Stron

czwartek, 13 stycznia 2022

NIEWOLNICE - Cz. LIX

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI

 
 
 
 
 

HISTORIA TRZECIA

SARAH

NIEWOLNICA SEKSUALNA

Cz. VI

 
 
 
 
 
 
OKNO
 
 
Osiemnaście ulic. Trzy kanały, kilkanaście bocznych uliczek, setki mieszkań i kawalerek - wszystko w granicach tych osiemnastu ulic. Witamy w Rosse Buurt, najsłynniejszej Dzielnicy Czerwonych Latarni na świecie. Witamy w piekle. Do Amsterdamu jechało się niecałą godzinę. Tego ranka obudziłam się tam, gdzie zasnęłam - oparta o ścianę obskurnego mieszkania, w ubraniu, ale zziębnięta i zesztywniała. Otworzyłam oczy i przez chwilę byłam zupełnie zdezorientowana. Gdzie jestem? Nagle zobaczyłam Sally, która obserwowała mnie, siedząc po drugiej stronie pokoju i rzeczywistość zalała mnie jak potworne, przytłaczające tsunami.
 
- Czas na nas. Za chwilę będzie tu John. 
 
Mówiła cicho, spokojnie. Jakbyśmy były starymi dobrymi przyjaciółkami, które szykują się na zwykłą, miłą wycieczkę. Ale wiedziałam, że dziś nie przydarzy się nic zwykłego ani tym bardziej miłego. Nie mnie, w każdym razie. Dzisiaj był pierwszy dzień reszty mojego życia. Tego, które miałam przeżyć jako prostytutka. Nagle przerażona tym, że będę musiała wyjść z brudnego mieszkania, spytałam Sally, dokąd idziemy? Dlaczego nie możemy tu zostać? Wiedziałam, że to burdel, ale przynajmniej mnie tu nikt nie dotknął. Kiedy zawisła nade mną perspektywa, że zostanę wywieziona Bóg wie dokąd, te cztery paskudne ściany wydały mi się sanktuarium.
 
- Do Amsterdamu, do Dzielnicy Czerwonych Latarni. John ma kontakt do kogoś, kto wynajmuje tam pokoje. Tam będziesz pracować. 
 
Rozpłakałam się, nie mogłam się powstrzymać. Czułam się bezradna, uwięziona. Jakby coś ciągnęło mnie w stronę nieuniknionej, wszechogarniającej ciemności. A kiedy łzy już zaczęły płynąć, nie mogłam ich powstrzymać. Sally złapała mnie za ramiona i mocno mną potrząsnęła. Chwyciła mnie za brodę, przysunęła swoją twarz tak, że dzieliło nas kilka centymetrów i zmusiła, żebym spojrzała jej w oczy.
 
- Zamknij się. Zamknij się! Zamknij się, do kurwy nędzy! Słyszysz?! Zamknij. Się. Do. Kurwy. Nędzy. 
 
Mówiła powoli i z namysłem, robiąc przerwy po każdym słowie, żeby informacja dotarła tam, gdzie trzeba. Patrzyła na mnie przy tym świdrującym wzrokiem. Nie wiem, jak długo mnie tak trzymała. Wypuściła mnie na odgłos przekręcanego w zamku klucza i odskoczyła na drugi koniec pokoju. Reece zamaszyście otworzył drzwi i wszedł do środka. Spojrzał na nią gniewnie - widocznie miała minę winowajcy przyłapanego na czymś, czego robić nie powinien - ale nie odezwał się słowem. Wycelował we mnie pistolet i wskazał korytarz. Poczłapałam przez mieszkanie i wyszłam na ulicę. Samochód stał tuż przed drzwiami, nie było w nim nikogo. Sally usiadła na miejscu pasażera, a Reece chwycił mnie za rękę i wepchnął do tyłu.
 
- Pamiętaj. Nic nie kombinuj, bo cię rozpierdolę. Rozumiesz?! 
 
Jechaliśmy do Amsterdamu autostradą, później przez przedmieścia, aż dotarliśmy do centrum miasta. Jak tylko zjechaliśmy z autostrady, znaleźliśmy się w tłumie ludzi na rowerach. Jeździł tu chyba każdy, miałam wrażenie, że porusza się całe miasto. Dojazd do starej części miasta zabrał nam chyba tyle samo, co jazda autostradą z Hagi. Jechaliśmy małą uliczką, z kanałem po jednej stronie i budynkami przy nim, po drugiej. Na końcu znajdował się wielki kościół. Nagle John zatrzymał samochód. Wysiedli z Sally, ale zanim ja zrobiłam to samo, po raz kolejny pokazał mi broń i ostrzegł, żebym nie próbowała uciekać. Ruszyliśmy szybkim krokiem we troje labiryntem małych uliczek. Właściwie gdy tylko weszliśmy w pierwszą, atmosfera nagle się zmieniła. Okolica wydała mi się depresyjna i groźna, w powietrzu czuć było mocz i brud. I nagle to zobaczyłam. Na rogu tej pierwszej uliczki znajdowała się ogromna szklana witryna - od podłogi do sufitu - z wmontowanymi przeszklonymi drzwiami tych samych rozmiarów. Po obu stronach wisiały czerwone kotary, a nad szybą migotał czerwonawo-różowy neon. Na wysokim metalowym stołku siedziała kobieta z długimi ciemnymi włosami, w bikini w panterkę, z nogą założoną na nogę. Paliła papierosa i patrzyła na ludzi przechodzących ulicą. Było przed południem. Stanęłam jak wryta i gapiłam się na nią. Nigdy nie byłam w Dzielnicy Czerwonych Latarni i nigdy nie widziałam prostytutki. Miałam mgliste wyobrażenie, pewnie z programów telewizyjnych, że "praca w tym biznesie" oznaczała prowokujący strój - miniówka, szpilki, tego rodzaju rzeczy - do tego czajenie się na rogach ulic, późną nocą, ze strachu przed policją. A tymczasem tutaj w samym środku dnia za szybą stała kobieta w samej bieliźnie, bez cienia strachu. Nagle dotarła do mnie brutalna prawda. Nie patrzyłam na nieznajomą. Spoglądałam w swoiste zwierciadło, takie, w którym można ujrzeć przyszłość. Ta kobieta w bikini to ja. Miałam stać się taka jak ona - uwięziona w szklanej klatce wyglądać na świat i czekać, aż ktoś zapłaci mi za seks. Oderwałam wzrok od witryny i rozejrzałam się dookoła z przerażeniem. Reece i Sally musieli dostrzec u mnie oznaki paniki, bo oboje do mnie doskoczyli, wzięli z obu stron pod ręce i poprowadzili głębiej w labirynt uliczek. Szliśmy tak jakieś pięć, dziesięć minut. Jak dziwni zawodnicy żywcem wyjęci z surrealistycznego wyścigu na trzy pary nóg. Po drodze mijaliśmy dziesiątki, dziesiątki ludzi na ulicy i nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Jedyną osobą, która na nas spojrzała, była sponiewierana dziewczyna - miała nie więcej niż piętnaście, może szesnaście lat - która leżała na jednym z mostków nad kanałem. Most był brudny, pełen śmieci, puszek po piwie i butelek. Z przerażeniem zauważyłam, że obok niej leży strzykawka. Należała do niej? Była narkomanką? Dlaczego tu leżała? Gdzie jest policja? W Anglii ktoś, każdy, zadzwoniłby na policję i dziewczyna zostałaby aresztowana. Co jest z tym miastem, skoro dziecko może tak leżeć w syfie? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo Reece i Sally przystanęli i wepchnęli mnie w obskurny korytarz. W środku było ciemno i mój wzrok potrzebował kilku sekund, żeby się przyzwyczaić. W końcu zobaczyłam, że znajdujemy się w wąskim holu lub przedpokoju. Stały tu: stara kanapa, zniszczony stół i palnik z czajnikiem. W ścianie po lewej stronie były też zamknięte drzwi. Reece się odezwał. Nie do mnie, do Sally.
 
- Przygotuj ją. Wytłumacz jej wszystko. Pilnuj, żeby pracowała i nie pozwól jej uciec. Wiesz, co będzie, jeżeli jej tu nie zobaczę, jak wrócę. I lepiej, żeby była też kasa. 
 
Sięgnął za kanapę i wyjął bieliznę - czarny stanik i figi. Sally wzięła jeden komplet, drugi podała mnie. 
 
- Włóż to. Rób to, co ona. Sto guldenów za loda, sto dwadzieścia, jeżeli masz być naga. Pełny seks sto pięćdziesiąt guldenów. Prezerwatywy są w pokoju.
 
 

 
Wyszedł, zostawiając Sally i mnie same. Ale zamknął za sobą drzwi na klucz. Sally spojrzała na mnie i kazała mi się przebrać w bieliznę. Szybko zdjęła ubranie i nałożyła skąpy stanik i figi. Otworzyła drzwi w ścianie. Prowadziły do małego pokoju z niedużym łóżkiem w głębi i wielką witryną z przodu, która wychodziła na ulicę. Wciągnęła mnie do środka i szybko zasunęła zasłony, żeby nikt nie mógł zajrzeć przez szybę.
 
- Nie przejmuj się, wyręczę cię dzisiaj. Zajmę się klientami, ale kiedy John spyta, powiem, że ty też paru obsłużyłaś i dam ci trochę moich pieniędzy, będziemy udawać, że ty je zarobiłaś. Tylko nie rób kłopotów, bo obie za to zapłacimy. Wiesz, co mam na myśli?
 
Nie wiedziałam, nie za bardzo, ale byłam w stanie się domyślić. Tego dnia moim zadaniem było siedzieć z Sally i wysłuchiwać tego, co mówiła, stojąc przy oknie, próbując zwabić klienta. Wydawało mi się, że ma szósty zmysł, którym wyczuwała potencjalnego klienta z odległości kilkunastu metrów. Z początku nie dostrzegałam różnicy między człowiekiem szukającym seksu a innymi ludźmi na ulicy - miałam wrażenie, że wszyscy przechodzą obok witryny podobnie - ukradkiem, skradając się, zerkając niepewnie. Kiedy Sally wpadł w oko potencjalny klient, natychmiast przywierała do szyby, kręciła biodrami albo dotykała się prowokująco. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Był to straszny widok. Nawet w największych spelunach na północnym wschodzie, w których mężczyźni i kobiety w sobotnie wieczory upijali się do nieprzytomności, nie widziałam, żeby ktoś publicznie zachowywał się tak wyzywająco. Ciekawe, czy było to jej osobiste podejście do tej pracy, czy może ja też będę musiała robić to samo?
 
- Mam - wyszeptała do mnie półgębkiem po pół godzinie. - Na pewno jest zainteresowany. Przyglądaj mi się stąd, a kiedy go wpuszczę, patrz zza drzwi. Zostaw je uchylone. Zawsze jest bezpieczniej, żeby ktoś patrzył, bo może się okazać, że to któryś z tych śmiesznych. 
 
Śmiesznych? Do diabła, o co jej chodzi? Nie miałam czasu spytać, bo wydała mi kolejne polecenie.
 
- Podaj mi towar - syknęła. - Jest w torebce, w drugim pokoju.
 
- Towar? Jaki towar? - spytałam.
 
Sally spojrzała na mnie jak na nienormalną.
 
- Charlie, głupia. Gdzieś na dnie torebki mam zwitek. Powinno wystarczyć na kreskę albo dwie. Na miłość boską, Charlie, koka, kokaina! 
 
Ostatnie dwa słowa wymówiła przesadnie powoli, jakby zwracała się do debila albo dziecka. Chwyciłam jej torebkę i zaczęłam ją przekopywać, aż znalazłam małe papierowe zawiniątko. Wręczyłam je Sally bez słowa, a potem przyglądałam się jej, jak jedną dłonią układa dwie cienkie kreski na grzbiecie drugiej dłoni, a potem kolejno je wdycha. Po wszystkim otarła nos i palcem wskazującym potarła zęby, wydając cichy odgłos wciąganego powietrza. Nigdy nie miałam do czynienia z narkotykami, nie byłam nigdy w miejscu, gdzie krążyły narkotyki, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie widziałam, jak ktoś wciąga kokainę. Patrzyłam z rozdziawioną buzią.
 
- Przestań się gapić - warknęła Sally. - Zamknij usta. Wyglądasz jak pierdolona złota rybka. Towar pomaga. Sama się przekonasz, jak się tym zajmiesz. A teraz właź za te pierdolone drzwi i patrz na tego fajansa. 
 
Miałam wrażenie, że nagle zrobiła się agresywna i zła. Odwróciłam się od niej i zobaczyłam, że klient, którego wypatrzyła, stoi przy samej szybie i bacznie nam się przygląda. Na pewno widział, jak Sally wciąga kokę, ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Otworzyła drzwi i wyrecytowała mu cennik, który podał nam Reece. Usłyszałam, jak klient mówi: "Pełny seks", i schowałam się za drzwiami drugiego pokoju. Nie wiem czemu, ale wstrząsnęło mną to, że był dosyć młody. Miał pewnie około trzydziestki. I nie ulegało wątpliwości, że jest Anglikiem. Cała akcja trwała dziesięć minut. Facet nie zwracał uwagi na to, czy Sally jest naga, czy nie, może nie chciał płacić dodatkowo za to, żeby się rozebrała. Wzięła od niego pieniądze, chwyciła prezerwatywę i podeszła do niewielkiego łóżka. On rozpiął pasek, opuścił spodnie i bokserki na tyle, żeby uwolnić członek. Po krótkiej rozmowie Sally rozpakowała prezerwatywę i szybko mu ją założyła, a potem uklękła, twarzą do mnie. On ukląkł za nią, a ona przesunęła figi na bok. Stałam i patrzyłam, jak ją zalicza, ostro i szybko. Miała nieruchomą twarz, jakby była znudzona albo zupełnie niezainteresowana tym, co robi z nią ten mężczyzna. Jak to możliwe? Na pewno musiało ją to obchodzić. Żadne z nich nie odezwało się słowem, dopóki nie skończyli. Dopiero wtedy Sally znowu zwróciła na niego uwagę, odwróciła się do niego i zdjęła prezerwatywę. Zerknęła na nią przelotnie i wrzuciła ją do kosza przy łóżku. Mężczyzna podciągnął bokserki i spodnie. I wyszedł tak szybko, że nie zdążyłam mu się przyjrzeć. W pokoju była mała umywalka. Sally podmyła się szybko i zawołała mnie.
 
- Po wszystkim, możesz wyjść. Przynieś mi jointa, mam w torebce. 
 
Znalazłam go i weszłam ostrożnie do pokoju. Kotary były w dalszym ciągu zasłonięte, ukrywając nas przed wzrokiem ludzi z ulicy. Czułam się nieczysta, brudna, od tego, co przed chwilą widziałam, rozpaczliwie chciałam się umyć. Ale nie mogłam znieść myśli o małej umywalce w pokoju, w której dopiero co myła się Sally. A poza tym, jak niby miałabym zmyć z siebie ten rodzaj brudu, który czułam? Sally wzięła jointa z mojej dłoni. Był duży, zwinięty na kształt grubego rożka. Zapaliła i wciągnęła do płuc ostry, mdły dym. Zaciągnęła się mocno jeszcze kilka razy, zwróciła twarz w stronę sufitu, zaciskając powieki. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się lekko i podała mi skręta. Pokręciłam głową, oszołomiona.
 
- W porządku, ale niedługo będzie ci potrzebny. Niezłe gówno, mocniejsze niż wszystko, do czego się przyzwyczaisz. 
 
Nie mogłam wydusić z siebie słowa, ale w końcu jej powiedziałam, że w życiu nie próbowałam narkotyków, nawet haszyszu. Znowu się uśmiechnęła, tym razem ponuro.
 
- Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz. I co widziałaś od tyłu? 
 
Nie zrozumiałam pytania. A co miałam widzieć? A może zobaczyłam coś, czego nie powinnam? Znowu zalała mnie fala strachu, od której zakręciło mi się w głowie. Miałam mdłości.
 
- Nic. Niczego nie widziałam. Tylko faceta, ale nie dostrzegłam jego twarzy ani niczego. Serio, nic nie widziałam. Nie mów Reece’owi, proszę. 
 
Sally westchnęła, znów wyjęła jointa i popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
 
- Nie bądź kretynką. Na pewno coś widziałaś, przecież w tym rzecz. Miałaś patrzeć, żeby zrozumieć, jak to robić. No, skup się. Co zrobiłam? 
 
Więc o to chodziło. Przyglądanie się, jak ten facet pieprzy Sally, miało stanowić część mojej edukacji. Miałam się uczyć, jak być prostytutką, obserwując, jak robi to ona. Przez krótką chwilę byłam zła i zbuntowana.
 
- Nie obchodzi mnie, co zrobiłaś i nie patrzyłam, bo nie chcę się uczyć. Nie mam zamiaru i mnie do tego nie zmusisz. 
 
Złość opuściła mnie tak szybko, jak przyszła, a w jej miejsce pojawiło się przerażenie. Czekałam na reakcję Sally. Boże, a jeżeli mnie uderzy? O Jezu, a jak powie Reece’owi? Ale nie zrobiła nic podobnego. Stała i patrzyła na mnie przez długą chwilę. W końcu się odezwała, powoli ważąc słowa.
 
- Przykro mi, naprawdę. Ale nie ma znaczenia, czego chcesz. Będziesz prostytutką, będziesz pracować w tej witrynie, będziesz zarabiać pieniądze swoim ciałem, po dziesięć, piętnaście minut za jednym razem. Zgadza się, ja cię nie mogę zmusić. Ale John może. I zrobi to. Uwierz mi, wie, jak zrobić krzywdę dziewczynie, a są ludzie, którzy lubią oglądać, jak dziewczyna cierpi. I płacą za to niezłą kasę. Nie masz wyjścia. Nie uciekniesz, bo cię znajdzie i zabije. Nie musi robić tego sam, całe to miasto jest skorumpowane. Prostytucja i narkotyki nie są tu legalne, ale nikt nie ma interesu w tym, żeby je tępić. A nawet gdyby, policja jest przekupiona, połowa siedzi w kieszeni alfonsów i stręczycieli. Więc wbij sobie do głowy, że stąd nie uciekniesz. Możesz najwyżej dowiedzieć się, jak bezpiecznie wykonywać robotę i jak sobie radzić z bólem, cierpieniem i obrzydzeniem, które będziesz czuć. Więc pytam cię jeszcze raz, co widziałaś?
 
 

 
Okazało się, że w ciągu dziesięciu parszywych minut, które Sally spędziła z klientem, zrobiła wiele trików, których musiałam się nauczyć. Wyrecytowała mi je po kolei.
 
- Zasada numer jeden: tobie zależy na interesie, jemu też. Ale w oknach są setki innych dziewczyn, podaż przewyższa popyt. To znaczy, że musisz zrobić coś, żeby poczuł, że to ciebie chce, nie żadnej innej dziewczyny, tylko ciebie. Dzięki temu szybciej otworzy portfel i możesz go skłonić, żeby sięgnął do niego głębiej. Dlatego zasadnicze znaczenie ma to, jak się zachowujesz, kiedy masz go przed szybą. Zasada numer dwa: kiedy wchodzi do środka, płaci. Nie ma wyjątków. Chodzi o to, żeby wyciągnąć z niego, ile się da. Pamiętaj, za wszystko płaci się dodatkowo. Jeżeli masz zdjąć stanik, kasujesz dziesięć guldenów. Jeżeli masz być naga, kolejnych dziesięć guldenów. Jeżeli chce cię dotykać, kolejnych dziesięć. Jeżeli chce coś nietypowego, podajesz cenę, jeżeli jesteś na to gotowa. Dwóch rzeczy nie robisz nigdy: nie całujesz i nie robisz niczego bez prezerwatywy. John lubi, żeby jego dziewczyny były czyste. Zakładasz klientowi gumkę, a jak skończy, ściągasz. Dzięki temu wiesz, że nie jest pęknięta i że nie zsunęła się w tobie. Aha! I nie próbuj ukrywać przed Johnem pieniędzy. Policzy prezerwatywy, te zużyte z kosza, i te, których nie ruszyłaś. Będzie wiedział, czy go oszukujesz. Nie chciałabyś, żeby sobie tak pomyślał, uwierz. 
 
Myśli mi się kotłowały. Była to za duża liczba informacji, jak na jeden raz. Byłam uwięziona, na dobre. Wiedziałam, że Sally próbuje mi pomóc. Ale jak miałabym robić to, o czym mówiła? Jak miałam sobie poradzić za pierwszym razem, kiedy przyjdzie moja kolej, żeby złapać klienta, nie mówiąc już o tym, jak miałabym spamiętać wszystko, co mam zrobić, jeżeli uda mi się zwabić go do środka? A jeżeli mi się nie uda? Co robi Reece z dziewczynami, które nie zarabiają dla niego dość pieniędzy? 
 
Przez resztę dnia i część wieczoru przyglądałam się pracy Sally. Od chwili, kiedy rozsunęła kotary w południe do momentu zakończenia zmiany o dwudziestej, zwabiła do środka sześciu klientów. Dwóch zapłaciło za pełny seks. Jeden z nich cały czas domagał się usług dodatkowych, trzech zapłaciło jej za seks oralny, a ostatni, smutny starszy mężczyzna - na tyle stary, że mógłby być jej dziadkiem - zwymiotował na nią, kiedy doprowadzała go do orgazmu, pocierając prezerwatywę. W koszu przy łóżku znajdowało się sześć zużytych prezerwatyw i mnóstwo brudnych chusteczek. Przed każdym klientem Sally wciągała więcej kresek kokainy, a po wyjściu każdego z mężczyzn wypalała duże, grube jointy. Siedziałam obok w pokoiku. Obserwowałam i się uczyłam. A przy mnie leżała kupka starannie ułożonych banknotów - ponad siedemset guldenów, czyli pięćset dwadzieścia pięć funtów czekało, aż John Reece przyjdzie i je zabierze. Za pięć ósma Sally powiedziała, że za kilka minut się pojawi. Była naćpana i wyczerpana po pracy, ale zachowała trzeźwy umysł na tyle, żeby mi powiedzieć, co robić i co mówić, kiedy przyjdzie Reece.
 
- Powiem, że ty załatwiłaś trzech i ja trzech. Okej? Ja pełne numerki, a ty resztę, jasne? Uwierzy, ale powie ci, że powinnaś była ich naciągnąć na pełny seks. Przeliczy kasę, schowa do kieszeni, a potem sprawdzi prezerwatywy. Policzy niezużyte, a na koniec każe opróżnić kosz i pokazać mu resztę. Nie będzie tu długo siedział, wynajmuje witrynę tylko do ósmej. Na następną zmianę przychodzi inna dziewczyna, która pracuje dla innego alfonsa, jak nie wyjdziemy stąd na czas, będą kłopoty. Zabierze nas tam, gdzie śpimy. Cokolwiek się tam będzie działo, nic nie mów i nie rób. Po prostu nie reaguj. Patrz na mnie, tak jak przez cały dzień. Postaram się pokazać ci, co masz robić. Ale musisz pamiętać o jednym. Jutro nie będę cię już kryć, jutro dzielimy się klientami. 
 
Poprawiła łóżko, uprzątnęła pokoik na tyle, na ile się dało, i po raz ostatni zaciągnęła kotary. Poszłyśmy do pokoju obok i czekałyśmy na Johna Reece’a, który miał przyjść po "swoje" dziewczyny. Kiedy tak siedziałyśmy w półmroku i całkowitej ciszy, zastanawiałam się, o co mogło chodzić Sally, kiedy mówiła: "Po prostu nie reaguj". Reagować? Na co? Niedługo miałam się dowiedzieć. Kiedy przyszedł Reece, był wściekły.
 
- Siedziałyście tu przez osiem pierdolonych godzin, obie, i wyciągnęłyście siedem stów?! Co to ma być?! - wrzeszczał na Sally, wskazując na mnie. - Ona coś zarobiła? Ile? Czy raczej siedziała na tym swoim chudym tyłku i patrzyła, jak tyrasz? Siedem pierdolonych stów! Równie dobrze mógłbym sobie oszczędzić zachodu i sprzedać was obie tym bydlakom z Jugosławii. Pierdolone obiboki. 
 
Sally i ja milczałyśmy. Nie mogłyśmy nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia, czemu Reece jest taki wściekły. On nie robił nic przez cały dzień, a Sally właśnie oddała mu wszystko, co zarobiła. Czego mógł jeszcze chcieć? I o co mu chodziło z tym sprzedawaniem Jugosłowianom?
 
 

 
Zaprowadził nas do samochodu i zawiózł ciemnymi, krętymi uliczkami do obskurnego budynku. Otworzył wielkie, ciężkie, metalowe drzwi i wepchnął nas do środka. Wyglądało na to, że będziemy tu spać. Po jednej stronie stało stare żelazne łóżko dla Reece’a i Sally, a na podłodze leżał materac dla mnie. Położyłam się i odwróciłam się do nich plecami. Usłyszałam, że Reece przekręca klucz w zamku. Zamknęłam oczy, ale nie zasnęłam. Przez całą noc tłukły mi się po głowie słowa Sally: "Jutro nie będę cię już kryć, jutro dzielimy się klientami".
 
 
 
CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz