HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II
SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO
Cz. XXII
ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. VII
HIZIR ZBAWCA
Cz. I
"Porównując te dwie wielkie monarchie, Hiszpanię i Francję, widzimy, że pierwsza, chociaż rozleglejsza i wzbogacona (przynajmniej takie panuje mniemanie) skarbami Indii, w istocie jest słabsza, zarówno wskutek niezgodności różnych swoich królestw i posiadłości, jak i niechęci mieszkańców do handlu i innych pożytecznych zawodów, gdy tymczasem król Francji ma wprawdzie tylko jedno państwo, ale zgodne, a mieszkańcy, ulegli i posłuszni, zapewniają mu swoją pracą skarb większy i pewniejszy od wszelkich bogactw Peru (...) Wracając do Francji, przejechałem równinę Roncevaux, tak słynną z wielkiej bitwy, jaką stoczył tutaj i przegrał z Saracenami Karol Wielki, a dotarłszy na szczyt wznoszącej się nad nią góry, zatrzymałem się, aby spojrzeć z jednej strony na Hiszpanię, którą opuszczałem, a z drugiej na Francję, do której dążyłem. Jedna wydała mi się wypaloną słońcem krainą, gdzie wśród łysych gór i nagich skał kryją się nieliczne doliny i równiny, w których jest trochę zieleni i które zdają się cieszyć pewną szczęśliwością. Druga natomiast przedstawiała się moim oczom niby ogród, w którym natura mądrze rozmieściła wyniosłości i wklęsłości, ziemie uprawne, równiny i doliny; i nawet te okolice, które stąd widać, a które nie zaliczają się do najpiękniejszych we Francji, wydały mi się zadziwiające i nader wdzięczne, gdym je porównywał z tymi, które niedawno opuściłem. Spieszę wszakże dodać, że to, co mówię o różnicy pomiędzy dwoma krajami, nie oznacza, jakobym nie szanował Hiszpanii i nie podziwiał mądrości, umiaru, rozsądku i licznych cnót moralnych i politycznych, jakimi przeważnie odznaczają się jej mieszkańcy" - oto fragment "Listu z podróży do Hiszpanii", autorstwa francuskiego szlachcica z Delfinatu - Antoniego de Brunel z 1655 r. w którym porównywał ze sobą Królestwa: Francji i Hiszpanii (głównie skupiając się jednak na opisie samej Hiszpanii w której wówczas przebywał). Zamieściłem ten fragment, ponieważ wojna, jaką cesarz Karol V Habsburg i król Franciszek I Walezjusz ze sobą prowadzili - pomimo tak niefortunnej (łagodnie mówiąc) kampanii prowansalskiej - wciąż trwała, i choć wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się świadczyć za jej jak najszybszym zakończeniem, rozmowy pokojowe wlekły się niemiłosiernie długo, a walki (choć realnie niczego nie zmieniały) toczone były z uporczywością godną obu owych monarchów.
Święta Bożego Narodzenia - jakie cesarz Karol V spędził ze swoją rodziną na Zamku w Tordesillas (co wcale nie było taką oczywistością, znając sztywny ceremoniał hiszpańskiego dworu, który nawet zabraniał królewskiej parze spożywać ze sobą wspólnych posiłków) - szybko minęły, ale nastrój Karola po niedawno zakończonej kampanii w południowej Francji, wcale się nie poprawił pomimo starań jego małżonki. Przesiadywał teraz całymi godzinami w swej komnacie, w otoczeniu map i zegarów (które uwielbiał kolekcjonować), zamyślając w jaki sposób będzie mógł pokonać króla Francji i narzucić mu pokój na swoich warunkach. Co prawda następca poległego w niedawnej kampanii księcia de Leyvy - Alfonso d'Avalos, markiz Vasto zdołał opanować Piemont (1536/1537 r.), ale Turyn (obsadzony francuską załogą) wciąż się bronił, a we Flandrii marszałek Anne de Montmorency szarpał Niderlandy, będące pod rządami siostry Karola V - Marii Habsburg (byłej żony Ludwika II Jagiellończyka i w latach 1515-1526 królowej Węgier). Pomimo faktu, że Maria nie czuła się dobrze w Niderlandach, potrafiła na tyle skutecznie władać tą krainą, że jej brat nie chciał słyszeć o jej rezygnacji (a czasem pisywał do niej listy, w których jak starszy brat pouczał ją jak powinna postępować). Teraz ta młoda jeszcze kobieta stanęła nie tylko przed koniecznością utrzymania pokoju religijnego pomiędzy katolikami a coraz bardziej zdobywającymi poparcie w Niderlandach (zwłaszcza północnych, czyli na ziemiach dzisiejszej Holandii) kalwinistami, ale również przed spodziewaną inwazją francuską marszałka de Montmorency. Ten jednak ograniczył się do zaledwie kilku ataków na Flandrię, bez zdobywania miast, po czym wycofał się z powrotem do Pikardii (1537 r.). Wojna ta zamieniała się w zwykłą szarpankę, w której jedynie co, to ginęli ludzie i lała się krew, zaś korzyści (zarówno dla jednej, jak i drugiej strony) nie było żadnych. Być może to właśnie powodowało brak dobrego samopoczucia cesarza, który na początku 1537 r. zwołał kastylijskie kortezy, lecz nawet nie przybył na ich pierwsze posiedzenie.
Cesarzowa Izabella starała się rozjaśnić oblicze swego męża i czasem jako pretekst do kolejnego spotkania używała wybiegu, jakoby pragnęła posłać mężowi swego błazna, aby ten go rozweselił. Nie wiadomo na ile te wysiłki okazały się skuteczne, ale z nadejściem lata 1537 r. cesarz jakby ponownie nabrał energii, opuścił Kastylię i wyjechał do Aragonii, gdzie w miasteczku Mozon zwołał tamtejsze kortezy, wcześniej jednak zawitał do Saragossy. Miasto to, wzniesione nad rzeką Ebro, miało więcej wspólnego z francuską (a raczej langwedocką) Tuluzą, niż z Barceloną, Madrytem czy jakimkolwiek innym miastem w Hiszpanii. I to nie tylko pod względem architektury (bardzo podobnej do tej z Tuluzy), ale również pod względem języka, jako że w Saragossie mieszkało wówczas prawie dziesięć tysięcy Francuzów (głównie z Gaskonii i Owernii), a było ich tam... więcej niż samych Hiszpanów (jako ciekawostkę jeszcze dodam, że wszystkie prace związane z handlem i zaopatrzeniem miasta w wodę również wykonywali Francuzi, gdyż Hiszpanie brzydzili się zarówno handlem, jak i takimi zawodami jak np. nosiwoda, uważając je za niegodne Hiszpana). Cesarz zatrzymał się na Zamku Aljaferia. Był to zaledwie przystanek na nabranie sił przed spodziewaną batalią o pieniądze w Mozon, gdyż aragońskie kortezy nie były tak uległe, jak te kastylijskie i nie dawały królowi pieniędzy tylko dlatego że tego chciał. Karol V przybył do Mozon 13 sierpnia 1537 r., podejmując trzymiesięczną walkę ze stanami Aragonii, która to tak bardzo go wyczerpie, że w liście do swej siostry Marii napisze wprost, że całe te kortezy posyła do diabła i nie chce mieć z nimi dłużej nić wspólnego (notabene podobne problemy mieli królowie polscy w swych bataliach o pieniądze ze szlachtą na sejmach). Ostatecznie w listopadzie uzyskał cesarz 600 000 funtów jaquesas płatnych w ciągu trzech lat i ruszył na granicę z Nawarrą (należącą do Hiszpanii od 1512 r.). Tam dowiedział się, że jego siostra Maria zawarła separatystyczny pokój z Francuzami, który pozwolił im skierować siły na odsiecz oblężonego Turynu.
Pokój z Francją - ta myśl już od pewnego czasu kłębiła się w głowie Karola V (podsycana tam zapewne przez kardynała Juana Pardo de Taverę, choć jest mało prawdopodobne aby to on zasugerował cesarzowi, iż większe sukcesy odnosił w walkach z Maurami i Turkami, niż z Francuzami). Myśl o pokoju stała się tym nagląca, że cesarz pragnął czym prędzej ujrzeć swego nowo narodzonego syna - księcia Jana (don Juan), który narodził się w październiku 1537 r., gdy Karol przebywał w Mozon. Chęć ujrzenia syna i żony staje się na tyle dominująca (a prócz tego pragnienie przeniesienia walk na morze i zorganizowania nowej wyprawy krzyżowej przeciw Turkom Osmańskim i wyzwolenia Konstantynopola), że wysyła nowych posłów do Paryża, którzy mają rozpocząć konstruktywne rozmowy pokojowe i ostatecznie zakończyć tę nieprzynoszącą nikomu zysków żałosną wojnę. Co prawda cesarz miał już trójkę dzieci (syna i następcę - don Felipe, oraz dwie córki - donnę Marię i Joannę), ale kolejny syn sprawił, że Karol V nie potrafił ukryć radości i czym prędzej wrócił do Valladolid aby tylko ujrzeć syna. Niestety, jego pobyt tam nie trwał długo i pomimo próśb oraz płaczu cesarzowej Izabelli aby został przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia które mogliby ponownie spędzić razem - Karol V w połowie grudnia 1537 r. znów wyjechał ku Pirenejom (Santa Cruz - pisarz z otoczenia cesarza, tak oto relacjonował tę scenę pożegnania: "Wyjazd cesarza sprawił cesarzowej wielką przykrość, bo ani przez chwilę nie udało jej się nakłonić Jego Cesarskiej Mości, by pozostał z nią na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Dlatego przez cały czas, gdy cesarz był przy niej płakała").
A tymczasem król Francji - Franciszek I także był namawiany do zawarcia pokoju z cesarzem i tutaj również (cesarzowa Izabella pisywała listy do Karola V, w których usilnie prosiła go o jak najszybsze zakończenie tej wojny) osobą gorliwie nawołującą go do tego, była jego małżonka a rodzona siostra Karola V - Eleonora Kastylijska. Co prawda ich uczucie do siebie dawno już się ulotniło (poznali się, gdy Franciszek był więźniem Karola, zamkniętym w Alkazarze po bitwie pod Pawią z lutego 1525 r., gdzie codziennie odwiedzała go Eleonora. Zresztą będąc w niewoli Franciszek I miał tak duże powodzenie u hiszpańskich dam, że jedna z nich Ksymena z rodu Infantów w rozpaczy po ślubie Franciszka z Eleonorą w lipcu 1530 r. wstąpiła do klasztoru, twierdząc że nie zostanie żoną żadnego innego mężczyzny), a król Franciszek miał oficjalną metresę - Annę de Pisseleu d'Heilly księżną d'Etamps i wiele nieoficjalnych kochanek. Królowa Eleonora już dawno zrozumiała że nie zdoła konkurować o względy męża z tą filigranową blondynką, która skutecznie potrafiła rozbawić Franciszka i tym samym zdobyła na niego duży wpływ. A ponieważ wiedziała, że król nie lubi gdy jego kobiety wtrącają się do polityki, przeto sprawiała wrażenie że polityka zupełnie jej nie interesuje, a jednocześnie umiejętnie potrafiła narzucić królowi własne pomysły. Franciszek wciąż też nosił pierścień, który ofiarowała mu przed wyprawą do Italii w 1525 r. (która skończyła się bitwą pod Pawią i uwięzieniem króla w Alkazarze), z prośbą, by dzięki temu pamiętał o niej wśród mnóstwa pięknych Włoszek. Od 1526 r. Anna była jedną z dwóch oficjalnych metres królewskich (pierwszą zaś była Françoise de Foix o której miłosnych wyczynach pisał Janusz Kawryżko, dając upust własnej fantazji: "W sukni z dużym dekoltem, obwieszona jak choinka brylantami (podarki króla), siedzi Franciszka na kolanach Jego Wysokości, rozczesuje palcami jego brodę i faszeruje ociekającego chucią króla teorią masażu erotycznego. "O, mój królu, mój ukochany i jedyny, jakiego rodzaju masażu byś sobie życzył jako miłosną grę wstępną (...)? Może mam zastosować francuski? (ustami), a może hiszpański? (biustem), a może tajlandzki" (wykonuje się całym ciałem) (...) Król wolał zwykłe pieprzenie się i najlepiej bez żadnego masażu. Franciszka kontynuuje: "Uważam, że lepiej zastosujemy masaż malajski, dokonuje się go nogami i pośladkami, i w ogóle wszystkimi częściami ciała, czym się da, nawet nosem". Król się chmurzy, jeszcze trochę tej erotycznej lekcji, a popłynie mu w portkach bez żadnego masażu. Kobieta go roznamiętnia do białego wrzenia, a swej cipy nadal nie daje. (...) Powalę ją i wypieprzę w czorty, bez zastosowania żadnego masażu" - miga w głowie króla zdrożna myśl"). Zaś od 1528 r. zdobyła blondwłosa Anna całkowitą dominację nad swą konkurentką.
Króla Franciszka ta wojna z cesarzem też już coraz mniej interesowała i był skłonny zawrzeć pokój, ale oczywiście na własnych warunkach, tak, aby to on teraz okazał się zwycięzcą. Zażądał więc oddania mu Mediolanu, a Sabaudię zamierzał zwrócić tylko wówczas, gdy Nawarra zostałaby ponownie oddana w ręce dynastii d'Albret, której przedstawiciel - król Henryk II z Nawarry był mężem siostry Franciszka I - Małgorzaty. Małgorzata jeszcze bardziej nienawidziła Karola V jak jej brat. To właśnie przez Hiszpanów matka jej męża - królowa Katarzyna z Nawarry musiała w 1512 r. uciekać z Pampeluny do prowincjonalnego Pau (o którym mawiano że pełne jest: bandytów, niedźwiedzi i wilków). Dlatego też Małgorzata mocno wspierała brata w jego polityce odzyskania Nawarry dla dynastii d'Albret. Henryk II dwoił się i troił (oczywiście w przerwach pomiędzy defloracją wiejskich dziewcząt, co było jego ulubioną rozrywką oprócz polowania) aby jakoś upiększyć to kadłubkowe księstwo, jakie mu pozostało (kazał np. zalesiać i nawadniać piaszczyste landy, założył manufakturę sukna w Pau, a także - uwzględniając opinie swej małżonki - przebudował zamek w Nerac, gdzie Małgorzata głównie spędzała czas), ale nie był w stanie zbrojnie zawalczyć o resztę skradzionej Nawarry. Karol V był gotów oddać Mediolan (jednak nie Nawarrę), ale pod warunkiem zakończenia wojny i udziału króla Franciszka w projektowanej przez cesarza wyprawie krzyżowej przeciw Osmanom, oraz poparcia cesarskich planów na projektowanym przez papieża - Pawła III soborze w Trydencie. Papież także mocno naciskał na zawarcie pokoju pomiędzy "chrześcijańskimi książętami" i aby dać wyraz swej determinacji, opuścił on Rzym i udał się do Nicei gdzie miał się spotkać z cesarzem Karolem (notabene Paweł III miał już wówczas w swych rękach opinię komisji kardynałów i prałatów na temat działań reformatorskich, jakie należy przedsięwziąć w Kościele, a w styczniu 1538 r. polecił dziewięciu kardynałom czynić przygotowania do rozpoczęcia soboru ekumenicznego). Cesarz wyruszył z Barcelony do Nicei na spotkanie z papieżem (5 kwietnia 1538 r.), ale w tym czasie namnożyło się wiele problemów wewnętrznych, a przede wszystkim dał się odczuć okrutny brak pieniędzy (cesarzowa Izabella pisała w tych dniach w liście do męża: "Wszystkie tutejsze środki zostały wyczerpane, a te, które są w tej chwili pobierane, nie wystarczą na utrzymanie państwa, i że, jak napisałam Waszej Cesarskiej Mości, ani na to, ani na pilnowanie granic, galery, Afrykę i inne sprawy, o jakie w normalnych i nadzwyczajnych przypadkach winno się zadbać, nie ma skąd i jak wziąć, bo, jak napisałam Waszej Cesarskiej Mości, dochody królewskie są zastawione do roku 1540"). Cesarz w tej sytuacji postanowił użyć siły i nałożył podwójne podatki na mieszkańców Kastylii i Aragonii (kortezy tej drugiej odrzuciły królewskie żądanie), a także zarekwirował kupcom pieniądze, które płynęły do nich z Indii Zachodnich (czyli z Ameryki). Okradzeni kupcy, nie widząc z znikąd pomocy, zablokowali kościoły w Sewilli, żądając by papież staną w ich obronie przeciw gwałtom jakich doświadczają i temu "co się tu z nimi wyprawia". Nikt jednak za nimi się nie wstawił.
9 maja 1538 r. Karol V był w okolicach Nicei, a spotkanie z papieżem nastąpiło dziesięć dni później. Wkrótce potem do Nicei przybył również król Francji, ale nie nastąpiło oficjalne spotkanie obu monarchów i papież przyjmował ich oddzielnie. Każda ze stron trzymała się też swoich żądań, ale papież wymusił na delegacjach nieco więcej elastyczności (zagroził przy tym, że jeśli jedna strona będzie twardo obstawać przy swoim, to on poprze tych drugich, i na odwrót). Wielkich konkretów nie uzgodniono, ale udało się przynajmniej podpisać dziesięcioletni rozejm (w międzyczasie wybuchł skandal, gdy cesarz dowiedział się że król Franciszek przywiózł ze sobą do Nicei swoją kochankę - Annę księżną d'Etamps, która jechała w powozie zaraz za królewską małżonką i siostrą Karola - Eleonorą. Wzbudziło to w cesarzu silny gniew, ale osoba papieża skutecznie zahamowała królewskie wzburzenie). Zjazd więc dobiegł końca a strony rozjechały się do siebie, choć na krótko, bowiem dzięki działaniom królowej Eleonory - która wszelkimi siłami starała się pogodzić męża i brata - obaj monarchowie (już bez obecności papieża) spotkali się w Aigues-Mortes we Francji, małej miejscowości położonej nad Rodanem. 14 lipca 1538 r. cesarski galeon przybył do tej miejscowości, a król Franciszek - na dowód dobrej woli do zawarcia pokoju - podpłynął do okrętu na łodzi i stamtąd powitał cesarza, po czym obaj udali się w mury Aigues-Mortes, gdzie oficjalnie nastąpiło pojednanie (niezbyt długie, ale jednak niezwykle intensywne, czego dowodem będzie w 1539 r. podróż cesarza do Francji) obu władców. Tam też cesarz - jak mu się wydawało - zdołał namówić króla Franciszka do wspólnego udziału w nowej wyprawie krzyżowej, której głównym celem byłoby zdobycie i wyzwolenie od Turków Konstantynopola. Takie plany snuł kilka lat wcześniej sam Franciszek (przedstawił je na spotkaniu z królem Anglii - Henrykiem VIII w Calais w październiku 1532 r.), ale teraz jakoś nie był już do nich przekonany, tym bardziej u boku znienawidzonego cesarza. Ostatecznie jednak zgodził się na ewentualny udział w takiej wyprawie i dołączenie do powstałej w lutym 1538 r. Świętej Ligi (złożonej z Papiestwa, Wenecji, Hiszpanii i Cesarstwa), której celem było zdobycie Konstantynopola (lub zadanie Turkom takiej klęski, aby długo nie mogli się po niej podnieść). Flota pod dowództwem Andrea Dorii była już gotowa do wielkiej świętej wojny z Maurami, a cesarz ponownie pragnął (tak, jak to było po zdobyciu Tunisu) opromienić swoje imię blaskiem chwały pogromcy muzułmanów.
W CALAIS PADŁA PROPOZYCJA WYPRAWY KRZYŻOWEJ
PRZECIW TURKOM ZE STRONY KRÓLA FRANCISZKA I
W AIGUES-MORTES ZAŚ ZE STRONY CESARZA KAROLA V
A tymczasem po drugiej stronie Morza Śródziemnego pewien oficer wpatrywał się w schodzące na morze nowe galeony, zbudowane w stoczniach Złotego Rogu. Miał na imię Hizir i był sławnym korsarzem, któremu sułtan Sulejman nadał nowe imię - Hayreddin, co znaczyło "Zbawca". Teraz ów Barbarossa gładził swą brodę, oczekując nieuchronnego starcia tytanów na morzu, które od młodzieńczych lat było jego żywiołem, domem i życiem.
CDN.