CZYLI ZDROWY ROZSĄDEK
PRZEDE WSZYSTKIM
Nie! Nie będzie dziś wcale o koronawirusie i tej całej pandemii histerii, jaka coraz silniej wylewa się obecnie z mediów i od polityków, powodując niekiedy wręcz szaleńcze zachowania ludzi. Przyznam się szczerze, że ja już po dziurki w nosie mam tych ciągłych, podawanych na okrągło, praktycznie 24/h informacji o tym jak to z poważną pandemią mamy do czynienia i co należy zrobić aby się nie zarazić. Oczywiście rozumiem że należy informować ludzi o konieczności zachowania podstawowych zasad higieny i bezpieczeństwa, ale co za dużo, to nie zdrowo. Rozumiem też że politycy muszą się wykazać, aby nie spadła na nich krytyka że nie podejmują żadnych działań by uchronić ludzi przed skutkami chińskiego wirusa z Wuhan, ale nie pojmuję dlaczego tą drogą podążają również dziennikarze - gdyż to właśnie przez nich tworzy się swoista panika i ludzie na potęgę wykupują towary ze sklepów, oraz boją się nawet podać drugiej osobie ręki na powitanie - tak jakby oczekiwali z niepokojem kiedy w końcu ich samych dopadnie ta zaraza. Ja jeszcze nie pisałem o koronawirusie na blogu, ale prawdę powiedziawszy nie zamierzam tego czynić. Nie będę też analizował przyczyn dlaczego koronawirus wydostał się z laboratorium w Wuhan, gdyż na ten temat powstały już najróżniejsze elaboraty, łącznie z najbardziej niesamowitymi teoriami spiskowymi. Osobiście przychylam się do opinii, że wirus (który był przygotowywany już od lat w Chinach i zapewne miał posłużyć jako broń biologiczna w konfrontacji z Tajwanem - szczególnie że to właśnie Azjaci są najbardziej podatni na jego wpływ), został celowo wypuszczony, w wyniku wewnętrznych walk o władzę w chińskiej partii komunistycznej i miał ugodzić bezpośrednio w Xi Jinpinga. Tylko że "nieco" wymknął się spod kontroli (podobnie jak zakładana przez peerelowską bezpiekę Solidarność, która też nieco wymknęła im się z rąk i miast obalić samego Edwarda Gierka, stała się na tyle poważnym zagrożeniem dla całego systemu komunistycznego - nie tylko w Polsce - że nie było wyjścia i Jaruzelski musiał wprowadzić Stan Wojenny aby ocalić system). Ale nie mam zamiaru dalej drążyć tego tematu (chyba że coś się wyjątkowo zmieni, choć nic takiego nie przewiduję) i sądzę że za kilka, kilkanaście dni temat zarazy umrze śmiercią naturalną i tyle będzie z zapowiadanej medialnie "epoki koronawirusa" (te głupkowate teksty w stylu: "Jak się żyje ludziom w epoce koronawirusa?". Należałoby to pytanie odwrócić w stronę dziennikarzy i zapytać ich: "jak wam się żyje w epoce dominacji marksizmu i wszech-otaczającej nas głupoty?").
W zasadzie miałem dziś pisać o czymś zupełnie innym, a tego tekstu wcale nie powinno być, ale do jego napisania sprowokowała mnie pewna żurnalistka z Newsweek'a (czy też raczej z Lisweeka - jak mawiają niektórzy złośliwcy 😉). Otóż ta pani, o imieniu zdaje się Katarzyna Burda, była łaskawa wyrzucić z siebie artykuł pt.: "Dżuma. Jak 700 lat temu zaraza zabiła pół Europy". Ponieważ jednak rzadko ostatnio czytuję tygodniki, a już w szczególności Lisweeka, przepraszam - Newsweeka, czy też postkomunistyczną "Politykę", to jednak czasem korci mnie aby sprawdzić, co też tam za nowe mądrości powstają. I tak się właśnie stało dziś, gdy przez przypadek - stojąc w kolejce do kasy w sklepie - przejrzałem sobie tygodnik redaktora Lisa i natrafiłem właśnie na artykuł pani Burdy. Szybko przeleciałem najważniejsze fragmenty, z których pani żurnalistce wyszło dlaczego to w XIV wieku epidemia dżumy - przywleczona z Krymu przez genueńskich żeglarzy, wracających z Kaffy w styczniu 1348 r., która opanowała całą południową Europą, skąd momentalnie rozeszła się na resztą kontynentu - nie dotarła na polskie ziemie (a raczej na tereny ówczesnego Królestwa Polskiego, gdyż Pomorze i Śląsk zostały objęte tą epidemią). Otóż według pani Burdy - która opierała się o opinię pewnego norweskiego czy też szwedzkiego historyka, nie pamiętam jego nazwiska - było to spowodowane... zapóźnieniem cywilizacyjnym Europy Środkowej, którą omijały główne w średniowieczu szlaki handlowe. To jest jedna, ale wcale nie jedyna przyczyna ominięcia przez dżumę ziem polskich. Inna (również oparta o tezy Norwega) to stwierdzenie że... do żadnego ominięcia nie doszło, tylko po prostu nikt tego nie badał i nikt wówczas o tym nie pisał, ale epidemia czarnej śmierci wcale nie ominęła Polski (czyli w jednym tekście wzajemnie sobie przeczy). Co ciekawe, była jeszcze trzecia przyczyna ominięcia Europy Środkowej przez tę zarazę. Pani żurnalistka raczyła stwierdzić że Czarna Śmierć wybuchła w Europie dlatego, że... Zachodni Europejczycy ze swoich krajów wypędzili ludność żydowską, która to przybyła na ziemie polskie i tutaj uchroniła mieszkańców od niebezpieczeństwa, pokazując im jak dbać o higienę 😂. I to w zasadzie tyle, pani żurnalistka Burda pisząc o Czarnej Śmierci zainkasowała za ten tekst zapewne jakieś pieniądze i finito. Tylko że ja, czytając te jej wypociny robiłem się coraz bardziej czerwony na twarzy.
I właśnie dlatego postanowiłem stworzyć ów temat, bo przyznam się szczerze - większych głupot nie słyszałem. Zastanawia mnie bowiem jak można sobie wzajemnie przeczyć, pisząc w jednym tekście o tym że dżuma dotarła do Polski, a następnie że jednak nie dotarła i że było to spowodowane cywilizacyjnym zapóźnieniem Polaków (wiadomo, przecież dopiero niedawno zeszli oni z drzewa) i jednocześnie próbą udowodnienia że prawdziwą cywilizację (w tym oczywiście higienę) przynieśli nam dopiero uciekający z europejskich krajów Żydzi. Dużo pracy umysłowej musiała ta pani Burda wnieść, aby jakoś to ze sobą spróbować połączyć, bo zupełnie nie trzyma się to kupy. A już w ogóle stwierdzenie że Europa Środkowa, czyli centrum kontynentu, bez którego dziś nie można utrzymać stabilnych relacji handlowych na linii Wschód-Zachód, to był jakiś zapóźniony w rozwoju grajdołek, to jest jakaś totalna aberracja umysłowa. Jeżeli tak by doprawdy było, to należy tu od razu postawić pytanie - dlaczego więc o te ziemie w centrum Europy, od wieków wojowali z wielką natarczywością i konsekwencją zarówno Niemcy jak i Moskale? Skoro te ziemie nic nie znaczyły i były swoistą białą plamą, to po co jedni i drudzy chcieli je sobie pozyskać, a co jeszcze ciekawsze - dlaczego im się to nie udało? Przyznam się szczerze, że nie oczekuję od pani żurnalistki odpowiedzi na powyższe pytania (nie sądzę też aby potrafiła nawet na nie odpowiedzieć), przeraża mnie jednak poziom umysłowy wielu dziennikarzy, polityków i tzw.: "autorytetów". Większość z nich bowiem nie ma zielonego pojęcia o tematach na które się wypowiada. Sądzę też że pani Burda miałaby spore problemy w wytłumaczeniu, dlaczego to właśnie przez polskie ziemie biegły główne szlaki handlowe z Południa na Północ, a także ze Wschodu na Zachód? A już w ogóle zwoje mózgowe z pewnością by się przegrzały, gdyby musiała odpowiedzieć na pytanie, dlaczego polscy władcy piastowscy ofiarowywali cesarzom rzymskim niezwykle bogate prezenty, nie ograniczające się jedynie do kosztowności, ale również do rzadkich zwierząt, jak choćby wielbłądów czy żyraf. Przecież w Polsce takie zwierzęta w średniowieczu nie występowały, podobnie zresztą jak i w Niemczech czy w innych krajach Europy, a mimo to polscy władcy ofiarowali te zwierzęta władcom zachodnioeuropejskim. Skąd je brali? Ja nie wiem, za głupi jestem, może pani Burda odpowie.
Co zaś się tyczy drugiego zarzutu, o tym że nie było żadnych informacji na temat Czarnej Śmierci, to rzeczywiście, tutaj muszę przyznać że po przeanalizowaniu kilku średniowiecznych kronik i relacji z epoki, w zasadzie nigdzie nie natknąłem się na żadną informację o tej zarazie dziesiątkującej wówczas Europę. Są co prawda bardzo nieliczne, jedno, dwu zdaniowe wstawki o tym że epidemia taka grasuje w Europie, ale nie ma nic o liczbie zgonów ludności na ziemiach polskich (dopiero XIX-wieczny kronikarz Teodor Morawski, w dosłownie jednym słowie, wciśniętym w informacje na temat zjazdu krakowskiego z 1364 r. mówi że w Krakowie też wcześniej doszło do epidemii zarazy w wyniku której miało zginąć... 20 000 mieszkańców miasta. Problem polega jednak na tym, że nigdzie indziej takie - czy nawet zbliżone do nich - liczby nie występują. Gdyby to była prawda - a nie kronikarska nadinterpretacja - to czy naprawdę byłoby możliwe aby nie zauważyć szalejącej po kraju epidemii, która zbierała ogromne śmiertelne żniwo? Czy śmierć 20 000 mieszkańców Krakowa, w sytuacji gdy ówczesne miasta nie miały nawet 100 000 mieszkańców - mogła przejść zupełnie niezauważona? I gdyby nawet było tak, że epidemia dotarła do Polski i również tutaj czyniła "postępy", to nikt by o tym nie wspomniał, nie napisał? Jak to w ogóle możliwe?). Gdy w latach 1349-1353 wszyscy okoliczni sąsiedzi Polski (także Czechy, gdzie epidemia miała dość łagodny przebieg), Zakon Krzyżacki, kraje Rzeszy, Żmudź oraz księstwa rosyjskie (czyli ziemie dzisiejszej europejskiej Rosji), wszystkie objęte zostały epidemią dżumy, to jedynie ziemie Korony Królestwa Polskiego i dużej części Litwy oraz Rusi (a także niewielkie tereny wokół Mediolanu i te w Pirenejach) nie zostały nią objęte. Czy to może być prawda, aby tak duże połacie ziemi wolne były od przywleczonej do Europy Czarnej Śmierci?
Otóż odpowiem tak - ziemie polskie nie były całkowicie wolne od tej epidemii, gdyż takowymi być po prostu nie mogły. Polska nie była odcięta od reszty państw Europy ani przez wielkie góry, ani przez rzeki, ani też inne naturalne przeszkody uniemożliwiające rozwój tej pandemii. Dlatego też w niektórych relacjach średniowiecznych polskich kronikarzy (np. Jana Długosza) pojawiają się wręcz symboliczne stwierdzenia o tejże epidemii, przywleczonej z Zachodu, ale są one tak skąpe, że doprawdy musiałem stracić na ich poszukiwanie prawie pół dnia. Czarna Śmierć więc do Polski przyszła, lecz były to symboliczne przypadki zachorowań i śmierci, których nawet nie notowano w żadnych kościelnych kronikach. Jak więc to się stało, że Polaków i (w dużej mierze) Litwinów oraz Rusinów (ale już nie Rosjan - co bardzo ważne), ominęła te europejska pandemia, która w samych Niemczech zebrała ogromne, śmiertelne żniwo (w wielu miastach, np. w Munsterze i Erfurcie życie straciła ponad połowa mieszkańców, w Strasburgu naliczono zaś 16 000 ofiar - choć przypuszcza się że są to znacznie zaniżone dane). W 1300 r. w Niemczech żyło 11 milionów mieszkańców, a w 1450 r. już tylko 7 milionów (należy też pamiętać że przez ponad sto lat od czasów tej pandemii, nieco odtworzono już demografię), co pokazuje skalę jaką zebrała ta epidemia (w całej Europie zaś w 1300 r. mieszkało 73 miliony ludzi, a w 1450 r. już tylko 50 milionów). W ogóle lata 1342-1356 były bardzo niekorzystne (mokre i zimne lata, powodzie które niszczyły mosty na rzekach jak choćby w Ratyzbonie, Bambergu, Wurzburgu, Frankfurcie, Dreźnie czy Erfurcie, podniesienie poziomu mórz, szarańcza, częste opady gradu, przeplatające się ze sobą zimne i ciepłe lata a nawet trzęsienia ziemi). Na to wszystko właśnie w roku 1348 nałożyła się epidemia Czarnej Śmierci, która trwała przez kolejne cztery lata. W tym samym zaś czasie Królestwo Polskie zaczęło rozkwitać i jak pisał Teodor Morawski: "Rósł porządek, z porządkiem rosła potęga krajowa". Należy jednak zadać sobie pytanie, jak to się właściwie stało, że ziemie polskie zostały w dużej mierze oszczędzone przed zalewem epidemii dżumy, która dziesiątkowała wówczas całą Europę i to zarówno na Zachodzie jak i na Wschodzie?
Przede wszystkim należy podkreślić tutaj kwestie higieny. Co prawda epoka średniowiecza nie była okresem brudu - jak się dziś próbuje wmawiać - szczególnie zaś w porównaniu z epokami późniejszymi, to jednak zamiłowanie do częstych kąpieli i wizyt w saunach, nie wszędzie było jednakie. Na ziemiach polskich, ruskich i w Imperium Osmańskim często kąpiele były oczywistością. W wydanej w 1687 r. w Paryżu książce - Gaspara de Tende, skarbnika francuskiej księżniczki i królowej Polski - Ludwiki Marii Gonzagi, pt.: "Relation Historique De La Pologne. Contenant Le pouvoir de ses Rois, leur élection" ("Historyczne związki Polski. Zawierające potęgę swych Królów i ich elekcje"), autor pisał: "Mimo że w Polsce panuje wielkie zimno, kąpiele są tam bardzo popularne i nie ma lepszego domu, który by nie posiadał łazienki. Zwyczaj ten pochodzi zapewne stąd, że wszystkie dzieci w Polsce kąpie się dwa razy dziennie. Każde miasto posiada publiczne łaźnie". Zwyczaju tego więc wcale nie przynieśli na polskie ziemie Żydzi - jak sugeruje żurnalistka Burda, a było ono znacznie starsze, niż sama polska państwowość, pamiętające jeszcze czasy pogańskiej Lechii. Ale to tylko jedna z ewentualnych przyczyn, które spowodowały zatrzymanie zarazy mniej więcej na granicach królestwa. Drugą był fakt dużej ilości kotów w Koronie, a koty wyłapywały myszy i szczury rozsiewające tę epidemię (dopiero w 1894 r. odkryto że średniowieczną dżumę przenosiły pchły z rodzaju Xenopsylla Cheopsis, gnieżdżące się w sierści szczurów i susłów). Zarażone szczury, opuszczały swe nory w poszukiwaniu jedzenia (szczególnie gdy występowały silne deszcze, powodzie, susze i trzęsienia ziemi - o czym wspominałem wyżej) i tym samym zbliżały się do siedlisk ludzkich, czyli do miast. A ponieważ już były zarażone, straciły wiele ze swego pierwotnego instynktu samozachowawczego. Wówczas to pchły (które wysysając krew szczurów, jednocześnie wraz z nią połykały wielką ilość bakcyli - które te zwierzęta miały w sobie - a zarazki te blokowały pchłom przewód pokarmowy, co doprowadzało je do szału) zaczęły kąsać mocniej i zajadlej nie tylko zwierzęta, ale i ludzi, w błyskawiczny sposób przenosząc bakcyla dżumy z jednej osoby na drugą. Nieodzowne więc w tym momencie okazywały się koty, lub przynajmniej domowe łasice - a z kotami w Europie Zachodniej był wówczas... duży problem.
Koty były bowiem w Europie Zachodniej zabijane od lat 30-tych XIII wieku, gdyż podejrzewano je iż są zwierzętami diabła. Szczególnie aktywna była w tym procederze papieska inkwizycja, której przedstawiciele zaczęli twierdzić że szatan pojawia się na ziemi albo jako upiór, albo też pod dwiema postaciami zwierząt: ropuchy i czarnego kocura. To niejednokrotnie był wyrok śmierci, wydany na te zwierzęta. W Królestwie Polskim zaś inkwizycja praktycznie nie istniała (nie licząc Śląska), a jej władza była wręcz iluzoryczna i w niczym nie porównywalna do tej, jaką cieszyła się we Włoszech, Hiszpanii, Francji, Niemczech czy nawet Anglii, dlatego też tutaj nie przeprowadzono holokaustu kotów, a w Europie Zachodniej w przeciągu kolejnych dziesięcioleci liczba kotów diametralnie spadła, co zaowocowało rozprzestrzenieniem się plagi szczurów i myszy (zaś te szczury, które przybyły na genueńskich okrętach z Kaffy w 1347 r. - były już zarażone), co doprowadziło w szybkim tempie do rozwoju epidemii dżumy. I tak właśnie to się zaczęło. Natomiast jeśli chodzi o ziemie polskie, to mówi się iż król Kazimierz III Wielki nakazał wprowadzić kwarantannę na granicach (tak jak obecnie uczynił już - jako pierwszy w Europie - polski rząd w sytuacji zagrożenia tym koronawirusem), ale nic więcej na ten temat nie wiadomo. W ogóle w Polsce życie toczyło się tak, jakby o żadnej epidemii nie było mowy, król zajęty był sprawami kodyfikacji prawa (statut wiślicki wydany w 1347 r.) i opanowywaniem Rusi (1349 r. - zdobyte Chełm, Łuck, Włodzimierz, Brześć, czyli Cały Wołyń z Polesiem Brzeskim), i jak już pisałem wyżej, nie ma żadnych informacji na temat szalejącej w Europie epidemii dżumy. To w zasadzie tyle w kwestii owej średniowiecznej zarazy (która w drugim rzucie powróciła do Europy jeszcze w 1361 r., choć już wówczas zebrała znacznie mniej śmiertelne żniwo). To samo tyczy się szaleństwa koronawirusa - myjmy ręce, bierzmy kąpiele, utrzymujmy czystość i będzie dobrze, a już za kilkanaście dni (sami zobaczycie) ta zaraza zacznie obumierać (wszystkie one są cykliczne i żerują jedynie na brudzie) a w mediach nareszcie przestaną pisać o "życiu w epoce koronawirusa".
PS: Pewnej młodej pannicy ze Szwecji przydałby się wykład na temat zmieniających się na przestrzeni dziesięcioleci zjawisk klimatycznych, aby wreszcie przestała opowiadać androny w stylu: "za kilka lat wszyscy zginiemy, nastąpi masowe wymieranie"
Więc Greta:
HOW DARE YOU!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz