CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"
KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. IX
Rok 1923 był rokiem bardzo niespokojnym i nie tylko w Polsce, ale również w kilku innych państwach europejskich (z pewnością w Niemczech, gdzie hiperinflacja doszła do przerażającego wręcz poziomu). W Polsce był to rok często zmieniających się rządów (trzy gabinety w ciągu roku), hiperinflacji, walki z paskarzami (wielu bowiem handlarzy starało się wykorzystać kryzys gospodarczy do swoich celów, maksymalnie podnosząc ceny sprzedawanych przez siebie towarów), oraz zamachów terrorystycznych, a także nadziei, jakie wiązali komuniści z rychłym upadkiem demokracji i zainstalowaniem w Polsce systemu sowieckiego. Już 4 stycznia policja przeprowadziła aresztowania, robiąc naloty na meliny komunistów i współpracowników Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Wielu sowieckich agentów z KPRP zostało wówczas aresztowanych. Samego Komitetu Centralnego z Adolfem Warszawskim-Warskim i Marią Koszutską nie udało się jednak policji aresztować.
Co ciekawe, tego samego 4 stycznia 1923 r. swoje obowiązki rozpoczął pierwszy poseł Związku Sowieckiego w Polsce - Piotr Wojkow (polskim posłem w Moskwie został Stanisław Kętrzyński).
Stan zdrowia Lenina pogarszał się z każdym kolejnym dniem, aczkolwiek jeszcze był na tyle sprawny umysłowo, aby 4 stycznia dopisać post scriptum do swego nieoficjalnego "testamentu", który napisał pod koniec grudnia 1922 r. i w którym ostrzegał Partię przed Stalinem, pisząc: "Towarzysz Stalin, po objęciu funkcji sekretarza generalnego, skupił w swych rękach nadmierną władzę i nie ma pewności, czy zawsze potrafi z tej władzy korzystać z należytą ostrożnością". Dnia 4 stycznia 1923 r. dopisał jeszcze: "Stalin jest zbyt brutalny i wada ta, która jest całkiem do zniesienia w naszym środowisku i w stosunkach między nami, komunistami, staje się nie do zniesienia na stanowisku sekretarza generalnego". Dokument ten został potem na całe dekady utajniony i był jednym z najbardziej strzeżonych dokumentów w Związku Sowieckim, nawet po śmierci Stalina (notabene Lew Trocki - czyli jedyny realny konkurent Stalina do władzy nad partią i państwem - twierdził też, że Lenin miał powiedzieć o Stalinem w gniewie: "Ten kucharz zgotuje tylko pieprzne dania").
Wzmagał się problem niemieckich reparacji dla zwycięskich mocarstw I Wojny Światowej. Jeszcze w marcu 1921 r. Ententa ustaliła wysokość reparacji niemieckich na 132 mld. marek w złocie (płatnych rocznymi ratami 2-6 mld. marek przez 42 lata). Niemcy (szczególnie za ministra Walthera Rathenaua) starały się obniżyć tę kwotę do 50 mld. marek, pomniejszonych o 20 mld. które rzekomo Niemcy miały już spłacić Aliantom. Rathenau twierdził, że jeśli Alianci nie zgodzą się na obniżenie wysokości reparacji, to Niemcy czeka katastrofa gospodarcza i bankructwo, a co za tym idzie anarchia polityczna i niestabilność, która może pochłonąć Europę (tym bardziej biorąc pod uwagę zagrożenie sowieckie). Francuzi jednak kategorycznie nie godzili się na jakiekolwiek w tym względzie ustępstwa. Tym bardziej że po upadku rządu skłonnego do kompromisu Aristide Brianda, nowym premierem został (styczeń 1922 r.) były prezydent Republiki - Raimund Poincaré, który nie chciał usłyszeć o żadnym kompromisie w stosunku do Niemców. Taka polityka doprowadziła w Niemczech do wielu politycznych zbrodni, jej ofiarą padł sam Rathenau (zastrzelony w Berlinie 24 czerwca 1922 r. notabene jeden z zamachowców wrzucił do jego samochodu również granat ręczny). Ratenau był niemieckim nacjonalistą i chociaż godził się na reparacje widząc, że tylko w ten sposób Niemcy mogą powrócić na europejskie salony i wywalczyć odzyskanie przynajmniej części strat terytorialnych, poniesionych po zakończeniu I Wojny Światowej (szczególnie miał na myśli Pomorze i Górny Śląsk). Jednak owa zgoda została automatycznie uznana przez środowiska nacjonalistyczne w Niemczech (szczególnie te, które głosiły mit "ciosu w plecy"), iż Rathenau jest zdrajcą Niemiec, a ponieważ był również Żydem, tym bardziej go to oczerniało w oczach żądnych odwetu nacjonalistów. Zresztą reparacje, które Niemcy zaczęły już spłacać w dostawach surowców dla francuskiego przemysłu, były ostatecznie torpedowane przez wielkich niemieckich przemysłowców (Kruppowie, Thyssenowie, Stinnesowie). Również kapitał i politycy brytyjscy nie widzieli potrzeby w wypłacaniu reparacji Francji (ogromna bowiem część z owych reparacji przypadała Francuzom).
W dniach 2-4 stycznia 1923 r. odbyła się konferencja paryska w sprawie niemieckich reparacji, która jednak zakończyła się fiaskiem. Powstały 22 listopada 1922 r. centro-prawicowy rząd Wilhelma Cuno, nie mógł się bowiem zgodzić na ustaloną kwotę 132 mld. marek w złocie, gdyż realnie doprowadziłoby to niemiecką gospodarkę do bankructwa, ale Francuzi (mam tu na myśli polityków z otoczenia premiera Poincaré, gdyż francuscy przemysłowcy często znajdywali wspólny język z przemysłowcami z Niemiec), nie zamierzali pójść na jakiekolwiek, choćby najmniejsze ustępstwa. Francuzów wsparli w tym Belgowie oraz Włosi Mussoliniego. Konserwatywny rząd brytyjski zaś (z już wówczas śmiertelnie chorym premierem Andrew Bonarem Lawem) był znacznie bardziej elastyczny w kwestii reparacji i chodź popierał Francuzów, ostatecznie zdawał się stanąć po stronie Niemiec. Poincaré nie mając innego wyjścia i widząc że w żaden inny sposób nie wyegzekwuje od Niemców reparacji, zdecydował się na krok militarny. 11 stycznia 1923 r. Armia Francuska i Belgijska wkroczyły do Zagłębia Ruhry, traktując je jako zastaw pod wypłatę reperacji wojennych. Odtąd transporty węgla miał iść nie w głąb Niemiec, a do Francji - a konto reparacji. Rząd Wilhelma Cuno wezwał rodaków z Zagłębia Ruhry (głównie urzędników i robotników) do biernego oporu wobec okupantów francuskich. Doszło jednak do kilku starć, w wyniku których zastrzelonych zostało 132 Niemców. Interwencja francusko-belgijska w Zagłębiu Ruhry spotkała się ze sprzeciwem zarówno Londynu jak i Waszyngtonu - tym bardziej gdy doszły tam informacje o walkach i zabitych oraz rannych cywilach. Poincaré musiał nieco ograniczyć swoje apetyty i swój przekaz, ale nie wycofał się z Zagłębia Ruhry, a wręcz przeciwnie - zaczął wspierać lokalny separatyzm. Ruch separatystów nadreńskich, kierowany przez Adama Dortena (uczestniczył w nim również pierwszy kanclerz powojennych Niemiec, a wówczas burmistrz Kolonii - Konrad Adenauer) był mocno wspierany i finansowany przez Paryż. Ostatecznie jednak okupacja Zagłębia Ruhry niewiele Francuzom dała, natomiast generowała ogromne koszty, a także straty wizerunkowe. Mimo to Poincaré nie zamierzał się stamtąd wycofywać.
31 stycznia 1923 r. o godz. 6:30 rano, zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza - Eligiusz Niewiadomski został przewieziony z aresztu do Cytadeli, gdzie miał dokonać swego żywota. Czekała tam na niego już kompania szkolna 30 Pułku Strzelców Kaniowskich. Poprzedniego dnia wieczorem przeprowadził dwugodzinną rozmowę w swej celi z księdzem Pietrzykiem. Teraz nie zdradzał ani zdenerwowania ani też obaw przed śmiercią (proponowano mu aby poprosił o ułaskawienie nowego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, ale on odmówił i stwierdził, że za taki czyn jaki popełnił, należy się śmierć, gdyż co prawda idea jakiej służył według niego była słuszna i Narutowicz jako symbol politycznego zaprzaństwa na śmierć zasłużył, ale równocześnie było to zabójstwo człowieka i z tego też powodu on również musi zginąć). Podszedł do słupka egzekucyjnego (chociaż wcześniej starano się przynajmniej doprowadzić do tego, aby nie został rozstrzelany przy tym słupku jak pospolity przestępca, ale ostatecznie nie udało się do tego doprowadzić prawicowym ugrupowaniom). Zdjął palto, szalik i kapelusz, ściągnął też okulary i podał je stojącemu nieopodal mecenasowi Kijeńskiemu. Poprosił aby nie zawiązywano mu oczu i aby nie przywiązywano go do słupka, a życzenie to zostało spełnione. Następnie wyrzekł słowa: "Umieram za Polskę, którą gubi Piłsudski! Zachowam spokój, proszę, aby mierzono mi w głowę" - były to jego ostatnie słowa. Następnie padły strzały i Niewiadomski zakończył swój ziemski żywot. Po śmierci Niewiadomski stał się ikoną środowisk prawicowych. W kościołach zaczęto odprawiać mszę w intencji jego duszy. Podczas kazań, a także w prasie prawicowej i katolickiej zaczęto nazywać go "bohaterem-męczennikiem". Przybrało to tak ogromne rozmiary, że 11 lutego episkopat polski musiał wydać odezwę, w której stwierdzono iż: "Nabożeństwa żałobne nie powinny być nadużywane dla manifestacji, nie odpowiadających świętości i celowi obrządku religijnego". Dalej twierdzono iż nabożeństwa za Niewiadomskiego mogą wprowadzić "zamęt do pojęć o moralności chrześcijańskiej", gdyż Kościół sprzeciwia się wszelkim akcjom łamiącym przykazania - szczególnie to "nie zabijaj!".
Eligiusz Niewiadomski stał się bohaterem również dla powstałego na początku 1923 r. i będącego w konspiracji "Pogotowia Patriotów Polskich". Ich ulotki (rozdawane również w kościołach) głosiły: "Patrioto! Wstąpiłeś w szeregi Pogotowia Patriotów Polskich, które powstało w przekonaniu, że Ojczyznę można uratować tylko drogą dyktatury. Widzisz sam, jak dzisiejszy ustrój parlamentarny prowadzi Ojczyznę do zguby. Wiedz o tym, że należysz do organizacji bezpartyjnej, stojącej na gruncie narodowym i patriotycznym, bo Polska jest dla Polaków i Polacy Nią rządzić powinni". Rytuał przystąpienia do tej organizacji był dosyć mistyczny. Nowo-wstępującego prowadzono do podziemi jednego z kościołów (najczęściej do Kościoła Wszystkich Świętych na Grzybowie lub do kościoła Kapucynów na ul. Miodowej w Warszawie) i tam składali oni przysięgę. Jeden z wtajemniczonych mówił potem, iż: "Mówiono nam, że ten czarny krzyż, który całowaliśmy po przysiędze, całował przed śmiercią na polu stracenia Eligiusz Niewiadomski". Była to organizacja, która przygotowywała zamach stanu w Polsce i z tego powodu szybko znalazła się w polu zainteresowania policji. W styczniu 1924 r. Pogotowie Patriotów Polskich zostało rozbite aresztowaniami, w tym czasie w jego skład wchodziło ok. 800 osób. Sprawa ta jednak była bardzo poważna, gdyż organizacja miała swoich ludzi nie tylko w środowiskach akademickich (wśród studentów), ale również wśród żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego, wśród policjantów (w tym również wśród komisarzy policji), urzędników, a także wśród polityków (m.in. z prezesem Związku Ludowo-Narodowego Stanisławem Głąbińskim). Przywódcą organizacji był architekt Jan Pękosławski, który zamierzał przejąć władzę w wyniku zamachu stanu, obalić konstytucję i wprowadzić dyktaturę. Wojskowym szefem organizacji był Witold Gorczyński (który prowadził tajne rozmowy z gen. Szeptyckim - ówczesnym ministrem), zaangażowany w tę organizację był również gen. Wroczyński.
Istniejący od 16 grudnia 1922 r. rząd gen. Władysława Sikorskiego, musiał przede wszystkim zmagać się z szalejącą inflacją i coraz szybszym spadkiem wartości marki polskiej. Już 13 stycznia 1923 r. Sikorski przeprowadził rekonstrukcję swego gabinetu, powierzając ministerstwo skarbu Władysławowi Grabskiemu, który od początku zaczął twierdzić, iż należy wprowadzić nową polską walutę i w miejsce polskiej marki powołać do życia polski złoty. Nowy pieniądz miał funkcjonować początkowo jednocześnie ze starym, z tym że złoty nie podlegałby inflacji (czego w przypadku marki Grabski już nie gwarantował). Aby ograniczyć coraz większą inflację, Grabski zaproponował zmniejszenie biurokracji, oraz sprzedaż niektórych deficytowych przedsiębiorstw państwowych. Oczywiście nie mogło się obyć bez nowych podatków, ale na razie trwały sejmowe spory o to, kto tak naprawdę ma ponieść największe koszty wprowadzenia nowej waluty. Endecją była za wprowadzeniem nowego podatku, który bezpośrednio dotykałby warstw ludowych (najbiedniejszych), socjaliści zaś dążyli do opodatkowania najbogatszych - i tak to się na razie kręciło (w satyrycznym czasopiśmie "Mucha" ukazał się rysunek, w którym młoda kobieta w szacie do ziemi i z białym orłem na piersi prowadziła za ręce dwóch niesfornych urwisów, jednym z nich była prawica, drugim lewica. Podpis pod rysunkiem brzmiał: "Zaraz mi tu zgodnie iść smarkacze, bo w skórę dam", na co chłopak z napisem "prawica" odpowiada: "Dobrze mamo, ja z nim pójdę, ale po drodze go kopnę", na co chłopak z napisem "lewica" odpowiada: "Ja też go kopnę" 🥴).
Wkroczenie wojsk francuskich i belgijskich do Zagłębia Ruhry spowodowało, że Paryż znów musiał orientować się na Warszawę, jako sojusznika w przypadku konfliktu z Niemcami. Co prawda od 19 lutego 1921 r. istniał polsko-francuski sojusz obronny (skierowany przeciwko Niemcom), ale Francuzi podchodzili do niego w sposób całkowicie dowolny, raz dążąc do jego wzmocnienia (w sytuacji większego konfliktu z Berlinem), a raz to jego osłabienia. Jednak sytuacja jaka się wytworzyła w Europie Zachodniej w styczniu 1923 r. spowodowała właśnie, że Polska stała się niezwykle pożądana i to nie tylko przez Paryż, ale również przez Londyn (który chciał przez Polskę dostać się do Rumunii, niezbędnej w konflikcie Brytyjczyków z Turkami, wspieranymi przez Sowietów. Polska zaś od 3 marca 1921 r. miała również układ obronny z Rumunią, wymierzony w sowiecką Rosję).
12 stycznia 1923 r. Litwini (za namową Niemców) zajęli Kłajpedę. To portowe miasto administrowane było (na mocy Traktatu Wersalskiego) przez francuskiego gubernatora, natomiast Rada Ambasadorów Ententy zdecydowała się przekazać to miasto (jako "Wolne Miasto") pod wspólny polsko-litewski zarząd. Jednak od 9 października 1920 r. czyli od zajęcia Wilna przez oddziały gen. Żeligowskiego, Litwa nie utrzymywała z Polską żadnych stosunków, nie tylko dyplomatyczny ale również jakichkolwiek innych. Litwa, będąc młodym narodem i nie mając żadnych tradycji państwowych opartych na "litewskości" (wszelkie te tradycje - jeśli w ogóle można je takowymi nazwać - sięgały średniowiecza, więc nie mogły odnosić się do współczesności), po zajęciu Wilna, a szczególnie po przyłączeniu Wilna i Litwy Środkowej do Polski (24 marca 1922 r.) wytworzyła u siebie bardzo silny antypolonizm i na tej nienawiści budowała swoją tożsamość narodową. Natomiast Niemcy woleli aby Kłajpeda (która przed zakończeniem I Wojny Światowej należała do nich), włączona teraz została raczej do słabej i małej Litwy, niż do dużej Polski, z którą Niemcy mieli swoje zatargi graniczne. Dlatego też namówili Litwinów - a ci oczywiście skwapliwie na to przestali - aby zajęli Kłajpedę i włączyli miasto to do swojego państwa. Litwa budując zaś swoją tożsamość na antypolonizmie, jednocześnie pozbawiała się ogromnej, kilku-wiekowej części swej historii. Historii, która była wspólna - polsko-litewska i która mogła zasadniczo zmienić powojenny układ sił w Europie Północnej, gdyby Kowno, nie było tak małostkowe i uparte. Co z tego że Wilno było historyczną stolicą Litwy, skoro Litwinów w tym mieście było parę procent. Dominowali przede wszystkim Polacy, a na drugim miejscu byli Żydzi. Piłsudski zresztą zamierzał oddać Litwie Wilno, ale nie Litwie nacjonalistycznej. Nie Litwie, która będzie wylęgarnią antypolonizmu i z ziem której niemieckie i sowieckie bandy będą przenikać na terytorium Rzeczpospolitej. Litwa sprzymierzona z Polską we wspólnym sojuszu mogła zatrzymać Wilno, ale małostkowi politycy z Kowna uznali, że wolą konflikt z Warszawą, nie zdając sobie sprawy że upadek Polski automatycznie doprowadzi do upadku Litwy, gdyż Polska może przetrwać bez Litwy (jako ewentualnie sowiecka czy w innym przypadku niemiecka satelita, jak to było w czasach PRL-u), ale Litwa bez Polski nie przetrwa - NIGDY! Poza tym nie mając wcześniejszych tradycji administracyjnych, Litwa zalana była Rusko-carskim biurokratycznym badziewiem prawnym i w ten sposób przypominała rzeczywiście jakąś taką post-carską mini republikę. Warto tu jeszcze przytoczyć słowa, jakie w 1905 r. wystosował w kierunku Litwinów Henryk Sienkiewicz, a brzmiały one: "A wspomnij ty dawne czasy: kto cię ochrzcił? Kto cię oświecił? Kto cię Niemcu (...) jako psa z gardła wyrwał? (...) Budzi się, mówisz naród litewski? To chwała Bogu! Chcesz po litewsku gadać? Gadaj! Ten, co krwi dla ciebie nie szczędził jeszcze ci dopomoże. A ty - hajże na niego, choć on Twoja krew i Twój brat".
Ale właśnie to co uczyniła Litwa z Kłajpedą, dał Polsce pretekst, aby na arenie międzynarodowej przedstawić sprawę nierozwiązanych i wciąż wlokących się kwestii granicznych. Minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej - Aleksander Skrzyński stwierdził, że takie kroki jakie poczyniła Litwa, mogą w przyszłości posłużyć czy to Moskwie czy Berlinowi do podobnych gwałtów politycznych, a co za tym idzie mocarstwa zachodnie powinny jak najszybciej uznać granicę polsko-litewską. Jednocześnie polski poseł w Rzymie August Zaleski (przyszły minister spraw zagranicznych, oraz - już dużo później, po zakończeniu II Wojny Światowej prezydent Rzeczypospolitej Polski na uchodźstwie w Londynie) starał się również urobić w tej kwestii Mussoliniego (Zaleski pisał potem w swych pamiętnikach, że Mussolini skarżył mu się co do słabej międzynarodowej pozycji Włoch. Zalewski pisał: "Podsunąłem mu myśl, że jednym ze sposobów polepszenia tej pozycji byłoby okazywanie żywszego zainteresowania dla wszystkich zagadnień politycznych, bez względu na to, gdzie się kształtują. (...) Włochy mają właśnie sposobność okazania światu, że są krajem o szerokich zainteresowaniach. (...) Takie wystąpienie Włoch wywołałoby bardzo korzystne wrażenie w Europie wschodniej, która po raz pierwszy, ujrzała we Włochy w roli wielkiego mocarstwa, Mussolini skwapliwie podchwycił tę szansę..." 30 stycznia 1923 r Benito Mussolini wygłosił mowę, w której gorąco popierał międzynarodowe uznanie granicy polsko-litewskiej, co ostatecznie doprowadziło do przekonania zarówno Francuzów jak i Brytyjczyków. Już 3 lutego Rada Ligii Narodów (pod przewodnictwem Francuzów i Brytyjczyków) przyznała Polsce pełne suwerenne prawa nad Wileńszczyzną. 16 lutego ta sama Rada Ambasadorów Ligii Narodów uznała suwerenną władzę Litwy nad Kłajpedą, pod warunkiem respektowania autonomii tego miasta i przyznania Polsce prawa do korzystania z portu kłajpedzkiego (nie respektowanego przez Litwinów). 15 marca zaś Rada Ambasadorów uznała wschodnią granicę Rzeczypospolitej zarówno z Litwą, jak i z Rosją sowiecką. Stało się to wielkim sukcesem rządu Sikorskiego i zostało mocno przezeń rozreklamowane.
WŁADYSŁAW SIKORSKI
(w latach 20-tych)
A tymczasem w lutym 1923 r. do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski przyłączył się Żydowski Komunistyczny Związek Robotniczy w Polsce - czyli Kom-Bund.
Z takich ciekawostek warto też nadmienić, że 1 marca w Niemczech podniesiono dopuszczalną prędkość aut z 15 aż do 30 km/godz.
PRE MORTEM
KRÓTKOMETRAŻOWY FILM O ZBRODNI KATYŃSKIEJ
(1940)
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz