując go komentarzem iście prl-owskim. Już nawet nie chodzi o to że oni tam realnie kłamią (mówią że Rumunia jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów Europy, co ewidentnie jest podłym kłamstwem, jeśli weźmiemy pod uwagę raport Transparency International - oto on. Widać tutaj wyraźnie, że Rumunia ma najmniejszy odsetek korupcji ze wszystkich krajów z nią graniczących (48), co lokuje ją na 59 miejscu na 180 krajów świata. A jakoś w tamtych krajach (Bułgaria, Serbia, Mołdawia, Węgry), nie ma żadnych rewolucji społecznych? Oczywiście wiadomo że tutaj chodzi o geopolitykę i panowanie, Rumunia próbuje zrzucić "międzynarodową" kuratelę finansową, więc musi się przygotować na wszelkiego typu "kolorowe ruchawki", gorzej że my, w Polsce powielamy tę propagandę, niepomni że o nas również tak samo mówi się w zachodnich mediach (od dawna uważam że Kurski powinien zostać wylany na zbity pysk z TVP, bo szkodzi, wybitnie szkodzi telewizji polskiej, na której zresztą kompletnie się nie zna, o czym świadczy chociażby zniszczenie programu "Jaka to melodia"). Miast krytykować Rumunię, powinniśmy ją wspierać, bo jest ona jednym z kluczowych elementów koncepcji Międzymorza, opartej na trzech morzach (Trójmorze) - Bałtyku (Polska) - Adriatyku (Chorwacja) i Morzu Czarnym (Rumunia). Pamiętajcie, nie dajcie się zmanipulować wszelkiego typu agenturze, dezinformacji czy po prostu ludziom kompletnie nie znającym się na swojej pracy, a przez to niezwykle szkodliwym - myślcie samemu, szukajcie alternatywnych źródeł informacji, nie dajcie się zmanipulować, bo prawda jest największym wrogiem noemarksizmu i wszelkich lewicowych koncepcji, które zawsze człowieka wolnego traktowały jako największe zagrożenie i zwalczały z całą swoją brutalnością.


"SZUKALI ŚWIATŁA W MROCZNE DNI, 
PRZED BOGIEM TYLKO CHYLĄC KARK
POŚRÓD KLĘCZĄCYCH DUMNIE SZLI, 
W POGARDZIE MAJĄC KAŻDY TARG"

"ZA TO ŻE WOLNYM CHCIAŁEM BYĆ, 
ŚCIGAJĄ MNIE JAK SFORA PSÓW
CI, CO NA SMYCZY WOLĄ ŻYĆ,
I NIE PODNIOSĄ NIGDY GŁÓW.
MOJA WOLNOŚCI NIE ZNAŁ CIĘ 
ŻADEN NIEWOLNIK, ŻADEN PIES,
OBROŻA DLA NICH ZWYKŁA RZECZ, 
DLA MOJEJ SZYI PĘTLĄ JEST"





PS: KURSKI DLA MNIE TO TAKI POSPOLITY CWANIACZEK POLITYCZNY, KTÓRY POWINIEN DOSTAĆ SOLIDNY WY-...DOL Z ROBOTY





ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz