Stron

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXXI

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII





145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. XVII







BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. XVII



TEBAŃSKA REWOLUCJA
Cz. IV


Aby zobrazować jaka idea zawładnęła Atenami po 403/401 r. p.n.e. i jacy politycy nadawali jej ton, muszę jeszcze powrócić do opisu życia Sokratesa, gdyż właśnie na jego przykładzie widać będzie dokładnie proces formowania się demokratycznej paranoi, jaka wówczas zawładnęła Ateńczykami, którzy szybko przeszli z jednej (oligarchicznej) skrajności, do drugiej (czyli ubóstwienia demokracji).


 Nie wiadomo dokładnie jaki był stosunek Sokratesa do planów wyprawy zbrojnej na wyspę Melos, wiadomo jednak że gorącym tego zwolennikiem był Alkibiades - uczeń Sokratesa, którego tamten dalece cenił (choć często pomstował na jego zachowanie i zbyt swobodny styl życia). Wyspa Melos (leżąca w archipelagu Sporad) była bowiem niezależna od dwóch greckich mocarstw: Aten i Sparty, a w toczącym się od 431 r. p.n.e. konflikcie tych dwóch potęg, potrafiła zachować neutralność (co wcale nie było łatwe, tym bardziej że jedna i druga strona starała się wciągnąć w ten konflikt wszystkie miasta i wyspy Hellady). Co prawda ludność, jaka zasiedlała wyspę, bliższa była (zarówno dialektem, jak i pochodzeniem) Lacedemończykom, ale twardo strzegła swej niezależności i nie wchodziła w układy z żadną z ówczesnych potęg (co prawda na początku konfliktu mieszkańcy Melos posłali do Sparty pewne dary, ale było to odebrane tylko w kategoriach szacunku do przeszłości i wspólnoty pochodzenia, a nie jako wyraz zbliżenia politycznego i opowiedzenia się po stronie Związku Peloponeskiego). Melijczycy byli bowiem rozsądni i doskonale zdawali sobie sprawę że są krajem wyspiarskim, gdzie dominuje handel. Ludność żyła głównie w wioskach, rozproszonych po całej wyspie, a jedyne duże miasto - Melos, wzniesione zostało nad zatoką. Po wybuchu Wojny Peloponeskiej większość mieszkańców wyspy przeniosła się do miasta - otoczonego murami obronnymi - a to z obawy przed jakimś niespodziewanym atakiem jednej lub drugiej strony konfliktu. Ziemi uprawnej było na wyspie niewiele (dominowały rejony wyżynne i skaliste), ale ta, co była, należała do wyśmienitej jakości, a to głównie ze względu na ciepło gorących źródeł, dochodzących z głębin. Melijczycy nie mieli więc żadnego interesu w dołączaniu się do wojny, żyli sobie spokojnie i dostatnio, ich flota handlowa nadal operowała - pomimo niebezpieczeństwa wojennego - zapewniając mieszkańcom nie tylko dowóz żywności z innych krajów, ale także wymianę handlową, a co za tym idzie dalsze robienie interesów.

Niestety - jak już wspomniałem - zarówno Ateńczycy jak i Lacedemończycy nie tolerowali krajów neutralnych, tym bardziej gdy wojna niebezpiecznie przedłużała się w czasie. Żądano więc od wszystkich greckich polis jasnego opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie. Melijczycy chętniej zapewne stanęliby po stronie Sparty, ale wiedzieli też doskonale że to Ateny są potęgą morską i jeśli opowiedzieliby się po lacedemońskiej stronie, zapewne utraciliby swoją flotę, a być może również niezależność, mienie, całą wyspę oraz... wolność i życie. Rozsądek podpowiadał im więc że należy trwać przy neutralności, jednocześnie nie wykonując żadnych widocznych gestów przyjaźni lub wrogości do którejkolwiek z walczących stron. Gdy więc modlitwy do Ateny, boga Asklepiosa i bogini Argaulos (obrończyni Aten - córki legendarnego króla Kekropsa) spowodowały iż ateńska zaraza zaczęła ustępować (ok. 426 r. p.n.e. po czteroletnim sianiu spustoszenia wśród mieszkańców grodu Dziewiczej Pallady), choć przez ten czas i tak większość Ateńczyków odwróciła się od bogów i zaczęła tłumaczyć zjawiska które ich spotykały na zasadzie zdarzeń naturalnych, a nie boskich interwencji - wówczas wojna weszła w nowy etap i rozpoczął się kilkuletni okres ateńskich zwycięstw, trwający do klęski pod Delion w 424 r. p.n.e. (o której już wspomniałem w poprzedniej części dotyczącej Sokratesa). Wówczas Ateńczykom nie spodobała się neutralność wyspy Melos i już w 426 r. p.n.e. posłali tam swoje wojska (60 okrętów i 2000 hoplitów) pod przywództwem stratega Nikiasza. Nikiasz był zdolnym wodzem (choć klęska, jaką sprowokował - w dużej mierze na własne życzenie - swą nieudolnością potem pod Syrakuzami w 413 r. p.n.e. może przeczyć jego talentom), był też jednym z tych ateńskich retorów i strategów (te urzędy w V wieku p.n.e. były od siebie praktycznie nierozłączne, zmieniło się to dopiero w IV wieku p.n.e.) którzy nie wywodzili się z grona arystokracji (swoją drogą to zabawne, ale jakże prawdziwe, że czasy się zmieniają, a ludzie będący u steru w dawnym systemie, często doskonale odnajdują się w nowych czasach i nowym ustroju; tak też było w Atenach, gdzie w systemie oligarchicznym dominowały wielkie rody, a potem po demokratycznych reformach Klejstenesa z lat 508/507 p.n.e. czy zamachu stanu Efialtesa i Peryklesa z 462 r. p.n.e. wprowadzających radykalną formę demokracji - przedstawiciele tych samych rodów doskonale odnajdowali się w nowych warunkach politycznych. Zmieni się to dopiero w IV wieku p.n.e. gdzie dominacja arystokracji dobiegnie końca na korzyść ludzi majętnych - tzw. "przedsiębiorców"). Nikiasz był właśnie kimś takim, jego ojciec - Nikeratos był właścicielem licznych kopalni srebra w okolicach góry Laurion w południowej Attyce, które to kopalnie (zatrudniające tysiące niewolników) potem odziedziczył właśnie Nikiasz. Dodać jeszcze należy, że człek był to mało przystępny, lubiący samotność i własne towarzystwo (często zamykał się w domu na klucz i nikogo nie przyjmował) a przy tym bardzo religijny i zabobonny (miał ponoć u swego boku wieszczka, który doradzał mu w sprawach prywatnych, finansowych i politycznych).

Tak więc wojsko pod wodzą Nikiasza przybiło w owym 426 r. p.n.e. do brzegów Melos, z żądaniem przyłączenia się wyspy do Związku Morskiego (co oznaczałoby jawne opowiedzenie się po jednej ze stron konfliktu i utratę dotychczasowego bezpieczeństwa). Mieszkańcy wyspy natychmiast schronili się za murami miasta Melos, a Ateńczykom odrzekli że do Związku przystępować nie zamierzają, choć jednocześnie nie są też wrogami Aten. Nikiasz wysadził więc desant na wyspie, spustoszył całą okolicę, wyciął winnice i sady oliwne i... odpłynął, gdyż nie posiadał machin oblężniczych, potrzebnych do oblegania i zdobycia umocnionego Melos. Mieszkańcy wyspy, zadowoleni że udało im się uniknąć niewoli oraz utraty suwerenności, odprawili dziękczynne modły, ale mylili się, licząc że miasto poświęcone bogini Atenie uzna swą porażkę i zrezygnuje z próby opanowania wyspy. Co prawda przez kolejną dekadę Ateńczycy nie byli w stanie zorganizować nowej wyprawy na Melos - zbyt bowiem byli zajęci na innych frontach tej wojny, ale nie oznaczało to wcale że zapomnieli o Melos. Przerażającym dla mieszkańców wyspy był już sam fakt, że co roku w Atenach publikowano spis członków Związku Morskiego, na którym to - wbrew faktom - figurowała wyspa Melos obok innych jej podobnych wysp (Paros, Naksos, Serifos) które już wcześniej weszły w skład Związku. Publikowano tam również zestawienia kwot, co każda wyspa i każde polis winne było zapłacić do wspólnej kasy związkowej, znajdującej się (od 454 r. p.n.e.) oczywiście w Atenach. Przy pozycji Melos znajdowała się na owej liście wysoka kwota 15 talentów do zapłacenia. Było więc pewne, że Ateńczycy nie dadzą za wygraną i raz jeszcze spróbują opanować wyspę i tym razem może im się to udać. Mieszkańcy Melos postanowili więc zaradzić niebezpieczeństwu i posłali pewną kwotę (dokładnie nie wiadomo w jakiej ilości) do Sparty, aby zapewnić sobie wsparcie w przypadku ewentualnego ateńskiego ataku.




A takowy został postanowiony na Zgromadzeniu Ludowym w Atenach w 416 r. p.n.e. właśnie dzięki Alkibiadesowi, który mocno naciskał na wysłanie nowej wyprawy na Melos. Alkibiades miał wtedy ok. 34 lat i wywodził się po kądzieli z arystokratycznego rodu Alkmeonidów, zaś polityka i wojaczka dawała mu możliwość oderwania się od nieco próżniaczego stylu życia (które można by streścić w kilku słowach: "Worek, Korek i Rozporek" czyli nadmierna rozrzutność i szastanie pieniędzmi na prawo i lewo, picie z przyjaciółmi dużej ilości wina oraz liczne sympozjony na które ściągano najładniejsze hetery z miasta i odprawiano z nimi dzikie orgie seksualne). Alkibiades rozwiązał też konflikt ze swą żoną Hipparetą, zmuszając ją (a raczej porywając) do powrotu do jego domu i trzymając pod kluczem w pomieszczeniu zwanym gyneceum, podczas gdy on sam pił i zabawiał się z heterami oraz prostytutkami. Teraz był on najbardziej zagorzałym zwolennikiem podjęcia kolejnej wyprawy na Melos, do której ostatecznie doszło. Na strategów wybrano Kleomedesa i Tejsiasa i wystawiono 30 ateńskich okrętów wojennych oraz 6 z Chios i 2 z Lesbos, a także sformowano 1700 hoplitów i 300 łuczników ateńskich, oraz ok. 1000 hoplitów państw sprzymierzonych (Chiotów i Lesbijczyków). Poza tym zabrano machiny oblężnicze, czego nie posiadała wcześniej wyprawa Nikiasza. Gdy wyprawa wylądowała na Melos, mieszkańcy wyspy ponownie schronili się za murami swego miasta, a ateńscy wodzowie wysłali posłów z żądaniem aby wyspa dołączyła do Związku Morskiego i zapłaciła 15 talentów narzuconej kwoty. Melijczycy podjęli posłów u gerontów wyspy, nie dopuszczając ich przed Zgromadzenie Ludowe i tam - według Tukidydesa, którego przecież nie było wówczas na wyspie, więc zapewne wiele musiał sobie dopowiedzieć - odbyła się rozmowa posłów z władzami wyspy Melos. 

Ateńczycy domagali się przyjęcia ich żądań, a Melijczycy odpowiadali, kierując się odniesieniami do praw wolności każdego polis uświęconych przez bogów. Ateńscy posłowie stwierdzili że odwoływanie się do sprawiedliwości i do bogów jest nielogiczne, gdyż tak mogą odpowiadać jedynie równorzędni partnerzy, których siły wzajemnie się ograniczają, a nie ci słabsi, którzy większych szans na obronę nie mają. Powiadali że również w świecie bogów istnieją silniejsi i słabsi bogowie i ci pierwsi dominują nad tymi drugimi, więc jeśli Melijczycy nie pragną zniszczeń, niewoli i śmierci powinni przystać na ateńską propozycję. Władze Melos deklarowały że potęga Aten nie jest wieczna i że jeśli oni teraz ze słabszymi postępują tak niesprawiedliwie, to kiedyś bogowie i im zgotują podobny los, gdy sami będą potrzebowali łaski od silniejszych od siebie. Ateńscy posłowie stwierdzili że: "Możliwe, że kiedyś załamie się potęga naszego państwa. Tym jednak nie przejmujemy się zbytnio. Jeśli nawet upadniemy, to prawdziwie groźne będzie dla nas nie jakieś mocarstwo, które samo przewodzi innym państwom, jak na przykład Lacedemon. Nie, rzeczywiście najbardziej obawiać się musimy własnych poddanych, a więc tych państw, które należą do naszego Związku. Te, gdyby przeciw nam się zwróciły i odniosły zwycięstwo, istotnie mogłyby nie okazać nam żadnej litości". Były to niezwykle profetyczne słowa, bowiem po klęsce Aten w 404 r. p.n.e. najradykalniejszymi zwolennikami zniszczenia tego miasta przez zwycięskich Spartan pod dowództwem Lizandra, byli właśnie członkowie Związku Morskiego. Teraz władze wyspy odrzuciły ateńskie żądania i zaproponowały inne rozwiązanie, a mianowicie że obie strony będą żyć w pokoju jako przyjaciele, ale nie związani żadnym przymierzem. Ateńczycy mieli wówczas odrzec z butą w głosie: "Wasza nienawiść nie przynosi nam tyle szkody, ile przynieść by mogła przyjaźń. Podległe nam państwa wnet by uznały, że tolerujemy waszą neutralną przyjaźń z konieczności, bo nie możemy złamać was siłą". Melijczycy odrzekli wówczas, że Ateny nie pozostawiają im żadnego wyboru, jak walczyć o swoją wolność i niepodległość, a że prowadzić będą wojnę sprawiedliwą, znajdą wsparcie zarówno wśród bogów, jak i... w Sparcie. Ateńscy posłowie trwali przy swoim, mówiąc że im również bogowie będą sprzyjać, gdyż prawem boskim jest, że silniejsi władają słabszymi, a co do wsparcia Lacedemonu stwierdzili iż na morzu nie mogą się oni równać z potęgą Aten, nikt więc osamotnionej Melos nie przyjdzie z pomocą.




Tak więc rozmowy dobiegły końca i rozpoczęło się oblężenie miasta wyspiarzy, gdzie też schroniła się okoliczna ludność. Ateńczycy pobudowali fortyfikacje odcinające miasto od reszty wyspy a od strony morza trzymali stałą blokadę, natomiast nie skorzystali z machin oblężniczych które przywieźli ze sobą, obawiając się że takie ataki, połączone ze szturmowaniem murów przyniosłyby zbyt wiele ofiar. Melijczycy bronili się dzielnie, ale stało się tak, jak zapowiedzieli Ateńczycy - Sparta nie przysłała im pomocy, mimo iż wyspa leżała niedaleko wybrzeży Lakonii, ale Spartanie zajęci byli wówczas wciąż nie rozwiązanym problemem Argos (gdzie latem 417 r. p.n.e. doszło do demokratycznego przewrotu zwanego "Powstaniem Oddziału Tysiąca" i wypędzeniem stamtąd pro-lacedemońskich zwolenników oligarchii). Z czasem oblężonym coraz bardziej zaczął zagrażać głód, mnożyły się też przypadki zdrady a spodziewana odsiecz z Lacedemonu nie nadchodziła. Melijczycy porywali się na wspaniałe przykłady bohaterstwa i odwagi (m.in. w jednym z wypadów zdołali zdobyć część ateńskich umocnień), ale dalsza walka nie miała żadnego sensu w przypadku braku pomocy z zewnątrz (a na takową się nie zanosiło). Wreszcie - zmuszeni głodem - mieszkańcy Melos zgodzili się skapitulować (z końcem 416 r. p.n.e.) i zdać się na łaskę i niełaskę ateńskiego ludu. Wyrok Zgromadzenia Ludowego wobec wyspy był okrutny: wszystkich dorosłych mężczyzn skazano na śmierć (ponoć niektórzy uciekli z tej rzezi), zaś kobiety i dzieci wzięto w niewolę a potem wystawiono na sprzedaż na ateńskiej Agorze. Wyrok śmierci na wyspę miał ponoć zapaść z woli Alkibiadesa (pisze o tym tylko Andokides, ale Tukidydes nie wspomina już o roli Alkibiadesa w tej zbrodni) który przekonać miał do tego ateński lud. Sama wyspa została zaś zasiedlona przez ok. 500 rodzin ateńskich kolonistów (kleruchów). Przykład Melos był jaskrawym odbiciem imperialnej polityki Aten wobec swych własnych sprzymierzeńców. Nieznośne pragnienie wtrącania się Aten w sprawy wewnętrzne państw członkowskich Związku Morskiego, zaprzestanie zebrań państw sprzymierzonych (gdzie Ateny, tak jak inne polis dysponowały tylko jednym głosem) po przeniesieniu skarbca Związku z Delos do Aten (454/453 r. p.n.e.), wymuszanie przyjęcia ustroju demokratycznego, przeniesienie trybunału sądowego Związku z trybunałów lokalnych do Aten, wydawanie dekretów obowiązujących wszystkich członków oraz ściganie przeciwników imperialnej polityki Aten jako zdrajców wszystkich polis Związku Morskiego, oraz wymuszanie corocznych składek - było realną polityką siły, stosowaną przez Ateny w latach ich całkowitej kontroli nad państwami sprzymierzonymi (454-404 r. p.n.e.). 

W "Mowie Melijskiej" Tukidydes jasno przedstawił cały cynizm polityki Aten, gdzie nie bawiono się w wyszukiwanie pięknych symboli, odwoływań do bogów czy szukania przykładów z historii, po prostu Ateńczycy jasno stwierdzali: jesteśmy silniejsi, więc mamy prawo wami władać, wy jesteście słabsi - więc musicie się podporządkować, a brzmiało to mniej więcej tak: "Nie będziemy tutaj wygłaszać długich i nie wzbudzających wiary przemówień ani opowiadać pięknie o tym, że panowanie słusznie się nam należy, gdyż pokonaliśmy Persów, albo o tym, że zaatakowaliśmy was, ponieważ nas krzywdzicie. Lecz i was ze swej strony prosimy: nie myślcie, że przekonacie nas twierdząc, że jako lacedemońscy koloniści nie mogliście się przyłączyć do naszej wyprawy albo że nie wyrządziliście nam żadnej krzywdy, lecz starajcie się osiągnąć to, co według naszego obopólnego przekonania istotnie leży w granicach możliwości. Przecież jak wy tak i my doskonale wiemy, że sprawiedliwość w ludzkich stosunkach jest tylko wtedy momentem rozstrzygającym, jeśli po obu stronach równe siły mogą ją zagwarantować (...) silniejsi osiągają swe cele a słabsi ustępują. (...) niektóre państwa zachowują niepodległość dzięki swej sile (...) w rezultacie, jeśli was pobijemy, nie tylko zwiększymy zasięg naszego panowania, lecz je także zabezpieczymy, zwłaszcza że jako wyspiarze i słabsi od innych nie zdołacie się utrzymać przeciwko nam, władcom morza. (...) Chcemy, żebyście się stali naszymi sprzymierzeńcami i, zachowując swe terytorium, płacili nam daninę. Mając więc wolny wybór między wojną a niebezpieczeństwem, nie wybierajcie zła pod wpływem fałszywej ambicji. Najlepiej może postępują ci, którzy równym sobie nie ustępują, dla silniejszych zachowują szacunek, wobec słabszych umiar. Zastanówcie się nad tym po naszym odejściu i pamiętajcie, że podejmujecie decyzję w sprawie ojczyzny, którą macie tylko jedną i której los zależeć będzie od tej jednej decyzji: dobrej lub złej". Ot, i cała polityka Aten w czasach gdy Związek Morski był w praktyce prywatnym Imperium Ateńskim.




Gdy więc ludność podbitego Melos (kobiety i dzieci) znalazła się w Atenach, wystawiono ją na sprzedaż w charakterze niewolników. Jedną z takich kobiet z Melos zakupił sobie Alkibiades i uczynił z niej swą nałożnicę (potem urodziła mu dziecko). Tryb życia Alkibiadesa nie uległ też najmniejszej zmianie, nadal paradował on po mieście w przepięknych purpurowych szatach (co niekiedy budziło zarzut o zniewieściałość) i należał do największych ulubieńców ateńskiego ludu, a to z tej przyczyny iż był niezwykle hojny. Nie żałował pieniędzy na dobra publiczne, na wystawianie chórów teatralnych, posiadał do tego siłę pięknej wymowy, niezwykłe (jak twierdzili współcześni) piękno ciała, siłę fizyczną, doświadczenie wojenne, odwagę i wspaniały rodowód przodków. To wszystko razem wzięte powodowało, że Ateńczycy byli skłonni wiele wybaczyć Alkibiadesowi, a ten miał mnóstwo wad i jeszcze więcej kaprysów oraz niezwykłych upodobań. Miał ponoć tarczę złoconą na której nie znajdował się symbol miasta (była nim sowa) czy też jakieś znaki rodowe, ale kazał umieścić nań Erosa z błyskawicą (jako symbol jego niezaspokojonego libido). Na swych kilku okrętach które posiadał, kazał zrobić wycięcia wyściełane materacami dla wygodniejszego spania, a jego stajnie były tak liczne, że na 91-ych Igrzyskach Olimpijskich (w 416 r. p.n.e.) wystawił on aż siedem zaprzęgów - co dotąd nie przydarzyło się nikomu, nawet królom (jego rydwany zajęły pierwsze, drugie i czwarte miejsce). Miał też Alkibiades wiele dziwnych pomysłów (których nie brakuje możnym i majętnym ludziom na tym świecie). Przyjaźnił się np. z pewnym Diomedesem, a gdy ten dowiedział się że w Argos mają rydwan jakiego on pragnął, poprosił Alkibiadesa by mu go podarował, a ten się zgodził, lecz gdy zakupił wóz, zabrał go dla siebie (potem doszło nawet w tej sprawie do procesu, ale Izokrates twierdzi, iż procesującym się nie był Diomedes a Tejzjasz). Innym razem Alkibiades zamknął w swoim domu malarza - Agatarchosa, twierdząc że wypuści go dopiero wówczas, gdy ten odmaluje mu dom tak, jak sobie zażyczył i dopiero gdy tak się stało, uwolnił Agatarchosa, sowicie go wynagradzając (być może obawiając się, aby ten nie wytoczył mu kolejnej sprawy sądowej). Mimo tych wad lud Aten kochał Alkibiadesa, a gdy malarz Arystofon namalował obraz, na którym umieścił Alkibiadesa w objęciach bogini Nemei, Ateńczycy byli tym zachwyceni i tylko nieliczni sarkali na obrazę bogów (poeta - Archestratos z Geli stwierdził nawet wówczas, że: "Dwóch Alkibiadesów Hellada by już nie zniosła"). Nawet Timon - który stronił od ludzi i znany był z tego, że nie przepada za towarzystwem współobywateli (ani też żadnych innych ludzi - twierdził bowiem że bogowie powinni ponownie wygubić całą ludzkość, jak to miało miejsce chociażby po otwarciu Puszki Pandory, ale tym razem skutecznie) jedynie Alkibiadesowi osobiście podał rękę, mówiąc: "Gratuluję ci, chłopcze, że rośniesz! Rośnie w tobie też wielkie nieszczęście na tych tam wszystkich".




Alkibiadesa kochali lub poważali prawie wszyscy Ateńczycy, ale był to człek trudny, szczególnie dla osób sobie najbliższych - swoją żonę traktował podle, zamykając ją na klucz w przeznaczonym dla niej pokoju, a sam oddawał się wówczas najróżniejszym orgiom, ona zaś nie mogła się nawet poskarżyć, gdyż w Atenach pozycja kobiety była praktycznie równa pozycji niewolnika (a niekiedy nawet gorsza) i nikt by nie tylko nie uwierzył, ale nawet nie słuchał kobiety, która oczerniałaby własnego męża - szczególnie zaś kogoś tak popularnego jak Alkibiades. Sokrates również bardzo poważał tego młodzieńca i nie mógł wyzwolić się spod jego wpływu.      


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz