Stron

piątek, 27 października 2023

WOJNA PREWENCYJNA Z NIEMCAMI ROKU 1933...

...OCZYMA FRANCUSKICH 

I BRYTYJSKICH DZIENNIKARZY




 W dzisiejszym wątku wracam do sprawy wojny prewencyjnej z Niemcami roku 1933 (o której już co prawda kilkukrotnie wcześniej pisałem), ale ponieważ temat wydaje się wciąż być na czasie ze względu na fakt, że obecnie Niemcy planują zakończyć projekt pod nazwą Unia Europejska i wprowadzić wszystkie państwa zjednoczone w tej strukturze do nowej formacji, zwanej (oczywiście nieoficjalnie) IV Rzeszą Europejską (czyli takim neomarksistowskim eurokołchozem, gdzie demokracja będzie tylko dawno zapomnianą ideą a o wszystkim i tak będą decydować niewybieralne oligarchiczne gremia), dlatego też postanowiłem przypomnieć tamtą ideę, która, gdyby się doszła do skutku to II Wojna Światowa nigdy by nie wybuchła, a co za tym idzie, nie byłoby tych potwornych zniszczeń, cierpień i masowych mordów milionów ludzkich istnień. Do tego tematu jednak chciałbym podejść z trochę innej strony, bowiem oficjalnie zarówno Francuzi jak i Brytyjczycy twierdzili (i twierdzą do dziś) że żadna tego typu propozycja nie została nigdy złożona ich rządom przez stronę polską w formie bezpośredniej, czyli za pomocą przedstawicielstw dyplomatycznych. W jakiejś mierze jest to prawda, ponieważ rzeczywiście w formie bezpośredniej taka propozycja nigdy nie padła. Ale to nie znaczy że jej nie było, jako że marszałek Józef Piłsudski szczególnie w tak delikatnych kwestiach jak sprawy wojny czy pokoju, wolał opierać się na kontaktach nieformalnych, na bliskich sobie ludziach których wysyłał, aby porozumieli się z przedstawicielami rządów lub też bezpośrednio z premierami czy ministrami spraw zagranicznych, ewentualnie z najwyższymi oficerami sztabów generalnych. Takie kontakty były zarówno łatwiejsze jak i pewniejsze, gdyż nie budziły większych podejrzeń, poza tym w takich nieformalnych kontaktach Marszałek bodajże czuł się najlepiej (podobnie zresztą jak Napoleon Bonaparte, które również preferował takie nieoficjalne zakulisowe relacje polityczne).

Jednak nie na tym bezpośrednio pragnąłbym się dziś skupić, a raczej na opiniach, jakie już w trakcie Wojny Światowej (1941 r.) wyrazili dwaj brytyjscy i jeden francuski dziennikarz, a temat tyczył się właśnie wojny prewencyjnej z Niemcami roku 1933 i odpowiedzi ich rządów na ową polską propozycję. Mam bowiem na myśli długoletniego sprawozdawcę "Manchester Guardian" z Genewy Roberta Della, korespondenta tejże gazety z Paryża (jak również "Sunday Times"), Alexandra Wertha, oraz francuskiego dziennikarza Andre Simone (pod tym pseudonimem ukrywał się Geneviéve Tabouis). Wszyscy oni bardzo ciekawie opisują polską propozycję z kwietnia i października 1933 r., a także ze stycznia 1934 r. kiedy to Piłsudski - mając już gotowy tekst polsko-niemieckiego układu o niestosowaniu przemocy - dawał jednocześnie Francuzom kolejny znak, że gotów jest tego układu nie podpisywać, jeśli Francuzi ostatecznie zdecydują się na wojnę prewencyjną. Ale opinie o korespondentów nie dotyczą tylko roku 1933, lecz opowiadają również o polskiej ofercie wojny z Niemcami z roku 1936, z chwili, gdy Niemcy wkroczyły zbrojnie do Nadrenii i ponownie przyłączyły ją do Rzeszy (tzw remilitaryzacja Nadrenii). Kilkukrotnie już pisałem, że polska propozycja nie została złożona stronie francuskiej (i belgijskiej) tylko w roku 1933, ale również w 1936 oraz w 1938 (propozycja taka wspólnej wojny z Niemcami wystosowana została wówczas w stosunku do Czechosłowacji), ale jak widać wszystkie te kraje podążały drogą samozagłady, jak również zagłady Kontynentu Europejskiego. Przejdźmy zatem do konkretów, a zacznę od Roberta Della, następnie przyjdę do Andre Simone i jako ostatniego przedstawię opinię Alexandra Wertha.





ROBERT DELL
"The Geneva Racket 1920-1939"


"Pakt czterech mocarstw, podpisany w Rzymie przez rządy Anglii, Francji, Niemiec i Włoch w marcu 1933 r., zaproponowany został przez Mussoliniego niemal napewno za namową Hitlera. Była to próba usunięcia nabok Ligi Narodów na rzecz dyrektoriatu czterech wielkich mocarstw zachodnich, w każdym razie jeżeli chodzi o teren Europy. Gdyby układ ten wszedł w życie, byłby to cios śmiertelny dla Ligi; na szczęście jednak tak się nie stało, albowiem Francja nie ratyfikowała układu…

Pakt czterech był pierwszym krokiem do porozumienia polsko-niemieckiego, które stało się ważnym czynnikiem w doprowadzeniu do wybuchu wojny obecnej. Głównym jednak powodem tego porozumienia była odmowa rządów Anglii i Francji podjęcia jakiejkolwiek akcji w sprawie zbrojenia się Niemiec. W kwietniu 1933 r. Marszałek Piłsudski zaproponował rządowi francuskiemu wspólną akcję Francji, Polski i Małej Ententy (pragnę tylko wyjaśnić że Mała Ententa składała się z trzech państw: Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii, z tym że realnie zagrożona niemieckim ekspansjonizmem była tylko Czechosłowacja a Rumunia i Jugosławia nie miała interesu w zwalczaniu niemieckiej irredenty) mającą na celu zapobieżenie niemieckiemu dozbrajaniu. Pierwszym krokiem byłoby wezwanie Ligi Narodów do przeprowadzenia badania w sprawie zbrojeń niemieckich na podstawie art. CCXIII traktatu wersalskiego, który przewidywał tego rodzaju śledztwo, jeżeli większość głosów Rady opowiedziała się za nim. Gdyby Anglia i Francja zgodziły się na propozycję Piłsudskiego, w Radzie Ligi uzyskanoby niewątpliwie dla niej większość. Jeśliby Hitler odmówił zgody na zbadanie sprawy (zrobiłby to napewno), inne zainteresowane państwa miałyby wszelkie prawo podjęcia akcji na podstawie traktatu wersalskiego oraz układu haskiego ze stycznia 1930 r. Armie Francji, Polski oraz Małej Ententy zajęłyby spory szmat terytorium Rzeszy, przypuszczalnie Bawarię, Saksonię i Prusy Wschodnie oraz Nadrenię. W tym okresie Rzesza nie była zdolna do stawienia skutecznego oporu, a gdyby Hitler pokusił się o oparcie się siłą, zostałby szybko i łatwo pokonany. Francuski sztab generalny popierał propozycję Piłsudskiego, ale rząd francuski ani rusz nie chciał się na nią zgodzić. Nie potrafię powiedzieć z wszelką pewnością, czy zasięgnięto rady rządu brytyjskiego, ale trudno doprawdy przypuścić, żeby o tym zapomniano. W lecie 1933 r. przejazdem przez Paryż w drodze powrotnej do Genewy z Londynu, gdzie przysłuchiwałem się naradom konferencji gospodarczej, odbyłem rozmowę na temat propozycji Piłsudskiego z jednym z bliskich współpracowników Daladiera (Édouard Daladier był wówczas premierem Francji). W toku rozmowy powiedział mi, że rząd francuski zgodziłby się przypuszczalnie na propozycję, gdyby rząd brytyjski przystał na wysłanie floty angielskiej do Hamburga. Wyciągnąłem z tego wniosek, że Francja domagała się od Anglii podjęcia tego właśnie kroku i że Wielka Brytania odmówiła.

Mówi się często, że opanowanie części terytorium Rzeszy w r. 1933 nie byłoby rozwiązaniem sprawy. Jeżeli oznacza to, że nie rozwiązanoby w ten sposób ostatecznie zagadnienia pokoju europejskiego, to zarzut taki jest słuszny, ale skoro nie potrafimy się zdobyć na zdecydowane załatwienie takiego czy innego realnego zagadnienia, nigdy nie zajdziemy daleko. Na tym niedoskonałym zaiste świecie trzeba często zadowolić się samym tylko odwróceniem, jeżeli to możliwe, niebezpieczeństwa chwili. Niebezpieczeństwem chwili w kwietniu 1933 r. było dozbrojenie niemieckie, i krok proponowany przez Piłsudskiego na pewno by to niebezpieczeństwo uchylił. Mógłby on nawet rozbić régime hitlerowski, który był u władzy zaledwie od trzech miesięcy i daleko mu jeszcze było do tego, by trzymał się zbyt mocno w siodle. Tego rodzaju względy usprawiedliwiały w pełni propozycję Piłsudskiego. Nie żywię najmniejszych wątpliwości, że gdyby podjęto kroki proponowane przez Piłsudskiego, w Anglii podniósłby się nieludzki wrzask. Wszyscy sentymentalni pacyfiści stanęliby dęba, krzycząc, że Rzesza ma takie samo dobre "prawo" do zbrojenia się jak każdy inny kraj. Oczywiście, w gruncie rzeczy może i mają rację. O ile się nie mylę, tygrys oraz grzechotnik mają również "prawo" działania zgodnie ze swoją naturą. Co więcej, muszą tak postępować, jeżeli wszechpotężny i wszechwiedzący Stwórca dał im taką właśnie naturę i zwyczaje. Nie widzę jednak powodu, dlaczego byśmy nie mieli się bronić przed tygrysem i grzechotnikiem i jeżeli można, rozbroić te groźne stworzenia.




Rezultatem zbrodniczego błędu, popełnionego przez rząd francuski, było to że Piłsudski doszedł do wniosku, iż Francja jest zbyt słaba by można na nią liczyć i że jedyną realną polityką dla Polski jest dojście do ugody z Rzeszą. Był on na tyle mądry, by wiedzieć, że najwłaściwszym sposobem otwarcia rokowań z Hitlerem jest mu pogrozić. W maju 1933 r. poseł polski w Berlinie otrzymał polecenie by zwrócić uwagę Hitlerowi na fakt, że na granicy polskiej wydarzają się ustawicznie niepokoje i prowokacyjne występy, i zapytać się go wprost, czy chce mieć wojnę czy nie. Hitler odpowiedział, że pragnie dopełnić przepisów układów i traktatów. Zaraz potem incydenty na pograniczu polskim ustały, a między Rzeszą a Polską rozpoczęły się rokowania. Przyniosły one wspólne oświadczenie rządów Niemiec i Polski z czerwca 1933 r., zapewniające o ich pragnieniu pokoju i o zamiarze zawarcia paktu o nieagresji.

Jednakże Piłsudskiemu nie śpieszyło się do zawarcia paktu, i najwidoczniej wahał się z jego podpisaniem, skoro w październiku 1933 r., gdy Rzesza opuściła Ligę, powtórzył rządowi francuskiemu propozycję złożoną przed pół rokiem. Raz jeszcze Francja odmówiła, chociaż gdyby miała odwagę zażądania od Rady Ligi zbadania spraw zbrojeń niemieckich dn. 15 października 1933 r., a więc w dzień po wycofaniu się Rzeszy z Ligi, rząd brytyjski nie ośmieliłby się temu przeciwstawić… Zaraz potem rząd francuski przyłączył się do rządu angielskiego w udzielaniu nagrody za wystąpienie z Ligi przez ofiarowywanie Hitlerowi ustępstw, odmawianych mu przed opuszczeniem Genewy przez Rzeszę…

Te kolejne kapitulacje wobec Hitlera umocniły Piłsudskiego w przekonaniu, że na Francję liczyć nie można i że Rzesza jest na drodze zostania dominującą potęgą na kontynencie Europy. Jednakże, chociaż rząd niemiecki nalegał na podpisanie paktu polsko-niemieckiego, Piłsudski wahał się dalej z dokonaniem tego skoku, wiedząc dobrze, że w rzeczywistości oznaczać to będzie koniec sojuszu francusko-polskiego. Pod koniec r. 1933 do Warszawy doszły alarmujące pogłoski o tajnych rokowaniach między Daladierem i Hitlerem, w których pośrednikiem był Fernand de Brinon (kolaborant i wyjątkowo odrażająca moralnie postać. Człowiek który dążył za wszelką cenę do sojuszu francusko-niemieckiego, nawet kosztem interesów Francji). Rokowania te zaszły dalej aniżeli to się ogólnie sądzi, i wydaje się, że w toku rozmów padły iście fantastyczne propozycje. Wiem, że proponowano spotkanie Daladiera z Hitlerem na granicy francusko-niemieckiej, przyczym armie obu krajów zgromadzone na pograniczu miałyby chóralnie przysięgać sobie wieczystą przyjaźń. Rokowania spaliły na panewce wskutek rezygnacji gabinetu Daladiera w lutym 1934 r. w dobrze znanych okolicznościach (rząd Daladiera upadł, gdy 6 lutego 1934 r. kazał on na Placu Concorde w Paryżu uzbrojonej policji strzelać do zgromadzonego tłumu przeciwników jego polityki, a tłum domagał się jego dymisji, reformy kraju i rozliczenia korupcji która się wówczas szerzyła. Padło wielu zabitych i rannych, a to przelało czarę goryczy Francuzów wobec jego osoby). Na marginesie dodam, że Arthur Henderson udzielił mi ciekawej informacji dotyczącej rokowań Daladier-Hitler. Przypomieć należy, że w czasie swojej wizyty w Berlinie późną jesienią 1933 r., Henderson wywołał niemałe zdumienie oraz ściągnął na siebie sporo głosów krytycznych, ponieważ w mowie wygłoszonej publicznie oświadczył, iż powinno dojść do spotkania między Hitlerem a Daladierem. Henderson powiedział mi, że Daladier prosił go, by wysunął tego rodzaju sugestię.

Pakt polsko-niemiecki podpisany został nareszcie w styczniu 1934 r., ale mam dobre podstawy do przypuszczenia, że z polecenia Piłsudskiego płk. Beck, polski minister spraw zagranicznych, dał wyraźnie do zrozumienia Paul-Boncourowi w Genewie w czasie sesji styczniowej Rady Ligi, że jeżeli Francja zajmie ostre stanowisko wobec Rzeszy, Polska układu nie podpisze (Paul-Boncour, ten francuski pedancik, który w 1932 r. w rozmowie z Augustem Zaleskim w Genewie, na stwierdzenie Zaleskiego iż: Polska jako mocarstwo ma prawo sama kształtować własną politykę wobec sąsiadów jak i w sprawie pozyskania kolonii, rzekł: "O tak, Polska jest mocarstwem. Ale musimy pamiętać, że są wielkie mocarstwa i jest Polska"). Paul-Boncour nie umiał dać żadnego zapewnienia w sprawie polityki Francji. Płk. Beck został ministrem spraw zagranicznych dn. 12 maja 1933 r. Na długo przedtem utrzymywał bliskie stosunki z Niemcami i wydaje się, że również z Włochami. Te właśnie kontakty sprawiły, że w r. 1921 rząd francuski zażądał odwołania płk. Becka ze stanowiska attaché wojskowego przy ambasadzie polskiej w Paryżu. Po tym incydencie Beck ustosunkował się wrogo do Francji, i jego osobiste sentymenty grały niewątpliwie rolę w proniemieckiej polityce, uprawianej przez niego aż do r. 1939. Nie były one jednak powodem zmiany w polityce Polski w r. 1933, która - jak już zaznaczyliśmy - spowodowana była brakiem zaufania do Francji. Długi czas jeszcze po objęciu ministerstwa spraw zagranicznych polityką polską kierował nie Beck ale Piłsudski. W ostatnich miesiącach życia Piłsudskiego, kiedy zdrowie jego było zniszczone a władze umysłowe nie zawsze w pełni działały, wpływ Becka wzrósł z zupełnie zrozumiałych względów, dopiero jednak po śmierci Piłsudskiego dn. 12 maja 1935 r. Beck uzyskał wolną rękę. Sam Piłsudski nie był nigdy nastawiony antyniemiecko, natomiast był gwałtownie antyrosyjski, - nie tylko antybolszewicki, - jak wszyscy Polacy urodzeni pod zaborem rosyjskim. Zarówno jednak Piłsudski jak Beck uznali w r. 1933, że zbrojenia Niemiec są groźbą dla Polski; polityka francuska zmusiła ich do zwrócenia się ku Rzeszy. Być może, że nie mieli złudzeń co do wartości podpisu Hitlera, a powinni byli wiedzieć, że nigdy nie zaniechał on ostatecznie swoich pretensji i uroszczeń do ziem polskich; przypuszczali oni jednak, że pakt daje im zwłokę i margines na lat 10. W rzeczywistości Hitler wypowiedział jednostronnie układ z Polską w 5 lat po jego podpisaniu.

Tajne instrukcje dla propagandy niemieckiej, wysłane do niemieckich przedstawicieli dyplomatycznych w obu Amerykach przez ministerstwo propagandy Rzeszy we wrześniu 1933 r. celem zakomunikowania ich agentom propagandowym Niemiec, zawierały następującą charakterystykę nowej polityki Niemiec w stosunku do Polski: "Wobec Polski narodowo-socjalistyczny rząd Rzeszy zajął chwilowo bardziej ugodowe stanowisko, a to z tego powodu, że czyni się szczególne wysiłki, żeby otrzymać zaspokojenie żądań niemieckich na innej drodze. Oczywiście, z żądań tych nigdy Rzesza nie zrezygnowała, podobnie jak nie porzuciła żądania zwrotu w każdym razie chociażby części dawnych zamorskich kolonii niemieckich. Ostatecznym celem narodowo-socjalistycznej polityki zagranicznej musi być: odzyskanie wszystkich części terytoriów przyległych do Rzeszy, gdzie znajduje się mniejszość niemiecka". Dowodziłoby to, że Hitler spodziewał się, iż porozumienie polsko-niemieckie doprowadzi do układu proponowanego przez Alfreda Rosenberga, na którego mocy Polsce oddano by Ukrainę sowiecką, Litwę oraz port w Kłajpedzie jako kompensatę za zwrot Rzeszy "korytarza" i Gdańska. Trudno uwierzyć, ażeby Beck kiedykolwiek brał pod uwagę tego rodzaju rozrachunek. Piłsudski napewno nie.

Kapitulacja rządu Sarraut (Albert Sarraut w tym czasie premier Francji) i rządu brytyjskiego w marcu 1936 r. wobec Hitlera była tym bardziej niewybaczalna, że rząd polski powiadomił natychmiast rząd francuski, iż Polska ruszy na pomoc Francji jeżeli mobilizacja francuska doprowadzi do zatargu zbrojnego z Niemcami. Nie było w tym nic dziwnego, albowiem - chociaż płk. Beck miał nastawienie antyfrancuskie (znany był chociażby jego konflikt z ambasadorem Francji w Polsce Leonem Noel'em) zrozumiał on wlot jakie są konsekwencje usunięcia strefy zdemilitaryzowanej dla Polski i całej Europy wschodniej… Jakkolwiek byłoby przesadą twierdzić, że umocnienie zachodnich granic Rzeszy zredukowało "niemal całkowicie" zdolność państw zachodnich niesienia pomocy zbrojnej wschodowi Europy i jakkolwiek w tym czasie zachodnie fortyfikacje Rzeszy nie były nie do zdobycia i złamania, to jednak budowa takich umocnień niewątpliwie utrudniała przyjście z pomocą wschodnim państwom europejskim. Rząd brytyjski oraz brytyjski Foreign Office wiedzieli o tym równie dobrze jak płk. Beck, i trudno doprawdy wytłumaczyć zachowanie się Anglii w marcu 1936 r. inaczej niż tylko przyjąwszy tezę, że celem polityki brytyjskiej w tym okresie było utrudnić jak najbardziej Francji przyjście z pomocą Czechosłowacji albo Polsce lub jakiemukolwiek krajowi na wschód od linii Renu i by w ten sposób przekreślić ewentualność pomocy angielskiej dla Francji, gdyby Francja wciągnięta została w wojnę z Rzeszą w wykonaniu swoich zobowiązań traktatowych" (należy też pamiętać że rok 1936, to rok udanego doprowadzenia do obalenia brytyjskiego króla Edwarda VIII, który dążył do sojuszu z Niemcami hitlerowskimi, i zastąpieniu go jego bratem Jerzym VI - ojcem królowej Elżbiety. W działania te zaangażowany był wywiad Polski i USA).






ANDRE SIMONE
"J’accuse! The Men Who Betrayed France"


"W marcu 1933 r. dyktator państwa polskiego, Marszałek Józef Piłsudski ("dyktator"? 🧐) powiadomił rząd Daladiera o tajnych planach Hitlera w zakresie dozbrojenia. Rzesza wyszła już daleko poza kreślenie planów i szkiców; dozbrajała się ona we wściekłym iście tempie za grubą kotarą tajemnicy. Marszałek Piłsudski zaproponował rządowi francuskiemu złamanie rządu Hitlera za pomocą "wojny prewencyjnej". Propozycja ta została powtórzona w kwietniu 1933 r. i poparta "aide-mémoire" ambasadora Polski w Paryżu, który dawał bogaty materiał informacyjny o gorączkowym budowaniu przez Hitlera potężnej machiny wojennej. Na memoriał ten nie raczono nawet odpowiedzieć. W kilka wszakże dni później szerzyć się zaczęły pogłoski, że pakt czterech mocarstw zaczyna przybierać bardziej określone kształty. Ambasador polski zaprotestował na Quai d’Orsay (Gdzie mieści się gmach francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych). W odpowiedzi zapewniono go, że sojusz francusko-polski w żadnej mierze nie ucierpi z tego powodu. Nie wystarczyło to jednak do uspokojenia Warszawy. Jeden z ministrów gabinetu francuskiego poinformował mnie, że w tym to czasie Piłsudski wezwał swoich doradców i polecił im wysondowanie możliwości porozumienia niemiecko-polskiego... Wszystko to zakończyło się prawdziwą bombą dyplomatyczną: niemiecko-polskim paktem o nieagresji, który zobowiązywał oba kraje na najbliższych lat 10 "nie uciekać się w żadnym wypadku do zastosowania siły przy załatwianiu kwestii spornych”. Oto był skutek pierwszej fazy flirtu Daladiera z paktem czterech. Dokonany został pierwszy wyłom w zwartym i zamkniętym systemie sojuszów Francji. Rozpoczęło się wskakiwanie na wóz hitlerowski".






ALEXANDER WERTH 
"The Last Days of Paris. A Journalist’s Diary"


"System sojuszów Francji załamał się w latach 1933-1939 po prostu dlatego, że Francja nie była gotowa do obrony tego systemu. Myśl o wojnie była czymś zanadto nienawistnym i wstrętnym dla Francuza (pisałem o tym wielokrotnie, że po traumie I Wojny Światowej Francuzi zostali mentalnie wykastrowani i byli niezdolni do wojny, bez względu na posiadaną przez siebie przewagę liczebną i sprzętową). W r. 1936 Goebbels przechwalał się bezczelnie i bezkarnie: "Gdybyśmy byli w położeniu Francuzów i gdyby to we Francji doszedł do władzy Hitler, wypowiedzielibyśmy wojnę aż miło". Ale wszelka sugestia wojny prewencyjnej nie mogła liczyć na najmniejsze poparcie narodu francuskiego. Sprawa wojny prewencyjnej zarysowała się w maju 1933 r. z inicjatywy Polski. Rząd francuski uważał jednak, że Piłsudski zwariował, podobnie jak jeden czy dwóch generałów francuskich, którzy zgadzali się z Piłsudskim. Gdyby zapytano o zdanie naród francuski, poparłby on swój rząd w tym stanowisku. Reakcja taka była niezależna od stanowiska Francuzów wobec Ligi, którą popierała lewica a potępiała prawica Francji. Opozycja wobec idei wojny prewencyjnej z Niemcami hitlerowskimi była czymś niezależnym od takich czy innych przekonań politycznych lub zastrzeżeń prawnych.

W latach następnych Hitler bez trudności zdołał przekonać naród francuski, że nie chce zrobić Francji żadnej krzywdy. Oczywiście, Francuzi nie wierzyli mu całkowicie gdy obsypywał ich obietnicami wieczystego pokoju, ale ufali, że w najbliższej przyszłości nie żywi on zamiaru atakowania Francji. Najbardziej jaskrawym przykładem utraty przez Francję instynktu samozachowawczego była zupełna nieudolność zareagowania na remilitaryzację przez Rzeszę Nadrenii. Gdy się próbowało wytłumaczyć Francuzowi znaczenie posunięcia w Nadrenii, często czekała nas taka oto odpowiedź: "Jeżeli nie ruszymy teraz palcem, to będziemy mieli spokój przynajmniej na dwa lata". Naturalnie, nie tłumaczy to w niczym i nie usprawiedliwia całkowitej ślepoty rządu angielskiego oraz opinii brytyjskiej w stosunku do sensu i znaczenia manewru z Nadrenią z marca 1936 r. Mimo to pozostaje faktem, że sam naród francuski nie okazywał najmniejszej ochoty zrozumienia pełnej wagi i znaczenia tego kroku. W gabinecie Sarrauta jeden tylko Mandel gotów był podjąć ryzyko akcji wojskowej na wielką skalę. Minister spraw zagranicznych Flandin nie chciał nawet o tym słyszeć. "Kompromis", który ukuto, wyraził się gniewnymi ale pustymi groźbami Sarrauta rzuconymi przez radio francuskie. Nowa propozycja polska zaatakowania Rzeszy została raz jeszcze pominięta milczeniem i odrzucona".


Efektem była druga wojna światowa i katastrofa jaka została zarówno w trakcie tej wojny jak i w latach powojennych zrzucona na Europę. Miliony ofiar, ogromne zniszczenia, nieprawdopodobne zbydlęcenie sprawców wojennej zawieruchy (do których to zaliczam nie tylko Niemcy hitlerowskie, ale również Związek Sowiecki i niestety Francję ze względu na jej bierną pozycję w latach gdy można było niewielkim kosztem takiej tragedii uniknąć), to wszystko razem wzięte przekłada się na koszmar tamtych lat i to co było później, bo przecież trauma z czasów wojennych nie zniknęła nagle. Ona żyła w tych ludziach przez lata, a często dekady, zresztą Europa i tak została potem podzielona na pół, a jedną połówkę zabrała sobie kolejna barbaria czyli sowiecka Rosja. 




1 komentarz:

  1. > "Pakt czterech mocarstw, podpisany w Rzymie przez rządy Anglii, Francji, Niemiec i Włoch w marcu 1933 r., zaproponowany został przez Mussoliniego niemal napewno za namową Hitlera". Niekoniecznie, bowiem w '34 Anschluss został zablokowany przez Mussoliniego. A to, że Anglicy w '34 nie poparli propozycji wojny prewencyjnej wynikało z ich tradycyjnej polityki równowagi na kontynencie. Francja praktycznie otoczyła Niemcy systemem sojuszy z Polską, Małą Ententą i Włochami. Wojna prewencyjna groziła - z punktu widzenia Londynu - hegemonią Francji na kontynencie (stary kompleks napoleoński Anglików). Po tym kryzysie AH przystąpił do demontażu systemu francuskiego w Europie, co dzięki błędom polityki fr. (począwszy od sankcji wobec Włoch po inwazji na Abisynię), ostatecznie zaowocowało atakiem na Francję w '40.

    OdpowiedzUsuń