Stron

czwartek, 17 marca 2022

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. LI

 ŻYCIE PO ŚMIERCI - 

CZYLI RELACJE OSÓB, 

KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ

 

 
 
WRACAM DO TEGO TEMATU, GDYŻ SZCZEGÓLNIE TERAZ, GDY UKRAINA OPIERA SIĘ BRUTALNEMU NAJAZDOWI MOSKIEWSKICH MORDERCÓW, KTÓRZY NIE LICZĄ SIĘ Z LUDZKIM ŻYCIEM I STRZELAJĄ ORAZ BOMBARDUJĄ DOMY, OSIEDLA, PRZEDSZKOLA CZY TEATRY PEŁNE LUDZI - WARTO ZASTANOWIĆ SIĘ NAD TYM, CO NIEUNIKNIONE. WCZEŚNIEJ PISAŁEM ŻE W TAK PRZEŁOMOWYCH I NIEBEZPIECZNYCH CZASACH, JEDYNE CO SIĘ NAPRAWDĘ LICZY, TO NARODOWOŚĆ, KULTURA, MĘSTWO I PATRIOTYZM OBROŃCÓW OJCZYZNY. OWSZEM, TO WSZYSTKO PRAWDA, JEDNAK ZAPOMNIAŁEM DODAĆ DO TEGO BODAJŻE NAJWAŻNIEJSZEJ PRZESŁANKI DLA LUDZI W CHWILACH OSTATECZNYCH (A TAKĄ JEST WALKA ZBROJNA I BEZPOŚREDNIE ZAGROŻENIE ŻYCIA), CHODZI OCZYWIŚCIE O BOGA I WSZYSTKO CO SIĘ Z NIM WIĄŻE (I NIE MAM TUTAJ NA MYŚLI KOŚCIOŁÓW CZY RELIGII, A PO PROSTU BOGA). 
 
GDY JEST POKÓJ, GDY ŻYJEMY Z DNIA NA DZIEŃ, ZAJMUJĄC SIĘ WSZYSTKIMI NASZYMI CODZIENNYMI SPRAWAMI - O BOGU CZĘSTO ZAPOMINAMY, A KAŻDE PRZYPOMNIENIE O NIM KWITUJEMY CO NAJMNIEJ POGARDLIWYM UŚMIESZKIEM I ZNIECHĘCENIEM TEMATEM. WSZYSTKO SIĘ JEDNAK ZMIENIA, GDY STOIMY NA PROGU PRZEJŚCIA POMIĘDZY TYM, W CZYM DOTĄD FUNKCJONOWALIŚMY TE KILKADZIESIĄT (A CZASAMI KILKANAŚCIE) LAT, A TYM CO NIEPRZENIKNIONE, I WÓWCZAS WŁAŚNIE POJAWIA SIĘ W NAS... STRACH. CO BĘDZIE, JAK ZGINĘ? CZY ISTNIEJE ŻYCIE PO ŚMIERCI? A JEŚLI TAK, TO JAK ONO WYGLĄDA? CZY JEST NIEBO I PIEKŁO? TAKIE PYTANIA STAJĄ PRZED NAMI W DNIACH OSTATECZNYCH (OSTATECZNYCH DLA NAS SAMYCH) I WTEDY JUŻ NIE MA W NAS TEJ POGARDY KTÓRĄ WIELOKROTNIE PRZEJAWIALIŚMY W SPOKOJNYCH CZASACH, A POZOSTAJE NIEPEWNOŚĆ, STRACH I CIEKAWOŚĆ TEGO CO NIEUNIKNIONE (W KOŃCU WSZYSCY ZDAJEMY SOBIE SPRAWĘ ŻE TO ŻYCIE, KTÓRE WIEDZIEMY TUTAJ NA ZIEMI, NIE JEST WIECZNE I KIEDYŚ PRZYJDZIE NAM POŻEGNAĆ SIĘ Z TYM ŚWIATEM). WIELU Z NAS ZADAJE SOBIE PYTANIA - CO MNIE CZEKA PO ŚMIERCI? 
 
W TYM TEMACIE WIELOKROTNIE PRÓBOWAŁEM ODPOWIEDZIEĆ (OPIERAJĄC SIĘ NA NIEKONWENCJONALNYCH METODACH DZIAŁAŃ LEKARZY) NA TO PYTANIE. CZY MI SIĘ TO UDAŁO - TRUDNO STWIERDZIĆ, GDYŻ WERYFIKACJA TYCH OPISÓW I TAK NIE BĘDZIE MOŻLIWA, PO PROSTU W PEWNYM MOMENCIE OPUŚCIMY TEN ŚWIAT, W KTÓRYM DOTĄD PRZYBYWALIŚMY ZALEDWIE PRZEZ KRÓTKI OKRES (NICZYM W SZKOLE SZKOLE ŻYCIA) I WRÓCIMY DO NIESKOŃCZONOŚCI, GDZIE - JESTEM O TYM PRZEKONANY - ZNAJDUJE SIĘ NASZ PRAWDZIWY DOM. MOJA BABCIA NA KILKANAŚCIE DNI PRZED SWĄ ŚMIERCIĄ, MIAŁA SEN O DOMKU W ŚRODKU PIĘKNEGO LASU, W KTÓRYM ŻYŁA Z MOJĄ MAMĄ I CHYBA TEŻ ZE MNĄ. OCZYWIŚCIE TAKIEGO DOMKU W LESIE NIGDY NIE MIAŁA, NIGDY NIE PRZEBYWAŁA W PODOBNYM MIEJSCU, A TYM BARDZIEJ JA NIGDY TAM NIE BYŁEM, A MIMO TO - GDY MI O TYM POWIEDZIAŁA - W MOJEJ GŁOWIE ZMATERIALIZOWAŁ SIĘ OBRAZ OWEGO MIEJSCA - JAK NA ZAWOŁANIE. ALE TO SĄ MOJE PRYWATNE SPRAWY. 
 
W KAŻDYM RAZIE POSTANOWIŁEM PONOWNIE ODŚWIEŻYĆ TEN TEMAT I ZACZNĘ OD RELACJI OSÓB, KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ. RELACJE TE ZOSTAŁY ZEBRANE PRZEZ POLSKIEGO PARAPSYCHOLOGA - LESZKA SZUMANA, U KTÓREGO W RODZINIE KILKA OSÓB POSIADAŁO PARANORMALNE ZDOLNOŚCI (JEGO DZIADEK I MŁODSZY BRAT BYLI JASNOWIDZAMI, MATKA WRÓŻKĄ I RÓŻDŻKARKĄ, A JEGO RODZINNY DOM ODWIEDZAŁO WIELE ZNANYCH OSÓB - NAUKOWCÓW, LEKARZY, ARTYSTÓW, DZIENNIKARZY). LESZEK SZUMAN ZMARŁ w 1986 r. w WIEKU PRAWIE 83 LAT. POZOSTAWIŁ PO SOBIE CIEKAWE RELACJE OSÓB, KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ, JAK RÓWNIEŻ TYCH, KTÓRZY ODWIEDZILI ZAŚWIATY, JEDNAK PRZEDE WSZYSTKIM LESZEK SZUMAN OPISUJE WŁASNE KONTAKTY Z "TAMTYM ŚWIATEM" A TAKŻE WYJAŚNIA WIELE SZCZEGÓŁÓW (np. CZYM JEST CIAŁO FIZYCZNE A CZYM ASTRALNE, CO TO JEST BILOKACJA, CZYM SĄ UZDRAWIACZE I CZY Z "TAMTEJ STRONY" MOGĄ NAS SPOTKAĆ RÓWNIEŻ JAKIEŚ NIEPRZYJEMNOŚCI A NAWET... NIEBEZPIECZEŃSTWA). ZAPRASZAM ZATEM DO LEKTURY "ŻYCIA PO ŚMIERCI"
 
 
 

I

RELACJE OSÓB, 

KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ

Cz. I

 
 
 

 
 
SPRAWOZDANIE ZMARŁEGO, 
KTÓREGO PRZYWRÓCONO DO ŻYCIA
 
 
 W roku 1951 George Murphy prowadził bagażówkę z Galena do Chicago. Gdy jechał przez przedmieście Chicago, nagle z bocznej ulicy, w zawrotnym pędzie, wypadł potężny samochód ciężarowy. George Murphy spostrzegł go dopiero w ostatniej chwili. Już po mnie - pomyślał, naciskając hamulec. Za późno. Oba pojazdy zderzyły się z potężnym hukiem. Murphy miał o tyle szczęście, że w pobliżu miejsca wypadku znajdował się szpital, dokąd zaniesiono nieszczęsnego kierowcę. Nim jednak znalazł się na stole operacyjnym, jego serce przestało bić, oddech ustał, a źrenice stały się nieruchome. 
 
- Zmarł - taka była diagnoza lekarska. 
 
Chirurg nie zadowolił się jednak tym lakonicznym stwierdzeniem faktu. Natychmiast rozciął pacjentowi klatkę piersiową i w cztery minuty po ustaniu akcji serca zaczął je masować. Oczywiście, lekarz nie wiedział, czy taki fantastyczny zabieg da jakieś konkretne wyniki. Był jednak zdania, że jeśli próba zawiedzie, to i tak nie zaszkodzi, bo człowiek już nie żyje. Lekarz rytmicznie ściskał w dłoniach śliskie serce. Pełen napięcia zastanawiał się, czy uda mu się odratować zmarłego. Czy martwe serce znowu zacznie bić? Minęły trzy minuty, cztery, pięć. Serce ani drgnęło. Lecz w szóstej minucie poczęło się kurczyć, początkowo lekko, po czym zaczęło bić coraz szybciej, jakby chciało dać z siebie ostatni wysiłek. Po chwili serce znowu stanęło, lecz dr Huxley - bo tak brzmiało nazwisko lekarza - nie ustąpił. Pewną ręką, spokojnie i rytmicznie pracował dalej. Po długich minutach oczekiwania serce znów podjęło pracę. Jednak jego rytm był już teraz spokojny i równomierny, jak u człowieka śpiącego. Człowiek był uratowany. Znowu oddychał normalnie. Po dziesięciu minutach otworzył oczy. Od chwili zderzenia po raz pierwszy był przytomny i orientował się, co się dookoła niego dzieje. Podczas rekonwalescencji rozmawiał z nim psychiatra, wypytując go szczegółowo o przeżycia i wrażenia z okresu, kiedy był martwy. A oto co opowiedział George Murphy.
 
- Podczas zderzenia poczułem wstrząs, lecz żadnego bólu nie odczułem. Miałem natomiast dziwne wrażenie, uczucie, jakbym się stał całkiem miękki, jakby moje ciało kurczyło się i rozpływało. To uczucie stopniowego rozpływania się odczułem jako swego rodzaju wyzwolenie. Równocześnie miałem wrażenie falowania, wznoszenia się i opadania, kurczenia się, nabrzmiewania i zanikania. Ze wszystkich stron otaczały mnie jakby falujące tkaniny o gazowej konsystencji, dokładnie mnie okrywające. Wydawało mi się, jakby owo falowanie znosiło siłę ciążenia. W chwili, gdy owe łagodne fale zdawały się mnie unosić, zdarzyło się coś dziwnego. Przyszły mi na myśl różne szczegóły z mojego życia, o których już dawno zapomniałem. Przypomniałem sobie miłą dziewczynę, z którą kiedyś, przed wielu laty, byłem zaręczony i która krótko przed naszym ślubem umarła na tyfus. Pokazał mi się obraz mojej matki z czasów, gdy mieszkaliśmy na małym rancho w stanie Ohio, gdzie spędziłem moją młodość. Te oraz inne obrazy i sceny przesuwały się w moich myślach, nasuwając się jeden na drugi, bez związku i sensu jak przypadkowo posklejane, przygodnie zebrane strzępki taśmy filmowej. Nagle film wspomnień się skończył, a ja znalazłem się w otoczeniu świetlistych postaci. Nie mogłem sobie przypomnieć, abym je kiedykolwiek widział. One wzięły mnie za ręce choć nie, przecież ja już nie miałem ciała... a może jednak?... tak, miałem jakąś postać. Nie potrafię jej jednak opisać. Miała bowiem odmienne kształty i zupełnie inne rozmiary niż te, które znamy. W tym momencie sięgnęła po mnie jakaś ciemna ręka. Starała się wyrwać mnie z otoczenia świetlistych postaci. Przez chwilę utknąłem w miejscu jak wrośnięty. Chciałem odepchnąć ciemną rękę, która mnie pochwyciła od tyłu, lecz nie miałem ku temu dość sił. Ręka trzymała mnie żelaznym uchwytem, niwecząc we mnie uczucie błogostanu i szczęścia. Otaczające mnie światło stawało się coraz słabsze i słabsze... Ciemna ręka wciągnęła mnie w ciemności. Im ciemniej było dookoła mnie, tym silniej wzrastał ból, którego poprzednio nie odczuwałem. A wraz z bólem zwiększał się strach. Obawiałem się tego, co teraz nastąpi. Obawy wynikały z dziwnego uczucia, jakie mnie opanowało. Miałem wrażenie jakby mnie wtłoczono w jakiś ciasny pokrowiec. I stale była tam ta ręka, która to spowodowała. Wówczas obudziłem się. Wszystko dookoła mnie było jak we mgle. Zdawało mi się, że obok siedzi moja matka, a ja leżę w łóżku i mam gorączkę. Po chwili, zorientowałem się, że to nie moja matka, a pielęgniarka siedzi przy mnie i bada mój puls, mając bardzo zatroskany wyraz twarzy. Pan doktor i tak tego wszystkiego nie będzie mógł zrozumieć - dodał George Murphy, kończąc swe sprawozdanie. - Może nie powinienem o tym wszystkim opowiadać.
 
Pacjent zamilkł i zamknął oczy. Psychiatra wstał i podszedł do doktora Huxley'a, który był obecny przy powyższej rozmowie. 
 
- Jakie jest pana zdanie o relacjach pacjenta? - spytał. - Mam na myśli obrazy falujących tkanin i pojawienie się świetlistych postaci. Czy pan przypuszcza, że były to rzeczywiste zjawiska, wynikłe z kontaktu z tamtym światem? 
 
Młody, bardzo inteligentny i uzdolniony lekarz milczał przez chwilę, po czym powiedział:
 
- Jestem przekonany, że pacjent był na granicy tamtego świata i że sprawozdanie jest wiernym odbiciem jego rzeczywistych przeżyć. Jako trzeźwo myślący lekarz muszę jednak do tego zagadnienia podchodzić także z pewną dozą sceptycyzmu. Nie można bowiem wykluczyć ewentualności, iż rzekome przeżycia kierowcy, w czasie między wypadkiem a odzyskaniem przytomności, polegały na złudzeniu. Dopóki bowiem warstwy mózgu są jeszcze czynne i komórki mózgowe nieuszkodzone, w mózgu mogą występować wzbudzenia dające wrażenia iluzoryczne, co nie da się sprawdzić ani zmierzyć naszymi przyrządami pomiarowymi, ponieważ takie impulsy są nienormalne. Mimo to nie mam odwagi stwierdzić stanowczo, że musiały to być złudzenia. Zagadnienie dotyczące przeżyć psychicznych w drodze na tamten świat oraz pytanie, czy istnieje jakieś życie po śmierci, jest bowiem dla ludzkości zbyt ważne, aby można je było zbyć przeczeniem i machnięciem ręki odmówić na ten temat dyskusji. 
 
Relacja George'a Murphy'ego, który powrócił z tamtego świata oraz rozmowa z psychiatrą nie dały doktorowi Huxley'owi spokoju. Postanowił dowiedzieć się o tych rzeczach więcej, aby można było sprawdzić, czy to, co opowiadał kierowca mogło być prawdą, czy były to rzeczywiście przeżycia z tamtego świata, a nie jakieś przywidzenia. Od tej pory lekarz całą swoją wiedzę i życie poświęcił jednemu zadaniu: wyjaśnić, co się dzieje z psychiczną częścią człowieka w chwili jego śmierci i czy po śmierci fizycznej występują jeszcze u człowieka jakieś przeżycia psychiczne, myśli lub reakcje uczuciowe. Doktor pragnął dowiedzieć się także, czy po śmierci człowieka cała jego egzystencja fizyczna i psychiczna ulegają rozkładowi, czy też człowiek oprócz materialnego ciała ma jeszcze "coś", co w nim żyje, a w momencie śmierci fizycznej odłącza się od zwłok i egzystuje nadal w jakiejś nieznanej nam postaci. Młody lekarz rozpoczął swą pracę od dokładnego studiowania zagadnień duszy. Wiódł długie rozmowy z okultystami, spirytystami, teozofami i parapsychologami. Badał i przeciwstawiał jeden punkt widzenia drugiemu - trzeźwo i obiektywnie. W rezultacie doszedł do wniosku, że istota ludzka składa się z fizycznego-materialnego ciała oraz z ciała eterycznego zwanego także ciałem astralnym, które jeszcze za życia człowieka może ulec odłączeniu, jak to się nieraz zdarza we śnie lub w hipnozie, z tym jednak, że oba ciała są ze sobą połączone elastyczną, rozciągalną taśmą. Dopiero w chwili śmierci taka taśma, sznur lub nić ulega zerwaniu i wtedy oba ciała rozłączają się na zawsze. Ciało fizyczne ulega następnie rozkładowi, a ciało astralne przechodzi w zaświaty, w dziedziny nam nieznane. Po ustaleniu tych faktów doktor Huxley postawił sobie kolejne zadanie: udowodnić, że ciało eteryczne - względnie astralne - faktycznie istnieje. 
 
Chociaż sam o istnieniu takiego ciała astralnego całkowicie był przekonany, jako trzeźwo myślący uczony zdawał sobie sprawę, że jego koledzy będą wszystkiemu zaprzeczali, dopóki nie przekonają się sami, jak jest w rzeczywistości. Niełatwo było udowodnić, że ciało astralne istnieje. Jest ono bowiem dla naszych prostych zmysłów niewidzialne. Jeżeli jednak nasze ciało astralne jest dla naszych oczu niewidzialne, to jeszcze nie powód, aby negować jego istnienie w ogóle. Przecież do niedawna niewidoczne dla nas były także promienie Roentgena i inne fale elektromagnetyczne, a mimo to dzisiejsza medycyna i przemysł posługują się promieniami X przy prześwietleniach. Jeżeli doktor Huxley potrafił udowodnić istnienie ciała astralnego, kolejnym jego zadaniem było zbadanie dokąd ono idzie lub co się z nim dzieje po jego odczepieniu się - w chwili śmierci - od ciała fizycznego. Po ukończeniu prac wstępnych lekarz zaprosił do siebie grono uczonych i dziennikarzy. Część zaproszonych ulokował w swej pracowni, drugą zaś część w odległości dwóch kilometrów, w mieszkaniu znajomej pani, która zaofiarowała lekarzowi swą pomoc w eksperymencie. Gdy zebrani w jego pracowni goście usiedli, lekarz zaciemnił pokój, a okno zasłonił tkaniną nasyconą roztworem siarczku wapnia (CaS). Następnie wprowadził swoją znajomą w stan somnambuliczny i polecił jej, aby wysłała swe ciało astralne do swego mieszkania, gdzie czekała druga połowa gości, także wpatrzona w tkaninę nasyconą siarczkiem wapnia i zawieszoną w oknie, tak jak zrobiono to w pracowni. Ledwo doktor Huxley wydał swemu medium polecenie, kiedy płachta w oknie zajaśniała i ukazała się w niej sylwetka ludzkiej postaci. Takie samo zjawisko zaobserwowali wszyscy zebrani w mieszkaniu medium. W ten sposób udowodniono, że ciało astralne medium rzeczywiście usłuchało polecenia lekarza i udało się do mieszkania, gdzie czekała reszta uczonych. 
 
Takie samo doświadczenie doktor Huxley przeprowadził kilkakrotnie z różnymi mediami, w różnych miejscach i w obecności różnych osób. Wyniki były zawsze takie same. Lecz to nie wszystko. Doktor Huxley przeprowadził także i inne doświadczenia. I tak na przykład wprowadził w sen somnambuliczny 120 osób i polecił ich ciałom astralnym stukać w mieszkaniach znajomych uczonych. Wcześniej uzgodnił ze swymi kolegami, jaki to ma być rodzaj stukania. Ciała astralne stukały w umówiony sposób. Na koniec dr Huxley przeprowadził jeszcze jedno bardzo interesujące doświadczenie. Skorzystał przy tym z pomocy swego kolegi, również lekarza, który jednocześnie był jasnowidzem. Udał się wraz z nim do pokoju w szpitalu, gdzie leżał ciężko chory człowiek w stanie agonii. Łóżko konającego stało w małym pokoju, gdzie poza pacjentem i dwoma lekarzami nie było nikogo więcej. Oświetlenie na suficie wyłączono i tylko pomocnicza lampka w głowie łóżka wydawała słaby odblask. Mijały godziny pełne napięcia. Obaj lekarze nie spuszczali oka z konającego. Ten zaś jęczał przez sen, był niespokojny i z trudem oddychał. Doktorowi Huxley'owi wydawało się, że chory bardzo cierpi, lecz lekarz-jasnowidz zaznaczył od razu, że umierający niczego nie czuje. Owe objawy spowodowane są odrywaniem się ciała astralnego, które dąży do wyzwolenia się z ziemskiej powłoki. Lekarz-jasnowidz mówił, jak życiodajny fluid, który za życia przenika wszystkie komórki ludzkiego ciała, stopniowo odpływał od mózgu, aby w końcu i to miejsce opuścić. To ustępowanie ciała astralnego spowodowało, iż ktoś o kwalifikacjach jasnowidzących mógł zaobserwować dookoła głowy umierającego świecącą aureolę, tak jakby głowa nieco promieniowała. Stopniowo ustępujący z ciała fizycznego astral nabierał kształtu głowy ludzkiej oddalającej się od konającego. Za głową wychodziła długa, bezkształtna postać. Ciało astralne poruszało się rytmicznie, jakby poruszane pod wpływem powiewu wiatru. Pod koniec ten eteryczny jakby welon zaczął przybierać ludzkie kształty podobne do ciała konającego. Nagle ciało astralne stanęło pionowo nad opuszczonym ciałem fizycznym. Nim jednak nastąpiło ostateczne odczepienie się, jasnowidz spostrzegł, że z ciała astralnego do ciała zmarłego przeniknął jakby prąd. W tej samej chwili doktor Huxley spojrzał na zawieszony w oknie ekran nasycony siarczkiem wapnia. Ekran, ku zdziwieniu lekarza, zabłysnął siedem razy, raz po razie, pozwalając dostrzec siedem postaci. To dziwne zjawisko wytłumaczył doktorowi Huxley'owi lekarz-jasnowidz: 
 
- Zjawy przechodząc przez ekran może zobaczyć każdy człowiek. Nie są do tego potrzebne zdolności jasnowidzące. 
 
Z chwilą, gdy ciało astralne konającego odczepiło się od ciała ziemskiego, gdy łącząca je taśma została definitywnie zerwana, w pokoju zjawiło się kilka innych ciał astralnych. Może byli to krewni lub znajomi z zaświatów, którzy "powitali" nowo przybyłego, wprowadzając go na tamten świat. To objaśnienie harmonizowało w pełni ze spostrzeżeniem doktora Huxley'a. Dusza zmarłego, jak to twierdzili i twierdzą nadal spirytyści wszystkich czasów i krajów, została zabrana przez dawniej zmarłych towarzyszy. Tak więc, choćby człowiek podczas swej doczesnej wędrówki był całkowicie samotny i opuszczony, przestaje nim być, gdy zbliży się czas jego zgonu. Dusza jakiejś Ukochanej kiedyś istoty poda mu życzliwą dłoń, gdy nadejdzie chwila pożegnania się z naszym światem. Pomoże mu przejść przez chybotliwy i ciemny most łączący ze sobą oba światy. Niezniszczalna dusza ojca, matki, dziecka, narzeczonej, ukochanej lub opłakiwanej małżonki weźmie umęczonego wędrowca pod swe opiekuńcze skrzydła i zaprowadzi ku światłu tamtego świata, skąd nikt nie chciałby powrócić do mętnego trzęsawiska, w którym przebywamy. Na podstawie różnych obserwacji dr Huxley wyciągnął wniosek, że w obliczu śmierci ludzie w ostatniej chwili potrafią dostrzec rzeczy, których dawniej nigdy nie zauważali.
 
 
 
 WALKA NA ŁOŻU ŚMIERCI
 
 
 
 
 W związku z poprzednio opisanym doświadczeniem, przeprowadzonym przez doktora Huxley'a, opowiem o zdarzeniu, jakiego doświadczył Anthony Tough z San Francisco, właściciel dużego domu towarowego. Przypadek ten jest niezmiernie ciekawy, szczególnie z uwagi na autentyczność zdarzenia, które zostało pod przysięgą zatwierdzone przez doktora C.D. Hemlyna. Opis tego zdarzenia obiegł swego czasu prawie cały świat, ukazując się w licznych czasopismach. Jak oświadczyli na zjeździe lekarzy: lekarz domowy pani Tough, dr Abelman oraz dr Hemlyn z kliniki w San Francisco, wspomniany kupiec jest człowiekiem spokojnym, rozsądnym, przedsiębiorczym i na wskroś trzeźwym handlowcem. Nie pije i nie pali, i jak to stwierdziła specjalna komisja lekarska, składająca się z internistów i psychiatrów, nie jest on ani nerwowy, ani nie ulega porywom fantazji. Jak wynika z przeprowadzonych testów, występowanie jakichś złudzeń jest u niego wykluczone. Nigdy nie czytał niczego z dziedziny okultyzmu, nawet artykułów prasowych. Tak więc nie może być mowy o jakiejkolwiek sugestii w związku ze zdarzeniami, jakie wystąpiły u łoża konającej pani Tough. Gdyby chodziło o jakieś przywidzenia, to nie ulega wątpliwości, iż fantazja kupca nie obciążona wiadomościami z dziedziny okultyzmu, wolna od wpływów i znajomości zagadnień parapsychologii, poszłaby inną drogą. Opis wydarzeń wypadłby zupełnie inaczej, jednak nigdy nie tak, jak to nastąpiło. Obserwacje pana Tough pokrywają się bowiem dokładnie z wynikami obserwacji i z doświadczeniami nowoczesnego spirytyzmu. Wspomniany handlowiec musiałby więc być jak najdokładniej obeznany z najnowszą literaturą dotyczącą przejawów spirytyzmu, albo fakty przedstawiały się rzeczywiście tak, jak zaobserwował je pan Tough. 
 
Wypadek ten zdarzył się 29 sierpnia 1947 roku. W tym dniu lekarze Abelman i Hemlyn operowali panią Tough i stwierdzili, że przypadek jest beznadziejny. Przygotowali na to jej męża. Pacjentka od kilku dni była nieprzytomna i w stanie zamroczenia, z którego - zdaniem lekarzy - nie było już sposobu jej wyprowadzić. Wczesnym popołudniem, pan Tough usiadł przy żonie, zastępując na jakiś czas nieobecną pielęgniarkę i trzymał w swych dłoniach spoconą rękę małżonki. Nagle spostrzegł jakby trzy mgliste pasma, wpływające do pokoju poprzez szczelinę niedomkniętych drzwi wejściowych. Poszczególne pasemka miały po około dziesięć centymetrów długości i siedemnaście centymetrów szerokości. Najniżej położone pasmo znajdowało się około 5 cm nad podłogą, zaś dwa dalsze oddalone były od siebie o jakieś 15 centymetrów. W pierwszej chwili pan Tough pomyślał, że chyba ktoś z rodziny pali na korytarzu papierosa. Poirytowany takim brakiem taktu, pan Tough wyjrzał na korytarz. Wokół nie było nikogo. Nawet sąsiednie pokoje były puste. Tak się akurat złożyło, że w tej części szpitala nie było w ogóle chorych. Pan Tough powrócił więc do pokoju i usiadł ponownie na brzegu łóżka umierającej kobiety. Wówczas spostrzegł, że owe trzy chmurki podpłynęły nad głowę żony i częściowo ją zakryły. Zafascynowany tym patrzył jak chmurki powiększały się i powoli nabierały kształtów mglistych postaci ludzkich. Dwie z tych postaci uklękły po przeciwnej stronie łóżka, zaś trzecia postać kobieca stanęła wyczekująco przy głowie. Dziwna ta postać była jakby przejrzysta i mieniła się jasnym, złotym blaskiem. Jej wygląd był tak wzniosły, że panu Tough zabrakło później właściwych słów do opisania cech zewnętrznych tej postaci. Po chwili do pokoju wpłynęło jeszcze kilka przejrzystych zjaw, lecz te były już mniej wyraźne. Te nowe zjawy zgrupowały się dookoła łóżka konającej pani Tough. 
 
Wówczas z głowy chorej wypłynęła mglista postać kobieca. Stojące dookoła łóżka zjawy przysunęły się bliżej i zdawały się ją podpierać. Postać, która utworzyła się nad głową konającej, była połączona z jej ciałem jasną, świecącą taśmą, wychodzącą z czoła nad lewym okiem. Zjawa ta, nabierając coraz wyraźniejszego kształtu, zdawała się bronić wszelkimi sposobami przed obcymi postaciami. W każdym razie chybotała tu i tam, jakby trzymana na uwięzi przez srebrzystą taśmę. Postacie zdawały się trzymać ją delikatnie, lecz mocno. Pan Tough nie mógł już dłużej spokojnie patrzeć na tę walkę i na chwilę zamknął oczy. W duszy miał niewielką nadzieję, że gdy znowu je otworzy, nie ujrzy już tych dziwnych postaci. Tak się jednak nie stało. Tak jak poprzednio, postacie zdawały się walczyć ze sobą, on zaś nie miał możliwości wtrącenia się do tej rozgrywki. Czuł się niezmiernie przygnębiony. Na głowie i wszystkich członkach czuł ucisk jakby ogromnego ciężaru. Powieki wydawały mu się jak z ołowiu. Był w stanie jakiegoś sennego odrętwienia i chwilami myślał, że postrada zmysły, patrząc bezczynnie na to zdarzenie. Minęły może ze dwie godziny nim ruchy postaci stały się spokojniejsze. Mglista postać nad głową jego żony, połączona z umierającą kobietą srebrzystą taśmą, zdawała się teraz płynąć naprzeciw pozostałym postaciom. W tej samej chwili konająca głęboko westchnęła i fluidalna taśma łącząca ją z unoszącym się nad nią ciałem astralnym, naciągnęła się i pękła. Równocześnie wszystkie obecne w pokoju mgliste postacie stopniowo rozpłynęły się w powietrzu. Przygniatające uczucie przygnębienia ciążące na panu Tough stopniowo ustępowało. W tej chwili poczuł się swobodny, lekki i trzeźwy, spokojnie i rozważnie wezwał lekarza, który mógł jedynie potwierdzić zgon pacjentki. Jeżeli w tym dziwnym przeżyciu wykluczyć halucynację, mamy dwie możliwości tłumaczące to zdarzenie: albo pan Tough był jasnowidzem nie zdając sobie sprawy z tego, albo też ciało astralne jego małżonki nabrało tak gęstej konsystencji, że było widoczne nawet dla oka zwykłego człowieka. Najbardziej wiarygodną wydaje się być hipoteza pierwsza, że pan Tough miał zdolności jasnowidzące.
 
 
 
 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz