Stron

niedziela, 11 kwietnia 2021

SACCO DI ROMA - CZYLI KONIEC RENESANSU?

 CZYM BYŁ I JAK 

ZAKOŃCZYŁ SIĘ RENESANS?

 
 

 
 
 Atak nastąpił 6 maja 1527 r. o godzinie 6:00 nad ranem. W ten zimny poranek, gdy gęsta mgła skrywała nieopłacone oddziały niemieckich lancknechtów, połączone z hiszpańsko-włoskimi wojskami króla Hiszpanii - Karola I, Rzym w przerażeniu i niedowierzaniu oczekiwał zbliżającego się ataku. Zbrojmistrz - Benvenuto Cellini. stojący na czele Gwardii Szwajcarskiej osobisty przyjaciel papieża Klemensa VII, w ustępującej mgle dostrzegł pierwsze oddziały nieprzyjaciela i jak potem zapisał w swej relacji: "Wówczas, kierując mą hakownicę tam, gdzie ujrzałem największą gęstwę ludzi, wycelowałem w jednego, który wydawał się wyższy niż reszta - mgła nie pozwoliła mi dojrzeć, czy siedział na koniu czy był pieszo. (...) Kiedy wypaliliśmy po dwie salwy każdy, podkradłem się ostrożnie do krawędzi i widząc niezwykłe poruszenie wśród wroga, odkryłem później, że jeden z naszych strzałów zabił konetabla Burbona". Wygląda więc na to, że Cellini swym celnym strzałem pozbawił życia jedynego człowieka, który był w stanie powstrzymać nadciągającą na Rzym katastrofę - konetabla Karola Burbona. Szwajcarscy gwardziści nie okazywali strachu (mimo że byli nieliczni) i bili się dzielnie, zadając napastnikom duże straty (głównie dzięki swym halabardom - okrutnej broni kłująco-tnącej). Nie mieli jednak większych szans i po trzech godzinach walki, dosłownie idąc po trupach poległych papieskich gwardzistów, niemieccy lancknechci i Hiszpanie wdarli się do Watykanu. Klemens VII - papież, któremu zarzuca się, iż był bardziej politykiem niż papieżem (jak zresztą większość jego poprzedników), nie zamierzał opuszczać Rzymu i cały czas odprawiał nabożeństwo w swej kaplicy, ciągle nie dowierzając, że wrogowie będą w stanie przekroczyć granice Wiecznego Miasta (co ciekawe, uważa się że Klemens VII był... ateistą, podobnie jak jego kuzyn i poprzednik na papieskim tronie - Leon X z rodu Medyceuszów, który miał stwierdzić kiedyś w jego obecności, iż raduje go fakt, że "przepiękna bajka o Chrystusie tak przysłużyła się nam i naszym stronnikom". Leon X zresztą nie odmawiał sobie przyjemności związanych ze sprawowaniem funkcji następcy św. Piotra i choć wywołał wielkie zdziwienie Rzymian na początku swojego pontyfikatu - 1513 - gdy wjeżdżając do miasta, nie zabrał ze sobą żadnej kochanki, co było naturalną praktyką poprzednich papieży, to jednak wkrótce okazało się że nie jest wcale lepszy od tamtych, jedyną różnicą był fakt, że Leon X gustował nie w dziewczętach, lecz... w chłopcach - a jego kochankiem miał być m.in. ów Solimando, syn zbiegłego sułtana - Cema, a tym samym stryjeczny kuzyn Sulejmana Wspaniałego. Klemens VII zaś lubił jeszcze bardziej orientalną urodę i kazał sobie sprowadzać murzyńskie niewolnice, a z jedną z nich miał nawet syna - Alessandra).

Gdy więc niemieccy luteranie wpadli do Watykanu, z żądzą (mordu) wymierzenia sprawiedliwości "watykańskiej ladacznicy" (za jaką protestanci uważali papiestwo), wielce zdziwiony Klemens wyszedł z Pałacu Watykańskiego, aby zobaczyć co też się dzieje. Gwardziści walczyli do końca, starając się dać papieżowi czas na ucieczkę, choć ten wciąż jeszcze nie dowierzał że wróg zdołał dojść tak daleko. Ktoś szybko zarzucił mu na plecy płaszcz, aby okryć jego papieskie szaty i choć w taki sposób ochronić przed żądnymi krwi najeźdźcami. Za nim podążali do zamku św. Anioła przerażeni kardynałowie, a gdy papież już tam dotarł, natychmiast kazał opuścić kratę twierdzy, choć nie wszyscy jeszcze spośród kardynałów znaleźli się w środku. Ci, teraz, na własną rękę starali się dostać do zamku (kardynał Pucci został wciśnięty do środka przez otwór okienny, zaś kardynał Armellino dostał się tam w wiklinowym koszu). Szwajcarzy nie byli w stanie oprzeć się przewadze atakujących i wszyscy oni padli w walce (łącznie 147 gwardzistów), choć zadali nieprzyjaciołom spore straty. Rzym (prócz oczywiście zamku Św. Anioła) był teraz w rękach niemieckich luteran i ich hiszpańsko-włoskich sojuszników. To, co potem działo się w Rzymie, trudno określić inaczej, jak tylko przedsionkiem piekła. Zaczęto oczywiście grabić wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Następnie plądrowano, niszczono i plugawiono to, co w pojęciu luteran zasługiwało na miano dzieł zrodzonych ze: "Związku szatana i jego watykańskiej ladacznicy". W Bazylice św. Piotra i w Kaplicy Sykstyńskiej urządzono stajnię, na ścianach bazgrano wulgarne napisy, a na obrazie Rafaela Santi: "Dysputa o Najświętszym Sakramencie", napisano wielkimi literami "Luter". Pochwyconych kardynałów albo wieszano (również za włosy, jak np. kardynała Giovanniego del Monte, późniejszego papieża Juliusza III), albo też, za co znaczniejszych domagano się okupu od ich wpływowych rodzin (np. pewien wenecki kardynał, w liście do brata prosił go, by ten koniecznie zapłacił za niego okup). Mimo to, ich także torturowano (ów Wenecjanin pisał bowiem do swego brata: "Na miłość Bożą, nie opuszczaj mnie (...) Już dwa razy mnie torturowali, a skończyli, podkładając ogień pod podeszwy mych stóp. Drogi bracie (...) jeśli nie zapłacę okupu w ciągu 26 dni, porąbią mnie na kawałki. W imię miłości do Boga i błogosławionej Dziewicy, dopomóż mi"). Zrabowano złoty krzyż cesarza Konstantyna Wielkiego, tiarę papieża Mikołaja I, Złotą Różę Marcina V. Zmuszono księży i pochwyconych kardynałów, by w prześmiewczym konklawe wybrali na papieża Marcina Lutra i deklarowali mu swoją wierność. W papieskie szaty przebrano zaś osła i zmuszono pewnego księdza, by ten podał mu hostię - ów kapłan sam ją połknął, co też przypłacił swym życiem. 
 
 

 
Tortury nie miały końca i nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Dokonano masakry zgromadzonych przy ołtarzu św. Piotra i modlących się 500 Rzymian. Kapłanów obdzierano z szat i kazano im nago odprawiać msze, a jeśli odmawiali, torturowano ich lub zabijano. Kazano im także zjadać własne ekskrementy, pozwalając im lekko je upiec na ogniu. Nie pominięto też i zakonnic, które masowo gwałcono, a potem sprzedawano na licytacji w grach losowych, niczym niewolnice. Nie ograniczano się jednak tylko do duchownych, bowiem cierpieli wszyscy Rzymianie, np. mężczyzn, którzy ukryli swoje kosztowności, zmuszano do ich oddania, zgniatając im genitalia, kobiety zaś gwałcono, a rodziców zmuszano do oglądania gwałtów na ich dzieciach. Rzymskie klasztory zamieniono w domy publiczne i prócz zakonnic, zaciągnięto tam siłą szlachetnie urodzone Rzymianki, które zmuszano również do ciężkich prac, nieprzywykłych ich naturze, jak np. pranie bielizny, czy czyszczenie butów (Sieur de Brantome pisał w tych dniach: "Markizy, hrabiny i baronowe służyły niesfornym wojskom, a jeszcze długo potem patrycjuszowskie kobiety w mieście znane były jako: "pamiątki po plądrowaniu Rzymu"). To, czego dokonali w Rzymie chrześcijańscy luteranie, znacznie przerosło jakiekolwiek zbrodnie i profanacje, których dopuszczali się wyznawcy Mahometa (ale może tak to już jest w "rodzinie", gdyż sunnici także w tym czasie znacznie częściej i okrutniej mordowali szyitów, niż chrześcijan). Niepogrzebane trupy leżały tygodniami na ulicach, lub pływały w Tybrze, a Papież żył w strachu, oblężony na Zamku św. Anioła, oglądając przychodzących pod jego okna lancknechtów, którzy pijani wołali, że jeśli się nie podda, to "go zjedzą". Do Rzymu przybył wówczas (oczywiście w przebraniu) kardynał Pompeo Colonna, który w młodości przejawiał większe zamiłowanie do wojaczki, niż do mszy. Udało mu się dostać na Zamek św. Anioła i zaproponować papieżowi organizację odsieczy, która wypędziłaby luterańskich grabieżców z miasta. Co ciekawe - papież na to się nie zgodził. Znów bowiem górę wzięły osobiste ambicje niż zdrowy rozsądek, gdyż Klemens VII nie chciał się uzależniać od Colonny, aby ten potem nie twierdził, iż jest obrońcą papiestwa i wyzwolicielem Rzymu. Zresztą papieża wówczas trapiły również i inne kwestie, jak choćby wydarzenia dziejące się we Florencji, gdzie lud obalił Medyceuszów (ród, z którego wywodził się Klemens) i ogłoszono tam republikę, uznając "wiekuistym panem miasta" samego Jezusa Chrystusa. Najwidoczniej nieszczęścia, jakie spadły na Rzymian, nie miały dla papieża takiego znaczenia, jak dbanie o interes własny i swojej rodziny.
 
W tym zaś czasie, gdy papież był zamknięty w twierdzy, a Rzym stał się areną najpotworniejszych zbrodni, jakich nie widziano na tej ziemi od prawie 400 lat, w Hiszpanii, a konkretnie w Valladolid - główny autor tej masakry - król Karol I (znany również jako cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego - Karol V), ogłaszał (21 maja 1527 r.) wszystkim miastom i miasteczkom swego królestwa, szczęśliwą nowinę: "Powiadam wam, że podobało się Naszemu Panu, by cesarzowa i królowa, moja najdroższa i najukochańsza żona, wydała na świat dziecię". Narodził się don Felipe, przyszły następca hiszpańskiego tronu (jako Filip II). Ta arcykatolicka monarchia (jak zwano wówczas Hiszpanię), długo nie mogła się doczekać następcy tronu, przeto narodziny dziedzica były wielkim świętem w całym kraju. Notabene, czyż nie jest dziwnym, że ów arcykatolicki król Hiszpanii, sprzymierzył się z niemieckimi luteranami, w celu zaatakowania i zniszczenia Rzymu - gdzie przebywała głowa całego katolickiego świata w osobie papieża? Cóż takiego się stało, że katolicy zaatakowali katolików i doprowadzili do zniszczeń, które realnie zakończyły okres renesansu we Włoszech? Czy nie wydaje się istotnym, że w grę nie wchodziła tutaj wcale wyznawana religia, a... polityka, czy też bardziej konkretnie geopolityka i dążenie do politycznej dominacji? Przecież Renesans, jak i następne twory XVI wieku (Reformacja czy Kontrreformacja) to były ideologie polityczne a nie religijne (choć na religii głównie się skupiały). Były to ideologie władzy oraz politycznej dominacji i właśnie pod tym względem należy rozpatrywać upadek Rzymu, wraz z jego ponad 200-letnią tradycją Renesansu. Aby jednak uświadomić sobie dlaczego do tego doszło, należy odpowiedzieć na podstawowe pytanie (nieodłącznie związane ze wszystkimi dziejącymi się historycznie procesami polityczno-obyczajowo-religijnymi, łącznie z tymi, których doświadczamy współcześnie): KTO NA TYM ZYSKAŁ? I dopiero po udzieleniu odpowiedzi na tak postawione pytanie, można następnie podjąć dalsze próby wyjaśnienia tej historii.
 
 
MOJA ULUBIONA WERSJA "POSKROMIENIA ZŁOŚNICY" WILLIAMA SZEKSPIRA, W REŻYSERII MICHAŁA KWIECIŃSKIEGO. W ROLACH GŁÓWNYCH: KATARZYNA MINOLA - JOANNA SZCZEPKOWSKA, PETRUCHIO - JANUSZ GAJOS
(1993)
(Jakość co prawda dość słaba, ale kunszt aktorski wspaniały)
 
 
"URODZIŁEM SIĘ, BY CIĘ POSKROMIĆ I ZMIENIĆ ZWYKŁĄ KASIĘ, W KASIĘ SŁODKĄ. ZOSTANIESZ KASIU OSWOJONĄ KOTKĄ"
 

 
Kto bowiem zyskał na renesansie? Pytanie samo w sobie może wydawać się dosyć dziwne, ponieważ Renesans, jako zjawisko kulturowo-religijne, objęło wówczas (w większym, lub mniejszym stopniu) prawie całą katolicką Europę. Ale konkretnie, kto najbardziej na tym zyskał? Powiedzieć że Włochy, to tak, jakby nie powiedzieć nic, gdyż Renesans rzeczywiście swe największe piętno odcisnął na kulturze ówczesnej Italii, która bardzo szybko, z regionu poszatkowanego na drobne państewka i będącego pod dużą dominacją Francji (niewola awiniońska papieży), wyrósł na - co prawda wciąż podzielony - ale jednak kraj, który rozpoczął swoją ekspansję kulturową na inne ziemie (np. dzieła Szekspira: "Romeo i Julia", "Poskromienie złośnicy", "Kupiec wenecki", "Dwaj panowie z Werony" i kilka innych, dzieją się właśnie w ówczesnych, renesansowych Włoszech). Włochy zyskały więc na narodzinach Renesansu zdecydowanie najwięcej. Ale przecież nie był to jedyny kraj, który rozkwitł dzięki tej idei. Były też i inne kraje, które doskonale się rozwijały w epoce renesansu i które dzięki niemu właśnie wybiły się ku potędze. Te kraje to przede wszystkim... Węgry oraz Polska. Chyba nie muszę przypominać, do jakiej potęgi w XIV i w XV wieku doszły Węgry (już kiedyś o tym pisałem), gdy renesansowy dwór królewski w Wyszogrodzie a następnie w Budzie, stał się wizytówką całej Europy. Węgry były też krajem rozległym terytorialnie o silnej armii i dość dużej wolności wewnętrznej. To samo stało się w Polsce, która w tamtym czasie również urosła do roli mocarstwa. Przecież siła państwa, budowana przez Kazimierza Wielkiego od XIV wieku, rozbłysła światłem renesansu właśnie w wieku XV, XVI a nawet jeszcze w XVII (ostatnim, ówczesnym przejawem kultury renesansowej na ziemiach polskich, była idea Polski jako "Przedmurza Chrześcijaństwa"). Renesans nie służył żadnym innym państwom w takiej formie i takiej skali, jak właśnie owym trzem: Włochom, Węgrom i Polsce. Czy może więc dziwić, że dziś powstaje myśl kontynuacji tego tworu, pod nazwą "Nowego Renesansu Europy", jaka padła po niedawnym spotkaniu premierów Polski (Mateusz Morawiecki), Węgier (Viktor Orban) i przywódcy włoskiej Ligii Północnej (Matteo Salvini), którzy, na wspólnej konferencji w Budapeszcie, stwierdzili: "My chcemy reprezentować szerokie spektrum poglądów i chcemy reprezentować ludzi. Dlatego, kiedy dzisiaj jest mowa o konferencji przyszłość Europy, z której wiele poglądów - a szczególnie tradycyjne, chrześcijańskie poglądy, prorodzinne poglądy są wykluczane - to rozmawialiśmy tutaj właśnie o tym, żeby myśleć o pewnym intelektualnym podglebiu, które będzie tworzyło przyszłość Europy, renesans Europy (...) Potrzeba dzisiaj takiego programu odbudowy, ale też renesansu Europy, jej wartości, o które możemy się oprzeć. (...) Normalność, spokój, nie żadne rewolucje światopoglądowe, tylko praca, praca dla dobra rodziny, dla dobra państw narodowych, obrona kultury Europy, obrona tradycyjnych europejskich wartości".
 
 

 
To właśnie Włochy, Węgry i Polska najwięcej skorzystały na kulturze Renesansu (co nie znaczy że inne państwa nie korzystały, tylko w znacznie mniejszych proporcjach) i dziś, to właśnie Węgry, Włochy i Polska wychodzą z taką inicjatywą, będącą przeciwwagą dla dominującej obecnie w Europie ideologii marksistowsko-libertariańskiej (pod niemiecko-francuskim zarządem powierniczym 😉). Świat bowiem (także świat polityki i idei) nie znosi próżni, a tam, gdzie kończą się stare idee, zaraz też powstają nowe, które już niekoniecznie muszą służyć tym samym interesom co wcześniej. I tak, o ile Średniowiecze było epoką prawa, wiary i nauki (która położyła kres starożytnym, krwawym praktykom składania ofiar ze zwierząt i ludzi, a także otworzyła przed szerokimi masami drogę do zdobycia wiedzy, czy to w przyklasztornych szkołach, czy też na uniwersytetach, które zaczęły powstawać w ogromnej liczbie właśnie w średniowieczu), o tyle epoka Renesansu (Odrodzenia), była również epoką rozumu. Problem zaczął się jednak, wraz z nastaniem Reformacji, która zamieniła kontynent, gdzie wciąż jeszcze dominowała siła średniowiecznego prawa, w obszar spływający krwią wojen religijnych, nietolerancji i fanatyzmu. Oczywiście nie tylko Reformacja jest tutaj winna, również Kontrreformacja, która wytworzyła przeciwwagę dla wiary Lutra, Zwingliego, Kalwina czy Henryka VIII, w postaci katolickiej odnowy - również ona dołożyła wiele do zniszczenia europejskiego dziedzictwa Średniowiecza i Renesansu. Włochy zostały zniszczone w XVI wieku (ów rok  1527 r., czyli właśnie upadek i splądrowanie Rzymu, określa się jako koniec Renesansu we Włoszech) przez Hiszpanię (która była jednym z kluczowych krajów Kontrreformacji), podobnie Węgry (po klęsce w bitwie z Turkami pod Mohaczem w 1526 r., Węgry zostały rozbite i podzielone pomiędzy Portę, Habsburgów i zależny od Osmanów Siedmiogród). Najdłużej opierała się Polska/Rzeczpospolita, która jednak w drugiej połowie XVII zaczęła ulegać obcym sobie prądom owej Reformacji i Kontrreformacji, czyniąc z kraju wolności sumienia, zwanego też "Krajem bez stosów", państwo stricte katolickie (przecież Konfederacja Barska z lat 1768-1772 miała na celu nie tylko wyparcie Rosjan z Rzeczpospolitej, ale przede wszystkim obronę katolicyzmu). To właśnie w tym okresie (XVIII wiek) pojawiło się określenie: "Polak-katolik". Był to właśnie efekt upadku renesansowej polskiej wolności i triumf obcych ideologii (najpierw Reformacji, czyli wpływów niemieckich, szwedzkich, angielskich, a następnie Kontrreformacji - na której czele stali austriaccy i hiszpańscy Habsburgowie, oraz królowie Francji). 
 
Ostatecznie również, jak w przypadku Włoch (gdzie południe zajęli Hiszpanie, a północ Francuzi i Austriacy), oraz Węgier - Polska została rozszarpana na trzy części (1772, 1793 i 1795 r.), przez rosnących w siłę sąsiadów (kraje wyrosłe na Reformacji, Kontrreformacji i Prawosławiu, czyli Austrię, Prusy i Rosję). Tak skończył swój żywot ostatni wielki kraj renesansowej kultury, który cześciowo (i na nieco innych zasadach) odrodził się dopiero po zakończeniu I Wojny Światowej w 1918 r. Nieco wcześniej odzyskały swą niepodległość Węgry (1867 r.) i Włochy 1861 r., ale krajom tym nie udało się po dziś dzień odbudować dawno utraconej, dominującej pozycji w Europie. Projekt Orbana, Morawieckiego i Salviniego jest co prawda na razie bardzo nieśmiałą, ale jednak pierwszą tak konktretnie sformułowaną deklaracją politycznego odrodzenia idei, która przyniosła Europie pokój i stabilizację, a naszym narodom pozwoliła doświadczyć potęgi, o jakiej dziś już dawno zapomniano.   
 
 
 
 NAJWIĘKSZA POTĘGA POLSKI, WĘGIER I WŁOCH BYŁA W CZASACH, GDY RZYMEM WŁADALI PAPIEŻE Z RODU BORGIÓW I ICH NASTĘPCY, ZAŚ W KRAKOWIE KRÓLOWĄ ZOSTAŁA WŁOSKA KSIĘŻNICZKA - BONA SFORZA, ZAŚ JAGIELLONOWIE WŁADALI W KORONIE, NA LITWIE, W CZECHACH I NA WĘGRZECH
 
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz