Stron

poniedziałek, 24 stycznia 2022

"PRAWDZIWA RELIGIA!"

CZYM JEST - JEŚLI ISTNIEJE?






 Od dłuższego już czasu planowałem podjąć się tego tematu, ale jakoś nigdy nie było okazji, lub też to ja nie miałem chęci tego wówczas rozpoczynać. W każdym razie teraz spłynęła na mnie "wena" i ostatecznie temat ten podejmuję. A o co konkretnie chodzi? A o to, co zawarłem w pytaniu tematu - czy istnieje prawdziwa religia świata, a jeśli tak, to jak się nazywa i czym jest? Nim bezpośrednio przejdę do tematu, pragnę najpierw zapodać pewien wstęp, który według mnie jest istotny, a mianowicie chodzi o... ateizm. Czytając komentarze i posty pod najróżniejszymi artykułami - najczęściej o tematyce religijnej, ale nie tylko - dostrzegam specyficzną tendencję, polegającą na tym, iż ludzie, którzy z jakichś powodów przestali wierzyć w Boga (lub też bardziej konkretnie w tę religię w której zostali wychowani, lub też odziedziczyli ją na zasadzie "pamięci kulturowej" swojego społeczeństwa - jest coś takiego - że posłużę się zabawnym zwrotem z Kabaretu Moralnego Niepokoju 😅) nagle wydaje im się że pozjadali wszystkie rozumy i uważają, iż od chwili gdy dokonali apostazji (oficjalnej lub tej w swym sumieniu) stali się nagle inteligentniejsi i lepsi od całej masy "moherowych beretów" które w dalszym ciągu swoją wiarę praktykują. Mam takie wrażenie że ludzie, którzy - z jakichś wzglądów, często rodzinnych - nienawidzą chrześcijaństwa i katolicyzmu, to doprawdy uważają się za tych, którzy nagle znaleźli brakujące ogniwo ewolucji lub odkryli perpetuum mobile. Kierują się bowiem swoistą dozą "lepszości" i większej "mędrkości", bo nagle z ich oczu spadła ta niezwykle dojmująca zasłona wiary i przejrzeli na oczy. Oczywiście wiara lub niewiara, to jest prywatna sprawa każdej osoby, każdego człowieka, ale twierdzenie że nagle z oczu twych spadły zasłony i przejrzałeś, jest nieco żałosne, gdyż przypomina... wiarę. Tak, uważam bowiem że ateizm (oczywiście ten "ateizm walczący") jest formą religii, gdyż aby utwierdzić się w przekonaniu że "nie wierzę", musisz w to bardzo wierzyć. "Wierzę, że nie wierzę" - tak właśnie należałoby sprecyzować religijną formę ateizmu, ale niestety nie do końca jest to prawdziwe stwierdzenie. Jak bowiem można wierzyć w to, że się nie wierzy? (mam tu oczywiście na myśli wiarę w Boga, bowiem każdy z nas wierzy w jakieś tam swoje prywatne idole, ale to należy pominąć, gdyż nie ma nic wspólnego z puentą, do której dążę). Wiara w to, że się nie wierzy nie jest bowiem wyznacznikiem mądrości czy szczególnej inteligencji, ale niestety (i wybaczcie jeśli kogoś obrażę) totalnej głupoty.

Głupich ludzi (przekonanych o swej mądrości) jest niestety na świecie mnóstwo i temat ten można by było odpuścić, gdyby nie jeden szczegół. A szczegółem tym jest wdrażane wszędzie (mam tutaj na myśli głównie Europę, ale i USA i inne kraje np. Ameryki Południowej) przekonanie o potrzebie stworzenia stref całkowicie ateistycznych (np. placówki szkolne, biura, urzędy, sądy itd.), podkreślając iż należy zdecydowanie oddzielić religię od sfery świeckiej (oddać Bogu co boskie, a Cezarowi co cesarskie). Zafiksowanie na punkcie "ateistycznej religii" jest obecnie bardzo silne w społeczeństwach Zachodu, podobnie jak i w naszym, które to również postępuje w tym małpim pędzie. Oczywiście ateizm nie oznacza niewiary a wręcz przeciwnie, ci, którzy często odwracają się od Boga, znajdują sobie szybko jakieś ersatze, jakieś zastępcze bożki, które pozwalają im umocnić przekonanie o swej niewysłowionej mądrości z faktu odejścia od Boga, a jednocześnie zdają sobie sprawę że wiara bardzo pomaga w codziennym życiu. Ludzie, którzy twierdzą że chrześcijaństwo to zabobony, a Jezus prawdopodobnie nie istniał, jednocześnie tak ochoczo korzystają z wizyt u różnych wróżek, z kart tarota, z najróżniejszych medalików które mają chronić osoby je posiadające, lub też ciekawe są przyszłości losów swoich i świata. Zastępczych ersatzów jest mnóstwo (np. Czechy - kraj bodajże najbardziej zlaicyzowany, odnotowuje jednocześnie ogromny wzrost zainteresowania wróżbiarstwem, parapsychologią i futurystką), bo niestety człowiek jest tak skonstruowany, że nie ucieknie od wiary i jest ona częścią jego jestestwa. Dlatego też ateizm jest para-religijnym błazeństwem (i mówię całkiem otwarcie), a ci, którzy go praktykują - to zagubieni ludzie, którym wydaje się że oto znaleźli odpowiedź na wszelki sens życia (oczywiście oni potrafią to wytłumaczyć po swojemu, ale i tak wszystko sprowadza się właśnie do tego jednego - odnalezienia nowego sensu życia). Ateizm to głupota, gdyż my wszyscy jesteśmy tak skonstruowani, że nie uciekniemy od wiary, co najwyżej możemy odrzucić jedną, a przyjąć jakąś inną (często jest to para-religijna papka, która jest "łatwa, lekka i przyjemna" - a to dziś wszystko, czego człowiek pragnie oczekiwać od Siły Wyższej). Dlatego też nie miejcie do mnie pretensji, ale ateistów (którzy często tak bardzo walczą o "świeckość", gdyż sami nie potrafią wyzwolić się od wiary) uważam za zagubione i błąkające się po omacku istoty, podobne do tych z obrazu Bruegela - ślepcy prowadzeni przez ślepców).




Para-religia jaką jest ateizm ("Wierzę w to, że nie wierzę" - czyli absurd sam w sobie, ale absurd z którego nie można się wyzwolić, jednocześnie twierdząc że jest się wolnym) jest też pozbawiony sensu i sprzeczny z ludzkim instynktem samozachowawczym, zaś namawianie do świeckości społeczeństwa jest potworną głupotą, choć - co bardzo ważne - taka świeckość w państwie utrzymana być powinna (absurd? - tylko pozorny, zaraz to wyjaśnię). Czym bowiem jest i na czym polega "świeckie państwo"? Czy na tym, że wiara zostaje całkowicie oderwana od instytucji publicznych (szkół, sądów, urzędów etc.). Czy to jest "świeckie państwo"? Zapewne takim chcieli by je widzieć ci, którzy wierzą w swoje "bóstwa", ale przeszkadza im wiara chrześcijańska, a ponieważ nie można tego w inny sposób od siebie oddzielić, jak właśnie przez propagandę "społecznej ateizacji", to ten kierunek właśnie jest obierany. Tak naprawdę jednak nie walczy się o świeckie państwo (gdyż "świeckie" znaczy jakie? komuniści też wprowadzili świeckie państwo, i co im z tego wyszło? Bez wątpienia nowa wiara, ale tym razem w "czerwonego boga" znanego pod wieloma innymi postaciami - partii, wodza lub idei, ), walczy się z chrześcijaństwem, aby całkowicie tę religię usunąć z życia społeczeństw, z życia ludzi. Zauważmy że nikt nie atakuje islamu, nie atakuje się też judaizmu czy choćby nawet buddyzmu - atakuje się TYLKO chrześcijaństwo. A przecież świeckie państwo nie polega na tym, że w szkołach czy w sądach nie mogą na ścianach wisieć krzyże. Spójrzmy bowiem jak to wyglądało jeszcze kilkadziesiąt lat temu, gdy w instytucjach publicznych krzyże były czymś tak oczywistym jak powietrze. To dotyczyło też np. sądów polowych, gdzie sędziowie w trybie pilnym, w warunkach wojennych sądzili oskarżonych i pierwsze co wówczas czyniono, to stawiano na stole krzyż. Tak, aby oskarżony wiedział, że oprócz sprawiedliwości ludzkiej, jest jeszcze wyższa instancja - czyli Sprawiedliwość Boska. Tak więc nie na tym polega świeckie państwo, że usuwa się symbole kultu religijnego z przestrzeni publicznej (muzułmanie lub wyznawcy innych religii gdy przybywają do Europy, mają OBOWIĄZEK dostosować się do naszych zasad. Nie muszą się modlić przy krzyżu, ale nie wolno im domagać się jego usunięcia. Ja, gdy wchodzę do meczetu to zdejmuję buty - bo taki jest zwyczaj i poprzez to wyrażam szacunek dla kultury i tradycji społeczeństw muzułmańskich, dlatego też domagam się aby inni również tolerowali prawa narodów, do których przybywają. Jak bowiem mawiał Napoleon Wielki w prostych słowach: "W Egipcie byłem mahometaninem, we Francji jestem katolikiem"). Świeckie państwo polega więc na tym, że księża, biskupi lub prałaci nie są wybierani na urzędy publiczne - tyle i tylko tyle, nic więcej.

Przejdźmy jednak teraz do tematu i zastanówmy się, czy istnieje jakaś "prawdziwa religia", która uzurpuje sobie wszechwładzę i uznaje, iż tylko jej wyznawcy wierzą w prawdziwego Boga? Odpowiedż jest prosta - oczywiście, że taka religia istnieje i paradoksalnie nie jest to żadna ze znanych nam wielkich religii świata (choć wyznawcy każdej z nich także uważają że wierzą w prawdziwego Boga). Jest jedna religia o której publicznie się nie mówi, a która istnieje i ma się dobrze. Religia ta szczególną nienawiścią darzy przede wszystkim jedną postać - Jezusa Chrystusa i zrodzone z Jego czynów oraz życiowej misji chrześcijaństwo. Paradoksalnie ową religią nie jest islam, nie jest nią też judaizm (którego wyznawcy wierzą np. że demony gotują Jezusa w piekielnym kotle, pełnym ekskrementów). Ta religia ma wiele obliczy, a jednym z nich jest chociażby marksizm. Marksizm też jest wiarą i para-religią, stworzoną w pewnym sensie dla zaciemnienia prawdziwych celów religii właściwej, która za tym wszystkim stoi. Marksizm (i wszelkie jego późniejsze twory: bolszewizm, nazizm, komunizm, feminizm, dżenderyzm, lgbt-yzm, ekologizm i rasizm zwany dla niepoznaki antyrasizmem) to tylko wydmuszka, stworzona przez człowieka, co Manifest Komunistyczny wydany w 1848 r., napisał dlatego, że wcześniejsze jego plany w ówczesnej rzeczywistości nie byłby możliwe do realizacji i zapewne traktowane byłyby jako objaw pewnego niedorozwoju umysłowego. Otóż człowiek ten już w 1845 r. napisał dziełko pt.: "Ideologia niemiecka" w której dokładnie streścił co należy zrobić, aby doprowadzić społeczeństwo do rozkładu moralnego, ekonomicznego i wszelkiego innego. Wszystko miało być wyparte, wszystko usunięte, cała przeszłość miała zostać kompletnie wymazana. Promowane miały być też homoseksualizm, zoofilia i oczywiście pedofilia - wszystko, co mogłoby rozbić społeczeństwo od wewnątrz i doprowadzić do jego zniszczenia, a następnie zbudowania od nowa, lecz już w taki sposób, w jaki życzyliby sobie tego owi "Kreatorzy". Religia, a szczególnie religia chrześcijańska miała być jako pierwsza poddana zmasowanemu atakowi, miano ją usunąć ze świadomości i serc ludzi, a zastąpić chwilowymi ersatzami kontrolowanej przyjemności. Czy muszę tłumaczyć, że tego typu plany były nierealne w XIX wieku? Chyba nie, a ponieważ tamten plan był niemożliwy do zrealizowania w społeczeństwie rodzącego się kapitalizmu i ekspansji ekonomicznej, Karol Marka - bo o nim to mowa - musiał zaproponować jakiś zamiennik, który przemawiałby do ludzi tamtych czasów. I taki zamiennik powstał już w trzy lata później pod nazwą - Manifestu Komunistycznego.




Ale marksizm też nie był celem głównym tego ruchu, który uważa się za "prawdziwą religię". Był co prawda jego kluczowym narzędziem w rozbiciu społeczeństw i walce z Chrystusową wiarą, ale tylko narzędziem (jak młot, który uderza aby skruszyć skałę). Karol Marks tak naprawdę nie był marksistą (?), choć bez wątpienia wyznawał inną "prawdziwą religię". Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, powiem wprost - Marks był... lucyferianinem, czyli wyznawcą "jedynej, prawdziwej religii", dla której chrześcijaństwo stanowi śmiertelne zagrożenie, stąd tak silne ataki na jego twórcę - Jezusa Chrystusa. Ponoć Marks był mistrzem pewnego satanistycznego rytu masońskiego (takim bowiem tytułem zwracała się doń jego żona - Jenny von Westphalen) i jego obsesją była walka z chrześcijaństwem, które pragnął zniszczyć dla swego boga i pana - Lucyfera. A ponieważ był człowiekiem niezwykle inteligentnym, opracował plan zniszczenia chrześcijaństwa poprzez rewolucję: najpierw społeczną (seksualną) potem ekonomiczną (ta pierwsza nie miała wówczas szans, więc musiała ustąpić miejsca tej drugiej). Celem Marksa zawsze była rewolucja i to krwawa rewolucja - utopienie "starego porządku" i "starej religii" (sataniści uważają że ich religia jest najstarsza i najprawdziwsza) w morzu ludzkiej krwi. Piękna ofiara prawda? ofiara mająca był zaczątkiem nowego świata, w którym "prawdziwa religia" mogłaby oficjalnie zaistnieć i zapanować. Ateizm ma więc w tym momencie do wykonania wielką pracę, musi musi wyrwać ludzkość z objęć wiary, która dwa tysiące lat temu wielce pokrzyżowała plany ludziom, oddającym cześć rogatemu panu. Ateizm i ateiści jednak są uważani przez lucyferian za istoty pozbawione rozumu, wręcz za głupców, którzy w swej tępocie wykonają zadanie, któremu sami lucyferianie nie są w stanie podołać i tyle. To, że kult lucyfera i szatana jest dość powszechny w kręgach show-biznesu i polityki nie należy się dziwić (przecież jakiś czas temu - chyba w 2010 r., była głośna historia o piosenkarce - Kate Perry, która na pytanie jednej z jej fanek o to jak odnieść taki sukces, odparła: "Sprzedaj duszę diabłu i czcij szatana!"). Świat ten bowiem jest oddany diabłu i doprawdy nie wiem jak wielką mocą dysponowała istota, którą znamy pod imieniem Jezusa Chrystusa, ale skoro potrafiła Ona przerwać ten lucyferiański ryt wieków (te wszystkie Bahomety, Assury, Balle, Re, Sety) i doprowadzić do takiej furii wyznawców "prawdziwej religii" iż nie byli oni w stanie osobiście mierzyć się ani z naszym Mistrzem (bo uważam że tak właśnie należy nazywać istotę znaną jako Jezus Chrystus), ani też z Jego następcami, to znaczy że naprawdę dwa tysiące lat temu doszło do prawdziwej rewolucyjnej zmiany duchowej, a poświęcenie się i śmierć Mistrza na krzyżu, pozwoliło nam wyrwać się z tej "szatańskiej gęstości" w jakiej dotąd żyliśmy (a to że oddanie swego życia za inne, kasuje wcześniejsze nasze winy i "przebija skalę" w naszym duchowym "liczniku" - tego chyba nie muszę tłumaczyć. Przykładem niech będzie tutaj ojciec Maksymilian Kolbe, który w Auschwitz oddał swe życie za innego więźnia wcześniej skazanego na śmierć. Chrystus zaś oddał swe życie za... całą ludzkość, czy można więc w tym momencie nie rozumieć nienawiści wyznawców "prawdziwej religii" w stosunku do Chrystusa i chrześcijan?).


"JA WSZYSTKO CZYNIĘ NOWE"



Dlatego pamiętajmy o jednym, gdy ktoś będzie teraz nawoływał do zdjęcia krzyży ze ścian budynków użyteczności publicznej, twierdząc że tego wymaga "świeckie państwo", to wiedzmy jedno - krzyż jest symbolem męki Mistrza, tego, czego dwa tysiące lat temu dokonał, abyśmy weszli w inny stopień duchowych wibracji i abyśmy wyrwali się z lucyferiańskiego kręgu gęstości. Jeżeli ktoś żąda usunięcia symbolu naszego wyzwolenia - bez wzglądu na to, jakie podaje argumenty, gdyż piękna i kwiecista mowa może być zwodnicza (a przecież: "Jezus powiedział do swoich uczniów: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: "Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi". A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi"). Krzyż musi być, gdyż jest symbolem prawdziwego wyzwolenia, takiego, którego często nie potrafimy dostrzec gołym okiem - wyzwolenia naszego ducha. Dlatego też uważam, że w Parlamencie Europejskim imienia marksisty Altiero Spinellego, należy... zawiesić krzyż w sali obrad - a bodaj by obecni tam marksiści i wyznawcy "prawdziwej religii" kwiczeli z nienawiści, złości i strachu (raz już w 2012 r. Polak zawiesił krzyż w Parlamencie Europejskim, ale został potem usunięty. Trudno - należy próbować do skutku). 
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz