CZYLI RADY ORAZ PROPOZYCJE PAŃ
NA TEMAT PRZYSZŁOŚCI
MĘŻCZYZN I MĘSKOŚCI
z 1932 r.
W 1930 r. w jednej z genewskich szkół dla dziewcząt, przeprowadzono ankietę na temat zadowolenia z bycia kobietą, a dokładnie zaś tytuł ankiety brzmiał: "Czyś zadowolona, że jesteś dziewczyną?". W owej ankiecie wypowiedziały się 34 uczennice, z czego aż 22 z nich nie były zadowolone że urodziły się dziewczynami i jeśli tylko miałyby możliwość, to "wolałyby stokroć urodzić się chłopcami, do których przecież należy cały świat". 11 uczennic stwierdziło zaś że bycie kobietą jest równie dobre co bycie mężczyzną i cieszyły się ze swojej płci, gdyż: "jest rzeczą bardzo przyjemną posiadać dzieci", "jest bardzo miło prowadzić dom" oraz że "kobieta nie potrzebuje tyle pracować co nieszczęsny mężczyzna". Tylko jedna z dziewcząt zdecydowanie w ankiecie stwierdziła że być dziewczyną jest znacznie lepiej, niż być chłopcem, gdyż tak naprawdę to kobiety rządzą światem i "mogą chłopcom pokazać do czego dziewczęta są zdolne". I rzeczywiście, twierdzenie że to mężczyźni od wieków rządzą światem, jest nie do końca prawdziwe, gdyż nawet jeśli tak założymy, to powstaje pytanie: "kto w takim razie rządzi mężczyznami?" Podział ról płciowych jest tak banalnie prosty i tak dziecinnie banalny, że aż śmiesznym jest by to wyjaśniać. Owszem, to mężczyźni ze względu na fizyczne i (często) intelektualne predyspozycje związane ze swoją płcią - są bez wątpienia stworzeni do działania, przewodzenia, tworzenia oraz niestety niszczenia. To bez wątpienia mężczyźni byli twórcami cywilizacji, to ich pot, krew i poświęcenie dawało gwarancję przetrwania ludzkości jako społeczeństwa (mężczyźni z reguły są tak skonstruowani, że dążą do osiągnięcia często najbardziej odległych i wydawałoby się niemożliwych do zdobycia celów, w tym również władzy - a to automatycznie powoduje likwidację stanu pierwotnej anarchii i stworzenia praw formujących cywilizację. Bez tych praw i bez tej stworzonej przez mężczyzn cywilizacji, los najsłabszych - czyli kobiet, dzieci oraz starców - w stanie pierwotnej anarchii byłby prawdziwym piekłem). Wszystkie wielkie cywilizacje w dziejach świata - i to zarówno wielkie imperia, jak i mniejsze, a stabilniejsze organizmy państwowe - zostały stworzone przez mężczyzn i nigdzie, w żadnej kulturze, w żadnej tradycji nie znajdziemy cywilizacji stworzonej ręką kobiet. To mężczyźni stanowili prawo (czasem godzące również w płeć piękną, ale bez wątpienia prawo to było fundamentem rozwoju ludzkich cywilizacji), to oni tworzyli niesamowite dzieła sztuki (co nie znaczy oczywiście że nie było kobiet artystek - mówię jednak o proporcjach które nie są ze sobą porównywalne) to oni również byli obrońcami swych rodzin, swych kobiet, swych miast i swych ojczyzn, to oni ginęli na polach bitew i to oni byli mordowani oraz najdotkliwiej prześladowani przez wrogów w przypadku klęski. Oczywiście mężczyźni to również często niepohamowana agresja i chęć niszczenia - jednak wydaje się, iż w tym akurat przypadku nie różnią się wiele od kobiet, a jedynie tym, że męska agresja jest bezpośrednia, widoczna i przez to postrzegana jako dominująca w męskiej naturze (kobiety - nie będąc wcale mniej agresywne od mężczyzn - działają bardziej subtelnie i potrafią niszczyć swych wrogów na o wiele więcej sposobów niż faceci, choć ich agresja pozostaje w cieniu i często jest niezauważalna).
Tak, to mężczyźni byli i są twórcami cywilizacji. To mężczyźni są gnębicielami anarchii i dawcami (małej) stabilizacji dla swych społeczeństw. Jednak bądźmy szczerzy - czy komukolwiek wydaje się, że faceci kiwnęliby palcem w jakiejkolwiek dziedzinie, gdyby nie posiadali silnej motywacji w postaci... kobiet? Przecież to wszystko, co powstaje i co wychodzi spod męskiej ręki, tworzone jest głównie dla kobiet. Naprawdę komukolwiek wydaje się że faceci w jakiejkolwiek sprawie kiwnęliby palcem, gdyby nie było kobiet jako bodźca i często podniety (zarówno intelektualnej jak i erotycznej). Gdyby zabrakło kobiet, wszelka cywilizacja by się rozpadła, gdyż mężczyźni po prostu przestaliby się starać. Staliby się swoistymi Elojami, niezdolnymi do podjęcia jakiejkolwiek decyzji i biernie oczekującymi na swój los. Ale mechanizm ten działa w dwie strony, jako że gdyby zabrakło mężczyzn, społeczność kobiet bardzo szybko również by zanikła (kiedyś swojej dobrej znajomej zadałem pytanie, co by było, gdyby na świecie zabrakło mężczyzn. Odpowiedziała bez chwili namysłu: "Baby same by się powybijały!" - i to zdanie wydaje mi się bardzo dobrze oddawać rzeczywistość). I choć większość kobiet akceptuje zalety i wady swej płci, wydaje się że przynajmniej część kobiecego rodu opanował swoisty "kompleks penisa", który sprowadza się do małpowania na siłę męskich zachowań i chęci dorównania facetom w każdej dziedzinie życia. Ostatnio przeczytałem na jednym z portali, opinię pewnej kobiety, która stwierdziła: "Wydaje mi się, że mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet!" co miało też być dowodem pewnych męskich kompleksów. To stwierdzenie jest niepełne, gdyż można powiedzieć że faceci w ogóle boją się kobiet - a szczególnie ładnych kobiet. Trudno się temu dziwić, wiedząc że kobiety z racji swej płci, już na wstępie mają ułatwione życie, gdyż nawet jeśli nie są zbyt ładne, wcześniej czy później znajdą swego amatora, zaś ładna dziewczyna w ogóle nie ma żadnych problemów ze zdobyciem "samca", gdyż wokół niej co chwila trwają swoiste "tańce godowe" i to ona wybiera kandydata na swego partnera i swego męża. Facet natomiast już na wstępie ma pod górkę (mam tutaj na myśli większość mężczyzn, choć są też i tacy, do których panienki lgną niczym magnez, a oni niezbyt przywiązują się do tych związków, traktując je jak coś zupełnie naturalnego) gdyż aby zaimponować kobiecie, musi najpierw się czymś wykazać, czymś jej zainteresować - tak, aby to właśnie jego wybrała. Dlatego też faceci boją się kobiet zdając sobie sprawę z siły jaką owe kobiety posiadają i jak mogą owego faceta zniszczyć, uznając go za niegodnego ich kobiecej "boskości".
Co zaś się tyczy niezależnych kobiet, to rzeczywiście odstraszają oni męską brać (choć oczywiście nie wszystkich), a to głównie dlatego, że posiadając naturalnie kobiecą przewagę swej seksualności, pragną również wejść w naturalnie męski świat wzajemnej konkurencji i wyzwań, w którym to świecie mężczyzna kształtuje swoją wyjątkowość w oczach kobiety (władza - pieniądze - przebojowość - siła etc. etc.). Musząc co chwila zmagać się z konkurencją i wyznaniami dominującymi w "naturalnym świecie" mężczyzn, jedyne czego pragną faceci po zakończeniu takiego dnia, to powrót do domu, do słodkiej żony, do dzieci i do spokoju oraz rodzinnej atmosfery swego domostwa. Naprawdę nie chcą oni jeszcze w domu konkurować o władzę ze swoją żoną, której nagle wyskoczyła potrzeba "dorównania mężczyźnie" i zaczyna wchodzić w typowo męski świat, zaniedbując jednocześnie swoje obowiązki jako żony i matki. A gdy kobiety nie znajdują w tym zrozumienia u swoich mężów czy partnerów, pojawiają się takie właśnie refleksje, jak wyżej wymieniona i stwierdzenia że "mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet". Dziwię się, że istnieją kobiety, które nie pojmują iż facet może nie mieć ochoty nieustannie konkurować ze swoją kobietą również w domu, że jego męskość może ucierpieć na tym, iż ta na przykład zarabia więcej niż on, bo przecież utrzymanie rodziny należy do mężczyzny i jeśli ona (całkiem nieświadomie) ostentacyjnie podkreśla swoją przewagę (również finansową) to działa na faceta tak, jakby próbowała pozbawić go męskości. To nowa forma konkurencji, z tym że teraz facet musi walczyć nie z innym samcem o kobietę, lecz z kobietą o swoją męskość. A to przecież kobiety są owym męskim bodźcem, popychającym facetów do działania. Niestety, takie sytuacje powtarzają się co chwila w różnych okresach historycznych, w których kobiety zaczynają odczuwać "zazdrość o penisa" i próbują wkraczać w męski świat, jednocześnie całkowicie zapominając o swym własnym kobiecym świecie. To rodzi frustrację i niepewność wśród mężczyzn, którzy wcale nie pragną konkurować ze swoimi kobietami, a jedyne czego chcą, to po intensywnym dniu zmagań z innymi samcami - spokoju i akceptacji w oczach swej kobiety. Należy też pamiętać, że zawsze, gdy w grę wchodziła powszechna świadomość zbiorowej emancypacji kobiet, kończyło się to bardzo źle dla cywilizacji, a co za tym idzie ostatecznie dla samych kobiet. Przykłady można mnożyć - Grecja była silna, jak była ojczyzną polis zarządzanych i bronionych przez mężczyzn, gdy zaś w epoce hellenistycznej znacznie wzrosła emancypacja kobiet, nastąpił rozkład tej cywilizacji, a co za tym idzie podbój greckiego świata przez Rzym. Rzymianie również byli silni, gdy dominowała wola "pater familias", lecz w I, a szczególnie II i III wieku naszej ery, gdy kobiety uzyskały znaczną niezależność, nastąpił szybki rozkład społeczny, a co za tym idzie zagłada rzymskiego świata i podbój przez dzikie (męskie) plemiona z Północy.
Zawsze, w każdej cywilizacji, w której kobiety zaczynały dominować, następował powolny, acz całkowicie nieunikniony upadek cywilizacyjny i rozkład moralny a w ostatecznej konsekwencji podbój przez lepiej zorganizowane "męskie" społeczności najeźdźców. I bierze się to jedynie stąd, iż kobiety pragną "tylko" emancypacji, "tylko" równouprawnienia z mężczyznami. Owe "tylko" jest tu bardzo ważne, gdyż należy pamiętać, że ze względu na swoją seksualność kobiety od wieków dominowały nad mężczyznami, a jeśli dodatkowo uzyskują z nimi równe prawa, to bez wątpienia przejmują całkowitą dominację (już Sokrates zwykł mawiać - mając zapewne doświadczenie swej żony Ksantypy, iż: "Kobieta, zrównana z mężczyzną, zostaje jego przełożoną", zaś William Golding pisał: "Myślę, że kobiety są głupie, udając, że są równe mężczyznom. Są o wiele lepsze i zawsze były"). Naturalna równowaga pomiędzy płciami zostaje zachwiana, a to oznacza koniec tej (sfeminizowanej) cywilizacji i zastąpienie jej, kolejną "męską" wersją. Tak było od wieków i tak dzieje się non stop. Głównym tego powodem są (według mnie) te kobiety, które nie pojmując siły swej seksualności, pragną jeszcze walczyć z mężczyznami o kontrolę nad "połową świata". I takie kobiety były i są zawsze, a ich pomysły (np. na temat mężczyzn i męskości) prowadzą bezpośrednio do cywilizacyjnego upadku i ponownej społecznej degradacji. Kobiety bowiem mają naturalną skłonność do uległości i póki uznają przewodnictwo swego mężczyzny, póty rozwój cywilizacyjny postępuje. Ale gdy zapragną "zawalczyć o penisa" - niczym mitologiczna Pandora, która wypuściła na świat wszelkie nieszczęścia i choroby - doprowadzają każdą cywilizację do upadku, anarchii, wojen i kolejnego "piekła kobiet". I właśnie w tym temacie pragnę zaprezentować takie pomysły wyemancypowanych pań, które na łamach popularnego przed wojną, polskiego tygodnika dla kobiet o nazwie "Bluszcz" (ukazywał się on w latach 1865-1918, 1921-1939 i potem jeszcze w 2008-2012), debatowały nad nową formą męskości i nowym typem mężczyzny przyszłości. Było to pismo bardzo popularne i żadne inne pisma kobiece Dwudziestolecia Międzywojennego nie mogły się z nim równać ("Bluszcz" przejmował czytelniczki z innych pism kobiecych, jak np. ukazującego się w latach 1927-1934 magazynu "Kobieta współczesna" - zdecydowanie stawiającego na równouprawnienie kobiet z mężczyznami pod każdym względem).
"Bluszcz" był również najstarszym pismem kobiecym na ziemiach polskich. Założony został przez poetkę Marię Ilnicką niedługo po zakończeniu Powstania Styczniowego (1863-1864), które to było prawdziwym zrywem niewolników, pragnącym wolności i nie godzącym się dalej żyć pod siermiężnym jarzmem rosyjskiego cara. Nie miało ono co prawda żadnych szans na zwycięstwo, a było jedynie formą sprzeciwu Polaków wobec zaborcy, formą szaleńczego zrywu na znacznie silniejszego (i lepiej uzbrojonego) przeciwnika. Mimo jednak swej klęki, Powstanie Styczniowe zasiało ziarno, z którego potem wyrosło pokolenie które odzyskało Niepodległość i przywróciło Polskę na należne jej miejsce na mapie Świata. Gdy Powstanie zakończyło się klęską, to i wielu mężczyzn poległo w walce lub zostało zesłanych na Syberię, w kraju zaś pozostały kobiety - matki, żony, siostry, córki - często wdowy które teraz musiały jakoś poradzić sobie z wychowaniem dzieci. "Bluszcz" od samego początku kierowany przez redaktor naczelną - Marię Ilnicką, w pierwszych dwóch dekadach swego istnienia propagował model kobiety zaradnej a jednocześnie pokornej, pełnej poświęcenia dla męża i dzieci, której obowiązkiem było przekazanie swemu potomstwu patriotycznych wzorców i wiary chrześcijańskiej (sławna pieśń "Płynie Wisła, płynie", ze słowami: "Nad moją kolebką matka się schylała, matka się schylała, i mówić pacierza wcześnie nauczała. "Ojcze nasz" i "Zdrowaś" i Skład Apostolski i Skład Apostolski, bym do samej śmierci kochał naród polski, bym do samej śmierci kochał naród polski. Bo ten naród polski ma ten urok w sobie, ma ten urok w sobie - kto go raz pokocha, nie zapomni w grobie").
Na przykład matka Józefa i Bronisława Piłsudskich czytywała im dzieła Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, Juliana Ursyna Niemcewicza, Zygmunta Krasińskiego (Marszałek pisał po latach o swej matce: "Nieprzejednana patriotka nie starała się przed nami ukrywać bólu i zawodów z powodu upadku powstania, owszem, wychowywała nas, kładąc zwłaszcza nacisk na konieczność dalszej walki z wrogiem ojczyzny. Od najwcześniejszego dzieciństwa zaznajamiano nas z utworami naszych wieszczów ze specjalnym uwzględnieniem utworów zakazanych, uczono historii Polski, kupowano książki wyłącznie polskie. (...) Matka najbardziej lubiła z naszych wieszczów Krasińskiego, mnie zaś od dzieciństwa zachwycał zawsze Słowacki, który też był dla mnie pierwszym nauczycielem zasad demokratycznych". 9 listopada 1931 r. w liście do Artura Śliwińskiego, Piłsudski pisał: "Jako dziecko często fantazjowałem i nieraz zadawałem sobie dziwne pytania: czy jest ktoś na świecie, dla kogo mógłbym umrzeć (...) Mógłbym na to zdobyć się jedynie dla matki (...) Dzisiaj spokojnie umarłbym dla dobra swych dzieci", zaś w swym testamencie z maja 1935 r. Marszałek pisał tak: "Nie wiem, czy nie zechcą pochować mnie na Wawelu? Wtedy niech tylko moje serce schowają we Wilnie. Tam leżą moi żołnierze, co w kwietniu 1919 r. mnie jako wodzowi Wilno pod nogi w prezencie rzucili. Sprowadźcie zwłoki mej matki z Sugint, wiłkomirskiego powiatu do Wilna. Pochowajcie ją z wojskowymi honorami. Matka mnie - do tej roli, jaka mnie wypadła - chowała"). Maria z Billewiczów Piłsudska (w "Potopie" Henryka Sienkiewicza, Oleńka - narzeczona Andrzeja Kmicica - również pochodzi z rodu Billewiczów), matka Marszałka, zmarła w 1884 r. w wieku 42 lat.
Tematyka "Bluszczu" zmieniła się dopiero z początkiem lat 80-tych XIX stulecia i tutaj zaczął dominować temat głównie pracy zarobkowej kobiet oraz ich wykształcenia. Pismo to skierowane było głównie do średniozamożnych kobiet z rodzin szlacheckich i mieszczańskich. Ilnicka stała na gruncie emancypacji kobiet, ale bez żadnych rewolucyjnych (dziś powiedzielibyśmy feministycznych) zmian, propagując przede wszystkim życie rodzinne i kobietę, jako podporę domowego ogniska (na łamach pisma krytykowano często sufrażystki, widząc w ich działalności element rozkładu niszczący rodzinę i wspólnotę społeczną). Po rezygnacji Ilnickiej z dalszego kierowania pismem w 1896 r. (po ponad trzydziestu latach), "Bluszcz" do 1918 r. miał jeszcze dwie redaktorki naczelne i jednego redaktora, ale wszyscy (w mniejszym lub większym stopniu) kontynuowali tematykę zapoczątkowaną przez Marię Ilnicką. W 1918 r. na fali radości z odzyskanej po zakończeniu I Wojny Światowej Niepodległości, redaktor Zofia Seidlerowa na łamach pisma, namawiała kobiety do aktywnego włączania się w budowę nowoczesnych struktur odradzającej się polskiej państwowości. Owe czasopismo jednak przestało się ukazywać w tymże 1918 r. i odrodziło się dopiero w dwa i pół roku później pod kierownictwem Stefani Podhorskiej-Okołów. Pismo nadal koncentrowało się na emancypacji zawodowej kobiet, na rolach kobiet i mężczyzn w życiu rodzinnym, wychowaniu dzieci, nauce etc. W 1928 r. wprowadzono kącik "Nasza mównica", w którym oddawano głos czytelniczkom, pragnącym wyrazić swe zdanie w najważniejszych tematach (np. w kwestii zjawiska prostytucji, chorób alkoholowych, analfabetyzmu, aborcji. Już w latach 20-tych zaczęto propagować nowy model kobiecości: "idealnego typu kobiety polskiej zarówno pod względem jej wewnętrznego doskonalenia, jak i umiejętnego wykorzystania przysługujących jej praw i obowiązków". Gdy już ustalono jak powinna wyglądać kobieta przyszłości, wzięto się za mężczyzn i od początku lat 30-tych, zaczęto debatować na łamach pisma nad nowym modelem męskości. W 1932 r. pismo (w kilku kolejnych numerach) przeprowadziło ankietę zatytuowaną: "O nowy typ mężczyzny", oddając pole czytelniczkom jak powinien ów nowy model wyglądać (notabene, starano się też włączyć do dyskusji mężczyzn, ale wynik tego był mizerny i niewielu panów wysyłało listy do redakcji ze swoimi propozycjami).
O tym jednak jakie owe czytelniczki "Bluszczu" miały propozycje na temat przyszłości mężczyzn, oraz pojęcia męskości, opowiem w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz