Stron

niedziela, 10 marca 2024

WALKA Z KOMUNISTAMI W PRZEDWOJENNEJ POLSCE - Cz. VI

CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"





KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. VI


 17 marca 1922 r w Warszawie odbył się zjazd różnych grup komunistycznych, na którym powołano do życia Związek Młodzieży Komunistycznej (który w 1930 r. zmienił nazwę na Komunistyczny Związek Młodzieży Polski). Program tego nowego tworu był wypisz wymaluj taki sam, jak Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, czyli dążenie do światowej rewolucji komunistycznej (a w tym przypadku do rewolucji w Polsce). Ta nowa organizacja weszła oczywiście w skład Komunistycznej Międzynarodówki Młodzieży, a na jej czele (na czele Komitetu Centralnego) stanął Alfred Lampe. W tym czasie warto wspomnieć, że w Rosji sowieckiej 6 lutego rozwiązano budzącą grozę policję polityczną zwaną CZEKĄ (czyli Komisję Nadzwyczajną do Walki z Kontrrewolucją, powołaną zaraz po rewolucji w 1917 r.) i na jej miejsce stworzono Państwowy Zarząd Polityczny (GPU). Zmiana nazwy była oczywiście czysto kosmetyczna, a na czele nowych władz stanęło dotychczasowe szefostwo z Feliksem Dzierżyńskim na czele. Teraz zaczęła się już otwarta walka o władzę w komunistycznym państwie po coraz bardziej słabnącym na zdrowiu Leninie. Najpoważniejszymi kandydatami do objęcia kierownictwa sekretarza generalnego Komitetu Centralnego partii byli: Feliks Dzierżyński, Józef Stalin i Lew Trocki, kandydatami znacznie mniejszej rangi byli zaś: Grigorij Zinowiew i Lew Kamieniew. 27 marca rozpoczął się w Moskwie XI Zjazd Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) na którym stało się jasne że to Stalin wygrał tę rozgrywkę o władzę i na drugi dzień po zakończeniu Zjazdu czyli 3 kwietnia 1922 r. Józef Stalin - na wniosek samego Lenina (który wcześniej ostrzegał przed nim towarzyszy partyjnych) wybrany został na sekretarza generalnego Komitetu Centralnego partii bolszewickiej. I tak rozpoczęła się nowa epoka, chociaż Lenin wciąż jeszcze żył.




Oczywiście nasza lokalna ekspozytura bolszewicka musiała przyjąć to do wiadomości i zaakceptować (zresztą jak i inne partie komunistyczne Europy i Świata), bowiem centrum komunizmu biło w Moskwie i to stamtąd szły pieniądze na utrzymanie takich partii jak KPRP (a także na utrzymanie działaczy partyjnych, gdyż nie pracując musieli z czegoś żyć). W dniach 10-13 kwietnia odbyła się w Warszawie III Konferencja Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, na której wybrano nowe władze partii. Bezwzględnie zwyciężyła tzw. "prawica" partyjna, czyli w potocznym określeniu 3W (Warski-Walecki-Wera) od nazwisk przywódców tej frakcji. Zwano ich "prawicowcami", ponieważ byli oni zwolennikami porozumienia się z partiami socjalistycznymi, a nawet social-demokratycznymi i w tamtym czasie ten pogląd był poglądem większości członków partii, dlatego też to oni zwyciężyli. Główną propagatorką i można powiedzieć mózgiem tej polityki była Wera Kostrzewa, czyli Marianna Koszutcka. Urodziła się ona w 1876 r. i pochodziła z polskiej rodziny szlacheckiej - choć zubożałej, gdyż sama w młodości pracowała jako guwernantka i nauczycielka domowa. 1902 r. została kierowniczką prywatnej szkoły w Łodzi. W tym samym czasie wstąpiła też do Polskiej Partii Socjalistycznej. W następnym roku została aresztowana przez Moskali za działalność socjalistyczną i w 1904 r. zesłana na 3 lata do guberni archangielskiej. Po powrocie do Privislinije (czyli do Królestwa, a raczej tego, co z niego wówczas zostało pod kacapskim panowaniem), wstąpiła do PPS-Lewica. To ona (wraz z Różą Luksemburg i kilkoma innymi towarzyszami) była inicjatorką zjednoczenia PPS-Lewicy z Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy, przez co 16 grudnia 1918 r. stworzona została Komunistyczna Partia Robotnicza Polski i od tego czasu Wera Kostrzewa współkształtowała politykę partii i wchodziła w skład Komitetu Centralnego i Biura Politycznego, stojąc na czele (właśnie od kwietnia 1922 r.) frakcji (wraz z Warszawskim-Warskim i Waleckim) tzw "większościowców" czy też "prawicowców". Frakcja ta dominowała partii przez dwa kolejne lata, gdy w Związku Sowieckim Stalin doszedł do wniosku, że sojusz z socjalistami to był jednak "faszystowski spisek". Według Karola Radka - który organizował cały ten "sojusz", miał on przebiegać w sposób następujący: "Zrobimy sojusz, pójdziemy kawałek drogi razem, ale później (...) zrobimy porządek z sojusznikami" - innymi słowy wejście komunistów w porozumienie z socjalistami miało polegać na tym, aby rozsadzać te partie od wewnątrz i przeciągać masy do siebie.

Zresztą w tym samym czasie (1922-1923) Jerzy Sochacki - inny czołowy komunista z KPRP, opublikował cztery tomiki pism szkalujących socjalistów, a były to: "PPS w służbie imperializmu Austrii i Niemiec", "PPS w rządzie Moraczewskiego", "PPS w Sejmie i poza Sejmem" oraz "PPS a Rady Robotnicze". Natomiast Wera Kostrzewa w sprawozdaniu dla Kominternu o działalności KPRP w Polsce w 1921 r. krytykowała dotychczasowe władze partyjne, za skupianie się na "odziedziczonych po SDKPiL dogmatach", pominięcia haseł robotniczych, przede wszystkim dążenia do realizacji 8-godzinnego dnia pracy, kwestii reformy rolnej (rzuciła hasło: "Ziemia dla bezrolnych i małorolnych chłopów"), oraz za brak jasnego stanowiska partii w sprawie autonomii Galicji Wschodniej (tutaj Kostrzewa ostro krytykowała "prymitywny kosmopolityzm" dotychczasowych władz KPRP). Twierdziła że sukces komunistom w Polsce może przynieść przede wszystkim otworzenie się na chłopów (a nie tylko na robotników - jak to było do tej pory), oraz większe (choćby tylko taktyczne) nawiązanie do kwestii narodowych i narodowo-wyzwoleńczych, a przynajmniej nie pomijanie i bagatelizowanie tych kwestii, jak to było do tej pory. W czasie owej III konferencji KPRP Wera Kostrzewa wygłaszając te swoje plany na przyszłość, jednocześnie dodawała że to jest tylko wybieg taktyczny i że dzięki niemu "będziemy mogli uspołecznić jeszcze więcej ziemi niż w Rosji", oraz "uspołecznienie ziemi jest przyszłości jedynym rozwiązaniem kwestii rolnej i jedyną drogą do socjalizmu" - innymi słowy w przyszłości chłopi mieli mieć tak czy siak ziemię odebraną, a sami mieli stać się na niej pracownikami najemnymi. Czyli metody komunistyczne są niezmienne po dziś dzień, jedynie zmieniają się środki i metody wiodące ku celowi "uspołeczniania ziemi" (dziś są one realizowane pod hasłami "zielonego ładu" i całego tego ekologizmu jaki jest nową religią Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz całej idei totalitarnej struktury, w jaką zamienia się Unia Europejska). I podobnie jak dziś wszelkie zamiary cofnięcia się Komisji Europejskiej choćby o krok od zamierzonych celów zielonego totalitaryzmu powodują wręcz żałosny jazgot (choć oczywiście toczony za drzwiami gabinetów, na zasadzie "niech tam se motłoch protestuje, my idziemy dalej wyznaczoną trasą"), tak na owej III Konferencji KPRP podniosło się wiele głosów oburzenia na na sam fakt, iż można - co prawda na krótko - ale że w ogóle oddać chłopom ziemię na własność. Jeden z członków partii stwierdził wręcz: "Jeśli rewolucja będzie na Zachodzie, u nas nie znajdzie się siły, która byłaby zdolna do zmuszenia nas do podziału" (ziemi pomiędzy chłopów).




Innymi słowy komuniści chcieli dotychczasowe folwarki zamienić na państwowe przedsiębiorstwa rolnicze, w których chłopi zatrudnieni byliby w roli pracowników rolnych (a tak naprawdę parobków przywiązanych do ziemi, jak to było w Związku Sowieckim). Myśl o tym, że ziemia mogłaby zostać oddana chłopom na własność (choćby były to tylko niewielkie hektary - jak twierdziła Kostrzewa), była nie do pomyślenia dla komunistycznych fanatyków, dla których idea komunistyczna była tym samym, czym dowolnie interpretowane przykazania religijne dla fanatyków i sekciarzy. Mimo to należy stwierdzić, że władze partyjne które w kwietniu 1922 r. przejęły kierownictwo nad partią, były bodajże najbystrzejszą i najbardziej autonomiczną grupą partyjnych aparatczyków w całej historii Komunistycznej Partii Polski. Oprócz Kostrzewy, Warskiego i Waleckiego w Komitecie Centralnym znaleźli się: Jerzy Sochacki-Czeszejko, Franciszek Grzelszczak, Adam Landy, Wacław Wróblewski, Franciszek Fiedler, Roman Jabłonowski, Władysław Stein-Krajewski, Szczepan Rybacki, Edward Próchniak (ps. "Sewer", "Weber") i Henryk Lauer (ps. "Ernest", "Brand", "Łapiński"). Trybun ludowy tzw. "lewicowców" partyjnych (momentami nawet uważany za przywódcę tej frakcji) niejaki Ślusarski twierdził wręcz otwarcie że nie należy nawet na krok odchodzić od "ideałów" komunizmu i nie ulegać socjal-ugodowcom, którzy dążą do zgniłych kompromisów. Krytykował on nie tylko nowe władze KPRP, ale również politykę Rosji sowieckiej, którego rząd - jak twierdził - zmuszony jest układać się z własnym wrogiem, czyli (tadam)... z chłopstwem. Twierdził zatem, że skoro na Zachodzie nie wybuchła rewolucja komunistyczna (na co bardzo liczono) rząd sowiecki musiał iść na kompromis z chłopstwem i stworzyć taką kapitalistyczno-socjalistyczną hybrydę, jaką był NEP (Nowa Ekonomiczna Polityka), czyli wprowadzona w marcu 1921 r. przez Lenina polityka gospodarcza, dopuszczająca w państwie socjalistycznym istnienie własności prywatnej i gospodarki kapitalistycznej na mniejszą skalę (zgoda na istnienie małych prywatnych przedsiębiorstw). Ta polityka pozwoliła Rosji sowieckiej w pierwszych latach po rewolucji i wojny z Polską, złapać nieco oddechu, gdyż kraj był totalnie wyniszczony I Wojną Światową i rewolucją bolszewicką (oraz systemem komunizmu wojennego, czyli polityką rabunkową), a poza tym w kilku regionach Rosji (głównie na Ukrainie) dochodziło aż do przypadków kanibalizmu, tak wielki panował głód i bieda. Michał bułhakow w swoim opowiadaniu "Stolica w notesie" opisywał jak wyglądało życie w Rosji w czasach tej polityki gospodarczej (nepmanami nazywano oczywiście tych, którzy najbardziej zyskali i którzy gospodarczo odżyli): "A u nepmanów było nadzwyczaj przyjemnie. Herbata, cytryna, ciasteczka, pokojówka, wszędzie pachnie perfumami, srebrne łyżeczki, córka gra na pianinie Modlitwę dziewicy, kanapa - "a może pan pozwoli śmietanki?".

Przez cały rok 1922 Wera Kostrzewa zamieszczała najróżniejsze napominania skierowane do socjalistów i zamieszczane na łamach "Nowego Przeglądu", gdzie nawoływała do zjednoczenia sił socjalistycznych, gdyż: "Idzie o odparcie niebezpieczeństwa panowania Korfantych i Dmowskich, wszystkie odłamy klasy robotniczej muszą iść w zwartych szeregach (...) cały proletariat miast i wsi, wszyscy robotnicy i biedni chłopi zrozumieć muszą, że nie osoba Piłsudskiego czy Witosa - jak głoszą fracy i ludowcy, ale tylko zbudzenie się do czynu, nieustanna czujność, solidarna masowa akcja - zapewnić im mogą demokratyczne zdobycze, niezbędne w burżuazyjnym państwie". Również Adolf Warszawski-Warski twierdził, że nie ma wyjścia i trzeba działać w systemie takim jaki jest, czyli trzeba pogodzić się z tak zwaną demokracją parlamentarną i działać w jej ramach. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wybuchnie rewolucja. Dlatego też już 20 kwietnia 1922 r. Komitet Centralny KPRP wystosował list otwarty do władz Polskiej Partii Socjalistycznej z propozycją wspólnej organizacji obchodów 1 Maja. PPS propozycję tę odrzuciła, twierdząc iż nie zamierza podejmować jakiejkolwiek współpracy z partią antyniepodległościową i zarazem pozbawioną poważnego zaplecza społecznego. W tym też czasie w Moskwie Oddział Zagraniczny GPU przygotował dla Biura Politycznego Komitetu Centralnego Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) raport o perspektywach rewolucji w krajach zachodnioeuropejskich, opracowany na podstawie informacji Rozwiedupra (czyli wywiadu wojskowego) i Kominternu. Największe nadzieje w tamtym czasie pokładano w trzech krajach: w Niemczech, we Włoszech i w Polsce i zamierzano wysyłać tam przeszkolonych ludzi o doświadczeniu politycznym i wojskowym, aby zakładali na miejscu bazy z bronią i szkolili oddziały bojowe przyszłych rewolucjonistów. Szczególne nadzieje pokładano w Niemczech, gdzie w marcu 1922 r. marka totalnie się załamała. W tym miesiącu za jednego dolara płacono 329 marek, a już w sierpniu tego roku aż 1990 marek. W kolejnych miesiącach było jeszcze gorzej, a inflacja zamieniła się w hiperinflację powodując nieprawdopodobną wręcz dewaluację niemieckiego pieniądza (i tak jak kiedyś już pisałem, dochodziło do takich sytuacji, że markami palono w piecu, albo szyto z nich sukienki na bale sylwestrowe, gdyż do niczego innego się nie nadawały, natomiast wypłaty wyglądały tak, że pracownik zabierał ze sobą trzy albo cztery walizki do których ładował pieniądze, które były jedynie świstkiem papieru, bo chleb kosztował tyle co 1/3 takiej walizki. Już sam fakt tego pokazywał, jak bardzo Sowieci liczyli na wybuch rewolucji w Niemczech. Zresztą w Polsce było bardzo podobnie, tylko że na nieco mniejszą skalę).




Ale działalność komunistów nie była pępkiem świata, a wręcz stanowiła zaledwie odprysk wydarzeń, które wówczas działy się w świetle reflektorów. I tak oto 7 kwietnia 1922 r. zakończony został proces prawnego powiązania Wielkopolski z resztą ziem Rzeczpospolitej (ciągoty Wielkopolan do autonomii były dosyć silne, ale ostatecznie zostały stłumione). 16 kwietnia we włoskiej miejscowości Rapallo, podpisany został niemiecko-rosyjski układ, na mocy którego oba te państwa mają ze sobą współpracować i pomagać sobie w sytuacji powojennego ostracyzmu zwycięskich mocarstw. Niemcy bowiem czuły się upokorzone warunkami pokoju podyktowanymi im w Wersalu w czerwcu 1919 r. Twierdzono bowiem powszechnie (zresztą zgodnie z prawdą) że przecież Armia Niemiecka nie została pokonana w polu, a wróg nigdzie nie przekroczył granicy Cesarstwa Niemieckiego. Zaczęto zatem głosić mit o "Ciosie w plecy", który Armii Niemieckiej i mieli zadać socjaliści, komuniści i Żydzi. Poza tym ogromna skala odszkodowań wojennych jakie musiały zapłacić pokonane Niemcy zwycięskim mocarstwom, powodowała, iż wszelkie radykalizmy zyskiwały coraz większy posłuch, tym bardziej w sytuacji potęgującej się inflacji i biednienia społeczeństwa niemieckiego. Liczono więc na różne "cuda". Przede wszystkim na ponowną wojnę na Wschodzie i ponowny atak Armii Czerwonej na Polskę, gdyż zwycięstwo sierpniowe roku 1920 było w Niemczech uważane za katastrofę, gdyż mocno oczekiwano tam upadku państwa polskiego i powrotu na Wschodzie do granic z 1914 r. Poza tym oczekiwano, że gdyby komuniści ponownie zaatakowali, to Amerykanie - którzy u siebie również obawiali się rewolucji komunistycznej - przychylniejszym okiem spojrzą na kwestię niemieckich reparacji i albo je radykalnie obniżą, albo też nawet zupełnie zniosą. Rząd Josefa Wirtha (z katolickiej partii Centrum) prowadził politykę "wywiązywania się", czyli spełniania oczekiwań zwycięskich mocarstw w kwestii reparacji, co doprowadziło do tego, że Niemcy zostały dopuszczone do odbywającej się od kwietnia 1922 r. w Genui Światowej Konferencji Gospodarczej. Jednak polityka "wywiązywania się" była bardzo niepopularna w samych Niemczech i mocno zwalczana zarówno przez prawicę jak i lewicę. Poza tym w tym właśnie czasie doszło do ostrego konfliktu niemiecko-francuskiego, który był tak ostry, że obawiano się iż zamieni się w nową wojnę (wielu nacjonalistów ale również ludzi którzy w takiej wojnie widzieli odmianę losu Niemiec, mocno jej kibicowało). Ponieważ jednak w Genui niewiele można było osiągnąć, a głos Niemiec znaczył tam tyle co nic, strona niemiecka postanowiła dogadać się z przedstawicielami Rosji sowieckiej i tak właśnie stało się w Rapallo, gdzie oba państwa nawiązały kontakty dyplomatyczne, gospodarcze i wzajemnie zrezygnowały z odszkodowań.




Wiadomość o podpisaniu układu w Rapallo wywołał szok światowej opinii publicznej, gdyż nie sądzono że do takiego zbliżenia mogłoby dojść (oczywiście nie wiedziano nic o tym, do czego potem doszło, czyli do rozbudowy Reichswehry na poligonach sowieckiej Rosji, gdzie pozbawione broni pancernej Niemcy, mogły testować nowe rodzaje czołgów i samolotów. W każdym razie układ w Rapallo wynegocjował i podpisał niemiecki minister spraw zagranicznych - Walther Rathenau, który już 24 czerwca 1922 r. zginął w Berlinie w zamachu zorganizowanym przez skrajnie prawicową organizację. Nie był to pierwszy tego rodzaju mord polityczny w ówczesnych Niemczech. Takich fememorden (mordów kapturowych) popełniono kilka począwszy od 1921 r. Ich ofiarami podali ludzie, którzy oficjalnie zostali oskarżeni przez środowiska nacjonalistyczne o klęskę Niemiec w Wielkiej Wojnie, upokorzenie Niemiec w Wersalu i zgodę na ową hańbę. Do pierwszego mordu doszło 26 sierpnia 1921 r. a jej ofiarą padł minister finansów z partii Centrum - Mathias Erzberger. Mordu tego dokonało dwóch członków organizacji Consul (dawnej brygady Ehrhardta), którzy podeszli do Erzbergera, gdy przebywał on w miasteczku zdrojowym i oddali do niego strzały w głowę i klatkę piersiową. Rathenau zaś został wysadzony granatem. Ta śmierć oblała grozą polityków i doprowadziła do tego, że 26 czerwca (czyli 2 dni po zamachu na Rathenaua), wprowadzono w Niemczech zarządzenie o ochronie Republiki, a kanclerz Wirth wygłosił orędzie do narodu, w którym stwierdził że "wróg stoi na prawicy" (w sumie zamachowcy zabili 354 osoby, w tym 326 bezkarnie). Atmosfera jaka się wówczas w Niemczech wytworzyła (głównie w kręgach rządowych i zbliżonych do rządowych) była związana z walką z partiami prawicowymi, a raczej z wszelkimi prawicowymi organizacjami, które głosiły radykalne hasła nacjonalistyczne. Jednak sympatia niemieckiej ulicy, ale również niemieckiej elity politycznej była bardzo prawicowa. Upadek Cesarstwa bowiem i powstanie Republiki niewiele zmieniło w dotychczasowym układzie polityczno-społecznym państwa. Pruskie junkierstwo wciąż było silne, oficerowie w dalszym ciągu mieli ogromny wpływ na politykę (Ernst Jünger twierdził wręcz, że junkrzy upili się wojną niczym winem i do dziś nie wytrzeźwieli). Podobnie niemieckie sądy były znacznie bardziej skore do karania socjalistów i komunistów, niż członków organizacji prawicowych. "Nienawiść i bezgraniczna pogarda wobec wszystkiego, co nazywa się demokracją i republiką, staje się większa i większa" - jak pisała jedna z niemieckich gazet w roku 1922.




A tymczasem 20 czerwca 1922 r. oddział wydzielony Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego wkroczył do garnizonów górnośląskich. Polska ponownie po kilku wiekach swej nieobecności (Śląsk po raz ostatni należał do Polski jeszcze w średniowieczu, w XIII wieku), obejmowała w posiadanie ziemię śląską, a raczej wyznaczoną przez komisję Ligii Narodów część Śląska (swoją drogą najbardziej uprzemysłowioną część, choć nie największą). Z tej okazji premier Antoni Ponikowski w depeszy do wojewody Rymera w Katowicach stwierdzał: "Dzień dzisiejszy po wsze wieki pamiętny będzie dla narodu polskiego, jako święto odzyskania przez Polskę dzielnicy prastarej, ukochanej, cennej nie tylko bogactwami, lecz więcej jeszcze, cnotami ludności. Witajcie!" Komunistyczna Partia Robotnicza Polski stała oczywiście na gruncie oddania tej ziemi Niemcom. Zresztą w kosmopolitycznym świecie do którego miano dążyć po rewolucji, takie nic nieznaczące kwestie, jak świadomość narodowa nie miały żadnego sensu, dlatego też przynależność tej czy innej ziemi do danego kraju nie była dla tych w ojkofobicznych kreatur ważna. Liczyło się przecież tylko jedno szczęście ludzkości w nowym komunistycznym raju. Ale podobnie jak żadnego raju nigdy nie było na Ziemi i próżno jest szukać jakiegokolwiek Edenu (w rozumieniu biblijnym oczywiście) czy to w Mezopotamii czy gdziekolwiek indziej (próżno, ponieważ my tutaj nie przychodzimy żeby się pławić w tym świecie. My stąd nie jesteśmy! My jesteśmy nieśmiertelnym Duchem, a nie tym mięsem który tutaj musi szczeznąć i zniknąć tak, jak wcześniej czy później zniknie Ziemia, Słońce czy cały Wszechświat), tak też stworzenie jakiegokolwiek raju politycznego - a już w szczególności raju opartego na zbrodni i przemocy (do czego dążyli przecież komuniści) mogło być interesujące tylko dla ludzi zupełnie pozbawionych jakichkolwiek, choćby najmniejszych oznak inteligencji.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz