Stron

poniedziałek, 11 października 2021

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXIX

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 
 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XVIII

 
 



ŻONA

SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM

(1534-1558)

Cz. III





 
 
 Chęć zbliżenia francusko-osmańskiego (i ostateczny sojusz tych dwóch państw, podpisany w lutym 1536 r. przez francuskiego posła w Konstantynopolu - Jean de La Forest'a) mocno nadwyrężył opinię o królu Franciszku I, jako o "arcykatolickim władcy". Co prawda król starał się zachowywać wszelkie możliwe po temu pozory, ale zarówno jego otoczenie (rzec można - dość "swobodne"), częste miłostki, wpływ kobiet na politykę, jak również rozwój nowowierstwa (szczególnie propagowanego przez dwór w Nerac, gdzie zamieszkiwała ze swym małżonkiem - Henrykiem II, królem Nawarry, siostra Franciszka - Małgorzata z Angoulême) nie wystawiał o królu Francji zbyt dobrego świadectwa wśród państw chrześcijańskich (do czego zapewne także przyczyniła się, rozgłaszana na polecenie cesarza i króla Hiszpanii - Karola V Habsburga, negatywna opinia o Franciszku, jako sprzymierzeńcu Maurów). Co prawda w kraju dominującą pozycję wciąż miała Sorbona, której wykładowcy bezwzględnie tropili i zwalczali jakiekolwiek przykłady nowowierstwa oraz odstępstwa od biblijnego kanonu (nie pozwalano nawet na studiowanie greki, a o hebrajskim mawiano że jest to język szatana i każdy kto próbowałby wykładać ten język na uczelni czy poza jej murami, ten był - według profesorów Sorbony - pierwszym kandydatem na stos. Swoją drogą, gdy mówimy dziś że lewactwo, lgbt i genderyzm opanowało współczesne uczelnie, to jednocześnie trzeba mieć świadomość, że w XV/XVI wieku, szczególnie we Francji, ale nie tylko, postępował bardzo podobny proces, tylko odwrotny, polegający nie tylko na całkowitej próbie uciszenia wszelkiego wolnego słowa - które przecież jest podstawą samej idei uniwersytetu - ale w ogóle zabicia jakiejkolwiek wolnej myśli, łącznie z samą duchowością, która nie do końca była zgodna z kanonem. Na przykład - jak pisał w 1517 r. do Erazma z Rotterdamu jeden z profesorów Sorbony o nazwisku Glareau - był on na jednym posiedzeniu tejże uczelni, na którym zupełnie poważnie rozprawiano nad tym, dlaczego Adam w Raju wolał jabłko od gruszki, bowiem niektórzy twierdzili że gruszka jest jednak lepsza w smaku. Przypomina to dzisiejsze elaboraty nad... 56 płciami 😏 Ale też należy pamiętać, że Sorbona nie była taka wcześniej. Lata swej świetności przeżywała w XIII i XIV wieku, gdzie bigoteria i fanatyzm były prawie niedostrzegalne w jej murach).

Potęga Sorbony była niepodważalna (w kwestii cenzury pism, broszur i książek), a każdy sprzeciw wobec jej wszechwładzy powodował gniew i większą irytację inkwizytorów tej uczelni (podobnie zresztą jak to ma miejsce dzisiaj, gdzie każda krytyka, lub choćby polemika z tezami aplikowanymi na "genderowych uczelniach", powoduje bardzo poważne konsekwencje dla takiej osoby, łącznie z reelekcją z uczelni i cenzurą w tzw. mainstreamie). Protektorką Sorbony była przez długie lata królowa matka - Ludwika Sabaudzka, ale i ona (choć bardzo pobożna - modliła się kilka razy dziennie i brała udział w licznych pielgrzymkach) nie znosiła kleru oraz jego potężnych przywilejów. Jednak aż do swej śmierci (we wrześniu 1531 r.) otaczała profesorów Sorbony swą protekcją i poparciem. Ludwika była jednocześnie kobietą żądną władzy i wiedziała że skutecznie władać może tylko przy pomocy swego syna - Franciszka, który był na początku XVI wieku jedynym realnym kandydatem na tron francuski, gdyż król Ludwik XII ze swoich dwóch małżeństw nie miał synów. Franciszek zaś była synem Karola, hrabiego Angoulême i pra pra wnukiem króla Francji - Karola V, od którego to wywodziła się również starsza linia dynastii Walezjuszy, reprezentowana przez Ludwika XII, jej ostatniego męskiego przedstawiciela. Ludwika Sabaudzka była więc pewna, że: "Mój król, mój pan, mój Cezar" jak zapisała w pamiętniku z 25 stycznia 1502 r. obejmie tron Francji. Syn był dla niej wszystkim, całym światem, bowiem tylko dzięki niemu mogła realnie władać krajem, a władza zawsze była jej ulubionym afrodyzjakiem. Starając się zapewnić swym dzieciom jak najlepszą przyszłość - Franciszkowi tron Francji, a Małgorzacie intratne małżeństwo, starała się też osłodzić im nieprzyjemne wybory. I tak, gdy zmusiła swą córkę do poślubienia Karola IV, księcia Alençon (1509 r.), a wiedziała że Małgorzata go nie znosi i podkochuje się w młodym Guillaume Gouffier, seigneur de Bonnivet, zaaranżowała nawet ich miłosną schadzkę w sypialni córki, aby ta mogła zaspokoić swe pragnienia. Niestety, 17-letnia Małgorzata tak bardzo przeraziła się nocnej wizyty Bonnivet'a w jej sypialni, że głośno wzywała pomocy i dopiero gdy przybyła doń matka, nieco się uspokoiła. Potem jednak Ludwika mocno zrugała córkę za ową lekkomyślność i nie odzywała się do niej przez parę tygodni, ale i tak długo nie potrafiła się na nią gniewać i raz jeszcze zorganizowała dla Małgorzaty to samo spotkanie z Bonnivet'em, a córka już wówczas nie protestowała.

Tymczasem Franciszek oddawał się miłostkom bez większych oporów i raz tylko - zdaje się - doświadczył zawodu miłosnego, gdy pewna dziewczyna o imieniu - Franciszka, odrzuciła jego amory. To mu się nigdy wcześniej (ani później) nie zdarzyło, tym bardziej że był młody, przystojny, uwielbiał wyszukane stroje (często przetykane złotem i drogimi kamieniami), lubił też się perfumować (co akurat było częstym zjawiskiem na francuskich dworach), mimo to owa panna, która miała znacznie niższe pochodzenie od następcy tronu (była siostrą żony jego służącego) odmówiła mu amorów. Młody Franciszek - o ile to w ogóle go przejęło - szybko zapomniał o tym zawodzie i rzucił się w wir kolejnych miłostek. Starzejący się Ludwik XII nie lubił Franciszka właśnie za jego naiwność, lekkomyślność i rozrzutność (Franciszek często się zapożyczał, gdyż wydawał więcej niż otrzymywał środków na swe utrzymanie), ostatecznie też - namawiany przez wrogie Franciszkowi i Ludwice stronnictwo dworskie - postanowił ożenić się po raz trzeci. Tym razem wybór 52-letniego króla, padł na zaledwie 18-letnią księżniczkę Marię Tudor, siostrę króla Anglii - Henryka VIII. To małżeństwo miało dać Francji nowego następcę tronu i zbliżyć się do Anglii. Gdy Ludwika Sabaudzka dowiedziała się o królewskich planach matrymonialnych, wpadła w taki szał, że służba na Zamku w Amboise (gdzie mieszkała wraz z synem, jako następcą tronu) chowała się po kątach, obawiając się jej gniewu. Było wiadomym, że jeśli Maria Tudor urodzi Ludwikowi syna, Franciszek nigdy nie zostanie królem Francji, a tym samym jej plany władania Francją zza tronu syna nie ziszczą się. Nie uczestniczyła też w oficjalnym powitaniu Marii koło Abbeville, gdzie ta przybyła w swym orszaku, ofiarowanym jej przez brata (w którym to znajdował się również Karol Brandon, książę Suffolk) 8 października 1514 r. Król Ludwik wyraźnie odmłodniał na widok małżonki. Podjechał do niej na świetnie przystrojonym rumaku, w pięknym stroju i kapeluszu ozdobionym strusim piórem, po czym nie dał jej nawet zejść z białej klaczy na której siedziała i od razu ją pocałował. W orszaku towarzyszącym przyjazdowi nowej królowej (ślub miał miejsce jeszcze w Abbeville - 9 października 1514 r.) był również - przystrojony w biały, adamaszkowy płaszcz - sam Franciszek, który jakoś wyjątkowo uśmiechał się do Marii (zapewne mu się spodobała). Ludwik co noc odwiedzał komnatę swej nowej żony, ale - choć nie był jeszcze taki stary - nieumiarkowane życie i choroby uczyniły z niego realnego starca (wizualnie był znacznie starszy niż wynikałoby to z jego rodowodu). Zapewne też miewał problemy z erekcją, choć przed zbliżeniem łoże młodej pary było skropione wodą święconą przez królewskiego kapelana, a także przyboczny lekarz podawał królowi jakieś lekarstwo, które ponoć miało "pobudzać do rycerskich czynów".




Najbardziej jednak przerażoną tym wszystkim była Maria, która tak bała się swego małżonka, że trzeba ją było długo uspokajać przed każdą jego wizytą w jej sypialni. Córka Ludwika XII - Klaudia (młodsza od Marii zaledwie o trzy lata), poleciła jej do pomocy swą damę honorową, madame d'Aumont, która czuwała nad nową królową i sypiała w jej komnacie (czasami nawet w tym samym łóżku) aby ją uspokoić przed każdą wizytą męża. Ludwik XII - na pytanie jak spędził noc - z reguły odpowiadał: "qu'il avoit fait merveilles" ("dokonywałem cudów"), ale Maria nie podzielała jego optymizmu, zwracając się często do monseigneur Franciszka kokieteryjnymi słowami: "mon beau fils". Ten jednak był już wówczas zafascynowany jedną z dam dworu nowej królowej, która przybyła wraz z nią z Anglii (łącznie towarzyszyło Marii pięćdziesiąt panien) Annę Boleyn (a także jej siostrą - Marią Boleyn, którą potem nazwie "swoją osobistą klaczą, którą dosiada gdy tylko przyjdzie mu na to ochota"). Ludwik XII dwoił się i troił aby spłodzić syna, a jednocześnie obsypywał młodą żonę wciąż nowymi klejnotami, przesiadywał z nią aż do północy, wstawał do śniadania wcześnie i starał się nawiązać z Marią nić sympatii. Wydaje się że mu się to nawet udało, gdyż królowa - widząc że małżonek nie zawsze jest w stanie sprostać swemu zadaniu, a nawet że często mdleje, również w łóżku podczas stosunku - starała się go rozweselić, np. grała mu na gitarze i śpiewała piosenki. W taki też sposób Ludwik XII zakończył swe życie, w nocy z 31 grudnia 1514 na 1 stycznia 1515. Co ciekawe, nikt - łącznie z samą Marią - aż do południa nie wiedział że król nie żyje (Maria spała z nim w jednym łóżku i nie poznała się że mąż już nie oddycha? Wydaje się więc, że tak przebiegały poprzednie poranki, gdy więc Maria opuszczała swą sypialnię aby się ubrać, król zapewne dalej spał). Gdy tylko poinformowano ją o śmierci małżonka, natychmiast stwierdziła że "czuje się" brzemienną (prawdopodobnie już w tym czasie nawiązała romans z Karolem Brandonem), ale Ludwika Sabaudzka nie dała się nabrać (zbyt dużo miała do stracenia). Zażądała więc przebadania królowej i lekarskich oględzin. Tak też się stało, a lekarze oświadczyli że po królu Ludwiku "nie może być następcy". Nowy król - Franciszek I nie miał żalu do Marii, a wręcz przeciwnie, ofiarował jej dożywotnią rentę królewską w wysokości 5000 liwrów. Maria wkrótce potem poślubiła w tajemnicy Karola Brandona i powróciła do Anglii, gdzie jej brat nie był zadowolony z jej postępku. Jednak prawdziwy triumf przeżywała Ludwika Sabaudzka, która znalazła się u szczytu swych marzeń, a pochlebcy pisywali wiersze na jej cześć (m.in.: "Triomphe des vertus") i utrzymała swą władzę aż do śmierci przez kolejne szesnaście lat.






Śmierć protektorki nie pozbawił jednak Sorbony znaczenia i wpływów, a wręcz przeciwnie. Z końcem 1531 r. profesorowie tej uczelni (którzy uważali się za reprezentantów cnót wszelakich i pobożności całego kraju) ośmielili się osobiście zaatakować królową Nawarry, a prywatnie siostrę Franciszka I - Małgorzatę z Angoulême. Już od dawna dwór w Nerac był pod ich szczególną obserwacją, ze względu na pojawiające się tam luterańskie i kalwińskie książki oraz panegiryki. Władcą krainy, zwanej Bearn, był Henryk II, król Nawarry, z tym że ogromna większość jego królestwa została w 1512 r. zajęta przez władcę Hiszpanii - Ferdynanda II Aragońskiego i teraz pozostało mu jedynie owe "królestwo" Bearn, jako północna część Nawarry. Był to kraj pustych równin, poza może wspaniałym widokiem kwitnących latem różowych wrzosów, ciągnących się aż do Oceanu Atlantyckiego, a także karłowatych dębów. Stolica i największe miasto tego kraju - Pau, było pełne bandytów, niedźwiedzi i... wilków, nic więc dziwnego że Małgorzata wolała przebywać z dworem w Nerac, gdzie też upiększyła i rozbudowała tamtejszy zamek. Henryk i Małgorzata byli zgodnym małżeństwem, a on był dobrym władcą, dbającym nie tylko o swój kraj, ale także o jego mieszkańców (co nie zawsze wówczas szło ze sobą w parze). Niestety, Henryk bardziej niż towarzystwo żony, wolał polowania, albo też "zabawy" z wiejskimi dziewczętami, a Małgorzata udawała że tego nie dostrzega - w zamian on dzielił się z nią władzą nad krajem i wpływami. Mieli razem dwoje dzieci, przy czym syn - Jan, zmarł jeszcze w grudniu 1530 r. w wieku pięciu miesięcy, zaś córka - Joanna (urodzona w 1528 r.) została na życzenie Franciszka przewieziona do Paryża, gdzie też się wychowywała (król Francji obawiał się bowiem, aby Henryk nie wydał jej za jakiegoś Habsburga z Hiszpanii). Małgorzata, spędzając czas poza towarzystwem swego małżonka, uczyniła z Nerac prawdziwą kolebkę reformacji, otaczając opieką i ochroną zbiegłych z Francji poetów i pisarzy, których trybunał Sorbony objął swym dochodzeniem za "nieprawomyślność" (proszę - jak to czasy się powtarzają, dziś również można wiele stracić za "nieprawomyślność" i podważanie lewicowych bzdur, opakowanych w formie naukowych doktryn). Małgorzata stała się więc prawdziwym obrońcą "nieprawomyślnych" (Filip Melanchton tylko w niej pokładał nadzieję na ocalenie życia swojego i jemu podobnych). Małgorzata zamieniła Nerac w "intelektualną stolicę Francji", gdzie pod jej auspicjami odbywały się swobodne rozmowy na wiele tematów, których nie można było przedstawić gdzie indziej. Z reguły dysputy teologiczno-filozoficzne odbywano do obiadu, potem jednak przygotowywano się na wieczorne zabawy podczas których opowiadano sobie "pikantne" historyjki, flirtowano i szukano mężów (lub żon). Królowa Małgorzata jednak - choć sama lubiła komplementy i flirty - nigdy nie przekroczyła pewnej granicy i pozostała wierna swemu małżonkowi (jeden z poetów obecny na jej dworze, stwierdził nawet, iż dziwi się bardzo że królowa Małgorzata, pomimo tak "niedobranego małżeństwa" nie pragnie mieć przy sobie jakiegoś "przyjaciela").

Profesorowie Sorbony nie mogli zdzierżyć, że ich władza nie dociera do Nerac i że ukrywa się tam wielu zbiegłych z Paryża nowowierców, a ich gniew jeszcze się spotęgował, gdy w 1531 r. królowa Małgorzata wydała swój mityczny poemat pt.: "Zwierciadło duszy grzesznej" ("Le Myrouer de l'ame pescheresse"). Tak bardzo członkowie Sorbony pragnęli wreszcie zgnieść tę "szkodliwą kobietę" że w swej nienawiści poszli na całość i pozwolili sobie umieścić jej dzieło na Indeksie ksiąg zakazanych. Tego było już za wiele - imię siostry "arcykatolickiego" króla Francji na Indeksie było nie do pomyślenia. Franciszek polecił więc, aby przedstawiono mu listę wszystkich profesorów Sorbony, którzy powzięli taką decyzję, a następnie nakazał biskupowi Senlis, aby ten wygłosił przed nimi mowę obronną Małgorzaty. Sorbona - zapewne obawiając się gniewu króla - cofnęła swą decyzję i wykreśliła "Zwierciadło duszy grzesznej" z zakazanego kanonu ksiąg, a poszczególni profesorowie nawet zarzekali się, iż nigdy nie podejrzewali nawet, że Małgorzata mogłaby czymkolwiek narazić na szwank "naszą wiarę" - mimo to nie zamierzali się poddać. Cały czas głosili i podjudzali uczniów oraz regentów Kolegium Nawarry przeciw Małgorzacie, a także doprowadzili do tego, że uczniowie przedstawili sztukę, która w jawny sposób ośmieszała i ubliżała królowej Nawarry. Ta "komedia" była autorstwem samego Bedy - jednego z najbardziej zagorzałych inkwizytorów na Sorbonie, a przedstawiała ona Małgorzatę siedzącą przy kołowrotku i tkającą nić do chwili, aż nie pojawiła się przy niej piekielna Furia, która przekazała jej nowy przekład Ewangelii z poleceniem aby odtąd rozpowszechniała go w swym królestwie. Małgorzata czytając tę Ewangelię, tak się podnieciła, iż... sama zmieniła się w Furię i stała się siostrą szatana. Utwór był wybitnie obraźliwy i to nie tylko dla samej Małgorzaty, ale również dla jej brata - króla Francji. Wzburzony Franciszek kazał teraz uwięzić i skazał na śmierć wszystkich, którzy uczestniczyli w powstawaniu tego "dzieła" (1532 r.), ale Małgorzata wstawiła się za nimi i król ich ułaskawił (oprócz Bedy, który jako jedyny został wygnany z Francji na dwa lata). Wydawało się, że konflikt został wreszcie rozwiązany, Sorbona upokorzona (wielu profesorów narzekało również na spadek liczby studentów, oraz mawiano że ci co zostają, przypominają raczej "stare, jęczące baby"), ale tak się nie stało, gdyż jacyś nieodpowiedzialni ludzie dali uczelni nową okazję do odrodzenia jej wpływów.




W nocy 18/19 października 1534 r. na drzwiach domostw, ratuszów, na bramach kościołów Paryża (a nawet na drzwiach sypialni królewskiej w Luwrze i w Amboise) pojawiły się poprzyklejane plakaty, podważające w obraźliwy i cyniczny sposób kanony religii katolickiej. Mało tego, jacyś sprawcy rozbili na kawałki i wrzucili w błoto figurkę cudownej Madonny z Dzieciątkiem, która stała dotąd przy ulicy des Rosiers i ponoć czyniła cuda. Ludzie się przy niej modlili, przychodziły pod nią brzemienne matki, prosząc Madonnę o narodziny zdrowego dziecka, mieszkańcy miasta znosili do niej swe troski, żale i problemy. A teraz potłuczone na kawałki szczątki owej figurki (zmieszane z błotem i nieczystościami miasta) spowodowały, że opinia publiczna Paryża (a wkrótce i całej Francji) bardzo szybko się zmieniła i profesorowie Sorbony postanowili to wykorzystać, aby odzyskać swe wpływy. Ogłoszono szybko że to nowowiercy są nie tylko sprawcami tych haniebnych czynów, ale również że są nieprzyjaciółmi Maryi Matki Bożej, Jezusa Chrystusa i Boga Ojca, a co za tym idzie nienawidzą też "Ludu Bożego". Cała Francja zawrzała oburzeniem na wyznawców nowej religii. Król Franciszek był przerażony ogromem wzbierającego się gniewu i natychmiast zarządził śledztwo w celu odnalezienia winnych i surowego ich ukarania. Jednak nim doszło do śledztwa oraz procesu, profesorowie Sorbony sami wskazali winnych - padło na 24 schwytanych protestantów i pomimo iż król chciał by stanęli przed sądem, nie doszło do tego - strażnicy - prowadzący ich do lochu - ledwie zdołali ich ochronić przez wzburzonym tłumem, który zamierzał rozszarpać ich na miejscu. Ostatecznie to Sorbona wskazała winnych i wydała wyrok, król nie protestował - przestraszył się rozszalałych tłumów Paryżan i potwierdził ten wyrok. Zostali oni publicznie spaleni na stosie (dla przykładu spalono wówczas tylko sześciu z nich - trzech luteranów, przekupnia owoców, praczkę i szkolnego wykładowcę - tych ostatnich za to tylko, że w piątek jedli mięso) na placu de Greve (19 stycznia 1535 r.), przy radości ludu Paryża i obecności króla oraz całego jego dworu (jedynie kochanka królewska - Anna de Pisseleu d'Heilly, "mała blondyneczka", która zajęła miejsce poprzedniej faworyty królewskiej - Françoise de Foix, hrabiny de Châteaubriant, [która, gdy przestała być kochanką Franciszka w 1528 r., zamiast  pójść do klasztoru, postanowiła powrócić do zamku swego męża - Jean'a de Laval, choć nie wierzyła iż ten przyjmie ją z powrotem po dziesięciu latach pozostawania królewską metresą. Mimo to hrabia de Châteaubriant przyjął żonę z powrotem, wpuścił ją do swego zamku, a następnie zaprowadził do pokoju. Wkrótce okazało się, że ów "pokój" jest celą więzienną, a Franciszka miała tam spędzić kolejne... dziewięć lat, aż do swej śmierci. Zamknięta przez męża w jednym pokoju, karmiona bardzo słabo, żyła niczym więzień. Codziennie małżonek przychodził pod drzwi jej celi i pytał: "Męczysz się, kochanie? I gdzie teraz jest twój kochanek król? Dlaczego nie przybywa ci z pomocą? A gdzie twoi inni kochankowie? Wszyscy o tobie zapomnieli? Czy warto było zdradzać swego męża?" Błagała go o litość, a ten wówczas powtarzał: "A ty litowałaś się nade mną, gdy ja w samotności skręcałem się z bólu od twego cudzołóstwa?" Ostatecznie po dziewięciu latach niewoli, sprowadził do jej celi medyków, którzy wypuścili z niej całą krew i tak oto zmarła w zamku swego męża-sadysty. A król, król spotkał się z nią tylko raz w 1532 r. potem już jej nie odwiedzał i całkowicie o niej zapomniał]. Anna de Pisseleu d'Heilly wymigała się rozstrojem żołądka i opuściła plac de Greve, gdy tylko podłożono ogień pod stopy tych nieszczęśników - inni, w tym sam król, wytrwali do samego końca).

Gdy papież Paweł III dowiedział się o spaleniu "heretyków" na placu de Greve, napisał list do Franciszka, w którym przypominał mu iż: "Bóg jest miłosierny", a skoro król Francji nosi tytuł "arcykatolickiego" władcy, powinien o tym pamiętać. Skoro nawet Paweł III (Aleksander Farnese, którego siostra - Julia, była kochanką papieża Aleksandra VI, czyli Rodrigo Borgii), słynący z zajadłości wobec protestantów (powiadano że w walkach z nimi syn papieża - Pier Luigi oraz wnuk - Aleksander Farnese, przelali tyle krwi że: "mogłyby w niej pływać konie"), upominał króla, to znaczy że czyn ten mimo wszystko nie spodobał się papieżowi. Franciszek przekonał się również, że wzrastająca w siłę Sorbona może stać się niebezpieczna i dla niego samego, gdy powróciwszy z wygnania, ów (wspomniany wyżej) Beda, oskarżył króla o potajemne układy z herezyarchami (1535 r.). Tego już było dla Franciszka za wiele i uniesiony gniewem, kazał uwięzić teologa i wysłał go do lochu na Mont Saint-Michel, skalistej wyspie leżącej w Kanale La Manche, gdzie ów teolog w samotności dokonał swego żywota. Tak wyglądał (w dużym przybliżeniu, bez wchodzenia w szczegóły) król Franciszek i jego kraj, gdy zawierał układ w Konstantynopolu z sułtanem Sulejmanem Wspaniałym. A tymczasem wojna hiszpańsko-osmańska na Morzu Śródziemnymi wchodziła w drugą fazę i cesarz Karol V już szykował wielką inwazję na której czele zamierzał stanąć osobiście, w celu zdobycia Tunisu (kategorycznie odradzał mu tę wyprawę kardynał Juan Pardo de Tavera, twierdząc że zwycięstwo cesarza i tak miałoby niewielkie znaczenie, ze względu na dużą odległość owej zdobyczy i trudność w jej utrzymaniu, a gdyby przydarzyła się klęska i nie daj Boże śmierć króla, twierdził duchowny że kraj wówczas pogrążyłby się w anarchii. Pisał więc: "Niech baczy, ile zależy od Jego osoby i w jakim stanie pozostawiłby tutejsze królestwa, gdyby za nasze grzechy przydarzyło Mu się jakieś nieszczęście, co nie daj Bóg. A jeśli nie wzrusza Go własny los przez siłę i męstwo Jego królewskiego serca, niech wspomni, że pozostawia syna, małego chłopaczka..." Rzeczywiście don Felipe miał wówczas zaledwie osiem lat). Ale cesarz Karol już postanowił - rusza na Tunis. 






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz