CZYLI MIĘDZYNARODOWE REAKCJE NA ZAMACH STANU JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO W POLSCE z 12 MAJA 1926 i PÓŹNIEJSZE RZĄDY OBOZU SANACYJNEGO
Nim przyjdę dalej, chciałbym na początku wyjaśnić dlaczego uważam ten majowy zamach roku 1926 za konieczny i dlaczego w poprzedniej części użyłem określenia: "zbawienny gwałt". Otóż o ile po zakończeniu Wojny z bolszewikami i przyjęciu konstytucji marcowej roku 1921 jeszcze można było mówić o w miarę stabilnej sytuacji politycznej w kraju, to jednak w ciągu kolejnych lat mocno się to zmieniło. Już rok 1924 a z pewnością rok 1925 to już czyste sejmowładztwo, nie mające wiele wspólnego z parlamentaryzmem. Wystarczy wspomnieć perypetie rządu Władysława Grabskiego (tego który wprowadził reformę walutową w roku 1924 usuwając polską markę a wprowadzając w jej miejsce złoty polski), któremu Sejm udzielał poparcia jedynie czasowo, i z każdą tak zwaną duperelą musiał się Grabski zwracać do Sejmu, prosząc o jej zatwierdzenie. Jeszcze gorzej wyglądało to przy następnym rządzie Aleksandra Skrzyńskiego, który już w ogóle musiał się wręcz prosić o akceptację najdrobniejszych swoich decyzji. Nieco lepiej zaczęło to wyglądać w czasie rządu Witosa, który tworząc koalicję partii prawicowych, miał w miarę stabilną możliwość działania. Ale i jemu nie odpowiadała sytuacja, w której o wszystko musiał prosić się Sejmu. To bardzo bowiem paraliżowało działania rządu i co za tym idzie stawiała skuteczność państwa polskiego pod znakiem zapytania. Zresztą sam Roman Dmowski w tym samym czasie (lata 1925-1926) zamyślał o zorganizowaniu zamachu stanu na kształt włoskich faszystów. W grudniu od 1925 r. w wywiadzie dla "Gazety Warszawskiej" stwierdził: "Gdybyśmy byli podobni do dzisiejszych Włoch, gdybyśmy mieli taką organizację jak faszyzm, gdybyśmy wreszcie mieli Mussoliniego, największego niewątpliwie człowieka w dzisiejszej Europie, niczego więcej nie byłoby nam potrzeba". Zresztą obawy o prawdopodobny prawicowy pucz w Polsce były deklarowane również przez dyplomatów takich państw jak Francja, Wielka Brytania czy nawet USA.
Natomiast sytuacja pomajowa, nie była taka zła, a wręcz przeciwnie sytuacja gwałtownie się polepszyła i to zarówno w polityce jak i w gospodarce (odnotowano szybki wzrost gospodarczy do października roku 1929, czyli do krachu na Wall Street). Marszałek w swoim rozkazie z 22 maja 1926 r. zatytułowanym: "Do wojska", nikogo nie krytykował, nikogo nie obwiniał, nikogo też nie gloryfikował i nie zamierzał stawiać żadnych pomników wydarzeń majowych (choć byli tacy którzy go do tego namawiali). Jak sam bowiem stwierdzał: "Nie stawia się pomników wojen wewnętrznych". W owym zaś rozkazie z 22 maja pisał: "W jedną ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną. (...) Niech Bóg nad grzechami litościwy nam odpuści i rękę karzącą odwróci, a my staniemy do naszej pracy, która ziemię naszą wzmacnia i odradza". Piłsudski stwierdzał że nie chce zmieniać systemu politycznego, ani też przeprowadzać jakiś daleko idących zmian politycznych. Odcinał się od poszczególnych partii, szczególnie od PPS które przecież wsparł w zamachu majowym (zresztą Piłsudski nigdy nie był socjalistą. Stał się nim tylko po to, aby wywalczyć Niepodległość, bo tam było najwięcej wówczas polskości. Tylko jednego pragnął - Niepodległej Polski, wszystko inne było wtórne). Piłsudski twierdził też że nie zamierza rządzić batem, i ma ogromną nadzieję że tak rządzić nie będzie musiał, dał zaś posłom wybranym przez Naród szansę na odnowę moralną. Oczywiście mógłby ktoś powiedzieć że to są zwykłe frazesy i tzw. "mowa trawa", ale niekoniecznie. Jak stwierdził bowiem jeden z polityków Platformy Obywatelskiej (chyba Radosław Sikorski) że obietnice wyborcze dotyczą tylko tych, którzy w nie wierzą, to tak też było z Piłsudskim. Bo to co mówił, wychodziło z głębi Jego serca, i On w to naprawdę wierzył, bez względu na to jak to dziwnie brzmiało (jeden z posłów podsumował te wypowiedzi stwierdzeniem: "Gotowanie jajka na kotle okrętowym" - no, być może dla niektórych tak to właśnie wyglądało, dla innych, takich jak chociażby Walery Sławek, czy Aleksander Prystor, czy nawet Kazimierz Bartel to były zapewnienia jak najbardziej autentyczne i szczere). Oczywiście system stworzony przez Piłsudskiego był systemem tymczasowym i na dłuższą metę musiałby i tak zostać zreformowany - to nie ulegało żadnej wątpliwości. Nie da się bowiem rządzić w taki sposób, żeby jedynie dzielić władzę pomiędzy ludźmi jednego obozu, tak się nie da nigdy i nigdzie, ale nie o to też chodziło. Chodziło o stworzenie nowej jakości politycznej, która w przyszłości mogłaby przerodzić się w coś, co można by było podsumować słowami "Pokolenie JP1". A trwałość ten struktury że tak ją nawę), byłaby ponadpokoleniowa I choć oczywiście każde kolejne pokolenie ma swoje problemy i cele które pragnie osiągnąć nie oglądając się na poprzedników, to jednak warto zawsze pamiętać o korzeniach. A sam fakt, że po tylu klęskach II Wojny Światowej i potem komunistycznego zniewolenia ten mit Piłsudskiego przetrwał, jest ważny, bo co by było, gdyby nie doszło do tamtych wydarzeń? Ilu by wówczas znalazło się dziś takich jak ja, zdeklarowanych piłsudczyków?
MIĘDZYNARODOWE REAKCJE NA ZAMACH STANU W POLSCE
Politycy i dyplomaci państw zachodnich (bo o nich głównie będzie tutaj mowa) mieli ogromny problem ze zdefiniowaniem zarówno politycznej sytuacji pomajowej w Polsce, jak również w jasnym określeniu systemu politycznego jaki zapanował po maju 1926 r. Ambasador francuski w Polsce Jules Laroche (człowiek niezwykle wyważony i powściągliwy w swych poglądach), podczas swej rozmowy z Marszałkiem dnia 6 maja 1926 r. w zasadzie nie potrafił powiedzieć o co Piłsudskiemu dokładnie chodzi. W swym raporcie jeszcze z 11 kwietnia dla Quai d'Orsay pisał: "To, o czym marzy, to w żadnym razie nie rządy w rodzaju faszyzmu, a dyktatura lewicy, a poza tym ma on przekonania bliższe Garibaldiemu niż Mussoliniemu". Po czym dodawał: "Możliwe że jest germanofilem jak się mówi, ale największego wroga upatruje w Rosji, jak w ogóle Polacy" (należy tutaj od razu dodać, że ambasada francuska mieszcząca się w Alejach Ujazdowskich, w owych dniach 12-14 maja 1926, znalazła się bezpośrednio w centrum wydarzeń i została odcięta od centrali w Paryżu, stąd też nie wiadomo jakie były raporty Laroche z tych dni). Warto teraz przytoczyć opinie dyplomatów i publicystów włoskich, gdyż wydaje mi się, że to właśnie oni byli najbliżej w odgadnięciu zarówno celów politycznych Marszałka Piłsudskiego, jak i charakteru rządów pomajowych w Polsce. Jeszcze w roku 1926 ukazała się w Rzymie broszura Francesco Tommasniego (byłego posła włoskiego w Warszawie w latach 1919-1923) pt.: " Marsz na Warszawę" (przetłumaczona na język polski w roku 1929), w którym pisał m.in. tak: "Jest wykluczone by można było uważać marsz na Warszawę jako krok nieprzemyślany. Marszałek jest człowiekiem zuchwałym, lecz nie impulsywnym. Przeciwnie, zwykł on rozmyślać długo nad swymi planami i wprowadzać je następnie w czyn z zaciętością połączoną z przebiegłością". Tommasini twierdził jednak, że ów zamach doprowadzi do spadku reputacji Polski za granicą i pogorszenia Jej sytuacji gospodarczej, poza tym dość dokładnie opisywał dzieje walki Piłsudskiego z Narodową Demokracją, nazywając ten konflikt począwszy od powstania państwa polskiego w listopadzie 1918 r. "nieustającą wojną", przerywaną tylko krótkimi okresami zawieszenia broni. Podsumowując Tommasini stwierdził, że Piłsudski nie ogłosił się dyktatorem, chociaż po zdobyciu władzy mógłby to uczynić, jak również "pozostawił dotychczasowy ustrój" zmodyfikowany jedynie korekturą konstytucji z 2 sierpnia 1926 r. wzmacniającą władzę wykonawczą. Kreślił też pewne porównania Piłsudskiego z Mussolinim, choć od razu zaznaczał że są one z góry "niebezpieczne". W każdym razie stwierdzał, że po przejęciu władzy w październiku 1922 r. Mussolini też pozostawił dotychczasowy ustrój Włoch bez większych zmian. Jednak to porównanie z Mussolinim od razu zostaje podważone, gdyż Tommasini pisze, że Mussolini był socjalistą i teoretycznie Piłsudski też był socjalistą, ale według niego nie jest to do końca prawdą. Włoski dyplomata stwierdza bowiem, że Piłsudski tak naprawdę socjalistą nigdy nie był. Był zaś wywrotowcem (rewolucjonistą) i do końca pozostał polskim romantykiem.
Praktycznie wszyscy francuscy politycy i publicyści byli zdania, że rządy pomajowe w Polsce nie są dla Francji zbyt korzystne. Głosów przeciwnych praktycznie nie było, ja znalazłem tylko dwa takie przykłady. Pierwszym był francuski dyplomata Jean-Baptiste Barbier (notabene zafascynowany Polską), który bez ogródek pisał że Piłsudski poznał się na kunktatorskiej polityce Paryża względem Polski i wyciągnął z tego wnioski. Drugim zaś francuski historyk prof. Alphonse Aulard (notabene gorliwy napoleonista), który stwierdził (nieco na przykładzie samego Napoleona) iż Piłsudski to "mąż opatrznościowy" Polski, który podjął się dzieła wzmocnienia i "uzdrowienia Polski". Jednak takie głosy we Francji należały do rzadkości. Negatywnie o Piłsudskim również wypowiadał się włoski pisarz polityczny Curzio Malaparty, który w swej wydanej w 1931 r. książce pt: "Technika zamachu stanu" (francuskie wydanie ukazało się w tym samym roku, a niemieckie w roku następnym) porównywał Marszałka do hiszpańskiego dyktatora Primo de Rivery (który sprawował swą władzę w latach 1923-1931) i to porównanie wypadło wybitnie niekorzystnie dla Piłsudskiego. De Rivera był bowiem tam przedstawiony jako mąż stanu, Piłsudski zaś jako oportunista i wichrzyciel (spotkało się to nawet z oficjalnym protestem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a podsekretarz stanu Zdzisław Lechicki w instrukcji dla ambasadora Rajmunda Przeździeckiego żądał interwencji w sprawie tej książki w Palazzo Chigi, jako szkalującej nie tylko samego Marszałka, ale również w sposób tendencyjny przedstawiającej Polskę). Wielu polityków i dyplomatów w pierwszej chwili starało się powiązać Piłsudskiego z Mussolinim i uznało że ustrój panujący w Polsce będzie zbliżony, lub nawet taki sam jak włoski faszyzm. Choć Piłsudski wielokrotnie podkreślał iż: "Nie chcę być Mussolinim i nie chcę iść (z) batem". Jednak potem trudno było wielu ustrój Polski pomajowej poprawnie zdefiniować, choć niektórym udało się właściwie przewidzieć intencje Piłsudskiego - jak ukazałem to wyżej.
Również Londyn początkowo negatywnie odnosił się do samego zamachu. "Financial Times" z 18 maja 1926 r pisał: "Polska podobnie jak republiki Ameryki Łacińskiej ma wirus rewolucyjny w sobie (...) wyłonił się nowy Mussolini, tylko brutalniejszy". Potem jednak zaczęło się to zmieniać, częściowo pod wpływem raportów posła brytyjskiego w Warszawie Maxa-Mullera (który pisał że sytuacja się znormalizowała i w zasadzie wróciła do stanu sprzed zamachu), a częściowo dlatego, iż władze Wielkiej Brytanii uznały, że z "nową Polską" łatwiej będzie im się porozumieć, gdyż będzie mniej po-francuska niż była dotychczas. Zamach został negatywnie przyjęty w Czechach. Tamtejsi politycy z prezydentem Tomasem Masarykiem na czele, widzieli w owym "buncie Piłsudskiego" początek upadku Polski, co akurat nie było przez nich uznane za coś negatywnego. Związana z czeskim MSZ-em "Národni Politika" pisała 18 maja 1926 r. i: "Polska anarchia (...) powraca w nowym wydaniu (...) miłość ojczyzny i uczucia patriotyczne nic nie znaczą (...) potrzebne są jeszcze zdrowe nawyki i tradycje państwowe". Notabene ciekawie jest słyszeć takie słowa z ust Czechów, którzy swą niepodległość utracili w 1526 r. a od 1620 i klęsce w bitwie pod Białą Górą nieopodal Pragi, kraj ten był poddawany intensywnej germanizacji i dopiero czeska świadomość narodowa odrodziła się w drugiej połowie wieku XIX. Nie wszyscy jednak byli zdania że upadek Polski byłby pozytywnym rozwiązaniem (co prawda czescy politycy oficjalnie też tego nie twierdzili, ale jak to się mówi pepicka czechoza dała o sobie wielokrotnie znać i to zarówno w 1920 jak i 1938 roku, a niechęć czeskich polityków - szczególnie Benesza - do Polski była wręcz legendarna). Politycy fińscy uznali, że bunt Piłsudskiego może doprowadzić do osłabienia Polski, a to bardzo źle wróży dla wszystkich krajów, które odrodziły się po Wielkiej Wojnie w latach 1917-1918. Jak odnotował francuski poseł w Helsinkach, fińscy politycy i opinia publiczna uważali, iż Polska, jako największy i najsilniejszy spośród limitrofów w żadnym razie nie powinien ulec osłabieniu z powodu wojny domowej, gdyż... bez Polski jako czynnika militarnego, nie byłoby możliwe obronić niepodległości innych państw regionu, począwszy od Finlandii a skończywszy na Czechosłowacji, Rumunii i Bułgarii.
Zamach stanu Marszałka Piłsudskiego negatywnie również został odebrany w Stanach Zjednoczonych. Tam również początkowo uznano że jest to eksport faszyzmu włoskiego i amerykańska opinia publiczna była bardzo negatywnie nastawiona do tych wydarzeń. Zaczęło się to jednak zmieniać z chwilą, gdy uznano że zmiany zaistniałe w Polsce są, po pierwsze nieodwracalne, a po drugie sytuacja ustabilizowała się a kryzys został przezwyciężony. Nadal pozostawał jednak problem ze sklasyfikowaniem nazwy ustroju Polski pomajowej. Hiszpański profesor Francisco Cambo pisał w 1927 r. iż "Oblicze "nowej Polski" (...) jeszcze się nie ukształtowało i nie jest w żaden sposób przesądzone". Trudność w określeniu nazwy ustroju potęgowała się, gdyż dotychczasowe definicje były tutaj całkowicie bezradne. Czym była Polska pomajowa? Z pewnością nie był to faszyzm, gdyż brakowało masowego poparcia dla władzy. Niektórzy sądzili że była to dyktatura wojskowa, ale znów i tutaj nie do końca, gdyż ogromny wpływ na władzę mieli cywile, politycy niezwiązani z wojskiem, a sam Piłsudski był określany jako "polityk w mundurze", a nie typowy wojskowy. Próbowano się ratować określeniem dyktatura cezarystyczna, chociaż francuski historyk Charles Seingobos stwierdził, że w Europie Wschodniej powstało wiele takich dyktatur, niemających oparcia ani w doktrynie politycznej ani w ideologii, natomiast opartych na mglistej potrzebie dobra wspólnego oraz spokoju wewnętrznego. W każdym razie trudność z poprawnym zdefiniowaniem systemu pomajowych rządów w Polsce pozostała. Teraz zaś - w części trzeciej - chciałbym zaprezentować opinie, jakie na temat przewrotu majowego 1926 r. i wydarzeń w Polsce pojawiły się w Niemczech i Związku Sowieckim, gdyż te państwa szczególnie powinny nas interesować z wiadomego powodu. Także przejdźmy do tego co można określić jednym słowem - prawdziwy hardcore.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz