NIM JESZCZE
NAD KONSTANTYNOPOLEM
ZAŁOPOTAŁ ZIELONY
SZTANDAR MAHOMETA
I
JAK AZJATKA Z AFRYKANEREM
(CZYLI PIERWSZA "BIZANTYJKA"
NA RZYMSKIM PALATYNIE)
Cz. IX
"O WITAJ, WIELKA MATKO ŻNIWA, ZIEMIO SATURNA, MATKO HEROSÓW SZCZĘŚLIWA!"
WERGILIUSZ
"GEORGIKA"
("POCHWAŁA ZIEMI ITALSKIEJ")
Gdy cesarz Septymiusz Sewer zakończył już swoją podróż po Egipcie i wrócił do Aleksandrii, ponownie zajął się sprawami administracyjnymi (wydał zgodę na budowę nowych miejskich świątyń, term oraz gimnazjonów), a gdy (z końcem 200 r.) opuszczał Aleksandrię, zabierał ze sobą przyjemne wspomnienia z tej ziemi, które towarzyszyły mu aż do końca jego żywota (ponoć pod koniec życia wracał pamięcią do tych beztroskich, wakacyjnych dni spędzonych w gronie rodziny nad Nilem). Teraz powrócono znów do syryjskiej Antiochii, gdzie rodzina cesarska (i towarzysząca jej dworska świta), spędziła kolejny rok i wyjechano stąd dopiero w ostatnich miesiącach 201 r., tak aby przybyć do Rzymu na inaugurację wspólnego konsulatu ojca (Septymiusza Sewera) i syna (Marka Aureliusza Antonina Cezara, zwanego potocznie Karakallą), który miał nastąpić dnia 1 stycznia 202 r. Droga powrotu rodziny cesarskiej do Rzymu, wiodła przez prowincje Azji Mniejszej, Trację, Mezję i Panonię. Po drodze cesarz wizytował obozy wojskowe, przeprowadzał kontrole administracyjne i wydawał nowe rozporządzenia, gdy zaś dotarł do Panonii, wszedł na stary szlak, biegnący z Carnuntum do Rzymu - ten sam, którym maszerował przed dziewięcioma laty jako mściciel zamordowanego Pertynaksa (drogami: Via Postumia, Via Emilia i Via Flaminia). Do stolicy przybył dopiero w początkach kwietnia 202 r. (więc nieco później niż pierwotnie zakładał), a wjazd jego był niezwykle uroczysty. Senat przyznał cesarzowi prawo do triumfu (za zwycięstwo w wojnie z Partami na Wschodzie), ale Sewer - choć zapowiedź odbycia takiego wjazdu była niezwykle kusząca - stwierdził jednak że dolegają mu niestety bóle artretyczne i z tego powodu nie zdoła długo wystać na rydwanie. Zamieniono więc ów triumf, w wielkie, siedmiodniowe święto, które miało uczcić zarówno zwycięski powrót władcy ze Wschodu, jak i początek dziesiątej rocznicy jego panowania, a także małżeństwo najstarszego syna cesarza - Karakalli z córką niejakiego Gajusza Fulwiusza Plaucjana - rodaka Sewera (obaj bowiem pochodzili z Leptis Magna), czyli Afrykanera, pełniącego również (od ok. 197 r.) urząd prefekta pretorianów. Dziewczyna nosiła imię Publia Fulwia Plautilla.
Nastało "Felicitas saeculi" ("Szczęście wieku") Sewerów, a cesarska rodzina - jak żadna inna wcześniej - bardzo dbała od szczególne podkreślanie wzajemnej zgody i rodzinnego szczęścia, panującego w dynastii, która - jak wynikało z rzeźb, dedykacji, reliefów i oficjalnych malowideł - trwała nieprzerwanie już od ponad stu lat (czyli od czasów założyciela dynastii Antoninów - Marka Kokcejusza Nerwy, który objął władzę w 96 r.). Fakt, że była to czysta propagandowa fikcja, nie miało żadnego znaczenia, liczyło się bowiem wprzęgnięcie Sewerów w tryby dynastii, która władała Imperium Romanum w najlepszym okresie jego istnienia (II wiek), dlatego też tak wielkie znaczenie przywiązywano do tytulatury. Aby pokazać naocznie jakie to przybierało rozmiary, warto przytoczyć napis, wyryty na bazie posągu, ustawionego w okręgu Pagus Fortunalis (potem posąg ów znalazł się w Uthinie - dziś Udyna, miasto w Tunezji) w prowincji Afryka, wystawiony tam przez weteranów z armii Sewera, około roku 203. Rozpoczyna się on od słów: "Imperatorowi Cezarowi, synowi Boskiego Marka Antonina, Pobożnego, zwycięzcy Germanów i Sarmatów, bratu Boskiego Kommodusa, wnukowi Boskiego Piusa, prawnukowi Boskiego Hadriana, praprawnukowi Boskiego Trajana, zwycięzcy Partów, prapraprawnukowi Boskiego Nerwy - Lucjuszowi Septymiuszowi Sewerowi, Pobożnemu, Pertynaksowi, Augustowi, zwycięzcy Arabów, Adiabenów, największemu zwycięzcy Partów, najwyższemu kapłanowi, odznaczonemu władzą trybuńską po raz czternasty, imperatorowi po raz jedenasty, konsulowi po raz trzeci, prokonsulowi, Ojcu Ojczyzny - wystawili kosztem publicznym obywatele rzymscy zamieszkali w okręgu wiejskim o nazwie Pagus Fortunalis, weterani, których przodkowie otrzymali ziemie w Sutunurca dzięki dobroczynności Boskiego Augusta". Widać więc wyraźnie ile jest tam przesady, a jednocześnie jak bardzo rozbudowana jest tytulatura i powiązania rodzinne, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca (a należy pamiętać że takich dedykacji było bardzo wiele, szczególnie zaś sporo powstało w rodzinnym mieście cesarza - Leptis Magna - dumnym z faktu że to właśnie stąd pochodzi "Władca Świata" i choćby dlatego miasto to przyjęło do swej tytulatury epitet "Septimia").
Abstrahując już od faktu, że żaden z wymienionych wcześniej cesarzy - aż do czasów Marka Aureliusza, który występuje tam pod nazwiskiem "Marek Antonin" - nie był ze sobą spokrewniony, a jedynie wchodzili oni do dynastii na zasadzie adopcji, to mimo to, można zaliczyć ich do dynastii Antoninów, jako że każdy kolejny cesarz był wybierany i adoptowany przez poprzedniego. Natomiast Sewer nie ma żadnych, ale to totalnie żadnych związków z jakimkolwiek z ostatnich władców. Zapewne też dlatego właśnie tak bardzo dbano o podkreślanie tych nieistniejących związków, aby nie tylko utrzymać nową dynastię u władzy, ale również dać ludowi jasny przekaz: "Patrzcie, ród dobrych cesarzy Antoninów trwa niezmiennie, pomimo różnych przeciwieństw, a skoro trwa - to bogowie są z nami!" Jakże wspaniałe miały teraz nastać czasy po zakończeniu tej okrutnej wojny domowej. Głoszone powszechnie hasła mówią same za siebie: "Imperii Felicitas" ("Szczęście Imperium"), "Spes Perpetua" ("Wieczysta Nadzieja"), "Iuventa Imperii" ("Młodość Imperium") i wszędzie słychać było tylko: "Concordia! Concordia Augustorum" ("Zgoda Augustów"). Sewer miał w osobie Plaucjana wiernego druha i rodaka (co również było ważne, biorąc pod uwagę fakt, że Rzymianie postrzegali Imperium i swoje obywatelstwo jedynie poprzez prymat "wieczności Rzymu" - to znaczy faktu że Rzym: "był, jest i będzie", stąd też potem wzięło się określenie "Wieczne Miasto". Ale nie istniała wcale idea powszechnego rzymskiego patriotyzmu, rozumianego jako patriotyzm całego Imperium. Dla Rzymian, żyjących na obszarze różnych prowincji, prawdziwą ojczyzną była nawet nie owa prowincja, ile miasto w którym się narodzili - lub też miasto przy którym się narodzili. Rzymski patriotyzm opierał się bowiem na silnych związkach z ziemią i miastem - a nie z Imperium, rozumianym jako całość. Oczywiście obywatelstwo rzymskie było niezwykle ważnym elementem ułatwiającym życie, ale człowiek przede wszystkim wiązał się z ziemią na której się urodził i nawet jeśli zostawał cesarzem - był tylko albo "Afrykaninem", albo "Hiszpanem", albo "Syryjczykiem" etc. etc. - przy czym dodawano jeszcze miasto z którego pochodził. Poczucie jedności obywatelskiej mieszkańców Imperium łączyło się - jak wspomniałem wyżej - jedynie z Rzymem jako "Centrum Świata", stąd też jego zdobycie w 410 r. przez plemię Wizygotów z Północy, było dla Rzymian prawdziwym końcem świata - ich własnego świata, rozumianego jako upadek ostatniej ostoi bezpieczeństwa i stabilizacji w niespokojnych czasach).
Jednak małżeństwo z córką dowódcy pretorianów, nie przypadło do gustu Karakalli, który nie znosił Plaucjana i podejrzewał go o wykorzystywanie swojej pozycji, w celu zbliżenia się do cesarskiej rodziny, by ten fakt wykorzystać w przyszłości na swoją korzyść. Porównywał go do Sejana - innego prefekta pretorianów - żyjącego przed ponad 170 laty, który również poprzez małżeństwo z rodem Tyberiusza, starał się zapewnić sobie realny wpływ na władzę cesarską, a nawet samemu zostać cesarzem po śmierci starego Tyberiusza. Sewer jednak zmusił swego syna do małżeństwa z Plautillą i ślub taki odbył się w kwietniu 202 r. Marek Aureliusz Antonin Karakalla miał wówczas zaledwie 14 lat, Plautilla była od niego starsza o niecały rok (może kilka miesięcy), ale nie mogła się z jego strony spodziewać niczego dobrego. Od początku bowiem Karakalla uchybiał dziewczynie na każdym kroku, często ją publicznie obrażał i wyśmiewał jej ojca. Miał przy tym wsparcie swojej matki, dostojnej Julii Domny, która również postrzegała to małżeństwo jako zagrożenie dla przyszłości dynastii. Nie wiadomo jakie były jednak relacje między synową a teściową, ale wiadomo że cesarzowa i prefekt pretorianów żywo się nienawidzili. Plaucjan - wiedząc że ma wsparcie cesarza i ze względu na małżeństwo jego córki z synem Sewera - nie obawiał się nawet otwarcie grozić Julii Domnie, a w każdym razie otoczył ją szeregiem informatorów (również, a może przede wszystkim spośród służby), którzy mieli zdawać relacje z tego, jak cesarzowa się prowadzi, kogo przyjmuje w swoich pokojach i czy nazbyt chętnie nie ogląda chociażby walk gladiatorów (były bowiem i takie raporty, że Julia Domna ma swoich wybranych gladiatorów których finansuje - zapewniając im dobre jedzenie i inne uciechy - i którzy walczą właśnie dla niej), oraz czy nie spotyka się z nimi sam na sam, jak to czynią niektóre zamożne damy. Jednak póki Plaucjan cieszył się zaufaniem cesarza, żadne próby, zmierzające do jego usunięcia nie miałyby szans powodzenia, dlatego też zarówno Julia Domna jak i Karakalla siedzieli cicho, udając że wszystko układa się dobrze a w rodzinie cesarskiej panuje "Concordia Ordinum" ("Powszechna Zgoda").
I wreszcie nadszedł rok 203, kiedy to Septymiusz Sewer postanowił odwiedzić Afrykę, a przede wszystkim swoje rodzinne miasto - Leptis Magnę. I tutaj pojawia rzecz dość ciekawa, otóż w wielu opracowaniach współczesnych historyków jest mowa właśnie o "krótkotrwałej podróży cesarza i jego syna do ojczystej Afryki", sugerujące ów wyjazd, do którego bez wątpienia się przygotowywano. Jednakże żaden z antycznych autorów (poza krótką aluzją co do tego wydarzenia, zachowaną w "Żywotach sofistów" - Filostratosa), nawet tak dokładny w opisie najróżniejszych wizyt cesarza w obozach wojskowych nad Dunajem - Tertulian z Kartaginy, czy Kasjusz Dion czy też Herodian - w ogóle nie wspominają o takiej wizycie. Dlaczego więc współcześni historycy (w tym np. Aleksander Krawczuk czy Johann Hasebroek), twierdzą że do takiej wizyty w Afryce jednak doszło, czyżby posiłkowali się przy tym jedynie krótką notką w dziele Filostratosa? Nim napiszę na jakiej podstawie wypatrują oni tej wizyty, chciałbym najpierw wyrazić własne zdanie na ten temat, a sprowadza się ono do stwierdzenia że... do żadnej wizyty w Afryce za czasów rządów Septymiusza Sewera nigdy nie doszło! Dlaczego tak uważam wyjaśnię na końcu, teraz kilka informacji przemawiających za ową wizytą. Otóż, Sewer, Julia Domna i ich synowie, w latach 197-202 przebywali cały czas na Wschodzie, przy czym przez prawie dwa lata czasów pokoju (tuż po zakończeniu wojny z Partami), podzielonych jedynie wyprawą do Egiptu - mieszkali oni w Syrii, rodzinnej ziemi Julii Domny. Zapewne wówczas niejednokrotnie odwiedzili zarówno Emesę, jak i spotkali się z rodziną cesarzowej, pochodzącą z tego miasta. Nie ma więc żadnych wątpliwości że po powrocie do Rzymu, Septymiusz Sewer zaplanował również wyjazd do rodzinnej Leptis. Ale czy do takiego wyjazdu rzeczywiście doszło? Przemawiają za tym pewne materialne fakty, które świadczyłyby o tej wizycie. Mianowicie z lat 203-204 pochodzą pewne monety odkopane w Tunezji, z wyrytymi na nich najróżniejszymi hasłami w stylu: "Fortuna Redux" ("Powracająca Pomyślność"), "Indulgentia Augustorum in Carthaginem" ("Łaskawość Cesarzy dla Kartaginy"), czy co jakiś czas pojawiające się słowo: "Adventus" ("Przyjazd").
Poza tym pojawia się właśnie w latach 203-204, mnóstwo dedykacji i napisów honoryfikacyjnych w miastach prowincji Afryki na cześć domu cesarskiego. Są to napisy zarówno publiczne (miejskie) jak i prywatne. Wiele jest napisów żołnierskich i to zarówno dedykowanych cesarzowi i dynastii przez III legion stacjonujący w Lambaesis (tuż przy fortyfikacjach numidyjskich), jak i zwykłych żołnierzy (np. pewnego centuriona z Leptis Magna, który pod datą 11 kwietnia poświęcił opiece Jowisza Dolicheńskiego szczęśliwy powrót cesarzy - ojca i syna - do swego miasta). Biorąc to wszystko do kupy i łącząc ze sobą, bez wątpienia należałoby przyjąć że do takiej wizyty jednak musiało dojść (choć zapewne nie trwałaby ona długo, może ledwie dwa miesiące). Ale mimo to nadal uważam że Septymiusz Sewer nie opuścił w tym czasie Rzymu i wcale ani do Afryki ani też nawet do rodzinnej Leptis - nie przybył. Za podstawę biorę właśnie brak informacji o tej wizycie w dziełach historyków antycznych, którzy przecież wielokrotnie bardzo skrupulatnie opisywali poszczególne wizyty rodziny cesarskiej w najróżniejszych miastach (np. w czasie podróży po Egipcie), a teraz wszyscy zgodnie milczą gdy cesarz wyjeżdża w odwiedziny do swej rodzinnej ziemi? Czyżby więc ukryli ten fakt? Tylko po co? Nie trzyma się to kupy. Ale mimo to, paradoksalnie istnieje pewne wytłumaczenie tego dziwnego faktu rozdwojenia, czyli materialnych świadectw wizyty, oraz braku o niej informacji w dziełach historyków rzymskich. Otóż owe materialne świadectwa... wcale nie muszą potwierdzać że do takiej wizyty realnie doszło, a jedynie były (w swoim czasie) jej zapowiedzią. Bez wątpienia Septymiusz Sewer - wraz z całą rodziną - zamierzał odwiedzić Leptis Magnę, miasto w którym się urodził i które było tak dumne że oto nowy władca pochodzi właśnie stąd. Ale do wizyty tej ostatecznie nie doszło, co nie oznacza że wcześniej nie była przygotowywana i nagłaśniana (również propagandowo), stąd tyle dedykacji, tyle epigramów i tyle oficjalnych życzeń, składanych rodzinie cesarskiej z okazji jej wizyty w różnych miastach Afryki. Miasta, wojsko i osoby prywatne przygotowywały się (wiedząc wcześniej o planowanej podróży) na wizytę, do której ostatecznie jednak nie doszło, ale materialne ślady pozostały i (niestety) wielu historyków zdążyły przez to wprowadzić w błąd. Tym bardziej że kolejny wysyp podobnych napisów, pojawia się w latach 206/207, co znów świadczy o tym, że Sewer (nie mogąc - z różnych względów, o których napiszę w kolejnej cześci - odbyć podróży w roku 203), przełożył ją o kilka lat i ponownie planował odwiedzić swą rodzinną ziemię właśnie w 206 r. (a do której niestety także nie doszło 😏).
Z reguły do historii przechodzą tylko fakty, które realnie zaistniały i o których możemy przeczytać na kartach opracowań historycznych, natomiast niewielu z nas w ogóle interesuje się tematem niezrealizowanych planów i zamierzeń w dziejach. A przecież takowe z pewnością były i zapewne też wcale nie było ich mało. Ile to bowiem często planujemy uczynić w swym życiu, do czego potem nie dochodzi ze względu - na przykład - na nasze lenistwo czy też brak odpowiedniej konsekwencji? Czasem też nasze plany przekreśla jakieś zdarzenie losowe, zupełnie niezależne od nas, które całkowicie przemeblowuje nam życie (jak to się mówi: "Chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz Mu o swoich planach" 😎). Dlatego też często w ogóle nie analizuje się konsekwencji niezrealizowanych historycznych planów i traktuje je jedynie jako swoiste "political fiction" lub je pomija. Nie mówi się i nie pisze o niezrealizowanej kampanii partyjskiej Juliusza Cezara, do której się sposobił i która miała ruszyć jeszcze w owym 44 r. p.n.e. lub najpóźniej na wiosnę roku następnego, ale akurat Brutus, Kasjusz oraz pozostali senatorowie mieli nieco inne plany 😉 przez co do wyprawy partyjskiej Cezara nigdy nie doszło. Nie pisze się również o niezrealizowanych podróżach Oktawiana Augusta i jego następców, bowiem tak naprawdę do nich nie doszło (a biorąc pod uwagę przygotowania, byłoby o czym opowiadać). A gdyby doszło? Jakże inaczej wyglądałaby dziś rzeczywistość. Co by się stało, gdyby w 1600 r. udało się zawiązać wspólną polsko-litewsko-rosyjską unię, tworzącą jedno państwo? Jak by wyglądała przyszłość? Zapewne zupełnie inaczej niż wygląda obecnie, ale to znów są tematy podlegające tzw. historii kontrfaktycznej, zwanej także historią alternatywną. A wyobrażacie sobie świat bez Stalina, bez Hitlera, bez tych wszystkich popapranych ideologii, których skutkiem ZAWSZE są stosy pomordowanych ludzkich ciał i hektolitry wylanej krwi i łez? Z drugiej jednak strony - co nas nie zabije to nas wzmocni, a organizm nieprzystosowany na kontakt z patogenami (takimi jak chociażby: marksizm, komunizm, nazizm, genderyzm, feminizm czy ekologizm), jest bardziej podatny na zarażenie i przez to niezdolny do obrony (weźmy za przykład kraje Europy Zachodniej czy USA - które nigdy nie doświadczyły komunizmu i uważają do dziś że zawsze żyły w najlepszym ze światów, a jednocześnie są zżerane od środka przez narzucaną im odgórnie marksistowską ideologię). Dlatego też relacje o wyprawie cesarza Septymiusza Sewera wraz z synem Karakallą do Afryki w 203 r., należy traktować (ja tak traktuję) na zasadzie zamierzonych planów, które ostatecznie nie doszły do skutku.
Bez wątpienia jednak samo Leptis Magna bardzo zyskało na objęciu władzy przez ród Sewerów. Pisałem wyżej o dodaniu epitetu: "Septimia" do nazwy miasta - będącym wyrazem szczególnego wywyższenia tej rzymskiej kolonii, leżącej na afrykańskim brzegu. Ale przecież istnieją też i inne, materialne fakty, pokazujące jak bardzo zmieniła się ta osada od czasów narodzin Septymiusza Sewera w roku 145, aż do jego śmierci w roku 211. O tym jednak opowiem już w kolejnej części, jak też przejdziemy do obchodów święta "Nowego Wieku", jakie miało miejsce w 204 r. z okazji uroczystości 950-tej rocznicy założenia Rzymu (uroczystości owego święta nie zgadzają się z oficjalną chronologią, wywodzącą wytyczenie granic miejskich przez mitycznych bliźniaków - Remulusa i Remusa w 753 r. p.n.e. Bierze się to z dwóch przyczyn - przypadkowości pierwszej takiej wielkiej uroczystości, która miała miejsce w 17 r. p.n.e. za cesarza Oktawiana Augusta i potem liczonych od niej dat, oraz uznania za najwłaściwszą, daty 110 lat - które w odniesieniu Rzymian miało górną granicą najdłuższego ludzkiego życia). Jednak skąd właściwie wzięła się liczba lat 110 jako odpowiednik jednego wieku i dlaczego potem liczono lata tak nieprecyzyjnie - opowiem już w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz