Stron

czwartek, 31 grudnia 2020

JAKI POWINIEN BYĆ MĘŻCZYZNA PRZYSZŁOŚCI? - Cz. II

CZYLI RADY ORAZ PROPOZYCJE PAŃ

NA TEMAT PRZYSZŁOŚCI

MĘŻCZYZN I MĘSKOŚCI

z 1932 r.

 
 
 
 
 W 45 numerze pisma dla kobiet "Bluszcz" (maj 1932 r.) pojawiła się ankieta zatytułowana: "O nowy typ mężczyzny", w której starano się odpowiedzieć na pytanie, w jakim kierunku (i czy w ogóle) postępuje ewolucja mężczyzny w powojennym świecie. Pytano więc czy mężczyzna: "Zdaje sobie sprawę z konieczności przeprowadzenia rewizji w swoim ustosunkowaniu się do zjawisk życia współczesnego? Czy chce być reformatorem, pionierem, apostołem nowych prawd czy obrońcą ustalonych norm współżycia". Ankieta podzielona została na sześć części i w każdej z nich zadawano pytanie i próbowano odpowiedzieć czy mężczyzna zmienił się i dostosował do wyzwań nowoczesnej kobiety, czy też pozostał na swych starych pozycjach "pana świata". W pierwszej części zadano pytanie: "Czy i o ile zmieniła się psychika współczesnego mężczyzny", w drugiej części starano się wyjaśnić temat: "Mężczyzna wobec rodziny", trzecia część ankiety, to "Podwójna moralność" mężczyzn, czwarta to: "Koleżeństwo mężczyzny i kobiety w pracy zawodowej i w sporcie", w piątej części zadano pytanie o: "Emancypację mężczyzn", zaś w szóstej i ostatniej starano się odpowiedzieć na pytanie czy istnieje: "Piekło mężczyzn". Jak już w poprzedniej części wspomniałem, pismo to było niezwykle popularne wśród kobiet w międzywojennej Polsce i dlatego do redakcji napłynęło wiele listów z odpowiedziami od czytelniczek (wśród których były również pisarki, publicystki, działaczki społeczne - jak choćby Maria Kuncewiczowa, pisarka, tłumaczka, wykładowca na Uniwersytecie w Chicago), jednak ostatecznie opublikowano zaledwie  piętnaście odpowiedzi a w tym tylko dwóch mężczyzn. Już odpowiadając na pierwsze pytanie nastąpił silny atak na męskość w którym czytelniczki starały się udowodnić że współczesny mężczyzna jest: "nieudanym tworem przejściowym" oraz "nieudanym eksperymentem", który bardzo powoli przystosowuje się do zachodzących zmian społecznych, a nawet że często w ogóle nie zamierza się do nich przystosować. Jadwiga Kiewnarska pisała, iż współcześni mężczyźni są wręcz obrażeni na cały świat, w tym przede wszystkim na kobiety, które pragną emancypacji i równouprawnienia pod każdym względem (nr. 47). Inne panie twierdziły że współczesny, powojenny mężczyzna czuje się głęboko upokorzony faktem, iż został zrzucony z piedestału, na którym dominował przed wybuchem I Wojny Światowej. Twierdzono też że upokorzenie to jest równoznaczne z zagubieniem, gdyż "pan stworzenia", "głowa domu" i "obrońca bezradnej kobiety" nagle musi się zmierzyć z nowymi wyzwaniami jakie przynosi współczesny świat wyemancypowanych kobiet, dla których zdobycie dobrego męża przestało być tym "jedynym i niezastąpionym" celem życia.
 
Większość pań zgadzała się z tym, iż współczesny mężczyzna wcale nie pragnie stać się "reformatorem, pionierem czy apostołem" zmieniającego się świata, a wręcz przeciwnie, współczesny mężczyzna poprzez swoje wygodnictwo i przyzwyczajenie do określonych norm postępowania, jest po prostu leniwy i jedynie czego pragnie to "wygodnie żyć". Twierdzono wprost: "Gdyby nie wojna, mężczyzna długo pozostawałby w swoim niezmienionym, psychicznym status quo, choćby dlatego, że było mu z tym niezmiernie wygodnie". Czytelniczki "Bluszczu" zaczęły również zastanawiać się nad istotą owej mitycznej męskiej rycerskości wobec kobiet, dochodząc do wniosku (w temacie podwójnej moralności mężczyzn), że był to z jego strony jedynie kostium, pozór, który miał przysłonić jego potężne ego i chęć dominacji, ofiarowując w zamian kobiecie maskę "dżentelmena" za którą skrywała się twarz zwykłego "chama". Róża Czekańska-Heymanowa (w 51 numerze pisma) uznała iż zerwanie maski "dżentelmena" przez mężczyznę, było wynikiem jego rozczarowania współczesną kobietą i jej wzrastającymi potrzebami, gdyż uznał że poprzez swoją szarmanckość wystarczająco okazywał szacunek jej płci, a ponieważ ona zaczęła stawiać teraz nowe wymagania "stał się (...) niegrzeczny, nonszalancki, bardziej arogancki niż wobec swego kolegi". Czekańska-Heymanowa przyznawała jednak że spora część winy z tego powodu leży też po stronie kobiety, która co prawda pragnie otrzymać nowe prawa, a jednocześnie zachować stare przywileje względem swej płci (czyli zyskując pełne równouprawnienie z mężczyzną, jednocześnie utrzymując nad nim przewagę wynikłą ze względu na swą płeć, czyli zasadę iż np. do kobiet się nie strzela podczas wojny, ratuje się je pierwsze w chwili zagrożenia - np. podczas tonięcia statku - całuje się je w dłoń uznając za obowiązek obronę ich niewinności). Wiele czytelniczek nie zgadzało się z opinią Czekańskiej-Heymanowej, starając się raczej udowodnić że wina leży jedynie po stronie mężczyzny, gdyż jako "biedny, chory współczesny człowiek", jest on "nękany kryzysem psychicznym" który to uniemożliwia mu zrozumienie współczesnych dążeń nowoczesnej kobiety.
 
 

 
Maria Kuncewiczowa pisała (w temacie "Mężczyzna wobec rodziny"): "Dziś nie ma mężczyzny. Jeden się skończył, a drugi jeszcze nie zaczął (...) Te zaś osoby (...) z którymi kolegujemy, przyjaźnimy się, którym podlegamy, za które wychodzimy za mąż, które udają naszych kochanków, o które - jakoby - walczymy i jesteśmy - podobno - zazdrosne, te osoby są to sympatyczni, biedni ludzie, niekiedy nawet genialni, odważni, często godni współczucia. Ależ - na Boga - to bynajmniej nie są mężczyźni! Wszak nie suknia czyni kapłana. Że ci ludzie bywają ojcami, niechże nie wprowadza nas w błąd! Mężczyzna jest stworzeniem luksusowym. Mężczyzna udaje się tylko w epokach, w których jest czas i miejsce na miłość" (nr. 52/53). Zbigniew Grabowski zaś tłumacząc owo "zagubienie" mężczyzn w konfrontacji ze współczesną kobietą, w swym liście do redakcji pisał tak: "Okazało się, że bierność nie jest bynajmniej czymś wrodzonym kobiecie, że "te sprawy" bynajmniej nie są dla niej z zasady wstrętne, że macierzyństwo nie zawsze jest rozkoszą, że dom i rodzina nie zawsze jest celem ambicji kobiety i że niekoniecznie jest ona stworzeniem monogamicznym" (nr. 46) i to właśnie stało się powodem dezorientacji mężczyzn Większość czytelniczek doszła do wniosku, że aby stworzyć nowy model "współczesnego mężczyzny", godnego zrozumieć "współczesną kobietę", należy owego mężczyznę ukształtować na nowych zasadach już od wczesnego dzieciństwa. A ponieważ to matki zajmują się wychowywaniem dzieci, przeto to właśnie w ich rekach leży przyszłość kobiet i tego, jaki do ich aspiracji będą mieli stosunek mężczyźni w przyszłości (notabene tego samego zdania były sufrażystki, emancypantki i pierwsze feministki już w końcu XIX wieku, czyli stwierdzenie to wcale nie było odkrywcze. Natomiast ja jakiś czas temu natknąłem się na jednym z anglojęzycznych blogów, na twierdzenia pewnej radykalnej feministki, która pisała że to w rękach matek leży przyszłość świata i powinny one wychowywać swe córki na silne i przebojowe kobiety, a swych synów na posłuszne i zależne od kobiet istoty Nowego Świata 😅). 
 
Jakiego ostatecznie mężczyznę pragnęły ujrzeć czytelniczki "Bluszczu?" Można powiedzieć "Nihil novi sub sole" - takiego samego, jakiego pragną widzieć dzisiejsze "wyemancypowane" kobiety (w tym cała masa feministek). Mężczyzna przyszłości to miał być po prostu towarzysz kobiety, który w pełni zaakceptuje jej pragnienia i potrzeby, porzuci "kłamliwą postawę wobec kobiet", wyzwoli się z "okowów uświęconych tradycją nakazów" i stanie się jej "towarzyszem życia". Mężczyzna powinien rozumieć i akceptować fakt, iż kobieta jest równa mężczyźnie pod każdym względem i jeśli współczesny człowiek to pojmie i pozbędzie się "ślepego męskiego egoizmu", wówczas zniknie również feminizm, gdyż przestanie być potrzebny. Wielkie nadzieje na uformowanie takiego właśnie mężczyzny pokładano w umiejętnościach wychowawczych współczesnych matek, które będą kształtować swych synów na zupełnie innych zasadach. Jednocześnie czytelniczki wyrażały radość, twierdząc że już pojawił się pierwszy zwiastun zmiany, w osobach młodych 20, 30-letnich mężczyzn, którzy są inni niż ich ojcowie (notabene dzisiejsze feministki też pragną takiej zmiany i również widzą nadzieję w różnicy mentalności współczesnych i poprzednich pokoleń) i wiele rzeczy akceptują, inne zaś traktują nie jako bezwzględną winę upadku kobiet, lecz jako obciążającą obie płcie współzależność (np. w temacie prostytucji, która przed wojną traktowana była jako wyłączna domena moralnego upadku kobiety, natomiast współcześni młodzi mężczyźni - jak pisały czytelniczki "Bluszczu" w 1932 r. - w prostytutkach nie widzą już jedynie kobiet upadłych, a dostrzegają swoją współwinę w tym procederze, jako że - jak pisała Jadwiga Krawczyńska: "jednakowo obciąża oboje, może nawet więcej jego - gdyż po jego stronie istnieje przewaga ekonomiczna, a jakże często olbrzymia wyższość intelektualna" nr. 50). Róża Czekańska-Heymanowa dodawała jeszcze, iż młody mężczyzna: "zrozumiał już, że w dziedzinie płci kobieta ma również swoje potrzeby i prawa. Gdy dowiaduje się, że w życiu kobiety, którą zamierza poślubić, nie jest pierwszym mężczyzną, nie robi z tego dramatu. W jego własnym życiu było już tyle kobiet, więc pojmuje, że głos krwi ma prawo odezwać się i w kobiecie" (nr. 51).
 
 

 
Ostatecznie więc jaki powinien być stosunek mężczyzny do kobiety i do rodziny? Maria Kasterska w swym liście do redakcji ujęła to prosto, jednocześnie ponownie się powtarzając. Pisała bowiem tak: "Stosunek mężczyzny do rodziny, był, jest i będzie tym, czym go uczyni matka, albo żona", czyli innymi słowy to jak ukształtuje syna matka lub męża żona, będzie wyznaczało męską świadomość społeczną w przyszłości. Czytelniczki pomstowały jednak na brak udziału mężczyzn w wychowaniu dzieci i żaliły się, iż mężczyzna rezygnuje z pełnienia roli ojca swych dzieci (ograniczając te relacje do niezbędnego minimum), uważając że dzielenie z kobietą zadań wychowawczych uwłacza jemu, jako mężczyźnie. Znów przytaczano zarzut wygodnictwa mężczyzny, który utraciwszy koronę jedynego pana świata, jednocześnie sam rezygnuje z pozycji głowy rodziny i autorytetu dla swych dzieci, obarczając tą rolą kobietę, na której barkach spoczywa teraz ciężar utrzymania domu i opieki nad dziećmi gdy mężczyzna odchodzi (np. do innej kobiety). Tutaj większość czytelniczek dochodziła do wniosku, iż emancypacja stała się swoistym balastem dla wielu opuszczonych kobiet, które poprzez wygodnictwo mężczyzn muszą teraz pracować na kilku etatach (uczęszczając do pracy zarobkowej aby utrzymać rodzinę i wykonując wszystkie obowiązki, jakie naturalnie dotąd pełniła matka), dla wielu czytelniczek był to zwykły "wyzysk" kobiety przez mężczyznę. Twierdziły też, że mężczyzna kurczowo trzyma się swych przywilejów, a obecnie poprzez emancypację doszedł jednocześnie do wniosku że obowiązki, jakie społeczeństwo nakładało na poprzednie pokolenia mężczyzn, teraz jego już nie dotyczą, skoro kobieta jest w pełni wyemancypowana to niech radzi sobie sama. Taka świadomość według dużej części czytelniczek wsiąkła w mózg i krew mężczyzn, gdyż jej stosowanie jest po prostu dla nich bardzo wygodne. Jedna z czytelniczek pisma - Irena Jachnowiczówna, tak podsumowała problem niechęci mężczyzn do emancypacji kobiet i wszystkich negatywnych i pozytywnych rzeczy z tym związanych: "Jeśli mężczyzna współczesny chce szczęścia, serca i miłości - musi być "większy", niż jest dziś. Musi porzucić pogoń za karierą i zmienić ją na rzetelną chęć służenia krajowi. Z baru, dancingu, kawiarni - wyjść musi na świat piękna przyrody, tężyzny fizycznej - na świat siły i prawdy. Kobieta dzisiejsza nie tęskni do średniowiecznego trubadura, ale nie może kochać chorągiewki, chwiejnej pod każdym względem, nie może jej imponować wytworniś z "Ziemiańskiej" z rozłupanym łebkiem i cudnym manucure" (nr. 46).
 
 

 
Co się tyczy tematu koleżeństwa mężczyzn i kobiet w pracy i sporcie, czytelniczki skupiły się raczej nad zagadnieniem czy pozbawiona podtekstu erotycznego przyjaźń męsko-damska w ogóle może istnieć. Ostatecznie uzgodniono że przyjaźń pomiędzy kobietami a mężczyznami mogłaby zaistnieć, ale jak na razie nie istnieje, jako że meżczyźni sami siebie uważają za wyjątkowych, przez co nie dopuszczają kobiet do wyższych stanowisk i urzędów, a jednocześnie (jak twierdziły) każda przyjaźń w miejscu pracy często zamienia się we flirt a ten z reguły kończy się małżeństwem. Jednocześnie większość czytelniczek wyrażała przekonanie że może kiedyś w przyszłości pojawi się prawdziwa przyjaźń meżczyzny i kobiety i ułatwi to wzajemne zrozumienie obu płci. Najmniej odpowiedzi zostało udzielonych na pytanie o emancypację mężczyzn, gdyż większość czytelniczek dokładnie nie wiedziała co napisać i myliła męską emancypację z emancypacją kobiet. Na przykład Maria Kasterska pisała: "Emancypacja mężczyzn? Brzmi to trochę paradoksalnie, ale jest w tym słuszność: dowiadują się, że ta obok - to nie tylko mała lub niewygodna samiczka, to nie tylko pożądane lub nużące ciało: to sąsiad, mający swój głos, potrzeby, postanowienia, to rywal, a często zwycięzca" i dodawała: "Mężczyzna moralnie zgnuśniał - a "wieczysta kobiecość", obawa utraty mężczyzny, stoi na przeszkodzie jego wyzwoleniu" (wydaje się że ówczesne kobiety miały problem z definicją "wyzwolenia meżczyzn", gdyż nie zdefiniowały jeszcze pojęcia "patriarchatu", w czym wyręczyły je współczesne feministki. Problem polega jednak na tym, że swoją nienawiść do mężczyzn - feministki starają się osłabić właśnie poprzez wysuwane na piedestał pojęcia patriarchatu. Nie wypada bowiem oficjalnie walczyć z mężczyznami, nie wypada ich oficjalnie nienawidzić i życzyć im śmierci - choć współczesne feminazistki i tak coraz mniej mają pod tym względem oporów. Dlatego też najlepiej całą nienawiść do mężczyzn przerzucić na wydumany i nieistniejący patriarchat. Zawsze inaczej to brzmi, gdy feministka mówi iż walczy z patriarchatem, miast życzyć śmierci wszystkim facetom - prawda?).
 
Ciekawe odpowiedzi czytelniczek padały natomiast przy pytaniu o istnienie "piekła mężczyzn". Otóż większość pań twierdziła bezdyskusyjnie że... żadne piekło meżczyzn nie istnieje, gdyż dominujący samiec, a przy tym agresor żądny wszechwładnego panowania, nie może przecież stać się ofiarą. Niektóre z kobiet dochodziły więc do dosyć kuriozalnych wniosków, że piekłem mężczyzn jest ich czyściec, w którym faceci pokutują za... winy swych przodków. "Ojcowie i dziadowie nie przewidując, że potomek ich zejdzie na "dziady", wszczepili mu w mózg i krew dawną tradycję płci: a on tej tradycji nie jest w możności sprostać" - jak pisała Jadwiga Kiewnarska w 47 numerze "Bluszczu" z 1932 r. Twierdzono też że "piekłem mężczyzn" może stać się choćby głupia żona, "która nie zadaje sobie trudu, aby zrozumieć, że małżeństwo - to tak sztuka, jak każda inna" - jak pisała Janina Strzelecka (nr. 48). Natomiast niejaka Lena uważała że piekłem mężczyzny może być również: "emancypacja kobiet, ciągłe ich dążenie naprzód, sięganie po coraz to nowe zdobycze. Nie rozumie on psyche kobiety, ma o niej zbyt ogólnikowe pojęcie, nie wgląda w głąb jej duszy" (nr. 51), inna zaś czytelniczka twierdziła wprost: "Czy istnieje piekło mężczyzn? Absurd! On za gorzką chwilę w domu znajdzie 100 słodkich poza domem. Choćby żoną była Ksantypa - jednak dola pana domu jest zawsze lepsza" (nr. 51). I to w zasadzie wszystko, co na temat mężczyzn i męskości (w przyszłości) miały do powiedzenia czytelniczki tygodnika "Bluszcz". Ostatecznie nie doszło do wykrystalizowania się ostatecznego kształtu męskości, który odpowiadałby wszystkim paniom, choć jednocześnie zgodnie twierdziły że mężczyzna musi się zmienić i że zmiana ta powinna dokonać się poprzez wychowanie ze strony matki lub ewentualnie żony (choć w tym drugim przypadku raczej było już za późno). Każda z czytelniczek twierdziła że jedyną nadzieją dla utrwalenia się emancypacyjnych dążeń kobiet, jest zmiana mężczyzn i zastapienie Króla-Lwa łagodnym kiciusiem. Cóż, pomysły można mieć różne, papier też wiele przyjmie, ale jak pisał Kornel Makuszyński na temat mężczyzn: "Bo co tu wiele gadać? Mężczyzna, jaki był, taki został, a jeśli twierdzi, że się od czasu epoki kamienia troszeczkę zmienił, to szelma, elegancko i z wyborną wprawą, zmyśla". Niech więc te słowa będą ostatecznym podsumowaniem tematu.                      
 
 
 
 SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!



OBY TEN NADCHODZĄCY BYŁ ZNACZNIE LEPSZY OD STAREGO I OBY NIE OPUSZCZAŁA NAS POGODA DUCHA I JASNOŚĆ MYŚLI
 
BOWIEM, JAK TO JUŻ KIEDYŚ KTOŚ ZAUWAŻYŁ:
   
"SKORO BÓG Z NAMI, 
TO KTÓŻ PRZECIW NAM"
 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz