Stron

niedziela, 14 listopada 2021

KONCEPCJE MITTELEUROPY - Cz. II

JAK ONE WYGLĄDAŁY W TEORII

I JAK PRÓBOWANO

(I NADAL PRÓBUJE SIĘ)

REALIZOWAĆ JE W PRAKTYCE

 
 
 KRYZYS NA GRANICY Z BIAŁORUSIĄ ZAOSTRZA SIĘ
(MIGRANCI MAJĄ JUŻ PONOĆ BROŃ PALNĄ DO SZTURMU NA GRANICE)
 
 


  
 Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej, zainicjowany przez reżim Aleksandra Łukaszenki i koordynowany działaniami służb specjalnych Rosji i Białorusi, zaostrza się. Na granicy jest już ponad 15 000 żołnierzy Wojska Polskiego, Straży Granicznej, Policji i Wojsk Obrony Terytorialnej i wciąż ta liczba się zwiększa. Podobnie zwiększa się liczba migrantów, których białoruski dyktator (przy całkowitym poparciu Kremla - a ja sądzę że nie tylko Kremla) pragnie przerzucić przez polską granicę do państw Unii Europejskiej. Jeśli te masy przerwą naszą granicę i wedrą się do Polski, to bez wątpienia ruszą dalej w kierunku Niemiec - bo to jest główny cel ich marszu. Oczywiście nie oznacza to, że pozostałe państwa będą wówczas bezpieczne - wręcz przeciwnie. Niemcy nie poradzą sobie z taką masą uchodźców i ponownie będą chciały ich rozdzielić pomiędzy pozostałe kraje Wspólnoty, a to realnie doprowadzi nie tylko do upadku Unii Europejskiej, ale również do totalnego chaosu i wojen wewnętrznych. Europa stanie się regionem Trzeciego Świata, ogarniętym anarchią i walkami z muzułmańskimi imigrantami, co doprowadzi do zniszczeń, podpaleń i tysięcy ofiar, dlatego też polska granica wschodnia jest też wspólną granicą całej Wspólnoty (nie tylko politycznie, również pod względem odpowiedzialności). Niestety, nie widać zdecydowanego wsparcia (poza deklaracjami, które niewiele dają) innych państw w kierunku Polski. Przykre to, widząc że historia znów zatacza koło i tak samo jak w 1920 r. musieliśmy sami odeprzeć najazd Armii Czerwonej na Europę, tak i dziś też jesteśmy sami.



WARTO WYSŁUCHAĆ O SYTUACJI Z MIGRANTAMI NA GRANICACH
(FILM W KILKU WERSJACH JĘZYKOWYCH)




Notabene, gdy na jednym z anglojęzycznych blogów historycznych pisałem że to dzięki Polakom ocalona została w 1920 r. Europa, to odpowiadano mi że przesadzam i że Polska tak naprawdę ocaliła wówczas tylko swoją niepodległość, gdyż nawet gdyby Sowieci zwyciężyli pod Warszawą i poszli dalej na Zachód, to przecież były Niemcy, była Francja, Wielka Brytania, ewentualnie USA. Takie bzdury opowiadali mi ludzie, którzy oficjalnie interesowali się historią i mogli coś więcej powiedzieć na ten temat. Dlaczego były to bzdury? Choćby dlatego, że Niemcy w 1920 r. były już r-o-z-b-r-o-j-o-n-e, i choć powstawały paramilitarne oddziały Grenzschutu - czy inne temu podobne - to jednak po zwycięstwie w Polsce Armia Czerwona dostałaby przysłowiowego "kopa" i szturmem ruszyłaby na Zachód, nie czekając aż Niemcy się dozbroją i w pełni zmobilizują. Zresztą w samych Niemczech komuniści ogłosiliby wkrótce potem powstanie Europejskiej Republiki Sowieckiej i rozpoczęli formowanie niemieckiej Armii Czerwonej. Następnym celem byłaby Francja - totalnie osłabiona I Wojną Światową, i to tak bardzo, że myśl o kolejnym konflikcie paraliżowała Francuzów nawet jeszcze w 1940 r. a co dopiero dwa lata po Wielkiej Wojnie. Francja zatem również stałaby się łatwym łupem bolszewików. Wielka Brytania co prawda ostałaby się w 1920 r. gdyż Sowieci nie mieli jeszcze wówczas możliwości przeprowadzenia desantu na tę Wyspę, ale realnie stałaby się taką łódzką, przymocowaną u granic potężnej Sowieckiej Europy, a w kilka lat później zapewne Wielka Brytania również zostałaby zdobyta przez komunistów. Ale ponieważ Polacy jednak zwyciężyli w 1920 r., więc dziś jacyś kretyni mogą pisać takie głupoty że Europa była bezpieczna i w zasadzie nic by się nie stało jakby Sowieci zwyciężyli (😒).

Ale my niestety znów musimy strzec naszej granicy, bowiem i tak nie mamy innego wyjścia. Nie możemy dopuścić do wdarcia się w nasze granice tych tłumów, gdyż to oznaczałoby realną destabilizację i anarchizację również naszego kraju. Powinniśmy się zjednoczyć i wystąpić jak jeden zjednoczony naród przeciw tym agresorom, którzy pragną zguby naszej Ojczyzny i całej Europy (choć może za kilkanaście lat znów jakiś dureń napisze, że gdyby nawet ci imigranci wdarli się do Polski, to i tak by się nic nie stało, bo były Niemcy, była Francja...) A tak na marginesie jeszcze dodam, że uważam (podobnie jak Eryk Mistewicz) iż zarówno Francja, jak i inne kraje Europy powinny odrodzić swoją dumę narodową, dumę z bycia Francuzem, Włochem, Hiszpanem, Anglikiem/Brytyjczykiem czy nawet dumę z bycia Niemcem (choć w tym przypadku trochę się obawiam - znając historyczny rozwój niemieckiej dumy narodowej - w jakim kierunku może to pójść, ale jeśli nie będzie miało szowinistycznych i rasistowskich cech, to uważam że niemiecka duma narodowa również powinna się odrodzić, bowiem patriotyzm nie polega na krytyce i walce z innymi narodami, a na odnajdywaniu piękna własnego narodu, bez jego upadlania i bez ulegania marksistowskim modom, czego przejawem jest choćby tzw.: "kultura unieważniania", czyli niszczenie wszystkiego, co było ważne w historii danego kraju, aż do momentu, gdy nic już nie zostanie i będzie można stworzyć zupełnie nową, marksistowską wizję przeszłości). Dotyczy to przede wszystkim USA, gdzie kontrkulturowi marksiści obalają i niszczą pomniki amerykańskich bohaterów (szczególnie tych z Południa) i to tylko dlatego, że kiedyś jeden czy drugi z nich miał kilku niewolników. Dziś chcą nas wszystkich zmienić w niewolników - przy akompaniamencie marksistów - i nikomu to nie przeszkadza? A my mamy rozliczać kogoś, kto żył w zupełnie innych czasach, kierował się inną mentalnością miał zupełnie inny światopogląd? Zmieniajmy świat na lepsze, ale jednocześnie bądźmy dumni z wielkich przodków naszej historii, którzy nie powinni być dla nas jedynie ikonami przeszłości, lecz z ich życiowych sukcesów i klęsk my powinniśmy czerpać siłę, aby w przyszłości stać się lepszymi od nich i zbudować lepszy świat . I jednym z elementów tego, jest właśnie narodowa jedność wobec zagrożeń które już dziś widzimy i tych, które są jeszcze przed nami ukryte. 
 
  

 

"ŚWIĘTE POLSKI SĄ GRANICE, DOMÓW NASZYCH ŚWIĘTE PROGI; KTO NAM RZUCI RĘKAWICĘ, ODWET NASZ WYWOŁA SROGI! POZNAŃ Z WILNEM, LWÓW Z KRAKOWEM, JAKO TWIERDZE DLA WARSZAWY, DZIERŻĄ MIECZ RAMIENIEM ZDROWEM, BRONIĄ POLSKI ZIEM I SŁAWY"


TAK BRZMIAŁ FRAGMENT JEDNEJ Z PROPOZYCJI SŁÓW HYMNU POLSKIEGO z 1925 r. ZAMESZCZONY W "ORĘDOWNIKU ŚMIGIELSKIM" WYCHODZĄCYM W LESZNIE - JAKŻE DZIŚ JEST AKTUALNY

(NOTABENE - HYMN POLSKI, CZYLI "MAZUREK DĄBROWSKIEGO" ZOSTAŁ OFICJALNIE PRZYJĘTY DOPIERO - 26 lutego 1927 r. i DO SAMEGO KOŃCA KONKUROWAŁ ON z "ROTĄ" MARII KONOPNICKIEJ, "CHORAŁEM" KORNELA UJEJSKIEGO, ORAZ Z PIEŚNIĄ: "BOŻE, COŚ POLSKĘ" ALOJZEGO FELIŃSKIEGO i ANTONIEGO GORECKIEGO)


 
 

 MITTELEUROPA

(UJĘCIE TEORETYCZNE)

Cz. I


 



 Od chwili swego zwycięstwa w wojnie francusko-pruskiej, zjednoczone (18 stycznia 1871 r.) w Wersalu Niemcy dążyły nie tylko do utrzymania dotychczasowego status quo, ale również do jego znacznego rozszerzenia, i to zarówno na Zachodzie jak i na Wschodzie Europy. Wówczas to zaczęły się w niemieckich teoriach politycznych i geopolitycznych kształtować koncepcje "Ekspansji na Wschód" ("Drang nach Osten"), "Wielkiej Przestrzeni" ("Die grossraum Idee"), "Władzy i Przestrzeni" ("Macht und Raum") oraz doktryny "Krwi i Ziemi" ("Blut und Boden"). Zasada czystości rasowej pojawiła się w Niemczech na długo nim na świat przyszedł Adolf Hitler, gdyż niemiecka antropologia (będąca wykładnią dla wszelkich tego typu doktryn i idei) od swych naukowych początków była w mniejszym lub większym stopniu rasistowska (z czasem też coraz bardziej antyżydowska), a to prowadziło już bezpośrednio do pojawienia się kolejnego terminu: "Raumanpassungsart" (czyli "dopasowania przestrzeni" pod możliwie jak najszerszą kolonizację niemiecką). Wszelkie małowartościowe rasy: słowiańska i żydowska, miały zostać usunięte i zastąpione "źródłem krwi narodu", czyli niemieckimi chłopami. Koncepcja "Volksboden und Kulturboden" ("Terytorium Narodowego i Kulturowego") miała ogromne poparcie rządów II Rzeszy Niemieckiej (która - powiedzmy to sobie otwarcie, nie była państwem rasistowskim jako takim, co można było chociażby zauważyć w utworzonej w 1849 r. w Prusach Izbie Panów (Herrenhaus) gdzie siedzieli obok siebie arystokraci niemieccy i polscy i jeśli istniał jakikolwiek szowinizm w tej grupie, to głównym odnośnikiem nie była tu narodowość, a raczej pochodzenie społeczne. Mimo to, akcja germanizacji ludności polskiej lub jej wysiedlania - była prowadzona planowo przez dekady). Plan germanizacji ziemi i usuwania stamtąd ludności polskiej, był konsekwentnie realizowany od 1830 do 1840 r., czyli od momentu gdy naczelnym prezesem Wielkiego Księstwa Poznańskiego został - Edward Flottwell. To on rozpoczął proces wykupywania ziemi z rąk polskiej szlachty i sprzedawania jej szlachcie pruskiej (i miał na tym polu znaczne sukcesy). W 1832 r. wprowadził też język niemiecki, jako język urzędowy w Wielkopolsce (należy jednak od razu dodać że do 1830 r. Polakom w Prusach żyło się bardzo dobrze, do 1848 r. całkiem dobrze a do 1872 r. znośnie i dopiero w latach 70-tych i 80-tych wprowadzono kompleksową akcję germanizacyjną, połączoną z przejmowaniem polskiej ziemi - oczywiście w formie kupna, a nie przymusowego wysiedlania - i odsprzedawaniem jej Niemcom. Stało się tak, ponieważ Niemcy/Prusacy zorientowali się wreszcie, że Polakom wcale nie chodzi o zachowania swojego języka i kultury - co też mieli wcześniej zagwarantowane -  a o oderwanie tych ziem od Prus i przyłączenie ich do odrodzonego państwa polskiego.

W 1886 r. rząd kanclerza Otto von Bismarcka powołał do życia "Komisję Osadniczą dla Prus Zachodnich i Poznańskiego" ("Ansiedlungskommission für Westpreussen und Posen"), która miała za zadanie kontynuację dzieła Flottwella, czyli skupowanie ziemi z rąk polskiej szlachty i przekazywania jej w dzierżawę niemieckim chłopom. Kierując się jednak założeniami koncepcji "Blut und Boden", Komisja Osadnicza celowo pomijała w tej parcelacji chłopów polskich - czyli najliczniejszej grupy mieszkańców Wielkopolski, a to oznaczało, że cała akcja germanizacyjna się nie powiodła, a poza tym nie było zbyt wielu chętnych Niemców do osiedlania się w środku "polskiego morza". Niemców odstręczał również fakt, że ziemia ta nie była ich własnością, a jedynie ją dzierżawili (Komisja zastrzegała sobie możliwość odkupu danej osady, jeśli gospodarz źle gospodarzył, lub też działał niezgodnie z niemieckim interesem osadniczym - czyli np. poślubił Polkę). Cała akcja Komisji Kolonizacyjnej okazała się kompletnym fiaskiem również dlatego, że Polacy utworzyli spółki parcelacyjne, które same skupowały ziemię od polskiej i niemieckiej szlachty i następnie dzieliły ją pomiędzy polskich chłopów (były to gospodarstwa nie większe niż 3 hektary). Pieniądze na ten cel szły najczęściej z Banku Związku Spółek Zarobkowych SA. (powołanego jeszcze w 1885 r.), którego patronem był chociażby ksiądz Piotr Wawrzyniak (który został księdzem, zrywając wcześniej swój związek z zakochaną w nim dziewczyną i już zaplanowane małżeństwo, gdyż pragnął poświęcić się Bogu i walce o narodową sprawę. Jego postać została ukazana w serialu: "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" - opowiadającym właśnie o zmaganiach Polaków z Niemcami w Wielkopolsce pod zaborem prusko-niemieckim w latach 1815-1918. Zagrał go Piotr Machalica).




W listopadzie 1894 r. pod protekcją byłego już kanclerza Bismarcka, powstał "Związek Popierania Niemczyzny w Marchiach Wschodnich" ("Verein zur Förderung des Deutschtums in den Ostmarken"), który w 1899 r. przekształcił się w "Niemiecki Związek Marchii Wschodniej" ("Deutscher Ostmarkenverein") a i tak od pierwszych liter nazwisk jego założycieli: Ferdynanda von Hansemanna, Hermanna Kennemanna i Henryka von Tiedemanna - Polacy zwali go po prostu "HaKaTą". Cel Hakaty był taki sam, jak Komisji Osadniczej, z tym że nie chodziło już tylko o wykupywanie ziemi z polskich rąk, a o ogólne propagowanie niemczyzny w prasie, szkołach, urzędach i wszelkich dziedzinach gospodarki Wielkopolski, łącznie ze sprowadzaniem na miejsce niemieckich chłopów, którym miano odsprzedawać te ziemie po zaniżonych cenach (na ten cel organizacja otrzymała ogromne państwowe fundusze). W 1902 r. członkowie Hakaty zainicjowali też projekt budowy pomnika Otto von Bismarcka w Poznaniu - który wzniesiony został w październiku roku następnego - jako symbolu niemieckości tych terenów i trwałego związania Wielkopolski z Niemcami (po wybuchu Powstania Wielkopolskiego - 27 grudnia 1918 r. i wyzwolenia całej Wielkopolski - luty 1919 r. -, a następnie zjednoczenia tej ziemi z resztą odradzającej się Polski, pomnik ten został obalony i wywieziony na złom). Cele Hakaty również się nie powiodły, a wręcz przybrały skutek odwrotny, bowiem to nie Polacy odsprzedawali swoje ziemie Związkowi, a głównie Niemcy (mało tego - sami Niemcy odsprzedawali swój majątek polskim organizacjom i wyjeżdżali na zachód swego kraju). Tak więc ogólny bilans istnienia Hakaty (1894-1919) był ujemny, pomimo ogromnych środków finansowych przeznaczonych do "podtrzymywania" niemczyzny i walki ekonomiczno-kulturowej z Polakami.

Widząc klęskę swojej polityki kolonizacyjnej, rząd niemiecki postanowił w maju 1908 r. pójść na całość i wydać ustawę, umożliwiającą przymusowe wywłaszczenie polskich majątków w Poznańskiem (Wielkopolska) i Prusach Zachodnich (Pomorze Gdańskie). Wywołało to spore oburzenie w Europie (w nagłośnienie tego procederu włączył się również Henryk Sienkiewicz, który zorganizował nawet międzynarodową ankietę zatytułowaną: "Prusy i Polska" na którą był bardzo duży odzew ludzi polityki, nauki i kultury). To spowodowało, że cała akcja się nie powiodła (przejęto w ten sposób jedynie cztery polskie majątki), a nagłośnienie sprawy mocno się temu przysłużyło. W tym też czasie swój bój z pruską administracją toczył polski chłop ze wsi Podgradowice (Kaisertreu) - Michał Drzymała. Rozpoczął on swój bój w 1904 r., gdy władze niemieckie odmówiły mu zgody na postawienie domu, na zakupionej przez niego wcześniej ziemi (na mocy ustawy z 10 sierpnia 1904 r.. o konieczności uzyskania pozwolenia władz na postawienie budynku). Ostatecznie więc Drzymała kupił wóz cyrkowy i zamieszkał w nim zraz z całą swoją rodziną, a gdy władze chciały mu ten wóz odebrać - twierdząc że zgodnie z prawem wóz stojący w jednym miejscu przez 24 godziny jest domem - wówczas Drzymała codziennie przesuwał swój wóz o kilka metrów. Władze niemieckie długo miały w ten sposób związane ręce, ale ostatecznie po kilku latach usunęły ten pojazd siłą, a wówczas Drzymała zamieszkał w lepiance - którą też mu zburzono. Wtedy (1909 r.) został już ostatecznie zmuszony do sprzedaży swojej ziemi, ale sława jaką zdobył, opierając się pruskiej administracji okazała się nieśmiertelna i gdy sam Drzymała zmarł (w kwietniu 1937 r.) wieś Podgradowice przemianowano na Drzymałowo, zaś jego samego - pośmiertnie - odznaczono Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, czyniąc go symbolem walki Polaków z akcją germanizacją w Wielkopolsce. Symbolem walki z germanizacją stały się też dzieci z Wrześni koło Poznania, które w 1901 r. odmówiły udzielania odpowiedzi na lekcjach religii w języku niemieckim (w tymże roku bowiem weszło nowe prawo, które zmuszało nauczycieli i księży do nauczania lekcji religii tylko w języku niemieckim, dotąd bowiem lekcje religii - jako jedyny szkolny przedmiot - były możliwe również w języku polskim). Dzieci odmówiły udzielania odpowiedzi i wymawiania słów modlitwy w języku niemieckim, za co zostały dotkliwie pobite przez nauczycieli (bicie było tak mocne, że wiele dzieci traciło przytomność), co w konsekwencji spowodowało strajk dzieci i ich rodziców we Wrześni, który trwał kilka miesięcy na przełomie lat 1901 i 1902. W strajku wzięło wówczas udział 50 tys. dzieci, których rodzice odmówili posyłania na naukę religii w języku niemieckim. Ostatecznie Niemcy nałożyli wysokie kary pieniężne na rodziców którzy nie godzili się posłać swych dzieci na religię, co na pewien czas zakończyło strajk, ale już w listopadzie 1906 r. strajk ten wybuchł z jeszcze większą siłą (strajkowało wtedy ponad 75 tys. dzieci) a ich opór został nagłośniony w Europie i ostatecznie władze niemieckie musiały wycofać się z przymuszania polskich dzieci do nauki religii w języku niemieckim (znane było wówczas takie oto motto: "My z Tobą Boże rozmawiać chcemy, lecz "Vater unser" nie rozumiemy, i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać, bo Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz"). 


"DO KRWI OSTATNIEJ KROPLI Z ŻYŁ, BRONIĆ BĘDZIEMY DUCHA
AŻ SIĘ ROZPADNIE W PROCH I PYŁ - KRZYŻACKA ZAWIERUCHA"




Niemcy nie tylko jednak wdrażali plany germanizacyjne, mające doprowadzić do zniemczenia lokalnej ludności polskiej na ziemiach które w wyniku trzech rozbiorów (1772, 1793 i 1795) znalazły się granicach państwa pruskiego. Również powstawały plany tyczące się ziem, które nie wchodziły bezpośrednio w granice Rzeszy, ale które Niemcy widzieli w ramach projektowanej przez siebie powojennej Europy przyszłości. Były to tereny Europy Środkowej i Środkowo-Wschodniej, które miały stać się rezerwuarem taniej siły roboczej dla Niemiec i zostać ekonomicznie wydrenowane, za to całkowicie politycznie i gospodarczo byłyby uzależnione od Wielkich Niemiec. Po raz pierwszy koncepcję Mitteleuropy zdefiniował prekursor niemieckiej geopolityki - Friedrich List już w 1841 r. gdy opowiedział się za przyszłą unią germańsko-madziarską, w której zjednoczone Niemcy wraz z Węgrami stanowiłyby centrum i trzon Europy, dzięki czemu udałoby się panować Bałkany i wypędzić stamtąd Turków. Jeszcze dalej poszedł profesor na Uniwersytecie w Getyndze - Paul de Lagarde (właściwe nazwisko - Paul A. Botticher), który wystąpił z planem utworzenia imperialnych Niemiec, poprzez podbój przez nie całej Środkowej Europy (twierdził że pokój zapanuje dopiero wtedy, gdy: "Niemcy będą sięgać od Ems do ujścia Dunaju, od Dźwiny do Triestu, od Metz do Bugu, gdy zjednoczone siły pokonają Francję i Rosję. Ponieważ cały świat chce pokoju musi zaakceptować Niemcy w takich granicach"). Nieco inny pogląd na tę sprawę miał niemiecki historyk - Constantin Frantz, który twierdził że co prawda Europa Środkowa powinna pozostać pod dominacją Niemiec, ale widział ją jako konfederację wolnych państw, posiadających pełną kulturową tożsamość i całkowitą autonomię polityczną (był też zwolennikiem odrodzenia Polski, gdyż twierdził że taka Polska byłaby sojusznikiem Niemiec w walce z Rosją). Profesor Uniwersytetu w Lipsku - Friedrich Ratzel łączył geografię z polityką, co spowodowało że stał się klasykiem geopolityki. Twierdził on, że Niemcy powinny zmierzać do potęgi, poprzez aneksję sąsiednich ziem, a wpływy niemieckie widział sięgające od Alp na Południu, aż po Morze Czarne na Wschodzie. Inny jego znajomy - profesor Alfred Kirchhoff z Uniwersytetu w Halle, skupiał się bardziej na historycznych założeniach pomiędzy narodem, państwem a danym regionem.

Pierwszą jednak realną i sprecyzowaną koncepcję Mitteleuropy, opracował dopiero w 1883 r. Hermann Wagner. Na przygotowanej przez niego mapie, w obręb Mitteleuropy weszłyby takie kraje, jak: Rzesza Niemiecka (wraz z niemieckojęzyczną częścią Austrii), Czechy z Morawami, Belgia wraz z Holandią i Luksemburgiem, oraz północno-wschodnia częścią Francji. Dalej jeszcze Królestwo Polskie (czyli ziemie Kongresówki) z północną częścią Mazowsza i z Prusami Wschodnimi, ale już bez ziem leżących na wschód od Wisły. Łącznie cała Mitteleuropa Wagnera sięgała od Wiednia i Bratysławy na Południu, po Morze Północne i Kanał La Manche na Północy, a także od Boulogne i Arras na Zachodzie, po Kłajpedę, Warszawę i linię Wisły na Wschodzie. Idąc tokiem rozumowania Wagnera, niejaki Joseph Partsch z Uniwersytetu Wrocławskiego, dwadzieścia lat później znacznie rozszerzył w swojej książce - wydanej w 1904 r. właśnie pod właśnie takim tytułem - zakres niemieckiej Mitteleuropy. Była to pierwsza kompleksowa i metodyczna praca, ujmująca temat w sposób całościowy (pod względem geograficznym, historycznym i społeczno-kulturowym), licząca 463 strony. Partsch omówił tam Cesarstwo Niemieckie, Monarchię Austro-Węgierską (łącznie z Bośnią i Hercegowiną), Serbię, Rumunię, Bułgarię (wraz z Rumelią Wschodnią) oraz Czarnogórę. Zachodnimi granicami Mitteleuropy wyznaczył zaś Belgię, Holandię, Luksemburg i Szwajcarię, za to całkowicie pominął ziemie polskie zaboru rosyjskiego. Na całym tym obszarze miał dominować naród niemiecki, który miał być naturalnie predystynowany do tej roli, natomiast cały ten region miał się integrować pod niemiecką hegemonią, aż do ostatecznego utworzenia środkowoeuropejskiego mocarstwa. To właśnie od dzieła Partscha, a nie późniejszej pracy Friedricha Naumanna - powszechnie przyjęła się nazwa Mitteleuropa. W trzy lata po ukazaniu się książki Josepha Partscha, inny niemiecki geograf - Alfred Hettner zmienił terytorialny zasięg Mitteleuropy, dołączając do niej ziemie polskie wraz z północną częścią Galicji (z Krakowem i Lwowem), ale już bez Węgier i krajów bałkańskich, a także z miastami Francji: Boulogne, Arras, Reims, Toul i Nancy podchodząc granicą prawie pod Paryż.




W 1911 r. w czasie gorącego konfliktu marokańskiego (dla przypomnienia - 1 lipca do Agadiru wpłynęła niemiecka kanonierka "Pantera", a wkrótce potem na marokańskie wody wpłynął lekki krążownik "Berlin", co spowodowało niezadowolenie Francji, która od 1906 r. posiadała znaczne koncesje w Maroku i uznawała niemiecką interwencję za próbę podważenia jej stanu posiadania. Ostatecznie do wojny światowej wówczas nie doszło, gdyż konflikt został rozwiązany układem francusko-niemieckim z 4 listopada 1911 r. w wyniku którego Maroko miało stać się francuskim protektoratem, w zamian za co Niemcy otrzymywały od Francji część terytoriów Francuskiej Afryki Równikowej. Potem Francuzi śmiali się, że w zamian za bogate Maroko, oddali Niemcom trochę afrykańskiej sawanny), wówczas to niejaki Rudolf Tannenberg (właściwe jego nazwisko - Rudolf Martin) w swej książce "Gross Deutschland", opracował plan Mitteleuropy po całkowitym zwycięstwie Niemiec w przyszłej wojnie światowej, czyli po pokonaniu Rosji, zdobyciu Paryża i odepchnięciu Francji od Renu. Według Tannenberga, Niemcy miały zdobyć Belgię, Holandię, Luksemburg, północno-wschodnią Francję od Sommy po Dijon i Szwajcarię (zapewne włączoną jako kraj niemiecki), następnie północno-zachodnie tereny Królestwa Polskiego (Kongresówki) z Kaliszem i Łodzią. Potem całą Litwę, Łotwę i Estonię z Rewlem oraz wyspami Dago i Ozylia, całą Białoruś z Mińskiem aż po Dniepr, a także Witebsk, Smoleńsk i Wielkie Łuki, cały Wołyń z Łuckiem aż do Homla i granicą wschodnią tego niemieckiego imperium byłaby odtąd rzeka Desna. To, czego nie przyłączyliby Niemcy, przypadłoby w udziale ich sojusznikom - Austro-Węgrom, które zajęłyby całą pozostałą Kongresówkę z Warszawą i Modlinem, całą Ukrainę z Kijowem, Odessą, Krymem i Sewastopolem. Austro-Węgrom przypadłaby także polityczna dominacja na Bałkanach nad Serbią, Czarnogórą (te kraje pewnie zostałyby włączone do Monarchii), Rumunią, Bułgarią, Albanią i dużą częścią północnej Grecji. Tak miała wyglądać Wielka Rzesza Niemiecka i Cesarsko-Królewskie Austro-Węgry (notabene już wówczas podlegające siłom odśrodkowym, co powodowało że przyszłość tego państwa układała się w bardzo niejasnych barwach - ale nawet w sytuacji rozpadu Austro-Węgier, to Niemcy mogłyby przejąć pełnię kontroli nad wspomnianym terytorium - przynajmniej w rozumieniu Tannenberga). Należy jeszcze dodać, że według Tannenberga do Wielkich Niemiec powinny również należeć takie kraje jak: Argentyna, Chile, Paragwaj i Urugwaj w Ameryce Południowej, prawie cała Środkowa Afryka z Madagaskarem, następnie Indonezja i południowo-wschodnie Chiny (jeszcze mógł do tego dodać Księżyc - bo po co się ograniczać - prawda 😅).

Tak oto wyglądały koncepcje ułożenia "niemieckiego Wschodu" przed wybuchem I Wojny Światowej. W następnej części przejdę już do klasycznej teorii pracy Friedricha Neumanna z 1915 r. pt.: "Mitteleuropa" i jej praktycznej realizacji podczas trwania wojny światowej, oraz tego, jak na to reagowały inne państwa, ze szczególnym uwzględnieniem Rosji (np. jak wyglądała reakcja rosyjska na uchwalenie przez Niemcy i Austro-Węgry - Aktu 5 Listopada 1916 r., powołującego do życia państwo polskie w nieokreślonych jeszcze granicach, ale z jasną deklaracją polityczną. Opowiem wówczas jak na to zareagował car, jego dwór, monarchiści, republikanie, liberałowie i w ogóle cała rosyjska prasa). Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że gdy kanclerz Rzeszy i premier Prus - Theobald von Bethmann-Hollweg złożył w 1912 r. wizytę w Rosji i powrócił potem do Berlina, miał rzec: "Rosja rośnie w siłę i spędza nam sen z powiek niczym nocny koszmar", zaś w swej pod-berlińskiej rezydencji zrezygnował nawet z sadzenia na wiosnę nowych drzewek w ogrodzie, mówiąc ogrodnikowi: "Nie warto, skoro i tak wkrótce będą tutaj Rosjanie". Ciekawe prawda, tym bardziej że Rosja w I Wojnie Światowej nie pokazała nic szczególnego i częściej się cofała niż atakowała.  




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz