Stron

wtorek, 2 kwietnia 2024

WALKA Z KOMUNISTAMI W PRZEDWOJENNEJ POLSCE - Cz. VIII

 CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"





KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. VIII



 5 listopada 1922 r. odbyły się wybory do Sejmu Rzeczpospolitej Polski I kadencji (bowiem Sejm z lutego 1919 r. był Sejmem Ustawodawczym, powołanymi głównie po to, aby uchwalił konstytucję i tak się stało 17 marca 1921 r.). Poszczególne partie startowały w kilku blokach. Prawica (czyli Związek Ludowo-Narodowy, Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe i Chrześcijańska Demokracja) wystąpiła pod nazwą Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej. Lewica rozbita była na pięć nierównych grup z Polską Partią Socjalistyczną i Polskim Stronnictwem Ludowym "Wyzwoleniem" na czele. Partie centrowe (z Polskim Stronnictwem Ludowym "Piast" na czele) stanęły do walki wyborczej w siedmiu blokach, a mniejszości narodowe: Żydzi (z wyjątkiem małopolskich), Niemcy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy z Wołynia i wschodniej Małopolski, również utworzyli wspólny blok wyborczy. Natomiast nielegalna Komunistyczna Partia Robotnicza Polski stanęła do wyborów pod nazwą Związek Proletariatu Miast i Wsi. Na cele wyborcze ta ekspozytura Moskwy w Polsce otrzymała specjalną dotację Kominternu, ale wybory okazały się totalną klapą komunistów. Na listy ZPMiW w całym kraju głosowało jedynie 121,5 tys. osób, co stanowiło zaledwie 1,4% głosujących (zdobytych głównie w Warszawie i w Zagłębiu Dąbrowskim, natomiast takie robotnicze tereny jak: Łódź, Górny Śląsk czy Zagłębie Naftowe dały komunistom wręcz znikome poparcie.  Łącznie wprowadzili do Sejmu dwie osoby: w Warszawie Stefana Królikowskiego (ps.: "Bartoszewicz", "Ogrodniczek", "Cyprian"), a w Zagłębiu Dąbrowskim Stanisława łańcuckiego (który w swoim rodzinnym Przemyślu dostał śladowe wręcz poparcie, a poza tym jego kampania wyborcza była dosyć utrudniona, jako że przebywał w więzieniu i wyszedł na wolność dopiero w styczniu 1923 r.). Działalność obu tych posłów od początku była działalnością antypaństwową, a ich postulaty szczególnie Królikowskiego ograniczały się do wprowadzania hiper "demokratyzacji", polegającej na tym, że realnie państwo przestawało działać. Sporządził np. projekt ustawy znoszącej artykuły o zdradzie stanu i działalności antypaństwowej (wykluczając co prawda z nich szpiegostwo). Był też autorem poprawek ustawy o służbie wojskowej, skracającej czas służby do sześciu miesięcy (notabene za tą ustawę był bardzo mocno krytykowany w partii komunistycznej, gdyż celem komunistów było zdezorganizowanie działalności Wojska Polskiego, a nie obniżenie czasu trwania służby wojskowej).

W wyborach uprawnionych do głosowania było 13 011 693 obywateli, z czego do urn poszło 8 812 901 czyli 67,7%. Największa frekwencja była w województwach zachodnich, najmniejsza we wschodnich (głównie z powodu bojkotu wyborów Ukraińców i Żydów). Wybory wygrało stronnictwa prawicowe, zdobywając 29,1% głosów (po wyborach jednak dotychczasowe sojusze polityczne uległy rozsypaniu i najwięcej mandatów - 98 - zdobył Związek Ludowo Narodowy z Czetwertyńskim, Seydą, Lutosławskim, Grabskim, Głąbińskim, Zdziechowskim i Zamojskim na czele. Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe wprowadziło do sejmu zaś 27 posłów z Dubanowiczem i Strońskim na czele. Natomiast Chrześcijańska Demokracja zdobyła 44 mandaty z Bittnerem, Chacińskim i Korfantym). Lewica razem zdobyła 24,8% głosów (PSL "Wyzwolenie" 48 mandatów z Poniatowskim, Bagińskim, Thuguttem i Nocznickim na czele. Polska Partia Socjalistyczna uzyskała 41 mandatów z Moraczewskim, Daszyńskim, Barlickim, Perlem, Liebermanem, Pużakiem, Niedziałkowskim, Kwapińskim i Czapińskim. Radykalne Stronnictwo Chłopskie księdza Okonia zdobyło 4 mandaty, a także lewicowy odłam ludowców Stapińskiego zdobył 2 mandaty). Stronnictwa centrowe zdobyły 23,4% głosów (PSL "Piast" zdobył 70 mandatów z Witosem, Ratajem i Dąbskim, a Narodowa Partia Robotnicza wprowadziła do Sejmu 18 posłów z Chądzyńskim, Popielem i Waszkiewiczem). Marszałek Piłsudski dał zaś akceptację do tworzenia "Zjednoczenia państwowego" opartego na "Straży Kresowej" w skład której wejść miała Organizacja Młodzieży Narodowej i PSL "Wyzwolenie", a także szereg pomniejszych polityków bliskich Marszałkowi. Jednak na kilka dni przed wyborami Organizacja Młodzieży Narodowej postanowiła że Straż Kresowa wystąpi oddzielnie, a to spowodowało że - poza "Wyzwoleniem" wszystkie te formacje polityczne poniosły całkowitą klęskę (tym bardziej że ich listy były głównie we wschodnich rejonach kraju). Mniejszości narodowe zaś podzieliły się na bloki ukraiński, białoruski, niemiecki i żydowski, zjednoczonych tylko formalnie, pod niepisanym przewodnictwem posła Grünbauma. Łącznie (według konstytucji) Sejm liczył 444 posłów. 12 listopada odbyły się wybory do Senatu Rzeczypospolitej. Tutaj uprawnionych do głosowania było 9 088 590 obywateli z czego do urn wyborczych poszło 5 589 268, czyli 61,5%. Senat składał się ze 111 senatorów. Nowy parlament zebrał się 28 listopada 1922 r. i od razu przystąpiono do głosowań nad wyborem marszałków. W Sejmie zwyciężył Maciej Rataj z PSL "Piast", zdobywając 252 głosy (głównie centrum i prawicy), przeciwko 177 głosom oddanym na jego konkurenta Eugeniusza Śmiarowskiego z "Wyzwolenia". W Senacie zaś zwyciężył Wojciech Trąmbczyński z prawicy (dzięki głosom "Piasta") przeciw Ksawerego Praussa z lewicy.

Natomiast w Moskwie 5 listopada rozpoczął obrady IV Kongres Kominternu (ostatni już z udziałem Lenina). Lenin ogłosił na nim już oficjalnie wprowadzenie Nowej Ekonomicznej Polityki (o której pisałem w poprzednich częściach) i zakończenie okresu komunizmu wojennego. Pozwoliło to zniszczonej wojną i rewolucją Rosji nieco gospodarczo odetchnąć, dopuszczając możliwość ograniczonego co prawda, ale jednak kapitalistycznego systemu gospodarczego (oczywiście ograniczającego się do małych, najczęściej rodzinnych przedsiębiorstw) przy pozostawieniu dominującej roli państwa. Na ów Kongres z ramienia KPRP jako reprezentanci "sekcji polskiej" Kominternu, wybrali się Adolf Warszawski-Warski, Maria Koszutska, Maksymilian Horowitz-Walecki, Edward Próchniak i Władysław Kowalski. Prócz postanowień dotyczących NEP-u, zgodzono się również co do sojuszu z socjalistami i tworzenia jednolitych "frontów robotniczych", a także wyrażono zgodę na udział Komunistycznej Partii Robotniczej Polski w wyborach parlamentarnych w Polsce. Obrady Kongresu trwały do 5 grudnia. 

22 listopada we Lwowie zaś rozpoczął się proces przeciwko 39 uczestnikom (tylko tylu bowiem osobom udowodniono powiązania z Komunistyczną Partią Galicji Wschodniej) obrad w soborze św. Jura (o którym pisałem w poprzednich częściach). Proces trwał do 11 stycznia 1923 r. i zakończył się wieloma wyrokami długoletniego więzienia dla oskarżonych.

W Polsce zaś trwały przygotowania do pierwszych w historii Polski wyborów prezydenta Rzeczpospolitej. Głównym (a w zasadzie jedynym) kandydatem przez długi czas, był Marszałek Józef Piłsudski (ale odmówił on kandydowania, zdając sobie doskonale sprawę że konstytucja tworzy jedynie malowanego prezydenta o bardzo ograniczonych kompetencjach, w zasadzie tylko do przecinania wstęgi i przyjmowania zagranicznych przedstawicieli, zresztą wzorowanego na modelu francuskiej III Republiki - wszystko co francuskie było wtedy w modzie, po pierwsze bo "Francja-elegancja", a po drugie, bo był to największy kraj europejski - nie licząc oczywiście Rosji, która stała się komunistyczna - który zwyciężył w I Wojnie Światowej). Za kandydaturą Piłsudskiego opowiadały się PPS, PSL "Wyzwolenie", Narodowa Partia Robotnicza i PSL "Piast", dysponujące łącznie w Sejmie i Senacie 212 głosami. 4 grudnia jednak, na konferencji w pałacu Rady Ministrów Marszałek Piłsudski odmówił kandydowania w wyborach (powiedział: "Na mnie proszę nie głosować. W warunkach istniejących należy wybrać człowieka, który miałby cięższy chód a lżejszą rękę"). Natomiast w mniejszym już, prywatnym gronie stwierdził Marszałek że najlepszym kandydatem na prezydenta byłby Witos (w tamtym bowiem czasie stosunki pomiędzy Witosem a Piłsudskim były jeszcze dość dobre, a rozmowy pomiędzy "piastowcami" a Marszałkiem trwały mniej więcej od marca 1921 r. (M.in. w Jabłonnie, posiadłości Władysława Sikorskiego) co miało doprowadzić do stworzenia formacji politycznej, otwarcie wspierającej Marszałka. Jednak kandydatura Witosa była nie do zaakceptowania dla "Wyzwolenia", które zamierzało wystawić swojego kandydata w osobie Gabriela Narutowicza. Marszałek początkowo był niechętny tej kandydaturze, co prawda bardzo cenił i szanował Narutowicza (jak już pisałem w poprzedniej części, wiedział, że gdy rozmawia z Narutowiczem, to nic nie wyjdzie pomiędzy cztery ściany budynku w którym przebywają imiał do niego całkowite zaufanie w tych sprawach) jednak podczas rozmowy z samym Narutowiczem, ten również odmówił przyjęcia godności prezydenta i to zapewne przekonało Marszałka do tego, że Narutowicz nie jest jednak dobrym kandydatem na to stanowisko (we wspomnieniach Stanisława Thugutta, który pierwszy zaproponował kandydaturę Narutowicza, jest zapisane: "Kiedym mu pierwszy raz zaproponował wystawienie jego kandydatury, przeraził się po prostu tej myśli", zaś Tadeusz Hołówko pisał w swej wydanej w 1923 r. książce "Prezydent Gabriel Narutowicz", iż: "Gdy 8 grudnia stawił się u Narutowicza Thugutt, aby prosić go o pozwolenie wystawienia jego kandydatury - Narutowicz kategorycznie odmówi!" Miał bowiem stwierdzić: "Ja kandydować nie chcę, ale jeśli Wyzwolenie wybór przeprowadzi - wybór przyjmę". Wobec niepewnej decyzji Narutowicza, Józef Piłsudski poparł kandydaturę Stanisława Wojciechowskiego, PPS wystawiła kandydaturę Ignacego Daszyńskiego, mniejszości narodowe prof. Baudouin de Courtenay'a, a prawica hrabiego Maurycego Zamoyskiego.




W sobotę 9 grudnia zebrało się Zgromadzenie Narodowe, liczące łącznie 545 posłów i senatorów. Ostatecznie zgłoszono pięć kandydatur (wyżej wymienieni plus Narutowicz). Po dwóch pierwszych głosowaniach odpadł Daszyński, po trzecim de Courtenay. W czwartym głosowaniu odpadł Wojciechowski i ostatecznie w piątym głosowaniu - gdzie było dwóch kandydatów jeden z prawicy Zamoyski, a drugi popierany przez lewicę, mniejszości narodowe i PSL "Piast" czyli Narutowicz (Witos nie mógł poprzeć Zamoyskiego, choć wcześniej był dogadany z prawicą, a to z tego powodu, że Zamoyski był jednym z największym w kraju potentatów ziemskich, a przecież postulatem partii chłopskiej jaką był PSL, było szybkie wprowadzenie reformy rolnej i parcelacja wielkich majątków ziemskich pomiędzy chłopów. Poza tym Witos był zniechęcony do prawicy tym, że ci nie poparli jego kandydatury do prezydentury). To też w piątym i ostatnim głosowaniu Zamojski otrzymał 227 głosów, a Narutowicz (poparty przez "Piasta") 289, dzięki czemu Gabriel Narutowicz stał się pierwszym w historii prezydentem Rzeczpospolitej Polski. Oczywiście wyniku tego partie prawicowe nie przyjęły do wiadomości. Oczywiście różnica głosów była zbyt wyraźna by można było mówić o jakichś fałszerstwach wyborczych czy temu podobnych, ale mimo to postanowiono uniemożliwić Narutowiczowi objęcie stanowiska prezydenta. W pierwszej kolejności zamierzono go zastraszyć, czyli rozpętać wokół jego osoby taką spiralę nienawiści (jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli), że człowiek ten powinien sam zrezygnować ze stanowiska, aby po prostu mieć święty spokój. Prasa prawicowa i prawicowi politycy rzucili się więc do gardła Narutowiczowi (oczywiście przy okazji oberwało się również Witosowi). Wyciągano najbardziej odrażające i nie mające nic wspólnego z prawdą pomówienia. Twierdzono np. że Narutowicz jest Żydem, że został wybrany głosami mniejszości narodowych i tym samym narzucony Polakom jako agent obcych państw (głównie Niemiec ale i Rosji Sowieckiej). Gdy polityka zohydzania Narutowicza nie udała się (choć wspierały ją takie osobistości jak choćby gen. Józef Haller - von Hallenburg), postanowiono wówczas uniemożliwić jego zaprzysiężenie. Powszechnie mówiono że tak naprawdę zwyciężył Zamoyski, bowiem zdobył 227 głosów polskich, a Narutowicz tylko 186 głosów polskich, a reszta to głosy mniejszości narodowych, które narzuciły Polsce prezydenta. Twierdzono że jest germanofilem i że ma wrogi stosunek do Francji. Twierdzono że jest apostatą, masonem i że ledwo mówi po polsku. Prawicowa prasa zachęcała również ludzi do masowego pisania anonimowych depesz do prezydenta-elekta, "namawiających" go do zrzeczenia się prezydentury (większość z nich była pełna inwektyw i gróźb karalnych, w których pisano m.in. że jeśli Narutowicz nie zrzeknie się prezydentury, to: "Zdechnie marnie jak pies"). Anonimy słono również do jego rodziny, starając się wywrzeć presję wszędzie, gdzie tylko było to możliwe. 

Tłumy ludzi z hasłami "Precz z Narutowiczem" i "Hańba mu" gromadziły się zarówno przed Hotelem Europejskim (gdzie Narutowicz mieszkał) jak i przed gmachem Ministerstwa Spraw Zagranicznych (jaką to funkcję dotąd pełnił). 10 grudnia w godzinach wieczornych przed pałacykiem Dziewulskich w Alei 3 Maja (gdzie mieszkał gen. Józef Haller), zebrał się spory tłum protestujących przeciwko wyborze Narutowicza na prezydenta. Oczekiwano też od Hallera rady, co należy czynić aby "ocalić Polskę przed tyranią mniejszości narodowych". Haller przemawiał z balkonu i stwierdził że "Polskę sponiewierano", oraz że "o ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym ogniem - zwyciężymy!", dodał też że "w razie potrzeby nie zabraknie nam broni". Sam Narutowicz jednak nie okazywał strachu, mimo iż zaraz po otrzymaniu wiadomości o swoim wyborze zwrócił się do Thugutta i innych polityków słowami: "Co wyście mi narobili, co wyście narobili?", to jednak w kolejnych dniach nie zamierzał ulegać emocjom tłumów (chociaż prezydentury nie pragnął). 11 grudnia - na długo przed zapowiadanym na południe zaprzysiężeniem nowego prezydenta - spory tłum zaczął gromadzić się w okolicach Sejmu. Głównie młodzież zaczęła wychodzić na ulicę, aby zagrodzić drogę jadącemu z Łazienek prezydentowi-elektowi. Inni na Placu Trzech Krzyży i przy ulicy Wiejskiej starali się zatrzymywać posłów zdążających na zaprzysiężenie, aby nie było wymaganej liczby posłów i senatorów i przez to aby sam akt zaprzysiężenia był nieważny. Obrzucano też ich obelgami i ciskano w nich kulki śnieżne (jako że była zima). Zdarzały się jednak i pobicia, poseł Piotrowski (PPS) został dotkliwie pobity, poseł Kowalski miał rozbitą głowę z której obficie leciała krew i tak właśnie dotarł do Sejmu. Posłowie Daszyński i Limanowski zostali kijami wepchnięci do bramy jednego z budynków i tam zamknięci. Socjaliści wezwali więc na pomoc swoje bojówki i doszło do walk na ulicach, których efektem było 26 rannych (w tym 9 ciężko) i jeden zabity (Jan Kałuszewski - działacz PPS). Posłowie którzy znajdowali się w Sejmie (głównie z lewicy) pytali się gdzie jest policja i domagano się natychmiastowej dymisji komendanta policji. Posłowie prawicy zaczęli im ubliżać i również w Sejmie wywiązała się walka wręcz pomiędzy posłami różnych opcji politycznych. Narutowicz jednak nie zgodził się pojechać do Sejmu inną trasą, a jego samochód (eskortowany przez oddział szwoleżerów - którzy usuwali wszelkie barykady po drodze) dotarł wreszcie przed gmach Sejmu. Narutowicza powitały okrzyki wzburzonego tłumu, przekleństwa i lecące w jego stronę kulki śnieżne. W samym Sejmie nie było posłów prawicy, poza jednym ich przedstawicielem, który obrzucał prezydenta-elekta obelgami, ale wkrótce musiał się wycofać pod naporem posłów lewicy. Narutowicz pewnym siebie głosem, złożył przysięgę na hebanowy krucyfiks i od tej chwili już oficjalnie objął swój urząd. 14 grudnia w Belwederze Naczelnik Państwa Józef Piłsudski przekazał Gabrielowi Narutowiczowi władzę (którą do tej pory pełnił jako głowa państwa polskiego od listopada 1918 r.).




Prasa prawicowa ponownie ruszyła z atakiem. Władysław Rabski w "Kurierze Warszawskim" z 12 grudnia, w artykule "Jezus, Maria" pisał że "larwa rudobrodego szatana" ponownie zniewoliła Polskę wystawiając ją na sprzedaż na "niemieckim targu". Straszono też, że jeśli Narutowicz ostatecznie nie zrzeknie się prezydentury, to zamiast "potoków krwi", które popłynęły w niedawnej manifestacji, teraz popłynie "morze krwi" (w Poznaniu prawica zorganizowała nawet swoiste zbiórki pieniężne po domach, na "usunięcie" Narutowicza z urzędu prezydenta). Grożono śmiercią nie tylko samemu prezydentowi, ale również jego synowi i jego bliskim. Wszędzie tylko było słychać głosy "Ustąp! ustąp!" Ale paradoksalnie im były one silniejsze i lepiej słyszalne, tym stanowisko Narutowicza utwardzało się. Z początkowej niepewności co ma dalej czynić, ostatecznie postanowił wytrwać na swym stanowisku, aby nie tworzyć precedensu, który doprowadzi do ulegania ulicy. Podobnego zdania był Marszałek Piłsudski, ale gdy dotarły do niego głosy z jego dawnej partii PPS, która chciała zorganizować wielką demonstrację zaraz po pogrzebie zabitego 11 grudnia Jana Kałuszewskiego, połączoną z zablokowaniem siedzib partii prawicowych w Śródmieściu (z tego powodu PPS nawiązała kontakt z byłymi peowiakami, którzy również udzielili tutaj wsparcia), zdając sobie sprawę że może to skończyć się ponownym rozlewem krwi, stwierdził początkowo że to już od Niego nie zależy, bo On zdał swoją władzę. Ale jednocześnie dodał: "Rozumiecie chyba sami że nie można dopuścić do rządów ulicy, czy to z lewej, czy z prawej strony i gdy was wezmę do spokoju - musicie usłuchać. Jedno tylko mogę wam przyobiecać: jeśli będziecie się domagać aby siewcy anarchii zostali niezwłocznie postawieni w stan oskarżenia i oddani pod sąd - ja takiego przyrzeczenia nie odmówię i zrobię ze swej strony wszystko aby tak się stało". Do akcji lewicy jednak nie doszło, a w sobotę 16 grudnia 1922 r. prezydent Gabriel Narutowicz (po wcześniejszej wizycie u kardynała Kakowskiego) udał się do gmachu Zachęty i tu (w chwili gdy zatrzymał się przed obrazem Kopczyńskiego) z tłumu wysunął się jakiś mężczyzna, który natychmiast oddał trzy strzały w kierunku prezydenta. Jedna kula uderzyła w kręgosłup, druga w serce i nim przybyła pomoc prezydent skonał. Mordercą okazał się artysta-malarz (a jednocześnie fanatyczny zwolennik prawicy) Eligiusz Niewiadomski, który został schwytany przez adiutantów prezydenta. 29 grudnia stanął on przed sądem i na pytanie sędziego czy przyznaje się do winy, odpowiedział: "Do winy - nie, do złamania prawa tak!" Stwierdził dalej że jego czyn był czynem czysto politycznym, natomiast sam Narutowicz jako człowiek w ogóle go nie interesował i wierzył nawet głęboko, że był on dobrym mężem i dobrym człowiekiem, a być może nawet patriotą, ale to w ogóle nie miało dla niego żadnego znaczenia, bo Narutowicz stał się symbolem tego co najgorsze, czyli anarchii podsycanych przez mniejszości narodowe i zewnętrznych wrogów Polski. Dodał również że planował na początku zabójstwo Piłsudskiego, 6 grudnia na wystawie u Baryczków. Zrezygnował jednak z tego zamiaru, gdy dowiedział się że Piłsudski odmówił kandydowania na prezydenta. Ostatecznie Niewiadomski został skazany na karę śmierci i wyrok wykonano przez rozstrzelanie w Cytadeli warszawskiej 31 stycznia 1923 r. Ostatnie słowa Niewiadomskiego brzmiały: "Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski".




Zaraz po zamachu ulice Śródmieścia opustoszały. Mało tego, okazało się nagle że władze państwowe przestały funkcjonować i nie było komu podejmować decyzji. Taki stan swoistego rozkładu politycznego trwał przez kilkanaście pierwszych godzin po zamachu, a i później nie było lepiej. Stanisław Thugutt swojej autobiografii pisał: "Straszny był dzień pogrzebu Narutowicza. Pogoda tak mroczna i mglista, że w samo południe panowały ciemności (...) Na chodnikach - od Belwederu do Zamku - stał w gęstym skupieniu jakiś skamieniały w bezruchu, nieodgadniony tłum, i nie wiadomo było co się kryje pod skorupą milczenia". Prasa prawicowa weszła teraz w zupełnie inny ton, zaczęto pisać: "Ciszej nad tą trumną", albo "Miłości Ojczyzny - cudowny to lekarz! Odrzućmy jedne, odwołajmy się do drugiego!" Stanisław Stroński twierdził np. że lewica pragnie wykorzystać ten mord do "płaskich i podłych celów politycznych", czyli chce żerować na śmierci Narutowicza, aby zbić na tym polityczny interes. 17 grudnia marszałek Sejmu Maciej Rataj (na wniosek Piłsudskiego) powierzył misję tworzenia nowego (rząd Nowaka bowiem podał się do dymisji zaraz po zaprzysiężeniu Narutowicza) Władysławowi Sikorskiemu, który objął również tekę ministra Spraw Wewnętrznych. Marszałek Piłsudski objął zaś szefostwo Sztabu Głównego i nowy rząd szybko przywrócił porządek wprowadzając stan wyjątkowy i obsadzając wojskiem ulice, oraz centralne gmachy w stolicy. Aresztowano też kilku najbardziej zdeterminowanych krzykaczy z ostatnich dni, m.in. publicystę Adolfa Nowaczyńskiego i prezesa Związku Hallerczyków - Sierocińskiego. Prokuratura zażądała również usunięcia immunitetu kilku posłom, co też się stało i mieli oni wytoczone sprawy sądowe za podżeganie do morderstwa. Mimo to atmosfera zaczęła się rozrzedzać, emocje ustąpiły, wracał spokój i normalność. 20 grudnia ponownie zebrało się Zgromadzenie Narodowe i odbyły się drugie wybory prezydenckie. Prawica zrezygnowała z kandydatury Zamoyskiego (zdając sobie sprawę że nie poprze go Witos i jego partia), wysuwając kandydaturę prof. Kazimierza Morawskiego. Witos i PSL "Piast" wysunęli zaś kandydaturę Stanisława Wojciechowskiego. I to właśnie on zwyciężył, zdobywając 298 głosów, wobec 221 dla Morawskiego. Nowy prezydent (choć wybrany głosami tych samych środowisk co wcześniej Narutowicz) został zaprzysiężony jeszcze tego samego dnia bez żadnych protestów. Jednak już kilka tygodni później prawica zaczęła brać Niewiadomskiego na swoje sztandary jako bohatera (chodź zaraz po zamachu wyrzeknięto się go, jako chorego psychicznie). Najpierw starano się przekonać go by złożył prośbę o ułaskawienie, ale on stwierdził że tak jak Narutowicz - który zginął z jego ręki, tak i on musi ponieść śmierć, aby zapłacić za zbrodnię którą popełnił - bez względu na pobudki. Potem zaś, gdy wyrok został już wykonany, oficjalnie uznano go za patriotę, który poświęcił swe życie w obronie Ojczyzny.

30 grudnia 1922 r w Moskwie proklamowano utworzenie Związku Socjalistycznych Republik Rad (Sowietów). Początkowo to państwo składało się z 4 republik: Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Rad, Ukraińskiej SRR, Białoruskiej SRR i Federacji Republik Zakaukaskich.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz