DZIEJE
STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI
OPOWIEDZIANE PRZEZ PRYZMAT
KOLEJNYCH POKOLEŃ AMERYKANÓW
POKOLENIE II
PIONIERSCY PIELGRZYMI
Cz. II
Gdy 6 września 1620 r. z angielskiego portu w Plymouth wypływał okręt (pierwotnie używany do przewozu wina) o nazwie "Mayflower", znaczna część z jego 102 pasażerów - którzy udawali się do Nowego Świata - zapewne nie zdawała sobie sprawy że zostanie oszukana. Pierwotnie bowiem zakładano, że wyprawa skieruje się do już istniejących osad ludzkich, natomiast gdy w początkach listopada okręt dobił wreszcie do brzegów przylądka (które potem otrzymało nazwę "Dorszowego"), okazało się że nie ma tam żadnych ludzkich osiedli, a jedynie dzika plaża i ogromne, ciągnące się w nieskończoność lasy. Nie na to się umawiano, tym bardziej że wyprawa została skierowana nieco na północ, co dało się odczuć zupełnie innym klimatem, niż ten, jaki panował na Bermudach czy nawet w Wirginii. Wyprawa ta jednak, sfinansowana przez - stojącego na czele syndykatu londyńskiego - Tomasza Westona, celowo została skierowana właśnie w te odległe, północne tereny dzisiejszego stanu Massachusetts. Kto jednak stał za tym, aby wyprawa dotarła gdzie indziej niż pierwotnie zakładano? Otóż stało się tak na polecenie mniejszościowej (liczącej zaledwie 35 osób) grupy pielgrzymów, którzy w Ameryce zapragnęli zbudować nowe społeczeństwo na swoich zasadach od początku, społeczeństwo w którym to oni byliby pasterzami, a jednocześnie sprawowaliby tam niepodzielną władzę. Mieli już bowiem dosyć kajania się, uciekania i szantażu utraty ojcowizny, chcieli wreszcie mieć coś swojego na stałe i jednocześnie stworzyć wzorową osadę oddanych Bogu, purytańskich pielgrzymów (przy czym w planowanym przez nich społeczeństwie nie było mowy o żadnej, nawet najmniejszej formie pluralizmu religijnego i każde odstępstwo było publicznie piętnowane oraz karane). Aby zrozumieć motywacje, jakie kierowały tymi ojcami-pielgrzymami, należałoby się cofnąć o kilka lat wstecz, do 1607 r. (tego samego, w którym kapitan John Smith zakładał w Wirginii kolonię Jamestown).
Otóż wówczas pastor John Robinson (wraz z Williamem Brewsterem) wyprowadzili z miasteczka Scrooby w hrabstwie Nottinghamshire, tamtejszą purytańską kongregację wiernych - i skierowali się do protestanckiej Holandii, gdzie osiedli najpierw w Amsterdamie, a następnie przenieśli się do Lejdy. Anglia co prawda również była krajem protestanckim, ale od śmierci królowej Elżbiety I Tudor i nastaniu rządów Jakuba I Stuarta, sytuacja angielskich purytan bardzo się pogorszyła. Król krzyczał w Hampton Court że "gdzie nie ma biskupa, tam nie ma i króla", oraz dodawał: "zmuszę ich do podporządkowania się, albo wygnam z kraju". Jakub I (panujący jednocześnie w Szkocji jako Jakub VI) pozostawał co prawda kalwinistą, ale obawiał się szerszego propagowania tej religii w Anglii, gdyż prowadziłoby to do nieuniknionych konfliktów z monarchią i z całym anglikańskim klerem (dlatego też powtarzał że purytańskie "prezbiterium tak samo dobrze godzi się z monarchią, jak Bóg z diabłem"). Król Jakub faworyzował anglikanizm, a szczególnie wywyższał te postaci, które w swej postawie przypominały katolików (co dla purytan było rzeczą niedopuszczalną i niewybaczalną, gdyż oni uważali że katolicyzm - a raczej "papizm" jak przyzwyczaili się go określać - należy zetrzeć z powierzchni ziemi, a tych, którzy się nie nawrócą, trzeba... wymordować). Dlatego też w czasach arcybiskupstwa Williama Lauda (1633-1641) ogromnie zwiększyła się imigracja purytan do Nowego Świata (Laud zabronił na przykład udzielania wszelkich praktyk ewangelicznych ludziom, którzy nie piastowali żadnych funkcji w Kościele Anglikańskim. Wznowił też działalność sądów duchownych przed które były wzywane także i osoby świeckie, oraz faworyzował biskupów jako kandydatów na członków Izby Gmin i namawiał wiernych by właśnie na nich oddawali swe głosy). W takim świecie - który ortodoksyjnym purytanom przypominał porządki panujące w kraju katolickim - żyć oni nie byli w stanie, gdyż posłuszeństwo wyznawanej doktrynie było dla nich znacznie ważniejsze, niż posłuszeństwo królowi czy też anglikańskiemu klerowi. Dlatego też (choć było to jeszcze przed nastaniem ery Lauda) pastor Robinson wyprowadził swoją "trzódkę" i osiedlił ją w Niderlandach.
W Lejdzie jednak pielgrzymi po prostu klepali biedę, niczego się nie dorabiając (a zdarzały się też, co prawda sporadyczne przypadki ataków na nich, jako "angielskich szpiegów"), a po wybuchu w Europie Wojny Trzydziestoletniej (w 1618 r.), w obawie przed utratą poddaństwa angielskiego (jeszcze wówczas nie można było mówić o obywatelstwie), a co za tym idzie, również i ojcowizny pozostawionej w Anglii - postanowili powrócić do kraju. Ale ponieważ w samej Anglii nic się nie zmieniło, podjęli decyzję o osiedleniu się w angielskiej kolonii w Nowym Świecie (zastanawiano się nad Gujaną albo Barbadosem, który od 1615 r. stał się miejscem kolejnej angielskiej kolonizacji z chwilą powstania Kompanii Plantacji Wysp Sommersa - jak początkowo zwano Bermudy). Udało im się znaleźć majętnych sponsorów (zainteresowanych handlem futrami i rybołówstwem w Nowym Świecie) i zobowiązali się spłacić dług wraz z procentem, w ciągu siedmiu lat od przybycia do Ameryki (zabezpieczeniem było mienie kolonistów). Nic zatem dziwnego, że ogromna większość pasażerów okrętu Mayflower nie zamierzała mozolnie karczować lasów i tworzyć nowe, niepewne osiedle, skoro mogli wylądować tam, gdzie już te osiedla istniały i była - jaka taka, ale zawsze - cywilizacja. Zaczęto więc oskarżać pielgrzymów o celową zmianę miejsca lądowania tylko po to, aby tam łatwiej było im odprawiać swe modły. Do walk wewnętrznych na okręcie jednak nie doszło, gdyż (być może za sprawą Johna Carvera - obranego gubernatorem osady, lub Williama Bradforda - kronikarza wyprawy i początków nowej kolonii), postanowiono spisać umowę społeczną, która miała zagwarantować wszystkim pasażerom Mayflower, jednakowe prawa. Umowa ta (zwana "Umową z Mayflower"), spisana została 11 listopada 1620 r., a podpisało się pod nią 41 mężczyzn, którzy - uznając nad sobą władzę króla Anglii - zobowiązywali się ustanowić równe prawa i podporządkować woli wybranych przez większość przywódców. Tekst owej umowy, brzmiał: "W imię Boże, amen. My, których imiona widnieją poniżej, wierni poddani naszego władcy, Króla Jakuba, przedsięwziąwszy dla większej chwały Pana i dla poszerzenia wiary chrześcijańskiej, a także dla pożytku Króla i ojczyzny tę podróż dla założenia pierwszej kolonii w północnych częściach Wirginii, zawiązujemy wspólnie i uroczyście w obliczu Boga i wzajemnie wobec siebie samych, tę umowę, aby połączyć się w jedną wspólnotę obywatelską dla lepszego porządku, zachowania i wspomożenia powyższych naszych celów; a zaś na mocy powyższego postanawiać, układać i stanowić sprawiedliwe i równe dla wszystkich prawa zarządzania, ustawy, konstytucje i urzędy, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba dla ogólnego dobra kolonii; a też postanawiamy okazać im nasze poddanie i posłuszeństwo".
Pielgrzymi jednak nie od razu opuścili okręt. Zeszli na ląd po raz pierwszy dopiero miesiąc po podpisaniu "Umowy z Mayflower" - 16 grudnia 1620 r., a 21 grudnia rozpoczęli budowę nowej osady. Nie było to wcale łatwe, gdyż zaśnieżone stoki i gęsty mróz uniemożliwiały wielu z nich wykonanie nałożonych zadań, mimo to prace trwały dalej. Zdarzały się jednak niesnaski, były też przypadki defetyzmu i jawnego nawoływania do porzucenia tych nieprzystępnych ziem i powrotu do Anglii lub Holandii. Ludzie zaczęli też umierać i to zarówno z powodu zimna, jak i z powodu głodu - który coraz bardziej zaczął doskwierać członkom nowej kolonii. W ciągu zimy zmarły prawie wszystkie kobiety (14 z ogólnej liczby 18), które przypłynęły wraz ze swymi mężami, ojcami i synami do Nowego Świata - sytuacja zaczęła się więc komplikować, gdyż brak kobiet równałby się automatycznie niemożności dalszego zaludniania osady (jak to mówiły ptaki dodo w "Epoce Lodowcowej" bijąc się o melona: "I po ostatniej samicy!" 😄).
Gdy zapasy były już na wyczerpaniu, głód zmobilizował śmiałków, do wykradzenia zasobów jednego z lokalnych indiańskich plemion. I tak koloniści mieli sporo szczęścia, gdyż w tym czasie, gdy Mayflower przybił do brzegów dzisiejszego stanu Massachusetts, tamtejsze plemiona indiańskie zostały zdziesiątkowane przez zarazę (zawleczoną przez Anglików i Francuzów ze statków rybackich) i tylko z tego powodu koloniści nie musieli zmagać się z ich napadami (William Bradford pisał potem w swej kronice kolonii Plymouth - jak nazwana została owa osada - "Cudowne przygotowanie nasz Pan Chrystus swoją opatrznością uczynił na dom dla swego ludu w tym świecie zachodnim". A czym było owe "cudowne przygotowanie?" Cóż, jakby to prosto ująć, żeby dobitnie podkreślić odpowiedź? Może tak - były to wigwamy pełne trupów Indian pomarłych na tyfus i to dosłownie, bowiem takie wigwamy odkryli koloniści na wiosnę roku następnego). Udało się też wreszcie nawiązać przyjazne stosunki z miejscowym plemieniem Wampanoag, a to za sprawą pewnego Indianina z plemienia Patuxent o imieniu - Squanto, który niegdyś porwany przez Anglików ze swej rodzinnej ziemi, został zabrany do Anglii, gdzie nauczył się języka angielskiego (a potem powrócił do Ameryki). To on właśnie stał się teraz tłumaczem i przewodnikiem kolonistów po świecie Indian - który to bezwzględnie musieli poznać, jeśli chcieli przeżyć w tych surowych, dzikich warunkach. To właśnie owi Indianie dostarczyli pielgrzymom żywność i słodką wodę i to tylko dzięki nim osada przetrwała srogą zimę.
Na wiosnę 1621 r., gdy osadzie udało się przetrwać najgorsze, podpisano pierwsze porozumienie z Indianami Wampanoaq, które zapewniało kolonii przetrwanie i jednocześnie otwierało drogę pod intratny handel futrami. Osada Plymouth (osada o tej samej nazwie powstała w Wirginii w 1607 r. wraz z Jamestown, ale przetrwała jedynie niecałe trzy lata) już w tym czasie liczyła dwie, krzyżujące się ze sobą ulice, kilkanaście drewnianych domostw, dom gubernatora (Carver zmarł jeszcze zimą 1620 r. i nowym gubernatorem kolonii wybrany został William Bradford) i oczywiście purytański zbór, który dominował nad całą osadą. Zbudowano też palisadę, mającą chronić kolonistów przed atakami Indian. Mieszkańcy trudnili się głównie uprawą zboża i rybołówstwem (a co poniektórzy również handlem skórami i "wodą ognistą", jaką sprzedawali Indianom w zamian za żywność). Pierwsze zbiory z lata 1621 r. były tak obfite, że z początkiem października urządzono w osadzie dożynki i zaproszono na nie Indian z plemienia Wampanoaq (wraz z ich wodzem - Massasoitem). Podano wówczas przyniesione przez czerwonoskórych indyki, dając tym samym początek święta, zwanego w USA Świętem Dziękczynienia. Owe przyjazne stosunki (plemię Wampanoaq liczyło na pomoc kolonistów w walce z konkurencyjnym plemieniem Naragansett), jednak nie trwały długo. Do pierwszych poważnych konfliktów, doszło już w 1622 r. gdy do kolonii Plymouth dotarła nowa grupa pielgrzymów z Anglii, która pod przywództwem Tomasza Mortona, planowała utworzyć nową osadę na "Wesołej Górze" (Merrymount). Indianie, choć zdecydowanie się temu sprzeciwili, ostatecznie ustąpili i nowej kolonia powstała na ich ziemi. W tym też roku, dotarła do Plymouth wiadomość o wymordowaniu w Jamestown ponad trzystu Anglików (dokładnie 347 czyli 1/3 wszystkich tamtejszych kolonistów). Ta masakra stała się katastrofą dla kolonii z Wirginii i na długie lata zahamowała jej aktywność gospodarczą (szczególnie intratny handel tytoniem). Niechęć Indian do "Białych-Obcych" została spotęgowała, gdy ci zaczęli przekraczać granice swoich osad i zapuszczać się głębiej na ziemie indiańskich plemion. Wówczas to początkowo przyjazne relacje (jak choćby ta, która była udziałem kapitana Johna Smitha, gdy Pocahontas zabrała go do swego plemienia i - jak to potem opisywał w swych książkach: "Historia Wirginii, Nowej Anglii i Wysp Sommersa", oraz "Opisanie Nowej Anglii" - powitały go wychodzące kolejno z lasu, nagie dziewczęta, które śpiewały i tańczyły, jednocześnie zapraszając Smitha do swego wigwamu. Jedna od drugiej wyrywała sobie Anglika i gdy znajdowali się sam na sam, Indianki zaczęły go wręcz molestować, pytając: "Czy mnie nie kochasz?" Smithowi jednak niezbyt przypadło do gustu takie powitanie i z niesmakiem opuścił wówczas plemię Paspegów - z którego to pochodziła Pocahontas - przy niezwykle zdziwionych i zaskoczonych minach Indian z tejże osady, którzy tak właśnie okazali mu swoją przyjaźń), obróciły się w trwającą dziesiątki lat wrogość.
Masakra osadników z Jamestown spowodowała następnie, że Kompania Wirginii (zarządzająca kolonią) została poddana zmasowanemu atakowi za nieudolne administrowanie i ostatecznie w 1624 r. król Jakub I przejął kolonię Jamestown pod swoje osobiste zwierzchnictwo (Kompania Wirginii zaraz potem została rozwiązana. Istniała zaledwie piętnaście lat od 1609 r. a wcześniej kupiecki patent nad Jamestown posiadała Kompania Londyńska, założona wraz z Kompanią Plymouth w 1606 r.). Od 1612 r. (kiedy po raz pierwszy zebrano i wysłano do Anglii tytoń) do 1622 r. Jamestown z roku na rok rozwijało się coraz lepiej. W 1619 r. wprowadzono tam przymusową niewolniczą pracę Murzynów na plantacjach tytoniu, oraz kierowano tam również tzw.: "białych niewolników" (czyli wszelkich skazańców, więźniów i rzezimieszków, wysłanych z Anglii w ramach "resocjalizacji" do niewolniczej pracy za Ocean), gdzie ich los niczym nie różnił się od losu murzyńskich niewolników (z jednym małym wyjątkiem - jeśli ci przestępcy nie zostali skazani na dożywocie i jeśli tam nie pomarli przy ciężkiej pracy, co było dość częste - to przebywali na plantacjach tylko do momentu wygaśnięcia kary, natomiast czarnoskórzy Afrykanie byli tam dostarczani jako niewolnicy przymusowi, bez możliwości zmiany swego stanu położenia. Należy jednak pamiętać, że wbrew temu co dziś sądzą wszelkiej maści lewicowi "poprawiacze historii" - rasizm osadników angielskich w koloniach nie był niczym szczególnym i nie był on jakoś wyjątkowo negatywnie nastawiony do czarnoskórych. Tak samo bowiem odnosili się oni do Indian czy do białych niewolników i nie tyle chodziło tu o rasizm, co bardziej o chęć zysku - i wyzysku - drugiego człowieka. Przecież z Indianami często zawierano układy i wcale specjalnie nie próbowano zdobywać ich ziemi na siłę, chyba że odkryto tam złoto lub inne cenne surowce, wówczas ludzi opętywała chęć zysku i gotowi byli bić się o zdobycie choćby najmniejszego kawałka cudzej własności własności. Co prawda z biegiem czasu rzeczywiście kolor skóry stał się dość ważnym czynnikiem określającym Cywilizację Białego Człowieka od innych, w tym murzyńskich kultur w Ameryce. Szczególnie w XIX wieku stało się to niezwykle istotne, ale pierwotnie kolor skóry nie miał większego znaczenia dla kolonistów i to czy smagali batem białego człowieka czy Murzyna, było im doprawdy zupełnie obojętne). Po masakrze z 1622 r. i przejęciu władzy nad Jamestown przez Koronę, odbudowa tamtejszej plantacji tytoniu trwała jeszcze przez jakiś czas (o dalszych losach kolonii Jamestown opowiem w kolejnych tematach, dotyczących kompleksowego angielskiego osadnictwa w Ameryce Północnej).
A tymczasem do spójnej i jednolitej (szczególnie religijnie) osady Plymouth, zaczęli przybywać z Anglii kolejni koloniści, szczególnie gdy w 1628 r. William Laud został biskupem Londynu. W 1629 r. było już 8 kolejnych osad wokół kolonii Plymouth (choć żadna z nich nie posiadała oddzielnych królewskich patentów i podlegała Kompanii Zatoki Massachusetts, powołanej przez króla Karola I w 1629 r.). Udziałowcy Kompanii Zatoki Massachusetts na spotkaniu w Cambridge, postanowili przenieść spółkę za Ocean i w 1630 r. pod przywództwem pobożnego purytanina i jednocześnie prawnika z Suffolk - Johna Winthropa, przybyli do Massachusetts, zakładając w tym samym roku kolonię, której następnie nadano nazwę - Boston (szybko stał się on głównym miastem całej prowincji a potem całego stanu). Boston od chwili swego powstania, stał się niezwykle zaborczą kolonią i bardzo szybko wcielił 8 pozostałych wcześniej osad z kolonii Massachusetts. Początki jak zwykle były niezwykle ciężkie, w ciągu pierwszego roku zmarło ok. 200 osób a pozostałe 100 wróciło do Anglii. Zarząd nad miastem skupiony był w rękach purytańskiej oligarchii - 12 głównych udziałowców Kompanii Zatoki Massachusetts - którzy mieli jedyne prawo wyboru gubernatora i tylko oni tworzyli lokalną administrację. Gubernatorem Bostonu został John Winthrop, który zarządzał miastem (z niewielkimi przerwami) aż do swej śmierci w 1649 r. Jego rządy były dobitnym przykładem purytańskiego jedynowładztwa, gdyż nigdzie (we włączanych do Bostonu osadach) nie tolerował jakiegokolwiek odstępstwa od wyznawanej religijnej doktryny. W 1633 r. przeciwko tyranii Winthropa i jednocześnie przeciw rządom purytańskiej oligarchii, protestował pastor Roger Williams, który jednak po trzech latach walki o bardziej demokratyczny ustrój w kolonii, został skazany na banicję i przymusowy powrót do Anglii. Uciekł wówczas z Bostonu i (wraz ze swymi zwolennikami) w 1636 r. założył nową osadę o nazwie "Opatrzność" (Providence). W 1638 r. z Bostonu wyjechała także (sprzeciwiająca się dyktaturze Winthropa) Anna Hutchinson, która przybyła na Rhode Island i tam (wraz z mężem - Williamem Hutchinsonem) założyła niewielką osadę Aquidneck, którą opuściła po śmierci męża w 1642 r., a wkrótce potem została pojmana i zabita przez Indian (1643 r.).
O dalszym rozwoju angielskich kolonii na ziemiach dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, oraz o pierwszych walkach z Francuzami i Hiszpanami w Nowym Świecie (a także o walkach toczonych z Indianami), opowiem już w kolejnej części tej serii.
CDN.