OPOWIADANIE + 18
Na stole, przy którym oboje siedzieli, leżał dziwny przedmiot, przypominający pilota do telewizora. Piotr zauważył zdziwienie Basi owym przyrządem i uśmiechnąwszy się do niej rzekł:
- Zapewne jesteś ciekawa co jeszcze dla ciebie przygotowałem na ten wieczór!? Już niedługo wszystkiego się dowiesz, a tymczasem aby urozmaicić oczekiwanie, może trochę muzyki.
Po czym Piotr podniósł do ręki ów dziwaczny przedmiot i wcisnąwszy jeden z trzech przycisków w kolorze czarnym, włączył przyjemną, acz skoczną melodię. Muzyka była pewnym urozmaiceniem codziennych doświadczeń Basi, jakie ta musiała tu przeżywać. Musiała? Teoretycznie przecież była wolna i w każdej chwili mogła opuścić tę dziwną posiadłość i wrócić do swojego domu. Właśnie - wrócić do domu, czyli do czego? Do swej monotonnej pracy - z której i tak już zapewne ją zwolnili - choć Piotr zadbał aby wszystko było zgodnie z prawem i poinformował jej rodzinę o pilnej potrzebie służbowego wyjazdu Basi, to jednak nie wiadomo co powiedział w jej pracy, ale znając go, zadbał zapewne o to aby nie zagrzała już tam miejsca. Jeśli teraz zrezygnuje, będzie i bez pracy i bez pieniędzy, jakie miał jej Piotr wypłacić na mocy zawartej umowy. Tym bardziej że to tylko tydzień, a już mijał przecież trzeci dzień jej niewoli. Powiedziała więc sobie że przetrzyma te wszystkie chore pomysły Piotra i zgarnie całą kasę, która tak bardzo była jej potrzebna. Wiele by się zmieniło w jej życiu przy takich pieniądzach i zapewne niejedna dziewczyna na jej miejscu pragnęłaby zostać "śnieżynką" u takiego Świętego Mikołaja, jakim był Piotr. Co prawda ten Mikołaj nie tylko dawał, ale i brał, choć akurat ta zabawa zaczęła coraz bardziej wciągać Basię i ostatecznie postanowiła że dotrwa do końca, choćby po to, aby pokazać mu że to nie on wygrał.
Te rozmyślania brutalnie przerwał Piotr, wciskając kolejny przycisk na pilocie uruchamiający światło w ciemnym dotąd rogu owej sali, w której mieli spożywać wspólny posiłek. Stało tam podwyższenie, do którego była przymocowana rura przy której dziewczyny w nocnych klubach prężyły się, erotycznie wyginając swe ciało w salach pełnych papierosowego dymu, potu i śliniących się mężczyzn. Przy rurze stała jeszcze inna kobieta w średnim wieku o jasnych włosach, która wyglądała dosłownie jak spłoszona mysz. Ubrana była w białą, jednoczęściową, krótką sukienkę, sięgającą jej nieco poniżej ud. Do tego miała białe kabaretki na nogach i buty na wysokim obcasie. Na twarzy zaś nosiła białą maskę w stylu tych, jakie się używa podczas karnawału w Wenecji. Jej dość krótkie, blond włosy, ledwie sięgały ramion. Kobieta ta, w tak muzyki zaczęła powoli wyginać swe ciało i rozkoszować się tańcem przy rurze - który zapewne nie po raz pierwszy już wykonywała.
- Nazwałem ją "Myszka" i jest moja i tylko moja - dumnie rzekł Piotr.
Basia zaczęła się zastanawiać ile jeszcze kobiet znajduje się w tym domu. Czy Piotr ukrywa tu cały harem?
- Jej rodzina miała kiedyś znaczny majątek, a ona sama była damą aż się patrzy, do chwili gdy okazało się że tatuś narobił jakiś strasznych długów i wszystko to, do czego dotąd była przyzwyczajona mogło nagle prysnąć niczym bańka mydlana. Straciliby wszystko - swą posiadłość, stadninę koni, wakacje na Lazurowym Wybrzeżu - wszystko, gdyby nie ja. Wykupiłem ich dług i zawarłem z "Myszką" umowę że cały ten majątek zostanie dalej własnością jej rodziny po upływie dziesięciu lat, a ona nie musi mi zwracać za niego żadnych pieniędzy. Jedynie przez najbliższe dziesięć lat będzie moją osobistą i jedyną, prywatną niewolnicą. I tak służy mi już prawie dwa lata, a przez ten czas zdobyła kilka niezwykle cennych umiejętności, a taniec na rurze jest jednym z nich - rzekł dumny z siebie Piotr. - Tymczasem my, w przyjemnej atmosferze, przy muzyczce i tańczących nimfach, zjemy sobie podwieczorek.
Basia była zdziwiona czemu nagle Piotr pozwolił jej usiąść do stołu, wcześniej bowiem jadła u jego stóp i do tego jeszcze musiała konkurować o posiłek z psami. Dlaczego teraz pozwolił jej usiąść z nim do stołu? Wolała jednak go nie prowokować i nie pytać, gdyż i tak dziś już wystarczająco bolała ją pupa.
- Wszystkie moje niewolnice, noszą specjalne oznakowania, które już zawsze będą im przypominać o ich poddaństwie i o tym, kto jest ich właścicielem. Nawet jeśli kiedyś odzyskają wolność, ten mały drobiazg już zawsze będzie im towarzyszył. Pralina - Piotr rzekł do klęczącej przy stole kobiety, którą Basia ujrzała jako pierwszą po wejściu do tej tajemniczej sali - pokaż o czym mówię!
Kobieta wstała, wyprostowała się, a następnie stanęła, ukazując wielki napis - jaki został wytatuowany na zewnętrznej stronie jej prawej nogi, począwszy od ud, aż po kostkę - który brzmiał: "Własność Pana Piotra". Na lewej zaś nodze był inny napis: "Wierna i Najwierniejsza suka swego Pana".
- Oczywiście nikt ich do niczego nie zmuszał - tak jak i ciebie - ale na mocy zawartej z każdą z nich umowy, w przypadku niepodporządkowania się mojemu poleceniu, traciły to, co było dla nich drogie. Zawsze przecież miast tatuażu, mogłem im te napisy wypalić rozpalonym pogrzebaczem na gołej skórze - gdy to powiedział, uśmiechnął się złośliwie w kierunku Basi, która zbladła na myśl o gorącym pogrzebaczu. - Widzisz - kontynuował Piotr - ja jestem tylko terapeutą, pomagam kobietom odkryć ich prawdziwą naturę, budzę w nich kobiecość, wydobywam na światło ukrytą w nich pod stosami współczesnych, feministycznych bzdur - uległość, posłuszeństwo i oddanie swemu mężczyźnie. Każda z nich pragnie być kochaną! Żadna jednak nie wie, jak przyciągnąć i jak utrzymać przy sobie mężczyznę. Oczywiście uległość nie jest jedyną formą ekspiacji dzięki której te kobiety mogą zrzucić maski codzienności, odkrywając swe prawdziwe oblicza i stanąć wreszcie twarzą w twarz z sobą samą. Uległość jednak jest tym fundamentem, na którym można potem budować szczęśliwy związek między kobietą a mężczyzną, czyniący z niej królową jego serca i niewolnicę jego łoża. Ja - wbrew pozorom - jestem tradycjonalistą. Wierzę w szczęśliwe i zgodne pożycie, wierzę w miłość i w to, że dzieci są owocem, zrodzonym z tej miłości. Niestety, ponieważ większość współczesnych kobiet ma w głowie prawdziwą sieczkę, gdzie wbito im jakąś "równość", jakieś "partnerstwo" i one rzeczywiście w to głęboko wierzą. A prawda jest taka, że bez względu na to, czy mówimy o rodzinie, przedsiębiorstwie czy państwie, zawsze na szczycie musi stać osoba decyzyjna, osoba kierująca tym wszystkim, która mocno w dłoniach dzierży cugle władzy. Niektórym kobietom wydaje się, że są w stanie podjąć się tej roli i całkowicie zdominować swego partnera - co dla świętego spokoju godzi się na taki stan rzeczy. Niestety, rządy kobiet zawsze kończą się tym samym - powszechną anarchią i rozpadem czy to związku czy kraju. Oczywiście są wyjątki, które jednak potwierdzają tę regułę, a tylko te kobiety odnoszą sukces, które otaczają się silnymi i decyzyjnymi mężczyznami. Tak było jest i będzie i taka jest kolej rzeczy słodka Basiu.
Dalsza część posiłku upłynęła w podobnym tonie. Piotr mówił niczym kaznodzieja, a Basia słuchała i od czasu do czasu potakiwała, aby nie pomyślał sobie iż ją to nie interesuje. W rzeczywistości jednak zastanawiała się co jeszcze Piotr dla niej przygotował na dzisiejszy wieczór i jak bardzo głęboko będzie zmuszona poznać granice swej uległości i wytrzymałości.
Została zabrana do innego pomieszczenia, gdzie miała zostać przygotowana na dzisiejszy wieczór. Cieszyła się że jest w towarzystwie owej kobiety, która podczas uczty usługiwała przy stole, a nie w obecności sadystycznego kamerdynera, co to już wielokrotnie sprawił jej większy ból, niźli sam Piotr. "Pralina" przystąpiła do kąpieli a następnie upiększania urody niewolnicy Basi i choć Piotr lubił naturalizm i minimalną ilość kosmetyków na kobiecej twarzy, to jednak tego wieczoru miało być inaczej, jako że tego wieczoru zostali zaproszeni specjalni goście, a one będą ich osobistymi dziwkami. I to szczególnie wyuzdanymi dziwkami. Gdy więc kobieta zaczęła malować usta Basi na krwistą czerwień, ta zapytała:
- Jak tu trafiłaś?
Pralina nie odpowiedziała, tylko zdecydowanym ruchem dłoni dała znak, aby Baśka siedziała prosto i nie odzywała się w czasie gdy ona pracuje nad jej twarzą.
- Nie dostałam zgody, aby z tobą na ten temat rozmawiać, więc siedź prosto i nie ruszaj się, bo jak coś będzie nie tak, to nim rozpocznie się uroczystość, obie zostaniemy ukarane.
- Co to za uroczystość? - kontynuowała Basia.
- Nie wiem dokładnie. Ponoć odwzorowanie jakiejś starej praktyki, gdy w XVIII-wiecznej Francji popularną rozrywką arystokracji było organizowanie przyjęć, podczas których do stołu podawały młode, nagie służące.
- I co?
- Zobaczysz! - odrzekła Pralina.
- A dlaczego mnie malujesz, mogę przecież zrobić to sama - spytała Basia.
- Pan Piotr lubi jak wszystko jest perfekcyjnie wykonane, a do ciebie nie ma jeszcze zaufania.
Mówiąc to Pralina zastosowała trzy różne odcienie cieni do oczu, począwszy od mroźnego różu, przez zjawiskową zieleń, aż po ciemny fiolet. Nałożyła tusz do rzęs a całość wykończyła krwistoczerwoną szminką do ust. Potem przyszedł czas na manicure i pedicure, a następnie Pralina przystąpiła do malowania własnej twarzy, rąk i nóg i gdy już obie kobiety były odpowiednio umyte i pomalowane, przystąpiono do wyboru odzieży na wieczór. Pralina kazała Basi założyć czerwony koronkowy pas do pończoch, czarne, prześwitujące pończochy, które przymocowała klipsami do pasa. Zapięła złoty łańcuszek na jej prawej kostce i wygładziła ręką całą pończochę od dołu do góry. Basia poczuła jakby elektryczna iskra przeszła jej wówczas po nodze. Następnie założyła na jej stopy klasyczne czerwone "szpilki" z dość długim obcasem i kazała Basi wstać oraz przejść się w nich po pokoju. Basia zrobiła kilka kroków i stwierdziła:
- Trochę niewygodne. Nie ma nieco mniejszych?
- Takie zostały dla ciebie wybrane i takie też założysz! Jeszcze raz, przejdź się po pokoju i pamiętaj - jesteś dziwką, więc zachowuj się jak dziwka.
Pralina kazała Baśce kilka razy powtarzać te same ruchy, jednocześnie za każdym razem napominając ją aby bardziej uwypuklała te wszystkie niewieście atuty, jakie zostały jej ofiarowane przez naturę. Ostatecznie jednak stwierdziła że nie ma czasu na taką zabawę i podała Basi czerwone majtki, które jednak majtkami były tylko z nazwy. W zasadzie były to dwa cienkie, czerwone paski materiału, z maleńką, prześwitującą osłonką na łono w kolorze jasnoczerwonym.
- To są majtki? - spytała Basia.
- Zakładaj, nie mamy zbyt wiele czasu, a jeśli się spóźnimy choćby minutę... - Pralinie głos nagle zastygł w gardle.
Basia dobrze obserwowała reakcje kobiety, ale sprawiała wrażenie jakby jej samej to nie dotyczyło. Pralina wręczyła jej czerwony, koronkowy stanik, który doskonale komponował się z pasem do pończoch, lecz był nieco mniejszy i... nie zakrywał sutków, podnosząc jedynie piersi nieco w górę.
- Pan Piotr lubi jak jesteśmy zupełnie "odkryte", chyba już zdążyłaś to zauważyć? - spytała Pralina, pomagając Basi zapiąć stanik na plecach.
Następnie wyjęła krótką fioletową sukienkę z szerokim dekoltem i długimi, opadającymi, satynowymi rękawami. Sukienka sięgała Basi do łydki, a dekolt był tak szeroki, że obejmował jej nagie sutki, wystające z czerwonego stanika niczym surykatki ze swych norek.
- A teraz przygotuj się na wielki finał - powiedziała Pralina, wyjmując długą, czarną perukę i każąc Basi umieścić ją na głowie. Po kilku poprawkach, zaprowadziła ją do lustra aby pochwalić się swym dziełem w całości
- Jak ci się podoba?
Basia wpatrywała się w swoje oblicze, które przypominało teraz połączenie Lady Ginewry z Morticią Adams. Jej "sukienka" ledwie okrywała krocze a każde pochylenie się skutkowało ukazaniem w całości wszystkich jej walorów. Majtek praktycznie nie było, a jedynie cienki pasek wbijał się Basi w "kakaowe oczko", tym samym stając się całkiem niewidocznym. Jej piersi, podtrzymywane stanikiem i specjalnie umieszczonym dekoltem, sterczały prosto niczym dwa działa, szykujące się do oddania salwy. Jedynie ręce były całkowicie okryte, lecz rękawy tak długie i rozkloszowane, że sięgały prawie do ziemi.
- Wyglądam jak tania, gotycka dziwka - rzekła Beata.
- I tak ma być - stwierdziła Pralina, klepiąc Basię delikatnie w pupę. - Chodź, teraz ty pomożesz mnie.
Pralina miała twarz pomalowaną ciężkim makijażem, czarnym tuszem do rzęs, ciemnoróżowym rumieńcem na policzkach i niebieskim pudrem w kącikach oczu. Usta miała pomalowane ciężką czerwienią i na pierwszy rzut okaz wyglądała jak prawdziwa zdzira. Podniosła chusteczkę do ust i przetarła nią, aby zobaczyć czy zostaną jakieś ślady, po czym rzekła:
- Nie lubią, jak zostają jakieś ślady gdy robimy im loda. Niektórzy z nich mają żony. Jak zostawisz im ślad na penisie czy gdziekolwiek indziej, czeka cię takie lanie, że przez parę dni nie będziesz mogła służyć, a z tego co wiem w twoim przypadku oznacza to automatyczny powrót do domu. Nie ciekawa perspektywa, prawda?
Basię zamurowało.
- Nie bój się, te szminki nie zostawiają śladów - odparła uśmiechając się życzliwie w stronę Basi - prezent dla nas od Pana Piotra.
Pralina założyła jeszcze sztuczne rzęsy, co sprawiało że jej twarz przybrała nieco komiczny, jednak wciąż zdzirowaty kształt. Następnie przywdziała czarny, koronkowy stanik otwarty z przodu - podobny do tego jaki miała na sobie Basia - czarne kabaretki z czerwonymi podwiązkami i biało-czarne buty z grubymi czółenkami. Nie włożyła majtek, za to na uszy założyła ciężkie kolczyki i krótką dżinsową sukienkę mini, która praktycznie nic nie zasłaniała. Następnie ubrała czerwoną bluzkę w cekiny z szerokim dekoltem, który odsłaniał zarówno jej jedno ramię, jak i ukazywał sterczące "na baczność" sutki spod czarnego stanika. Na przodzie tej bluzki był umieszczony srebrnymi cekinami napis: "Dziwka". Jej obraz był tak przerysowany, że nawet najbardziej zdzirowate dziewczyny nigdy by na siebie czegoś takiego nie włożyły. Uzupełnieniem tego wszystkiego była spora liczba bransoletek i łańcuszków, jakie Pralina umieściła na swych nadgarstkach i szyi. Już teraz wyglądała jak wydęta szmata, a co dopiero miało się stać po zakończeniu imprezy? - taka myśl pojawiła się w głowie Basi, lecz momentalnie zniknęła, gdy nagle Pralina krzyknęła:
- Już czas, idziemy!
Obie opuściły pokój, w którym dotąd "upiększały" własną urodę i wyszły na korytarz. Wówczas oczom Baśki ukazał się widok trzeciej kobiety, tej która podczas posiłku tańczyła na rurze w rogu sali. Stała tam bowiem dziewczyna, przyodziana w białe rajstopy, z dziurami w miejscach które szczególnie powinny okrywać. Nosiła białe, majtki, podobne do tych jakie miała na sobie Basia. Biały, satynowy stanik, ukazujący sutki, buty o ogromnych szpilkach, co powodowało że ledwie mogła się w nich poruszać. A wszystko to okryte było krótką, bawełnianą tuniką w formie stroju seksownej pielęgniarki, która była tak krótka, że zupełnie nie okrywała jej łona ani pupy. We włosach kobieta miała upięty biały, pielęgniarski czepek z czerwonym krzyżem, zaś na piersi plakietkę z napisem.: "Siostra Myszka. W czym mogę pomóc?" Całości zaś, kontrastującej z bielą jej kostiumu, dopełniał róż policzków, czerwień ust i ciemna zieleń jej oczu. Basia nie mogła w to uwierzyć, gdy uświadomiła sobie że oto wyglądają jak trzy, zdzirowate lalki, z którymi tego wieczoru grupa sadystycznych mężczyzn uczyni co im się tylko spodoba. Te jednak rozmyślania przerwało nagłe zjawienie się kamerdynera...
CDN.