Stron

piątek, 8 października 2021

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. XLVI

PONOWNE ODRODZENIE POPRZEZ

POZNANIE SAMEGO SIEBIE

Cz. XV

 



RELACJA KATARZYNY W CZASIE
TERAPII HIPNOTERAPEUTYCZNEJ 
 
 
 
 Ten tydzień minął szybko. Wielokrotnie przesłuchiwałem taśmę z ostatniego seansu. Czy byłem blisko stanu odnowy? Nie czułem się specjalnie oświecony. A teraz obiecano mi przysłać pomocne duchy. Ale co miałem robić? Kiedy się tego dowiem? Czy sprostam temu zadaniu? Wiedziałem, że muszę czekać i być cierpliwy. Dobrze pamiętałem słowa Mistrza-poety: "Cierpliwość i właściwy czas... wszystko przychodzi, kiedyś przyjść musi... Wszystko w swoim czasie stanie się dla ciebie jasne. Musisz mieć możliwość przetrawienia wiedzy, jakiej ci już dostarczyliśmy". I dlatego czekałem. 

 Na początku tego spotkania Katarzyna opowiedziała mi fragment snu, jaki miała kilka dni temu. We śnie mieszkała w domu rodziców, nagle w nocy wybuchł pożar. Była bardzo opanowana, pomagała w akcji ratunkowej, ale jej ojciec najwyraźniej nie doceniał powagi sytuacji, zachowywał się biernie. Skłoniła go, żeby wyszedł na dwór. Wtedy przypomniał sobie, że zostawił coś w domu, i posłał Katarzynę w szalejący ogień, żeby przyniosła tę rzecz. Nie mogła sobie przypomnieć, co to było. Postanowiłem nie interpretować tego snu, ale zaczekać, gdyż mogła się nadarzyć okazja po temu podczas hipnozy. Szybko zapadła w głęboki trans.

- Widzę kobietę z kapturem na głowie, który jednak nie zasłania jej twarzy, tylko włosy. I... - nagle zamilkła.

- Czy widzisz teraz ten kaptur?

- Nie widzę... Tylko czarny materiał, chyba brokat w jakiś złoty wzór... Widzę dom z różnymi ozdobami... jest biały.

- Czy poznajesz ten dom?

- Nie.

- Czy jest duży?

- Nie. W tle widzę górę ze śniegiem na szczycie, ale w dolinie jest trawa...

- Czy możesz wejść do tego domu?

- Tak. Jest z marmuru... bardzo zimnego w dotyku.

- Czy to jakaś świątynia albo jakiś budynek kultowy?

- Nie wiem. Pomyślałam, że to może być więzienie.

- Więzienie? - powtórzyłem. - Czy wewnątrz tego domu są jacyś ludzie? Może wokół niego?

- Tak. Jacyś żołnierze. Mają czarne mundury ze złotymi naramiennikami... złotymi ozdobami. Noszą czarne hełmy z czymś złotym... czymś ostrym i złotym na szczycie... hełmu. Mają, czerwone szarfy wokół bioder.

- Czy przy tobie są jacyś żołnierze?

- Kilku.

- Jesteś tam?

- Jestem w pobliżu... ale nie w tym budynku.

- Rozejrzyj się dokoła. Zobacz, czy nie widzisz gdzieś siebie... Są tam góry, trawa... i biały budynek. Czy są jakieś inne budynki?

- Jeśli nawet są, to nie znajdują się w pobliżu. Widzę jakiś... samotnie stojący, a za nim mur...

- Czy twoim zdaniem to jest fort albo więzienie, albo coś w tym stylu?

- Być może ale... to jest bardzo na uboczu.

- Dlaczego to jest ważne dla ciebie? - nastąpiło długie milczenie. - Czy znasz nazwę tego miasta albo kraju, w którym się znajdujesz? Gdzie są ci żołnierze?

- Widzę Ukrainę...

- Ukrainę - powtórzyłem zafascynowany różnorodnością jej wcieleń. - Czy wiesz jaki to rok? Albo może okres?

- Tysiąc siedemset... tysiąc siedemset... - zaczęła mówić z wahaniem, po czym dodała: - Tysiąc siedemset pięćdziesiąt osiem. Jest tu wielu żołnierzy. Nie wiem, jakie są ich zamiary. Mają długie zakrzywione szable.

- Co więcej widzisz albo słyszysz? - spytałem.

- Widzę fontannę, fontannę, w której poją konie.

- Czy żołnierze jeżdżą na koniach?

- Tak.

- Czy żołnierze mają jakieś imiona? Co mówią? Posłuchaj uważnie.

Słuchała.

- Nie słyszę tego.

- Czy jesteś wśród nich?

- Nie.

Jej odpowiedzi znowu były krótkie jak u dziecka, często monosylabiczne. Musiałem wykazać dużo inwencji w zadawaniu pytań.

- Ale widzisz ich blisko?

- Tak.

- Czy jesteś w mieście?

- Tak.

- Czy tam mieszkasz?

- Tak mi się wydaje.

- Dobrze. Postaraj siebie znaleźć i zobaczyć, gdzie mieszkasz.

- Widzę jakieś ubranie, łachmany... I dziecko, chłopca. Jego ubranie to łachmany. Marznie...

- Czy mieszka w jakimś domu w mieście?

Długa chwila milczenia.

- Tego nie widzę - ciągnęła. 

Najwyraźniej miała trudności z nawiązaniem kontaktu z tym wcieleniem. Odpowiadając była roztargniona i niepewna.

- W porządku. Czy wiesz, jak ten chłopiec ma na imię?

- Nie.

- Co się dzieje z tym chłopcem? Idź z nim, zobacz, co się z nim dzieje.

- Ktoś, kogo zna, został uwięziony.

- Przyjaciel? Krewny?

- Chyba ojciec.

Jej odpowiedzi były bardzo krótkie.

- Czy ty jesteś chłopcem?

- Nie jestem tego pewna.

- Czy wiesz, co czuje z tego powodu, że ojciec jest w więzieniu?

- Tak... bardzo się boi, boi się, że mogą zabić ojca.

- Co zrobił jego ojciec?

- Ukradł coś żołnierzom, jakieś papiery czy coś takiego.

- Chłopiec nie wie, o co chodzi?

- Nie. Ale wie, że może nigdy więcej nie ujrzy swego ojca.

- Czy możesz zobaczyć się z ojcem?

- Nie.

- Czy wiadomo, jak długo ojciec będzie w więzieniu? Czy będzie żyć?

- Nie! - odparła drżącym głosem. 

Była wstrząśnięta, zrozpaczona. Nie podała wielu szczegółów, ale najwyraźniej była przejęta tym, czego była świadkiem, uczuciami, jakich doznawała.

- Przeżywasz to, co przeżywa ten chłopiec - ciągnąłem - jego strach i rozpacz. Czujesz to?

- Tak.

I znowu zamilkła.

- Co się dzieje? Przesuń się naprzód w czasie. Wiem, że to jest trudne. Przesuń się naprzód w czasie. Czy coś się stało?

- Zabili jego ojca.

- Jak on się teraz czuje?

- Ojciec został ukarany za coś, czego nie zrobił. Ale oni tu zabijają ludzi bez powodu.

- Z pewnością chłopiec strasznie to przeżył.

- On chyba nie rozumie tego w pełni... tego, co się stało.

- Czy ma kogoś bliskiego, do kogo może się zwrócić?

- Tak, ale jego życie będzie bardzo trudne.

- Co się stanie z chłopcem?

- Nie wiem. Pewno wkrótce umrze...

W głosie jej brzmiał wielki smutek. Znowu zamilkła, a potem odniosłem wrażenie, że się rozgląda.

- Co widzisz?

- Widzę rękę... rękę zamykającą się na czymś... białym. Nie wiem, co to jest...

Znowu milczenie, czas mijał.

- Co jeszcze widzisz? - spytałem.

- Nic... tylko ciemność.

Albo umarła, albo utraciła kontakt ze smutnym chłopcem, który żył na Ukrainie przeszło dwieście lat temu.

- Czy zostawiłaś tego chłopca?

- Tak - odparła, odpoczywała.

- Czego dowiedziałaś się z tego wcielenia? Dlaczego było takie ważne?

- Nie można ludzi osądzać zbyt spiesznie. Trzeba być uczciwym wobec każdego człowieka. Wielu ludzi miało zrujnowane życie wskutek naszych zbyt pochopnych osądów.

- Życie tego chłopca było krótkie i bardzo ciężkie z powodu takiego osądu... jego ojca?

- Tak.

Znowu zamilkła.

- Czy widzisz teraz coś innego? Czy słyszysz coś?

- Nie.

Znowu te krótkie odpowiedzi i potem milczenie. Z jakiegoś powodu to krótkie życie było niezwykle trudne. Poleciłem jej, żeby wypoczęła.

- Odpocznij. Uspokój się. Twoje ciało samo się leczy, twoja dusza odpoczywa... Może czujesz się już lepiej? Ten mały chłopiec przeżył straszne rzeczy. Bardzo trudne. Ale teraz znowu odpoczywasz. Duchem możesz się przenieść w inne miejsca, w inne czasy... inne wspomnienia. Czy odpoczywasz?




- Tak.

Postanowiłem wrócić do fragmentu snu, do palącego się domu, lekkomyślności jej ojca, który posłał ją do płonącego wnętrza domu, żeby mu przyniosła coś, co należało do niego.

- Teraz chcę ci zadać pytanie dotyczące snu, jaki miałaś... o swoim ojcu. Możesz teraz to sobie przypomnieć, nic ci nie grozi. Jesteś w głębokim transie. Czy pamiętasz ten sen?

- Tak... to było metalowe pudełko.

- Co się w nim znajdowało, dlaczego cię posłał do wnętrza palącego się domu?

- Jego znaczki pocztowe i monety... które zbiera - wyjaśniła. 

Dokładny opis jej snu podczas hipnozy kontrastował dramatycznie z krótkim opisem, kiedy była w pełni świadomości. Hipnoza jest potężnym narzędziem, nie tylko dającym dostęp do najbardziej odległych, ukrytych obszarów naszego umysłu, ale ożywiającym wiele szczegółów w naszej pamięci.

- Czy te znaczki i monety były dla niego bardzo ważne?

- Tak.

- I ty zaryzykowałaś życiem i weszłaś do płonącego domu tylko po to, żeby zabrać znaczki i monety... - przerwała mi:

- On nie wiedział, że to jest tak bardzo ryzykowne.

- Uważał, że to niczym nie grozi?

- Tak.

- Wobec tego, dlaczego zamiast ciebie sam nie poszedł po nie?

- On uważał, że ja to zrobię szybciej.

- Rozumiem. Ale jednak ty ryzykowałaś?

- Tak, ale on nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Czy ten sen ma dla ciebie jakieś większe znaczenie? Czy to dotyczy twoich stosunków z ojcem?

- Nie wiem.

- On się specjalnie chyba nie spieszył, że wejść do palącego się domu.

- To prawda.

- Dlaczego tak się ociągał? Ty byłaś szybka, widziałaś niebezpieczeństwo.

- Ponieważ on zawsze próbuje uciekać od odpowiedzialności.

Ten moment postanowiłem wykorzystać kiedy będę interpretować jej sen.

- Tak, to jest jego stary sposób postępowania, a ty robisz wszystko za niego, tak jak było z przyniesieniem tego pudełka. Mam nadzieję, że on się nauczy czegoś od ciebie. Sądzę, że ten ogień przedstawia czas, który szybko upływa, że ty zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństwa, a on nie. Kiedy zwlekał i posłał cię po te przedmioty, ty wiedziałaś znacznie więcej... i możesz wiele go nauczyć, ale wydaje mi się, że on wcale nie chce się niczego nauczyć.

- Tak - zgodziła się - nie chce.

- Tak właśnie widzę ten sen. Ale ty nie możesz go do tego zmusić. On sam musi to zrozumieć.

- Tak - zgodziła się znowu, a głos jej stał się niski i ochrypły - to nieistotne, że nasze ciała spłoną w ogniu, jeśli ich nie potrzebujemy...

Jakiś Mistrz ukazał całkiem odmienną perspektywę snu. Byłem zdumiony tym nagłym wtargnięciem i jak papuga zdołałem tylko powtórzyć:

- Jeśli nie potrzebujemy naszych ciał?

- Tak. Przechodzimy przez tyle etapów, kiedy tutaj jesteśmy. Pozbywamy się ciała niemowlęcia, wchodzimy w ciało dziecka, a potem z dziecka stajemy się człowiekiem dorosłym i wreszcie starcem. Dlaczego mielibyśmy nie zrobić jeszcze jednego kroku naprzód, zrzucić dorosłe ciało i znaleźć się na płaszczyźnie duchowej? I to właśnie robimy. My nie przestajemy rosnąć, stale rośniemy. Kiedy się dostajemy na duchową płaszczyznę, tam również rośniemy. Przechodzimy przez różne etapy rozwoju. Kiedy tam przybywamy, zostaliśmy spaleni. Musimy przejść przez etap odnowy, etap nauki, etap decyzji. Decydujemy, kiedy chcemy wrócić, gdzie i z jakich powodów. Niektórzy nie chcą wracać. Postanowili przejść do następnego etapu rozwoju. I pozostają w duchowej formie... niektórzy dłużej niż inni, zanim wrócą. To wszystko jest ustawicznym rośnięciem i uczeniem się... ustawicznym rośnięciem... nasze ciało jest po prostu dla nas wehikułem, podczas gdy tu jesteśmy. To nasza dusza i umysł trwają wiecznie.




Nie znałem tego głosu ani stylu. "Nowy" Mistrz mówił, przekazywał doniosłą wiedzę. Chciałem się czegoś więcej dowiedzieć o duchowym stanie.

- Czy nauka w fizycznym stanie postępuje szybciej? Czy są jakieś przyczyny, że nie wszyscy chcą pozostawać w duchowym stanie?

- Nauka w duchowym stanie postępuje znacznie szybciej, ma większe przyspieszenie niż w cielesnej powłoce. Ale my wybieramy to, czego powinniśmy się nauczyć. Jeśli trzeba wrócić, żeby osiągnąć cel poprzez związki z ludźmi, wracamy. Jeśli ten etap zakończyliśmy, idziemy dalej. W duchowej formie zawsze można nawiązać kontakt z tymi, którzy są w fizycznej powłoce, jeśli tylko się zechce. Ale pod warunkiem, że to jest coś ważnego... jeśli masz im do przekazania coś, co muszą wiedzieć.

- Jak się nawiązuje kontakt? Jak się nadaje przesłanie? 

Ku memu zdziwieniu odpowiedziała Katarzyna, mówiła szeptem, bardziej stanowczo, ale szybko:

- Czasem możesz się ukazać tej osobie... i wyglądać tak samo, jak wtedy, kiedy tu byłeś. Innym razem nawiązujesz tylko kontakt duchowy. Czasem takie przesłanie jest tajemne, ale na ogół dana osoba wie, o co chodzi. Rozumie to. To kontakt duchowy.

- Wiedza, jaką teraz posiadasz - powiedziałem do Katarzyny - te informacje, ta mądrość tak ważna... dlaczego nie dociera do ciebie, kiedy jesteś na jawie, w fizycznej postaci?

- Pewno bym tego nie rozumiała. Nie byłabym w stanie tego zrozumieć.

- Wobec tego, może ja mógłbym cię nauczyć zrozumienia tego w taki sposób, żeby ciebie to nie przerażało i żebyś ty również się tego nauczyła.

- Tak.

- Kiedy słyszysz głosy Mistrzów, mówią oni rzeczy podobne do tych, o których mi teraz mówisz. Musisz bardzo dużo wiedzieć.

Intrygowała mnie wiedza, jaką posiadała, kiedy była w stanie hipnozy.

- Tak - odpowiedziała po prostu.

- I źródłem tego jest twój własny umysł?

- Ale oni tam to umieścili.

Więc całą zasługę przypisywała Mistrzom.

- Dobrze - zgodziłem się. - W jaki sposób najlepiej mam ci to z powrotem przekazać, tak żebyś się rozwijała i pozbyła tych swoich lęków?

- Już to zrobiłeś - powiedziała cicho. 

Miała rację, jej lęki prawie ustąpiły. Od kiedy zaczęły się seanse hipnotyczne, kliniczna poprawa następowała u niej nad wyraz szybko.

- Czego musisz się teraz nauczyć? Co jest dla ciebie najważniejsze w tym wcieleniu, żebyś mogła w pełni się rozwinąć?

- Zaufanie - odpowiedziała szybko. 

Doskonale wiedziała, jaki jest jej główny cel.

- Zaufanie? - powtórzyłem zdumiony szybkością jej odpowiedzi.

- Muszę nauczyć się wierzyć, ufać ludziom. A nie potrafię. Myślę, że każdy chce mi wyrządzić krzywdę. To sprawia, że trzymam się z dala od ludzi i sytuacji, od których zapewne nie powinnam stronić. To sprawia, że lgnę do ludzi, z którymi powinnam zerwać. 

Kiedy znajdowała się w nadświadomym stanie, jej intuicja była wprost niezwykła. Znała swoje słabe i mocne strony. Znała te dziedziny, które wymagały specjalnej uwagi i nakładu pracy i wiedziała, co ma zrobić, żeby osiągnąć poprawę. Jedyny problem polegał na tym, że te intuicyjne odkrycia należało przekazać do jej świadomości, tak żeby je stosowała w swym życiu na jawie. Nadświadoma intuicja była fascynująca, ale sama w sobie nie wystarczyła, żeby przeobrazić jej życie.

- Co to za ludzie, z którymi powinnaś zerwać? - spytałem.

- Boję się Becky. Boję się Stuarta... że jakaś krzywda... może mnie spotkać z ich strony.




- Czy możesz uciec od tego?

- Nie całkiem, ale od niektórych myśli, tak. Stuart próbuje trzymać mnie w więzieniu, i to mu się udaje. On wie, że ja się go boję. Wie także, że boję się być z dala od niego, i korzysta z tego, żeby mnie przy sobie zatrzymać.

- A Becky?

- Ustawicznie stara się podkopać moje zaufanie do niektórych ludzi, którym wierzę. Tam gdzie ja widzę dobro, ona widzi zło. I próbuje zasiać te ziarna w moim umyśle. Dopiero się uczę ufać ludziom... którym ufać powinnam, ale ona sączy we mnie zwątpienie. I na tym polega problem jej dotyczący. Nie mogę dopuścić, żeby mnie zmusiła do myślenia na swoją modłę. 

W nadświadomym stanie Katarzyna potrafiła precyzyjnie uchwycić główne wady zarówno Becky jak i Stuarta. Zahipnotyzowana byłaby znakomitym psychiatrą, o wielkiej intuicji, wrażliwej i nie błądzącej. Obudzona Katarzyna nie posiadała tych atrybutów. Moim zadaniem było przerzucić most nad przepaścią. Szybka poprawa jej stanu psychicznego świadczyła, że coś z tego już do niej trafiło. Postanowiłem dalej budować ten most.

- Komu możesz zaufać? - spytałem. - Zastanów się nad tym. Kim są ci ludzie, którym możesz ufać, od których możesz się uczyć i do których możesz się zbliżyć? Kim są?

- Tobie mogę zaufać - wyszeptała. 

Wiedziałem o tym, ale wiedziałem też, że musi jeszcze bardziej zaufać ludziom, z którymi się styka na co dzień.

- Istotnie możesz. Jesteś mi bardzo bliska, ale musisz także zbliżyć się do innych ludzi ze swego otoczenia, którzy mogą przebywać z tobą częściej niż ja.

Chciałem, żeby była samodzielna i całkowicie niezależna, nawet ode mnie.

- Mogę wierzyć mojej siostrze, co do innych nie wiem. I Stuartowi, ale tylko do pewnego stopnia. On dba o mnie, ale jest niezrównoważony i dlatego nieświadomie krzywdzi mnie.

- Tak, to prawda. Czy jest jeszcze jakiś mężczyzna, któremu możesz wierzyć?

- Mogę wierzyć Robertowi - odparła. 

To był lekarz w naszym szpitalu. Oboje byli bardzo zaprzyjaźnieni.

- Tak. Może w przyszłości spotkasz jeszcze innych...

- Mam nadzieję, że tak będzie - powiedziała. 

Przyszłość niezwykle mnie intrygowała. Katarzyna była tak dokładna w sprawach dotyczących przeszłości. Dzięki Mistrzom poznała pewne tajemne fakty. Czy może również poznać fakty dotyczące przyszłości? A jeśli tak, czy w ten sposób możemy zdobyć wiedzę o tym, co będzie? Tysiące pytań kłębiło mi się w głowie.

- Kiedy tak jak teraz nawiązujesz kontakt z nadświadomością, i wiesz o tym, czy masz także zwiększone możliwości w sferze intuicji, w sferze duchowości? Czy możesz spojrzeć w przyszłość? Dzięki tobie tyle już dowiedzieliśmy się o przeszłości.

- Tak, to jest możliwe - powiedziała - ale teraz nic nie widzę.

- Czy to jest możliwe? - powtórzyłem jak echo.

- Tak sądzę.

- Czy możesz to zrobić bez lęku? Czy możesz przenieść się w przyszłość i otrzymać informacje "neutralne", które cię nie przestraszą? Czy możesz zobaczyć przyszłość? 

Odpowiedziała natychmiast:

- Nie widzę tego. Oni mi na to nie pozwolą.

Wiedziałem, że ma na myśli Mistrzów.

- Czy są przy tobie?

- Tak.

- Czy mówią do ciebie?

- Nie. Oni wszystko kontrolują.

Ponieważ była kontrolowana, nie wolno jej było spojrzeć w przyszłość. Może zresztą nic osobiście nie zyskalibyśmy na tym. Może to przestraszyłoby Katarzynę. Może nie byliśmy jeszcze przygotowani do tego rodzaju informacji. Nie naciskałem na nią.

- Ten duch, który niedawno był koło ciebie, na imię miał Gideon... Czego on chciał? Dlaczego był blisko ciebie? Czy znasz go?

- Nie, chyba nie.

- Czy on cię chroni przed niebezpieczeństwem?

- Tak.

- Mistrzowie...

- Nie widzę ich. Czasem mają dla mnie przesłania, które pomagają zarówno tobie, jak i mnie. 

- Czy te przesłania są dla ciebie dostępne, nawet kiedy oni nie mówią? Czy przekazują ci swoje myśli?

- Tak.

- Czy oni cię pouczają, jak daleko wolno ci się posunąć, co możesz zapamiętać?

- Tak.

- A więc jest jakiś cel w tym wyjaśnianiu wcieleń...

- Tak.

- Twojego i mojego... żeby nas nauczyć. Żebyśmy przestali się bać. 

- Istnieją różne sposoby porozumiewania się. Oni dlatego wybierają różne sposoby... żeby dowieść, że istnieją.

Niezależnie od tego czy Katarzyna słyszała ich głosy, widziała obrazy i wizje z przyszłości, czy przeżywała zjawiska ponadzmysłowe czy też przekazywano do jej podświadomości myśli, cel zawsze był ten sam - dowieść, że istnieją, a poza tym, że chcą nam pomóc na ziemskiej drodze życia, wzbogacając naszą intuicję i wiedzę, żebyśmy dzięki mądrości stali się podobni bogom.

- Czy wiesz, dlaczego ciebie wybrali...

- Nie.

- ...żebyś była ich kanałem?

To było delikatne pytanie, ponieważ po przebudzeniu Katarzyna nie chciała nawet słuchać nagranych taśm.

- Nie - wyszeptała.

- Czy to cię przeraża?

- Czasami.

- A czasami nie?

- Tak.

- Przecież to podnosi na duchu - dodałem. - Wiemy teraz, że jesteśmy wieczni i dlatego przestaliśmy się bać śmierci.

- Tak - zgodziła się i po chwili dodała: - Muszę nauczyć się ufać. - wróciła do swojej najważniejszej lekcji życiowej. - Muszę nauczyć się wierzyć ludziom godnym zaufania... kiedy ktoś jest wiarygodny.

- Są jednak ludzie, którym nie należy wierzyć - stwierdziłem.

- Tak, i dlatego jestem trochę zagubiona. Ludziom, których dobrze znam, powinnam wierzyć, ale trudno mi to przychodzi. Nie chcę wierzyć każdemu.

Zamilkła, a ja znowu zdumiony byłem jej wnikliwością.

- Ostatnim razem rozmawialiśmy o tobie jako o dziecku w ogrodzie, o koniach. Pamiętasz? Czy to był ślub twojej siostry?

- Trochę pamiętam.

- Czy zdarzyło się jeszcze coś ważnego wtedy? Pamiętasz coś?

- Tak.

- Czy warto, żebyś teraz się cofnęła i zbadała, co się dzieje?

- Teraz się nie cofnę. Tyle rzeczy się dzieje podczas życia... tyle się trzeba nauczyć, tyle wiedzy zdobyć... w każdym życiu. Tak, musimy je zbadać, ale teraz się nie cofnę. 

Wróciłem więc do jej niełatwych związków z ojcem.

- Stosunek do ojca jest jeszcze jedną dziedziną, która wywarła głęboki wpływ na twoje obecne życie.

- Tak - odparła krótko. 

- Istnieje jednak również inny aspekt tej sprawy, który trzeba zbadać. Musiałaś wiele się nauczyć na podstawie tego związku. Porównaj go z przykładem małego chłopca na Ukrainie, który bardzo wcześnie stracił ojca. Tym razem nie poniosłaś takiej straty. A mając teraz ojca, chociaż były pewne trudności...

- Były raczej ciężarem - dokończyła. - Myśli... - dodała - Myśli...

- Jakie myśli? - wyczułem, że wkroczyła na inny teren.

- Dotyczące usypiania. Czy ktoś uśpiony podczas operacji może słyszeć? Może nadal słyszeć! - odpowiedziała sobie na własne pytanie. Bardzo podniecona zaczęła teraz spiesznie mówić szeptem: - Umysł człowieka jest wtedy świadom tego, co się dzieje. Podczas operacji gardła rozmawiali o moich skłonnościach do duszenia się, o tym, że w trakcie zabiegu pewno zacznę się dusić.

Przypomniałem sobie o operacji struny głosowej, którą Katarzyna miała na kilka miesięcy przed jej pierwszą wizytą u mnie. Już przed zabiegiem bała się, ale po przebudzeniu w sali pooperacyjnej była wręcz przerażona. Personel pielęgniarski uspokajał ją przez kilka godzin. Teraz okazało się, że to, co mówili chirurdzy, gdy podczas operacji była w głębokim uśpieniu, pogłębiło jej strach. Myślą wróciłem do czasów, kiedy studiowałem medycynę i miałem praktykę na chirurgii. Przypomniałem sobie nasze rozmowy podczas operacji, kiedy pacjenci byli uśpieni. Pamiętałem żarty, przekleństwa, dyskusje i wybuchy gniewu niektórych chirurgów. Co z tego zapadło w podświadomość pacjentów? Ile z tego, co zapamiętali, wpłynęło na ich myśli, uczucia, na strach, kiedy się obudzili? Czy uwagi robione podczas operacji miały wpływ pozytywny czy negatywny na okres, kiedy pacjent przychodził do zdrowia? Czy umarł ktoś z powodu negatywnych rokowań, które usłyszał podczas operacji? Czy pozbawiony nadziei poddał się?




- Czy pamiętasz, co lekarze mówili podczas operacji? - spytałem.

- Musieli mnie intubować. Powiedzieli, że po wyjęciu rury może mi spuchnąć gardło. Oni nie sądzili, że słyszę, co mówią.

- Ale słyszałaś.

- Tak. I dlatego tyle było wtedy ze mną kłopotów.

Po dzisiejszym seansie Katarzyna nie miała już nigdy obaw, że się zakrztusi lub udusi.

- Bałam się - ciągnęła dalej - że się uduszę.

- Czy teraz uwolniłaś się od tego strachu? - spytałem.

- Tak. Teraz ty będziesz mógł naprawić to, co oni zrobili.

- Naprawdę? Mogę to zrobić?

- Tak. Jesteś... Lekarze powinni być bardzo ostrożni w tym, co mówią. Pamiętam teraz, jak to było. Włożyli mi w gardło rurę. I nic nie mogłam im powiedzieć.

- Ale teraz jesteś wolna od strachu... Przypomniałaś sobie.

- Tak, pamiętam o czym rozmawiali...

Dłuższą chwilę milczała, potem zaczęła poruszać głową z jednej strony na drugą. Zdawała się słuchać kogoś.

- Słyszysz chyba jakieś przesłania. Czy wiesz, skąd one pochodzą? Mam nadzieję, że Mistrzowie przybędą.

- Ktoś mi powiedział - odparła tajemniczo.

- Ktoś mówił do ciebie?

- Ale odeszli. 

Bardzo chciałem, żeby wrócili.

- Spróbuj przywołać z powrotem te duchy, które mają dla nas przesłania... żeby nam pomóc.

- One przychodzą tylko wtedy, kiedy chcą, a nie kiedy ja mam na to ochotę - odparła stanowczo. 

- Czy masz nad tym jakąś kontrolę?

- Nie.

- No, dobrze - ustąpiłem - ale przesłanie o uśpieniu podczas operacji było dla ciebie bardzo ważne. To była przyczyna twego duszenia się.

- To było ważne dla ciebie, nie dla mnie - odparła. 

Odpowiedź ta bardzo mnie poruszyła. Choć to ona została wyleczona ze strachu przed uduszeniem się, jednak to odkrycie było znacznie ważniejsze dla mnie niż dla niej. To ja leczyłem ludzi. Jej prosta odpowiedź zawierała wiele podtekstów. Czułem, że jeśli naprawdę zrozumiem pełne ich znaczenie, uczynię ogromny skok w zrozumieniu stosunków międzyludzkich. Może pomaganie jest znacznie ważniejsze niż leczenie.

- Dla mnie, żeby ci pomóc? - spytałem.

- Tak. Możesz naprawić to, co zrobili. I naprawiasz to, co zrobili...

Odpoczywała. Oboje nauczyliśmy się bardzo ważnej lekcji. Umówili się na kolejne spotkanie.
 
 


 
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz