Stron

piątek, 4 stycznia 2019

BOLESŁAW MOŁOJEC - GRUPA INICJATYWNA I GWARDIA LUDOWA - Cz. I

STUDIUM PSYCHOLOGICZNE

CZERWONEGO BANDYTY NA

PRZYKŁADZIE ZAMACHU NA

MARCELEGO NOWOTKĘ




 Bolesław Mołojec. Bez wątpienia ta postać budzi moje zainteresowanie i to nie tylko ze względu na swoją zagadkowość oraz charakter, jaki stał za ukształtowaniem się jego sposobów postępowania, ale również z powodu utrwalenia sposobu działania i budowy formacji komunistycznej na ziemiach polskich w czasie II Wojny Światowej. Jest to według mnie o tyle ważne we współczesnym świecie, iż dziś także przyjdzie nam się już wkrótce zmierzyć z całą potęgą marksizmu, jaka istnieje nie tylko w Unii Europejskiej, ale i w szerszym (światowym) kontekście. Walka ta czeka nas (pisząc "nas" mam na myśli nie tylko nas Polaków, ale również co najmniej nas Europejczyków, choć oczywiście procesy te będą zupełnie różne w poszczególnych krajach), już w przeciągu kilka najbliższych lat i będzie to walka na śmierć i życie (choć mam nadzieję że nie będzie, przynajmniej na początku - krwawa). Dziś cele Unii Europejskiej są już bowiem jasno zdefiniowane - likwidacja państw narodowych (element niezbędny do zaistnienia procesu... integracji europejskiej, o czym pisał Altiero Spinelli), narodowych armii i narodowych gospodarek. Jest już nowa elita, która szykuje się do objęcia niepodzielnej i absolutnej władzy nad tym jednym europejskim państwem komunistycznym, która dzierży w swoich rękach bardzo mocne argumenty - elementy nacisku fiskalnego na poszczególne rządy, celem przymuszenia ich do likwidacji demokracji i podporządkowania się odgórnie wydawanym przykazom (o czym niedawno chociażby mówiła w swym wystąpieniu kanclerz Adolfina Merkel, nawołując otwarcie rządy do... niesłuchania głosów obywateli w kwestii imigracji). Cel już przecież jest wyznaczony, demokracja więc nie jest już potrzebna, można więc powoli ją zwijać (wraz z państwem narodowym).

Przyszłość, jaką więc szykują nam (najpierw w Europie a potem w innych częściach globu, bo marksizm nie toleruje jakiejkolwiek inności i niczym złośliwy wirus wciąż musi się rozszerzać) nowe władcy, opiera się o elitę, która będzie niedostrzegalna (oficjalnie nieznana), podwykonawców (czyli lokalnych przywódców europejskich) oraz zarządców obozów czyli kapo (rządzących w poszczególnych państwach członkowskich nowej Europy, które zostaną sprowadzone jedynie do roli lokalnych zarządców masy upadłościowej - że też tak się wyrażę). Do tego dojdzie część wybranych, którzy załapią się na więźniów-zarządców i którym skapnie część publicznej kasy, rozdzielanej np. na tzw.: NGO-sy, armię europejską i inne tego typu organizacje. Cała zaś pozostała masa ludzka, będąca ogromną większością - będzie sprowadzona do roli pracującego (i utrzymującego wszystkich pozostałych) za najniższe stawki prekariatu. Kontrolowanego (armia, służby, telefony, sprzęt elektroniczny, czipy itd. itp) i ogłupianego najniższą formą rozrywki (głupkowate show, teleturnieje typu "gwiazdy tańczą na lodzie", lub skoki celebrytów do basenu itd.) oraz oczywiście przez media. Niesamowite prawda? Idealny świat totalitarnej władzy i kontroli z powieści Orwella - "1984". To już się dzieje, szkoda tylko że większość z nas tego nie dostrzega, a obudzi się jak będzie za późno, z przysłowiową "ręką w nocniku". Celem ma więc być wymieszane społeczeństwo, pozbawione własnych krajów ojczystych i powiązań rodzinnych, któremu wmówi się dosłownie wszystko (jak autorzy wystawy w Muzeum Historii Miasta Birmingham, którzy twierdzą że czarnoskórzy i muzułmańscy migranci zakładali czy wpół-zakładali to miasto). Któż wówczas im się sprzeciwi? Ko będzie na tyle odważny, skoro dziś już wielu woli siedzieć cicho z obawy chociażby przed utratą pracy czy eliminacją z pewnej towarzyskiej wspólnoty poglądów. I jest pozamiatane!

Dlatego też lubię czasem powrócić do celów i motywacji ludzi, którzy niegdyś budowali partie komunistyczne w Europie. Czym oni się kierowali? Dla wielu z nich była to prawdziwa wiara, oni realnie wierzyli że komunizm i partia, która ten komunizm ma wprowadzać, są czymś, na wzór świeckiego bóstwa - są święte (dla wielu z nich partia była prawdziwą świętością a jakakolwiek forma krytyki ich poczynać ze strony władz partyjnych, była prawdziwą katastrofą życiową, tak wielką że wielu było gotowych popełniać samobójstwa, byle tylko nie doświadczać odrzucenia ze strony partii). Dla innych, bardziej racjonalnie myślących, była to po prostu forma łatwego wzbogacenia się i możliwości sprawowania władzy. Wielu bowiem przedwojennych komunistów, którzy wywodzili się ze środowisk robotniczych, doznawało luksusowego życia, właśnie wykonując partyjną robotę. I to nie wcale po tzw.: "wyzwoleniu", jakie przyszło na sowieckich tankach po II Wojnie Światowej, lecz w okresie międzywojennym. To właśnie wówczas wielu partyjniaków otrzymywało z Kominternu takie pieniądze, które były wówczas np. miesięczną pensją urzędnika państwowego, a komunistki z rodzin robotniczych, kupowały sobie futra, jedwabne pończochy i skórzane torebki i biżuterię. Było to więc często połączenie przyjemnego z pożytecznym (czyli łatwego życia na wysokim poziomie, z wiarą w boskość marksizmu). Ludzi tak myślących było dużo (co prawda nie dla wszystkich zawsze starczało konfitur, niekiedy i przymierali głodem, ale w imię wyższego celu przecież: "szczęścia ludu pracującego miast i wsi". Przynajmniej bardzo w to wierzono. Wierzono również że środki uświęcają cele, tak więc jeśli potrzeba jest wymordować kilka tysięcy wrogów (bez względu na to czy byli nimi realnie czy nie), to należy to uczynić, bo dla reszty stworzy się prawdziwy raj na ziemi - "równość-wolność-sprawiedliwość" pod znakiem marksizmu.

Trupy są więc nieważne, ani środki, które służą realizacji celu - triumfu ideologii Marksa, Engelsa, Lenina (i innych). Ważny jest niedościgły cel, który już byłby urzeczywistniony, tylko na przeszkodzie temu stoi wrogość "elementów reakcyjnych", które należy usunąć z drogi. A jak mawiał Stalin: "W miarę postępów komunizmu, walka klas będzie się zaostrzać", przeto tych wrogów będzie coraz więcej, i więcej, i Więcej, i WIĘCEJ!!! Wreszcie ci naiwni ideolodzy (jeśli wcześniej sami nie zostaną zlikwidowani, jako "elementy reakcyjne i antysocjalistyczne", to zmuszone będą do ciągłego taplania się w ludzkiej krwi i wynoszenia stosów pomordowanych. Kiedy więc zostanie zrealizowany ten ich młodzieńczy etos, ta pasja "raju na ziemi?". Gdy tylko pokona się wrogów! A kiedy to się stanie? No właśnie, kiedy wreszcie przestaną czyścić podłogi i ściany swoich kazamatów z ludzkiej krwi i pakować stosy trupów do zbiorowych grobów, niczym śmieci. Wedle dialektyki marksistowskiej nie stanie się to nigdy, bowiem wraz z umacnianiem się władzy komunistycznej, walka rewolucyjna będzie się zaostrzać. Młodzieńcze ideały rozbiły się więc o brutalną rzeczywistość, polegającą na wybijaniu zębów i gruchotaniu kości. Owszem, wielu to lubiło, bowiem komunizm przyciągał do siebie dużą część osobowości wybitnie patologicznych, dla których władza dla samej władzy i mordowanie dla przyjemności, były czymś naturalnym. Taką osobowością był właśnie Bolesław Mołojec - który nawet przez swoich własnych partyjnych kolegów i koleżanki, doczekał się obraźliwych przezwisk, jak choćby: "bandzior" czy "ku...a" (tak miała nazwać Mołojca należąca do PPR-u Stanisława Sowińska, która po latach pisała we wspomnieniach: "Dziś po latach, żałuję, że określiłam go brzydkim mianem, które do niego przylgnęło, wtedy wydawało mi się śmieszne, obecnie widzę, że budzi niesmak"). Zresztą takich postaci jak Mołojec było więcej (znacznie więcej), ale ja wybrałem sobie właśnie jego przykład, bowiem stanowi on doskonałą odsłonę partyjnej walki, toczącej się pod płaszczykiem oficjalnie deklarowanych frazesów.




Bolesław Mołojec urodził się 9 lutego 1909 r. we wsi Henryków niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Po skończeniu szkoły podstawowej pracował jako robotnik. W połowie lat 20-tych związał się z ruchem komunistycznym, za co został usunięty z gimnazjum. Po raz pierwszy został aresztowany w 1929 r. i odtąd pozostawał pod policyjnym dozorem. W 1931 r. wyjechał z Polski do Związku Sowieckiego, gdzie odbył przeszkolenie wojskowe i polityczne na Komunistycznym Uniwersytecie Mniejszości Narodowych Zachodu w Moskwie. Następnie w 1934 r. powrócił do kraju, gdzie został mianowany członkiem Sekretariatu Krajowego Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Wkrótce potem wstąpił do organizacji Legion Młodych, gdzie działał jako wtyczka sowieckiego wywiadu. W czerwcu 1936 r. został (głównie z powodu swojego apodyktycznego charakteru) usunięty z KZMP i wtedy właśnie postanowił wyjechać do Hiszpanii, gdzie właśnie rozpoczynała się krwawa wojna domowa. Mimo iż nie uzyskał zgody partii komunistycznej (KPP - czyli Komunistycznej Partii Polski) na wyjazd, wyjechał mimo to i przez kolejne ponad dwa lata walczył w XIII Brygadzie Międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego (oficjalnie złożonej z Polaków, ale realnie było tam mnóstwo innych narodowości). W styczniu 1939 r. został przerzucony do Francji gdzie już od 1936 r. część polskich komunistów (z KPP) zaczęła organizować komórki partyjne, które po rozwiązaniu Komunistycznej Partii Polski przez Stalina w sierpniu 1938 r. zostały zupełnie na lodzie. Rozwiązanie partii pociągnęło oczywiście automatyczne wstrzymanie wypłacania pieniędzy dla funków (funkcjonariuszy aparatu partyjnego), co wielu polskich komunistów doprowadziło wręcz do finansowej ściany. 

Pozbawienie funduszy z Moskwy, odcięcie od swoich rodzin (komuniści wiedli iście koczowniczy tryb życia, w czasie którego częsta zmiana miejsc zamieszkania i porzucanie jednych żon i mężów dla innych, należały do naturalnego stanu rzeczy), w zasadzie otarli się o śmierć głodową. W nieco lepszej sytuacji byli niektórzy członkowie partii pochodzenia żydowskiego, którzy mieli kontakty ze swymi rodzinami i jakoś przetrwali. Rodziło to wzajemną nienawiść pomiędzy polskimi a żydowskimi komunistami z byłej KPP. Część polskich komunistów (podobnie jak i żydowskich choć polskojęzycznych), wstąpiła do Komunistycznej Partii Francji, gdzie jednak byli traktowani jako potencjalne prowoki czyli prowokatorzy (była to taka komunistyczna nowomowa z okresu międzywojennego). Jeszcze w 1939 r. Mołojec stanął na czele tzw.: "Grupy Inicjatywnej" w Paryżu, skąd słał listy do Dymitrowa (szefa Kominternu) i Stalina, wychwalające ich geniusz (i donosy na innych towarzyszy). Po wspólnym niemiecko-sowieckim ataku na Polskę we wrześniu 1939 r. radował się iż Związek Sowiecki: "wspólnie z Ukraińcami i Białorusinami wyzwolono półtora lub dwa miliony Polaków. Dlaczego psiakrew tylko dwa miliony?" jak pisał w lutym 1940 r. do szefa wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej - Pantielejmona Guliajewa. W Paryżu najpierw w Grupie Inicjatywnej (nad którą pieczę sprawował z imienia Kominternu - Iwan Kozinarow, oddelegowany "na robotę polską"), zajmował się głównie szukaniem i likwidowaniem prowoków (podobnie jak czynił w Hiszpanii). Wśród polskich komunistów i tak pozbawionych swojej partii (czyli sierot 😊), atmosfera stawała się wprost nie do zniesienia. Potęgował ją swą podejrzliwością i wtrącaniem się do wszystkiego, właśnie sam Bolesław Mołojec. 

Wreszcie zaczęto wydawać swoje pismo - "Biuletyn Informacyjny" (a w zasadzie "Biouletyn Informacyjny", który był pełen tylu błędów stylistycznych i językowych, dodatkowo okraszonych masą rusycyzmów, że wręcz nie dawało się tego czytać. Ale czym się dziwić, przecież jeszcze w latach 20-tych polscy komuniści w ZSRS mówili że gdy zdobędą władzę w Polsce, to z ich przybyciem z Polski wyjadą wszyscy obszarnicy, kułacy i kapitaliści. Dodatkowo wyjedzie też gramatyka). Celem Grupy Inicjatywnej i późniejszego (od czerwca 1939 r.) Tymczasowego Ośrodka Kierowniczego, było przygotowywanie podwalin pod budowę nowej polskiej partii komunistycznej, która jednak miała być zupełnie inna niż dawna KPP. Przede wszystkim miała się składać z żołnierzy Brygad Międzynarodowych z Hiszpanii (tzw.: "Dąbrowszczaków" którzy w Polsce Ludowej objęli gros stanowisk w rządzie i administracji, jako sprawdzeni w bojach i wierni towarzysze), wiernych Stalinowi komunistów i tych, którzy siedzieli w więzieniach w czasie politycznych czystek w ZSRS (np. w więzieniach w Polsce). Mołojec stał na bardzo radykalnych pozycjach, twierdząc iż: "Nowa Polska może być tylko robotniczo-chłopską Polską (...) której podstawą będzie taka konstytucja, jaką stworzył dla narodów ZSRS towarzysz Stalin" i jednocześnie uważał że nowa partia nie może oficjalnie odnosić się do komunizmu, aby nie wystraszyć potencjalnych zwolenników: "Prawda że ustrój sowiecki jest najbliższy robotniczym masom (...) Jednak wysunięcie takiego hasła będzie pewnym wysunięciem się przed szereg (...) wysuwając hasło Niepodległej Polski wolnej od kapitalistów i obszarników będziemy jednocześnie bezpośrednio agitować za komunizmem i wyjaśniać, że taką Polską może być tylko sowiecka Polska". 

W styczniu 1940 r. Mołojec wyjechał do Związku Sowieckiego na partyjne szkolenie i tam właśnie zastała go niemiecka agresja na ZSRS - 22 czerwca 1941 r. Po odbyciu dodatkowego szkolenia wojskowego (w ośrodkach Nagornoje, Puszkino i Schodnia pod Moskwą), już w sierpniu 1941 r. zaczęto formować tzw.: "Grupę Inicjatywną", która miała za zadanie przedostanie się do okupowanej przez Niemcy Polski i stworzenie tam partii komunistycznej, oraz zbrojnych jej oddziałów czyli Gwardii Ludowej. Stalin uznał że lepiej będzie, jeśli nowa partia nie będzie się nazywała komunistyczna, gdyż mogłaby zrazić do siebie wielu Polaków, którzy walkę pod czerwonym sztandarem poczytywaliby za ujmę, choć mieli socjalistyczne poglądy. Dlatego też (jak zanotował Dymitrow): "Będzie lepiej założyć Polską Partię Robotniczą z komunistycznym programem. Partia komunistyczna odstrasza nie tylko obcych, lecz także niektórych z tych, którzy z nami sympatyzują". Wielu polskich komunistów było zawiedzionych programem nowej partii, która za cel najważniejszy obrała sobie na początek wyzwolenie kraju spod niemieckiej okupacji, a dopiero potem wszelkie inne kwestie ideologiczne. Uważano że jest to nie tylko spowolnienie rewolucji w Polsce, ale wręcz... jej cofnięcie, jako że i tak wszystkie państwa miały się stopić we wspólnym, marksistowskim tyglu (np. niejaki Roman Śliwa, członek Grupy Inicjatywnej a wcześniej wielokrotnie skazywany na karę więzienia za działalność komunistyczną szpieg sowiecki, tak pisał po przeczytaniu programu PPR-u: "Jestem Polakiem i przysięgałem na wierność Polsce. Jestem jednak skrajnym socjalistą, a Polakiem dlatego tylko bo władam językiem polskim i mieszkam w Polsce. Poza tym jako robotnika nic mnie więcej z Polską nie wiąże".




Na czele Grupy Inicjatywnej, mającej zostać zrzuconą na spadochronach do okupowanej Polski, miał stanąć sprawdzony towarzysz, jeszcze z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920 - Marceli Nowotko ps.: "Stary", Paweł (Pinkus) Finder ps.: "Paweł" oraz Bolesław Mołojec ps. "Długi", którzy to stanowili trójkę kierowniczą. Następnie Czesław Skoniecki "Ksiądz", Feliks Papliński "Julek", Roman Śliwa "Weber", Pinkus Kartin "Piotr", Jan Turlejski (zastąpiony przez Marię Rutkiewicz), Karol Weber i Jakub Aleksandrowicz (w drugiej Grupie Inicjatywnej dotarli: Małgorzata Fornalska "Jasia", Aleksander Kowalski "Olek", Jadwiga Goldszak-Ludwińska "Jadwiga", Piotr Drążkiewicz (vel Drąg) "Paweł", Jan Krasicki "Janek", Jan Gruszczyński "Janek", Mieczysław Hejman "Mietek", Wacław Stec "Wacek". Pierwsza grupa miała wyruszyć spod moskiewskiego lotniska "na robotę partyjną" do Polski, dnia 26 września 1941 r., jednak to się wówczas nie udało, gdyż samolot spadł zaraz po wylądowaniu i trzech członków grupy odniosło obrażenia, zaś Jan Turlejski zginął na miejscu, zastąpiony następnie przez Marię Rutkiewicz. Druga próba miała miejsce w nocy z 27 na 28 grudnia 1941 r. i zakończyła się już (połowicznym) sukcesem. Połowicznym, ponieważ podczas lądowania na spadochronach, Nowotko złamał nogę, poza tym zgubiono radiostację, co oznaczało że grupa ta została prawie całkowicie odcięta od informacji z Moskwy. Po wylądowaniu nawiązano kontakt z Teodorem Duraczem "Profesor", w którego kancelarii adwokackiej spotykała się cała komunistyczna śmietanka. Do pierwszego spotkania założycielskiego partii, doszło dnia 5 i 6 stycznia 1942 r. w mieszkaniu Juliusza Rydygiera przy ul. Krasińskiego 18 w Warszawie, na której obecni byli m.in.: Marian Spychalski ps.: "Marek", Wincenty Rutkiewicz "Bolek", Duracz i kilku innych. Było to spotkanie założycielskie Polskiej Partii Robotniczej, która w grudniu 1949 r. zmieniła nazwę na Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, rozwiązanej oficjalnie 30 stycznia 1990 r. i zamienionej następnie (od 1991 r.) w Sojusz Lewicy Demokratycznej. A wracając do Grupy Inicjatywnej, pierwsze miesiące były do nich niezwykle ciężkie, a przyczyniła się do tego również postawa Bolesława Mołojca, którego potem nawet Nowotko nazywał "ku..ą partyjną".          


 W SPEKTAKLU "MORD ZAŁOŻYCIELSKI" JEST UKAZANA HISTORIA TEJ BOLSZEWICKIEJ JACZEJKI, JAKĄ NA POLSKIEJ ZIEMI BYŁA EKSPOZYTURA OBCEGO PAŃSTWA W FORMIE POLSKIEJ PARTII ROBOTNICZEJ.

NATOMIAST SAMEGO BOLESŁAWA MOŁOJCA NIEZWYKLE TRAFNIE POKAZAŁ TU MARIUSZ BANASZEWSKI








ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER

WILL APPLY TO POLAND



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz