Stron

czwartek, 13 lipca 2023

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XLIII

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II





SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XXXII







ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI
ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XVI


   



GDZIE TRZECH SIĘ BIJE... - CZYLI WOJNA NA ZACHODZIE


 Gdy przygotowywania do inwazji na Francję dobiegały już końca, cesarz Karol V opuścił Madryt dnia 1 marca 1543 r. i skierował się do Brukseli. Aż do Alcalá de Henares towarzyszyć miał mu w podróży syn - książę Filip i tam się pożegnali. Następnie Karol przechodząc przez Guadalajarę, Sigüenzę, Medinaceli, Calatayud i La Almunię, 15 marca był już w Saragossie gdzie zatrzymał się na pięć dni. Następnie przez Bragę, Lleidę dotarł do sanktuarium w Montserrat, gdzie spędził noc w świątyni przed tamtejszym świętym obrazem. 10 kwietnia cesarski orszak wkroczył do Barcelony, gdzie Karol zamierzał dopilnować przygotowań zbierającej się tam floty wojennej, mającej zaatakować Francję od południa (od zachodu zaś uderzyć miała flota kantabryjska, która również była przygotowywana m.in. w Oviedo). Wszystko miało być przygotowane i zapięte na ostatni guzik, ponieważ cesarz wiązał z tą kampanią ogromne nadzieje, tym bardziej że stawało się jasne, iż król Francji wszedł ponownie w sojusz sułtanem Sulejmanem, a do Prowansji wysłana została flota Hayreddina Barbarossy (o czym pisałem dwa tematy wcześniej). Karol V od lutego 1543 r. miał również zawarty sojusz z królem Anglii Henrykiem VIII, a wspólna inwazja na Francję obu armii planowana była na czerwiec roku następnego. W Barcelonie spędził cesarz dwadzieścia dni, doglądając przygotowań do inwazji, przyjmując posłów obcych państw i odpoczywając (np. przechadzał się po plaży w słomkowym kapeluszu). 30 kwietnia przy sprzyjających wiatrach podniesiono wreszcie żagle na 140 okrętach i opuszczono port w Barcelonie kierując się w stronę Genui.

Niestety, pogoda szybko się zmieniła - najpierw rozpętała się burza, co zmusiło admirała Andrea Dorię do skierowania się do zatoczki Palamos w celu ocalenia okrętów przed ewentualnym zatopieniem, potem zaś wiatr zmienił kierunek i flota znów nie mogła wypłynąć w morze czekając na odpowiedni moment. To właśnie tam, w Palamos - czekając bezczynnie - cesarz miał napisać owe słynne instrukcje dla swego syna don Felipe (o których pisałem w poprzednich częściach). Bez wątpienia w tych dniach Karola V nachodzą pesymistyczne myśli. Jak będzie wyglądało jego królestwo? co pozostawi swemu synowi i czy wszystkie domeny, które on odziedziczył przekaże również Filipowi? Kastylia nie ma już pieniędzy na kolejne wyposażenie wojska, Aragończycy deklarują że również brakuje im środków, w Niderlandach siostra cesarza - Maria, pisze do niego listy, prosząc o szybkie wsparcie przed ciągłymi najazdami Francuzów, którzy palą i niszczą belgijską ziemię. Jaka więc przyszłość czeka owo hiszpańskie imperium, pierwsze takie imperium w dziejach świata, nad którym nigdy nie zachodzi słońce. Bez wątpienia dla Karola przyszłością państwa i jego nadzieją jest syn - książę Filip, młody zdolny ale i leniwy, nie zawsze chętnie przekładający się do swoich przyszłych obowiązków. Cesarz co prawda pozostawił przy przy boku syna najlepszych swoich ministrów: Zunigę, Albę, Tawerę, Cobosa, ale czy to wystarczy? Czy ich rady będą wystarczająco dobre aby przysłużyć się księciu i przyszłości państwa? a poza tym, czy sam Filip nie stanie się marionetką w ich rękach, w rękach ludzi żądnych władzy, zaszczytów i nadań? Takie myśli bez wątpienia zarówno w Barcelonie jak i w Palamos trapiły cesarza Karola, czego dowodem są chociażby owe rady, które spisał dla swojego syna. 

Cesarz też bardzo obawiał się gniewu Boga, bo przecież klęska algierska sprzed kilku lat była ewidentnym ostrzeżeniem, że Bóg nie jest zadowolony z postępowania króla i jego poddanych. Karol więc szukał powodów i przykładów boskiego niezadowolenia i konkludował, że być może postępowanie Hiszpanów w Nowym Świecie, brutalne traktowanie Indian mogło nie spodobać się Bogu i dlatego przyniósł im klęskę w Algierze. Nic więc dziwnego że cesarz starał się ulżyć i poprawić położenie Indian (o czym jeszcze napiszę), ale jednocześnie mocno krytykował tych wszystkich kapłanów, którzy zbytnio sprzeciwiali się nadużyciom (pewnego razu podczas spotkania z dominikanami którzy głośno protestowali przeciw brutalnemu traktowaniu Indian i zmuszaniu ich do ciężkiej pracy ponad siły, biciu i zabijaniu (w ramach polityki encomiendas), słuchając tych wszystkich skarg w pewnym momencie - a był to rok 1539 - cesarz krzyknął w ich stronę: "Czcigodni braciszkowie, zamknijcie się wreszcie!"). Widać było że cesarz Karol V jest już zmęczony, zmęczony długim panowaniem, zmęczony wojnami które musiał toczyć, zmęczony wreszcie ogromem nieszczęść jakie spadały na jego poddanych i te wszystkie ludy nad którymi panował. To było zbyt wiele na jeden umysł i jedno serce aby to wszystko ogarnąć i aby postępować zgodnie nie tylko z własnym sumieniem, ale również z wolą Boga, która była przecież podstawą i celem każdego chrześcijańskiego władcy.


Konkwistador Francisco Valesquez de Coronado dociera do Wielkiego Kanionu 
(1540-1542)



Pogoda zmieniła się dopiero kilka dni później i wreszcie wyruszono w stronę Italii. Flota płynęła jednak niebezpiecznie blisko francuskich wybrzeży, co mogło się skończyć ewentualnym atakiem ze strony Francuzów, ale Andrea Doria i na to był gotowy. 25 maja 1543 r. cesarz dociera wreszcie do Genui,  przyjaznej Republiki, skąd zamierzae poprowadzić dalsze działania wojenne.  Nim to jednak nastąpiło, w Genui przybyło do cesarza poselstwo od papieża Pawła III, który proponował Karolowi interes, wiedząc iż bardzo potrzebuje pieniędzy proponował mu sprzedaż księstwa Mediolanu za 2 miliony dukatów. Papież uznał że jest to właściwa propozycja, gdyż zarówno pomoże on finansowo cesarzowi, ale jednocześnie aby nie narażać się królowi Francji - przejmie od tego Mediolan (na którym również zależało Francuzom). Karol był zaskoczony tą propozycją, bo co prawda potrzebował pieniędzy, ale jednocześnie nie chciał tracić Mediolanu o który od lat toczył krwawe boje z królem Franciszkiem Walezjuszem. Poprosił więc o czas do namysłu aby skonsultować mógł się ze swoimi doradcami i rodzeństwem (w tym z siostrą Marią z Niderlandów). Propozycja papieża była niezwykle kusząca, proponował on bowiem aż 2 miliony dukatów czyli sumę, która wystarczyłaby nie tylko na pokrycie kosztów wojny, ale zapewne i na kilka innych spraw, które były tak szalenie niezbędne w krajach królestwa Hiszpanii. Mało tego, papież zgodził się również pozostawić twierdze Mediolanu w rękach hiszpańskich, co było kolejnym powodem dla którego warto było przystać na tę propozycję. Skarb był bowiem pusty, a minister finansów - Cobos, wręcz błagał cesarza aby przyjął propozycję papieża. Karol napisał jednak najpierw list do syna prosząc go o radę. Don Felipe początkowo jednak był niechętny tej propozycji, tym bardziej że miał w przyszłości objąć tytuł księcia Mediolanu, jednak na mówiony przez Cobosa - ostatecznie wyraził zgodę. 

Nim jednak odpowiedź przyszła do Genui, cesarz spotkał się w Bussetto z papieżem Pawłem III. Tam się okazało że obaj politycy (bo jednak papieża również należy określić jako polityka, tym bardziej w tamtych czasach), nie potrafią się ze sobą porozumieć, zbyt wiele bowiem jedna i druga strona zaczęła okazywać wzajemnej niechęci. Cesarz Karol miał bowiem pretensje do papieża, że ten zwołując sobór powszechny zaprosił nań również króla Franciszka, który przecież sprzymierzył się z Saracenami, z tureckim belzebubem Sulejmanem. Papież zaś nie mógł darować Karolowi sojuszu z królem Anglii Henrykiem VIII, który stworzył w swoim kraju własną religię i prześladował tam katolików. Ostatecznie więc nie doszło do porozumienia i z zakupu Mediolanu nic nie wyszło. Rozczarowany i zniesmaczony polityką papieża, skierował się teraz cesarz do Kremony (choć początkowo planował wizytę w Mediolanie). Następnie przeszedł przez Trydent, Bolzano i przekroczył przełęcz Brenner w Alpach. 9 lipca ze wspaniałą oprawą wszedł do Innsbruku, gdzie powitał go król Niemiec (a właściwie król Rzymian), jego rodzony brat - Ferdynand Habsburg. Tam poznał też liczne potomstwo swego brata (które ujrzał po raz pierwszy w życiu), poza najstarszą córką Ferdynanda - Elżbietą, która 6 maja 1543 r. została małżonką króla Polski i wielkiego księcia Litwy - Zygmunta II Augusta i koronowana w katedrze wawelskiej na królową i wielką księżnę.




Temu mariażowi starała się zapobiec - lub przynajmniej je odroczyć - królowa Bona Sforza, matka Zygmunta Augusta, która nienawidziła Habsburgów i Hohenzollernów (małżeństwo Zygmunta z Elżbietą było uzgodnione już w 1530 r., gdy przyszły pan młody miał zaledwie dziesięć lat a panna młoda cztery). Młoda Elżbieta Habsburżanka nie czuła się w Krakowie dobrze, widziała bowiem że w koło ma wiele niechętnych (a nawet wrogich jej) osób i tak naprawdę jedyne wsparcie miała w osobie starego już króla Zygmunta I Jagiellończyka, ten jednak miał już 76 lat i często chorował. Młoda Elżbieta była kobietą delikatną, cichą, posłuszną i nieśmiałą, a jednak nie spodobała się Zygmuntowi Augustowi, który tylko aby nie robić przykrości swemu ojcu w jego ostatnich latach życia zgodził się na to małżeństwo. Po koronacji Elżbieta siedziała na tronie obok swego męża w koronie na głowie i w rozpuszczonych włosach, ale król Zygmunt I, widząc że korona jej ciąży, posyłał do niej co jakiś czas Zygmunta Herbersteina z propozycją, aby zdjęła ją jeśli jej niewygodnie, ona jednak postanowiła pozostać w koronie do końca uroczystości. Elżbieta zapewne chciała pokazać że wytrzyma wszystko i chciała być zaakceptowana przez nową rodzinę, tym bardziej że widok teściowej o gniewnym wyrazie twarzy raczej mógł ją przerażać. Po uroczystości (w czasie której spadł rzęsisty deszcz, co też postrzegano jako negatywną zapowiedź przyszłości tego małżeństwa), młoda para otrzymała wiele prezentów, jedynie królowa Bona niczego nie ofiarowała swej synowej i dopiero 13 maja, tydzień po uroczystości wysłała jej pierwszy prezent - niezbyt wyszukany i niezbyt drogi naszyjnik. Zygmunt August co prawda podczas wesela bawił się dobrze, ale unikał jak mógł swej małżonki, zaś podczas nocy poślubnej nie odwiedził jej komnaty. 

Zygmunt był też mocno uzależniony od matki, o czym donosił w liście do Ferdynanda wysłany wraz z Elżbietą do Krakowa poseł cesarski - Jan Marsupin, pisząc: "Dobry Boże. Mówić ze starym królem jest to samo, co nie mówić z nikim. Król nie ma własnej woli, tak jest na wędzidle trzymany. Wszystko ma w ręku swoim królowa Bona. Bona jedna całym państwem rządzi, wszystkim rozkazy daje. Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak boi się królowej Bony, matki swojej. A ja wierzę prawie, że ten młody król jest pod wpływem czarów matki, albowiem codziennie do niej chodzi, od pierwszej nocy po dziś dzień". Tak naprawdę więc w ogóle nie wiadomo czy i kiedy doszło do pierwszej nocy poślubnej między młodą parą, król Zygmunt August bowiem jak tylko mógł unikał Elżbiety, a między jednym a drugim ich spotkaniem niekiedy mijało aż 40 dni. Elżbieta spędzała więc dni samotnie, tylko w otoczeniu nielicznych dam dworu które były jej przydzielone i które mówiły po niemiecku, bowiem ona sama nie znała języka polskiego. Jadała samotnie, sypiała samotnie i żyła samotnie, nikt bowiem nie ośmielił się odwiedzić jej komnaty aby nie narazić się na gniew królowej matki. Marsupin dodawał: "Boże mój! Ona taka młoda jeszcze, taka nieśmiała. Mówić nie ma odwagi, drży na widok Bony i ledwie śmie na nią spojrzeć". Wreszcie sam Marsupin - pod wpływem nieszczęścia Elżbiety - postanowił w jakiś sposób wpłynąć na królową Bonę, lecz najpierw musiał postarać się o audiencję u niej. Pierwsza próba okazała się nieskuteczna, królowa odesłała go mówiąc że jest zbyt zapracowana, druga również. Dopiero za trzecim razem królowa zgodziła się go przyjąć o późnej porze po godzinie 16:00 na parę minut, ale tego dnia znów przesunęła godzinę i Marsupin w obawie aby po raz trzeci spotkanie to nie zostało odwołane, prawie cały dzień spędził w oczekiwaniu pod jej komnatą. Gdy wreszcie go przyjęła (7 lipca 1543 r.), pożalił się, dlaczego młody król nie sypia ze swoją małżonką, dlaczego z nią nie jada i jej nie odwiedza. Prosił również Bonę aby wpłynęła na syna, gdyż on czyni wszystko to, co ona mu każe. Stwierdził również na zakończenie że Elżbieta jest ukochaną córką Ferdynanda - króla Rzymian, brata cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Karola V i nie godzi się z nią tak postępować. Bona, słysząc jego słowa, odegrała przed Marsupinem teatrzyk, rozpłakała się, twierdząc iż on ocenia ją niesprawiedliwie, a wreszcie oskarżyła go o próbę zorganizowania rebelii przeciwko niej i poleciła mu opuścić jej komnatę, twierdząc że nie życzy sobie więcej go widzieć (należy też dodać, że w czasie tej rozmowy była obecna totalnie zawstydzona i zapewne upokorzona Elżbieta, która nie odezwała się nawet słowem). Los Marsupina był już przypieczętowany, Bona bowiem postanowiła pozbyć się go z Krakowa.


Zygmunt I Jagiellończyk i Bona Sforza
(1537 r.)



Szybko więc przekonała swego męża króla Zygmunta I by napisał list do Ferdynanda Habsburga, by ten odwołał swego - jak zapisano w liście - "podejrzanego sekretarza" (list z 30 czerwca 1543 r.). Ponieważ jednak na odwołaniu zależało tylko królowej, a król miał to - że tak powiem - głęboko gdzieś i tylko początkowo uległ jej woli, do odwołania nie doszło, co tylko wprawiło Bonę w jeszcze większą furię i niechęć do samej Elżbiety. Doszło do tego, że młoda dziewczyna bała się opuścić swoje komnaty, aby tylko nie musieć pokazywać się swojej teściowej - której panicznie się bała. Bona zaczęła publicznie upokarzać swą synową, a do swego męża mówiła np.: "Boże, ja tu posag przyniosłam i skarb pieniężny, a ta nic nie przyniosła, a jednak wszyscy jesteście mi wrogami". Synowi zaś, gdy ten prosił ją o pieniądze na swoje wydatki (w tym na kochanki) mówiła: "Idź i zapłać z posagu swojej żony", co tylko doprowadzało go do rozpaczy. Takie zachowanie mimo wszystko (bo Zygmunt I z reguły starał się ulegać swej małżonce) budziło jego głębokie niezadowolenie i gniew. Czasem też dochodziło do poważnych kłótni w czasie których stary król mówił do Bony: "Milcz, głupia, tyś mi nic nie przyniosła (...). Coś przyniosła, masz na sobie. Jam nigdy ani szeląga twojego nie widział" (o tej kłótni pisał Marsupin 16 sierpnia 1543 r.). Mimo to król szybko ulegał, wystarczyło żeby Bona się rozpłakała a Zygmunt mówił: "Rób, jak chcesz, idź i rozkaż jak rozumiesz". Królowa więc z jednej strony dążyła do unieważnienia małżeństwa, z drugiej zaś strony doprowadzała Elżbietę do rozstroju nerwowego, starając się na każdym kroku pokazać jej że nie nadaje się na królową. Zabroniła jej na przykład posiadania własnego dworu, odesłała jej kucharzy i odtąd posiłki dla Elżbiety przygotowywano w kuchni Bony (to znaczy Bona podzieliła swoją kuchnię na dwie części, przyznając Elżbiecie niewielką część swych zasobów) a ta już wtedy słynna była ze swych włoskich umiejętności "włoską robotą" nazywano umiejętność trucia i podtruwania ludzi). Nic więc dziwnego że Elżbieta drżała przed każdym kęsem podawanych i potraw, obawiając się że to może być jej ostatni. Była to celowa psychologiczna zagrywka mająca psychicznie zniszczyć Elżbietę, a Bona była mistrzynią manipulacji i potajemnych knowań (po co bowiem miała ją truć? wystarczyło tylko aby tamta obawiała się otrucia, to było znacznie gorsze uczucie niż gdyby ją rzeczywiście otruła).

Mimo tej całej działalności królowej Bony, dążącej do wyeliminowania Elżbiety i unieważnienia tego małżeństwa, okazało się że jednak coraz bardziej nowa, młoda królowa zaczyna budzić sympatię dworzan, którzy co prawda jeszcze nie okazywali jej tego werbalnie z obawy przed gniewem samej królowej matki, ale jednak pewnymi gestami dawali jej do zrozumienia, że jej współczują. Największe wsparcie miała Elżbieta w osobie samego Zygmunta I, który zapraszał ją do siebie i wysłuchiwał co miała do powiedzenia (oczywiście Elżbieta wiedziała że nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek krytykę Bony, choć bardzo by zapewne tego pragnęła). Skarżyła się więc i jedynie na to, że pozbawiono ją jej kucharza i że pragnęłaby mieć własną kuchnię. Miała też przy sobie zaledwie cztery dwórki - trzy Niemki i jedną Czeszkę. Wkrótce potem wybuchła też afera parmezanowa związana zarówno z Elżbietą jak i z Bona. Młoda królowa bowiem zapragnęła pewnego razu zjeść kawałek sera parmezańskiego, a ponieważ w jej części kuchni wyznaczonej przez Bonę nie było parmezanu, poprosiła o przygotowanie go kucharza Bony. Gdy wiadomość o tym dotarła do starej królowej, ta wpadła w furię, ukarała swego kucharza, gdyż zakazała podawać czegokolwiek Elżbiecie ze swojej kuchni. Ale na tym nie poprzestała o czym nie omieszkał w swym liście napisać Marsupin (a wkrótce potem aferę parmezanową poznała całą Europa). Bona zwołała bowiem radę królewską złożoną z senatorów i biskupów i starała się dowieść kto stał za przekazaniem kawałka sera Elżbiecie. Oskarżała Marsupina i w nim widziała główne zło które natychmiast należy usunąć. Oczywiście rada królewska stanęła po jej stronie, domagając się odnalezienia i ukarania owego "zbrodniarza". Sam Marsupin przestraszył się i pisał: "Bałem się, że nakaże mnie wyrzucić jak zgniłą rybę", dodawał jednak: "To są babskie fochy (...), babskie głupstwa wyrabia". I choć czasem nazywał ją szaloną w swych listach, to jednak obawiał się jej, czego wyraz dawał chociażby w stwierdzeniu, iż wielka flota, jaką Barbarossa skierował na Włochy (lato 1543 r.) płynie tam właśnie dlatego, że Bona doszła do porozumienia z Sulejmanem - co oczywiście było nieprawdą.

Nie były to jedyne plotki jakie docierały na inne dwory Europy, innym było choćby podejrzenie iż młody Zygmunt August, aby wzbudzić do siebie pożądanie do Elżbiety, kazał jej nocami biegać nago po korytarzach Wawelu 🤭. Nie jest pewne czy jest to plotka, czy być może rzeczywiście coś takiego mogło mieć miejsce, tym bardziej że pewna Włoszka z orszaku jego matki - Diana di Cordona miała podpowiedzieć Zygmuntowi Augustowi że taki właśnie sposób może pomóc we wzmocnieniu seksualnych podmiot u mężczyzny. Elżbieta miała jednak poważny defekt, gdyż cierpiała na epilepsję co tym bardziej odrzucało Zygmunta od niej. Na epilepsję cierpiała również trzecia żona Zygmunta Augusta rodzona siostra Elżbiety - Katarzyna Habsburg (którą poślubił dziesięć lat później w 1553 r.), która dodatkowo go oszukiwała twierdząc że zaszła w ciążę, a tak naprawdę nosiła poduszki na brzuchu, aż wreszcie pewnego razu król odkrył jej sekret i zerwał z nią jakikolwiek stosunki, zostawiając ją samą na Wawelu.




A wracając do Karola piątego i losów wojny hiszpańsko-francusko-angielskiej...


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz