Stron

niedziela, 20 marca 2022

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XV

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

 

 
 

 BATORY - KOSZMAR MOSKALA

Cz. I


 



 
 Na przełomie grudnia 1575 i stycznia 1576 r. odbywały się w całym kraju sejmiki, mające potwierdzić (bądź odrzucić) zwołanie zjazdu całej szlachty w Jędrzejowie - do czego dążyli batorianie a sprzeciwiali się im cezarianie (czyli zwolennicy cesarza Maksymiliana Habsburga lub jego syna Ernesta). Przeciwnikiem zwołania zjazdu jędrzejowskiego był prymas Jakub Uchański, ale człowiek ten - dobiegający siedemdziesiątego czwartego roku życia - był już w dużej mierze ograniczony zarówno przez własne starcze ułomności, jak i przez odcięcie go od kontaktów z opozycją przez cezarian. Prymas Uchański polecił więc, aby senatorowie i szlachta skierowali się na zjazd do Łowicza, ale tego nie potwierdzono na żadnym z sejmików, które gremialnie (choć w kilku przypadkach nie obyło się bez zawiązania konfederacji) zaakceptowały zjazd jędrzejowski. Rozpoczął się on dnia 18 stycznia 1576 r. i jak pisał świadek tamtej epoki - Stanisław Orzelski: "Ogromne zbrojne tłumy ludzi (jezdnych i pieszych) ciągnęły (...) zewsząd do Jędrzejowa (...), tak że zajęły wszystkie wioski w odległości czterech mil od miasta leżące (...) Rusini (...) przybyli pospolitym ruszeniem, niezmordowani długą i nieprzyjemną drogą i ogromem klęsk, jakie ich spotkały [wcześniej od Tatarów]. Z województw sandomierskiego, lubelskiego i bełskiego zjechali się wszyscy całą gromadą, bo się na sejmikach do takowej wyprawy honorem zobowiązali. Z sieradzkiego, łęczyckiego, brzeskiego, inowrocławskiego, mazowieckiego, płockiego i rawskiego przyjechali tylko posłowie z oświadczeniem, że cała ich szlachta nie tylko wolą, ale i czynem gotowa jest prowadzić wojnę za zbawienie Ojczyzny". Szlachta co prawda dopisała na zjeździe jędrzejowskim (najliczniej z województw południowych i wschodnich, najsłabiej zaś z województw północnych i zachodnich), to jednak przedstawiciele miast nie przybyli (nawet z Krakowa i Lwowa nie przybył nikt) poza Poznaniem (trzy osoby: burmistrz, rajca i pisarz miejski). Wokół zjazdu zgromadzone były liczne poczty magnackie (niektóre liczące nawet do tysiąca jeźdźców), łącznie do Jędrzejowa w tych przełomowych dniach zjechało ok. 20 000 osób. W takich przypadkach zawsze należało przede wszystkim zadbać o jakiś godny swego stanu nocleg, gdyż obrady często trwały po kilka tygodni, dlatego też najlepszym wyjściem było zarezerwowanie sobie noclegu w karczmie lub zajeździe, ale tych nie było wystarczająco dużo, aby pomieścić wszystkich, dlatego część zgromadzonej szlachty musiała szukać postoju w mieście lub w okolicznych wioskach, ewentualnie niektórzy zatrzymali się w jędrzejowskim klasztorze.




Obrady rozpoczęły się 19 stycznia wyborem na przewodniczącego - Andrzeja Zborowskiego. Szybko też potwierdzono wybór Stefana Batorego na nowego króla i wydano polecenia odnośnie zabezpieczenia Krakowa i klejnotów koronnych przed ich ewentualnym wykradnięciem (przez zwolenników Maksymiliana). Uznano również, że ważne jest zabezpieczenie wojskowe elekcji, dlatego też nakazano zorganizowanie wojsk zaciężnych w każdym województwie (na wypadek zbrojnej interwencji Maksymiliana lub Ernesta) a na ten cel uchwalono dość wysokie podatki i na czele tych sił, postawiono starostę buskiego - Stanisława Górkę oraz podkomorzego krakowskiego - Stanisława Cikowskiego. Ogłoszono też, że wszyscy, którzy poparli cesarza i pozostali przy nim, będą odtąd uważani za wrogów ojczyzny (była to jednak dość ostra deklaracja polityczna, która mogła doprowadzić do wybuchu prawdziwej wojny domowej w kraju, tym bardziej że Batorego nie poparła ani Litwa - która groziła zerwaniem unii, ani Prusy, a na Mazowszu bardzo silne wpływy mieli cezarianie, dlatego też taka deklaracja została złagodzona i wysłano posłów do Wilna, Gdańska i do Warszawy, starając się ich przekonać do porzucenia sprawy Maksymiliana). Zdecydowano również, że czym prędzej należy wzmocnić załogę Krakowa i od 1 lutego szlachta zaczęła wyjeżdżać z Jędrzejowa, kierując się właśnie do stolicy. Koronację nowego króla wyznaczono na dzień 4 marca 1576 r. (szybko okazało się jednak że data ta jest nierealna do spełnienia, jako że Batory przekroczył granicę z Rzeczpospolitą dopiero z końcem marca), a jednocześnie przekonano królewnę Annę, aby opuściła Warszawę (główną siedzibę cezarian) i przeniosła się do Krakowa, gdzie miała oczekiwać na swego nowego małżonka (uczyniła to 28 lutego, opuszczając gród Warsa i Sawy). Królewna (a teraz przyszła monarchini) nie chciała jednak zgodzić się na rezygnację z licznych dóbr, które posiadała na Litwie i w Koronie i w tej sprawie również prowadzono z nią intensywne negocjacje.

Tymczasem Stefan Batory - po zaprzysiężeniu w Meggesz pacta conventa (czyli zobowiązań, jakie nakładała na niego szlachta za wybranie go swym monarchą - pisałem o nich w poprzedniej cześci) dnia 8 lutego 1576 r. - słał liczne listy, zarówno do konkurentów (np. do cesarza Maksymiliana, w których przekonywał, że gdyby decyzja o wyborze na króla zależała od niego, chętnie ustąpiłby miejsca "Jego Cesarskiej Mości", ale decyzja ta zapadła niezależnie od jego wysiłków, wolą szlachty polskiej, a tego nie może zlekceważyć i unieważnić), jak i do swych stronników (np. do Jana Zamoyskiego, którego wcześniej Batory nie widział na oczy, ale o którym słyszał jako o trybunie szlacheckim i stronniku swej sprawy i pisał doń tak oto w styczniu 1576 r.: "Jesteśmy świadomi aż nadto największych zasług Waszej Miłości dla naszej sprawy wśród najznakomitszych mężów i mówców przesławnej Rzeczypospolitej"), a także do przeciwników (czyli do cezarian, choć listy do nich - mimo napominającego tonu - także były dość łagodne i nawołujące do opamiętania się, aby niepotrzebnie nie rozrywać kraju wojną domową). Stefan Batory - zdając sobie doskonale sprawę że ludźmi kierują głównie trzy podstawowe cele: interes, strach oraz pieniądze - starał się wykorzystywać je w swej sprawie. W listach swych wciąż tytułował się : "Transilvaniae Princeps", zamiast "Electus Rex", a jednocześnie sypał złotem wszędzie tam, gdzie było to niezbędne (np. hospodarowi Mołdawii - Bogdanowi IV, wysłał kilkadziesiąt tysięcy guldenów, za co ten obiecał mu wsparcie w sile 40 000 wojowników, co byłoby niemożliwe do spełnienia, jako że Mołdawia nie byłaby w stanie wystawić takiej liczby wojska, a poza tym Mołdawianie słynęli z niestałości i gdy tylko nadarzała się ku temu okazja, często przechodzili na stronę wroga. W każdym razie Batory w ten sposób nie tyle liczył na pomoc Mołdawii, co raczej na zabezpieczenie się od niej od wschodu w czasie swej podróży do Polski i to właśnie uzyskał). Pisał też wiernopoddańcze listy do sułtana i do Budy, namawiając tamtejszego paszę do przysłania mu posiłków w razie ewentualnego konfliktu z Habsburgami. Jednocześnie Batory posyłał swe poselstwa do wielu krajów w Europie, w których oznajmiał o swym wyborze na króla polsko-litewskiej Rzeczypospolitej. Poparcie sułtana było dla niego bardzo ważne, gdyż ubezpieczało Siedmiogród przed ewentualną interwencją zbrojną ze strony Turków, ale jednocześnie owa wierność - jaką Batory deklarował w swych listach - była tylko na pokaz i miała na celu osiągnięcie określonych celów politycznych. Widać to wyraźnie w niechęci Batorego na żądanie sułtana - Murada III, zaakceptowania kandydata Porty na namiestnika Transylwanii. Batory oczywiście nie mówił "nie" i w lutym 1576 r. przekonał sejm siedmiogrodzki do wyboru na wojewodę siedmiogrodzkiego, swego starszego brata - Krzysztofa Batorego (notabene, otrzymał on tytuł: "namiestnika z tytułem wojewody", gdyż Stefan Batory wcale nie zamierzał rezygnować z władzy w Siedmiogrodzie, a wręcz przeciwnie, sądził zapewne że korona polska umożliwi mu zjednoczenie wszystkich ziem węgierskich pod jego władzą. Jeśli tak sądził, to będąc już w Polsce musiał się mocno rozczarować, gdyż panowie polscy bardzo pilnowali aby Batory był "tylko" królem Rzeczpospolitej i nie myślał o innych tronach i koronach. Przykład Henryka Walezego był tutaj niezwykle wymowny).




W tym samym czasie do Wiednia zostało skierowane poselstwo ze zjazdu jędrzejowskiego, któremu przewodniczył Andrzej Trzecieski, który poinformował cesarza o wyborze Batorego na króla i zadeklarował aby ten przyjął to do wiadomości i nie próbował wzniecić w Rzeczpospolitej wojny domowej, oraz: "by raczył zostawić Polaków z ich prawami w spokojności". Maksymilian wysłuchał tych rad i napomnień w spokoju, po czym stwierdził iż: "Jesteśmy prawnie obranym królem polskim, swobody polskie nie tylko uszanujemy, ale i powiększymy" i nie dodał nic więcej - ani słowa o Batorym. Wkrótce potem do Wiednia przybyło poselstwo cezarian z wojewodą sieradzkim - Olbrachtem Łaskim na czele. Tam cesarz poinformował posłów o swej gotowości do uznania praw i swobód politycznych szlachty, ale z zaprzysiężeniem przygotowanych dla niego pacta conventa zwlekał, twierdząc, że nim przybędzie do Krakowa, musi jeszcze udać się na sejm Rzeszy do Ratyzbony - wyznaczony na 1 maja 1576 r. Zwolennicy Maksymiliana byli przerażeni jego bezczynnością i postępowaniem - wyglądało to bowiem tak, jakby cesarz albo nie wierzył w możliwość utrzymania polskiej korony, albo uważał ją za oczywistość bez konieczności walki o nią z kimkolwiek, lub też liczył na wybuch wojny domowej w Polsce i na Litwie. Cezarianie w wiedeńskim starym Burgu nie wiedzieli więc co czynić dalej, gdyż cesarz niczego ani nie potwierdził, ani też nie przedsięwziął. Nieco światła na owe nieskładne postępowanie Maksymiliana rzucił nuncjusz papieski w Polsce - Vincenzo Leureo, który w marcu 1576 r. pisał w swym liście do Rzymu o poselstwie posłanym z Wiednia do Moskwy, w którym cesarz proponował podział Rzeczpospolitej i oddanie Litwy oraz Rusi carowi Iwanowi Groźnemu, a pozostawienie sobie ziem Korony - bez konieczności potwierdzania jakichkolwiek praw czy wolności. Takie poselstwo rzeczywiście zostało wówczas posłane do Moskwy, choć nic nie wiadomo o jego przebiegu, ale nawet jeśli padła tam propozycja rozbioru Rzeczpospolitej, to w ówczesnych warunkach politycznych były to zwykłe mrzonki nie mające szans realizacji. Po pierwsze - na tak potężne wzmocnienie Habsburgów nie zgodziłaby się Osmańska Turcja - stojąca wówczas na straży jedności Rzeczpospolitej (osmański pasza z Budy groził w tych dniach Maksymilianowi, aby ten nie mieszał się w polskie sprawy i zapowiadał interwencję zbrojną w przeciwnym wypadku). Turcja notabene nigdy nie godziła się na rozbiory Polski i gdy do nich doszło z końcem wieku XVIII, Turcja ich nie uznała (aby celowo rozdrażnić i ośmieszyć Moskwę, sułtan podejmując przedstawicieli dyplomatycznych podczas obrad Dywanu, celowo dłużej oczekiwał na "posła z Lechistanu", dając tym samym dowód, iż Turcy nigdy nie uznają rozbiorów Polski i uważają je za nielegalne. Gdy więc w 1933 r. w Krakowie uroczyście świętowano 250 rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej i ocalenia Europy przed osmańską inwazją, jednocześnie doceniono politykę Turcji nieuznającą rozbiorów Polski i podczas jednego z toastów pito właśnie: "Na chwałę Turcji"). Drugim powodem, dla którego cesarsko-moskiewskie plany rozbiorowe nie mogły się wówczas powieść, była potęga Rzeczpospolitej, które nawet osamotniona i bez wojska była w stanie szybko się zmobilizować i zadać Moskwie potężny cios, a i Cesarstwo dotkliwie pobić (czego dowodem była bitwa pod Byczyną z 1588 r. choć do tego jeszcze dojdziemy).

A tymczasem prymas Uchański siedział z Senatem i garstką szlachty w Łowiczu i słał stamtąd uniwersały potępiające jędrzejowski zjazd, a nawet zwołujące nowy sejm konwokacyjny do Łowicza na 30 kwietnia. Jednak z końcem lutego Uchański zwątpił w szybkie przybycie cesarza do Krakowa i wysunął zupełnie kosmiczną kandydaturę hospodara Mołdawii - Bogdana IV (oczywiście nikt tej kandydatury nie brał na poważnie i także sam prymas szybko z niej zrezygnował i wrócił do popierania cesarza). A tymczasem Stefan Batory 3 marca 1576 r. opuścił swą stolicę - Gyulafehervar (Białogród Julijski) i podążył na Północ, ku granicy z Rzeczpospolitą. Nim jednak przekroczył granicę, 16 marca w Sybinie doszło do nieprzyjemnego incydentu, który mógł zostać wykorzystany przez przeciwników Batorego. Oto bowiem doszło do sprzeczki pomiędzy służbą polskich panów wysłanych na Węgry, a mieszkańcami Sybina. Spór ten szybko przemienił się w walkę na ostre, a potem dołączyli do niej herbowi, zamieniając ją w prawdziwą bitwę Polaków z Węgrami. Batory, zdając sobie sprawę z rozgłosu, jakiemu to wydarzenie nadałaby cesarska propaganda, szybko ułagodził spór i zabronił (pod "karą gardła") komukolwiek wyciągać szable i to zarówno w jego obecności, jak i podczas całej podróży. Jednocześnie wysłał list do Wiednia, w którym prosił cesarza o udostępnienie mu glejtu na przekroczenie granicy z Polską przez terytorium habsburskie (takie samo pismo posłał do starosty Koszyc, z informacją iż tam właśnie zmierza w celu przekroczenia granicy). Starosta Koszyc, imieniem Rueber, przygotowywał zasadzkę na Batorego (w końcu Wiedeń nie akceptował jego wyboru na polskiego króla), ale był to jedynie manewr wyprzedzający, gdyż w tym samym czasie, gdy na dwór wiedeński wpłynęło pismo Batorego z prośbą o umożliwienie mu przejścia przez terytorium habsburskie, a w Koszycach szykowano na niego zasadzkę, on przekroczył granicę od strony Mołdawii (28 marca), prowadząc ze sobą 2000 hajduków i 1000 jazdy. Nad granicznym Prutem witali nowego króla: wojewoda ruski - Hieronim Sieniawski, jego brat kasztelan kamieniecki - Mikołaj Sieniawski, oraz podsędek Marcin Mężyński (który wygłosił  mowę powitalną). Owo powitanie nie przypadło jednak Batoremu do gustu, a wręcz uznał iż utracił poparcie szlachty, jako że witała go zaledwie garstka herbowych i to wcale nie najważniejszych w Królestwie osób. Było to jednak tylko pierwsze wrażenie, gdyż w przygranicznym Śniatyniu (już po polskiej stronie Prutu) witała Batorego licznie zgromadzona szlachta. Powitał go tam również ksiądz - Jan Dymitr Solikowski, który starał się zorientować co do wyznania nowego króla (gdyż na ten temat krążyły po Rzeczpospolitej różne plotki, jakoby Batory wspierał heretyków lub nawet... przeszedł na islam). Problem polegał na tym, że dotąd nie widziano biblioteki królewskiej, co bardzo ułatwiłoby wyrobienie sobie zdania co do poglądów religijnych Batorego (choć przecież ta metoda nie była niczego gwarantem i jako przykład można tu przytoczyć fakt, iż prymas Uchański miał w swej bibliotece wiele dzieł autorów protestanckich, które czytywał i nawet z uznaniem przytaczał ich fragmenty). Aby więc je sprawdzić, Solikowski uprosił spotkanie z monarchą w cztery oczy na prywatnej rozmowie, do której doszło 3 kwietnia na zamku w Śniatyniu. Król elekt przekonywał o swym wychowaniu w wierze katolickiej i dał temu wyraz, gdy dnia następnego (w niedzielę) przystępował do mszy św. Zniesmaczyło to niektórych Polaków witających monarchę (a nie byli oni katolikami), którzy orzekli zgodnie, że oto: "Księża wdarli się w posiadanie króla". Solikowski był zadowolony z słów i czynów nowego króla i utwierdził się w przekonaniu o jego wsparciu dla Kościoła.




Gdy Batory udał się w dalszą drogę do Krakowa, na całej trasie jego przejazdu przybywało witającej go szlachty, a jego orszak znacznie się powiększył. Gdy zbliżał się do Lwowa, miasto wystawiło na jego powitanie swą straż miejską, czyli sławnych lwowskich dziesiętników (sławnych od strojów, jakie nosili - czerwone uniformy i szafranowe tuniki). Rozpoczęto też pospieszne sprzątanie miasta i usuwanie zeń błota (które nanosiły furmanki jadące z Kleparowa, Hołoska i Zamarstynowa - wówczas jeszcze podmiejskich wiosek, w połowie wieku XIX staną się one już częścią miasta). Zaczęto poszerzać drogę wiodącą do miasta, rozbierać stare budynki na drodze przejazdu królewskiego orszaku i wreszcie architektowi miejskiemu - Noskowi, rada miejska podniosła pensję, gdyż ponoć wcześniej przymierał on głodem. Sprowadzono też z Przemyśla do Lwowa kapelę muzyczną, gdyż ta lwowska nie nadawała się do niczego. Lwów był wielokulturowym miastem, pełnym Rusinów, Polaków, Niemców, Ormian, Greków, Żydów, Włochów, Anglików i Francuzów (głównie z Alzacji i Lotaryngii), ale szczególnie po swym pożarze w 1527 r. (gdy spłonęła większa część średniowiecznego Lwowa) kulturowo stawał się miastem polskim (w XVI wieku język niemiecki został całkowicie wyparty z urzędów przez łacinę, a ta została zamieniona językiem polskim w wieku XVII) i religijnie katolickim. Polonizowali się przybyli do Lwowa Włosi, Anglicy, Niemcy i Francuzi, którzy zmieniali sobie nazwiska na bardziej polskobrzmiące (w listach zaś pisanych do Anglii przez angielskich kupców osiadłych we Lwowie - szczególnie w drugiej połowie wieku XVI dominował język polski i niemiecki, angielskiego zaś praktycznie przestano używać). Miasto przeżywało w tym czasie swój rozkwit i gdy 7 kwietnia 1576 r. w mury Lwowa wkraczał król Stefan Batory, orszak który go witał (złożony z Polaków, Rusinów i Ormian) wprost kapał od wszelkiego bogactwa, ze złotymi wisiorami i pierścieniami na palcach. Król ubrany był w strój węgierski z szablą przy boku i po powitaniu, jakie mu zgotowała rada miejska, rzekł w prostych słowach po łacinie: "Przychodzę, nieznany do kraju wielkiego i wolnego, ale wkrótce pokażę, ile król wybrany wolnymi głosami swojego narodu przewyższa monarchów, których ślepy traf albo urodzenie na trony królewskie wynosi i narodom narzuca" - słowa te miały okazać się prorocze. Król następnie zsiadł z konia na ulicy Halickiej i udał się na mszę do pobliskiej katedry, a następnie na Niższy Zamek lwowski, gdzie czekały już nań komnaty królewskie. Tak rozpoczął się pierwszy dzień powitania Stefana Batorego we Lwowie (i nowej ojczyźnie), a kolejne dni szykowały się równie wspaniale, gdyż Lwowianie - oczarowani blaskiem monarchy - nie chcieli zbyt szybko wypuścić go z miasta.   

    


CDN. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz